3 Wywiad z Przewodniczącym PZITB Wiktorem Piwkowskim
Transkrypt
3 Wywiad z Przewodniczącym PZITB Wiktorem Piwkowskim
WYW I AD Wywiad z Przewodniczącym PZITB Wiktorem Piwkowskim A.S.: Na Zjeździe miał Pan niewiele czasu, aby przed delegatami podsumować mijającą kadencję. Czy mógłby Pan dokonać takiego podsumowania? Czy wszystko się Panu w tej kadencji udało? Czy są takie rejony i obszary, które wymagają jeszcze pracy? W.P.: Najbardziej udało mi się w minionej kadencji to, że sam się zmieniłem. Zmiana ta polegała na tym, że ja – człowiek biznesu – zacząłem myśleć kategoriami dobrowolnego i demokratycznego Stowarzyszenia. Co więcej, polubiłem ten sposób myślenia i zauważyłem, że w efekcie jest on równie skuteczny. Przechodząc do meritum – na początku ubiegłej kadencji powstał program zawierający jedenaście celów do zrealizowania w okresie 2006 – 2008. Tak naprawdę to żaden z nich nie został do końca osiągnięty, ale program jako całość okazał się sukcesem. Rozpoczęto i daleko zaawansowano szereg działań, które w istocie swojej były niespełnionymi postulatami kolejnych zjazdów PZITB, poczynając od Rzeszowa, poprzez Częstochowę do Gdańska. O dziwo, w Krakowie uznano, że działania te trzeba kontynuować w bieżącej kadencji, wyznaczają one bowiem obszary, które mają dla Stowarzyszenia największe znaczenie. Taka decyzja XLIII Zjazdu Delegatów oznacza odejście od dotychczas chwilowej emocjonalności, charakterysty cznej dla naszych zgromadzeń i przyjęcie postawy pozytywistycznej – uporczywego dążenia do osiągnięcia istotnych celów. Stanowi to novum, co potwierdzam jako Przewodniczący dwóch Zjazdów i Przewodniczący PZITB w dwóch kadencjach. A.S.: W wystąpieniu, które miało za zadanie przybliżyć plany działania na najbliższą kadencję wiele mówił Pan na temat elitarności Związku. PR zeglĄ d bu d ow l an y 9/2008 A.S.: Co, Pana zdaniem, należy poprawić lub zmienić w PZITB? W.P.: Niczego nie zmieniać. Propo nowałbym natomiast poprawić solidarność wewnątrz organizacji. Z ogromną satysfakcją odnotowałem jej symptomy na ostatnim Zjeździe, chociażby w postaci atmosfery nacechowanej koleżeństwem i otwartością. Wielkim wyzwaniem dla nas jest to, żeby w trakcie bieżącej kadencji ukończyć rozpoczęte dzieło odejścia od zatomizowanego, oddziałowego charakteru Związku i osiągnięcie jednolitej, w każdym przejawie działania solidarnej jego postaci. R YNE K BUDOWLANY Agnieszka Stachecka: Był Pan jedynym kandydatem na Przewodniczą cego. Dlaczego? Czy rywale bali się rozpoczętych przez Pana prac? Wiktor Piwkowski: To, że stanąłem jako jedyny kandydat do wyborów na Przewodniczącego PZITB nie było przypadkowe, ale także nie było wynikiem jakiejś wielkiej i zaplanowanej gry wyborczej. Jeszcze przed wyborami, publicznie, na łamach „Przeglądu Budowlanego”, zwróciłem się do członków Stowarzyszenia z apelem o wielkie poparcie, które dawałoby nowemu Przewodniczącemu autentyczną legitymację do kontynuacji rozpoczętych, reformatorskich działań. Zależało mi na tym, aby jeżeli już wygrać wybory to przeważającą ilością głosów. Nie była to sprawa ambicji czy prestiżu, to była sprawa „tak” lub „nie” dla drogi, którą w sprawowaniu funkcji Przewodniczącego wybrałem. Nie prowadziłem też specjalnie rozbudowanej kampanii wyborczej, postanowiłem zaś jasno i otwarcie przedstawić swój punkt widzenia na przyszłość. Nie obawiałem się trudnych spotkań, do których zaliczam udział w Walnym Zgromadzeniu we Wrocławiu, czy spotkanie z przedstawicielami tzw. Polski Południowej w Szczyrku. Mówiłem tam, wprost, bez ogródek co myślę. Z satysfakcją wspominam te spotkania, które wykazały wielkie zaangażowanie, szczerość i uczciwość uczestniczących w nich działaczy Związku. Nie przekonałem wszystkich, ale uzyskałem duże poparcie. Uważam, że właśnie tam zrodziło się ostatecznie zjawisko jednego kandydata i 85% głosów „za” na Zjeździe w Krakowie. To również nie oznacza, że tylko ja osiągnąłem zwycięstwo w wyborach. Zwyciężył pewien sposób zbiorowego myślenia i powstał silny fundament do pracy w nowej kadencji. Na czym ona według Pana polega? W.P.: Pojęcie elitarności, którego użyłem w odniesieniu do Związku wymaga komentarza. Nie jest to, bowiem elitarność uzyskana w drodze hermetyzacji organizacji, dopuszczania do niej nielicznych lub wybranych. Nasza elitarność polega na tym, że ze względu na 75-letnią historię, wierność zasadom i etos Stowarzyszenia, PZITB skupia niespotykaną gdzie indziej, elitarną grupę osób: naukowców, wybitnych inżynierów, charyzmatycznych działaczy, osób posiadających duży społeczny autorytet. W efekcie, to nie liczebność organizacji, lecz właśnie jej autorytarny skład powoduje, że tak niewielu może tak wiele. Opiniotwórcza siła Związku jest wielokrotnie większa niż jego liczebność – na tym właśnie polega wspomniana elitarność. Musimy ją kultywować i wzmacniać. A co najważniejsze, wykorzystać przy kształtowaniu etosu zawodowego młodego pokolenia. A.S.: Jakie są priorytetowe plany na przyszłość PZITB? W.P.: Élite, fraternité. A.S.: Jest Pan człowiekiem niezwykle dynamicznym, działającym na wielu polach i udzielającym się w różnych projektach. W jaki sposób znajduje Pan czas na te wszystkie przedsięwzięcia? W.P.: Nauczyłem się odróżniać jedno od drugiego – rzeczy ważne od nieważnych. A.S.: Dziękuję za rozmowę. 3