7 rozdział

Transkrypt

7 rozdział
7 ROZDZIAŁ
Zoey
- Zoey, słyszałaś mnie?
Zdałam sobie sprawę, że w czasie, kiedy maniakalnie czesałam Persefonę,
Lenobia weszła do boksu i mówiła do mnie. Cóż, mam na myśli, że zdałam
sobie sprawę, że wypowiadała słowa. Na głos. Do mnie. Ale nie słyszałam ich
naprawdę. Westchnęłam i obróciłam się twarzą do Mistrzyni Konnej, opierając
się o ciepły, silny bok klaczy próbując zaczerpnąć spokój i energię z jej
znajomej obecności. – Przepraszam, nie. Nie zwracałam uwagi. Jestem super
roztargniona. Co mówiłaś?
- Pytałam, co wiesz o tym chłopaku Aurox?
- Nic z wyjątkiem tego, że mogę ci obiecać, że nie jest tylko chłopakiem, powiedziałam.
- Tak, wieści już rozbiegły się po kampusie, że jest zmiennokształtnym.
Poczułam, że moje oczy stały się naprawdę duże. – Poważnie? Są takie
rzeczy? Jak Sam i jego szalona, biała śmieciowa matka i brat?
- Sam?
- Czysta Krew, - wyjaśniłam. – Są zmiennokształtnymi. Mogą się zmienić w
cokolwiek, co widzieli. Tak myślę. Mimo że nie sądzę, że mogą zmienić się w
nieożywione przedmioty. Jezusie, muszę przeczytać te ksiązki żeby naprawdę
się z tym uporać. W każdym razie, ponownie, są takie rzeczy?
- A, nie oglądam telewizji. Nigdy nie nabrałam takiego nawyku. Też muszę
przeczytać książki Czystej Krwi.
- Właściwie, są książki Sookie Stackhouse napisane przez fajną, ludzką
autorkę o imieniu Charlaine Harris. – Zarejestrowałam wzrok Lenobii i z
wahaniem dodałam, - Przepraszam, przepraszam, to naprawdę nie twoja działka.
Jakie jest twoje B?
- Moje B wraca do twojego pierwotnego pytania, jest tam wiele rzeczy –
zarówno w tym świecie jak i w Zaświatach.
Z trudem przełknęłam. – Wiem o tym. Zwłaszcza o części Zaświatów.
- To oznacza, wiele kultur ma dowód zmiennokształtnych w swoich
legendach i mitologii. Ma się oczywiście rozumieć, że przynajmniej niektóre z
tych opowieści są w oparciu o prawdę.
- Nie wiem, czy to dobrze czy źle, - powiedziałam.
- Myślę, że najlepszym, o co możemy mieć nadzieję, to, że jest to tak jak z
resztą nas – dobrze albo źle oparte na indywidualności. Co prowadzi mnie do
mojego następnego pytania. Wraz z kampusową plotką o Aurox’ie i jego
zdolności do przynajmniej wydawania się być w stanie zmienić formę, mówi
się, że masz dosyć silną reakcję na niego. Czy to prawda?
Poczułam, że moje policzki stawały się gorące. – Z przykrością, tak.
Zrobiłam z siebie idiotkę przed większością szkoły. Znowu.
- Dlaczego? Kiedy wiesz lepiej niż ktokolwiek, jak niebezpiecznie
manipulacyjna Neferet może być, dlaczego unaoczniałabyś jej propagandę w ten
sposób?
- Bo jestem kretynką, - powiedziałam nędznie.
- Nie. – Uśmiechnęła się uprzejmie. – Zdecydowanie nie jesteś kretynką i
to dlatego chciałam porozmawiać z tobą o tym – na osobności. Myślę, że
powinnaś umniejszyć swoją reakcję na Aurox’a, może nawet dla swoich
najbliższych przyjaciół. Zatrzymaj to, co czujesz dla siebie. Przybierz swoje
kamienne oblicze.
- Kamienne oblicze? Przepraszam, wiem tylko jak grać Cukierkolandię.
- To znaczy żeby zatrzymać swoją reakcję na to, co widzisz i jak się czujesz
odnośnie tego, w sekrecie przed wszystkimi obserwującymi cię.
- Dlaczego? – Naprawdę skupiała teraz moją uwagę. To nie było w typie
Lenobii (albo jakiegokolwiek rozsądnego wampira) żeby prosić adepta o
trzymanie sekretów.
Jej oczy napotkały moje, a ja zostałam na nowo uderzona ich
nadzwyczajnym, szarym kolorem. To było prawie tak, jakby wykorzystała
burzowe chmury wewnątrz nich.
- Nauczyłam się za młodu, że zło czasami lubi się przechwalać, nawet
kiedy byłoby lepiej, gdyby przybrało niską postawę. To było moje
doświadczenie, że prawdziwe zmagania Ciemności nie są ze Światłem i siłą
miłości, prawdy i lojalności. Myślę, że największa groźba zła pochodzi z jego
własnej pychy, arogancji i chciwości. Jeszcze nie widziałam tyrana, który nie
napawa się, albo złodzieja, który się nie przechwala. To dlatego zostają złapani.
Ciemność mogłaby uzyskać o wiele więcej ze swojej realizowanej destrukcyjnej
pracy, gdyby była bardziej, powiedzmy, rozważna.
- Ale to jest w naturze Ciemności żeby się przechwalać i napawać, więc
Ciemność rozumie to, kiedy ktoś zwraca uwagę na jej ruchy i rzeczy, powiedziałam, w końcu łapiąc jej kwestię. – Co oznacza, że kiedy ktoś, kto
próbuje walczyć za dobro pozostaje cicho, obserwuje i czeka na właściwy czas
żeby działać, zło rzuca krzywą piłkę.
- I zostaje złapane nieświadomie przez siłę, która pochodzi z uczciwości,
spokoju i cichej determinacji, - powiedziała Lenobia.
Odetchnęłam głęboko, rozglądając się by mieć pewność, że nikt nie wychodził z
zagrody Persefony, i delikatnie przemówiłam do Lenobii. – Gdy zobaczyłam
Aurox’a mój kamień jasnowidza zrobił się gorący. Jedyne dwa poprzednie razy
stało się to gdy pojawiła się stara magia. – zawahałam się, ale potem
przyznałam. – Zeszłej nocy zajrzałam w kamień i zobaczyłam coś dziwnego na
temat Starka. Przestraszyło mnie to.
- Co Stark o tym powiedział?
- Ja, uh, nie powiedziałam mu.
- Nie powiedziałaś? Dlaczego?
- Ponieważ, po pierwsze zostałam rozproszona przez niego. – Przyspieszyłam,
wiedząc że prawdopodobnie się rumienię. – I nawet nie wiem czemu nic nie
powiedziałam. – Pomyślałam o prawie-bójce którą mieliśmy po drodze do
szkoły. – Nie, czekaj, wiem dlaczego. Od tej całej Pozaziemskiej sprawy między
mną a Starkiem nie były takie same. Niektóre z nich były dobre – jesteśmy
naprawdę blisko przez większość czasu. Ale niektóre są także dziwne.
Lenobia przytaknęła. – To zrozumiałe. Doświadczenie takiej wielkości jakie wy
przeszliście powinno zmienić dynamikę związku i oglądanie starej magii
przyłączonej do Starka może być po prostu wspomnieniem jego obecności w
Zaświatach. – Uśmiechnęła się. – Przypuszczam, że jeśli mogłabyś spojrzeć w
kamień na siebie mogłabyś zobaczyć…
- Cholera, nie! Nie chce widzieć niczego wkoło mnie!
Uśmiech Lenobii zbladł. – Brzmisz jak przestraszona.
- Szaleję, to dla pewności. Myślę, że mam wystarczająco starej magii i
Zaświatów i wszystkiego co się z tym wiąże na długi czas.
- Ah, rozumiem. Jeśli Aurox nosi ślady starej magii, to by tłumaczyło czemu
jego obecność tak na ciebie wpłynęła.
- Na pewno spowodował, że poczułam się śmiesznie, nawet widząc go
wcześniej zmieniającego się w byka.
- Śmiesznie? Jak byś była później też przerażona?
- Ta, ale miałam też dziwnie zaskakujące wrażenie, jakby moja intuicja widziała
coś czego rozum nie mógł znieść. I wtedy stałam się bardzo niespokojna. Coś
jest nie tak z tym kolesiem, Lenobio, i to coś jest bardzo ale to bardzo stare.
- Ale czy widzisz, że wygląda jak przystojny nastolatek do końca świata?
- Ta, tak myślę. – Wtedy parsknęłam. – Chciałabym zabrać go na Skye i
dowiedzieć się co ta część ‘końca świata’ widzi kiedy oni na niego patrzą.
- Twój kamień jasnowidza pochodzi ze Skye?
- Tak, królowa mi go dała. Powiedziała, że jeśli stara magia jest w pobliżu gdy
w niego zajrzę, mogę ją ujrzeć. – Pomyślałam o Starku i cieniach i
okropnościach. – Mając do czynienia z tym co mogę zobaczyć moimi oczyma
jest dla mnie bardziej niż wystarczające. Nie chcę znowu spoglądać w kamień
jasnowidza. – Potrząsnęłam głową, zawstydzona moją słabością. – Przepraszam.
Jestem strasznym dzieciakiem. Nie powinnam być tak cholernie przestraszona.
Powinnam spojrzeć przez ten głupi kamień na Auroxa.
-I co mogłoby się stać gdybyś zobaczyła coś strasznego? Każdy kto patrzy przez
kamienie może ujrzeć starą magię?
- Nie. – Otarłam łzy z policzków. – To jest dar, które posiada tylko kilka
Arcykapłanek.
-Więc, jeśli widziałaś coś z Ciemności przez kamień, powiedz wszystkim,
powołaj się na kamień żeby pokazać im to co widziałaś, nie będziesz miała
prawdziwego dowodu?
- Tak, o to chodzi. Byłam i jestem pokręcona.
-Nie, byłaś i jesteś na tyle mądra by słuchać swoich instynktów. Coś jest bardzo
złego z tym pionkiem Nefret. Wiedziałaś to od pierwszego momentu kiedy go
ujrzałaś, i dlatego że to wiesz nie możesz tak po prostu tutaj stać i zamknij usta,
udawaj jałowe dziecko.
Zrobiłam wewnętrzną notatkę żeby sprawdzić jałowy albo zapytać Damiena o
krótką definicję. Lenobia nie skończyła. Kontynuowała usilnie – Chcę żebyś
pomyślała o Aurox’ie. Zapisuj jak się czujesz i co właściwie obserwujesz
następnym razem kiedy go spotkasz-ale notuj to po cichu. Utrzymuj swoją
maskę obojętności. Nie pozwól by ktokolwiek dowiedział się co kryje ta śliczna
twarz nastolatki.
- Czy nie uważasz że powinnam na niego spojrzeć przez mój kamień
jasnowidza?
- Nie dopóki nadal będziesz przerażona tym co możesz zobaczyć. Kiedy twoje
instynkty powiedzą ci, że to odpowiedni czas, wtedy i tylko wtedy powinnaś to
zrobić.
- A co ze Starkiem? – wstrzymałam oddech.
- Stark zobowiązał się wobec ciebie i naszej Bogini. Myślę, że to dobrze, że
stara magia trzyma go. Przestań zamartwiać się swoim wojownikiem – może to
wyczuć, a to mu nie pomoże.
- Ta, dobrze, to ma sens. Więc, wielka ulga, że nie muszę patrzeć przez kamień
jasnowidza nie czyni mnie dzieciakiem lub tchórzem?
Uśmiechnęła się. – Nie, kretynem też nie. Jesteś młodą, raczkującą
Arcykapłanką, pierwszą w historii, starasz się po prostu znaleźć własną ścieżkę
w bardzo zagmatwanym świecie.
- Jesteś naprawdę bystra. – powiedziałam.
Lenobia się zaśmiała. – Nie, jestem naprawdę stara.
Po tych słowach też się roześmiałam, ponieważ, mimo, że byłam pewna, że
miała setkę albo coś koło tego, wyglądała na trzydzieści lat. – Cóż, wyglądasz
na dwadzieścia ileś, - skłamałam. – co tylko czyni cię trochę starą, a nie bardzo
starą.
- Dwadzieścia-ileś! Z taką umiejętnością maskowania się, poradzisz sobie z
zachowaniem dla siebie myśli o Aurox’ie – powiedziała Lenobia. Wtedy,
przysięgam, zachichotała, co właściwie spowodowało, że wyglądała bardzo
młodo. – Dwadzieścia-ileś! Nie miałam tyle od ponad dwustu lat!
- Co jest twoim sekretem? Zastrzyki z botoxu w usta? – zapytałam, chichotając
razem z nią.
- B źle, to filtr przeciwsłoneczny. – odpowiedziała.
- Hej, wy dwie, przepraszam że przerywam. – Kręcona blond głowa Stevie Rae
pokazała się kiedy ta zajrzała do boksu.
- Nie przeszkadzasz, Stevie Rae, - powiedziała Lenobia, wciąż się uśmiechając.
– Chodź i przyłącz się do nas. Właśnie rozmawiałyśmy o starzeniu się z
wdziękiem.
- Moja mama zawsze mówiła osiem godzin snu, picie dużych ilości wody i nie
posiadanie dzieci był lepszym przepisem przeciwko starzeniu niż cokolwiek co
może zdziałać lekarz bądź L’Oréal. – uśmiechnęła się szeroko w kierunku
Lenobii i posłała Persefonie zaniepokojone spojrzenie. – I dzięki za zaproszenie,
ale pozostanę tutaj. Bardzo nie lubię koni. Bez urazy, są naprawdę duże.
- Nie ma urazy, - powiedziała Lenobia. – Czy Wojownicy czegoś potrzebują?
-Uh-uh. Arena jest doskonała dla klas. Mają sporo zabawy, co oznacza, że biją
się wzajemnie drewnianymi mieczami i strzelają strzałami do rzeczy wiele
krzycząc. – Wszystkie trzy wywróciłyśmy oczyma. – Ale twój kowboj jest tutaj,
więc przyszłam po ciebie.
- Mój kowboj? – Lenobia wyglądała na całkowicie zmieszaną. – Nie mam
kowboja.
- Cóż, musi być twój ponieważ dopiero co wszedł wejściem dla pracowników z
gigantyczną przyczepą z koniem mówiąc, że zgłasza się do pracy i pytając gdzie
może wyładować swoje rzeczy. – powiedziała Stevie Rae.
Lenobia westchnęła przeciągle. Widocznie zdenerwowana powiedziała –
Neferet. To jej robota. On jest pierwszym z lokalnych ludzi którego zatrudniła.
- Nie rozumiem o co chodzi Neferet. – rzekła Stevie Rae. – Cholernie dobrze
wiem, że nienawidzi ludzi i nie zawraca sobie tyłka tym czy miejscowi lubią nas
tutaj czy nie.
- Neferet jest od wywoływania problemów. – stwierdziłam.
- I zaczyna ze mną, bo wie że jestem z tobą. – powiedziała Lenobia.
- Chaos. – jak tylko powiedziałam to słowo poczułam płynącą z niego prawdę. –
Neferet chce zasiać w naszych życiach chaos.
- Więc dajmy temu kowbojowi ciepłe powitanie, sprawmy by poczuł się jak w
domu, i pokażmy mu jak niechaotycznie i całkowicie nudno może być w moich
stajniach. Jeśli to zrobimy, może, ale tylko może, zdecyduje wynieść się do
bardziej ekscytujących pastwisk i Neferet zwróci swoją uwagę gdzie indziej.
Jak by była na misji, Lenobia wymaszerowała ze stajni Persefony. Stevie Rae i
ja spojrzałyśmy po sobie.
- Nie ma mowy żebym to przegapiła. – poklepałam Persefone i rzuciłam jej
szczotkę do pojemnika.
Stevie Rae sięgnęła po moją rękę, gdy podążałyśmy za Lenobią. – To co nie
powiedziałam Lenobii to fakt jak cholernie przystojny jest jej kowboj. –
Szepnęła do mnie.
- Naprawdę?
- Po prostu poczekaj i sama zobaczysz.
Teraz byłam strasznie ciekawa, przyspieszyłam tempo spiesząc się przez arenę
piasku z trudem machając na Starka, który trzymał łuk dla Rephaim’a. Stevie
Rae próbowała posłać mu buziaka, ale trzymałam ją w ruchu, więc w zasadzie
jedynym co mogła robić było chichotanie i machanie. Próbowałam zignorować
groźne spojrzenie Starka i skupić się na nie przepuszczaniu żadnego z
ciekawych, podekscytowanych i całkowicie zmieszane uczucia które we mnie
były. Nie wiedziałam dokładnie czemu, ale absolutnie nie chciałam by Stark
wypytywał mnie o Auroxa.
- Tam, to on. Wysoki, nie wampir w kowbojskim kapeluszu zaraz przy drzwiach.
– Stevie Rae wskazała na szerokie boczne drzwi prowadzące na arenę. Były
otwarte na oścież. W środku była tylko duża przyczepna z koniem i jeden z tych
kolesi z masywnych ciężarówek z Oklahomy lubiących kupować, jeździć i
praktycznie żyć w nich. Przed przyczepą stał bardzo wysoki mężczyzna. I Stevie
Rae stanowczo miała rację. Był naprawdę słodki, nawet jak na starszego faceta.
- Wygląda na kogoś kto powinien być na Western Channel – powiedziałam.
- Grając jednego z tych kowbojskich bohaterów z dawnych dni.
- Sam Elliot, to koleś którego przypomina.
- Huh? – spojrzałam na nią pytająco.
Westchnęła. – Grał w kupie kowbojskich filmów. No wiesz, jak Tombstone.
- Oglądasz westerny?
- Zwykle z mamą i tatą, szczególnie w sobotnie noce przed snem. I?
- I nic.
- Nie mów Afrodycie. – powiedziała.
- Czego ma nie mówić Afrodycie? – zapytała Afrodyta.
Stevie Rae i ja poskoczyłyśmy jak tylko, zdawałoby się, zmaterializowała się za
nami.
- Nie bądź przerażająca, przyzwyczaj się - Powiedziałam.
- Nie jestem. Jestem z natury pełna wdzięku. To dlatego że mam delikatne kości.
– powiedziała. Później zwróciła spojrzenie lodowych niebieskich oczu na Stevie
Rae. – Jeszcze raz – czego nie mówić Afrodycie?
- Tego, że kowboj Lenobii jest gorący. – Powiedziała Stevie Rae.
Afrodyta spojrzała na nią wzrokiem mówiącym, że jest paskudnym kłamcą,
którym była, ale jej spojrzenie było już skierowane na mężczyznę o barczystej
sylwetce.
- Ooooh! To jest Lenobii…
- Pracownik. - dopowiedziałam, pomimo tego, że Afrodyta nie zwracała na
mnie uwagi. – Ma pracować dla Lenobii.
- Jest gorący. – stwierdziła Afrodyta, - Nie tak jak Darius, ale nadal
G.O.R.Ą.C.Y.
- Mówiłam wam. I jest tak wysoki, że Lenobia wygląda na mniejszą niż jest.
Gdy Stevie Rae, Afrodyta i ja przemieszczałyśmy się w zasięg słuchu i
starałyśmy się (bezskutecznie) nie być zbyt oczywiste w naszej grupie w
gapieniu się, kowboj dygnął ku Lenobi swoim kapeluszem i w perfekcyjnym
nosowym głosem z Oklahomy powiedział – Fajnie cię poznać. Jestem nowym
zarządcą stajni. Byłbym wdzięczny jeśli mogłabyś mnie zaprowadzić do
właściciela.
Nie mogłam zobaczyć twarzy Lenobii, ale obserwowałam jak jej plecy się
prostują.
- Uh-oh! – szepnęła Stevie Rae.
- To by było na tyle z ciepłym powitaniem. – powiedziałam wystarczająco cicho
by tylko Afrodyta i Stevie Rae mogły mnie usłyszeć.
- John Wayne właśnie totalnie spieprzył. – stwierdziła Afrodyta.
- Jestem Lenobia. – Jej głos z łatwością nas dosięgał. Nie brzmiała na wkurzoną.
Myślę, że brzmiała bardziej jak gradobicie. – Jestem właścicielką tych stajni i
twoją nową szefową. – Gdy Lenobia nie podała mu dłoni zapadła niezręczna
cisza.
- Brrr – szepnęła Afrodyta. – Właśnie przypomniała mi o mojej mamie i dla
Johna Wayne’a nie wróży to dobrze.
- Sam Elliott – szepnęła Stevie Rae.
Afrodyta zmarszczyła brwi na moją BFF. Stłumiłam westchnienie
beznadziejności.
- On nie wygląda jak jakiś John Wayne. – kontynuowała swój sceniczny szept. –
Ale wygląda dokładnie jak Sam Elliott.
- Oglądałaś za dużo telewizji kiedy byłaś dzieckiem, prawdopodobnie po kolacji
jak rodzina w sobotnie noce. Żałosne. – Afrodyta zbyła Stevie Rae
lekceważącym potrząśnięciem głowy. Zastanawiałam się jak dziwacznym był
fakt, że Afrodyta znała zwyczaje rodziny Stevie Rae gdy ponownie zwróciłyśmy
uwagę na show kowboja.
Mężczyzna ponownie dygnął kapeluszem ku Lenobii, tym razem się uśmiechnął
i nawet stojąc tak daleko jak stałyśmy mogłam zobaczyć jak jego oczy błyszczą.
– Cóż, proszę pani, wychodzi na to, że otrzymałem błędne informacje.
Szczęście, że szybko się wyjaśniło. Nazywam się Travis Foster i cieszę się, że
mogłem cię poznać, szefowo.
- I nie przeszkadza ci fakt, że twój szef jest kobietą?
- Nie, proszę pani. Moja mama była kobietą i nigdy nie pracowałem ciężej ani
nie byłem szczęśliwszy niż wtedy gdy pracowałem dla niej.
- Panie Foster, czy przypominam tobie twoją matkę?
Miałam wrażenie, że głos Lenobii mógłby zamrozić wodę, ale Travis zdawał się
tego nie dostrzegać. Właściwie, wyglądał na zadowolonego z siebie. Założył z
powrotem kapelusz na głowę i spojrzał w dół na Lenobię, jakby pytanie było
wyzbyte cienia sarkazmu. – Nie, proszę pani, na razie nie. – Lenobia nie
powiedziała nic więcej ogarniało mnie nieznośne, żenujące uczucie, że to może
przynieść niewygodne rozmowy dorosłych kiedy Travis wzruszył ramionami,
zaczepił palec o klamrę paska swoich Wranglerów i powiedział, więc, Lenobio,
czy mogłabyś mi pokazać gdzie ja i moja klacz będziemy kimać?
- Klacz? Kimać? – powiedziała Lenobia.
- To jakieś wielkie gówno. Chciałabym mieć popcorn. – Stwierdziła Afrodyta.
- Spali go swoim laserowym wzrokiem. – powiedziałam.
- Lenobia ma laserowy wzrok? – zapytała Stevie Rae.
Z Afrodytą spojrzałyśmy na nią takim wzrokiem jakby zapytała nas czy
sądzimy, że Lindsay Lohan rzeczywiście była na odwyku.
- Co wy na to, że będę patrzeć i nic nie mówić. – Powiedziała Stevie Rae.
- Dziękujemy. – powiedziałyśmy razem, co spowodowało, że Afrodyta gapiła
się na mnie nim powróciłyśmy do podglądania i podsłuchiwania.
- Cóż, proszę pani. – wycedził Travis. – Powiedziałem Najwyższej Kapłance
kiedy mnie zatrudniała, że ja i moja klacz przychodzimy jako transakcja
wiązana i muszę ją tu przechowywać. Odkąd skończyłem sezon zarządzania
stajniami w Durant Springs potrzebuję też miejsca żeby się gdzieś zatrzymać. –
Zrobił pauzę, a gdy Lenobia nic nie mówiła dodał – Durant Springs jest w
Colorado, proszę pani.
- Wiem gdzie to jest. – warknęła Lenobia. – Co pozwala ci myśleć, że możesz
zostać tutaj w kampusie? Nie mamy warunków dla ludzi.
- Tak, proszę pani, dokładnie to samo powiedziała Najwyższa Kapłanka.
Ponieważ praca była od zaraz, powiedziałem jej, że mam niezłą pryczę z Bonnie
dopóki nie znajdę miejsca gdzieś niedaleko.
- Bonnie?
Travis poprawił kapelusz, pierwszy znak, że może czuć się niezręcznie.
- Tak, proszę pani. Moja klacz ma na imię Bonnie. – Jak na zawołanie dobiegł
nas straszny łomot! Z wnętrza przyczepy. Ruszył ku tylnym drzwiom gdy
kontynuował wyjaśnianie Lenobii. – Byłbym wdzięczny gdybyś pozwoliła mi ją
wyładować. To długa droga z Colorado dla dużej dziewczynki.
- Czy myślicie, że jego koń jest gruby? – zapytała cicho Stevie Rae.
- Gamoniu, myślałam, że nie będziesz się odzywać. – powiedziała Afrodyta.
- Myślę, że właśnie dostał drzwiami w stopę. – powiedziałam.
Nie było mowy aby Lenobia zgodziła się by zmęczony koń był wyciągany
bogini jedna wiedziała gdzie.
- Wyprowadź swoją klacz. Ty i ja będziemy omawiać twoje zakwaterowanie po
tym, jak będzie jej już wygodnie. – powiedziała Lenobia.
Zauważyłam, że Travis już cofa serię łańcuchów i dźwigni, które były
przymocowane do przyczepy konia z zamkniętymi drzwiami, więc musieliśmy
tylko czekać kilka sekund na rampie, aby otworzyć.
- Chodź, duża dziewczynko. Cooofaj. – powiedział Travis głosem, który
przeszedł z grzecznego i czasem rozbawionego na ciepły, delikatny i słodki.
Następnie koń wyszedł z przyczepy i patrzy zszokowany i przerażony okrąża
nas wszystkich. Przenosiłam moje oczy z konia dość długo, aby zauważyć, że
Stevie Rae i ja nie byliśmy jedynymi z gapiów. Darius, Stark i Rephaim i
większość Adeptów w jakiś sposób wiła sobie drogę do nas.
- To nie może być koń. – powiedziała cicho Stevie Ray choć byliśmy kilka
metrów od zwierzęcia, zrobiła krok w tył.
- Jasna cholera. To dinozaur. – powiedziała Afrodyta.
- Jestem pewna, że to koń. – powiedziałam studiując ją. - Ale jest naprawdę
bardzo, bardzo duży.
-Oh, Persefona! Jest wspaniała! – powiedziała Lenobia.
Wszyscy patrzyli jak drobna Lenobia podchodzi do klaczy bez żadnego
wahania. Całkowicie mała w porównaniu do ciężkiego konia, Mistrzyni
Jeździectwa uniosła rękę, tylko nieznacznie. Klacz patrzyła na nią przez chwilę,
poczym opuściła nos i dmuchnęła na dłoń Lenobii. Lenobia uśmiechnęła się jak
dziewczyna, pieszcząc gigantyczny pysk klaczy i powiedziała do niej:
- Faktycznie jesteś Bonnie, duża Bonnie.
Spojrzała z nad konia na kowboja. Lód w jej głosie był całkowicie rozmrożony i
myślałam, że praktycznie tryska.
- Nie wdziałam Persefony od mojej podróży do Francji kiedy byłam jeszcze
dziewczyną i to więcej lat temu niż należy mi się przyznać. Była to para dużej
urody na statku ze mną. Mam o nich czułe wspomnienia i od tamtej pory
intrygują mnie konie pociągowe. Ona jest wspaniale nakrapiana szaro.
Wyobrażam sobie, że ona nadal rozjaśnia, jak dorasta. Mogę powiedzieć, że
właśnie skończyła pięć miesięcy… - Lenobia zrobiła pauzę, podniosła głowę i
spojrzała w oczy konia zanim kontynuowała.- Nie, ona wróciła pięć dwa
miesięcy temu. Ona należała do ciebie całe życie, nie?
Widziałam jak Travis mruga zaskoczony. Otworzył usta, a następnie zamknął
aby znowu otworzyć. Odchrząknął.
- No tak, proszę pani. – przerwał i wyciągnął rękę do grubego karku Bonnie
jakby była potrzebna mu do zakotwiczenia i potrzebował poczuć ją znowu.
Wiedziałam, dlaczego tak nagle zawiódł. Każdy kto kiedykolwiek widział
Lenobię wokół koni, wiedział dlaczego. Kiedy rozmawiała z końmi Lenobia
zmieniała się całkowicie wspaniałą i robiła poważne obcowania z wielką klaczą,
tak by odwróciła w watach pełną moc adoracji na kowboja. Nie było tak, że był
odbiorcą jej super atrakcyjności, tylko promieniowania. Ale był to jakiś
poważny opad.
Travis odchrząknął ponownie, przeniósł swój kapelusz dookoła, a następnie
powiedział:
- Jej matka zmarła zaraz po urodzeniu Bonnie – wybrykowe uderzenie pioruna
w środku pastwiska. Podniosłem ją.
Lenobia zwróciła szare oczy na kowboja. Spojrzała zdziwiona jakby
zapomniała, że tam był. Jej klacz zamrugała jakby nacisnęła przełącznik.
- Zrobiłeś kawał dobrej roboty. Jest duża, łatwo ponad 18 stup. Dobrze
umięśnione. W doskonałej kondycji.
Nawet to co mówiła było bezcenne, jej to brzmiał bardziej zirytowanie niż miło.
Dopiero gdy spojrzała w górę i uśmiechnęła się do klaczy, jej głos i ekspresja
wróciły z powrotem do adoracji i prawdziwej przyjemności.
- Jesteś mądrą dziewczynką, prawda? – powiedziała Lenobia do Bonnie, która
stała bez wiercenia, migając uszami dookoła, gapiąc się na nas, tak jak my na
nią.
- Jesteś pewnie dobrze wychowana, nawet w nowym środowisku.
Lenobia odwróciła wzrok z klaczy na kowboja i jej ekspresja zamarzła do
chłodnej serdeczności. Dała jeden krótki decydujący ukłon.
- Dobrze, że jest. Ty i Bonnie możecie iść za mną. Pokażę ci gdzie jest twoja
stajnia – razem z tobą.
Lenobia odwróciła się i z powrotem zaczęła kroczyć po arenie. Kiedy osiągnęła
półmetek zatrzymała się i powiedziała do wszystkich:
- Adepci i wampiry, to jest Travis Foster. Będzie pracował dla mnie. Klacz ma
na imię Bonnie. Pokażcie jej szacunek na który zasługuje jako doskonały
przykład majestatycznej Persefony, należy pamiętać jej rozmiar i sposób w jaki
się nosi. Jej przodkowie byli w kawalerii .Spojrzałam na kowboja i zobaczyłam
jego uśmiech i ukłon przy komentarzu Lenobii i poklepał czule wielką klacz,
zanim rzucił równie czułe spojrzenie Mistrzyni Jeździectwa. Lenobia w ogóle na
niego nie spojrzała. Zamiast tego zmrużyła oczy i objęła wzrokiem naszą grupę.
- A teraz możecie przestać patrzeć i wrócić do pracy.
Następnie Lenobia wymaszerowała z areny do stajni rzucając spojrzeniem na
Bonnie i Travisa, którzy powędrowali za nią jak ćmy za światłem.
- To ma interesujące możliwości. – powiedziała Afrodyta.
- Nie żartuj, ta klacz całkiem fajnie wygląda. To znaczy duża, ale bardzo fajna. –
powiedziałam.
Afrodyta przewróciła oczami.
- Nie mówię o koniu, Z. – zmarszczyłam brwi patrząc na Afrodytę, gdy Damien
podszedł do nas pospiesznie.
- Zoey, dobrze, że jesteś. Musisz wrócić do głównego budynku.
- Masz na myśli po szóstej godzinie? To już prawie koniec. – powiedziałam.
- Nie kochanie. To znaczy teraz. Twoja babcia jest tutaj i jestem prawie pewien,
że płakała.
TŁUMACZENIE HouseOfNightTranslate