Olivia Cunning - Sinners on Tour Encore 06 – Sweet Love

Transkrypt

Olivia Cunning - Sinners on Tour Encore 06 – Sweet Love
Olivia Cunning - Sinners on Tour Encore 06 – Sweet Love of Mine
Tłumaczyła: Eiden // http://chomikuj.pl/Eiden
Rozdział 1
Stając na czerwonym świetle, Eric kołysał głową w rytm
muzyki, która waliła z głośników i stukał palcami o kierownicę swojej
ukochanej Corvetty z '67. Podążył za postępem perkusji w piosence
swoimi improwizowanymi pałeczkami i sięgnął do miejsca pasażera,
aby postukał swój talerz - nos Rebekhi. Jego najbardziej ukochana
zachichotała, co ogrzało go o wiele bardziej niż promienie
kalifornijskiego słońca, które wlewało się przez otwarty dach
samochodu. Niemal go pokusiło, aby użył też jej uda i nosa, aby
znowu wykorzystać je jako instrumenty.
- Widzę, że jesteś w dobrym nastroju - powiedziała,
uśmiechając się krzywo do deski rozdzielczej.
Cóż, czego oczekiwała? Był zakochany. Przerwał swój występ
na żywo w korku ulicznym, aby spojrzeć na nią. Naprawdę na nią
spojrzeć. Jego Rebekah. Jego serce.
Pewnie nie mogła go kochać z tą samą przytłaczającą
intensywnością z jaką on kochał ją, ale nie miał z tym problemu. Był
przyzwyczajony do bycia niekochanym. A Rebekah nie zrobiła
niczego, aby zwątpił w jej uczucia. Wręcz przeciwnie, robiła wszystko,
aby stale przypominać mu o swoim oddaniu. Po prostu trudno mu
było jeszcze ogarnąć samą myśl, że ktoś mógł go kochać. Poprawka:
że ktoś go kochał. Być może jeśli gapiłby się na nią wystarczająco
długo, to może jego głowa wreszcie nadążyłaby za tym, co serce już
wiedziało.
Wiatr rozwiał jej blond włosy długie do brody - zaakcentowane
fioletowymi pasemkami - i zdmuchnął je na jej uroczą twarz.
Odgarnęła jedwabiste kosmyki z niecierpliwością i schowała je za
swoje małe uszy. Wszystko w niej było malutkie. Z wyjątkiem jej
serca. I jej seksualnym apetytem. Były to dwie cechy, które
przytrafiły mu się w wysokim zakresie. Gdy Rebekah zauważyła, że
się patrzył, to odwróciła ku niemu twarz i od razu zatracił się w jej
błękitnych oczach.
Eric westchnął z zadowoleniem, pewien, że miał zwariowany
wyraz twarz, ale nie obchodziło go, kto by się dowiedział, że w stu
procentach szalał za tą kobietą. Widział wieczność w tych oczach.
Ledwie mógł uwierzyć, że była jego, naprawdę jego. Nie musiał jej
porwać, ani naćpać czy coś. Uniósł dłoń, aby dotknąć jej twarzy i
upewnić się, że nie wyobrażał sobie tego, że patrzyła na niego z
uwielbieniem. Ale to czułe spojrzenie naprawdę było skierowane w
jego stronę. Chciał, aby patrzyła na niego w taki sposób przez
wieczność.
Tylko wieczność wchodziła w rachubę.
Kiedy tego ranka czekali na wyniki jej biopsji w szpitalu, myślał,
że świat mógłby się zatrzymać w tym momencie. Jej onkolog
wyjaśnił, że problem z przerzutami był fałszywym alarmem, więc Eric
zdecydował, że chciał uczcić jej pozytywny wynik zdrowia przez
poślubienie jej.
Natychmiast. Nasza wieczność zaczyna się właśnie teraz, kochanie.
Ale gdy jechali przez miasto w stronę sądu, aby zrobić z ich związku
coś oficjalnego, to pomyślał, że być może było to nieco pochopne.
Nie był pewien, czy Rebekah była tak chętna do tego pomysłu jak on.
Jakby nie patrzeć, to nie porozmawiał z nią o tym. Po prostu założył,
że była gotowa na legalny ślub tak jak on.
Samochód za Ericiem zatrąbił ze zniecierpliwieniem,
przypominając mu, że powinien wcisnąć pedał gazu tak szybko, jak
tylko zaświeciło zielone światło. Normalnie pokazałby niecierpliwemu
dupkowi środkowy palec, ale dzisiejszego dnia nic nie mogło zepsuć
jego humoru. Nie wtedy, kiedy kobieta obok niego była żywa, zdrowa
i jego.
- Kocham cię - powiedział, zanim opuścił dłoń na skrzynię,
wrzucił biegł i ruszył do przodu z imponującym piskiem opon.
- Ja ciebie też kocham!- Rebekah krzyknęła, uczepiając się
deski rozdzielczej, gdy samochodem lekko zarzuciło, podczas gdy
ruszył do przodu.
Niestety, ruch na ulicy był zbyt gęsty aby naprawdę się zabawić
z prędkością i Eric musiał się zatrzymać na kolejnych światłach. I
czekać. Boże, jak on miał dość czekania. Podczas gdy wybębniał swój
nadmiar energii na kierownicy - znowu - to jego uwagę przykuł
wyblakły znak, który wisiał nad sklepem: Kostiumowe Emporium
Malachi'sa.
Jego puls przyspieszył z podniecenia i zerknął na Rebekhę.
Poszłaby na to? Regularny ślub sądowy był nieco zbyt normalny dla
ich dwójki, ale być może...
- Mam pomysł - powiedział.
Zesztywniała i zerknęła na niego spod swoich długich rzęs.
Zazwyczaj była gotowa na każdy szalony pomysł, jaki przychodził mu
do głowy, więc zaczął się zastanawiać nad jej nietypowym wahaniem.
- Jaki pomysł?- pisnęła.
- Może powinniśmy wziąć ślub w kostiumach.
- Kostiumach?
- Tak, kostiumach!- naprawdę podobał mu się ten pomysł.Czyż nie byłoby zabawnie?
- Nie jestem pewna - powiedziała i splotła razem swoje drobne
dłonie.
Uniósł brew na nią. Chyba nie rozmyśliła się, aby dzisiaj za
niego wyjść, prawda? Może za bardzo na nią nacisnął. Wiedział, że
była rozchwiana emocjonalnie po spotkaniu. Ale nie mógł poradzić
niczego na to, że chciał, aby ich ślub był warty zapamiętania pomimo
braku ich planowania i przepisów.
Nie czekając, aby się upewniła, Eric wjechał na jedno z pięciu
niezajętych miejsc parkingowych przez sklepem z kostiumami i zgasił
silnik.
- Chodź - powiedział, chwytając ją za dłoń.- Sprawdźmy, ile uda
nam się sprawić tam kłopotów.
Zawahała się.
- Chcesz, aby dzisiejszy dzień był wyjątkowy?- zapytał.
Oderwała wzrok od okna sklepu, w którym było wystawionych
kilka kostiumów, wraz z wymyślną, starą niebieską suknią, której
Rebekah przyglądała się z zainteresowaniem. Spojrzała mu w oczy z
całym entuzjazmem na życie i dla przygód, jakich od niej oczekiwał.
- Już jest wyjątkowy - powiedziała.- Wyjście za ciebie będzie
niewątpliwie najbardziej pamiętnymi pięcioma minutami w moim
życiu.
- Ale nie chcesz, aby to doświadczenie było dla nas
wyjątkowe?- pochylił się ku niej, mając nadzieję, że przekona ją
dzięki swojemu wyglądowi typu, masz się mnie słuchać, kobieto.
Tylko się z niego zaśmiała.
- Będziesz dzięki temu szczęśliwy?
Uśmiechnął się do niej promiennie.
- Będę.
- Dobrze - powiedziała.- W takim razie chyba się wygłupie.
Jego krótki pocałunek wdzięczności szybko zmienił się w
zmysłową żądzę, która go przyprawiła o wzwód do tej kobiety. Jego
serce zabiło szybciej, gdy przyciągnął ją bliżej. Pocałował ją głębiej.
Kochał ją coraz bardziej każdej spędzonej wspólnie chwili, w której
byli razem.
Kiedy stał się taką cholerną ciotą?
Oderwała od niego usta i zassała głęboki oddech.
- Spokojnie, tygrysie - powiedziała.- Przez ciebie mam mokro w
majtkach.
- Mmm - powiedział z uznaniem.- I właśnie takie są moje
ulubione majtki.
Może powinni zrezygnować z wyboru strojów i pojechać do
sądu tak szybko, jak tylko mogli. Poczuł przytłaczającą potrzebę, aby
zacząć noc poślubną o wiele szybciej, niż później.
Dzwonek przy drzwiach zadźwięczał, gdy weszli do pachnącego
stęchlizną sklepu. Pomarszczony staruszek w białek koszuli, z
czarnymi szelkami i czerwoną muszką, siedział za długą, drewnianą
ladą blisko drzwi. Na drugi rzut oka, Eric zauważył, że oczy chudego
mężczyzny były zamknięte. Naprawdę spał siedząc?
- Otwarte?- Eric zapytał głośno.
Nie poruszył się.
- Żyjesz?- Eric krzyknął.
Mężczyzna drgnął i uśmiechnął się, kiedy powoli rozchylił oczy.
- Witajcie w Kostiumowym Emporium Malachi'sa - powiedział ze
swojego czarnego fotela, który stał blisko ściany.- Dajcie mi znać,
jeśli będziecie potrzebować pomocy. Cieszcie się swoimi
poszukiwaniami.
Potarł swój haczykowaty nos tyłem nadgarstka i oparł się o
ścianę, ponownie zamykając oczy. W ciągu kilku sekund jego stał się
głęboki i równy. Niewątpliwie znowu usnął.
Eric zerknął na Rebekę, aby podzielić moment wzajemnego
zaskoczenia nad ufnym usposobieniem właściciela - podejrzewał, że
biznes z kostiumami nie był zbyt ostry, zwłaszcza w grudniu, ale
mimo to...
Rebekah nie zwróciła na to uwagi. Któryś z kostiumów już
przykuł jej uwagę. Puściła rękę Erica i momentalnie ruszyła w stronę
najbrzydszej sukni ślubnej, jaką Eric kiedykolwiek zobaczył. Pożółkły i
wiotki koronkowy kołnierzyk wyglądał jak ogromny śliniaczek, który
pokrywał oba ramiona i połowę przodu. Falbany spódnicy były
ułożone w szerokich warstwach, zaś sam materiał wyglądał w
niektórych momentach, jakby wpadł do niszczarki. Rebekah dotknęła
to okropieństwo, jakby zostało zrobione ze szczerego złota.
Zatłukło mu się serce, gdy zdał sobie sprawę co ją martwiło.
Nie chciała szybkiego ślubu w sądzie. Chciała prawdziwego ślubu.
Takiego z kwiatami i druhnami i kościołem i ekstrawagancką, białą
suknią.
- Rozejrzyj się - powiedział.- Ja zadzwonię do Jace'a i powiem
mu, że przyjedziemy do sądu nieco później, niż przypuszczaliśmy.
Jego najlepszy kumpel i świadek nie doceniłby spędzenia
całego dnia na czekaniu w sądzie, podczas gdy on i Rebekah
wygłupialiby się w Kostiumowym Emporium Malachisa.
- Ja też powinnam zadzwonić do mamy i dać jej znać powiedziała, odwracając suknię, aby przyjrzeć się równie brzydkiemu
tyłowi. Pięć kokard zdobiło bezwstydny tył krzykliwej sukni.
- Ja do niej zadzwonię - powiedział Eric.
Rebekah oderwała wzrok od swojej dziwacznej obsesji i
zamrugała na niego, otwierając usta.
- Z własnej woli chcesz zadzwonić do mojej matki?- wskazała na
niego a potem na swoją pierś.
Tego ranka w szpitalu połączył się na chwilę z matką Rebeki i
chciał to wykorzystać, zanim spieprzyłby coś i znowu zaczęłaby go
nienawidzić. Doszedł do wniosku, że miał kilka dni przywilejów u pani
Blake. Góra.
- Taa, zadzwonię do niej. Nie ma problemu.
Rebekah wzruszyła ramionami i wróciła do uwielbiania swojej
brzydkiej sukni ślubnej.
Eric przygryzł wargę, gdy się jej tak przyglądał, zastanawiając
się, jak ją uszczęśliwić. Czuł patologiczną potrzebę dania jej tyle
radości, ile ona dała jemu. Doszedł do wniosku, że nadeszła pora,
aby upomnieć się o kilka przysług. Wyszedł na zewnątrz, aby
wykonać kilka telefonów, gdyż nie chciał aby Rebekah podsłuchała
jego nagłą zmianę planów. Miał tylko nadzieję, że jego przyjaciele
byli gotowi rzucić wszystko dla niego i zastanawiał się jak długo byłby
w stanie utrzymać swoją narzeczoną w sklepie z kostiumami, podczas
gdy jego plan wcielałoby w życie. Jego żołądek wykonywał jakieś
akrobatyczne pozy, gdy wybrał numer domowy swojej przyszłej
teściowej i czekał na odpowiedź. Miał tylko nadzieję, że jego
niezdecydowanej narzeczonej spodobała by się ta zaimprowizowana
niespodzianka. Byłby zdruzgotany, jeżeli nie zdołałby jej uszczęśliwić
do końca dnia.
Rozdział 2
Rebekah Blake - niebawem Rebekah Sticks - wyjrzała za
stojaka z kostiumami i przyjrzała się swojemu bardzo wysokiemu,
bardzo przystojnemu, bardzo wytatuowanemu i bardzo niespokojnemu
narzeczonemu. Właśnie miała się zdecydować co zamierzała założyć
do ich nieoczekiwanego ślubu cywilnego, ale nie mogła przestać na
niego patrzeć. Nie mogła przestać myśleć o tym, jaki był słodki. Jaki
wspaniały. Jaki hojny. Jaki cudowny. Jaki wyrozumiały i domyślny.
Jak absolutnie doskonały.
Jakim cudem się jej tak poszczęściło? I dlaczego tak cholernie
się denerwowała? Jej brzuch ciągle się ściskał, nie ważne jak bardzo
sobie wmawiała, że właśnie tego chciała. I tak było. Jej serce i umysł
zjednoczyły się na myśl o poślubieniu Erica. Zdawało się, że tylko jej
żołądek był przeciwko temu pomysłowi.
Po tym jak wrócił po dwudziestominutowej rozmowie przez
telefon na zewnątrz sklepu, Eric ściągnął kostium z wieszaka i uniósł
go do swojej szyi, zerkając na zielone rajstopy, brązową tunikę i
filcowy, filcowy kapelusz, która wisiała luźno na wieszaku.
- Ach, idealnie - powiedział.- Okradnę bogatych i dam biednym.
- Nie założysz tego na nasz ślub - powiedziała Rebekah, kręcąc
głową.
- Do twarzy mi w zielonym - powiedział, zerkając na nią i
posyłając jej rozmarzony uśmiech, gdy tylko spojrzał jej w oczy
swoimi niebieskimi.- A dodatkowo Robin Hood, to bohater na którego
widok mdleją damy.
Eric był bohaterem, na którego widok mdlała Rebekah.
- Ale jesteś za wysoki na te rajstopy - powiedziała.
- Masz na myśli zbyt chudy?
- Nie, nie jesteś zbyt chudy, jesteś zbyt wysoki. Skończy się na
tym, że będziesz miał krocze w kolanach.
- Myślę, że pomyliłaś mnie z Trójnogiem.
Rebekah zaśmiała się. Najlepszy przyjaciel Erica, Jace,
najwidoczniej miał jakiegoś olbrzymiego penisa, który najwyraźniej
tak przerażał kurczaki, że ciągle wysadzały jajka. A może przerażały
jajniki wszystkich gatunków.
- Co wybrałaś?- zapytał Eric, unosząc podbródek, a potem
przechylając głowę z zainteresowaniem.
- Kleopatrę?- było to bardziej pytanie, niż stwierdzenie. Jeżeli
zamierzali się przebrać na ich ślub cywilny, to podejrzewała, że
powinni odegrać najwspanialszą parę w historii. Robin Hood i lady
Marion by pasowali, ale Kleopatra i Marek Antoniusz byliby bardziej
sprośnym zestawieniem. Znacznie bardziej porównywalnym do niej
samej i jej kochanka, gwiazdy rocka. Cóż, z wyjątkiem tego
podwójnego samobójstwa. To zdecydowanie nie było w jej stylu. Za
bardzo kochała życie, aby zrezygnować z niego z własnej woli.
- Więc mam wybrać między rajstopami a spódniczką?- zapytał,
przyglądając się kostiumom, które Rebekah ściągnęła z wieszaka i
marszcząc nos na tunikę Marka Antoniusza, którą wybrała.- Może
powinniśmy się przebrać za Romea i Julię. Ale chwila... Romeo też
nosił rajstopy, prawda?- pokręcił głową i zamilkł, stukając się po
podbródku.- Co powiesz na Bonnie i Clyde'a? Mógłbym się przebrać
za Clyde'a bez wyglądania jak idiota. Gangsta!- zabrzęczał swym
wyimaginowanym karabinem maszynowym, wykonując wszystkie
odpowiednie dźwięki. Głośne dźwięki.
Właściciel sklepu wciąż tkwił na swoim miejscu za ladą.
Kleopatra i Marek Antoniusz. Romeo i Julia. Bonnie i Clyde.
Każda z tych par tragicznie umarła.
Rebekah zmarszczyła razem brwi.
- Zauważyłeś w ogóle, że każda z tych najbardziej pamiętnych
par zmarła przed swoim czasem?
- Myślę, że samobójstwo jest bardziej romantyczne, niż
spłacanie hipoteki i składanie prania.
Zaśmiała się.
- To zależy kogo poprosisz. Wolałabym składać twoje pranie
przez jakieś następne siedemdziesiąt lat, niż udowodnić, że cię
kocham, wcześniej lądując w grobie.
- Ach, kochanie - powiedział z krzywym uśmieszkiem.- Gdzie
twoje poczucie paktu z samobójcami?
Rebekah uniosła kostium Kleopatry i potrząsnęła nim z
naciskiem.
- Chociaż bardzo cię kocham, to nie pocałuję jadowitej kobry,
aby to udowodnić. Więc nie przebijaj swojej piersi mieczem w moim
imieniu.
- Mam węża, którego mogłabyś pocałować - powiedział Eric i
przesunął dłoń w dół swojego krocza.- Nie jest jadowity, ale jeśli
pocałujesz go w odpowiednie miejsce, to też splunie.
Parsknęła śmiechem i pokręciła głową, zanim wepchnęła togę
Marka Antoniusza w jego pierś.
- Przymierz to - powiedziała.
- Ponadto uważam, że Kleo pocałowała żmiję, a nie kobrę powiedział.
- Przed ślubem nie pocałuję twojej żmii, albo uroczego węża.
- Ale po nim... - uniósł brwi i poruszył nimi na nią sugestywnie.
Uśmiechnęła się.
- Możesz na to liczyć.
Eric spojrzał na właściciela, który siedział za ladą. Staruszek który najwyraźniej był częściowo głuchy, chociaż jego uszy były
niespotykanie duże - wciąż spał z głową opartą o ścianę. Eric
uśmiechnął się i ruszył do drzwi frontowych, zamykając je na haczyk
z wyraźnym piknięciem. Stary Malachi zachrapał cicho, ale nie
otworzył oczy.
- Co robisz?- Rebekah szepnęła głośno.
- Zapewniam nam nieco prywatności.
- Po co?
Uśmiechnięty Eric o zaszklonych oczach, zaprowadził ją do
przymierzalni wielkości wózka inwalidzkiego, która znajdowała się na
tyłach sklepu. Już wyglądał, jakby jego kobra była gotowa na nią
wystrzelić. Apetyt seksualny tego mężczyzny nie znał końca. Nie żeby
Rebekah narzekała z tego powodu. Jej równał się z jego.
Przynajmniej tak było, odkąd spotkała Erica Sticka, Pana Libido.
Kiedy znaleźli się w środku, to zamknął za nimi drzwi i
natychmiast ściągnął przez jej głowę koszulkę.
- Nie mają tutaj kamer?- zapytała, zakrywając stanik
skrzyżowanymi rękami.
Eric rozejrzał się po kabinie i znalazł podejrzanie wyglądający
czarny obiektyw. Rzucił na niego jej koszulkę, po tym jak uważnie
rozejrzał się za dodatkowymi punktami obserwacji i powiedział:
- Czujesz się lepiej?
- Co jeśli Malachi się obudzi?
- Nie sądzę, żeby nawet eksplozja jądrowa wybudziła go z
popołudniowej drzemki.
Wzruszyła ramionami i ściągnęła swoje dżinsy i japonki.
Wsunęła się w spódnicę, a potem górę kostiumu i przyjrzała się sobie
w lustrze, podczas gdy Eric próbował rozszyfrować jak przypiąć
skórzany pasek z mieczem do swojej togi.
Rebekah chwyciła za rąbek swojej krótkiej, białej spódniczki,
gdy przyjrzała się swojemu strojowi.
Gorset i spódniczka były ozdobione złotem i sztucznymi
klejnotami. Były słodkie i nieco odsłaniające - ukazywały kilka cali jej
brzucha - ale nie było to dokładnie to, co chciała mieć na sobie, gdy
zamierzała powiedzieć tak. Oczywiście nigdy nawet nie wyobrażała
sobie, że poślubiłaby kogoś takiego jak Eric, kto był dziwaczny i
zabawny i entuzjastyczny i spontaniczny. Ktoś, kto uzupełniał ją i
sprawiał, że czuła się żywa i cała promieniowała radością.
Podejrzewała, że związałaby się z kimś bardziej spokojnym. Innymi
słowy, nudnym. Dzięki Bogu, że pojęła swój błąd.
- Nie jestem pewna, czy to odpowiedni strój na ślub powiedziała.
- Wyglądasz seksownie, kochanie - w jej uchu szepnął głęboki
głos. Zadrżała na ten dźwięk, a jej ciało rozpoznało ton kapitulacji w
jego pasji.
Para silnych, męskich rąk oplotła jej nagie podbrzusze i
zacisnęły się na jej ciele, które zaczęło drżeć z oczekiwania. Ręce
tego mężczyzny zawsze rozpalały jej płomienie do piekła szalejącego
pożądania.
Przyglądała się jak Eric ją dotykał i uśmiechnęła się do pary
jaką tworzyli w odbiciu lustra, jego całego wysokiego i szorstkiego i
nią, niską i promienistą i... niechętnie się do tego przyznawała, ale...
uroczą. Ugh! Nie mogła niczego poradzić, tylko unieść brew na widok
długich, nagich nóg Erica, które wystawały spod jego własnej
spódniczki. Cóż, technicznie rzecz biorąc to spod jego togi.
- Pamiętam, że czytałem gdzieś iż Kleopatra przepłynęła Nil
topless - oddech Erica owiał jej ucho i posłał gęsią skórkę wzdłuż jej
kręgosłupa.- Sądzisz, że powinniśmy wiernie trzymać się naszych ról?
- Myślę, że to wymyśliłeś - powiedziała.
- Nie prawda. Jakiś sławny historyk odkrył, że panna Patra
miała w sobie odrobinkę ekshibicjonistki. I nawet zaczęto ją nazywać
Lady Godiva Nilu.
- Och, naprawdę? Jak ma na nazwisko ten sławny historyk?
Pokręcił głową.
- Jestem pewien, że nigdy o nim nie słyszałaś.
- Pewnie masz rację, bo nigdy nie istniał.
Eric odpiął złotą klamrę między jej piersiami i zsunął drobny top
z jej ramion. Ubranie opadło na podłogę. Eric jednym palcem
prześledził miseczkę jej biustonoszu.
- Cóż, i tak nic z tego nie wyjdzie. Wiem, że Kleo nigdy nie
nosiła stanika - powiedział.
Uniosła brew i napotkała jego spojrzenie w lustrze.
- Czy ty czasem próbujesz mnie przekonać, że była pierwszą
feministką?
- Nie, nic z tych rzeczy - powiedział, uśmiechając się, gdy się
przyglądał jak jego palec przesunął się na miękką krągłość jej piersi
w obiciu lustra.- Wtedy jeszcze nie wynaleziono biustonoszy.
Rebekah parsknęła śmiechem.
Eric zaczął grzebać przy jej plecach i odpiął zapięcie jej stanika.
Biała koronka wylądowała u jej stóp dywanie o dziwnym zielono
czerwonym wzorze. Wystrój sklepu kostiumowego pewnie nie został
zmieniony od ostatnich trzydziestu lat, ale atmosfera tego miejsca nie
miała znaczenia. Rebekah świetnie się bawiła.
Zawsze się świetnie bawiła, gdy była z Ericiem.
Przesunął dłońmi po jej żebrach, aby chwycić jej piersi i
uszczypnął jej sutki. Jej ciało szarpnęło się a cipka zapulsowała z
oczekiwania na jego uwagę.
Również uprawiała seks, gdy była z Ericiem.
Eric potarł jej oba sutki swoimi kciukami, aż różowe koniuszki
stały się twarde i obolałe pod jego uporczywym dotykiem.
Rebekah westchnęła i uniosła ramiona nad swoją głowę, aby
wpleść swoje palce w jego gęste, czarne włosy. W dotyku były jak
jedwab. Niektórzy ludzie uważali, że jego niezwykła fryzura była
dziwna, ale dla niej była zachwycająca. Mogła zrobić wszystko na co
miała ochotę, począwszy od wsunięcia palców w średniej długości
włosów, poprzez gładzenie tych krótkich i owinięcie wokół dłoni
długich pasemek. I to wszystko znajdowało się na jednej głowie.
Przeczesując palcami włosy średniej długości na jego
karku,pociągnęła głowę Erica w dół, aby użył tych przepysznych ust
na jej ciele. Chętny do pomocy, Eric rozsypał pocałunki wzdłuż jej
ramienia, gdy przyglądała mu się w lustrze.
- Jedynym celem w życiu Marka Antoniusza było pocieranie
sutków jego królowej, aby wyglądały twardo i zapraszająco dla
wszystkich, kto miał z nią do czynienia - Eric kontynuował swoją
wymyśloną lekcję historii.
- Doprawdy?- spytała sceptycznie.
- Myślisz, że jak udało się jej nagiąć wszystkich potężnych
królów do swojej woli?
- Może dlatego, że była inteligentna i przebiegła?
- Co ty - powiedział Eric, pocierając jej sutki między kciukami a
palcami wskazującymi.- Miała fantastyczny tyłek.
Pociągnął mocniej jej twarde pączki, aż wsunęły mu się z
palców. Rozkosz przeszyła ciało Rebekhi. Jęknęła i zaczęła się przy
nim wić.
- Może nie masz odpowiedniego koloru włosów, aby być
autentyczną Kleopatrą, ale zdecydowanie masz idealne piersi, które
powaliłby każdego króla na kolana.
Rebekah zachichotała na jego komplement.
- Więc co zrobił Marek Anotniusz, kiedy jego stała stymulacja
sutków jego królowej sprawiła, że jej cipka była gorąca i obolała? Z
pewnością uważała, że to strasznie rozpraszające. Pewnie trudno
było jej rządzić imperium, podczas gdy myślała tylko o tym jakby to
było być wypełnioną przez twardego i grubego kutasa swojego
kochanka.
Twardy i gruby kutas jej kochanka podskoczył przy dolnej
części jej pleców na jej wyznanie i ugiął kolana, aby wcisnąć go w jej
pupę.
- Ta męska sukienka jest całkiem przydatna - powiedział Eric.
Zachichotała.
- Masz na myśli togę?
- Tak, właśnie dlatego powiedziałem: męska sukienka - skubnął
zębami jej ucho.- Zdejmij majtki, moja królowo, to wypełnię tą
gorąca, obolałą cipkę.
Zarumieniła się na jego propozycję. Jeżeli ściągnęłaby swoje
majtki, to szybko by się zatracili.
- Czy czasem nie musimy pospieszyć się do urzędu?- zapytała.
- Mamy przynajmniej godzinę do zmarnowania.
- I jesteś pewien, że właściciel sklepu nie obserwuje nas teraz
przez monitoring?
- Wątpię, aby w ogóle wiedział gdzie znajduje się monitoring.
Poza tym zakryliśmy kamerę, pamiętasz? I zamknąłem frontowe
drzwi, więc mamy to całe miejsce tylko dla siebie.
- Powinnam była się domyślić, że chodziło ci po głowie coś
sprośnego, gdy to zrobiłeś.
- Zawsze coś planuję i zawsze coś sprośnego.
Zerknęła na różową koszulkę, która zakrywała obiektyw kamery
w rogu przebieralni, a potem sięgnęła pod swoją spódniczkę, aby
zsunąć majtki. Zepchnęła je i zadrżała, gdy chłodne powietrze owiało
jej gorące i obolałe ciało między udami. Prawdę mówiąc, to nie miała
problemu z tym, gdy sprawy w pośpiechu wymykały się spod
kontroli, jeżeli doprowadzały do tego ręce Erica.
Kiedy Eric osunął dłonie od jej piersi, to chwyciła je i z
powrotem na nie przesunęła.
- A teraz, Marku Antoniuszu - powiedziała.- Chyba nie chcesz
się wymigiwać od swojego jedynego celu w życiu, prawda? Niech te
palce zostaną tam, gdzie ich miejsce.
Pociągnął ją za sutki, przyglądając się jej w lustrze.
- Może Marek Antoniusz miał dwa główne cele. Jednym było
zadowolenie sutków, a drugim zadowalanie cipek.
- Mam nadzieję, że miałeś na myśli cipkę. Mam tylko jedną - i
nie będzie zadowalać żadnej innej przez resztę ich życia.
- I jeśli dobrze pamiętam, to ta jest najlepsza - powiedział.- Ale
może powinnaś pozwolić mi pokazać jaki potrafię być
zdeterminowany, gdy od tego zależy moje życie.
- Nie twoje życie - powiedziała z uśmiechem.- Tylko twojego
fiuta.
- Podejrzewam, że też moich ust i języka i palców.
- I oczu.
Jej mężczyzna był bardzo wizualny. Ostatnio coraz częściej jej
dotykał, ku jej uciesze, ale wciąż lubił patrzeć a ona zaś wciąż lubiła
pokazywać. Rebekah oparła swoją stopę o ścianę na której
znajdowało się lustro i podniosła spódniczkę tak, żeby jej niegrzeczny
narzeczony mógł zobaczyć w odbiciu lustra to co zwykle kryło się
między jej nogami. Rozsunęła wargi dwoma palcami i użyła jednego
między nimi, aby pomasować swoją pulsującą łechtaczkę.
- Co o tym sądzisz? Jest warte twojego wiecznego oddania?
- Nie kocham cię tylko za twoją fantastyczną cipkę powiedział.- Wiesz o tym, prawda?
- Wiem.
Przesunęła palcem po szparce i wsunęła go w śliską dziurkę.
Eric jęknął i potarł swoim podnieceniem o jej tyłeczek.
- Ale nadzwyczajnie mnie do niej ciągnie. Dojdź dla mnie,
Rebekah - szepnął.
- Tutaj?
- Proszę. Chcę popatrzeć.
- Przyłapią nas - szepnęła.
Mimo tego, że Malachi zdawał się mieć problemy ze słuchem i
najwidoczniej miał głęboki sen, to Rebekah potrafiła być raczej
głośna, kiedy była bardziej śmiała niż zwykle. I masturbowanie się w
przebieralni, aby jej mężczyzna mógł popatrzeć było dość śmiałe.
Nawet dla niej.
- Nie martw się - powiedział.- Drzwi wejściowe są zamknięte.
Nie ma tu nikogo oprócz nas.
- Wciąż nie mam pojęcia jak namówiłeś mnie, abym tu przyszła
- powiedziała.
- Namówiłem cię, żebyś przyszła? Tutaj?- uśmiechnął się.Nigdy mnie nie rozczarowujesz, kochanie.
Trzepnęła go w udo.
- Jeżeli spędzimy naszą noc poślubną w więzieniu, to będzie to
tylko twoja wina.
Zaśmiał się.
- Zawsze możesz odmówić.
- Tobie?- uśmiechnęła się do niego w lustrze.- Chyba zdajesz
sobie sprawę z tego, że owinąłeś mnie wokół małego palca, prawda?
Przygryzł wargę.
- Wolałbym cię owinąć wokół czegoś innego.
Zaśmiała się.
- Wokół tego też już mnie sobie owinąłeś.
Wolną ręką sięgnęła za siebie, podciągnęła rąbek jego togi i
uwolniła jego kutasa z jego bokserek. Chwyciła pewnie jego długość.
- Na kolana, mój przystojny generale. Nie chcę dojść tylko dla
ciebie. Chcę dojść na tobie.
Pozwoliłaby mu postać, gdyby nie był tak cholernie wysoki, ale
miał jakąś dodatkową stopę nad jej pięcioma i trzema calami i nie
chciała, aby jego kutas wbijał się w jej plecy czy chociażby tyłek.
Chciała go między swoimi nogami.
Tam, gdzie było jego miejsce.
Puściła jego twardą, pokrytą żyłkami długość, aby mógł opaść
na podłogę za nią. Przykucnęła nad nim i oparła się plecami o jego
tors.
- Nie pozwól mi upaść - powiedziała.
Chwycił ją za uda i użył swojego torsu jako dźwigni, aby uniósł
jej krocze nad swoim kutasem. Umieściła go tak, że jego długość
znajdowała się wtulona w jej szparkę, a jego duża główka na jej
łechtaczce. Jego fiut wyglądał jeszcze bardziej erotycznie, gdy był
tam wtulony, niż to sobie wyobrażała. Pomasowała swoją cipkę
palcami, jednocześnie drażniąc wrażliwą główkę jego kutasa. W
lustrze, wzrok Erica był wbity w to co działo się między jej nogami,
ale ona przyglądała się jego szczupłej twarzy. Uwielbiała te
spojrzenie, gdy tak mrużył powieki, gdy był podniecony. I jeżeli
można by sugerować się jego miną, to podobało mu się w jaki
sposób jego fiut znajdował się między jej fałdkami.
Jej podniecenie zwiększyło się, ale nie mogła powstrzymać
swych bioder od kołysania przy jej dłoni. Niewielkie poruszanie się jej
cipki i tarcie o jego długość najwidoczniej doprowadziło Erica do
szaleństwa, bo zaczął kołysać się wraz z nią, przesuwając po niej
swoją długością, a główką penisa uderzając o koniuszki jej palców
przy każdym ruchu do przodu. Przesunęła dłoń na spód jego fiuta i
przycisnęła go do swojej wrażliwej cipki, kołysząc się mocniej, aby
użyć jego długości dla własnej przyjemności. Czubek jego penisa
pojawiał się za każdym razem, gdy kołysała się do tyłu i znikał z
widoku, gdy przesuwała się do przodu.
- Och - jęknęła.- To przyjemne - o wiele bardziej niż sam dotyk
jej palców. Gruba krawędź jego długość pocierała się o nią od przodu
do tyłu, przez co zapragnęła głębszej penetracji.
- Nie zniosę tego - powiedział Eric, zasysając powietrze do
płuc.- Muszę. Być. W. Środku.
Przesunął ją do przodu i straciła równowagę. Oparła dłonie na
lustrze i zassała przez zęby podekscytowany oddech, gdy Eric sięgnął
między nich i wsunął się w nią. Przesunął się do przodu na kolanach,
aby znaleźć lepszą pozycję i uniósł się, zanurzając się w niej głęboko.
Gd spojrzała w dół, to wszystko mogła dostrzec w lustrze. Jego
gruby, śliski wał zniknął w jej opuchniętej cipce, gdy wbił się w nią, a
potem pojawił, gdy się wycofał. Obserwowanie go jak ją brał było
niemal tak seksowne jak słyszenie tego, ale nie tak fantastyczne jak
to uczucie, gdy jej ciało rozciągało się dla niego i gdy czuła szalone
tarcie, gdy ocierał się w niej głęboko.
- Widzisz?- zapytała, nie będąc w stanie oderwać wzroku od ich
połączonych ciał. Od tego, jak jej cipka połykała jego sztywną
długość. Od jego błyszczącego ciała od jej soków, gdy znowu ją brał.
Widziała również swoje wytatuowane imię na jego podbrzuszu, i
widząc ten swój znak na jego skórze, gdy ją pieprzył, nadawał
sytuacji jeszcze seksowniejszy posmak.
Eric przechylił głowę lekko na bok i jego gorący oddech owiał
jej ramię w podekscytowanym westchnieniu.
- Teraz tak - powiedział.- Cholera, dziecinko. Nie ma nic
piękniejszego na tym świecie, niż twoja cipka nadziana na mojego
kutasa.
Najwidoczniej możliwość przypatrywania się, jak poruszał się w
niej, zainspirowała ją do wszelakich ruchów w jego szczupłych
biodrach. Jej ciało dostosowało się do jego, jej wargi i fałdki
rozciągnęły się, gdy ją wypełnił i wysunął się i znowu wypełnił pod
innym kątem. Zaczęły drżeć jej nogi od utrzymywania tej
przykucniętej pozycji przez tak długi czas, ale cholera, podniecało ją,
gdy tak przyglądała się, gdy jak szalony zadowalał jej cipkę. Jej
podniecenie narastało. Coraz bardziej. Wyżej. Wyżej.
- O Boże, Eric - jęknęła, kołysząc się, aby napotkać każde jego
pchniecie. Chcąc więcej.- Och, proszę. Rżnij mnie mocniej.
Jego ruchy stały się bardziej intensywne, sprawiając, że jej
piersi podskakiwały przy każdym przenikliwym pchnięciu.
- Piękna - szepnął.- Jesteś cholernie piękna.
Nie zdawała sobie sprawy, że miauczała z rozkoszy, aż Eric
szepnął:
- Potrzebujesz pomocy?
Skinęła głową i puścił jej udo, aby potrzeć jej łechtaczkę.
Krzyknęła raz, nie będąc w stanie się powstrzymać i doszła tak
mocno, że jej soki trysnęły na jego długość i spłynęły na jego jaja.
Jej cipka zacisnęła się rytmicznie wokół niego, wciągając go, otulając
i wysyłając na krawędź, aby dołączył do niej w rozkoszy.
Eric jęknął. Jego kutas zadrżał w niej głęboko i odpuścił.
Dostrzegła, jak jego długość zadrżała w lustrze i poczuła jak poruszył
się w niej.
O Boże.
Zmusiła się, aby uklęknąć na drżących nogach. Eric wysunął się
z niej - co za szkoda- ale nie mogła już dłużej wytrzymać tej pozycji
w kuckach.
- Kocham cię - mruknął przy jej karku, przypominając sobie o
jedynym celu w życiu Marka Antoniusza i przesuwając dłonie na jej
piersi, aby zacząć pieścić jej delikatne sutki.
- Ja ciebie też kocham.
- Nie powinnaś mnie okłamywać w dzień naszego ślubu powiedział, skubiąc jej ucho i powodując, że na jej karku wyskoczyła
gęsia skórka.
- Nie okłamałam cię - powiedziała, krzywiąc się.- Naprawdę cię
kocham!
- Nie o to mi chodzi. Powiedziałaś, że oczarujesz mojego węża
dopiero po ślubie. I kochanie, mój wąż był całkowicie oczarowany.
Zaśmiała się.
- Tak mi przykro - powiedziała głosem tak szczerym, jak tylko
mogła.- Obiecuje, że już nigdy cię nie okłamię.
- Przeprosiny przyjęte - puścił jej oczko i ścisnął ją.- Powiedz,
że kłamałaś też co do całowania mnie? Proszę.
- Chyba nie oczekujesz, że złamię kolejną obietnice, prawda?droczyła się.- Chcę, abyś był w stanie wierzyć mi na słowo.
- Wierzę ci na słowo. Powiedziałaś, że po ślubie będzie
zauroczenie węża i całowanie i wiem, że dotrzymasz obietnicy.
- Im szybciej się pobierzemy, tym prędzej dotrzymam danego
słowa.
- Chodźmy! Czy to chcesz założyć na nasz ślub?- zapytał,
przesuwając dłoń w górę jej uda, pod spódniczkę, która głównie
znajdowała się na jej talii.- To naprawdę seksowny strój. Zwłaszcza
po tym jak zobaczyłem twoją twarz podczas orgazmu, gdy miałaś ją
na sobie.
- Eric!
- Chociaż musisz mieć też na sobie górę, bo nie chcę aby ktoś
oprócz mnie zobaczył te wspaniałe cycki. Królowie byliby przeklęci.
Przyjrzała się kostiumowi w lustrze i zdecydowała, że nie
spodobał się jej aż tak bardzo.
- Skoro już przeleciał mnie Marek Antoniusz, to sądzę, że
potrzebuję czegoś nieco innego w czym mogłabym wziąć ślub. Może
coś mniej odsłaniającego.
Zaśmiał się i pocałował ją w tył uda.
- Masz jakiś pomysł?
- Nie jestem pewna. Chodźmy poszukać.
- Król Artur i Ginewra? Mógłby wsunąć swój Excalibur w twój
kamień. I go wyciągnąć. A potem znowu wsunąć. I powtarzać tak w
kółko, aż pojawi się magia.
Rebekah stłumiła chichot.
- Nie wiem, gdzie jest mój kamień, Królu Arturze. Gdzie
dokładnie się znajduje?
- Myślę, że między twoimi piersiami - chwycił je w obie dłonie i
ścisnął razem.
- Cholera - powiedziała.- Miałam nadzieję, że mój kamień
będzie nieco niżej.
Puściła mu oczko w lustrze i wstała na nogi, wysuwając się z
jego uścisku gdy wstała.
Rebekah znalazła w swojej torebce suche i wilgotne chusteczki
- była to konieczność, gdy chodziło się z Ericiem Sticksem - i użyła
ich, aby się umyć, zanim przebrali się i odwiesili swoje kostiumy w
których się pieprzyli, jakby nic się nie stało.
Nie żeby ktoś oprócz ich dwójki zauważył. Malachi wciąż
głęboko spał.
Rebekah spojrzała na kostium Narzeczonej Frankenstaina i
astronauty. Przyjrzała się też sukni w stylu Piękności z południa, na
której widok Scarlett O'Hara pozieleniałaby z zazdrości, ale z jakiegoś
powodu wciąż wracała do białej sukni, którą zauważyła na początku.
Pewnie została przeznaczona dla ducha o złamanym sercu, ale
technicznie rzecz biorąc była to suknia ślubna. Rebekah ściągnęła ją z
wieszaka i przycisnęła do swojego ciała.
- Znalazłaś coś?- zapytał Eric, grzebiąc wśród gangsterskich
przebrań.
- Kostium panny młodej - powiedziała Rebekah, pokazując mu
masę koronek i falbanek, do których ciągle ją ciągnęło.
- Myślę, że pasuje - powiedział.- Ale nie jest zbyt kreatywne.
Z powrotem odwiesiła suknię i spróbowała znaleźć coś bardziej
kreatywnego. Jeżeli myślał, że zamierzała wziąć ślub w jednym ze
swoich zwyczajnych, sprośnych kostiumów, gdzie jej piersi i tyłek
były ledwo zakryte, to musiał się głęboko zastanowić. I choć raz
Rebekah nie chciała zaprzeczać swojej wewnętrznej kobiecie.
Rebekah przeglądała wieszaki, gdy przyglądała się sukniom z
klapami tymi z okresu regencji, kostiumami baletowymi i mundurami
polowymi. Znieruchomiała, kiedy duża dłoń znalazła się na dolnej
części jej pleców. Tatuaż, który sobie zrobiła, wciąż był nieco
wrażliwy na dotyk. Eric wepchnął w jej ramiona białą suknię ślubną.
- Myślę, że powinnaś ją założyć.
- Ale nie jest zbyt kreatywna - przypomniała mu.
- Nie mam nic przeciwko. Tylko wtedy, jeśli obiecujesz, że
założysz ją dzisiaj do łóżka - powiedział.- Na samą myśl o tobie w
sukni ślubnej robię się tak twardy, że rajtki Robin Hooda czy Romea
byłby o kilka cali za krótkie, jeżeli rozumiesz co mam na myśli.
Zaśmiała się i przytuliła go czule. Ten mężczyzna miał dar
sprawiania, że czuła się dobrze sama ze sobą i mógł mu stawać
częściej w ciągu dnia, niż trzem przeciętnym mężczyznom.
- Więc może to ty powinieneś założyć suknię ślubną, aby ukryć
swojego wiecznie stojącego twardziela - powiedziała.- A ja powinnam
założyć rajstopy, bo jestem super niska.
Zmarszczył razem brwi.
- Podnieciłoby cię to, jeśli zgodziłbym się na suknię?
- Uch, nie. W ogóle.
- W takim razie zapomnij o tym.
Roześmiała się na myśl o nim ubranym w suknię ślubną. Jeżeli
skłamałaby i powiedziała mu, że ta staromodna sukna ją podniecała,
to nie miała wątpliwości, że jej chętny pan młody wypowiedział swoje
słowa przysięgi w plisowej białej sukni ślubnej. Jednakże nie
zamierzała mu tego zrobić. Nawet jeśli byłoby to zabawne.
- W takim razie ja założę suknię ślubną a ty to - powiedziała,
idąc szybko do pobliskiego wieszaka i zszarpując z niego garnitur - w
wersjo 007, bardzo gładkiego i lśniącego - który pasował, jakby
nawet mógł na niego pasować.
- Kochanie, może poczekamy? Może jednak chcesz wziąć ślub w
katedrze i w sukni i z dwunastoma druhnami i tortem i...
Pocałowała go, aby go uciszyć. Wiedziała, że chciał dać jej
świat i że już to zrobił. To on był jej światem i tak długo jak zamierzał
trwać u jej boku, to miała wszystko czego tylko by zapragnęła.
- Nie chcę druhen ani tortu czy nawet katedry - powiedziała.Chcę przysiąg i pocałunku i katedry - powiedziała.- Chcę przysiąg i
pocałunku i choć się nawet tego nie spodziewałam, to najwidoczniej
chcę tę głupią sukienkę.
- Osobiście ja najbardziej nie mogę się doczekać pocałunku powiedział.- Myślę, że muszę poćwiczyć z jakieś kilkadziesiąt razy,
aby polepszyć swoją pracę nad językiem. Co o tym sądzisz?
Trzepnęła go w ramię.
- Żadnego całowania dopóki nie powiem tak, bo inaczej znowu
będziemy się pieprzyć w przymierzalni i przegapimy własny ślub.
- Dobra - powiedział ze zrezygnowanym westchnieniem.- Po
prostu pofantazjuje o całowaniu ciebie podczas gdy ty przymierzysz
tą suknię. A potem pojedziemy do sądu.
Uniosła suknię i przyjrzała się jej uważnie. Była strasznie
przestarzała, z ogromnym koronkowym kołnierzykiem, który zżółk na
przestrzeni lat i był poplamiony czymś, co wyglądało na sztuczną
krew - zapewne po jakiejś narzeczonej Draculi z Halloween sprzed
lat.
- To niezbyt ładna suknia ślubna - powiedziała.
- Jeżeli chcesz, to możemy pojechać do prawdziwego salonu z
sukniami ślubnymi i kupić ci lepszą suknię - powiedział Eric.
- Zwariowałeś? To nieco tandetne.
- Nie ma nic tandetnego w twoich piersiach, kochanie - wsunął
palec za rąbek jej koszulki i pociągnął w dół, aby przyjrzeć się jej
dekoltowi.
Strąciła jego dłoń ze swojej piersi.
- I tak nie sądzę, abyśmy mieli czas zrobić zakupy gdzieś indziej
- powiedziała.
- Mamy nieco czasu - powiedział.- Chcę, abyś stała się legalnie
moja tak szybko jak to możliwe, ale twoje szczęście jest dla mnie
priorytetem numer jeden. A w tym momencie twój dekolt zbliża się
do drugiego miejsca.
Wykonał taki gest, aby chwycić jej pierś, ale trzepnęła go w
nadgarstek.
- Będę szczęśliwa, jeśli wyjdę za ciebie ubrana tak jak teraz powiedziała, przesuwając dłonią przód swojej różowej koszulki i
spranych dżinsów. Nawet poruszyła palcami u stóp, które były
wyraźnie widoczne w jej tanich japonkach.- Przyjechanie tutaj i
wybranie kostiumów było twoim pomysłem, pamiętasz?
- Jesteś pewna?- powiedział.- Przecież nie był to żaden kiepski
pomysł na który bym wpadł.
Nie powiedziała niczego, tylko unosząc brwi i rzucając mu
wyzwanie.
- Możemy jeszcze wziąć ślub nago - powiedział.- Jest i taka
opcja.
Uśmiechając się, pokręciła głową na niego z niezadowoleniem.
- To dopiero kiepski pomysł. Zwłaszcza że moja mama zaczęła
cię lubić. Nie sądzę, aby chciała zapoznać się z twoimi jądrami
jeszcze bardziej osobiście.
Twarz Erica wyraźnie zbladła.
- Masz rację. Nie chcę wypowiedzieć słów swojej przysięgi,
podczas gdy miałbym wzwód przed twoją matką.
Rebekah zachichotała.
- A to niby dlaczego miałby ci stanąć?
- Bo zawsze mi staje, gdy jesteś naga.
Wsunęła dłoń w jego i przycisnęła głowę do jego ramienia,
kochając go nieco mocniej z każdą jego wulgarną deklaracją.
- I w połowie czasu, kiedy jesteś w pełni ubrana - dodał.- A
jeżeli miałabyś na sobie jedno ze swoich seksownych przebrań... wydał z siebie koci dźwięk na samym dole gardła.- ... to całkowicie
bym przepadł. Ale już o tym wiesz.
Wiedziała o tym i wykorzystywała tą wiedzę na swoją korzyść.
Początkowo była oszołomiona, że chciał się przebrać na ich ślub. Było
to coś, co zdecydowanie lubili robić w sypialni, ale w ich ślubie nie
powinno chodzić tylko o seks. Z drugiej strony noce poślubne były
przeznaczone na zupełnie inny rodzaj miłości. Nadeszła już pora na
ich noc poślubną? Zerknęła na zegar na ścianie i zauważyła, że byli w
sklepie z kostiumami ponad godzinie. Jakim cudem zmarnowali aż
tyle czasu? W takim tempie nigdy nie wynieśliby się z tego miejsca i
przegapiliby okazję na wzięcie ślubu tego dnia. Zaczęła nawet
myśleć, że specjalnie ją zwodził. Może potajemnie chciał, aby sąd był
już zamknięty, gdyby wreszcie do niego dojechali. Jeżeli naprawdę
się bał i chciał opóźnić ślub, to wolała aby jej o tym powiedział,
zamiast wygłupiał się przez całe popołudnie w tym starym,
zakurzonym sklepie.
Głośne dudnienie silnika na zewnątrz spowodowało, że Eric
wyjrzał przez okno, napinając ramiona z niecierpliwości. Kiedy pojazd
minął sklep, to jego ramiona znowu opadły.
Teraz już wiedziała, że coś planował.
- Przymierzysz ją?- zapytał, kiedy przyłapał ją na próbie
rozszyfrowania jego planu.
Pewnie nie powinna. Założenie tej brzydkiej sukni ślubnej tak
jakby zniszczyłaby cały cel ich spontaniczności.
- Może powinnam wybrać coś innego. Tamta wiktoriańska
suknia jest naprawdę ładna - powiedziała, wpatrując się przez salę
na niebieską suknię na manekinie w oknie.- Ale zdecydowanie to nie
mój rozmiar. Nienawidzę bycia niską.
- Jesteś piękna taka jaka jesteś.
Szczerze w to wątpiła. Miała za sobą wyczerpujący poranek u
onkologa. Była mentalnie wysuszona i była przekonana, że było to
widać na zewnątrz. Na samą myśl, że jej rak macicy mógł mieć
przerzuty, gdy znaleźli podejrzane miejsce w jej badaniach i
wepchnęli jej głowę pod opresyjny głaz, który niemal skruszył ją jak
imadło. Była już tam, za dobrze znała to miejsce. Rak już zniszczył jej
szansę na posiadanie dzieci; nie mogła uwierzyć w to, że będzie to
tak okrutne, by spieprzyć jej szanse na szczęście jako żona Erica.
Nawet gdy była bliska śmierci podczas chemioterapii kilka lat temu,
to nigdy nie czuła się tak całkowicie pokonana jak tego ranka.
A potem kilka godzin później przekazano jej pozytywne wyniki
zdrowia i jej nastrój znacznie się podniósł - znowu pozwoliła sobie
mieć nadzieję na przyszłość. Na przyszłość dla samej siebie. Na
przyszłość z Ericiem. Nalegania Erica, że powinni się od razu pobrać
sprawiły, że niemal pęczniała od szczęścia. Jak do tej pory jej
emocjonalny roller coeaster był na górze, dole, dole, znowu na dole,
górze, górze i w górze. Zadrżała jej dolna warga, gdy pomyślała o
tym ile miała do stracenia, jeśli jej nowotwór by wrócił, a przecież
tylko chciała czasu wspólnie spędzonego i wypełnionego radością i
miłością, a nie smutkiem i bólem.
- Hej, co się stało?- zapytał Eric.
Siłą cofnęła swoje emocje, walcząc aby nie było ich widać po
jej minie. Nie musiał wiedzieć jak wciąż była zdenerwowana. Powinna
potrafić dać odejść strachowi - a nie pozwolić, aby wciąż ją pożerał ale było to łatwiejsze do wyobrażenia niż zrealizowania.
Jedną ręką przetarła twarz.
- Jestem tylko nieco zmęczona; to naprawdę długi dzień. I
przydałoby mi się nieco odpoczynku. Kiedy mamy być w sądzie?
- Powiedziano mi, że nie powinniśmy być później niż na piątą.
Według zegara ściennego była niemal czwarta.
- Więc lepiej szybciej zdecydujmy się co do tych kostiumów.
Zaraz nie będziemy mieć czasu.
- Jestem pewien, że zaczekają na nas, jeśli nieco się spóźnimy.
Rebekah zachichotała.
- Urząd? Szczerze w to wątpię.
Znowu zerknął na zegar.
- Bez pośpiechu - powiedział.
- Nie mówisz mi o czymś - powiedziała.- Chcesz zyskać na
czasie, prawda?
- Co? Nie, oczywiście, że nie - wepchnął w jej ramiona suknię
ślubną i obrócił ją w stronę garderoby.
Nigdy wcześniej nie okłamał jej wobec czegoś ważnego. Miała
nadzieję, że nie zaczął robić tego teraz.
Zerknęła przez ramię i przyłapała go, jak sprawdził swój
telefon.
Zagryzła wargę, nieco za bardzo wkurzona, że podczas dnia ich
ślubu skupiał się na czymś innym.
Gdy spojrzał w górę, to wsunął telefon do kieszeni i znowu
popchnął ją na tyły sklepu.
- Idź ją przymierz. Potem zdecydujemy.
- Tylko jeśli przymierzysz strój Jamesa Bonda.
Ściągnął z wieszaka strój szpiega.
- Da się zrobić.
Westchnęła i koniec końców niezdecydowana suknią, poszła do
garderoby znajdującej się na tyłach sklepu z Ericiem, który deptał jej
po piętach. Zamknęła mu drzwi przed nosem, gdy próbował wejść za
nią do środka. Nie zamierzała znowu się na to nabrać. Z pewnością
by się spóźnili, jeżeli po raz drugi dołączyłby do niej w garderobie.
Rebekah ściągnęła swoje dżinsy i koszulkę, zanim założyła
przez głowę suknię. Niemal się rozpłakała, kiedy zobaczyła swoje
odbicie i nie dobre emocje typu o-mój-Boże-ta-suknia-powinna-byćprzeznaczona-tylko-dla-mnie. Nie zamierzała poślubić miłości swojego
życia w jakiejś parodii ubrania.
- Nienawidzę jej - zawołała.
Kiedy nie odpowiedział, to przechyliła głowę w stronę drzwi,
nasłuchując. Eric głośno do kogoś szeptał, zapewne rozmawiając
przez telefon.
- Dlaczego tak długo ci to idzie? Nie mogę już dłużej przeciągać
- Eric powiedział w słabej próbie szeptu.
Och, więc miała rację. Zamierzał ją tu zatrzymać tak długo, jak
to możliwe. Ale dlaczego? Miała nadzieję, że to nie dlatego, że
zmienił zdanie. Otworzyła oczy i jego oczy rozszerzyły się, kiedy
przyłapała go na rozmowie telefonicznej.
- Z kim rozmawiasz?- zapytała.
- Ta suknia ohydnie na tobie wygląda, kochanie.
Nie kłamał, ale jej emocjonalny rollecoaster pokonał o jedną
górkę za wiele i łzy zaczęły płynąć, zanim zdołała je powstrzymać.
- O Boże - powiedział.- Nie płacz, nie płacz. To tylko Jace wyciągnął telefon w jej stronę.- Proszę, porozmawiaj z nim.
- Nie chcę z nim rozmawiać. Nie płaczę przez to, że rozmawiasz
z Jace'em! Powiedziałeś, że wyglądam ohydnie.
Zrzedła mu mina.
- Nie, nie powiedziałem. Powiedziałem, że ta suknia jest
ohydna.
- To bez różnicy - wpadła do przymierzalni, trzaskając drzwiami
i zamykając je.
- Reb - powiedział Eric, pukając do drzwi.- Wpuść mnie. W
ogóle nie wyglądasz ohydnie - nie do niej - zapewne do Jace'a warknął.- Kurwa, pospieszysz się, czy nie?
Ściągnęła suknie przez głowę i przerzuciła ją przez górę drzwi,
usatysfakcjonowała dźwiękiem jaki wydał Eric, gdy próbował
wyplątać się z ton tafty i koronki i satyny i brzydoty.
- Przysięgam, że wszystko będzie dobrze gdy Jace tylko tu
przyjedzie - powiedział Eric.
Była to dziwna rzecz do obiecania. Rebekah wytarła głupie łzy z
twarzy. Nie mogła nawet uwierzyć, że poprosił Jace'a aby w ogóle tu
przyjechał. Że niby co? Potrzebowała dwóch kolesi aby powiedzieli
jej, że wyglądała ohydnie w tej pieprzonej sukni?
- Rebekah? Wszystko w porządku?
- Daj mi chwile - powiedziała bez tchu, wciąż próbując
zapanować nad swoimi emocjami. Oddałaby wszystko za gorącą
kąpiel i miękkie łóżko i twarde ciało, do którego mogłaby sie
przytulić.
- Kocham cię - powiedział do drzwi.
Cóż, to oświadczenie nie pomogło jej w zapanowaniu nad
emocjami. Spojrzała na sufit, mrugając oczami, chcąc aby przestały
ciec jak para popękanych butelek.
- Rebekah?
- Ja c-ciebie też kocham - powiedziała łamiącym się głosem.
- Czy ty tam płaczesz?
Głośno podciągnęła nosem.
- N-nie.
- Kochanie, nie chciałem zranić twoich uczuć. Wpuść mnie do
środka.
- To nie dlatego płaczę - powiedziała.
- W takim razie dlaczego? Pozwól mi to naprawić.
Roześmiała się bez emocji.
- Nie wiem dlaczego. Ja tylko... całkiem nagle jestem jak
bałagan - wbiła pięty dłoni w swoje oczy i wzięła kilka głębokich
oddechów.- To nie ma niczego wspólnego z tobą - a mimo to miało
to wszystko wspólnego z nim. Bała się, że pokochała go za szybko, za
mocno i teraz bała się, że wypalała się, że kończył się jej czas, życie i
to wszystko zbyt prędko - jak tym dwóm tragicznym parom, o
których wcześniej rozmawiali. Ale to nie on był winien jej obawom.
Był po prostu powodem dla którego jej tak bardzo zależało na życiu.
Na prawdziwym życiu. U jego boku.
- Wpuść mnie - powiedział spokojnie.
Otarła resztki łez, wzięła głęboki, uspokajający oddech i
otworzyła drzwi. Wszedł do garderoby, zamknął za sobą drzwi i
spojrzał na nią od stóp do głów. Stała tak w jasnym pomieszczeniu w
swoim staniku i majtkach, ale nie czuła się pewna z tego powodu. A
przecież widział ją taką mniej niż dwadzieścia minut temu.
- Mam coś na te łzy - powiedział.
Jako że był Ericiem, nie było wątpliwości co miał na myśli by
wyleczyć łzy. Spojrzała na niego sceptycznie.
Poklepał swoją pierś.
- Ty. Właśnie tutaj. Właśnie teraz.
Wpadła na jego tors i objął ją w ciasny uścisk. Przylgnęła do
niego, obejmując ramionami jego talie, by być jak najbliżej. W jego
ramionach czuła się bezpieczna i kochana. Kompletna. Nic z tego nie
przyprawiało jej o płacz. Miała ochotę na uśmiech. Jeżeli miała
spędzić miesiąc, rok, dekadę lub nawet wiek w tych ramionach, to
zamierzała rozkoszować się każdym momentem. Nikt nie wiedział ile
mieli ze sobą czasu. Musiała pozwolić strachom odejść i wykorzystać
jak najlepiej tą resztę czasu, który jej został, nie ważne ile miało to
potrwać. Rebekah rozluźniła się przy nim, a kąciki jej ust już się
uniosły. Pocałował ją w czubek głowy.
- Lepiej?- zapytał po chwili.
Skinęła głową.
- Dzisiejszy dzień miał być najszczęśliwszy w moim życiu.
- A nie jest?
Uśmiechnęła się i przechyliła głowę, by móc spojrzeć w jego
śliczne niebieskie oczy.
- Jeszcze nie, ale jest coraz lepiej - wyciągnęła rękę i złapała go
za długi fioletowy lok i pociągnęła.- Dziękuję, że wiedziałeś iż
potrzebowałam być mnie przytulił.
- Naprawdę?- powiedział, mrugając na nią.- Po prostu znowu
chciałem zobaczyć cię w bieliźnie.
- W takim razie oboje jesteśmy zadowoleni - poklepała go po
tyłku, wiedząc, że jego największym mechanizmem obronnym był
nieodpowiedni humor. Używał go bezwstydnie, kiedy czuł się
najbardziej wrażliwy. Podejrzewała, że oboje przechodzili
emocjonalne wzloty i upadki.
Zatraciła się w jego spojrzeniu, dopóki nie pochylił głowy by ją
pocałować, gdyż wtedy zamknęła oczy. Jego czuły uścisk przerosił się
w nieco bardziej namiętny, gdy przesunął dłonie z jej pleców na jej
pośladki. Rozpłynęła się przy nim, pragnąc poczuć przy swojej jego
nagą skórę, chcąc aby był głęboko w niej, chcąc być z nim jednością.
Nie miało to znaczenia, że miała to wszystko jakieś pół godziny temu.
Już znowu ich chciała.
- Wiesz, o czym teraz myślę?- szepnął przy jej wargach.
- O tym, że powinieneś przycisnąć mnie do ściany i zerżnąć do
nieprzytomności?
- Uch, nie, nie o tym myślałem. Po raz pierwszy.
- Więc myślałeś o tym, że powinnam paść na kolana, zszarpnąć
twoje spodnie i obciągnąć ci, podczas gdy ty patrzyłbyś na to
wszystko w lustrze?
Jęknął.
- Boże, kobieto, wiesz jak pracuje mój umysł, prawda? Ale nie,
o tym też nie myślałem.
- W takim razie o czym?- zapytała, przesuwając dłoń w dół jego
brzucha, by chwycić za rosnące wybrzuszenie między jego nogami.
Ścisnęła mocno jego podnieconego penisa.
- Myślę, że Jace się zgubił.
Westchnęła z irytacją.
- Dlaczego tak bardzo skupiasz się na Jace'ie?
Charakterystyczny, niski pomruk Harleya Jace'a stał się
głośniejszy, gdy ruszył ulicą i zatrzymał się przed sklepem.
- Oto i jest. Wreszcie - Eric cmoknął ją w usta i wyswobodził ze
swych ramion.- Zostań tu - polecił.- Zaraz wrócę.
- Eric, co się dzieje?
Uśmiechnął się, zaś jego chłopięcy urok wręcz kapał z jego
wszystkich por.
- To niespodzianka.
Skrzyżowała ręce na piersiach.
- Nie lubię niespodzianek.
- Kłamczucha - wyszedł z garderoby i wyjrzała za drzwi, by
patrzeć jak podbiegł do wyjścia. Musiał odkluczyć drzwi, aby wpuścić
Jace'a do środka. Dzwonek u drzwi zadzwonił.
- Witamy w Kostiumowym Emporium Malachi... - chropowaty
głos za lady zakończył się wymownym chrapaniem.
Rebekah zachichotała. Była zaskoczona, że do tej pory nie
okradziono tego staruszka.
Ubrany w skórę i dżins, Jace wszedł do sklepu niosąc ogromne
białe pudło i wyglądając bardziej nie na miejscu niż zwykle.
- Wisisz mi jedną - powiedział do Erica w przywitaniu.
- Wiszę ci dziesięć. Jak chcesz - poklepał entuzjastycznie Jace'a
po plecach, wpychając go tym samym w stojak z uroczymi
kostiumami warzyw i owoców dla dzieci.
Eric wyrwał pudło z ramion Jace'a i ruszył w stronę Rebekhi.
Otworzyła szeroko oczy i wślizgnęła się z powrotem do garderoby,
udając, że nie podsłuchiwała.
- Wiesz jak ciężko jest trzymać ogromne pudło, gdy jedzie się
na motocyklu?- poskarżył się Jace.- Wiatr ciągle je zdmuchiwał i
niemal upuściłem je trzy razy.
- To nie moja wina, że jesteś idiotą. Powinieneś pożyczyć
samochód Aggie - Eric odezwał się tuż za drzwi garderoby.
- Nie powiedziałeś mi, że to będzie tak cholernie ogromne.
- Nie wiedziałem.
Rebekah podskoczyła na nagłe pukanie do drzwi.
- Tak?- powiedziała Rebekah, starając się brzmieć
nonszalancko, chociaż serce waliło jej jak młotem.
- Mam coś dla ciebie, co możesz przymierzyć.
- Co to?
- Suknia.
- Skąd ją masz?- zapytała.
- Otwórz drzwi.
- Jestem w bieliźnie. Pamiętasz?
- Odwróć się, stary - Eric powiedział do Jace'a.- On nie patrzy,
Reb. Otwórz drzwi.
Otworzyła drzwi. Eric uśmiechał się do niej promieniście,
wepchnął pudło w jej ramiona i zamknął drzwi. Postawiła pudło na
podłodze i spojrzała na nie. Zbyt duży karton był dziwnie znajomy.
- Eric?- powiedziała, zakrywając dłonią drżące wargi.
- Jesteś dzięki temu szczęśliwa?
- Eric? Skąd to masz?- nie musiała otwierać pudła, by wiedzieć
co było w środku.
- Zapytałem twoją mamę, czy ma coś co mogłabyś założyć i
wysłałem po to Jace'a do domu twoich rodziców.
Zagryzła wargi, wiedząc, że te łzy nad którymi dopiero co
zapanowała, z pewnością znowu zaczną płynąć w chwili w której
ujrzałaby suknię ślubną swojej matki, która niewątpliwie znajdowała
się w środku. Jako dziewczynka widziała ją setki razy i marzyła o tym,
że wzięłaby w niej bajkowy ślub z przystojnym księciem i tej pięknej,
sentymentalnej sukni. Cóż, kościół miał być sądem a jej książę był
wytatuowanym metalowym perkusista z szaloną fryzurą i brakiem
manier, ale ten dzień z jej snów naprawdę miał się ziścić.
- Dziękuje - szepnęła.
- Szybko, kochanie - powiedział.- Spóźnimy się. Jace się dzisiaj
ślimaczył.
- To cud, że się nie rozbiłem - powiedział Jace.
Usłyszała kilka ciosów i jęków wymienionych między dwójką
kumpli.
Rebekah podniosła wieko pudła i wyciągnęła suknię,
potrząsając nią i wygładzając dłońmi zmarszczki. Zobaczenie jej nie
wywołało łez jak jak się spodziewała; zamiast tego jej uczucia ruszyły
zupełnie nieoczekiwaną drogą. Rebekah rozpromieniła się na widok
sukni, a jej serce zatrzepotało z radości gdy przytuliła ją do piersi.
Założyła ją przez głowę i przyjrzała się sobie w lustrze. Wyglądała jak
panna młoda. Panna młoda Erica. Nie mogła nic poradzić na szeroki
uśmiech.
- Idealna, idealna, idealna - powiedziała, chwytając za luźny
gorset na piersiach i wykonując taniec szczęścia. Otworzyła drzwi
garderoby i zmiażdżyła Jace'a w ogromnym i pospiesznym uścisku,
ryzykując, że udusiłaby go tą suknią, zanim złapała Erica za ramię i
wciągnęła go do garderoby. Spojrzał na nią z otwartymi ustami.
- O mój Boże, kochanie. Wyglądasz wspaniale.
Dotknęła palcami swych warg i przytaknęła, zbyt wzruszona by
się odezwać.
- Zrobiłem coś dobrego?- zapytał.
Znowu przytaknęła i spróbowała przełknąć swoje szczęście.
Rozmieściło się gdzieś w jej sercu i rozrosło się w jej piersiach.
Wypowiedziała swoje słowa bez tchu, jakby siłą wycisnęła je
przez gulę w gardle.
- Zrobiłeś coś wspaniałego, Eric. Jestem tak szczęśliwa, że to
zrobiłeś, że pomyślałeś o tym i tego dokonałeś. Nigdy nie przyszłoby
mi do głowy, aby dzisiejszego dnia założyć suknię mojej mamy dotknęła jego szczęki.- To strasznie wiele dla mnie znaczy. Ty dla
mnie dużo znaczysz.
Uśmiechnął się, a jego oczy stały się niecodziennie szkliste od
wilgoci.
- Cieszę się - powiedział, nieco bez tchu jak i ona.- Z obu
powodów.
Cmoknęła go w usta i odwróciła się do niego plecami.
- Zapnij mnie?
Jego palce drżały przy jej skórze, gdy zapiął długi rządek
perłowych guzików na środku jej pleców.
- Lepiej się pospieszcie... Brian powiedział, że są gotowi - Jace
zawołał za drzwi garderoby.
- Stary - Eric krzyknął do Jace'a.- Stul dziób!
- Gotowi na co?- zapytała Rebekah, zerkając przez ramię.- Co
wymyśliłeś, Ericu Sticksie?
- Nic - powiedział, szybciej zapinając rządek pereł.
- Eric...
Westchnął głośno.
- Sprawiłaś, że moje urodziny były dla mnie wyjątkowe, więc
próbuję, aby dzień ślubu był i dla ciebie szczególny. Przestań
zadawać pytania i pogódź się z tym.
Roześmiała się.
- Spróbuję.
Przestała męczyć go co do jego niespodzianki, chociaż jej umysł
obracał się wokół możliwości, podczas gdy stała nieruchomo aby
mógł dopiąć jej suknie. Przyglądała mu się w lustrze ze zbyt
zachwyconą miną na jego skupionej twarzy i diabelskim języczku
przyciśniętym do jego górnej wargi, gdy przyglądał się jak zamieniła
się w pannę młodą. Była to całkowicie inna scena od tej jaką dzielili
w garderobie po raz pierwszy, ale tym razem czuła się o wiele bliżej
niego. Nie seksualnie bliżej, ale jego pomoc w zapięciu jej sukni była
nieskończenie intymna.
- Cholernie trudno będzie ją z ciebie dzisiaj ściągnąć, prawda?powiedział, gdy zapiął kilka ostatnich guziczków.
- Jestem pewna, że jakoś to obejdziemy.
- Gotowe!- powiedział i pocałował jej nagie ramię, zanim uniósł
obie dłonie w geście zwycięstwa.
- Nowy rekord - powiedziała, gdy zebrała szeroką, wyszywaną
spódnicę w obie dłonie i odwróciła się do drzwi. Styl sukni był dość
prosty. Jej ramiona były nagie z wyjątkiem smukłych pasków, które
zakryły ramiączka jej stanika. Kilka warstw satyny był na tyle szeroki,
aby otoczyć suknię na poziomie jej obojczyków i kontynuować swą
drogę wzdłuż jej ramion i pleców. Reszta gorsetu była dopasowana
do pasa, a potem spódnica w kształcie A ciągnęła się do podłogi i
ciągnęła po ziemi. Jedyną ozdobą tego skromnego stylu był rządek
perłowych guziczków na plecach, piękny kwiatowy haft, który zdobił
matową satynę i delikatne wykończenie na brzegu spódnicy i welonu.
Bez koronki. Bez kokardek. Zero plisu. Tylko elegancja.
Zanim zdążyła nacisnąć klamkę drzwi przymierzalni, to Eric
nakrył jej dłoń swoją.
- Dobra, nadeszła pora aby rozebrać cię z tej sukni.
- Co? Co jest z nią nie tak?- wygładziła materiał, szukając
czegoś ohydnego, co być może przegapiła. Jeżeli powiedziałby, że
była ohydna, to pewnie chwyciłaby za strój Kleopatry lub Julii i
skończyłaby to w tym momencie.
- Nie ma mowy, abym mógł się skoncentrować na czymkolwiek
innym oprócz mojego kutasa, gdy wyglądasz tak pięknie.
Odetchnęła z ulgą i trzepnęła go.
- Przestań się wygłupiać, Ericu Sticksie.
- I ona myśli, że ja żartuję - powiedział do swojego odbicia.
Zaśmiała się i otworzyła drzwi garderoby.
Jace oderwał wzrok od swojego telefonu i otworzył szeroko
usta.
- Wow - powiedział.- Wyglądasz niesamowicie.
Czym zasłużył sobie na kolejny niechciany uścisk od Rebekhi i
cios w czoło od Erica.
Eric zerknął na zegar i zbladł.
- Kiedy zrobiło się tak późno?
- Kiedy zobaczyłeś pannę młodą w sukni przed ceremonią powiedział.- Wiesz, to przynosi pecha.
- W tym momencie jestem najszczęśliwszym skurwielem na
świecie. Nie przejmuję się jakimiś durnymi przesądami.
Jace zamrugał na niego i pokręcił głową.
- Dobra, to coś nowego. Najpierw odbiegasz od swojej rutyny
„będę farbować włosy na różne brzydkie kolory co czterdzieści
dziewięć dni”, a teraz to?
- Zawsze się zastanawiałam dlaczego farbujesz się co
czterdzieści dziewięć dni - powiedziała Rebekah.- Sześćdziesiąt
dziewięć brzmi na lepszy numer dla Erica w Połowie-Gwiazdy-Porno/
W-Połowie-Gwiazdy-Rocka Sticksa i jego przesądów.
Eric uśmiechnął się, pewnie już myśląc o numerze 69.
- Podczas gdy sześćdziesiąt dziewięć może przynieść wiele
szczęścia wielu osobom, to siódemka zawsze była dla mnie
szczęśliwa.
Rebekah zmarszczyła brwi.
- Nie ma siódemki w czterdzieści dziewięć - powiedziała.
- Jest siedem siódemek w czterdzieści dziewięć. Co czyni z niego
najszczęśliwszą liczbę na świecie.
- Właśnie dlatego tak mnie to dziwi, że przestałeś dbać o swoje
szczęście - powiedział Jace.
- Całe swe życie spędziłem na zdobyciu dziewczyny powiedział Eric.- Teraz, gdy mam wszystko czego chcę, to już nie
potrzebuję swojego szczęścia.
Rebekah niemal rozpłynęła się na jego wyznanie. Jace
odchrząknął i na migi pokazał jakby chciał włożyć palec głęboko do
gardła. Eric zerknął na zegar i chwycił Rebekhę za dłoń.
- Wszyscy już tam są?- Eric zapytał Jace'a, gdy rzucili się
biegiem do drzwi.- Dzięki, za udostępnienie swojego sklepu!- zawołał
do właściciela w drodze do drzwi.- Niebawem znowu wrócimy.
- Witamy w... - mężczyzna wymamrotał przez sen.
- Mógłbyś opróżnić kosz w przebieralni - dodał Eric.- Tak tylko
mówię.
Rebekah poczerwieniała na samą myśl o zużytych i mokrych
chusteczkach, które znajdowały się w śmietniku.
- Wciąż czekają na Treya - powiedział Jace, kiedy wyszli na
zewnątrz.- Ale myślę, że już jest w drodze.
- Ile osób zaprosiłeś na naszą małą, prywatną ceremonię?zapytała Rebekah. Nie żeby miała coś przeciwko. Po prostu była
zaskoczona. Kiedy Eric miał czas, aby ich zaprosić? Czy to wtedy,
kiedy się wymknął i rozmawiał przez dwadzieścia minut przez
telefon? I ciągle ją wkurzał, sprawdzając to przeklęte urządzenie,
zamiast zaoferować jej swoją niepodzielną uwagę?
- Zaprosiłem tylko rodzinę - powiedział.
A odkąd nie miał swojej prawdziwej rodziny, to oznaczała ona
jego zespół. Kiedy była w trasie jako dźwiękowiec Sinnersów, to też
się stali jej zastępczą rodziną. Cieszyła się, że Eric ich zaprosił. Suknia
wiele dla niej znaczyła, ale znaczyłoby dla niej jeszcze wiele, niż
osoby na których jej zależało, zobaczyli ją w niej, podczas gdy
przysięgłaby Ericowi miłość na resztę swojego życia. Miała tylko
nadzieję, że byłby to naprawdę długi czas.
Rozdział 3
Eric otworzył drzwi od strony pasażera w swojej niesamowicie
odnowionej, zabytkowej Corvetty i pomógł wysiąść swojej pięknej
narzeczonej bez utknięcia w drzwiach. Kiedy oparł się o otwarty dach
i pocałował ją w czoło, to uśmiechnęła się do niego, a jej niebieskie
oczy zabłyszczały od szczęścia.
Te spojrzenie - chciał być powodem takiej miny przez resztę
swojego życia. Jego serce powiększyło się tak bardzo, że trudno było
mu oddychać. Ta kobieta znaczyła dla niego wszystko i przez kilka
przerażających minut, kiedy to czekali na jej biopsję tego ranka,
myślał, że musiałby wymyślić jakby miał żyć bez niej. Nie był pewien,
czy byłby w stanie. Był zdeterminowany, aby wypełnić ich każdą
wspólnie spędzoną chwilę szczęściem i miłością, bo nawet jeżeli
dożyłaby stu dwudziestu lat, to wciąż nie starczyłoby mu czasu, aby
pokazać jej ile dla niego znaczyła.
- Wyglądasz na wzruszonego w tym momencie - powiedziała
Rebekah. Uniosła rękę i pstryknęła go w czubek nosa swoim palcem
wskazującym.
- Wolisz mój wygląd napaleńca? Jestem pewien, że pojawi się
w przeciągu kilku sekund.
Wyglądała spektakularnie w swojej sukni ślubnej. W sukni
ślubnej jej matki, przypomniała mu jakaś blokująca synapsa w mózgu.
Zaśmiała się.
- Wsiadaj do samochodu. Muszę teraz za ciebie wyjść.
- Cóż, przez to nie pozbędziemy się mojego wzruszonego
wyrazu twarzy. Jak już, to tylko się zwiększy.
Chwyciła go za dłoń i pocałowała jego knykcie, zanim
przycisnęła je do swojego policzka.
- Jakoś wymyślę, jak ci to wynagrodzić - szepnęła.
Puściła jego dłoń i skradł szybki pocałunek, zanim zasiadł za
kółkiem i odpalił samochód. Ten ryknął do życia, bez żadnego
krztuszenia czy gulgotania. Chodził jak zegarek, gdy się go odpalało.
- Jesteś mechanikiem geniuszem, skarbie - powiedział,
posyłając uśmiech swojej narzeczonej.
- Popracujemy dzisiaj wieczorem nad Camaro?
Eric zaśmiał się.
- Nie, no chyba że użyjemy tylnego siedzenia na
skonsumowanie naszego związku.
Dołączył do ruchu ulicznego i ruszył w stronę sądu,
zastanawiając się, czy Rebekah miałaby coś przeciwko tym wszystkim
szybkim planom jakie wymyślił, aby uczynić ich dzień nieco bardziej
wyjątkowym. Wiedział, że kobiety lubiły planować te sprawy i nigdy
nie słyszał o tym, żeby to pan młody wszystko zaplanował, ale nie
byli typową parą. Nie. Był pewien, że byli znacznie szczęśliwsi.
Jace czekał na zewnątrz obok swojego motocyklu, podczas gdy
Eric pomógł Rebece wysiąść z samochodu, gdy zajechali do sądu.
- Czy czasami on nie jest twoim świadkiem?- zapytała
Rebekah.- Powinnam zadzwonić do mamy, aby powiedzieć jej, że
dojechaliśmy.
Jej mama z rozkoszą się zgodziła, aby zostać świadkiem
Rebekhi, ale nie zamierzała się z nimi tutaj spotkać. Mieli pojechać
gdzie indziej, po tym jak mieli odebrać swoje licencje, ale nie
zamierzał powiedzieć Rebecce gdzie. Chciał ją zaskoczyć. Nawet
bardziej po tym, gdy zobaczył jak zareagowała na niespodziankę z
suknią ślubną.
- Najpierw musimy uzyskać licencję - powiedział. Była to jedna
z rzeczy o których się dowiedział, kiedy tego ranka zadzwonił do
sądu. Zapytał również, kto mógłby poprowadzić ceremonie. Przez co
jego umysł zaczął krążyć wokół kolejnej myśli, jakby to uczynić dzień
Rebekhi jeszcze bardziej znaczącym.
Ludzie uśmiechali się do Rebekhi, gdy mijała ich w swojej sukni
ślubnej. Pewnie się zastanawiali, dlaczego była w towarzystwie
wysokiego, głupkowatego faceta w dżinsach i T-shircie. Miał nadzieję,
że Trey był w stanie znaleźć smoking w szafie Erica. Kilka lat temu
założył go na uroczystość Grammy i był pewien, że wciąż był w
jakimś pudle. Eric miał też nadzieję, że tego kolesia nie rozproszyłoby
coś znacznie bardziej interesującego podczas poszukiwania jego
stroju ślubnego.
Podczas gdy czekał wraz z Rebekhą w kolejce, aby odebrać ich
licencje, Eric dyskretnie sprawdził swoje wiadomości. Był zadowolony,
że udało mu się rozproszyć Rebekhę kostiumami, podczas gdy reszta
wykonywała dla niego przygotowania. Nie było łatwo zaaranżować
wszystkiego tuż pod jej nosem.
Jedna wiadomość od Briana: Wciąż czekam na Treya. Wszyscy już
są gotowi.
Jedna od jego przyszłej teściowej, pani B: Dziękuję ci za to, że
sprawisz, iż ten dzień będzie dla niej wyjątkowy. Przepraszam za to, jak cię
traktowałam.
Jedna od Seda: Nie sądzisz, że mam lepsze rzeczy do zrobienia w
swoim dniu wolnym, niż stawienie się na twój ślub?
Eric wiedział, że tylko żartował, więc nie wziął sobie tego do
serca.
Jedna od jego przyszłego szwagra, Dave'a: Jeżeli kiedykolwiek
złamiesz jej serce, to przejadę ci po jajach swoim wózkiem inwalidzkim.
Eric skrzywił się i poruszył niespokojnie na samą tą myśl.
Jedna od byłego narzeczonego Rebekhi, Isaaca: Nie musiałeś
mnie zapraszać, ale dzięki. Cieszę się, że jest szczęśliwa.
I jedna od Jonego: Wybacz, ale nie dam rady. Ale ucałuj ją ode
mnie.
- Z pewnością jesteś dziś popularny - powiedziała Rebekah,
wyciągając szyję, gdy spróbowała dostrzec z kim pisał.
Schował telefon do kieszeni.
- Ja?- położył dłoń na dolnej części jej pleców i przyciągnął ją
bliżej, nawet jeśli jego nogi zanurzyły się w jej kłopotliwej spódnicy,
przez co niemal stracił równowagę.- Każdy dzisiaj patrzy na ciebie.
- Czuję się trochę głupią, mając na sobie w sądzie tą ogromną,
wymyślną suknię - powiedziała. Uniosła spódnicę z przodu i
potrząsnęła nią.
- Nie powinnaś czuć się głupio, lecz pięknie - powiedział.- Bo
taka jesteś.
Kiedy dotarli do przodu kolejki, to pokazali urzędnikowi swoje
dowody osobiste, aby przygotował ich licencję ślubną.
- Jak chcecie, aby odczytywano wasze imiona?
Eric zamarł. Szczerze mówiąc, to nie rozmawiali na ten temat.
Jego pierwsze nazwisko brzmiało Anderson, ale jego legalne, Sticks.
Chciałaby przyjąć takie nazwisko? Nie winiłby jej, jeśliby nie chciała.
Wiedział, że zostało wybrane przez osiemnastoletniego frajera.
- Rebekah Esther Sticks - Rebekah powiedziała bez wahania.
- Jesteś pewna?- zapytał.
- Oczywiście. No chyba, że uważasz, że powinnam się pozbyć
swojego okropnego, drugiego imienia, gdy mam okazję?
- Miałem na myśli nazwisko.
- Tego chcę z pewnością - powiedziała, rozpromieniając się do
niego.
Nie rozumiał, dlaczego przyjęła jego nazwisko z taką dumą.
- Ty tu rządzisz, pani Sticks.
- Gdzie pójdziemy dalej? Sędzia poprowadzi naszą
uroczystość?- zapytała Rebekah.
- Nie, nie sędzia - odpowiedział.
- Urzędnik?
- Nie.
- Wymiar sprawiedliwości?
- Nie.
Rebekah zmarszczyła brwi.
- W takim razie kto?
- Zobaczysz.
- Z pewnością jesteś dzisiaj tajemniczy - powiedziała.
- Zawsze jestem tajemniczy.
Zaśmiała się.
- Nigdy nie jesteś tajemniczy. Najbardziej kocham w tobie twoją
otwartość - przesunęła dłoń na jego szyję i nie było mowy, aby mógł
się oprzeć temu zaproszeniu na długi pocałunek.
Kiedy się od siebie odsunęli, to dotknął jej policzka.
- Czasami niespodzianki mogą być dobre.
- Nie mogę się doczekać, by zobaczyć co dla mnie
przygotowałeś - powiedziała.- Jestem pewna, że będzie to
niezapomniane.
Powiedziała słowo niezapomniany, jakby miał zatrudnić
cyrkowców i odczytać ich przysięgę z listów przyczepionych do
balonów i miał się z nią ożenić na trampolinie. Uśmiechnął się.
Naprawdę będzie zaskoczona, gdy zobaczy za jakiego beznadziejnie
tradycyjnego kolesia zgodziła się wyjść.
Trzymając w ręku licencję małżeńską, wyprowadził ją z sądu do
samochodu.
- Um, dokąd jedziemy?- zapytała.
Uśmiechnął się do niej, z trudem zachowując niespodziankę w
tajemnicy, podczas gdy chciał opowiedzieć jej o każdym szczególe
swojego planu.
- Zobaczysz - powiedział.
Podczas gdy byli w środku, to Jace odwalił swoją robotę, która
polegała na przywiązaniu pustych puszek do zderzaka samochodu.
Również przyczepił znak do bagażnika z napisem, Prawie Poślubieni.
Rebekah zachichotała, gdy to zobaczyła i znowu uścisnęła
Jace'a. Tym razem odwzajemnił gest.
- Wiem, że dzisiaj mamy uszczęśliwiać w szczególności pannę
młodą - Jace powiedział cicho.- Ale zaopiekuj się dobrze tym swoim
wariatem. Jest dla mnie ważny.
Eric przewrócił oczami i trzepnął Jace'a w tył głowy, jakby
usłyszenie wylewnych słów Jace'a w ogóle go nie uszczęśliwiło.
- Masz opaskę, o którą prosiłem?- zapytał Eric.
Jace wyciągnął ją ze swojej tylnej kieszeni.
- Zawsze noszę ze sobą zapasową.
Eric zaśmiał się i wziął od Jace'a czarny pasek skóry.
- No pewnie.
- Po co ci opaska?- zapytała Rebekah.
- Nie mnie - powiedział i wsunął ją na jej głowie.- Tobie.
- Eric?
Zakrył opaską jej niespokojne oczy i był wstrząśnięty falą
pożądania, która zalała jego krocze, gdy zobaczył ją oślepioną
skórzaną opaską, gdy wciąż miała na sobie suknię ślubną.
- Cholera, kochanie. Będziemy musieli to powtórzyć dzisiejszego
wieczoru.
- Tylko nie uświńcie jej swoją miłością - powiedział Jace.- To
jedna z moich ulubionych.
- Niczego nie obiecuję - powiedział Eric, gdy chwycił Rebekhę
za dłoń i podprowadził ją do samochodu.- Sperma czasami trafia do
najbardziej niezwykłych miejsc.
- Takich jak farciarskie kapelusze?- zachichotał Jace.
- Dokładnie.
Palce Rebekhi drżały przy jego dłoni, ale zaufała mu i pozwoliła
mu się nakierować na miejsce pasażera. Nie był przyzwyczajony do
tego, że ludzie tak wyraźnie na nim polegali i mu ufali. Była to
ogromna odpowiedzialność, którą był gotów przyjąć.
Kiedy jego kobieta po raz kolejny znalazła się bezpiecznie w
Corvettcie, to Eric wsiadł do środka, odpalił samochód i skierował się
w miejsce niespodzianki. Aluminiowe puszki trzaskały na ulicy za nimi
i kilku kierowców zatrąbiło w geście gratulacji. A wszystko to go
uszczęśliwiło. Podczas tej szczególnie głośnej przejażdżki, nie miał
ochoty pokazać im środkowego palca.
Po tym jak przejechał kilka przecznic, szukając miejsca, w
którym mieli powiedzieć sobie tak, Eric miał nadzieję, że Rebekah nie
zezłościłaby się na niego, że nie skonsultował się z nią co do miejsca,
które wybrał. Co jeśli nie spodobałby się jej jego pomysł? Co jeśli
zmieniłaby swoje zdanie, co do kochania go? Albo co gorsza,
zrozumiała, że nigdy go nie kochała, nawet przez chwilę?
Spojrzał na nią, gdy tak siedziała ufnie u jego boku i doszedł do
wniosku, że jej otrzeźwienie byłoby najgorszą rzeczą, jaka by mu się
przytrafiła. A Eric w swej młodości przeżył już sporo popieprzonych
rzeczy.
Rozdział 4
Rebekah nie miała pojęcia, dokąd zabrał ją Eric, ale przez te
miesiące, jakie ze sobą byli, nauczył się, że był znacznie bardziej
rozsądny niż wyglądał i o wiele bardziej romantyczny, niż się
zachowywał. Kiedy zaskakiwał dziewczynę, to była to bardzo dobra
rzecz. Potarła ciepły metal swojego pierścionka zaręczynowego,
przypominając sobie o ostatnim razie, gdy ją zaskoczył. Nie było
mowy, by mógł to przebić. A może mógł?
- Podpowiesz mi, dokąd jedziemy?- zapytała, przesuwając
swoją opaskę do bardziej wygodnej pozycji, ale nie ściągając jej.
Zamierzała trzymać się jego planów, nawet jeżeli miały okazać się
fiaskiem. Jak do tej pory dobrze mu szło, ale nigdy nie wiedziała
czego spodziewać się po Ericu. Zwykle to była dobra rzecz. Ale
czasami...
- Nie. Żadnych wskazówek.
Usłyszała uśmiech w jego tonie nawet przez hałas uliczny i
trzask puszek u zderzaka ich samochodu.
- Mogę zgadnąć?- zapytała.
- Możesz spróbować, ale i tak nie powiem ci, czy odgadłaś
prawidłowo.
Samochód podskoczył na wyboju, przez co Rebekah uczepiła
się kurczowo deski rozdzielczej. Trudno było jej jechać z Ericiem,
podczas gdy nie wiedziała dokąd zmierzali; był to prawdziwy egzamin
jej zaufania, by tak jechała jako jego pasażerka z opaską na oczach.
- Jedziemy do salonu tatuażu?- zapytała. Mieli już plany, jak na
stałe dodać na skórę słowa ich przysięgi. Rozmawiali o tym kilka razy.
Już spisała słowa swojej przysięgi i je zapamiętała. Chociaż nie była
pewna, czy Eric poświęcił im tyle czasu co ona.
Zaśmiał się.
- Zbaczasz trochę za daleko, kochanie.
- Ale przecież powiedziałeś, że chcesz wytatuować swoją
przysięgę na ręce, a ja chce, aby moje były prawdziwym dziełem
sztuki. Zmieniłeś zdanie?- pogładziła swoje nagie ramię, wyobrażając
sobie kolorowy i skomplikowany wzór z kwiatkami i motylkami i
nutkami słowami, które wyrażałby jej miłość do Erica.
- Nie, wciąż chce to zrobić - szczerze mówiąc, to nie mogę się
doczekać - ale zrobimy je, gdy będziemy mieć nieco więcej czasu.
Takie duże części jak te zajmują wiele godzin, a teraz wszyscy na nas
czekają.
- Gdzie?- zapytała.
- W twoim... - urwał ze śmiechem.- Niemal ci się udało.
- W moim... - powiedziała, zastanawiając się nad miejscami,
które do niej należały i ich braku.- W moim... w moim czym?
Z pewnością nie w domu jej rodziców.
Nie odpowiedział i przywitał jej kolejne pytania i zgadywania
milczeniem. Samochód wreszcie się zatrzymał i usłyszała głosy z
tłumu, ale było zdecydowanie za daleko, aby zrozumieć rozmowę lub
wyłapać do kogo należały głosy. Opaska nagle opadła z jej oczu na
nos, gdy Eric ją rozwiązał. Zamrugała w rażąco jasnym świetle
zachodzącego słońca, aby dostosować oczy. Czy tam stoi namiot
cyrkowy? pomyślała, gdy jej obolałe oczy dostrzegły coś ogromnego i
białego z dwoma pionowymi paskami w jakimś jasnym kolorze.
Znowu zamknęła oczy.
- Weźmiemy ślub na trapezie?- zapytała.
Eric roześmiał się.
- Nie, jesteś ślepa? Jesteśmy w kościele twojego ojca.
Opadła jej szczęka. Uniosła drżącą dłoń do swoich ust, a jej
oczy wypełniły się łzami. Otworzyła oczy i oto tam był - tak jak
powiedział Eric. Rebekah miała tak wiele szczęśliwych wspomnień
związanych z tą małą kaplicą z wysokimi, witrażowymi oknami i białą
elewacją. Chociaż od miesięcy była w trasie i nie mogła pójść do
kościoła, to wciąż wspominała te błyszczące ławki. Wysoką ambonę.
Radosny chór. I jej ciepłego i przyjaznego ojca, który głosił słowo
miłości do każdego, kto słuchał. Nie musiała wchodzić do środka, aby
czuć więź z tym miejscem. Była ona głęboko zakorzeniona w jej
sercu.
- Pewnie powinienem był zapytać, ale tak sobie pomyślałem, że
spodobałaby ci się myśl, aby twój ojciec udzielił nam ślubu. Odkąd
jest w tym biznesie.
- Moja matka cię do tego namówiła?- zapytała, wiedząc, że ta
kobieta potrafiła być przytłaczająca i że Eric nie był zbyt religijną
osobą. Nie wyobrażała sobie, aby chciał wziąć ślub w kościele i
kochała go za to, że nie miał nic przeciwko. Bóg zrozumiał. Znał
miłość i nigdy nie stał na jej drodze. Nie dbał o płeć lub rasę, czy
wiek czy cokolwiek, lecz o rozprzestrzenianie jego miłości. Rebekah
zawsze w to wierzyła. Jej ojciec głosił o tym przez całe jej życie.
- Dobra - Eric powiedział z ciężkim westchnieniem.- To pewnie
była kiepska decyzja z mojej strony. Po prostu zawrócimy i zrobimy
szybki wypad.
Zakryła jego dłoń swoją, zanim zdążył wrzucić wsteczny bieg.
- Bardzo bym chciała, aby ślubu udzielił nam mój ojciec i to w
kościele, który uwielbia, ale nie chcę, żebyś zrobić coś, z czym nie
czujesz się dobrze i to tylko dlatego, że moja matka myśli, że jest
królową cholernego wszechświata - przewróciła oczami i pokręciła
głową. Ta kobieta zawsze była aż zbytnio sprawiedliwa. Nawet jak na
żonę pastora.
Eric uśmiechnął się.
- Nawet tego nie zaproponowała. To był mój pomysł, tak jak i
suknia. Zadzwoniłem do domu twoich rodziców i gdy odebrał twój
ojciec, to zapytałem, czy udzieliłby nam ślubu, zamiast odprowadzić
cię do ołtarza. Myślę, że płakał w chwili w której się rozłączyłem,
więc jeśli czułbym jakąkolwiek presję, to dlatego, że nie mam tego w
sobie by złamać mu serce. Ale jeśli nie chcesz wziąć tu ślubu, to
odjadę teraz i później porozmawiam z twoim tatą.
Chwyciła Erica za obie ręce i przycisnęła je do swoich piersi nad
walącym sercem.
- Ale ja chcę wziąć tu ślub. Chcę. Chcę.
- Hej, zachowaj to wszystko na uroczystość - droczył się.
Rzuciła mu się w ramiona i pocałowała, wbijając sobie w udo
skrzynię biegów - nie żeby jej to przeszkadzało. Po chwili odsunęła
się i spojrzała na jego twarz. Boże, jak ona go kochała. Skąd
wiedział, że takie rzeczy były dla niej ważne? Nigdy mu nie
powiedziała ile dla niej znaczył kościół jej taty. Kiedy nie byli w trasie,
to uczestniczyła na mszy co niedzielę, ale Eric nigdy nie chciał jej
towarzyszyć. Powiedział, że w kościołach czuł się nieswojo. Więc
jeździła tam sama.
Eric otarł pojedynczą łzę swoim kciukiem.
- Cholera, mam nadzieję, że to łzy szczęścia - powiedział.
- Oczywiście - zapewniła go.
Eric chwycił jej twarz w dłonie i oparł czoło o jej.
- Więc powiedziałaś tak i pocałowaliśmy się i takie tam, więc to
znaczy, że jesteśmy już po ślubie i możemy zacząć naszą noc
poślubną? Bo naprawdę chcę teraz zrobić z tobą kilka rzeczy. Rzeczy,
o których nie powinienem myśleć na kościelnym parkingu.
Zanim zdążyła odpowiedzieć, to rozległo się głośne walenie w
maskę samochodu. Eric podskoczył na swoim siedzeniu i wychylił się
przez szybę, aby złapać kogoś za koszulkę.
- No i co cię spotyka za dostarczenie facetowi smokingu... powiedział Trey, unosząc obydwie ręce w geście poddania.
- Nie wal w mój samochód - Eric powiedział przez zaciśnięte
zęby. Pchnął Treya w tors i puścił go.
- Stałem tu przez kilka minut, starając się zwrócić twoją uwagę
- powiedział Trey.- Ale byłeś rozproszony. Witaaaaaj, Rebekho Blake.
- Sticks - poprawił Eric.
- Jeszcze nie - powiedział Trey i puścił Rebecce oczko.- Z tego
co wiem, to wciąż jest do wzięcia.
Rebekah zarumieniła się. Nie była pewna co takiego było w
Treyu Millsie, że był jak chodzący afrodyzjak. Nie zamieniłaby Erica
na stu Treyów, ale nie była też martwa. Ten mężczyzna był
chodzącym seksem i to w bardzo pochlebny sposób. Zawsze tak
myślała. Może i było to dziwne, że wciąż uważała go za atrakcyjnego
po tym jak skradł jej byłemu narzeczonemu, Isaacowi, serce i i
wisienkę, ale nie mogła mu mieć tego za złe.
- Już straciłaś szanse na trójkąt z Treyem - Eric szepnął jej do
ucha.- Lepiej prędko o tym zapomnij.
Walnęła go w ramię.
- Jeżeli naprawdę chciałabym mieć trójkąt z Treyem, to bym
miała - powiedziała w chwili, w której jej matka zjawiła się u jej
drzwi. Na szczęście jej mama nie usłyszała tego co powiedziała.
Wciąż nie mogła przeboleć, że włosy Rebekhi były pofarbowane na
niebieski i fioletowy. Rebekah zastanawiała się o ile stopni obróciłaby
się głowa tej kobiety, jeżeli dowiedziałaby się, co Rebekah
wyprawiała w busie Sinnersów przed wkroczeniem w święty związek
małżeński. A nawet bez bycia w legalnym związku.
- Tak się cieszę, że na ciebie pasuje, dziecinko - powiedziała jej
mama, uśmiechając się promiennie na widok swojej sukni.- Widzisz,
nie zawsze byłam grubokoścista.
- Wciąż wyglądasz fantastycznie, mamo.
- Z całą pewnością bym panią brał, pani B - Trey powiedział ze
szczerym uśmiechem.
Rebekah była pewna, że jeśli coś takiego do jej matki
powiedział inny mężczyzna - pewnie nawet jej własny mąż - to
skończyłby z kilkoma zębami mniej, ale Trey wsunął tylko
czerwonego lizaka do swoich zmysłowych ust, stuknął o niego
kolczykiem w języku i ku zupełnemu zdumieniu Rebekhi, jej matka
zarumieniła się i obróciła wzrok ku ziemi,
- Ach, cóż. Może jakieś dwadzieścia lat temu - powiedziała,
wyraźnie speszona.
- Lubię starsze kobiety - powiedział.- I młodsze. I te w moim
wieku.
- Lubisz jakąkolwiek kobietę, która ma puls - powiedział Eric.
Rebekah cieszyła się, że Trey nie powiedział także, że również
lubił mężczyzn w każdym wieku. Nie była pewna, jakby jej mama
poradziła sobie z wiadomością o braku preferencji Treya lub o tym,
że Isaac - mężczyzna, co do którego jej matka była przekonana, że
był doskonały dla Rebkehi - został oczarowany tak jak każda kobieta,
która znalazła się w pobliżu Treya Millsa.
- Możesz przestać gapić się na Treya?- poskarżył się Eric.
- Nie gapię się na Treya - powiedziała Rebekah.- Jestem zbyt
zakochana w tobie, żeby w ogóle go zauważyć.
- Tylko tak mówisz.
- Trey nigdy nie poprosiłby mojej matki o pożyczenie jej sukni
ślubnej.
- Lubię wiele rzeczy - powiedział Trey.- Ale nie przebieranek.
Rebekah później zamierzała mu to wytknąć.
- Nigdy też nie poprosiłby mojego ojca, aby udzielił nam ślubu.
- Taa, bo nigdy się nie ożenię.
- Trey, próbuję przeprowadzić prywatną rozmowę z moim
doskonałym narzeczonym. Proszę, nie wtrącaj się w to.
- Rebekho Esther Blake, to było bardzo nieuprzejme powiedziała jej matka.
Rebekah westchnęła.
- Może powinniśmy wrócić do sądu i uniknąć despotycznych
członków naszych rodzin.
- Już jest zamknięty - powiedział Eric.
- Więc pospieszmy się, abyśmy mogli poświętować w domu na
osobności.
- Och, z pewnością chcę poświętować z tobą na osobności Eric wyskoczył z samochodu bez otwierania drzwi i sięgnął do środka,
aby zgarnąć Rebekhę w swoje ramiona. Zaśmiała się, gdy wyciągnął
ją przez otwarty dach cabrio.
- To zdawał się być dobry pomysł - powiedział, jęcząc w
proteście, kiedy uniósł ją do góry i przycisnął do swojej piersi.- Chyba
złamałem kręgosłup.
- W takim razie pozwól mi iść - nalegała.
- Nie chcę, żebyś mi uciekła - powiedział i przycisnął ją do
torsu.
- Bez ciebie nigdzie sie nie wybieram.
- Obiecujesz?
- Przysięgam na mały paluszek - wyciągnęła mały palec i
postawił ją na nogi, by ocalić swoje plecy i zahaczył małym palcem o
jej.
Ich palce się rozłączyły, kiedy Rebekah natychmiast została
otoczona przez szczebioczące kobiety. Jej matka była
zdeterminowana, aby usunąć trzydziestoletnie wgniecenia w swojej
pożyczonej sukni ślubnej, poprzez wygładzanie i ciągnięcie spódnicy
dłońmi. Każdy, kto właśnie odkrył, że panna młoda już przybyła,
zażądał kawałek jej uwagi.
Piękna narzeczona Seda objęła ją ramieniem i nakierowała do
kościoła.
- Zrobiliśmy co w naszej mocy z dekoracjami, które zostawili po
sobie poprzedni narzeczeni - powiedziała Jessica.- To nieco
mieszanina stylów, ale nie wygląda to źle, biorąc pod uwagę, że Eric
zażądał, byśmy naprawili to w mniej niż dwie godziny. Chodź
zobaczyć, czy chcesz coś zmienić.
Rebekah spojrzała bezradnie na Erica przez ramię. Właśnie co
przysięgła, że nigdy go nie opuści, a już dzieliło ich kila metrów i kilka
obcych ciał. Uśmiechnął się do niej nad tłumem i machnął, by poszła
do kościoła, gdy otoczyli go członkowie jego zespołu, przybijając z
nim pięści, ściskając go bratersko i uśmiechając się szeroko.
- Spotkamy się przy ołtarzu - krzyknął.
- Będę tam - odkrzyknęła.
Rozdział 51
Eric przyglądał się, jak Myrna, Jessica i pani B zapędziły
Rebekhę w stronę wejścia kościoła, aż zniknęły mu z oczu. Wszyscy
wokół niego zaczęli gadać na raz, zaś on sam był zbyt rozproszony,
żeby coś z tego pojąć.
W jego ramiona została wepchnięta masa czarnej tkaniny.
- Lepiej załóż to przeklęte cholerstwo - powiedział Trey.- Poza
swoim farciarskim smokingiem, to trzymasz w swojej szafie naprawdę
dziwne rzeczy, stary. Nieźle mnie wystraszyły.
Eric prychnął.
- Taa, jasne. Nie chcę nawet myśleć, co trzymasz w swojej.
Eric i Rebekah trzymali w swojej szafie sporo perwersyjnych
zabawek do cielesnych rozkoszy, ale nie było nawet mowy, aby ich
seksowne stroje i zabawki erotyczne mogły rywalizować z zapasem
Treya. Z drugiej strony, jeśli Trey zacząłby grzebać w szafie Jace'a, to
Eric mógłby zrozumieć udawaną przyzwoitość Treya.
- Podejrzewam, że dzisiaj powinnam się zachowywać jak
dziewczyna - powiedziała Aggie, spoglądając tęsknie tam, gdzie
zniknęła reszta dziewczyn.- Wiecie, że wolę zostać z wami, prawda
chłopaki?
- Czy to dlatego, ze kobiety czują się onieśmielone w twojej
1 Przy tym chapie płakałam jak cholera :3 albo :( enjoy
obecności?- zapytał Eric. Nigdy nie znał kobiety, która założyłaby
czarne, skórzane spodnie i czerwony sweter na jedno ramię na ślub.
Aż do teraz.
- Aggie ma kilka niewolnic - powiedział Jace, obejmując Aggie
w talii i całując ją.- Gwarantuje ci, że są strasznie onieśmielone.
Eric uniósł brwi z zainteresowaniem.
- Nie sądziłem, że masz zapędy w tą stronę, Mistress V.
Aggie uśmiechnęła się podstępnie.
- Jest wiele rzeczy których o mnie nie wiesz, Sticks. Oto moja
huśtawka - powiedziała, demonstrując.- Moja podstępna huśtawka, i
ulubiona, huśtawka pojedyncza.
Jace zaśmiał się.
- Nie robi niczego innego, oprócz lania. I o wiele bardziej wolę
patrzeć, jak bije uległe kobiety, niż wali z bata w facetów.
- Aggie pozwala ci patrzeć?- powiedział Eric, po tym jak
podniósł szczękę z ziemi.- Poważnie? Cholera... Jakim cudem o tym
nie wiem?
- Bardziej jest tak, że każę mu patrzeć. Za nieposłuszeństwo powiedziała Aggie.
Szepnęła coś Jace'owi do ucha, na co się zarumienił po
korzonki swoich pofarbowanych włosów. Ten gęsty, brązowy zarost
na brodzie ani trochę nie ukrył jego zawstydzenia. Aggie mocno
trzepnęła Jace'a w tyłek i ścisnęła karząco, zanim odwróciła się i
poszła za resztą kobiet.
- Dobra, co ona takiego powiedziała, że aż tak się
zaczerwieniłeś?- zapytał Eric.
- Jeśli ci powiem, to mnie ukarzę - Jace powiedział z
uśmiechem.
- A to niby dlaczego miałoby być dla ciebie niedobre?- Trey
powiedział, ssąc lizaka.- Wiemy, że ci przy tym dobrze. I jeśli ukaże
cię tym, że będziesz musiał patrzeć jak bije laski, to dopisz mnie do
tego - jego słowa były dodatkowo zniekształcone przez kolczyk w
jego języku.
Eric zastanawiał się co przerwał, kiedy wcześniej zadzwonił do
Treya. Eric wiedział, że ten koleś zakładał swój kolczyk tylko na
specjalne okazje. A Eric był pewien, że wesela nie zaliczały się do
specjalnych okazji dla Treya.
Jace spojrzał na swoje buty i powiedział:
- Dzisiejszego wieczoru Mistress V przyjmie sześcioosobową
grupę. Sądzą, że chcą wypróbować nieco BDSM po tym jak ktoś z ich
klubu książkowego przeczytał jakąś perwersyjną powieść.
- Ooo - powiedział Trey.- Może powinienem ci pomóc. Sześć
kobiet na raz. Nie jestem pewien, czy nawet Sed poleciał aż tak
ekstremalnie.
- Może z kilka razy - powiedział Sed, śmiejąc się głęboko.
- Więc co zrobiłeś, że zasłużyłeś sobie tak piekielną karę,
Trójnogu?- Eric zapytał ze śmiechem.
- Nic takiego. Potrzebuje mojej pomocy, to wszystko. Aggie
uważa, że zmieni przynajmniej połowę z nich w dominatorki, kiedy
użyje mnie jako ich zabawkę na noc. I patrzenie jak grupa kobiet bije
się nawzajem, po tym jak będę podniecany przez kilka godzin, sprawi
że czas z Aggie będzie dodatkowo seksowny.
- Całkowicie rozumiem ten pociąg do bicia cię, Trójnogu. Tylko
nie rozumiem dlaczego Aggie pozwoli innym ludziom, aby
zmaltretowali jej uległego chłopaka.
- Nie jestem uległy, Eric - powiedział Jace, spoglądając na
niego z irytacją.- Po prostu dobrze mi przy bólu.
Eric uniósł obie ręce w obronnym geście.
- Mój błąd - wiedział, jak mocno Jace potrafił przywalić, gdy był
wkurzony. A jedyne gwiazdy, na jakie Eric chciał patrzeć przez resztę
dnia, to te w oczach Rebekhi, gdy będzie na niego patrzyła.
- Dobra, Eric - powiedział Sed, drapiąc się w szyję i wpatrując
się w bezchmurne niebo ze zbyt wielkim zainteresowaniem.- Nie
powinieneś się zacząć szykować do czegoś? Myślałem, że dzisiaj się
żenisz.
To prawda. Każdy skrawek jego myśli stale biegł w tamtą
stronę. Potrząsnął smokingiem, aby sprawdzić czy Trey przyniósł
spodnie i marynarkę, ale bez koszuli, kamizelki czy butów.
- Trey?- zapytał Eric.- Gdzie reszta?
- Jaka reszta?
- Koszula, buty i reszta.
- Powiedziałeś, żebym przyniósł ci twój farciarski smoking. Nie
wspomniałeś o koszuli i butach.
- Chyba nie oczekiwałeś, że będę miał na sobie koszulkę i
tenisówki, prawda?
Po chwili refleksji, cała czwórka członków zespołu zgodnie
przytaknęła.
- Tak - powiedział Brian.- Ja tego się całkowicie spodziewałem.
- Reb nie będzie miała niczego przeciwko. Rozumie cię powiedział Jace.- Tak jak Aggie rozumie mnie.
- A Myrna mnie - dodał Brian.
- I Jess mnie - powiedział Sed.
- Psh, nikt cię nie rozumie - powiedział Eric.- Jess po prostu
udaje.
Tym zaskarbił sobie na potężny cios w tył głowy, na co pewnie
sobie zasłużył.
Eric założył marynarkę smokingu na swoją białą koszulkę.
Spojrzał na swój brzuch, ale nie mógł stwierdzić jak śmiesznie dobrze
skrojona marynarka wyglądała bez odpowiedniej koszuli i krawatu.
- Nie zwróci uwagi - Jace zapewnił go i poklepał po plecach.
- Ale za to jej matka owszem.
- A to niby dlaczego cię martwi?- zapytał Trey.
Eric wzruszył ramionami. Może dlatego, że jego jedyne
wspomnienie o prawdziwej matce, to takie, że powiedziała swe
pożegnanie, kiedy zostawiła go w domu dziecka. Prawdę mówiąc, to
w ogóle jej nie pamiętał. Nie jak wyglądała. Ani brzmienia jej głosu.
Niczego nie pamiętał. Pamiętał tylko to, jakie to było uczucie, gdy na
nią czekał. I czekał. I czekał. Tylko po to, aby wreszcie zdać sobie
sprawę, że nie wróci, bo nie był wart jej czasu. Ta głupia suka też nie
była warta jego czasu.
Eric i pani B nie zaczęli w najlepszych stosunkach, ale miał
szczerą nadzieję, że pewnego dnia pozwoli mu mówić sobie mamo.
Nie żeby zamierzał powiedzieć o tym któremuś z chłopaków. Cóż,
może Jace'owi. Jace mógłby zrozumieć skąd to się wzięło, ale reszta
z chłopaków nie pojęłaby tego tak naprawdę. Matka Treya była
ekscentryczna i bezwstydnie kochająca, Sed miał plakatową mamę z
kobiet roku, a mama Briana była ciasteczkiem, którego nie można
było zignorować. Claire Sinclair nie była zbyt wylewna, ale Eric
podejrzewał, że skoro miała braki w opiece, to została wynagrodzona
świetnym ciałem i twarzą supermodelki. Briana oczywiście nie
obchodziło, czy jego mama wyglądała seksownie w bikini, ale te
wszystkie matki były lepsze, niż mama Erica. Nawet mama Jace'a nie
była taka zła. Przynajmniej nauczyła go grać na fortepianie, zanim
umarła. A to już coś znaczyło. Eric nie miał czego się uczepić. Nawet
wspomnień czy zdjęć.
Eric nawet nie wiedział dlaczego dzisiaj myślał o tej ćpunce.
Porzucił wspomnienie o niej już dawno temu, tak jak i ona o nim. Tak
naprawdę, to nie myślał o niej już od ponad dziesięciu lat. Nie od
momentu, kiedy zmienił swoje nazwisko z Anderson na Sticks. Na
nazwisko, które zamierzał dać swojej nowej żonę. Tej, która wybrała
go dla niego samego. Teraz, gdy nie był już osiemnastoletnim
punkiem bez grosza przy duszy, to zdał sobie sprawę, że Sticks było
głupiutkim nazwiskiem dla perkusisty. Mimo tego, był dumny, że
Rebekah wybrała właśnie Sticks na swoje nazwisko.
- Jesteś jeszcze z nami, Sticks?- zapytał Brian.
- Taa - powiedział, zdumiony jak szorstko brzmiał jego głos
wokół ściśniętego gardła.
Wstrząsnęło nim, że jego matka wciąż mogła do niego dotrzeć.
Pewnie zmarła już dawno temu i był pewien, że świat stał się
lepszym miejscem bez niej. Postanowił już o niej nie myśleć tego
dnia. Albo chociaż spróbować. Albo zastanowić się, czy cieszyłaby się
jego szczęściem.
- W takim razie ożeńmy cię - powiedział Brian. Położył dłoń
między łopatkami Erica, by popchnąć go w stronę kościoła. Była to
jedyna zachęta, jakiej Eric potrzebował.- Trafiło na ciebie, żebyś wziął
ślub jako drugi.
- Doprawdy? Od kiedy?- powiedział Eric.
- Złapałeś podwiązkę Myrny, pamiętasz?
Eric zachichotał. Zupełnie o tym zapomniał.
- Wciąż ją mam - powiedział.- Zostawiłem na szczęście. Jest w
schowku Corvetty. Miałem zamiar ją powiesić na lusterku wstecznym,
gdybym ją naprawił, ale zapomniałem.
- Może Rebekah powinna ją dzisiaj założyć - zaproponował
Brian.- Mogłoby się to stać tradycją Sinnersów.
- Nadchodzi farciarska podwiązka - powiedział Jace i potruchtał
do samochodu Erica.
Wewnątrz kościoła, Eric został wepchnięty do małego
pomieszczenia za ołtarzem, aby mógł zmienić swoje dżinsy na
spodnie smokingu. Poniekąd podobało mu się, że mógł zachować
swoje Conversy. Wciąż nie był zbytnio przekonany do noszenia
Hanesa pod Armanim, ale nie miał zbyt wielkiego wyboru. No chyba,
że poszedłby z nagim torsem. Odsunął tą myśl na bok, gdy tylko
zawitała mu w głowie.
Nie dostrzegł żadnych śladów Rebekhi, gdy wszedł do
przyjemnego kościoła, ale zauważył bukiety sztucznych kwiatów na
końcach ławek, gdzie jasno różowe i nie pasujące złoto żółte róże
zdobiły duże świeczniki pobliżu ołtarza. Biorąc pod uwagę, że panie
Sinners miały mniej niż dwie godziny na ogarnięcie miejsca, to
wykonały świetną robotę, dając Rebecce prawdziwy ślub.
Podejrzewał, że Jess była mu to dłużna, po tym jak poszedł do
więzienia za jej oświadczenie się Sedowi, ale musiał pomyśleć o
czymś miłym, aby podziękować Myrnie i Aggie za pomoc.
Drzwi otworzyły się i do środka zajrzał ojciec Rebekhi. Był
ubrany w ceremonialny strój, przez co Eric zaczął się denerwować
jeszcze bardziej, ale pulchny, łysiejący mężczyzna uśmiechnął się,
gdy wszedł do środka, zamykając za sobą drzwi. Usiadł obok Erica na
ławce i splótł dłonie między kolanami.
- Myślałem, że będę miał więcej czasu, by przygotować swoją
mowę - powiedział pastor Blake.
Eric zerknął na niego i poczuł jak żołądek ścisnął mu się z
nerwów. Chciał szacunku od tego człowieka, ale nie wiedział jak na
niego zapracować.
- Nie musisz niczego mówić - powiedział Eric.
- Ależ muszę. Dzisiaj ożenisz się z moją małą dziewczynką.
Eric przygotował się na krytykę, która był pewien, że nadejdzie.
- Dla większości ojców, pozwolenie córce odejść, aby mogła
ofiarować swą miłość mężczyźnie, jest pewnie jedną z
najtrudniejszych rzeczy, jakie jest im dane zrobić, ale po tym jak
patrzyłem jak moja mała dziewczynka się pochorowała i straciła
wszystkie włosy i niemal umarła, to pestka.
- Jeśli znowu zachoruje, to będę przy niej - Eric obiecał.
Pastor Blake uśmiechnął się ciepło.
- Wiem o tym, synu.
Synu... całe powietrze wyparowało z pomieszczenia.
Pastor Blake poklepał Erica po plecach i ścisnął go za ramie.
- Wiele ludzi przy niej będzie, jeśli znowu zachoruje. To, o co
chce prosić, to to, abyś był przy niej, kiedy zatka się zlew, albo kiedy
spali jajka, czy też jej samochód nie odpali.
Eric zachichotał.
- Lepiej poradzi sobie z samochodem niż ja, ale mogę zająć się
jajkami.
- Nie to mam na myśli. Nie musisz przy niej być, aby wszystko
dla niej naprawić. Po prostu bądź dla niej. I kochaj ją. Nawet jeśli
będzie udawać,że nie będzie potrzebowała przypomnienia tego co
czujesz, to i tak będzie tego potrzebować. Nie zapomnij jej o tym
mówić. Okazywać. Nie tylko wtedy, kiedy świat się zawali, ale wtedy,
kiedy będzie miało to największe znaczenie. Każdego dnia.
- To w ogóle nie stanowi problemu - powiedział Eric bez
wahania.
- Dobrze. Jeśli zapomnisz, to bądź pewien, że przypomnę ci o
tym i to niezbyt delikatnie.
- Nie zapomnę. Twoja córka - Rebekah - jest dla mnie
wszystkim. Moim wszystkim.
Uśmiechając się, pastor Blake wpatrywał się w oczy Erica przez
długi moment, aż wreszcie odchrząknął.
- Uch, nie musimy przeprowadzać rozmowy o seksie, prawda?
Ericowi zdrętwiała twarz i cała krew odpłynęła mu z głowy.
- Uch, nie, proszę pana - stanowczo pokręcił głową.
- To dobrze. Bo to byłoby niezręczne - zaśmiał się pastor Blake.
Niezręczne? Uch, taa. Nieco.
- Chciałem także zapytać, czy jesteś nadmiernie przywiązany do
obrączek, które kupiłeś na ceremonię.
- Obrączki?- Eric zerwał się na nogi.- Cholera! Zapomniałem o
obrączkach.
- To dobrze - powiedział pastor Blake. Zaczął grzebać w
kieszeni swojej szaty.
- Dobrze?- musieliby odwołać ślub? Właśnie dlatego ojciec
Rebecci myślał, że było dobrze zapomnieć o czymś tak ważnym?
Zmienił swoje zdanie? Tak naprawdę, to nie chciał udzielić im ślubu?
Rebkeah byłaby zdruzgotana. Tak zdruzgotana, że pewnie
odwołałaby całą imprezę.
- Usiądź, Eric.
Eric usiadł. Częściowo dlatego, że ugięły się pod nim kolana, a
po części dlatego, że był lekko przerażony tym, że mógłby zrobić coś,
przez co ten mężczyzna by go nie polubił. Pastor Blake wyciągnął
dłoń z kieszeni i otworzył ją, by pokazać Ericowi dwie srebrne
obrączki na dłoni.
- Są w mojej rodzinie od pięciu pokoleń. Wiele by dla mnie
znaczyło, jeśli dzisiaj użyłbyś ich podczas ceremonii.
Eric był tak oszołomiony - tak wzruszony - że nie mógł znaleźć
słów. Jego rodzina nie miała pamiątek. Cholera, nawet nie miał
rodziny, więc czuł się poruszony na samą myśl, że ojciec Rebekhi
zaoferował coś tak cennego.
- Ja... - nie mógł się odezwać przez nagły ścisk w pierś.
- Zrozumiem, jeśli ich nie chcesz. Są nieco zniszczone, chociaż
próbowałem je dzisiaj wyczyścić. Bogaty chłopak jak ty powinien
mieć raczej platynę.
Pastor Blake zacisnął usta i zamknął dłoń, przesuwając się by
schować obrączki do kieszeni.
- Nie - Eric szepnął. Poczuł, jakby ktoś wbił mu nóż w serce,
gdy odebrano mu coś tak znaczącego.- Chcę...
Pastor Blake nie odezwał się. Po prostu chwycił Erica za
nadgarstek, upuścił dwie obrączki w jego dłoń i zamknął mu dłoń na
dwóch starych kawałkach metalu. Przez długą chwilę siedzieli w
ramię w ramię. Eric chciał mu podziękować za powierzenie mu
obrączek i co ważniejsze, ukochanej córki, ale jego emocje były tak
wysoko, że nie chciał się zawstydzić przez swoim przyszłym teściem,
płacząc jak mała dziewczynka.
- Nadal uważam, że jesteś dla niej za wysoki - powiedział
pastor Blake.- Ale wiem, że masz dobre serce i tylko to się tak
naprawdę liczy, prawda? Miłość między wami.
Eric skinął głową.
- Będę o nie dbał - powiedział, otwierając dłonie, by spojrzeć
na obrączki. Mniejsza z obrączek znalazła się w większej, częściowo
wypełniając jej środek.- I będę dbał o nią.
- Wiesz, powiadają, że kobiety lubią brać ślub z mężczyznami,
którzy sporo przypominają ich ojców - powiedział pastor Blake.
Eric zamrugał w zaskoczeniu. Pastor baptysta i zdegenerowany
perkusista rockowy z pewnością nie mogli mieć zbyt wiele wspólnego.
Ale oczy tego mężczyzny były nieco zamglone i Eric rozpoznał ten
sentymentalny wyraz, co sam czuł. Przynajmniej jeśli chodziło o
Rebekhę. Więc poniekąd czuli to samo do tej malutkiej, lecz silnej,
fioletowowłosej kobietki.
- Tylko, że ja tego nie widzę - zaśmiał się pastor Blake.
- Cóż, obydwoje ją kochamy. Tyle wystarczy, byśmy mieli ze
sobą wspólnego, prawda?
Starszy mężczyzna skinął głową i poklepał Erica po udzie.
- Jesteś gotowy, by wziąć ślub?
Eric uśmiechnął się, czując w brzuchu nagły przypływ
zdenerwowania i podniecenia. Zamknął dłoń na obrączkach i zacisnął
ją.
- Teraz tak. Dziękuje, że uratował mi pan tyłek, pastorze Blake.
- Zważaj na język w domu Pana, synu - powiedział, wstając.
- Przepraszam - Eric powiedział od razu.
- I na miłość Boską, przestań nazywać mnie pastorem Blake.
Nie jestem księdzem.
Ericowi zamarło serce. Wspaniale. Teraz go obraził. Co takiego
w sobie miał, że psuł absolutnie wszystko z rodzicami Rebekhi? Bo
wykonywał świetną robotę w spieprzeniu wszystkiego. Otworzył usta,
by znowu przeprosić, ale jakikolwiek-tytuł-wolał, Blake kontynuował.
- Członkowie mojej kongregacji mówią mi Bracie Bill powiedział i posłał Ericowi ciepły i przyjazny uśmiech.- Ale ty, ty
powinieneś mówić mi tato.
I znowu Eric nie mógł wykrztusić ani słowa, więc tylko się
uśmiechnął i przytaknął. Pastor Bla - Brat Bil - tata, opuścił
pomieszczenie i zamknął za sobą cicho drzwi, zostawiając Erica
samego, by mógł pozbierać myśli. Modlił się, aby nie okazał się
jednym z tych dupków, którzy mdleli na własnych ślubach. Po prostu
nieco kręciło mu się w głowie i czuł się cholernie przytłoczony.
Otworzył dłoń i spojrzał na dwie srebrne obrączki, dotykając je
jednym palcem. Wiedział, że te obrączki znaczyłby dla Rebekhi tyle
samo co dla niego. Miał tylko nadzieję, że mógł jej dać choć połowę
tego, co dała mu sama, a o czym nigdy nie śnił - prawdziwą rodzinę.
Co musiał zrobić, by się odwzajemnić? Po prostu każde uderzenie
serca i przedmiot, jaki by zapragnęła. Miała nadzieję, że to by
wystarczyło.
Do drzwi rozległo się pukanie i te otworzyły się, zanim zdążył
się odezwać. Sed zajrzał do środka przez błyszczącą, mahoniową
strukturę.
- Ubrałeś się?- zapytał Sed.
Eric uśmiechnął się, nagle czując się znacznie spokojniejszy,
bez żadnego innego powodu jak ten, że dotarła do niego siła Seda.
- Nigdy nie jestem. Dobrze o tym wiesz. Która godzina?
- Spokojnie. Jessica zdecydowała, że Rebecce trzeba welonu i
wzięła samochód, by jakiś znaleźć.
- Lepiej żeby się pospieszyła. Nie sądzę, by moje nerwy
wytrzymały jeszcze dłużej.
Sed zamknął drzwi i usiadł na ławce obok Erica.
- Nie myślisz o wycofaniu się, prawda?
- W ogóle. Po prostu chcę mieć to już za sobą i przejść do
porządku dziennego.
Sed zaśmiał się.
- Mogę się do tego odnieść. Matka Jessici doprowadza mnie do
szaleństwa z przygotowaniami do ślubu. Zdaje się, że twoja teściowa
też jest cięta. Możemy się nad sobą użalać przez wieki.
Eric zaśmiał się.
- Myślę, że pani B nieco się wyciszyła, po tym jak zrozumiała,
że Rebekah nie wyjdzie za Isaaca, nie ważne jak bardzo by tego
chciała.
Sed zacisnął oczy i pokręcił głową.
- Ta kobieta zdaje się być całkiem całkiem oczarowana Treyem,
biorąc pod uwagę, że to właśnie on zrujnował Isaaca dla wszystkich
kobiet.
- Dochodzi do siebie całkiem nieźle po załamaniu na fałszywym
przyjęciu zaręczynowym jej córki.
Sed pokiwał głową ze współczuciem.
- Nie zazdroszczę ci, ale wciąż sądzę, że moja przyszła teściowa
jest dziesięć razy gorsza.
- A co z Jace'em? Poznałeś mamę Aggie?
- Nie bardzo.
- Pamiętaj, by zaprosić ją na swój ślub. Jest typem
imprezowiczki.
Sed zachichotał.
- Być może. Mama Jessici martwi się, że jakiś frajer z niskiej
klasy pokaże się bez zaproszenia, więc już trzeci raz przepisała listę
gości.
Eric uniósł brwi na niego.
- Widziała twoich kumpli? Wszyscy jesteśmy frajerami z niższej
klasy społecznej.
- Takimi, którzy mają kupę kasy, więc nie przeszkadza jej to.
Wciąż dodaje aktorów z listy A, których nigdy nie poznałem i
wykreśliła ekipę z trasy Sinnersów z listy. Bez naszej ekipy jesteśmy
nikim. Te chłopaki zapracowują się dla nas. Co dziwniejsze to to, że
mama Jess sama nie należy do wyższej klasy. Po prostu tego chce.
Jej śmieszna postawa doprowadza Jessicę do szaleństwa. Jess
wkurza się za każdym razem, gdy rozmawia ze swoją mamą.
Eric uśmiechnął się do niego, wiedząc jak temperament Jessici
działał na guziczki Seda - dobre guziczki, złe guziczki i wszystko
pomiędzy. Działał spustoszenie zwłaszcza gdy nacisnęła na jego
guziczek pożądania.
- Sądzę więc, że w ogóle nie możesz się jej oprzeć.
Sed zaśmiał się.
- Po prostu cieszę się, że dla odmiany jej gniew nie jest
skierowany w moją stronę.
- Chcesz rady?
- Od ciebie?- Sed zaśmiał się, ale zaraz spoważniał.- Taa,
przypuszczam, że tak.
- Postaw się matce Jessici. To twój ślub i twoje zaproszenia;
powinieneś go świętować z ludźmi, którzy są dla ciebie ważni.
- Po prostu chcę, by Jessica była szczęśliwa - powiedział Sed.Ja nawet nie potrzebuję ślubu. To wszystko jest dla niej.
- A jest szczęśliwa, gdy jej matka niszczy przedstawienie?
Sed wydał z siebie dźwięk, który niemal przypominał
warknięcie.
- W ogóle.
- Więc pozwól jej matce dobrać dekoracje stołów i szampana,
ale postaw jasno sprawę, że lista gości należy do ciebie. Żadnych
kompromisów. Postaw ją kurwa do pionu - do Erica dotarło jak
dziwne było, że to on dawał Sedowi radę. W przeszłości Sed nigdy
nie potrzebował czy chciał rady. Ta sprawa ze ślubem naprawdę
musiała go pożerać żywcem, jeżeli słuchał tego, co Eric miał do
powiedzenia.
- Wciąż uważam, że ty i Brian wpadliście na genialny pomysł powiedział Sed.- Szybko i bezboleśnie.
- Nie dość szybko. Chyba zdajesz sobie sprawę, że pewnie już
bym był żonaty, gdyby twoja kobieta nie zdecydowała, że Rebecce
jest potrzebny welon?
Sed poklepał go entuzjastycznie po plecach.
- Trzydzieści minut nie jest takie złe. Spróbuj z tym wytrzymać
przez osiem miesięcy.
- Nie, dziękuje.
- Więc co tu robił jej ojciec? Groził ci? Przynajmniej ja mam
tylko jedną wariatkę, z którą muszę sobie poradzić.
Eric pokręcił głową i zacisnął mocniej dłoń na obrączkach.
- Witał mnie w rodzinie. Jest wspaniałym człowiekiem.
- Cóż, Dave już poinformował wszystkich, że regularnie będzie
próbował się nad tobą znęcać, więc się przygotuj.
Eric zachichotał.
- Tylko tak gada. Jeśli jego młodsza siostra jest szczęśliwa, to
nie ma nic przeciwko, a gwarantuje, że jego siostrzyczka będzie
szczęśliwa. Upewnię się co do tego.
Do drzwi rozległo się kolejne pukanie.
- Tak!- zawołał Sed.
Drzwi otworzyły się i Trey zajrzał do środka.
- Skończyłeś z nim już gadkę o seksie?
- Tak - powiedział Sed i wstał.- Teraz już wie do której dziurki
go wkładać.
- Do wszystkich?- powiedział Trey.
- Taa, ale we właściwej kolejności - powiedział Sed, przybijając
Ericowi piątkę i zachęcająco klepiąc po ramieniu.
- Najpierw tyłeczek, tak?- powiedział Eric, ciesząc się, że
żartowali. Pomogło mu to w opanowaniu jego zdenerwowania.- A
potem prosto do ust.
- Powtarzaj za mną.- Powiedział Trey.- U-C-T. Usta. Cipka.
Tyłeczek.
- C-T-U?- zapytał Eric.
- Nie, no chyba, że lubi smak - powiedział Trey.
- U-C-T - powiedział Eric, wskazując w powietrzu na części
ciała.- Usta. Cipka. Tyłeczek. Rozumiem.
- Ja wolę U-W-C - powiedział Sed.- Nie jestem zbyt wielkim
fanem T.
- Co to U-W-C?- zapytał Trey.
- Usta Wagina Cipka.
- Czy czasem W i C to nie to samo?- powiedział Eric, z
dezorientacją drapiąc się po głowie.
- Taa, ale lubię na dwa razy - pochwalił się Sed.- Najpierw
uprawiam słodką miłość z waginą. A potem rżnę cipkę.
Ktoś odchrząknął przy drzwiach.
- Hej, panie Blake - powiedział Trey, jakby nie rozmawiali o
Światowej Serii UWC na którą uczęszczał Sed.- Już pora?
Eric mógł zliczyć na palcach jednej ręki, ile razy Sedric
Lionheart się zaczerwienił. Acz zdawało się, że mógł dodać wreszcie
dodać drugą do rumieniometru Seda. Był tak czerwony, że Eric
mógłby spokojnie usmażyć tosty z serem na jego twarzy.
- Tak, już pora zacząć - powiedział pastor Bl - tata, zanim
zamknął drzwi.
- Naprawdę gładko, Sed - powiedział Eric.
- Sądzicie, że mnie słyszał?- szepnął Sed.
- Cały kościół cię usłyszał - powiedział Trey.
- O Boże. Teraz z pewnością pójdę do piekła.
- Wcześniej były co do tego jakieś wątpliwości?- zapytał Trey.
Sed zachichotał.
- Cóż, przynajmniej będę w dobrym towarzystwie.
Objął ręką ramiona Erica i podprowadził go do drzwi.
Eric rozejrzał się po ławkach.
Myrna, Aggie i Jessica siedziały w pierwszej ławce po jego
stronie. Po stronie Rebekhi siedział Isaac, który zerknął na Treya,
zesztywniał, jakby ktoś zdzielił go w twarz, a potem spojrzał na przód
kościoła, gdzie znajdowali się pan i pani B, którzy stali już przy
ołtarzu. Jace również stał z przodu, czekając na Erica. Puścił Ericowi
zachęcające oczko, gdy Sed i Trey zostawili go u ołtarza, by usiąść w
przednim rzędzie z kobietami. Briana nigdzie nie było widać. Tak
samo Dave'a, co było dla Erica dziwne. Jego zdezorientowanie
zniknęło - jak i reszta świata - kiedy masywne, podwójne drzwi
kościoła zostały otwarte i do przejścia wjechał wózek inwalidzki.
Pierwsze nuty marszu weselnego rozbrzmiały z gitary elektrycznej,
która mogła należeć tylko do Mistrza Sinclaira. Ale nawet dźwięki
zniknęły pod walącym pulsem w uszach Erica, gdy dostrzegł swoją
pannę młodą stojącą u boku wózka swojego brata. Jej piękna twarz
była zakryta białym welonem, ale czuł na sobie jej spojrzenie, przez
co nie mógł odwrócić wzroku czy zrobić coś tak zwyczajnego, jak
zaczerpnięcie oddechu.
Nie mdlej, pomyślał, gdy zrobiła krok w jego stronę. Nie mdlej.
Rozdział 6
Serce Rebekhi zatrzepotało w jej piersi niczym skrzydełka
motylka, gdy wpatrywała się w Erica u ołtarza. Uśmiechnęła się, gdy
zauważyła, iż miał na sobie swoje Conversy i białą koszulkę pod
drogim smokingiem. Idealny strój dla niego.
Idealny mężczyzna dla niej.
Wózek Dave'a jechał do przodu i zatrzymywał się, jechał i
zatrzymywał, gdy próbował się dostosować do marszu weselnego
wygrywanego przez elektryczne wydanie Briana. Rebekah oderwała
wzrok od swojego czekającego pana młodego, by spojrzeć na
swojego brata.
- Problemy?- szepnęła.
- Nienawidzę tego - mruknął, zanim objął ją w talii i wciągnął ją
na swoje kolana. Przyklepała spódnicę sukni, śmiejąc się, gdy Dave
przejechał przez przejście z większą szybkością. Musieli zrobić niezłe
widowisko, ponieważ każdy w pomieszczeniu śmiał się, gdy dojechali
na przód kościoła z jej trenem ciągnącym się obok jego wózka.
Poczekali, aż Brian dokończył swoje gitarowe solo marszu weselnego,
a potem jej tata zapytał:
- Kto oddaje tą kobietę temu mężczyźnie?
- To byłbym ja - powiedział Dave.
Dave zrzucił ją ze swoich kolan i zgarnęła swoją suknię z jego
wózka. Zaskoczył ją, chwytając się jej przedramienia i podciągając się
na nogi. Chwycił ją za dłoń, położył w zgięciu swojego ramienia i
zrobił trzy kroki do przodu. Przekazał ją Ericowi.
- Bierz ją, jest wrzodem na dupie i cała twoja - powiedział,
zanim podniósł jej welon.- Kocham cię, siostrzyczko - powiedział.
- Ja ciebie też kocham.
Pocałował ją w policzek i zmusił swoje sztywne nogi do
zrobienia jeszcze kilku kroków, zanim opadł na ławę obok Isaaca,
zostawiając porzucony wózek u ołtarza. Rebekah uśmiechnęła się,
kiedy Isaac napotkał jej spojrzenie. Cieszyła się, że tu był. Już nie byli
kochankami, ale wciąż był jej najdroższym przyjacielem. Miała
nadzieję, że pewnego dnia uda mu się dogadać z Ericiem. Byli do
siebie bardziej podobni, niż różni. Żadne z nich nie zdawało sobie z
tego sprawy, ale ona owszem.
Uniosła głowę i zaparło jej dech w piersiach. Uśmiech na twarzy
Erica mógłby rozpogodzić najbardziej pochmurny dzień. Sprawiał, że
błyszczała pod jego blaskiem.
Spojrzała w jego pełne miłości, niebieskie oczy, gdy jej ojciec
wypowiedział formułkę i powtórzyli standardowe przysięgi. Była
ledwie świadoma tego co mówiła, ale czuła każde słowo w głębi
swojego serca.
- Macie obrączki?- powiedział jej tata.
Rebecce zamarło serce. Zapomnieli o obrączkach!
Eric obrócił się do Jace'a, który podał mu dwie nieco
zniszczone, srebrne obrączki. Zadrżały jej wargi, gdy je rozpoznała i
oderwała wzrok od dłoni Erica, aby spojrzeć w zamglone spojrzenie
swojego ojca.
- Tatusiu?- szepnęła.
Uśmiechnął się i uspokajająco skinął głową.
Nie mogła uwierzyć, że zamierzał im pozwolić nosić obrączki,
które były przekazywane w rodzinie przez pięć pokoleń. Wiedziała, ile
znaczyły dla niego te obrączki. Nie dałby ich Ericowi, jeżeli nie
zaakceptował go prawdziwie jako członka rodziny. Och, dziękuje ci,
tatusiu. Dziękuję.
- Dbajcie o nie - powiedział jej ojciec, gdy pobłogosławił
obrączki i ich nowych właścicieli słowami, które słyszała już dziesiątki
razy. Jednak tym razem to błogosławieństwo, błogosławieństwo
wieczności było przeznaczone dla niej i Erica. Zanim zbytnio się
podekscytowała, jej ojciec znowu się odezwał.- Chcesz powiedzieć
Ericowi coś jeszcze, zanim weźmiesz go za męża?
Rebekah przytaknęła, a jej oczy wypełniły się łzami. Wzięła
większą z dwóch obrączek z dłoni swojego taty i wsunęła ją na lewy
palec serdeczny Erica. Jej serce podskoczyło z radości, gdy zdała
sobie sprawę, ze pasował idealnie na jego długi, smukły palec, jakby
jego przeznaczeniem było zostać częścią ich rodziny. Spojrzała
Ericowi w oczy, gdy powiedziała słowa, które przygotowała. Te, które
później miały zostać wytatuowane na jej skórze.
- Eric, obiecuję trwać przy tobie, jakby nie było jutra, kochać
cię, jakbyś był jedynym idealnym mężczyzną na świecie i śmiać się z
tobą, jakby nikt nie patrzył. Wniosłeś do mojego życia tyle radości,
dałeś mi tyle miłości, obudziłeś moją pasję, poruszyłeś duszę,
wstrząsnąłeś moim ciałem.
Usłyszała, jak jej matka cmoknęła językiem z dezaprobatą, ale
nie obchodziło jej to. To były jej słowa przeznaczone dla Erica i nie
miały nic wspólnego z jej matką, czy kimkolwiek innym.
- Jesteś moim sercem i duszą, Eric. Mogę mieć tylko nadzieję,
że uszczęśliwię cię choć tak w połowie, jak ty mnie. Chcę spróbować
całe swe życie na próbowaniu. Oddaję ci moje serce, moją duszę,
moje życie, moja miłości. Mój mężu.
Eric przygryzł dolną wargę, wyglądając jakby wygrał na loterii.
- Chciałbyś powiedzieć coś Rebecce, zanim weźmiesz ją za
żonę?- zapytał jej ojciec.
Eric podskoczył, jakby nie zauważył, że byli sami. Rebekah
doskonale rozumiała to uczucie.
Z trudem przełknął ślinę, wziął obrączkę z dłoni jej ojca i
drżącymi palcami wsunął ją na jej lewy palec serdeczny. Wydął
policzki, zacisnął mocno oczy i otworzył je, by napotkać jej
spojrzenie. Jego drżenie zmniejszyło się, gdy stał tak przez długi
moment, wpatrując się jej w oczy, aż się odezwał.
- Wieczność była tylko słowem, zanim cię spotkałem. Teraz to
obietnica. Marzenie. Moja drogocenna rzeczywistość. Będę kochać cię
zawsze, Rebekah. Moja miłości. Moja żono - uniósł jej dłonie do ust i
pocałował jej obrączkę, patrząc jej głęboko w oczy.
- Na zawsze - powtórzyła, nie będąc w stanie oderwać wzroku
od jego.
Jej matka głośno podciągnęła nosem za nią. W przednich
rzędach rozległo się jeszcze kilka innych podciągnięci.
- Wszyscy macie alergię, czy co?- zapytał Eric. Jego głos
brzmiał dodatkowo głośno w cichym kościele.
Rebekah roześmiała się wraz z kilkoma innymi osobami.
Eric spojrzał na jej ojca.
- Więc?- powiedział, otwierając szeroko oczy z oczekiwania.
- Na nadanej mi mocy, ogłaszam was męża i żoną. Możesz
pocałować pannę młodą.
- Kurwa, wreszcie - powiedział Eric i przyciągnął do siebie
Rebekhę.
Przy śmiechu gości, wiwatach, jawnym płaczu jej matki i
niezwykle zmysłowej gitarowej solówce, Rebekah Sticks pocałowała
swojego męża po raz pierwszy. Nacisk warg Erica przy jej był jeszcze
bardziej delikatny, czuły i namiętny, niż się spodziewała. Gardło i
oczy bolały ją od niewylanych łez. Łez szczęścia. Najszczęśliwszych.
Zacisnęły się wokół niej silne ramiona Erica, przyciągając ją
bliżej, otaczając ją miłością, czułością i ciepłem. Nie mogła
zignorować gorąca między nimi.
- Znajdźcie sobie pokój!- krzyknął Trey.
Poczuła, jak Eric uśmiechnął się przy jej wargach i odsunął, by
spojrzeć jej w oczy.
- Najlepsza rada, jaką dzisiaj otrzymałem - powiedział.
Musiała się z tym zgodzić.
Jej tata odchrząknął, a potem przemówił głośnym, czystym
głosem.
- Tego dnia Rebekah i Eric weszli tu jako dwie, a wychodzą jako
jedna wielka dusza - powiedział.- Przedstawiam wam pana i panią
Ericów Sticks. Niech ich miłość błyszczy jaśniej z każdą mijającą
chwilą.
Rozpromieniła się do swojego taty, który mrugał znacznie
częściej, niż to było konieczne. Jej mama ścisnęła jej ramię i Rebekah
odwróciła się, by dostrzec, iż uśmiechała się przez łzy. Eric uścisnął
dłoń jej taty, a potem pomógł jej zejść po pojedynczym schodku na
przodzie kościoła, aby mogli ruszyć do wyjścia.
Jednak nie uszli za daleko.
Rozdział 7
Eric szarpnął się niespodziewanie, gdy został mocno przytulony
od tyłu. Odwrócił głowę, aby zobaczyć Jace'a - w dżinsie i skórze,
małego twardziela może w kilku łzach - z twarzą ukrytą w plecach
Erica. Eric uśmiechnął się i poklepał parę dłoni, które zacisnęły się
mocno wokół jego talii.
- Już, Trójnogu - powiedział Eric.- Miałeś swoją szansę, by być
ze mną, to wybrałeś Aggie.
Dostrzegł oszołomioną minę Rebekhi i puścił jej oczko. Napięcie
natychmiast uleciało z jej ciała i uśmiechnęła się, przechylając głowę,
by móc spojrzeć na mężczyznę za nim.
- Pierdol się - powiedział Jace, zaś jego słowa były stłumione
przez plecy Erica. Próbował wykonać jakąś dziwną odmianę manewru
Heimlich.- Po prostu... pierdol się.
Po chwili Jace wziął głęboki oddech, odsunął się i zaczął klepać
Erica po plecach z siłą, z którą mógłby połamać kości.
- Tak, lubisz mnie - powiedział Eric, chichocząc.- Weź się w
garść. Przestań próbować połamać mi kości. Aggie, weź opanuj
swojego uległego.
- Jesteś strasznym dupkiem - powiedział Jace.
Cóż, czego Jace się spodziewał? Jeżeli nie odrzuciłby
nietrypowej, emocjonalnej wylewności Jace'a i nie obrócił jej w żart,
to sam dokonałby równie nietypowej dla siebie wylewności.
Jace objął szyję Erica obiema rękami i udawał, że go dusi. Nie
chcąc zostać w tyle, Eric przechylił luźno głowę i wystawił język,
jakby był w prawdziwym niebezpieczeństwie.
Matka Rebekhi próbowała wkroczyć do akcji - przypuszczalnie
by uratować mu życie - ale Rebekah złapała ją za ramię i pokręciła
głową. Na ten niewielki gest Eric pokochał ją jeszcze mocniej. Ta
kobieta rozumiała go w taki sposób, który go dosłownie rozwala.
Podejrzewał, że większość kobiet byłaby wkurzona, że ich pierwsze
chwile jako nowożeńców były zakłócone przez bandę niedojrzałych
mężczyzn, ale nie jego Rebekah.
Ponieważ nie wydawało się, żeby mieli odejść od ołtarza,
widzowie wstali z ławek, aby wymienić uściski i gratulacje.
Eric miał na oku swoją pannę młodą, którą pocałowała jego
dłoń, a następnie puściła ją, aby móc uściskać swoją rodzinę - teraz i
jego rodzinę, pomyślał z uśmiechem. Podeszła Aggie, by pomóc
Jace'owi wrócić do jego zwykle opanowanej postawy. Szczypnęła go
w tyłek, na co natychmiast odsunął dłonie od gardła Erica. Eric
uśmiechnął się do siebie. Nie, w ogóle nie był jej uległy.
Sed wkroczył do akcji, aby standardowo trzepnąć Erica w tył
głowy, zanim złapał go w nelsona, aby Trey mógł pobłogosławić nos
Erica swoim lepkim, wiśniowym lizakiem.
- Nie ruszaj się - powiedział Trey, śledząc szarpnięcia głowy
Erica swoim lizakiem.
Brian wyłonił się z miejsca dla chóru, gdzie grał na swojej
gitarze i objął opiekuńczo ramieniem swoją ciężarną żonę, zanim
podszedł do Erica.
- Słowa mądrości od jednego żonatego faceta do drugiego powiedział Brian, przechylając głowę z boku na boku, gdy próbował
pochwycić spojrzenie Erica. Po irytującym momencie, puścił swoją
żonę i objął Treya od tyłu, przyciskając jego ręce i lizaka do jego
boków. Trey natychmiast znieruchomiał.
- Chłopaki, naprawdę?- powiedział Brian.- Facet dopiero co się
ożenił. Okażcie mu nieco szacunku.
- No właśnie - powiedział Eric.- Słuchajcie tego, co powiedział.
Sed puścił obolałe ramiona Erica.
- Możecie go pognębić, gdy ja z nim skończę - dodał Brian.
- A już myślałem, że jesteś po mojej stronie.
- Bo jestem. I zamierzam ci pomóc. Więc słuchaj uważnie.
Eric przytaknął, mając rzadko do czynienia z takimi chwilami,
gdy członkowie jego zespołu rozmawiali z nim z taką szczerością.
- Musisz zapamiętasz tylko trzy słowa, które uszczęśliwią twoją
żonę - powiedział Brian, puszczając Treya, aby móc przyciągnąć
Myrnę do swojego boku.
- Kocham cię?- powiedział Eric.
- Nie. Każdy idiota może spróbować tej drogi. Oto te trzy słowa:
ona ma zawsze rację. Jeśli je zapamiętasz, to twoje życie przejdzie
gładko.
- Ale co jeśli nie będzie miała racji?
Brian wytknął twarz Erica palcem.
- Nie, stary. Słuchaj mnie uważnie i zapamiętaj to sobie. Ona
zawsze ma racje.
- Ona zawsze ma rację - Eric powtórzył posłusznie.
Myrna roześmiała się.
- Ale potrzebujesz nieco urozmaicenia, to fałszywie oskarż ją,
że się myli.
Brian poklepał Erica po torsie.
- Tylko pamiętaj, aby przyznać się, że ma zawsze rację po
gorącym, agresywnym seksie na pogodzenie.
- Łapie - powiedział Eric.
- Brian?- powiedziała Jessica, kładąc dłoń na ramieniu Briana.
Brian odwrócił głowę, by na nią spojrzeć.
- Tak?
- Możesz proszę przeprowadzić taką rozmowę z Sedem?zapytała.
- Pewnie. Kiedy jest wasz ślub?
- Nie czekaj do tego, aż weźmiemy ślub. Musi się tego nauczyć
teraz!
Każdy się zaśmiał, nawet Blake'owie, którzy byli stłoczeni w
uścisku wokół Dave'a i jego wózka inwalidzkiego. Eric zauważył, że
jedyną osobą, która wciąż siedziała na ławce, był przyjaciel Rebekhi,
Isaac. Pewnie trudno było mu patrzeć, jak Rebekah wyszła za kogoś
innego niż on i jeszcze trudniej bycie ignorowanym przez Treya, nad
którym wyraźnie wciąż nie przestał rozpaczać. Biedak. Eric oddzielił
się od swojej grupy wielbicieli i dołączył do Isaaca na lśniącej,
drewnianej ławce. Isaac uniósł wzrok, otwierając z zaskoczenia swoje
orzechowe oczy.
- Dlaczego sam tu tak siedzisz?- zapytał Eric.
- Chciałem tu być tylko dla Rebekhi. Nie chcę wtrącać się w jej
szczęście.
- Pewnie spodobałaby się jej ta myśl - powiedział Eric.Osobiście nie wiem, dlaczego tak bardzo cię lubi. Jesteś dupkiem.
Isaac zamrugał na niego w szoku.
Eric uśmiechnął się.
- Żartuję - powiedział.- Czasami mi się to zdarza - a czasami
ukrywał się za żartami, by móc otwarcie to co myślał, ale Isaac nie
musiał o tym wiedzieć.
- Och.
- Ale pomimo tego, że jesteś dupkiem i naprawdę zraniłeś jej
uczucia, to ci wybaczyła. Nie łapię tego. Ja usunąłbym cię ze swojego
życia i pochował na podwórku.
Prawdę mówiąc, to tak jakby rozumiał. Sam miał przyjaciela,
który wielokrotnie go zranił, a mimo to wciąż nie mógł wyrzucić ze
swego życia tego człowieka. Ale w przeciwieństwie do Isaaca, Jon nie
miał tyle przyzwoitości, aby pokazać się na ślubie. Przynajmniej
Isaacowi zależało na Rebecce na tyle, by się kurwa pokazać. Jon
nawet nie miał tego w sobie.
- Jej przebaczenie jest o wiele lepsze, niż na to zasługuję powiedział Isaac.
- Więc nie sądzisz, że powinieneś pójść jej powiedzieć, że
cieszysz się jej szczęściem, nawet jeśli to kłamstwo? Jestem pewien,
że chciałaby to od ciebie usłyszeć.
Eric zerknął na Rebekhę i przyłapał ją na tym, że się im
przypatrywała. Uśmiechnął się do niej, a jej własny uśmiech był nieco
niezdecydowany. Pewnie myślała, że był wredny dla Isaaca. I
owszem, taki był jego pierwszy odruch. Ten facet wyrwał Rebecce
serce, a Eric nie traktował nikogo miło, kto ją skrzywdził. I również
nie pochwalał prób Isaaca, gdy ten próbował ich rozdzielić. Ale na
końcu to Eric wygrał dziewczynę, a Isaac ją stracił. Eric podejrzewał,
że to była wystarczająca kara dla tego biedaka. Zdawał się mieć
dobre serce pod tą całą dezorientacją.
- Nie wiem co jej powiedzieć - powiedział Isaac.- Ostatni
tydzień był dla mnie istnym piekłem.
- Możesz zacząć od nie skupiania się na sobie - powiedział Eric i
wstał.- Może zapytaj ją o badanie kontrolne na temat raka, które
miała dzisiejszego ranka.
- To było dzisiaj?- cała krew odpłynęła z twarzy Isaaca.- Nic jej
nie jest?
- A wygląda, jakby było?- zapytał Eric.
Obydwoje spojrzeli pytająco na kobietę w pytaniu, która
pokazywała dziewczynom swój ogromny, drogi pierścionek
zaręczynowy i tanią, wiele znaczącą obrączkę.
- Cała promienieje - powiedział Isaac.- Nigdy tak nie wyglądała,
gdy była ze mną.
Jakby wyczuła na sobie spojrzenie Erica, Rebekah uniosła
głowę i spotkała jego spojrzenie nad małym tłumkiem wielbicieli.
Uśmiechnęła się promieniście i serce Erica wypełniło się silnym
poczuciem dumy. Nikt jej nie uszczęśliwiał tak jak on. Nawet
doktorek Idealny. Teraz mógł się tym szczycić. Zanim zdążył się na
nią rzucić i wynieść ją z kościoła, by świętować, to Isaac podszedł do
niej, chwycił ją za dłoń i odciągnął na ambonę, by zamienić z nią
kilka słów na osobności. Eric z trudem radził sobie z poczuciem
zazdrości. Ufał Rebecce. Tylko że w ogóle nie ufał niemożliwie
przystojnemu lekarzykowi.
Rozdział 8
Rebekah spojrzała na mężczyznę, który był jej najlepszym
przyjacielem od dzieciństwa i doszła do wniosku, że tak naprawdę go
nie znała. Może w ogóle go nie znała. Zawsze go idealizowała. Każdy
wokół niego stawiał go na piedestale i trzymał go tam przez całe jego
życie. Teraz, gdy przyjął kilka ciosów w swe ego, jak każdy na
świecie, zdecydowała, że nie myślała o nim inaczej. Teraz, gdy
myślała o nim jak o kimś niedoskonałym, to lubiła go jeszcze
bardziej.
Isaac chwycił jej obie dłonie w swoje i spojrzał jej głęboko w
oczy.
- Twój mąż powiedział, że nie powinienem dzisiaj mówić o
sobie. Powiedział, że powinienem się skupić na tobie. Więc
zaczynamy - wziął głęboki oddech.- Cieszę się twoim szczęściem,
Rebkeha. Myślę, że znalazłaś swoją połówkę.
- Nie mam nic przeciwko, byś mówił o sobie. Wiem, że
przechodzisz przez ciężki okres. Rozmawiałeś ze swoim ojcem od
przyjęcia?
Pokręcił głowa.
- Wróci - powiedziała.- Jestem pewna, że nie jesteś pierwszym
gejem, który ujawnił się przed swoim ojcem i setkami gapiów na
swoim fałszywym przyjęciem zaręczynowym.
Isaac zaśmiał się, a ten dźwięk ogrzał jej serce.
- Chciałbym poznać resztę, którzy to przeżyli. Może mogliby mi
doradzić, co powinienem zrobić z resztą swojego życia. Moje plany,
aby przejąć jego praktykę po tym jak odejdzie na emeryturę,
całkowicie legły w gruzach.
- Cóż, powiem ci co powinieneś zrobić. Przestań się nad sobą
użalać i znajdź nowe marzenie - powiedziała.- Zdajesz sobie sprawę
ile razy moje własne plany legły w gruzach? Ile razy musiałam się
przyznać do porażki? Ile razy musiałam odkrywać samą siebie?
Jakby myśląc, Isaac przesunął wzrok na jej czoło, jakby robił
mentalne obliczenia.
- Uch, sześć?
Zachichotała.
- Coś w tym stylu. Straciłam rachubę.
- Jak to robisz, Rebekak? Wiem, że były chwile, kiedy chciałaś
się po prostu poddać i gdzieś ukryć.
Uniosła brwi na niego.
- Naprawdę tak myślisz?
Przygryzł swoją idealną dolną wargę swoimi doskonale białymi
ząbkami.
- Powinienem wiedzieć, że nigdy tak nie czułaś.
- Czuję się tak przez cały czas. Naprawdę czułam się tak tego
ranka - powiedziała.
- Podczas badań?
Skinęła głowę i jej oczy wypełniły się łzami, gdy nagły przypływ
emocji złapał ją z zaskoczenia.
Opadła mu szczęka.
- Znaleźli coś, prawda?- chwycił ją za ramiona i lekko
potrząsnął.- Właśnie dlatego tak szybko wyszłaś za mąż. Dlatego
mnie zaprosiłaś. Jak bardzo jest źle?
- Po pierwsze, to cię nie zaprosiłam, tylko Eric - zerknęła nad
ramieniem Isaaca, aby dostrzec, że Eric uśmiechał się i śmiał wśród
swoich przyjaciół, podczas gdy połowę uwagi skupiał na niej.Dzisiejszego ranka myśleli, że znaleźli raka, który rósł w mej
miednicy.
- O Boże, Reb, dlaczego do mnie nie zadzwoniłaś?
- Bo to był fałszywy alarm. Widzisz, co właśnie robisz?
Potrząsnął głową.
- Jesteś naprawdę dobry w podnoszeniu ludzi z podłogi, gdy są
w dołku. Ale gdy to ty obrywasz, to nie potrafisz się podnieść na
swoich własnych siłach. Dlaczego?
Potrząsnął lekko głową, przez co jego miękkie, brązowe loki
zatańczyły wokół jego twarzy.
- Nie wiem. Być może dlatego, że łatwiej jest przeanalizować
sytuację, gdy patrzy się na nią z zewnątrz.
- Więc usuń się ze swojej sytuacji. Stań obok i spójrz na nią.
Czego chcesz?
- Treya - powiedział bez wahania.
- A jeśli ci powiem, że nigdy cię nie pokocha?
Isaac opuścił oczy.
- Już o tym wiem.
- Więc czego jeszcze chcesz?
- Myślałem, że chcę tego co miał mój ojciec: odnoszącą sukces
praktykę, mnóstwa pieniędzy, wielkiego domu z mnóstwem kolegów,
którzy udają moją przyjaciół. Żony i dzieci. Zabójczego zamachu w
golfie. Ale...
Ścisnęła zachęcająco go za dłonie, bo już wiedziała, że Isaac
nie był taki jak jego ojciec. I że nigdy nie znajdzie szczęścia, jeśli
stale będzie gonić za marzeniem jego ojca. Spojrzał w górę i napotkał
jej spojrzenie.
- Ale?- ponagliła.
- Gdy byłem w Afryce, to czułem się tak, jakbym naprawdę
dokonał jakiejś zmiany. Budziłem się każdego ranka z celem i więzią.
Sam nie wiem. Po prostu czułem się... właściwie. Jakby to było to, co
powinienem robić. Moje powołanie. Ma to jakiś sens?
Z zapałem skinęła głową.
- Czuję to samo, gdy miksuję muzykę Sinnersów. Nigdy
wcześniej tak się nie czułam wobec niczego. Właśnie dlatego nie
udawało mi się we wszystkim, czego się chwytałam. Znalazłam swój
cel. I ty musisz znaleźć swój cel, Isaac. Jeżeli to leczenie pacjentów w
Afryce, których nie stać na zapłacenie ci pieniędzmi, tylko
wdzięcznością, to wróć. Nic cię tu nie trzyma.
Zerknął na Treya, który śmiał się z Jace'a, który próbował
ściągnąć lizaka, którego Trey przykleił do jego kurtki między
łopatkami. Odgrywając swoją część, Jace obrócił się w jedną stronę,
potem w drugą, klepiąc się po plecach i ramionach, jakby lizak był
poza jego zasięgiem. Ale Isaac nawet nie patrzył na Jace'a. Widział
tylko Treya. Zdawało się, że Trey nawet nie wiedział o istnieniu
Isaaca.
Isaac westchnął i wbił wzrok w dywan.
- Żałuję, że się co do tego nie mylisz - powiedział.- Ale nie
mylisz. Trey nie musi o mnie zapominać. Nigdy niczego do mnie nie
czuł. Chciał tylko seksu i dałem mu to aż nazbyt chętnie.
- Wiem jak to jest - Rebekah powiedziała ze śmiechem.
Isaac poderwał głowę.
- Też uprawiałaś z nim seks?
- Ech, prawie - powiedziała Rebekah.- Więc co zamierzasz
zrobić, Isaac? Potrzebujesz kopniaka w tyłek?- podciągnęła rąbek
swojej sukni.- Zrobi się!
Isaac przez chwilę wpatrywał się w nicość, aż uśmiechnął się
lekko. I lekko skinął głowa. Pokręcił głowa. Wypuścił oddech.
- Isaac!- Rebekah krzyknęła i potrząsnęła nim.
- Co?
Spojrzał jej w oczy i dostrzegła w nich niepewność.
- Dobra - powiedział.- Pomyślę o powrocie do swoich pacjentów.
Potrzebują mnie tam bardziej, niż ktokolwiek tutaj.
Objęła go i uścisnęła po przyjacielsku.
- Nie myśl, Isaac. Rób.
- Ale może mój ojciec....
- Przestań się martwić tym, co pomyśli o tobie twój ojciec powiedziała.- Bóg wie, że moja matka nienawidzi wszystkiego w
moim życiu, ale muszę prowadzić życie w taki sposób, który mnie
uszczęśliwia, a nie satysfakcjonuje ją. Ty... - poklepała go po
torsie.-... musisz zacząć prowadzić takie życie, które uszczęśliwi
ciebie. Pieprz go, Isaac. Pieprz go.
Isaac zaśmiał się, a jego policzki nieco zarumieniły.
- Masz rację. Pieprzyć go. Wal się, tato. Jeśli nie kochasz mnie za
to kim jestem, to nie potrzebuję twojego uznania.
- Tak jest. Czujesz się lepiej?
Uśmiechnął się swoim idealnym uśmiechem i przeczesał
idealnie wypielęgnowaną dłonią swoje równo przycięte, lekko
brązowe loki.
- Tak, naprawdę. Czuję.
- To dobrze, bo teraz naprawdę muszę wrócić do swojego
męża. Mam nadzieję, że rozumiesz.
- I tak już zająłem zbyt wiele twojego czasu.
- Wciąż jesteś moim przyjacielem, Isaac. Nic tego nie zmieni.
Jeśli potrzebujesz pogadać, albo się przytulić, pójść na zakupy, to
jestem tutaj. Tylko nie w swoją noc poślubną, dobrze?
Zaśmiał się.
- Będę za tobą tęsknić - powiedział, serwując jej taki uścisk,
który wycisnął z jej płuc całe powietrze.- Podczas gdy będę się
spełniać w Afryce.
Rebekah odwzajemniła uścisk, mając nadzieję, że Isaac będzie
tak szczęśliwy jak ona. Mimo to wątpiła, aby było to możliwe. Jej
poziom szczęścia był niemal karalny.
Rozdział 9
Eric uśmiechnął się do swojej żony, kiedy wsunęła dłoń w jego i
oparła się o jego przedramię. Spojrzała na niego swymi pobłażliwymi,
niebieskimi oczami i cieszył się, że postanowili odwlec wesele o kilka
tygodni. Jakim cudem udawało się nowym mężom nie dotykać swoich
kobiet przez całą noc? Może właśnie dlatego było tyle alkoholu.
- Porozmawiałaś z Isaaciem?- zapytał.
- Tak - powiedziała.- Możemy już iść, zanim ktoś jeszcze
zdecyduje się nam przeszkodzić?
- Och, świetnie, wciąż tu jesteście - zawołał znajomy głos z
wejścia kościoła.- Już myślałem, że wszystko przegapiłem.
- Bo przegapiłeś, Jon - zawołał Sed.- Są gotowi, by wyjść.
Jon rzucił się do ołtarza. Wyglądał zaskakująco dobrze, gdy
chwycił Erica za dłoń i energicznie nią potrząsnął.
- Myślałem, że nie przyjdziesz - powiedział Eric.
- Nie przegapiłbym tego - powiedział.
- Jon - powiedział Sed, kręcąc głową.- Przegapiłeś.
- Naprawdę? Racja. Mam nadzieję, że było wyjątkowo. Tak czy
inaczej, myślę, że znalazłem nam perkusistę.
Cały zespół odwrócił głowy w stronę Erica, zaś każdy miał na
twarzy wymalowany różny poziom szoku.
- Chyba nie zamierzasz odejść z zespołu, prawda?- powiedział
Jace, chwytając Erica za rękaw.
Sed odchylił głowę do tyłu i potrząsnął nią w stronę sufitu.
- To się zdarza przez cały czas. Koleś się żeni. Żona przejmuje
kontrolę nad jego życiem. Koleś opuszcza zespół. Zespół ma
przejebane.
- Nie odchodzę z Sinnersów - powiedział Eric.- Ja tylko... chcę
założyć drugi zespół. Zespół z mniejszą ilością fanów, bym mógł
spróbować kilka eksperymentalnych rzeczy. I śpiewać. I grać na
gitarze - co by było pstryczkiem w nos dla każdego członka z zespołu.
Rebekah ścisnęła zachęcająco jego dłoń. Nie chciał, aby
chłopaki tak się o tym dowiedzieli. Chciał najpierw przygotować kilka
piosenek do posłuchania, aby mogli sprawdzić jak różniły się oba
zespoły i dlaczego nie oczekiwał, by Sinnersi podzielili jego wizję.
Super, Jon. Dzięki za to.
- Więc potrzebujesz basisty?- zapytał Jace.
Eric nie mógł się nawet zmusić, by spojrzeć na Jace'a, gdy
powiedział:
- Jon gra na basie.
- Och - Jace powiedział płasko.
Cholera. Ostatnie czego potrzebował, to skrzywdzić Jace'a. Eric
żałował, że Jon nie wiedział jak trzymać gębę na kłódkę. Żeby Eric
mógł przekazać pomysł chłopakom i być pewien, że zdawali sobie
sprawę, że nigdzie się nie wybierał. Że poboczny projekt zawsze
będzie na drugoplanowym miejscu przy Sinnersach.
- To wszystko dopiero startuje - powiedział Eric, mając nadzieję
zmniejszyć impet nowin.- Nie jestem nawet pewien, czy podniesie się
z ziemi.
- Z pewnością się oderwie - Jon powiedział z podnieceniem.Rozmawiałem z Caidenem Jamesem, kiedy tego popołudnia
przysłałeś mi zaproszenie na ślub. Trzeba było nieco zachęty i sporo
alkoholu, ale zgodził się do nas dołączyć. Cóż, zgodzi, jeśli z nim
pogadasz. Nie sądzę, by mi uwierzył tak na serio. Był zaciekawiony
współpracą z tobą, Sticks.
- Skontaktuje się z tobą za kilka dni - Rebekah powiedziała do
Johna, ciągnąc pewnie Erica za łokieć.- I wtedy będziesz mógł
powiedzieć wszystko o zespole.
Uśmiech Jona zniknął i skrzywił się nieco, gdy spojrzał na
Rebekhę.
- Mój mąż - ciągnęła.- Jest mój na najbliższe siedemdziesiąt
dwie godziny. Po tym może dam mu kilka minut dla siebie, ale nie licz
na to. Ten facet obiecał mi miesiąc miodowy na całe życie i
zamierzam trzymać go za słowo.
Eric uśmiechnął się i przyciągnął ją do swojego boku, by
ścisnąć serdecznie.
- To prawda, obiecałem. Lepiej już zacznijmy. Na razie, ziomki.
Rozdział 10
Rebekah objęła Erica za szyję i zachichotała przy jego ramieniu.
Dzięki Bogu, że zdecydował się na ich ucieczkę. Dziewczyna przecież
nie mogła zbyt długo tolerować czekania.
Niemal dotarli do drzwi, kiedy rozległy się za nimi kroki.
- Poczekajcie!- zawołała Jessica.- Nie zapomnijcie rzucić
bukietu. I mamy ryż. Na szczęście!
- I podwiązkę - dodała Myrna.
Eric wydął policzki i postawił Rebeccę na nogi.
- Niemal się nam udało - powiedział.
Rebekah bez patrzenia rzuciła bukietem przez ramię.
Rozległo się głośne uderzenie i Rebekah odwróciła się, aby
znaleźć Jessicę na podłodze, jej ciało było przysłonięte ławką a stopy
wystawały na przejście.
- Ostrzeż przyszłą pannę młodą!- Jessica poskarżyła się
spomiędzy ławek. Uniosła rękę w powietrze, zwycięsko ściskając
bukiet.
Sed zachichotał i pokręcił głową, gdy pomógł jej wstać na nogi.
- Uderzyłaś się w głowę? Dlaczego tak się na nie rzuciłaś?
- Bo żadna kobieta w tym pomieszczeniu nie weźmie ślubu
przede mną!- powiedziała Jessica, otrzepując spódnicę sukienki.
- Może Aggie się uda - Jace powiedział cicho.- Jeśli znajdziemy
odpowiednie miejsce i czas.
Jessica prychnęła z irytacją.
- No cóż... szkoda. Złapałam bukiet, ryzykując ciężkie
obrażenia, więc jesteśmy następni - spojrzała na Seda.- I lepiej żebyś
złapał podwiązkę, bo inaczej w nocy wylądujesz na kanapie.
Rebekah pisnęła w zaskoczeniu, kiedy spódnica jej sukni
została nagle podciągnięta. Długie, ciepłe ręce Erica chwyciły ją za
nagie udo, a potem przesunęły się w jego dół, ściągając podwiązkę z
jej nogi. Był zaskakująco dokładny. Ściągnął podwiązkę i rzucił ją
bezpośrednio na Seda, który złapał ją przy swoim pasie jedną ręką.
- Zadowolona?- Eric powiedział do Jessici.
Zarumieniła się.
- Tak - powiedziała cicho.
- To dobrze. A teraz idź ugotuj swojemu facetowi nieco ryżu;
nie potrzebujemy go.
Rebekah parsknęła śmiechem z zdziwionej miny Jessici i jej
otwartych ust. Jessica nie zdążyła odeprzeć ripostą, zanim Eric
przerzucił Rebeccę przez swoje ramię, zebrał jej niewygodny tren w
jedną rękę i praktycznie sprintem pokonał kilka ostatnich kroków do
drzwi. Chichocząc, Rebekah pomachała na pożegnanie do wszystkich
uśmiechniętych osób w kościele. Nawet Jon uśmiechał się jak głupek,
gdy klepał Jace'a po plecach.
Na szczycie schodów kościoła, Eric krzyknął:
- Moja żona!- zanim podrzucał ją niewygodnie, gdy zbiegł po
schodach, wciąż trzymając ją na ramieniu.
- Mój mąż!- odkrzyknęła.
Trzepnął ją w tyłeczek, co ledwie poczuła przez warstwy
materiały. A potem wreszcie posadził ją na miejscu pasażera w
Corveccie. Serce zabiło jej mocniej, gdy odważyła się spojrzeć na
jego uśmiechniętą twarz. Pochylił się, aby ją pocałować. Zanim jego
wargi musnęły jej, ktoś im przeszkodził głośnym:
- Zaczekajcie! Jeszcze nie jesteście małżeństwem.
Jej tato pędził ku nim, machając kawałkiem papieru.
- Nie podpisaliście licencji.
- I tyle wyszło z szybkiej ucieczki - powiedział Eric.- Ale myślę,
że podpisanie licencji jest całkiem ważne.
Złożyli swoje podpisy, używając za podpórkę maski samochodu.
Jace i jej mama podpisali się jako świadkowie, a jej tata podpisał się
jako duchowny pełniący obowiązki, aż wreszcie stali się oficjalnie
małżeństwem. Byli po ślubie.
- Możemy już jechać?- zapytał Eric.- Nigdy bym nie pomyślał,
że ożenienie się z nią sprawi, że tak długo nie będę mógł wziąć jej w
ramiona.
- Możecie jechać - powiedział tata.- Gratulacje.
W tym czasie reszta gości dotarła do samochodu. Każdy
zażądał kolejnego uścisku, jeszcze jednego buziaka w policzek i
dodatkowego poklepania po plecach. Eric otworzył drzwi samochodu
od strony pasażera i powoli zapędził Rebeccę z powrotem do auta jak
najdalej od dobrze życzących.
Stanowczo zamknął drzwi, wziął głęboki oddech i okrążył
samochód do strony kierowcy. Jessica włączyła aparat w swoim
telefonie i kazała im się uśmiechnąć, by mogła zrobić im kilka zdjęć.
Pstryknęła też kilka podczas uroczystości. A Myrna włączyła kamerę
na swoim telefonie. Rebekah spędziła kolejnych kilka minut na
wylewnych podziękowaniach. Wychyliła się z samochodu i uściskała
Myrne. I ściągnęła swój welon, by dać go Jessice, ponownie
dziękując jej za to, że mogła go pożyczyć. Odwróciła się do Erica, by
spostrzec, że miał zaciśniętą szczękę i przewracał oczami na
kierownicę. Odpalił samochód, najwidoczniej gotów do ucieczki,
podczas gdy wszyscy wciąż stali im na drodze.
- Myślę, że powinniście zmienić swój znak. Wciąż mówi Prawie
Poślubieni - Aggie odezwała się za samochodu.
Eric walnął się w czoło.
- Doprowadzacie mnie do szaleństwa! Nie potrzebuję tej całej
uroczystości. Potrzeba mi tylko jej. Comprende?2
Wrzucił bieg i ryknął samochodem w ostrzeżeniu.
- Będziemy się bawić na weselu!- Rebekah zawołała do mało
spostrzegawczych przyjaciół i rodziny, która cofnęła się od
samochodu.- Będzie fajnie. Przygotujemy nawet tort i tańce i całą
resztę.
Eric ruszył do przodu, czekając cudownie cierpliwie, aby Dave
zjechał swym wózkiem z ich drogi. Kiedy droga wreszcie była wolna,
to Eric ruszył przed siebie, trąbiąc przez całą drogę.
2 Po włosku: rozumiecie?
Rebekah odwróciła się w swoim siedzeniu, aby móc pomachać
każdemu. Kiedy wreszcie zniknęli z pola widzenia, to odwróciła się i
westchnęła ze szczęścia. Nie miała nic przeciwko uroczystości, ale
wolała spędzić swój wieczór z Ericiem, niż z gośćmi.
- Chcesz dzisiaj zostać w hotelu?- zapytał Eric, wpatrując się w
drogę.
- Nie, chcę zostać w twoim domu.
- W naszym domu - powiedział.
- W naszym domu - powtórzyła z czułym uśmiechem.
Może ceremonia była potrzeba, aby ktoś poczuł się poślubiony.
Ona nie czuła, żeby coś konkretnego się między nimi zmieniło.
Powinna się czuć inaczej? Oddała mu swoje serce długo przed tym,
zanim powiedziała tak.
Rebekah spojrzała na swoją dłoń i potarła palcem obrączkę. Był
to znoszony pierścionek, wygodny jak para starych tenisówek. Czuła
się tak, jakby nosiła go niemal od zawsze.
- Cieszę się, że tato pozwolił nam użyć tych obrączek - zerknęła
na Erica nieco zaszklonymi oczami.
- Pomyślałem, że ci się to spodoba.
Wyciągnął rękę i chwycił ją za tył głowy, zaś jego własne oczy
błyszczały nieco bardziej niż zwykle.
- Opowiedział ci ich historię?
Pokręcił głową.
- Jego prapradziadkowie wyemigrowali do Stanów
Zjednoczonych z Anglii w połowie dziewiętnastego wieku. Mąż,
Walter, był wykwalifikowanym stolarzem, ale na początku było im
trudno, ponieważ każdy zysk jaki zarobili, wracał z powrotem do
firmy. W końcu musieli sprzedać swoje obrączki, aby kupić swoim
dzieciom buty, aby te mogły pójść do szkoły. Po wielu latach zakład
stolarski zaczął wreszcie przynosić zyski. Walter i jego żona byli w
stanie kupić dom i buty swoim dzieciom. Gdy się dowiedzieli, że
mężczyzna, któremu sprzedali swoje obrączki, już dawno temu
przetopił je na srebro, kupili nowe obrączki. Pewnego dnia stary
Walter projektował nowe szafki dla handlarza biżuterią i co zobaczył
na wystawie?
- Obrączki.
Rebekah ścisnęła go za kolano.
- To prawda. Obrączki. Więc stało się tradycją, że nowo
poślubione pary w tej rodzinie, zaczynają małżeństwo od noszenia
tych samych obrączek, aż nie dorobią się, aby móc zakupić własne.
Później zastępują je i zachowują, aby móc przekazać je swoim
dzieciom. W pokoleniu mojego taty sytuacja nie była tak napięta
finansowo, więc wraz z mamą użyli ich podczas ceremonii, ale
zmienili je zaraz potem.
Eric ściągnął dłoń z kierownicy, aby spojrzeć na obrączkę na
swoim palcu.
- Więc nie możemy ich nosić na zawsze?
- Możemy je nosić tak długo, jak chcemy - powiedziała.
Przecież nie było tak, że będą w stanie mieć dzieci, aby móc je im
przekazać. Cóż, przynajmniej nie dzieci, z którymi łączyłaby ich więź
krwi. Zastanawiała się, czy jej przodkowie mieliby coś przeciwko, jeśli
przekazałaby obrączki swojemu adoptowanemu dziecku.
- Co jeśli Dave będzie je chciał, gdy weźmie ślub?
Rebekah uśmiechnęła się, mając nadzieję, że pewnego dnia jej
brat znajdzie kogoś, z kim będzie chciał spędzić resztę swojego życia.
- Wtedy powiem mu, że mu je oddamy. Zostały błogosławione
miłością wielu pokoleń, w tym naszą. Nie możemy oczekiwać, że z
tego zrezygnuje.
Eric uśmiechnął się ze smutkiem.
- Żałuję, że ja nie mam ci do opowiedzenia żadnej fajnej historii
o swoich przodkach, ale niczego o nich nie wiem. Pewnie pochodzę z
długoletniej linii psycholi i kryminalistów.
- Wątpię w to - powiedziała.- Masz za dobre serce, Eric. Myślę,
że to genetyczne.
Aż za bardzo skupił się na drodze. Wciąż byli mile od domu.
Milczał przez długą chwilę, a ona nie naciskała na niego. Nie
chciała, aby dzisiaj był smutny. Niemal żałowała, że opowiedziała mu
historię o obrączkach, jak łączyły pokolenia w jej rodzinie. Przez to
poczuł się całkowicie oddzielony od własnej rodziny.
Wjechali na żwirowy podjazd, który prowadził do słonecznie
żółtego, wiktoriańskiego domu Erica na wsi. Zatrzymał się na
podjeździe i zgasił silnik, ale nie ruszył się, aby wyjść z samochodu.
Wziął głęboki oddech i odwrócił się ku niej.
- Nigdy nie myślałem zbytnio o swojej rodziny - za czym
tęskniłem, nie mając żadnej - dopóki nie spotkałem ciebie.
Jej serce zabiło mocniej.
- Kochanie, jeżeli chcesz rozszyfrować skąd pochodzisz, to
poszukamy w zapisach i dowiemy się, kim są twoi krewni. Jestem
pewna, że jest mnóstwo interesujących historii z przeszłości twoich
przodków.
- Nie wiem, od czego zacząć.
- Od aktu twojego urodzenia. Poza tym powinny gdzieś w
urzędzie być złożone twoje dokumenty.
Zaśmiał się.
- Och, to z pewnością.
- Jeśli nie chcesz wiedzieć, to w porządku - powiedziała.- Nie
mam nic przeciwko, by być twoją całą rodziną.
- Ty i mój zespół. Tyle wystarczy - powiedział. Chwycił ją za
dłoń i pocałował jej palec tuż pod jej obrączką.- Ale pomyślę o tym.
Może poznanie prawdy o tym kim jestem i skąd pochodzę będzie
mniej przerażająca, gdy będziesz obok mnie. Sprawiasz, że czuję się
tak, jakbym mógł pokonać każdą przeszkodę.
Opadły jej ramiona i rozluźniła się na siedzeniu z rozmarzonym
uśmiechem.
- Lepiej przestań mi tak słodzić - powiedziała.- Bo będę czuć się
zobowiązana, aby rozpłynąć się na tym siedzeniu.
Uśmiechnął się.
- Lubię ci słodzić. Nigdy nie miałem przy sobie kobiety, która by
się tak czuła.
- W takim razie musiałeś im nie pokazywać, jaki naprawdę
jesteś.
- Chyba nie sądzisz, że ten sentymentalny cieć to prawdziwy ja,
prawda? Po prostu się tak zachowuję, żeby dobrać ci się do majtek puścił jej oczko, a jego niebieskie oczy zabłyszczały od psot.
Roześmiała się.
- I to skutecznie - przyznała.- Ale nie mam żadnych majtek. I
nie jestem pewna, czy słodzisz mi wystarczająco, by zajrzeć mi pod
spódnicę.
- Gdy wejdziemy do domu, to nie będziesz też miała spódnicy.
Otworzyła usta, aby podroczyć się z nim bardziej, ale dodał:
- Czy majtek.
Roześmiała się. Znał ją za dobrze; zamierzała się z nim droczyć
o dobraniu się jej do majtek.
Jego figlarny uśmiech zniknął i po prostu się w nią wpatrywał
przez długi moment. wpatrywał się w jej twarz, zastanawiając się,
czy naprawdę dałaby radę z nim być dla innych rzeczy oprócz
śmiechu i gorącego seksu. Jej serce zaczęło bić szybciej, kiedy
wreszcie spojrzał jej w oczy i przygotowała się by wesprzeć cokolwiek
postanowił. Nie zamierzała go zmuszać w jedną czy w drugą stronę.
Mogła nieco ponaciskać, bo wierzyła, że to co by z czegoś wyszło
dałby mu jakieś zamknięcie, ale nie zamierzała go zmuszać, by się z
czymś zmierzył, jeśli nie chciał.
- Ostatnie dwadzieścia pięć lat spędziłem próbując zapomnieć,
że w ogóle miałem rodzinę - powiedział.- Całe swoje życie spędziłem
skupiając się na teraźniejszości. Po raz pierwszy jestem gotów skupić
się na mojej przyszłości i budowaniu jej z tobą. I sądzę, że nie chcę,
aby moja przeszłość mi w tym przeszkodziła.
Planowanie ich przyszłości było bardziej ważne, ale dla niej
przyszłość była o wiele bardziej przerażająca niż przeszłość. Już
przetrwali ich przeszłości. Nie można było tego samego powiedzieć o
ich przyszłości.
- W porządku, kochanie - dotknęła dołeczka na jego brodzie
opuszkiem swojego palca i chwyciła jego twarz w dłonie.- Będę cię
wspierać. Zawsze.
Przesunął wzrok na jej czoło i ukazał idealny zestaw białych
zębów, kiedy uśmiechnął się krzywo.
- Zdajesz sobie sprawę, że będę musiał sprawdzić tą obietnicę,
prawda? Upewnić się, że masz to na myśli poprzez bycie okropną i
wszczynającą kłótnie.
- Cóż, wtedy zacznę szukać wiele seksu na pogodzeniu przyciągnęła jego twarz do swojej, by móc go pocałować. Odsunęła
się, kiedy jego palce zaczęły odpinać guziczki na jej plecach.- Nie
tutaj - powiedziała, sięgając do klamki jego drzwi, by mogli wyjść z
samochodu.
- Tak - powiedział stanowczo.- Właśnie tutaj.
- Ale sąsiedzi nas zobaczą.
Spojrzał przez ramię na najbliższy dom, który znajdował się
niemal milę od ich na równie żwirowym, długim podjeździe co ich.
Linia dachu była ledwie widoczna. Znowu na nią spojrzał.
- Szczerze mówiąc, to w to wątpię - powiedział.- Pamiętasz
przez jaką rzecz przez którą się związaliśmy?
Pomyślała o początku ich znajomości.
- Ten samochód - powiedziała.
Skinął głową.
- Wiesz, właśnie wtedy się w tobie zakochałem. Przepadłem w
chwili, w której zaczęłaś mówić o uszczelkach głowicy i wlotach
gaźnika.
- Znowu zaczynasz się robić mdły - oskarżyła go.
Odpiął swoje spodnie i nakierował jej dłoń do swojego
rozporka, wypełniając jej dłoń twardym, gorącym kutasem. Jej cipka
zacisnęła się mocno i jęknęła przez intensywność swojego nagłego
pożądania.
- Wciąż uważasz, że jestem aż mdły?
- Tak - powiedziała i wyciągnęła mu penisa ze spodni.Obciągnęła ci kiedykolwiek w tym samochodzie?
- Jeszcze nie.
Poruszyła na niego sugestywnie brwiami.
- Cóż, za chwilę się to zmieni.
Zaciągnął sprzęgło i odsunął siedzenie do tyłu tak mocno, jak
się dało. Wiedząc jak bardzo lubił patrzeć, Rebekah pochyliła się na
jego kolanach i przechyliła głowę. Powoli przesunęła językiem wokół
spodu jego główki, dmuchając na wilgoć, jaką po sobie pozostawiła.
Eric czule pogładził ją po włosach, gdy z wahaniem musnęła językiem
jego ciało.
- Robię to dobrze?- szepnęła z wahaniem.
- Wiesz, że tak - odpowiedział.
- Nie byłam pewna, jako że jestem dziewiczą panną młodą powiedziała, uśmiechając się do niego i puszczając mu oczko.
Odwzajemnił ten gest, dając jej do zrozumienia, iż złapał, że
chciała się bawić.
- Jest cudownie, gdy go ssiesz - powiedział.
- Tak?
Zakryła zęby wargami i zacisnęła usta wokół jego podstawy.
- Zazwyczaj bierzesz go od góry i wciągasz głęboko do gardła poinstruował ją pomocnie.
Wciąż tkwiła w tym samym miejscu, pocierając języczkiem o
gruby grzbiet, a potem powoli odwróciła głowę na bok, by móc
pieścić jego ciało od nasady do główki i z powrotem.
- Kurwa - zassał to słowo głęboko do swojej piersi.- To kolejna
opcja.
Z trudem powstrzymała się od śmiechu i kontynuowała swoją
pieszczotę w górę i w dół. Z każdym powtarzalnym ruchem,
przesuwała się o cal w górę. Kąciki jej ust stały się obolałe, więc
poczuła ulgę, gdy dotarła do główki i gdy ta wręcz wskoczyła jej do
ust. Kontynuowała swój ruch w górę i dół, ssąc mocno od spodu.
Poczuła, jak główka jego penisa wbiła się w jej policzek z każdym
ruchem w dół i wiedziała, że był w stanie widzieć, że był w jej ustach
tak jak i czuć.
Brzuch Erica zaczął drżeć pod jej dłonią. Jego oddech stał się
szybszy.
- Jesteś cholernie seksowna - warknął, kołysząc biodrami, aby
wbić się mocniej w jej policzek.- Ujeżdżaj mnie, Reb. Chcę dojść w
tobie podczas naszego pierwszego razu jako mąż i żona.
Uniosła głowę, przez co jego penis wyskoczył jej z ust i
spojrzała na niego szeroko otwartymi oczami.
- Mam cię ujeżdżać?- szepnęła, jakby przerażona.
- Później się pobawimy - obiecał, chwytając ją za ramiona i
wciągając ją w wąską przestrzeń między swoim ciałem, a
kierownicą.- Nie mam teraz cierpliwości.
- Nawet jeśli nie chcesz udawać, że jestem niedoświadczoną
dziewicą, to nie sądzę, aby seks był możliwy w tej ogromnej sukni i
tym maleńkim aucie, kochanie.
Był zdeterminowany, aby udowodnić jej, że się myliła. W ciągu
minuty przerzucił biały tren sukni przez deskę rozdzielczą i okno,
pokrywając nim zieloną maskę swojej Corvette. Przód obszernej
spódnicy był stłoczony między nimi, oddzielając ich ciała aż za
bardzo. Udało się jej uklęknąć na jego siedzeniu, tak, że mogła usiąść
okrakiem na jego biodrach.
Wsunął palce w jej majtki i spostrzegł, że była tak samo gorąca
i chętna jak on.
Przelotnie pomyślała o tym, że jej matka zabiłaby ją za
pobrudzenie jej sukni ślubnej, ale Eric wsunął się w nią i wszystko
oprócz niego, straciło znaczenie. Przyciągnął ją do siebie i wtulił
twarz w jej gardle. Jego gorący oddech rozgrzał jej piersi. Jego
twardy fiut wypełniał ją w odpowiednim miejscu. Zakołysała
biodrami, zachęcając go do głębszej penetracji. Eric objął jej plecy,
przytulając ją mocniej. Zdawało się, że nie był zainteresowany
pieprzeniem, tylko byciem w niej. Albo spostrzegł, że pole manewrów
w tym maleńkim samochodzie było jednak niemożliwe.
- Tak bardzo cię kocham - mruknął przy jej skórze, głosem
szorstkim z emocji.- Tak bardzo.
- Ciii. Wiem - przytuliła jego głowę do siebie i pocałowała jego
włosy. Jej ciało było nim wypełnione, ale jej serce było przepełnione.
- Tak bardzo, Rebekah. Tak bardzo.
- Ja ciebie też kocham, Eric.
- Chcę ci dać wszystko, kochanie. Wszystko na świecie. We
wszechświecie. Czego chcesz? Nazwij to, a będzie twoje.
Wsunęła palec pod jego brodę i uniosła jego twarz, by spojrzeć
w jego udręczone, niebieskie oczy. Pogładziła jego czoło, aby
złagodzić zmarszczkę, a potem chwyciła jego twarz w dłonie.
- Wszystko czego chcę, mam właśnie tutaj.
- Ale jeśli mogłabyś mieć wszystko? Co by to było?
Najwidoczniej nie uwierzył, że mówiła szczerze.
- Co jeśli zapytałabym ciebie o to samo? Czego byś chciał oprócz mnie - w tym momencie?
- Niczego. Tylko naszego szczęścia.
- W takim razie masz wszystko, czego chcesz.
Przygryzł kącik dolnej wargi i spojrzał na jej czoło.
- Przepraszam - powiedział.- Ja po prostu... czuję się tak,
jakbym powinien kupować ci rzeczy. Aby udowodnić ci, jak bardzo cię
kocham.
- Myślisz, że ja powinnam ci kupować rzeczy, aby udowodnić
jak bardzo cię kocham?
Zmarszczył brwi i pokręcił głową.
- Więc dlaczego myślisz,że tego potrzebuję? Wyszłam na
materialistkę czy coś?
- Nie - powiedział z wahaniem.- Oczywiście, że nie.
- Wystarczasz mi, Eric. Rozumiesz?
Widziała, jak toczyła się w nim walka, ale nie była pewna, co ją
spowodowało.
- Dlaczego uważasz, że mi nie wystarczasz?
- Nie wiem - odpowiedział, unikając jej wzroku.- Ja po prostu...
chcę wierzyć. Wiem, że naprawdę tak sądzisz. Po prostu zastanawiam
się, czy pewnego dnia zdasz sobie sprawę, że ci nie wystarczam, że
nigdy nie byłem wystarczająco dobry i... odejdziesz.
- Nie odejdę - powiedziała. Chwyciła go za brodę i zmusiła, by
spojrzał jej w oczy.- Spójrz na mnie, do cholery - jego niebieskie oczy
przesunęły się ku jej.- Nie zostawię cię. Nie zostawię. Nie jestem
twoją pieprzoną matką.
Uśmiechnął się do niej.
- Dzięki Bogu za to. Mój fiut wciąż jest w tobie.
Ze złością trzepnęła go w ramię i wzdrygnął się.
- Nie obracaj tego w pieprzony żart, Eric. Wiem, że przez to
cierpisz.
- Jak na dziewczynę, to mocno bijesz - zażartował.
Warknęła w frustracji. Rozumiała, że używał swojego poczucia
humoru jako mechanizmu obronnego, ale na Boga, mogła go udusić,
kiedy używał go, żeby zamknąć jej usta. Otworzyła drzwi samochodu
i spróbowała podnieść się z jego kolan. Uczepił się obiema dłońmi
materiały jej obszernej sukni, aby powstrzymać ją z podniesienia się.
- Ty kłamczucho, już zamierzasz mnie zostawić!- powiedział
nietypowo twardym tonem.
- Nie zostawiam cię - powiedziała.- Idę do domu. Puszczaj moją
suknię.
- A co jeśli odmówię?
- To wytłumaczysz się mojej matce, dlaczego została podarta.
Oderwała swoje ciało od jego i materiał jakimś cudem pozostał
w jednym kawałku. Puścił ją i wypadła z samochodu. Zaciskając
mocno usta, zebrała spódnicę w ramiona i rzuciła się do domu.
Jak mogła udowodnić, że była wystarczająco silna, aby go
wspierać, jeśli uciekała na pierwszy znak jego przeciwności? Cholera,
musiała się wziąć w garść. Nigdy nie pozbyłby się swojej niepewności
co do tego, czy zasługiwał na miłość, jeśli zamierzała pozwolić, aby
jego mechanizm obronny ją skrzywdził. Ale nie mogła nic na to
poradzić. W głębi siebie wiedziała, że jego niezdolność do
zaakceptowania, że go kochała, była jego problemem, nie jej, ale
cholera, bolało wiedzieć, że nie spełniała jego potrzeb. Jeżeli byłoby
inaczej, to łatwiej by zaakceptował jej zapewnienia. Jak miała mu
pokazać co czuła w swoim sercu? Jak miała go przekonać do
zrozumienia, że nie mówiła tylko, że go kochała? Kochała go
bezwarunkowo - jak by nie mogła? Ale jak miała mu to udowodnić? I
dlaczego powinna?
Otarła łzy w chwili, w której weszła na schody. Jej szpilki
stukały na szerokiej, słonecznej werandzie, gdy pobiegła do drzwi.
Chwyciła za klamkę i spostrzegła, że drzwi były zamknięte. Warknęła
w frustracji i szarpnęła za nią, jakby to miało dać jakikolwiek efekt.
Czyjaś dłoń nakryła jej na klamce. Eric przycisnął się mocno do jej
pleców, skutecznie powstrzymując ją od ucieczki. Znieruchomiała, a
ciało między łopatkami załaskotało.
Nawet w swym cierpieniu i frustracji, jej skóra pragnęła jego
dotyku.
- Nie wolno ci dzisiaj być na mnie zła - powiedział jej do ucha i
podał jej klucze do domu.
- Mogę być zła, jeśli chcę być zła!- wepchnęła klucz do zamku i
przekręciła go z trudem. Dlaczego jej cholerne ręce tak mocno
drżały?
- Dlaczego jesteś zła?
- Nie jestem!- nie kłamała. Nie była zła. Cierpiała i była
przerażona. Przerażona, że nigdy by nie starczyła, aby nadrobić
wszystkie lata zaniedbania z jego młodości.
- Obiecaliśmy sobie, że nigdy nie będziemy tego robić,
pamiętasz?- powiedział.- Powiedzieliśmy, że zawsze będziemy się ze
sobą komunikować, nawet jeśli będzie ciężko. Więc powiedz mi, co
cię martwi, abyśmy mogli to naprawić.
Wzięła głęboki oddech i przechyliła głowę, by spojrzeć na
wnętrze dachu i ganku. Nigdy wcześniej nie zauważyła tej
interesującej architektury, która aż do nich promieniała. Zastanawiała
się, ile szczegółów przegapiła, podczas gdy Eric oprowadzał ją po
swoim wiktoriańskim domu. Zastanawiała się nad tym teraz,
ponieważ komunikacja była trudna.
- Rebekah - szepnął, muskając wargami wierzch jej ucha.Odezwij się do mnie.
Zagryzła wargę i spojrzała na jego dłoń, która zakrywała jej na
klamce.
- Czasami - powiedziała.- Czasami sprawiasz, że czuję się tak,
jakbym nie kochała cię wystarczająco. Albo może to tak, że nie
wierzysz, że cię kocham. Nie naprawdę.
- Walczę z tym - powiedział cicho.
- Dlaczego? J-jak mam ci to udowodnić, Eric? Jak mam sprawić,
byś w to uwierzył?
- Na początek możesz pocałować tą syczącą kobrę ile chcesz powiedział żartobliwie. Wolną rękę przesunął na jej ramie i pociągnął
guziki jej sukni.- Kobry wolą, aby ich kobiety były nagie.
Czy nigdy nie zmusiłaby go do bycia poważnym na chociaż pięć
sekund?
Sapnęła, próbując sobie przypomnieć dlaczego się tak
zachowywał. Próbowała sobie przypomnieć, dlaczego tak bardzo
lubiła jego nieomylne poczucie humoru.
- To tylko udowodniłoby moje pożądanie. Wiem, że w to
wierzysz. Nie mogę oderwać od ciebie rąk.
- Jesteś pewna? Zostawiłaś mnie w samochodzie z moim fiutem
wystającym ze spodni. Myślałem, że seks podczas nocy poślubnej jest
gwarantowaną rzeczą.
Zaśmiała się cicho, nie mogąc się powstrzymać. Nie było
przecież tak, że sama była za poważna, ale było dla niej ważne, aby
się dowiedzieć dlaczego miał z tym problemy. Musiała wiedzieć co
robiła źle, aby mogła mu pomóc uwierzyć, że jej miłość była
prawdziwa i nieskończona, jak jego własna. Że miała wystarczająco
dużo miłości, aby mu jej dać. Wystarczająco dużo, aby wypełnić nią
jego życie.
- Seks jest pewniakiem, panie Sticks. Po tym jak odpowiesz na
moje pytanie.
Westchnął i oparł się ciężko o jej plecy. Jej gorset poluzował się
i zauważyła, że nie tylko bawił się jej guziczkami - odpinał je.
- Dlaczego wybrałem akurat ten moment, aby przypomnieć ci,
iż obiecaliśmy sobie komunikację? Chce seksu - obrócił klamkę i
otworzył drzwi.- Pozwolisz mi się teraz przenieść przez próg, żono?
- Po tym jak odpowiesz na moje pytanie?
- A jak ono brzmiało?
- Dlaczego nie wierzysz, że cię kocham?
- Wierzę - odpowiedział.
- Myślisz, że kocham cię tak samo mocno jak ty mnie?
- To za duże pytanie, na które nie odpowiem.
- Dlaczego za duże?
- Bo jeśli powiem, że kocham cię bardziej, to stanie się to
konkurencją, a jeśli powiem, że ty kochasz mnie bardziej, to wtedy
będziesz cierpiała, a jeśli powiem, że kochamy się równo, to będziesz
chciała dowodu na coś, co nigdy nie będzie mogło być udowodniono,
coś co możesz tylko czuć, ale nie dotknąć. Nie zobaczyć. Czego nie
można usłyszeć ani poczuć zapachu. Skąd wiesz, że jest to
prawdziwe, jeśli nie możesz tego poczuć niczym innym, jak własnym
sercem?
- Nie sądzisz, że miłość jest prawdziwa?
- Ufam, że jest prawdziwa. Wierzę, że jest prawdziwa. Wiem, że
to co do ciebie czuję w głębi swojego serca, mojej duszy, jest
prawdziwe. Ale gdy zaczynam o tym myśleć i próbować zrozumieć, to
zaczynam się zastanawiać i wątpić i... przypominać sobie.
Była pewna, że jego walka o przypominaniu sobie naprawdę
pożerała go żywcem.
- Możesz powiedzieć, co sobie przypominasz - powiedziała.Nigdy nie mówisz o swojej przeszłości.
- Nie chcę ani nie potrzebuję rozmawiać o swojej przeszłości.
Już z nią skończyłem. Nie mogę zmienić żadnej sekundy z niej. Czy to
ma naprawdę znaczenie, że trudno mi uwierzyć w to, ze mnie
kochasz, bo nikt wcześniej nie chciał mnie kochać? To znaczy, kurwa,
Reb, pewnie nie możesz chcieć mnie kochać. Jestem pierdolonym
wrakiem. Ciągle czekam, aż powiesz, Mam tego dość. Dzięki Bogu, że w
końcu wrócił mi zdrowy rozsądek. Musiałam się chyba naćpać czy coś. Kto
by w ogóle chciał pokochać takiego dziwaka?3
Serce ścisnęło się jej tak mocno, że aż pomyślała, iż eksploduje
jej pierś.
- Eric, ja chce cię kochać - powiedziała.- Naprawdę. Cieszę się,
że cię kocham. Mogę coś poradzić na to, co czuję? Nie. W tym
momencie myślę, że muszę cię kochać - jesteś dla mnie cudowny, ale
także chcę cię kochać. Zasługujesz na wiele miłości w swoim życiu. I
chętnie dam ci wszystko, co mam. Obiecuję ci to.
Ale czy kiedykolwiek by to wystarczyło? Rzecz, która mogłaby
wypełnić jego życie jeszcze większą miłością, całą miłością, jaką
kiedykolwiek by potrzebował - jego własne dziecko - nie mogła mu dać.
Więc potrzebował całego mnóstwa miłości dla wyrównania. Miała
tylko nadzieję, że miała wystarczająco dużo.
- Jeśli obiecam, że uwierzę, iż mnie kochasz, to będę mógł
przenieść cię przez próg, ściągnąć z ciebie tą suknię i pieprzyć cię tak,
jakby nie było jutra?
Westchnęła, wiedząc, że nie zaszliby daleko, tak długo jak jego
myśli będą pożarte przez pożądanie.
- Nie wiem, na co jeszcze czekasz - powiedziała z uśmiechem,
3 Naprawdę w tym momencie pękło mi serduszko ;(
postanawiając, że rozwiąże ten problem, gdy będzie na to gotowy.
Teraz był gotów tylko na jedno i wiedziała, że z całą pewnością
mogła spełnić tą potrzebę.- Każesz mi na to czekać, mężu? Wiesz,
moja cipka aż dla ciebie ocieka.
- Kobieto - warknął.- Dlaczego mnie dręczysz?
- Bo cię kocham - powiedziała.
Pisnęła z zaskoczenia, kiedy wziął ją w ramiona i przeniósł
przez próg.
- Witaj w domu, pani Sticks - powiedział.
- Witaj w domu, panie Sticks - odpowiedziała.
- A teraz do łóżka - udało mu się przejść tylko kilka kroków,
zanim tren utknął między drzwiami a ścianą w otwartych drzwiach
frontowych.- Przepraszam, ale suknia musi zniknąć. Kto w ogóle
wymyślił to gówno? Ojcowie, którzy chcieli, aby ich córki pozostały
dziewicami podczas swych nocy poślubnych?
Śmiejąc się, Rebekah uczepiła się jego szyi.
- Teraz odbierz mi cnotę, mężu - powiedziała.- Proszę!
- Najpierw zamierzam zanieść cię do łóżka, zanim zerżnę cię
tak, jakby nie było jutra - odpowiedział.
- Jeżeli naprawdę nie byłoby jutra, to czy byś kłopotał się
zabraniem mnie do łóżka, czy po prostu wziął tu i teraz, na podłodze
holu z moją spódnicą na głowie?
Zatrzymał się na chwilę, zerkając na nią kątem oka, aby
rozważyć jej logikę.
- Racja.
Eric postawił na nogach i drzwi zamknęły się z trzaskiem.
Zaskoczona, odwróciła się, myśląc co tak naprawdę właśnie
powiedziała.
- Eric!- pisnęła.- Gdzie są twoje spodnie?
Uśmiechnął się do swojego sztywnego kutasa, który sterczał
dumnie tuż pod rąbkiem jego białej koszulki.
- Zostawiłem je w spodniach. Nie sądzę, bym je potrzebował.
Parsknęła śmiechem, zastanawiając się, czy któryś z ich
sąsiadów przejechał obok, aby zobaczyć nagi tyłek Erica, który miał
marynarkę i tenisówki marki Coneverse, gdy tak stał na werandzie.
Skinęła na niego palcem, a jej policzki aż bolały od szerokiego
uśmiechu.
- Chodź tu.
- Mam kłopoty?
Zrobił niepewny krok do przodu i chwyciła go za koszulkę w
jedną dłoń, zanim pociągnęła go na siebie na podłodze.
- Masz ogromne kłopoty - powiedziała, przewracając go na
plecy.- Jestem pewna, że gliny są już w drodze, aby zamknąć cię za
obnażanie się.
Otworzył szeroko oczy.
- Szybko! Ukryj dowody.
Uśmiechnęła się przebiegle.
- Przyjemność po mojej stronie.
Usiadła okrakiem na jego biodrach i ostrożnie rozłożyła
spódnicę wokół nich.
- Teraz nigdy go nie znajdą - powiedziała.- Nikt by nie
pomyślał, aby tu zajrzeć.
Otworzył usta, gdy otarła pośladkami o jego długą twardość.
Nie wiedziała, co go tak podniecało. Tak właściwie, to Eric zawsze był
podniecony. Byłaby zaskoczona, jeśli by nie był.
- Myślę, że jednak mogą zajrzeć pod spódnicę - powiedział bez
tchu.- Może wsuniemy go w lepsze miejsce? Jakieś ciepłe i miękkie i
śliskie.
Jeżeli jej majtki nie stałyby na drodze, to już by go wsunęła do
jakiegoś ciepłego, miękkiego i śliskiego miejsca.
Jedną ręką z szarpnął jej gorset dół, aby móc chwycić w dłonie
jej piersi. Jego druga dłoń zniknęła gdzieś pod wzburzoną chmurą
spódnicy.
- Musisz dać mi wskazówkę - powiedziała.- Gdzie go chcesz?
Pod jej spódnicą, jego dłoń potarła jej skórę, powoli kierując się
ku gorącej wilgoci między jej udami. Jego palce wsunęły się pod
elastyczną gumkę jej majtek. Zatrzepotały jej powieki, gdy potarł jej
wewnętrzne fałdki i zaczął pieścić jej dziurkę.
- Tu jest dobrze - szepnął.
- Dla mnie też - uniosła biodra, aby mógł wejść w jej ciało.
Opadła w dół z westchnieniem rozkoszy. Majtki, które wcinały
się w jej delikatne ciało, dostarczyły niespodziewanych dreszczy, gdy
zaczęła się unosić i opadać nad nim. Nie spieszyła się, kręcąc
biodrami, aby wziąć go głębiej w swe ciało, patrząc mu w oczy, aby
poczuł ją głęboko w swoim sercu.
Nie pieprzyła go tak, jakby nie było juta. Kochała się z nim, tak
jakby jutro było nieskończone, a i tak nie starczyłoby czasu.
Rozdział 11
Eric patrzył na Rebeccę spod półprzytomnych powiek, ponieważ
uczucie nad nim, wokół niego, sprawiało trudności w normalnym
patrzeniu. Podłoga pod jego plecami była twarda, chłodna i
nieustępliwa, ale kobieta nad nim była gładka, ciepła i wygodna była jego osobistym szczęściem. Blaknące światło słoneczne wpadało
w pomarańczowym blasku przez okna po stronie wejścia i skąpały
jego żonę w surrealistycznej złotej poświacie, jakby była kimś
darowanym mu prosto z nieba. Aniołem. Jego aniołem.
I był pewien, że ta cipka, która się na nim zaciskała i wciągała
go w kierunku zapomnienia, została wyłożona ciepłym, stopionym
ciepłem. Eric w swym życiu miewał już Pierwszorzędne Cipki, ale
Rebekha przebijała je wszystkie. Co sprawiało, że nie mógł utrzymać
swojego pożądania w ryzach.
Na chwilę zamknął oczy, pozwalając sobie skoncentrować się
na niczym innym jak na gorącym, śliskim ciele wokół niego.
Ciągnięcie. Tarcie. Obejmowanie. Jego brzuch zacisnął się, a jaja
napięły. Jęknął, gdy ostry spazm chwycił go u nasady fiuta, przez co
podskoczył w niej.
- Rebekah?- zawołał bez tchu.
- Jeszcze nie, kochanie. Prawie.
Wbił palce w drewnianą podłogę pod sobą i powstrzymał swój
orgazm - wiedząc, że eksplodowanie w niej byłoby fantastyczne, ale
byłoby jeszcze lepsze, jeżeli nieco by je opóźnił.
Rozchylił powieki, potrzebując skupić się na czymś innym, niż
na uczuciu jak się unosiła i opadała na jego wrażliwej długości.
Wciąż była oświetlona płomiennym blaskiem słońca. Jej długie
do brody, blond włosy z fioletowymi kosmykami kołysały się za
każdym razem, gdy opuszczała biodra. Jego wzrok powędrował po
delikatnej krzywiźnie jej szczęki, smukłej szyi, wystających
obojczykach i delikatnych krągłościach jej piersi nad miseczkami jej
koronkowego stanika.
Gdyby tylko pomyślał, żeby go odpiąć, gdy wcześniej przycisnął
się do jej pleców. Wiedział, że nie dosięgnąłby zatrzasków bez
zmieniania pozycji. Jakby czytając mu w myślach, Rebekaj sięgnęła
za plecy i odpięła stanik. Kiedy spojrzał w górę, to uśmiechnęła się do
niego. Najwidoczniej jego spojrzenie było łatwe do rozszyfrowania.
Zsunęła ramiączka w dół rąk i odrzuciła stanik na bok. Jego wzrok
powędrował w dół i został wynagrodzony sterczącymi piersiami, które
podskakiwały kusząco nad poluzowanym gorsetem jej sukni. Uniósł
dłoń, by chwycić ją za pierś, po czym potarł różowy sutek na środku.
Jęknęła, kołysząc biodrami, aby otrzeć się o niego swoją łechtaczką.
Zauważył, że była bliska. Wsunąłby rękę pod suknię, aż znalazłby jej
środek - wiedział, że mógłby ją wysłać w niebiosa za pomocą kilku
muśnięć - ale cholera by wzięła, jeśli nie wyglądała seksownie z
języczkiem przyciśniętym do górnej wargi i zaciśniętymi oczami, gdy
szukała rozkoszy.
Ścisnął jej sutek, na co wygięła plecy w łuk.
- Tak - jęknęła.
Tym razem zaczęła się szybciej wznosić i opadać. Mocniej.
Przerywając na kilka muśnięć, aby otrzeć się o niego, szukając
spełnienia. Jej jęki przerodziły się w krzyki ekstazy.
- Prawie - powiedziała bez tchu.- Eric. Eric!
Wciąż nie było to dla niego łatwe - zsynchronizowanie ich
orgazmów, aby mogli dojść razem - ale była warta tego trudu. Mógł
się wstrzymać na tyle, aby doszła. Taką miał nadzieję. Zwalczył
pragnienie, aby pomóc jej i zacisnął mocno oczy, koncentrując się na
uczuciu wokół niego, czekając, czekając na uczucie jej mimowolnie
zaciskającej się cipki, gdy heh ciało spadłoby w przepaść.
Skupiał się tak mocno na nie dojściu, że jego własny orgazm
wziął go z zaskoczenia.
- O cholera! Rebekah - jęknął. Jego biodra oderwały się z
podłogi, gdy mocne skurcze rozkoszy chwyciły go za nasadę kutasa.
Rebekah krzyknęła, gdy jej cipka zacisnęła się wokół niego
rytmicznie, ciągnąć mocno jego pulsującego fiuta, zwiększając jego
rozkosz, przedłużając ją i dodając niezrównanej błogości.
Drżała przez kilka intensywnych chwil, a potem opadła na
niego, wciąż drżąc z rozkoszy. Chciał objąć ją ramionami i przycisnąć
bliżej swej piersi, ale nie mógł poruszyć rękoma.
- Kocham cię - szepnęła.- Mój bogu seksu, mężu.
Uśmiechnął się krzywo na jej pochwałę.
- To wszystko zawdzięczam tobie.
Zachichotała, a jej cipka zacisnęła się na jego mięknącym
kutasie przez trzęsienie jej ciała.
- Wiedziałam, że masz to w sobie. Musieliśmy po prostu
wyciągnąć to na powierzchnię.
- Niestrudzenie wyciągasz to kilka razy dziennie.
- To ciężka robota... - parsknęła śmiechem i uniosła swe ciało z
jego, by usiąść okrakiem na jego biodrach.- Cóż, jesteśmy poślubieni.
Skonsumowaliśmy nasz związek w holu. A teraz co? Będziemy
oglądać telewizję?
Uniósł na nią brwi.
- Mówisz poważnie?
Wzruszyła ramionami, ale nie mogła ukryć przebiegłego blasku
w swych ślicznych, niebieskich oczach.
- Czy czasami tego nie robią typowe małżeństwa?
- Nie chcę być typowy. I powiem ci, co będziemy robić - zaczął
odczuwać niewygodę twardej podłogi.- Ściągniesz tą suknię, a potem
będziemy świętować orgazmem w każdym pomieszczeniu tego domu.
Oczy Rebecci rozszerzyły się.
- Jest tu sześć sypialń.
- I kuchnia. Jadalnia. Gabinet. Salon. Konserwatorium. Cztery
łazienki.
- Nawet ty nie możesz dojść tyle razy jednej nocy.
- Pani Sticks, nie powiedziałem, że to ja będę mieć orgazm w
każdym pokoju, ale jedno z nas.
Pochyliła się, aby pocałować i oparła donie po obu stronach
jego głowy, by spojrzeć mu w oczy.
- Myślę, że spodoba mi się ta gra.
Uśmiechnął się.
- Tak. Gra. Jesteśmy obecnie związani jednym orgazmem za
drugim. On z największym wynikiem pod koniec nocy dostanie
rankiem śniadanie do łóżka.
- On z największym wynikiem?- Rebekah powoli pokręciła
głową, sprawiając, że jej blond loki zawirowały wokół jej
zarumienionej twarzy.- Chyba miałeś na myśli ją z najwyższym
wynikiem. Zamierzam wygrać ten konkurs.
Eric uśmiechnął się. Już zamierzał pozwolić jej wygrać, ale nie
zamierzał jej o tym powiedzieć.
- Gra zacznie się dopiero wtedy, gdy będziesz naga.
- Będziesz musiał mi z tym pomóc. Nie mogę sięgnąć do
guzików.
- Myślę, że dam sobie z tym rade - droczył się i skrzywił, gdy
spróbował usiąść. Jego ciało zaprotestowało przez ból w dolnej części
jego pleców.- Muszę dodać regułę do tej gry - powiedział.
- Nie możesz zmieniać reguł po zaczęciu gry.
- Nie jesteś jeszcze naga, więc nic się nie zaczęło.
- Dobra - powiedziała.- Więc jaka jest nowa zasada?
- Żadnego pieprzenia na podłodze. Przynajmniej nie dzisiejszej
nocy.
- Ale ja mogę klęczeć na podłodze, prawda?
Jego kutas drgnął z zainteresowania, gdy wyobraził ją sobie
klęczącą u jego stóp, podczas gdy on wpychałby swojego kutasa do
jej gardła.
- Tylko jeśli podłożysz poduszkę pod kolana.
- Zgoda - powiedziała.- A teraz ściągnij ze mnie tą przeklęta
suknię. Chcę się zabawić.
Objął ją ramionami i na czuja odpiął resztę guzików na jej
plecach. Jego wargi przesunęły się po ciepłej skórze jej gardła i
obojczykach, gdy maleńkie perełki uciekły z satynowych pętli. Gdy
odpiął ostatni guzik, to położył dłonie na jej gładkich, nagich plecach
i przyciągnął jej nagie piersi do swojej koszulki. Zsunęła marynarkę z
jego ramion i niecierpliwie pociągnęła go za koszulkę. W ciągu kilku
chwil byli nadzy i całowali się, dotykali, jęczeli, ale wciąż znajdowali
się w holu.
- Gdzie dalej?- zapytała niecierpliwie, a jej oczy zabłyszczały od
przygody, tęsknoty i miłości.
Było możliwe, aby kochać kogoś tak mocno, jak on kochał ją?
Kurwa, była idealna.
Pomógł jej wstać, zanim sam się podniósł. Zapalił światło,
chwycił ją za dłoń i poprowadził do kuchni. Duże pomieszczenie
urządzone w wiejskim stylu błyszczało zachęcająco swym łagodnym
oświetleniem.
- Witaj w naszej kuchni - powiedział.- Właśnie tutaj jem.
- Nie jadasz w swojej jadalni?- zapytała.
- Formalnie. Później pokażę ci jak jem formalnie - poruszył
sugestywnie brwiami, na co zachichotała.- Ale właśnie tutaj jadam
przez większość czasu, bo jest szybciej i bardziej wygodnie. Jesteś
głodna?
- Zawsze jestem głodna ciebie, kochanie.
- Ale może zjadłabyś coś? Nie jedliśmy przez cały dzień.
Zmarszczyła czoło i zakryła brzuch obiema rękami.
- Teraz, gdy o tym wspomniałeś... przypuszczam, że byłam tak
pełna ślubnego szczęścia, że nawet nie zauważyłam.
Eric otworzył lodówkę i zaczął szukać czegoś jadalnego. Wciąż
były tam resztki z jego urodzinowej uczty. Sięgnął prosto do w
większości zburzonego tortu.
- Co powiesz na tort?
- Myślałam, że wolisz ciasto - odezwała się za jego pleców.
Odwrócił się i niemal upuścił tort. Siedziała na blacie z stopami
opartymi na granitowej powierzchni i szeroko rozłożonymi nogami.
Potarła dwoma palcami swoją cipką.
- Chcesz nieco? To nie zwyczajne ciasto. Im więcej zjesz, tym
bardziej kremowe się staje.
Uwielbiał, jak jego słodka żona potrafiła być sprośna i to bez
ostrzeżenia. Była to jedna z rzeczy, które lubił w niej najbardziej.
- To przepysznie wyglądające ciasto - powiedział, a do ust
naciekła mu ślinka, zaś jego kutas podskoczył z zainteresowania.
Udało mu się opanować na tyle, aby postawić bezpiecznie tort obok
niej.
- Czy blat nie jest czasem zimny?- zapytał, stając między jej
nogami.
- Jestem dla ciebie tak rozgrzana, że ledwo zauważyłam.
Jego pierś wypełniła się dumą i pocałował ją głęboko,
odsuwając jej dłoń od samozadowolenia się, aby mógł ubiegać się o
zwycięstwo, poprzez doprowadzenie jej do szczytu. Wsunął w nią
dwa palce i zaczął masować kciukiem jej łechtaczkę. Jęknęła przy
jego ustach. Nie mogąc oprzeć się urokowi patrzenia, jak jego palce
ją brały, oderwał od niej usta i spojrzał w dół, gdzie były zagłębione
w jej jedwabistym cieple. Wsuwał je i wysuwał, obracając je pod
szerokimi kątami, aby patrzeć, jak jej zaróżowione i spuchnięte ciało
akceptowało jego inwazję.
Rebekah chwyciła go za ramiona i niemal niezauważalnie
pchnęła je w dół, ale wiedział czego chciała. Chciała, by jadł. I nagle
umierał z głodu. Pocałunkami zaznaczył drogę w dół jej piersi,
zatrzymując się przy jej piersiach, aby pocałował, possać i poskubać
zębami jej sutki. Wbiła palce w jego skalp i zakołysała jego dłonią,
mrucząc ciche jęki zachęty, gdy wsunął palce głębiej, rozciągając ją
szerzej i poklepał kciukiem jej guziczek, aby przypomnieć jej gdzie
wkrótce będą jego usta. Przesunął się niżej, rozsypując delikatne
pocałunki w dół jej drżącego brzucha. Ugryzł świeżo ogoloną cipkę,
posyłając ostre ugryzienia, które sprawiły, że prosiła o więcej niż
właściwie chciała.
- Och, proszę, Eric. Proszę - szepnęła.
Uśmiechnął się. Tą rundę z pewnością miał wygraną. Kiedy
musnął językiem jej szewek i dotknął nim jej łechtaczki, to jej ciało
szarpnęło się. Wielokrotnie muskał jej cipkę czubkiem języka, mocno
ją possał a potem potarł okrężnymi ruchami języka.
Jej cipka aż ociekała - od ich połączonych orgazmu z wcześniej
i teraz jej nowych soków. Przy takim nadmiarze lubrykantu, łatwo by
było wsunąć mały palec do jej tyłeczka.
- O Boże, Eric!- powiedziała.- Jesteś najlepszym
wielofunkcyjnym wibratorem w historii.
Zaśmiał się i użył jej komplementu jako inspiracji, przyciskając
wargi do jej cipki i wdmuchując stałe wibracje w jej ciało. Krzyknęła i
zadrżała od orgazmu. Cały czas posuwał palcami jej ciało,
pochłonięty ferworem pasji, gdy tak napinała się i rzucała
gwałtownie.
Kiedy nieco się uspokoiła, to przyciągnęła go do siebie, aby
móc objąć go ramionami i nogami i oprzeć głowę na jego ramieniu.
Serce waliło jej tako mocno i szybko przy jego piersi, a jej oddech
rozgrzewał jego skórę nad obojczykiem w jej urywanych oddechach.
Jego prawa dłoń wciąż tkwiła między jej udami, ale lewą objął jej
plecy i przytulił ją blisko.
- Wygrałam - powiedziała ze zdyszanym śmiechem.- Obecny
wynik: dwa wielkie punkty dla Rebecci, jeden dla Erica.
- Wciąż mogę nadgonić - powiedział.
- Jeśli ci pozwolę - powiedziała żartobliwie.
- To brzmi jak wyzwanie. Wiesz, zawsze mogę wrócić do swoich
starych nawyków - zawsze był w stanie często dochodzić. Był to
problem, z którym próbował sobie poradzić.
- Po mojej całej ciężkiej pracy, jaką w to włożyłam?- odchyliła
się do tyłu, aby na niego spojrzeć, a jej uśmiech podpowiedział mu,
że chętnie by popracowała nad nim jeszcze raz, jeśli byłaby trzeba.
Jego celna riposta została przerwała przez burczenie w jej
brzuchu. Odskoczył do tyłu i spojrzał na jej brzuch, a potem otarł
dłonią jej uda.
- Ciasto było boskie - powiedział Eric.- A teraz co powiesz na
nieco tortu i lasagne? Chociaż dopiero co posmakowałem ciasta, to
wciąż jestem głodny, a ty niczego nie zjadłaś.
- A może na deser zjem dużą, twardą kiełbasę. Zjem ją
formalnie w jadalni.
Uśmiechnął się. Już była na ich trzecią rundę? Nie zamierzał się
skarżyć.
Pocałowała go przelotnie i zeskoczyła z blatu.
- Zaraz wracam - powiedziała i wybiegła na korytarz
prowadzący do łazienki. Następnym razem miał ochotę na kawałek
tego seksownego tyłeczka, aby móc patrzeć na wytatuowane imię na
jej plecach. Jego imię.
Kiedy zniknęła mu z pola widzenia, to umył dłonie w zlewie,
nucąc pod nosem, po czym wrzucił lasagne do mikrofalówki. Kilka dni
temu Myrna zrobiła ją na jego urodziny. Zapach pomidorów, włoskich
ziół, sera i kiełbasy zaczął wypełniać i ogrzewać pomieszczenie. Para
miękkich warg pocałowała go pośrodku pleców i małe dłonie Rebecci
otoczyły jego talię. Jego penis znowu zaczął wiotczeć, ale podniósł
się natychmiast, gdy zaczęła pocierać dłońmi jego długość.
- Cholera, kobieto, czy mężczyzna nie może już zjeść, zanim
zażądasz dodatkowej satysfakcji?
- Dopiero co zjadłeś ciasto - przypomniała mu.- To ja jeszcze
nie zjadłam.
Jęknął, gdy jego kciuki pomasowały delikatnie jego główkę.
Jeżeli zamierzała to ciągnąć, to żadne z nich by się nie najadło.
- Już ochrzciliśmy to pomieszczenie - przypomniał je.- Zachowaj
to do jadalni.
- Pomyślałam, że doprowadzę cię tutaj, odkąd jadalnia też
będzie moim zwycięstwem.
- Zamierzasz uciec się do oszustwa?- zaśmiał się i otworzył
szafkę obok mikrofalówki, aby wyciągnąć parę talerzy, uwielbiając
fakt, że potrzebował dwóch.- Nigdy nie podejrzewałem, że jesteś aż
taka zapalczywa.
- Uwielbiam wygrywać - powiedziała, przesuwając dłoń między
jego nogi, aby chwycić w dłoń jego ciężkie jądra.- Zwłaszcza gdy
nagrodą jesteś ty.
- Nagrodą jest śniadanie do łóżka, pamiętasz?- postawił talerze
na blacie i zamknął oczy, udając nonszalancję, podczas gdy jego ciało
pulsowało z rozkoszy pod jej delikatnym dotykiem.
- Ty jesteś całą nagrodą - szepnęła i rozsypała pocałunki
wzdłuż jego kręgosłupa.- Tak się ciesze, że cię wygrałam.
- Wcale nie musiałaś tak ciężko na to pracować - przyznał ze
śmiechem.- Nie miałaś konkurencji.
Mikrofalówka zapiszczała i Eric wyciągnął pudełko, jakoś nie
upuszczając go, gdy Rebekah podreptała za nim, trzymając w dłoni
nasadę jego penisa.
- Walczyłabym o ciebie - powiedziała.- Zdajesz sobie z tego
sprawę, prawda?
Wzruszył ramionami.
- Nie ma to dla mnie znaczenia. Jesteś moja, a ja jestem twój i
właśnie taka czeka nas wieczność. Żadnych ucieczek.
- Żadnych ucieczek - zgodziła się.
Nałożył parującą lasagne na dwa talerze, musząc przerywać
kilka razy, gdy jej dłoń wyczyniała wspaniałe rzeczy jego wrażliwemu
kutasowi.
- Jeżeli będziesz to ciągnąć, to będę musiał strzepać ci tyłek powiedział w końcu.
- Co robić?
- Bawić się moim kutasem, podczas gdy próbuję przygotować
nam kolację.
Jej dłoń przesunęła się po jego długości i zadrżał.
- W takim razie podejrzewam, że będziesz musiał strzepać mi
tyłek.
Pisnęła z zaskoczenia, kiedy obrócił się gwałtownie i uniósł ją
nad ziemię, chwytając za przedramiona.
- Eric!
Zaniósł ją do jadalni, odwrócił jej twarz do długiego stołu z
białym obrusem i nacisnął ją między ramionami, aby pochyliła się do
przodu. Posłuchała się go bez wahania. Odsunął swoją dłoń i trzepnął
ją w tyłeczek i zatrzymał się na chwilę, gdy napotkał jej majtki.
- Dlaczego je założyłaś?- zapytał.
- Jestem nieco... mokra - powiedziała bez tchu.- Nie chciałam
pobrudzić krzeseł.
- Nie obchodzi mnie to - powiedział.- Ściągaj je.
Spojrzała na niego przez ramię, najwyraźniej wzięta z
zaskoczenia przez jego nietypowo surowy ton. Nie zmiękł. Zamierzał
tłuc ją po pupie, podczas gdy będzie ją posuwać. Nie zamierzał jej bić
wyjątkowo mocno, ale zamierzał się upewnić, że by to poczuła.
- Ściągaj!- powiedział, kiedy tylko mrugała na niego przez
ramię.
Pochylając się nad stołem, powoli ściągnęła swoje majtki,
odsłaniając przed nim najbardziej idealny tyłeczek jaki widział.
Zsunęła je do kolan, gdy jego potrzeba przejęła kontrolę. Uderzył ją
w pupę. Sapnęła z zaskoczenia. Pomasował miękkie półkule ciała,a
potem znowu ją trzepnął. Jej blada skóra poczerwieniała pod jego
dłonią.
Może był zbyt szorstki dla jej delikatnych pośladków.
Nieco rozsunęła nogi, potem ścisnęła je przy kolanach i
przycisnęła piersi i brzuch do stołu, chcąc więcej. Uderzył w jej
nietknięty pośladek i podskoczyła, zanim jęknęła.
- Podoba ci się taka kara, niegrzeczna żono?
- O tak - szepnęła.
Użył wolnej reki, aby nakierować swojego kutasa do jej gorącej
cipki. Wsunął się głęboko bez oporu.
- O Boże - powiedziała głosem stłumionym przez stół.- Rżnij
mnie mocno.
Cieszył się, że mieli to samo na myśli. I zamierzał wygrać ten
orgazm w jadalni. Nieco podnieść swój wynik. Wbijał się w nią mocno
i szybko, za każdym razem uderzając ją w pośladki, aby powstrzymać
ją od dojścia. Przynajmniej miał nadzieję, że piekący ból utrzymałby
jej orgazm w ryzach. Zamiast tego wysłał ją w niebiosa. Krzyknęła w
rozkoszy, przez co dołączył zaraz do niej. Wysunął się w ostatnim
momencie i przypatrywał, jak jego sperma wstrzeliła jej plecy.
Rozmasował ją na swoim wytatuowanym imieniu i obiema dłońmi
wmasował w jej czerwony tyłeczek.
- Podobało ci się?- zapytał nieco zaskoczony, że tak
entuzjastycznie zareagowała na szorstkie traktowanie.
- Mmm hmm - zamruczała.- Lubię wszystko, co ze mną robisz.
Rozumiem, że wynik teraz wynosi 3 do jednego na moją stronę.
- Właśnie doszedłem na twoich plecach, Rebecco Sticks przypomniał jej.- Wynik wynosi dwa do dwóch.
- Wierzę, że doszłam pierwsza. Więc punkt idzie do mnie.
- Może udawałaś.
- Wiesz, że nigdy nie udaję.
- Nawet po to, aby wygrać?
Podniosła się ze stołu i odwróciła, aby spojrzeć na niego parą
niebieskich oczu. Znieruchomiał w miejscu.
Powoli pokręciła głową.
- Nigdy tego nie udaję. Doszłam pierwsza.
- Dobra, w takim razie niech będzie remis.
- Ból przegranego - oskarżyła go z uśmiechem.- Dobra. Remis.
Ale to daje trzy do dwóch. Wciąż wygrywam.
Ściągnęła majtki i niemal pobiegła do kuchni, aby złapać za
talerz z teraz chłodną lasagne.
Usiadła na ręczniku, podczas gdy jedli w salonie. Nadzy. Miał
nadzieję, że nago będą jedli wszystkie posiłki. Była taka piękna, gdy
siedziała naprzeciwko nieco - całkowicie swobodna we własnej skórze
- że ledwie posmakował pysznej lasagni, którą wpychał do ust.
- Wydaje mi się, że Isaac na jakiś czas wróci do Afryki powiedziała, nabijając na widelec kiełbasę. Nie podobało mu się, że
wyglądała na tak zasmuconą faktem, iż Isaac zamierzał opuścić
kontynent. Eric sam był zadowolony tą wiadomością.
- Jestem pewna, że będzie tam szczęśliwszy - powiedziała.
- Będziesz za nim tęsknić, prawda?- zapytał Eric, próbując
zignorować ukłucie zazdrości, które wbijało mu się w gardło.
Przytaknęła.
- Dopiero co wrócił. Nie mieliśmy nawet czasu, aby pójść razem
na zakupy.
- Na zakupy?
Uśmiechnęła się.
- Już dawno temu powinnam sobie zdać sprawę, że jest gejem.
Ten facet uwielbia zakupy. Świetnie się wtedy bawiliśmy. Cóż, z
wyjątkiem tego, kiedy próbowaliśmy uprawiać seks. To nigdy nie było
z nim w porządku.
- Twoja cipka próbowała zaczekać na mnie - oświadczył Eric.Wiedziała, że nie był to dla ciebie odpowiedni kutas.
Roześmiała się.
- Mądra cipka. Powinnam jej posłuchać. Wie rzecz lub dwie o
kutasach.
- Jestem szalenie zazdrosny o tego faceta. Zdajesz sobie z tego
sprawę?
- Dlaczego?- zapytała.- Jest tylko przyjacielem.
- Przyjacielem, który posuwał cię przede mną. Przyjacielem,
którego kochałaś, zanim pokochałaś mnie.
Zmarszczyła razem brwi, gdy wpatrywała się w swój talerz i
wzięła kilka małych kęsów.
- Zawsze będę go kochać, Eric.
Serce pękło mu na pół.
- Ale to nie miłość, jaką kocham ciebie - kontynuowała.- Jest
tylko przyjacielem - wzruszyła ramionami.- Najwidoczniej zawsze był
tylko przyjacielem, a ja chciałam aby było to coś więcej, nie dlatego,
że czułam do nieco coś więcej, ale tak po prostu... - postukała
widelcem o talerz, wciąż na niego nie patrząc.- Bo miało to sens. Był
to logiczny związek, nie namiętny. Nigdy nie czułam się tak, jakby
mój świat miał się zawalić, jeżeli Isaaca nie byłoby już w moim życiu.
Nigdy nie kręciło mi się w głowie ze szczęścia, gdy na niego
patrzyłam. Nigdy nie myślałam, że chyba umrę, jeśli natychmiast by
mnie nie wziął. Nigdy nie czułam, żeby mnie uzupełniał. Nigdy nie
stworzył ze mnie całości, jakby wszystko, czego brakowało mi w
życiu, zostało zapakowane w doskonalą paczkę i dostarczone
bezpośrednio do mojego serca.
Wreszcie spojrzała Ericowi w oczy.
- Przez Isaaca nigdy nie czułam się tak, jak w każdej chwili
odkąd poznałam ciebie, Eric. Nie jest twoją konkurencją, zaginął
gdzieś w twoim cieniu. Więc nie bądź zazdrosny. Miłość jaką czuję do
Isaaca, to przyjaźń, to wszystko. Po prostu nigdy nie zauważyłam co
to było, dopóki nie zaznałam prawdziwej miłości. Z tobą.
- Już nigdy nie będę zazdrosny o tego dupka - powiedział Eric,
zbyt przytłoczony emocjami, aby powiedzieć coś bardziej znaczącego.
Rebekah zaśmiała się.
- To dobrze.
- Ale cieszę, że wyjeżdża na inny kontynent - może zeżre go
lew.
Rebekah przewróciła oczami i pokręciła głową.
- On nie jest dla ciebie zagrożeniem, Eric.
- Wiem. Po prostu podoba mi się bardziej jako zagrożenie, gdy
będzie na drugim końcu świata.
- Polubisz go, gdy już go poznasz - powiedziała Rebekah. Eric w
to wątpił, ale postanowił odpuścił. Nie chciał rozmawiać o Isaacu.
Teraz, gdy jego brzuch był pełen, to był gotów na nieco świętowania
ze swoją żoną.- Jesteś gotowa na deser?
- Chętnie zjem nieco tortu - powiedziała.
- Miałaś dostać wielką, twardą kiełbasę na deser. Pamiętasz?
- Jeśli obiecam, że będę grzeczna - dostałam nauczkę po
brutalnym laniu - uśmiechnęła się do niego.- Mogę dzisiaj zjeść dwa
desery?
- Oczywiście - wstał z krzesła i pochylił się, aby ją pocałować,
zanim zebrał naczynia i zaniósł je do kuchni, gdzie nakroił dwa
nienaruszone kawałki tortu urodzinowego.
Gdy do niej wrócił, to wpatrywała się w swoją obrączkę,
obracając ją wokół palca. Miała tą minę. Tą, którą robiła, gdy była
smutna i myślała o tym, że nie będzie mogła mieć dziecka.
- Co się stało?- zapytał, tym razem siadając obok niej.
Lekko pokręciła głową.
- Wszystko jest doskonale - powiedziała i uśmiechnęła się do
niego.
- Zaadoptujemy dziecko - powiedział.- Możemy już teraz
pojechać do agencji, jeśli chcesz.
Parsknęła śmiechem.
- Skąd wiedziałeś, że myślałam o dzieciach?
- Bo zrobiłaś taką minę - powiedział.- Widziałem ją już wiele
razy, aby ją rozpoznać.
- Po prostu myślałam, że nigdy nie będę w stanie przekazać tej
obrączki moim dzieciom - powiedziała.
- Dlaczego nie?
- Cóż, bo nawet jeśli adoptujemy z kilkanaście...
- Kilkanaście?
Poklepała go po dłoni.
- To nie będą związane z nami więzami krwi.
Uniósł na nią brwi.
- A co jest ważniejsze? Krew czy miłość?
Gdy znieruchomiała na chwile, to chwycił ją za dłoń i ścisnął.
- Miłość jest bardziej ważna - powiedział.- Miłość. Ja nie mam
żadnych więzów krwi, ale mam ciebie. To jest o wiele bardziej ważne.
Skinęła głową.
- Masz rację. Jestem głupia. Ja po prostu... czasami ja...
Pogładził jej jedwabiste włosy z tyłu głowy.
- Wiem. Nigdy nie musisz o tym mówić. Wiem, że czujesz się
tak, jakbyś straciła coś niezastąpionego, ale tam są dzieciaki, które
także straciły coś niezastąpionego. Straciły miłość swych matek. Ty
możesz im ją dać. Będzie ona znaczyła dla nich wszystko. Zaufaj mi
przy tym.
Posłała mu raczej smutny uśmiech i objęła go.
- Kocham cię - szepnęła.
- Zjedz swój tort - powiedział po długiej chwili.
- A potem kiełbasę - powiedziała ze śmiechem.
- Myślisz, że zapomniałem o tym?
Zdobył punkt w salonie, gdzie Rebekah wyssała swój deser na
kanapie. Punkt Rebecci na schodach przyszedł łatwo - dosłownie - i
zgodzili się na schadzkę przy płytowanej ścianie w głównej łazience
pod prysznicem. Nie wypróbowali nawet jednej ze swoich sześciu
sypialni, kiedy Rebekah miała dość.
- Możemy dokończyć jutro?- zapytała, opierając się o wnętrze
drzwi łazienki, otulając biały, puszysty ręcznik wokół swojego
wyczerpanego ciała.
- Poddajesz się?- zapytał.
- Jeśli się poddam, to ty wygrasz?- zapytała ze znużeniem.
Wytarł wodę ze swoich ociekających włosów, gdy na nią
patrzył.
- Tak.
- Cóż, w takim razie to się nie stanie. Do łóżka z tobą, mężu powiedziała.
Wczołgała się na łóżko i przewróciła na plecy, unosząc ręce do
sufitu.
- Weź mnie. Jestem cała twoja - powiedziała.
Zdecydował, że powinien sięgnąć po kilka małżeńskich pomocy,
przez co skierował się do szafy. Wiedział, że nie stwardnieje w
przeciągu godziny, a Rebekah potrzebowała więcej stymulacji niż
zwykle, aby dojść po tym orgazmie pod prysznicem.
Zanim dotarł do łóżka z sześcioma wibratorami przyciśniętymi
do nagiego brzucha, to Rebekah już zasnęła. Uśmiechnął się i
szepnął:
- Wygrałem - ale wiedział, że nie będzie miał żadnego problemu
ze wznowieniem ich zawodów następnego dnia rano. Nie mogli
zostawić tej gry niedokończonej.
Położył wibratory w zasięgu ręki na stoliku nocnym, planując
zapodać jej diabelną pobudkę i zapalił świeczkę. Zgasił główne
światło i dołączył do swojej żony w łóżku. Westchnęła z
zadowoleniem, gdy wziął ją w ramiona i naciągnął kołdrę na ich
splecione ciała.
Jego ciało było zmęczone, ale umysł tak pełen, że wątpił, aby
udało mu się zasnąć. Tulił ją w ramionach i zamiast zamknąć się na
świat, pozwolił swym myślom na wędrówkę. Niestety, powędrowały
w tą stronę, która niekoniecznie mu się spodobała.
Blisko świtu, Eric oparł się na łokciu, aby móc patrzeć na słodką
twarz swojej żony, gdy spała. Płomień świeczki na stoliku nocnym
palił się wściekle, gdy dobiegała do końca. Umysł Erica wciąż był zbyt
pełen, aby usnąć. A jego serce zbyt pełne, by odejść od jej boku.
Musnął opuszkiem palca jedną z jej brwi, przytłoczony czułością jaką
w nim rozbudziła. W jednej chwili pragnął przytulić ją delikatnie,
bojąc się, że by się potłukła. W kolejnej tęsknił za tym, by ścisnąć ją
mocno, aby się upewnić, że mogła poczuć siłę jego miłości. Bóg
wiedział, że nigdy nie będzie w stanie wyrazić jej tak głęboko, jak ją
czuł. Wypełniała w nim tak wiele, że nigdy nie zdawał sobie sprawy,
że był pusty. Ale wciąż było kilka miejsc, do których nie mogła
dotrzeć. Nie mogła wypełnić. Zastanawiał się, czy mógłby pokochać
Rebeccę lepiej, jeśli byłby cały.
Może jeśli by spróbował wypełnić te puste luki, które pozostały
z jego wczesnego dzieciństwa, to może stałby się mężczyzną godnym
jej uwagi.
Może nadeszła pora.
Pora, aby odszukać jego matkę. Pora, aby dowiedzieć się,
dlaczego ta suka bez serca porzuciła go. Nawet nie wiedział, czy ta
kobieta wciąż żyła. Nie był pewien, czy dbał o to, czy żyła. Ale jeśli
tak... jeżeli gdzieś tam była, to chciał wiedzieć. Musiał się z nią
skonfrontować. Myślał, że może grzebiąc jej porzucenie przez lata i
lata ignorancji, to odnalazłaby go, ale tylko udawał. Z Rebeccą u
swego boku, po raz pierwszy w swym życiu, Eric miał odwagę, aby
znaleźć odpowiedzi na swoje pytania, które pożerały go od lat. Z
Rebeccą u swojego boku mógł się zmierzyć ze wszystkim.
Już nie był sam.
Eric przyciągnął małe ciało Rebecci do swojej twardej piersi, a
jego serce rozbrzmiało boleśnie przy jej skroni. Poruszyła się i
wyciągnęła rękę, by objąć go w talii.
- Eric?- mruknęła.
Przypomniał sobie czas, kiedy dopiero co się obudziła i czując
się dziwnie, mając obcego mężczyznę w swym łóżku, nazwała go
Isaaciem. Teraz, gdy wymykała się snom, jedyne imię jakie cisnęło
się jej na usta, to Eric. Cholernie ją za to kochał.
- Już rano?- wymruczała głosem niewyraźnym od snu.
- Jeszcze nie.
- Już jesteś napalony?- i zamiast marudzić na jego nieustanne
libido przeszkadzające jej w śnie, to odwróciła głowę, by pocałować
go w tors.
- Właśnie ku temu zmierzam - powiedział z uśmiechem.
Uniosła dłoń, aby odnaleźć jego twarz i potarła zarost, który
znalazła pod opuszkami palców.
- Dobrze spałeś?
Jej oddech rozgrzał jego skórę na piersi i obolałe serce.
- W ogóle nie spałem - powiedział.- Patrzyłem, jak śpisz.
- Dlaczego mnie nie uprzedziłeś, że jesteś typem obleśnego
prześladowcy?- zapytała.
- To przez ciebie - powiedział z uśmiechem.- Nie mogę nic
poradzić na swoje zaślepienie twoją osobą, pani Sticks.
- Całkowicie zrozumiałe. Wiesz, jestem niesamowita podrapała lekko paznokciami jego zarost.
- Wiem - pocałował ją we włosy i zmusił się, aby zachować
powagę, chociaż jego wszystkie instynkty przechylały się ku ich
lekkiej rozmowie.- Naprawdę myślisz, że moglibyśmy odnaleźć moją
matkę?- wydusił z siebie.
Rebekah zesztywniała nieco, a potem odsunęła się od jego
piersi, aby móc na niego spojrzeć w słabym świetle świecy.
- Jestem pewna, że możemy. Chcesz spróbować?
Przez chwilę przygryzał swoją dolną wargę, ponieważ obiecał
Rebecce nie kłamać, a jeżeli wyraziłby na głos to pragnienie, to już
nie byłoby odwrotu ku ścieżce obojętności.
- Tak sądzę. Cały ten proces pewnie zmieni mnie w
emocjonalny wrak albo nieznośnego dupka. Jesteś pewna, że sobie z
tym poradzisz?
Skinęła głową.
- Tak, wiem, że tak. Z tobą przy mnie dam sobie radę ze
wszystkim.
Uśmiechnął się.
- Taa, też to czuje. To jedyny powód dlaczego myślę, że dam
radę się z nią zmierzyć.
- W takim razie znajdziemy ją i nie ważne co się stanie, to wciąż
będę cię kochać - chwyciła go za brodę dłonią i spojrzała mu uważnie
w oczy.- Wierzysz mi, prawda?
Patrzył jej w oczy przez długi moment, wchłaniając jej uczucie,
jej miłość. Pewnie nigdy nie będzie czuł się jej wart, ale wierzył jej.
Kochała go. Czuł to w jej dotyku, widział to w jej oczach, słyszał to w
jej głosie, gdy wypowiadała jego imię. Czuł to w jej pocałunku. Było
to prawdziwe. Kochała go. Wierzył jej. I już nigdy nie zamierzał w to
zwątpić.
- Wierzę - szepnął i pocałował ją w chwili, w której zgasła
świeczka i pogrążyła ich w ciemności.- Wierzę, moja słodka miłości.

Podobne dokumenty