"Kłamczucha" w Teatrze BARAKAH - pisze

Transkrypt

"Kłamczucha" w Teatrze BARAKAH - pisze
"Kłamczucha" w Teatrze BARAKAH - pisze Aleksandra Sowa
Kochać i nie zwariować
Najtrudniejszy, a zarazem chyba najprawdziwszy
teatr robi się na pustej scenie, bez kostiumu, kiedy aktor stoi twarzą w twarz z widzem i nie może
podeprzeć się rekwizytem, a ma do wykorzystania tylko siebie i swoje ciało, głos, gest, mimikę.
Monodram w maleńkiej, piwnicznej przestrzeni, gdzie nie mieści się wiele ponad stół i krzesło, wydaje się
wymarzonym testem dla aktora, który musi zmierzyć się z tekstem sam i sprawić aby ci, którzy go
oglądają, choć przez chwilę uwierzyli w postać i jej historię.
W przypadku „Kłamczuchy” Andrzeja Sadowskiego brak także jakichkolwiek prób wchodzenia w dialog
czy interakcję z publicznością (właściwie bohaterka nawet nie do końca zwraca się do widzów, bardziej do
kamery, która nagrywa jej opowieść), a więc staje się to jeszcze trudniejsze.
Rzecz dzieje się w sali przesłuchań. Początkowo na scenie pojawiają się dwaj mężczyźni (Zbigniew
Kozłowski, Andrzej Sadowski) wprowadzający do środka oskarżoną o morderstwo bohaterkę. Kobieta
(Anna Piróg) mówi. Mówi od samego początku, zrytmizowanymi zdaniami, zabarwionymi histerią, nie
przerywa sobie ani na okoliczność podpisywania papierów, ani wtedy, kiedy mężczyźni rozmawiają
między sobą. Dociera do niej tylko ich wyjście i kilkukrotnie powtórzona prośba: „proszę mówić do
kamery”.
Godzinny monolog tak naprawdę nie wzbudza w nas zainteresowania dokonaną (lub nie) zbrodnią, do
której w końcu kobieta się przyzna. Sama opowieść o toksycznej relacji dwójki osób jest wystarczająco
wstrząsająca i bardziej upiorna niż sam akt odebrania komuś życia. W tej opowieści to kobieta staje się
ofiarą, a nie oprawcą. Współczujemy jej, bo jest roztrzęsiona tym, co przed nami odkrywa: swoim
wypadkiem, w którym traci nogę, dzięki czemu mężczyzna może ją od siebie uzależniać, nieczułością i
arogancją faceta, który gra ze swoją tożsamością i obsesjami na punkcie innej kobiety, a wreszcie samym
faktem, że siedzi na tym miejscu i gęsto tłumaczy się za zbrodnię, która, jeśli została popełniona, to tylko
z chorej miłości i bezdyskusyjnego poddania.
Anna Piróg siedzi cały czas w tym samym miejscu, wodzi oczami wokół i co chwila zatrzymuje wzrok na
kamerze. Ma oczy puste. Ale od niej oczu nie można oderwać. Gra niemal organicznie – desperację,
podniecenie, złość, żal i wszystkie inne emocje wyraża nie tylko sposobem wypowiadania poszczególnych
zdań, barwą i tonem. Wydaje się, że kontroluje nawet reakcje swojego organizmu, zimny pot zalewa jej
twarz w miarę rosnącego napięcia, z nosa leci katar, a powieki zdają się być wilgotne od łez, które jednak
podczas trwania spektaklu nie spadną.
Wygląda trochę jak histeryczka, wariatka, majacząca w gorączce – może dlatego nie do końca da się
rozszyfrować czy mówi prawdę, zresztą istotniejsze stają się emocje i uczucia, które stają się
najważniejszymi argumentami.
Opowieść, którą serwuje nam Sadowski to układanka - nie tylko przez plątające się ze sobą wątki i ciągłe
niedopowiedzenia, ale także ze względu na konstrukcje zdań, niejasne metafory, przeskakiwanie między
zdarzeniami, osobami. Anna Piróg niczego nie upraszcza – w sposób wybitny oddaje ten programowy
obłęd, zadając między wierszami pytanie: jak kochać bez popadania w obsesję? I jak kochać i nie
zwariować? Odpowiedzi, jak zwykle w przypadku ważnych pytań, brak. Ale żadnej z oklaskujących to
przedstawienie na stojąco osób, nie była ona potrzebna tak bardzo, jak zobaczenie w tej sfrustrowanej,
chorej kobiecie, części własnego, wypartego i wstydliwego „ja”.
Aleksandra Sowa
„Kłamczucha”, Andrzej Sadowski
Reżyseria: Andrzej Sadowski
Obsada: Anna Piróg-Karaszkiewicz, Zbigniew Kozłowski, Andrzej Sadowski
Produkcja: Stowarzyszenie Mandala we współpracy ze STeN
Współpraca: Teatr BARAKAH and a&a&a
Teatr BARAKAH, Kraków
Premiera: 05.10.2012