Trzymaj twego ducha w piekle
Transkrypt
Trzymaj twego ducha w piekle
Radosław Romaniuk „Trzymaj twego ducha w piekle...” „Przewodnicy” (tak określa bohaterów swej książki Paul Evdokimov) kompetencjami zasadniczo różnią się od turystów, nie są również egzorcystami, choć mówimy o przewodnikach po piekle. Nie o piekle teologicznym będzie też tu mowa, zdemontowanym przez teologów i psychologów głębi, zamienionym ze względów wychowawczych w alegorię, jak ironizuje Różewicz („proszę się nie bać, to tylko nocny lokal, kawiarenka”). Rozważania Evdokimova i jego bohaterów dotyczą piekła serca, piekła „ludzi, którzy bluźnią całe życie”, którzy odczuwają (bądź nie odczuwają) brak transcendentnego wymiaru rzeczywistości, „budzącą przerażenie nieobecność prawdziwych świadków”. To piekło opuszczenia przez Boga, które, pisał przyjaciel autora, Mikołaj Bierdiajew, jest jednym z najistotniejszych elementów współczesnej świadomości, próbą ludzkiej samotności i wolności, wyzwaniem aby samodzielnie, wzbogacony doświadczeniem braku, zwrócić się ku poszukiwaniu Nieobecnego. Dostojewski i Gogol, czyli zstąpienie do otchłani ukazał się dwa lata po słynnym, monumentalnym opracowaniu Evdokimova Prawosławie, które opublikowane w końcu lat 50. na Zachodzie zburzyło wiele mitów na temat wschodniego chrześcijaństwa i do dziś stanowi żelazną pozycję literatury przedmiotu. Studium twórczości Gogola i Dostojewskiego znajduje się w orbicie poprzedniczki. Imponująca erudycja autora, zwłaszcza w dziedzinie teologii patrystycznej, włącza intuicje literackie rosyjskich pisarzy w dziedzinę starszych o tysiąclecie rozważań na temat natury człowieka i zła, z jakim się styka i jakie sprowadza na ziemię. Praca wpisuje się w obecny w twórczości Evdokimova projekt powiązania patrystycznej tradycji prawosławia z wątkami myśli współczesnej, zarówno rosyjskiej jak i zachodniej. Tak więc na równych prawach pojawiają się na jej stronach ojcowie: Antoni Wielki, Grzegorz z Nazjanzu, Grzegorz z Nyssy, Jan Chryzostom, Izaak Syryjczyk oraz Franz Kafka, Immanuel Kant, Friedrich Nietzsche, Pascal i Picasso, Dante i Puszkin. I przede wszystkim znakomita reprezentacja bohaterów prozy Gogola i Dostojewskiego. Zestawienie tych dwóch pisarzy autor traktuje jako zabieg oczywisty, łączy ich zarówno doświadczenie materializacji zła, jak i twórcza droga zmierzająca ku Bogu od strony piekła i diabła. Oburzenie teologa budzi recepcja dzieła poprzednika Dostojewskiego, Mikołaja Gogola, w kategoriach krytyki społecznej, komicznego potencjału języka, magii literackiego szczegółu. Ów „krytyk społeczny epoki samodzierżawia” i „komik” jest dla Evdokimova demonologiem, powinowatym Boscha i Breughela, portretującym z natury monstra pod wodzą „pewnego pana w marynarce”. Twórczość Gogola, jak ją widzi autor Kobiety i zbawienia świata, w swych najbardziej fantastycznych i komicznych szczegółach traktuje o przyjściu Antychrysta. Dar widzenia świata w blasku „lampy magicznej”, która w tym wypadku była lampą piekielną, płomieniem apokalipsy, stał się przekleństwem pisarza i zarzewiem ocierającego się o sferę patologii podniecenia religijnego. Przez całe życie Gogol chciał śpiewać hymn ku czci Piękna niebiańskiego - pisze Evdokimov - ale widział jedynie świńskie ryje, „demony maszerujące w zwartych szeregach i bramę już gotową do otwarcia się na wstrząsające przesłanie Bożego Rewizora, na grzmot Bożego Dies irae, dies illa...”. Autor Martwych dusz, kreśląc literacką fenomenologię zła, wstrząsnął autorytetem ateizmu nie od strony Boga, lecz diabła, wskazując w ten sposób drogę swemu następcy. „Nazywam rzeczy po imieniu - pisał. - Diabła nazywam diabłem; nie nadaję mu wspaniałego kostiumu Byrona, ponieważ wiem, że jest on w marynarce... nie ma już swojej maski; pojawił się na świecie takim, jaki jest...” Bronią Gogolowskiego diabła jest poszłost’, redukowanie wszelkiej głębi do płaskości i banału. Przeraża on właśnie z powodu swej płytkości i przeciętności, których aura (mówiąc z rosyjska: „powietrze”) udziela się wszystkiemu wokół. Powtórzmy: Gogolowska wiedza na temat szatana mówi, że bronią zła jest manipulowanie dobrem, spłycanie go. „Zło - pisze Evdokimov - w paradoksalny sposób dorzuca nieistnienie do istnienia; wnika w byt, dokonuje perwersji bytu i karmi się jak pasożyt jego sokami, tuczy się jego kosztem i kształtuje byt świadomie zły”. Przewrotność i groza zła kryje się w jego bezbarwności i szarości, które zdają się nieszkodliwymi, neutralnymi kontrastami dla barw wyraźniejszych. „Mam tylko jedno zajęcie - deklarował autor Rewizora - piszę tak, aby po przeczytaniu mych dzieł człowiek mógł śmiać się z diabła całą swoją duszą”. Jedyną bowiem bronią przeciwko poszłosti’, banałowi, mieszczańskim aspiracjom i ich spokojowi, jest śmiech - u Gogola to „lęk przez śmiech”. Pisarz wstrząśnięty był mocą zła, przemieniającego w recepcji odbiorców jego utwory w mieszczańską komedię lub barwne, fantastyczne opowieści z życia prowincji. Uciekł za granicę. Pouczał w listach moralno-religijnych. („Moje słowa skierowane do Danilewskiego odświeżają jego duszę. Teraz Twoja kolej. Miej choć kroplę wiary w e m n i e, a żywa moc ogarnie Twoją duszę”). Nosił się z zamiarem wstąpienia do klasztoru, gdzie zdaje się z dystansem spoglądano na neurotycznego proroka. Pracował nad drugim tomem Martwych dusz, który spalił. Dręczyła go (sądzi Evdokimov) nieumiejętność opisania żywego dobra, realizacji własnego ideału sztuki, zewsząd otaczały „świńskie ryje”. Nie patrzmy oczami komika - krzyczał do teatralnej publiczności. Przerażający Rewizor: „oczekuje nas u drzwi grobowca... Każdy przystępuje do rewizji swego wewnętrznego miasta... albo swoich pasji, takich ohydnych urzędników [...]. Ja, aktor komiczny, który was rozśmieszyłem, dzisiaj płaczę... Nie jestem błahym błaznem dla błahych ludzi, ale sługą wielkiego królestwa Pana Boga...” Dostojewski buduje swą powieściową i ideową konstrukcję na przerażającym doświadczeniu „świńskich ryjów” Gogola. Jego poprzednik przedstawił świat w blasku diabelskiej „lampy magicznej”, świat w którym namiętności zostały zredukowane do płaskich, banalnych destrukcyjnych pasji. Muza autora Zbrodni i kary wolna jest od dławiącego Gogola histerycznego lęku, piekła oczekiwania Sądu Ostatecznego. Evdokimov różnicę tę tłumaczy doświadczeniem śmierci, o którą Dostojewski otarł się, skazany w 1848 za udział w spotkaniach kółka Pietraszewskiego, a następnie ułaskawiony na szafocie. Piekło jest piekłem wewnętrznym, psychologicznym a nie ontologicznym - to wiedza niedostępna poprzednikowi Dostojewskiego, dzięki której autor Braci Karamazow mógł kontemplować „Madonnę i Sodomę”, stworzyć powieść o ojcobójstwie, która jest zarazem hymnem ku czci Boga. Mógł stworzyć dramat nie charakterów ludzkich i typów psychologicznych, lecz dzieło traktujące o ludzkich duchach. Był „pneumatologiem”, nie psychologiem, podkreśla Evdokimov, nie psychoanaliza była mu celem, lecz psychosynteza. Zrozumieć, zbawić można tylko przez miłość. („Miłość zmienia istotę rzeczy” - pisał Jan Chryzostom). Tak wiec lampa Dostojewskiego oświetla miłością Gogolowskie „świńskie ryje”, wydobywając z ludzkiego upadku i grzechu, z ich szatańskiej płaskości i banalności, dramat zagubienia, cierpienia i pokory. Lampą tą nie był - jak u Gogola płomień nadchodzącej apokalipsy, lecz światło emanujące od ikony Bogoczłowieka. Jeśli ikonę określić jako „okno nieskończoności” (wieczności, transcendencji) - pisał Janusz Dobieszewski - dzieła Dostojewskiego są: „penetracją oświetlonego przez to okno pomieszczenia [...] w którym trwa spór o istnienie i rolę tego okna, i w którym zarazem nic bez owego okna nie mogłoby się odbywać”. Piekło świata Martwych dusz Dostojewski przeniósł w żywe dusze powieściowych bohaterów, stawiając ich wobec nieograniczonej wolności, jaka jest atrybutem Boga, i co za tym idzie dylematu: być ikoną czy małpą Boga? Tak jak u Gogola istotą działania zła było spłycanie, banalizowanie, dodawanie niebytu do istnienia, w ujęciu Dostojewskiego parodiuje ono dobro, nosi maskę dobra, pod którą kryje się pustka, „buduje własne królestwo, ale z odwrotnym znakiem, pozytyw przekształcony w negatyw”. Między statusem „ikony Boga” a „małpy Boga” nie rozciąga się zbyt wielka przestrzeń. Przeczucie owej cienkiej, łatwej do przekroczenia granicy jest koronnym dowodem na istnienie Boga - dojściem do Absolutnego Dobra drogą diabła. „Kanonicznie wierzę w Szatana” - mówi Stawrogin i w powieści ta demoniczna deklaracja jest ciosem w ateizm, który nie ostoi się wobec doświadczenia wewnętrznego piekła i działania szatana. Dlatego apokalipsa poprzedza przemienienie i - przywołajmy słynne odkrycie Gogola: „Aby zmartwychwstać trzeba najpierw umrzeć”. Oryginalność i samodzielność pracy Evdokimova stawia ją w rzędzie najznakomitszych analiz twórczości jej bohaterów (szczególnie część poświęconą autorowi Martwych dusz) oraz interesujących przykładów komparatystyki literackiej, jeszcze sprzed upowszechnienia się metody. Recenzencka rzetelność każe jednak zaznaczyć elementy nastręczające pewne wątpliwości. Brak naukowego dystansu autora, któremu po części zawdzięczamy tak znakomity efekt, przynosi również najdosłowniej rozumianą, banalną (czyli, jak pamiętamy, w Gogolowskim rozumieniu tej kategorii, delikatnie mówiąc: naznaczoną złą aurą) hagiografię Dostojewskiego, jak gdyby bez nadnaturalnych, prorockich stygmatów osobowości pisarza jego wizja twórcza mogłaby stracić coś ze swej wiarygodności. Próby podobnych zabiegów odnajdujemy również w przypadku Gogola. Krytykę natchnionej, lecz zarazem minoderyjnej, bełkotliwej i szalonej religijnej korespondencji autora Rewizora, Evdokimov komentuje zdaniem: „Można wierzyć, że diabeł osobiście dyrygował tą krytyką [...]”. Uważa za konieczną polemikę z domniemaniami na temat homoseksualizmu pisarza, poświęca jej kilka stron, przy tym udaje mu się nie wspomnieć z czym mianowicie polemizuje. Posługuje się tradycyjną biografistyką w wymiarze, na jaki pozwala hagiografia, rezerwując istnienie „między ideałem Madonny i Sodomy” dla literackich bohaterów, Boże broń samych rosyjskich proroków. Studia Paula Evdokimova są szczególnym wyzwaniem translatorskim. Homileyczne nieumiarkowanie języka, mnogość przymiotników, metafora jako sposób opowieści wymagają głębokiego zrozumienia francuskiego oryginału i najwyższych umiejętności językowych, aby treść nie zaginęła pod warstwą retoryki czy hermetycznego teologicznego języka. Polska wersja Gogola i Dostojewskiego zbyt często zwraca uwagę na siebie samą, czasem wprawia wręcz w osłupienie. Pod tym względem najwyżej należy ocenić zdania: „Mechanik jest powleczony galwanizowanym niebytem i komik jawi się lękiem”. (Dotyczy Gogola). „<Małpa> zajmuje się swoim Adwentem i człowiek poświęca swoje boskie prawo pierworodnego w zamian za zbyt ludzkie toksyczne polewki”. (To z kolei o Dostojewskim). Tłumaczce i trzyosobowemu zespołowi korektorsko-redaktorskiemu można pogratulować dezynwoltury i odwagi pisania takich nonsensów w cudzej książce. Choć przedmiot pracy poddaje usprawiedliwiające poszlaki, że przynajmniej momentami „diabeł osobiście dyrygował” tym przekładem. Autorowi udało się połączyć dwóch literackich geniuszy o własnych, zdawałoby się hermetycznych światach, w taki sposób, że operacja ta zyskuje wymiar czegoś oczywistego. Nie można czytać Dostojewskiego - zaznacza - bez uprzedniej lektury Gogola. „Szynel przechodzi w Biednych ludzi, Nos w Sobowtóra, Straszna zemsta i cała twórczość Gogola odnajdują się w Gospodyni i w Legendzie o Wielkim Inkwizytorze”. Gogolowska apokalipsa i Dostojewskiego zejście do wewnętrznej otchłani zapowiadają trzeci akt bogoczłowieczego dramatu, prześwietlający scenę, bohaterów i widzów światłem Bożej miłości. Dlatego ich twórczość - pisze rosyjsko-francuski teolog - dziś jest aktualna, jutro będzie jeszcze bardziej aktualna, a pojutrze stanie się żywym komentarzem do apokalipsy. „Aby zmartwychwstać, trzeba najpierw umrzeć” - taki sens zyskuje cytowane przez Paula Evdokimova zdanie starca Sylwana z Góry Atos: „Trzymaj twego ducha w piekle, ale nie trać nadziei”.