Pobierz pdf - Prószyński i S-ka
Transkrypt
Pobierz pdf - Prószyński i S-ka
Patrz na mnie Patrz na mnie Przełożyła Teresa Komłosz Tytuł oryginału LACY EYE Copyright © 2015 by Jessica Treadway Projekt okładki Mariusz Banachowicz Zdjęcie na okładce Fot. Christie Goodwin/Arcangel Images Redaktor prowadzący Katarzyna Rudzka Redakcja Agnieszka Rosłan Korekta Grazyna Nawrocka Łamanie Ewa Wójcik ISBN 978-83-7961-071-6 Warszawa 2014 Wydawca Prószyński Media Sp. z o.o. ul. Rzymowskiego 28, 02-697 Warszawa www.proszynski.pl Druk i oprawa Drukarnia POZKAL Spółka z o.o. 88-100 Inowrocław, ul. Cegielna 10-12 Danielowi Johnsonowi – uczonemu, dżentelmenowi, drogiemu krewnemu 6 Można kogoś tracić na wiele sposobów, śmierć jest najłagodniejszym z nich. Ralph Waldo Emerson Patrzysz na mnie? D etektyw czekał, kiedy wróciłam z pracy do domu. Siedział w swojej prywatnej hondzie civic, nie w radiowozie, po tej stronie podjazdu, gdzie zawsze parkował Joe. Możliwe, że rozwiązywał krzyżówkę, bo odłożył gazetę, kiedy zatrzymałam się obok niego. Zaklęłam – nie na widok Thornburgha, tylko dlatego, że na ulicy przed domem czekały też na mnie wozy transmisyjne telewizyjnych wiadomości. Gdy tylko wjechałam do garażu i wysiadłam z auta, reporterzy rzucili się ku mnie z kamerami, jednak gdy zasłoniwszy twarz dłonią, oświadczyłam, że jest mi przykro, ale nie mogę z nimi rozmawiać, detektyw spokojnym, lecz nieznoszącym sprzeciwu głosem kazał im opuścić moją posesję. Następnie odwrócił się do mnie i skinął głową w nieco staromodnym ukłonie. Od początku byłam mu wdzięczna za to zachowanie, za uprzejmość, szacunek, z jakim mnie traktował, i to, że w przeciwieństwie do wielu innych jakby nie wierzył, że sama doprowadziłam do tego, 9 co mnie spotkało. Chociaż Dawn nigdy nie została oskarżona, wiedziałam, że mnóstwo ludzi, którzy nawet mnie nie znają, uważa, że jestem okropną matką. Ubrany był po cywilnemu, w schludnie odprasowane spodnie, golf i kurtkę z kapturem. Kanty jego nogawek przypomniały mi, jak bardzo mój mąż dbał o wygląd; przyjemne samo w sobie wspomnienie Joego i tego, co w nim lubiłam, szybko zdusił żal. O detektywie Thornburghu wiedziałam – poza tym, że jest miły – jeszcze to, że przeprowadził się w okolice Albany trzy lata wcześniej, tuż przed śmiercią Joego, z małego miasteczka tuż za granicą stanu Massachusetts, gdzie nie udało mu się rozwiązać sprawy zamordowania piętnastoletniej dziewczyny. Uważał to niepowodzenie za swą osobistą porażkę, jeśli dać wiarę wnioskom wyciągniętym przez Cecilię Baugh w artykule napisanym dla miejscowego tygodnika „The Everton Eagle” wkrótce po przystąpieniu Thornburgha do służby. Mieszkał samotnie w nowym apartamentowcu po drugiej stronie miasta. Po naszym procesie przeszedł lekki zawał i od tamtego czasu nie stawał na pierwszej linii śledztwa, tylko prowadził dochodzenie zza biurka. –Pani Schutt, przepraszam, że panią niepokoję – odezwał się, kiedy szliśmy razem do tylnych drzwi mojego domu. On jedyny spośród policjantów zwracał się do mnie bez poufałości, od samego początku, od tamtego ranka, gdy znaleźli Joego martwego na schodach, 10 a mnie, prawie bez pulsu, pobitą i zakrwawioną, na naszym małżeńskim łóżku. Uratowali mi wówczas życie, co liczy się najbardziej, ale jednocześnie zniszczyli je pytaniami, które zdążyli zadać, nim karetka zabrała mnie do szpitala. Thornburgh był jednym z nielicznych ludzi, którzy potrafili patrzeć na moją twarz, nie wzdrygając się z odrazy. Chirurdzy zrobili, co mogli, ale blizny pozostały; moje rysy wyglądały, jakby je rozciągnięto, a potem ulepiono na nowo, jak na obrazie Picassa. Może w muzeum tak zniekształcone oblicze stanowi ciekawy symbol, przekonałam się jednak niezbicie, że nikt nie lubi takich widoków na ulicy. Tam nie ma miejsca na symbolizm, widać, że twoja twarz została zmasakrowana. Włosy zdążyły odrosnąć od czasu, gdy ogolono mi głowę do operacji mózgu. Za młodu ukrywałam się za grzywką z powodu nieśmiałości, czasami wręcz paraliżującej, lecz jako dorosła osoba z obrażeniami twarzy miałam jeszcze lepszy powód, by zasłaniać fryzurą to gorsze oko, z opadającą powieką, której lekarze nie zdołali naprawić, i policzek po tej samej stronie, prawej, trochę zniekształcony, z nierówno napiętą skórą mimo rekonstrukcji kości. W dobre dni prawie udawało mi się zapomnieć, jak wyglądam, lecz za każdym razem, gdy wychodziłam z domu, natarczywe spojrzenia i szepty mi o tym przypominały. Miało to jednak pewną dobrą stronę, jeśli można użyć tego określenia: po raz pierwszy zrozumiałam, jak 11 Dawn musiała się czuć jako dziecko, kiedy rówieśnicy gapili się na jej zezujące oko albo odwracali się, bo – jak by powiedziała wówczas Iris – ich wkurzało. Ile razy Dawn wracała ze szkoły z płaczem, bo jakieś dziecko z klasy ją przezywało albo – prawdopodobnie nawet bez złej intencji – zdezorientowane pytało: „Patrzysz na mnie?”. Już w garażu zapewniłam Thornburgha, że wszystko w porządku, nic złego się nie dzieje, i spytałam go, czy chce wejść do środka. Prawdę mówiąc, miałam ochotę na chwilę towarzystwa, nieważne jak krótką. Czekał mnie kolejny piątkowy wieczór bez żadnych planów, nie licząc zjedzenia odgrzewanej w mikrofalówce kolacji przed telewizorem, z psem wyciągniętym obok na kanapie. Poza tym wiedziałam z doświadczenia, jak trudno w pojedynkę stawiać czoło reporterom. Wskazałam drzwi uniesionym podbródkiem, ponieważ trzymałam doniczkę z fikusem, którego w przychodni ktoś wystawił do śmieci. Moja przyjaciółka Francine, recepcjonistka, widząc, że podnoszę roślinę z zamiarem zabrania jej do domu, ostrzegła, że proces usychania jest stanowczo zbyt daleko posunięty, co tym bardziej mnie zdeterminowało, by przywrócić nieszczęsne drzewko do życia. Detektyw grzecznie odmówił wejścia do środka; to, co chciał mi powiedzieć, miało zająć niespełna minutę. Nim przeszedł do rzeczy, opuścił wzrok na swoje buty 12 i odchrząknął, zakrywając usta dłonią zwiniętą w pięść. Zauważyłam i zapamiętałam ten jego zwyczaj podczas procesu. –Chciałem się upewnić, że pani wie – rzekł wreszcie. – O apelacji. –Apelacji? – Ramiona mi oklapły. Thornburgh zrobił krok do przodu i wziął ode mnie doniczkę. –Chyba mi pani nie powie, że nie wiedziała, że dzisiaj sąd miał ją rozpatrywać? – Wskazał kciukiem wozy transmisyjne. – Jak pani sądzi, po co tu przyjechali? Wzruszyłam ramionami, nagle roztrzęsiona. –Starałam się nie zwracać uwagi. – Nie przyznałam się, że specjalnie wyłączyłam radio w samochodzie, jadąc do domu – ze strachu, co mogę usłyszeć, właśnie dlatego, że wiedziałam, co się dzieje. –Cóż, musiałaby się pani dowiedzieć wcześniej czy później – powiedział Thornburgh. – Sąd przyznał Petty’emu prawo do nowego procesu. Od miesięcy nie słyszałam, żeby ktoś wypowiedział to nazwisko. Ciarki przebiegły mi po karku. Wyciągnęłam rękę, żeby się oprzeć o klapę bagażnika. –Przyznali mu je na podstawie wyznania w obliczu śmierci? – Uważałam, że nazwa jest niestosowna, skoro wcale po tym wyznaniu nie umarłam. Wytłumaczono mi jednak, że tak stanowi prawo. –Chodziło raczej o Szóstą Poprawkę – odparł 13 Thornburgh. – O fakt, że obrona nie mogła pani odpowiednio przesłuchać podczas procesu, bo pani nic nie pamiętała. Potarłam czoło; w głębi oczodołów czułam ostre ukłucia bólu. –Chyba nie wyjdzie za kaucją? –Och, nie. Absolutnie. Nie ma mowy, żeby przystali na kaucję w przypadku takiej zbrodni – zapewnił mnie pośpiesznie, mrużąc oczy. Domyśliłam się, co jeszcze chce powiedzieć, i strach ścisnął mi trzewia. – Ale… pani Schutt… Hanno… tak samo jak pani pragniemy znowu go skazać. Hm… chyba źle się wyraziłem. Oczywiście, że pani pragnie tego bardziej. – Zakaszlał cicho. –Jacy „my”? – spytałam, choć znałam odpowiedź. –Policja i Gail Nazarian. Pani prokurator ma obawy, że tym razem Petty mógłby się wywinąć, chyba że znajdą naocznego świadka wydarzeń. Ból w skroniach wzmógł się gwałtownie, przechodząc w trudną do zniesienia migrenę. Ostatnio coraz częściej mi się to zdarzało, wiedziałam, że muszę o tym wspomnieć neurologowi podczas najbliższej wizyty kontrolnej. Starając się uciszyć hałas we własnej głowie, powtórzyłam cicho to samo, co mówiłam za każdym poprzednim razem. –Nie wiem nic ponad to, co już powiedziałam. Nie pamiętam tamtej nocy. Znów odniosłam wrażenie, że mi nie uwierzył, i przez moment sądziłam, że da temu wyraz. Przypomniałam 14 sobie jednak, że to byłoby bardziej w stylu Gail Nazarian, nie detektywa. –Przykro mi – mruknął; wyglądał, jakby rzeczywiście było mu przykro. Miał minę, którą często u niego widywałam w trakcie procesu, zwłaszcza gdy musiał zeznawać, co widział w naszej sypialni tamtego ranka przed trzema laty, kiedy moja przyjaciółka Claire wezwała policję, po tym jak zajrzała przez okno i zobaczyła Joego leżącego we krwi na schodach. Dziecięce okrzyki przyciągnęły uwagę Thornburgha do narożnej posesji, gdzie córki Osborne’ów, Portia i Rosamund – na tyle małe, że tłum dziennikarzy na ulicy nie wzbudził ich zainteresowania – śpiewając starą biwakową piosenkę, na zmianę wskakiwały w wielką stertę liści, którą ojciec zgrabił dla nich poprzedniego dnia. Detektyw oddał mi fikusa i odwrócił się, żeby odejść. –Może pan coś zrobić, żeby reporterzy stąd zniknęli? – spytałam. –Wolno im przebywać na ulicy – odrzekł. Tyle sama wiedziałam. – Może się ich pani pozbyć, jedynie wychodząc tam i mówiąc coś, co mogliby wykorzystać. – Widząc moje wahanie, dodał: – Mam pójść z panią? Przytaknęłam szybko, bo bałam się, że ze strachu mogę zmienić zdanie. Postawiłam doniczkę na masce samochodu i ruszyłam za Thornburghiem w stronę krawężnika. 15 Nim dotarliśmy do dziennikarzy, moja sąsiadka Pam Furth, która cały czas stała na skrawku trawnika dzielącego nasze podjazdy i obserwowała, co się dzieje, zbliżyła się do nas z pytaniem: –Mogę ci w czymś pomóc, Hanno? – Udawana troska w jej głosie była na użytek Kennetha Thornburgha; wszyscy wiedzieli, że jest kawalerem, a Pam nie ukrywała, że od czasu, gdy mąż się z nią rozwiódł, nie ustaje w poszukiwaniu nowego partnera. Nie zadałam sobie trudu, by jej odpowiedzieć. Kiedy podeszliśmy z Thornburghiem do ulicy, dziennikarze zbliżyli się do nas całą gromadą. Na czele dostrzegłam Cecilię Baugh, której specjalnie przybrana mina miała mi przypominać o naszych wcześniejszych kontaktach oraz o tym, że właśnie ona się najlepiej orientuje w mojej sprawie, jako że jej dom rodzinny znajdował się zaledwie przecznicę od mojego. Odwróciłam wzrok, żeby na nią nie patrzeć. Wykrzykiwane pytania padały ze wszystkich stron naraz, każde w rodzaju: –Co pani czuje, słysząc, że Rud Petty będzie miał nowy proces? –Nie mam nic do powiedzenia poza tym, że wierzę, iż zostanie ponownie skazany – oznajmiłam wolno, starannie formułując w głowie każde słowo. –Może pani powtórzyć, tylko głośniej?! – zawołał ktoś z tyłu. 16 Thornburgh spojrzał mi w oczy i widząc, że jestem wykończona, sam zwrócił się do reporterów. –Proszę dać pani Schutt trochę oddechu. – Gestem polecił mi, bym wróciła do domu. – Będziemy w kontakcie – dodał tak cicho, że tylko ja mogłam to słyszeć. – Niech pani na siebie uważa, dobrze? To nie była jedynie zdawkowa formułka. Wiedziałam, co naprawdę ma na myśli, prosząc, żebym na siebie uważała; miałam ochotę pokazać mu, że to doceniam, ale nie potrafiłam się przemóc. Wydukałam jedynie słowa podziękowania. Wsiadł do samochodu i odjechał. Pamiętałam, jak wziął mnie za rękę w szpitalu, kiedy przyszedł tam po raz pierwszy, żeby ze mną porozmawiać. Uścisnął moje palce ledwie wyczuwalnie, co odebrałam jako próbę pocieszenia i dodania otuchy, a potem odchrząknął i poprosił, bym powtórzyła to, co mówiłam, kiedy mnie znalazł półżywą na skotłowanym łóżku, obok młotka do krykieta, którym zabito mojego męża… i omal nie zabito mnie. Zanim wniosłam do domu nową roślinę, stałam chwilę i słuchałam piosenki śpiewanej przez siostry Osborne, które wdrapywały się na piknikowy stół, zeskakiwały na liście, po czym powtarzały zabawę od nowa. Moja starsza córka Iris nauczyła się tej piosenki przed laty na półkoloniach organizowanych przez YMCA; uczęszczała na nie w odróżnieniu od swoich koleżanek i kolegów, wysyłanych na kosztowne lekcje jazdy konnej, 17 piłki nożnej czy warsztaty teatralne. Zaproponowaliśmy Dawn, że też ją zapiszemy, ale odpowiedziała, że woli zostać w domu. Pozwoliłam jej na to, choć Joe uważał, że powinniśmy być bardziej stanowczy. –Musi wychodzić na słońce – mówił. – Jest zbyt blada. – Miał rację. Kiedyś nowy uczeń w ósmej klasie zapytał Dawn, czy jest albinoską. „Jabłka, gruszki, pomidory, zaraz zjawią się potwory! Kto się boi? Ręka w górę! Zaraz nas otoczą sznurem”, płynęła piosenka w rytmie polki. Jako dziecko nauczyłam się wersji z trupami zamiast potworów, która obecnie byłaby oczywiście nie do przyjęcia, przynajmniej w mieście takim jak Everton. Miałam ochotę pomachać ręką dziewczynkom, mimo iż nie zauważyłyby mojego gestu z tak dużej odległości. Poza tym zdawałam sobie sprawę, że mój dom stanowi miejsce zakazane dla dzieciaków, które zamieszkały w naszej okolicy przed dwoma laty. Choć starałam się nie przyjmować tego do wiadomości, wiedziałam, że niektórzy nazywają go domem Lizzie Borden*. Nawet kiedy wyprowadzałam psa na spacer, dzieci mnie unikały, prawdopodobnie ze względu na to, jak wyglądałam. A może rodzice kazali im się trzymać ode mnie z daleka. Nadal bolało, ale zdążyłam się przyzwyczaić. * Mieszkanka Fall River w stanie Massachusetts podejrzana o zamordowanie ojca i macochy, uniewinniona podczas głośnego w całym kraju procesu w 1893 (wszystkie przypisy tłumaczki). 18 Miałam świadomość, że tegoroczny Halloween będzie wyglądał tak samo jak dwa poprzednie – zostaną mi wszystkie cukierki, jakie kupię na tę okazję. Dawniej po wejściu do domu przez garaż odkładałam klucze, a potem wciskałam guziki alarmu, żeby go wyłączyć. Zdejmowałam buty przy drzwiach, przed wejściem do kuchni. Kiedy Abby witała mnie podobnym do pocałunku szturchnięciem czarnego nosa, z pytaniem „Co będzie na obiad?” wypisanym na pysku, wydzielałam jej miarką porcję karmy z puszki trzymanej pod zlewem. Następnie brałam pocztę i porządkowałam według ważności, zostawiając na wierzchu rachunki. Życie z księgowym nauczyło mnie dobrej organizacji, postrzegania gospodarstwa domowego jako „systemu”. Choć nie leżało to w mojej naturze, od początku małżeństwa uczyłam się sortować, sprawdzać, przewidywać i planować, i szybko stało się dla mnie jasne, dlaczego Joe lubi taki sposób życia – ponieważ dawał mu poczucie, że nad wszystkim panuje. 19