Jake Ransom i Władca Czaszek

Transkrypt

Jake Ransom i Władca Czaszek
Jake Ransom
i Władca Czaszek
Jake czytał dalej. Wciąż słyszał w głowie głos ojca, kiedy
zatrzymywał się przed kolejnym bezcennym znaleziskiem.
Wędrując po sali, czuł, jak każdy eksponat zbliża go do rodziców. Czy to mama polerowała tego srebrnego jaguara? A tata
badał koła, na przykład te drewniane pierścienie, z których
składał się majański kalendarz?
Jake pamiętał cenne nauki, jakie otrzymał od rodziców,
gdy był małym chłopcem… Uśmiechnął się. Dotyczyły nie
tylko archeologii. Pamiętał, jak mama uczyła go wiązać sznurowadła.
Króliczek nurkuje do dziurki od sznurowadła i wyskakuje
z powrotem na zewnątrz…
Jego nogi zwolniły. Mimo że był tysiące mil od rodzinnego Ravensgate, poczuł jego bliskość i ciepło – właśnie tu,
jakby odkrył w swoim domu nietknięty od lat pokój.
– Jak myślisz, długo będziemy musieli tu zostać? – spytała
nagle Kady z właściwym sobie zniecierpliwieniem.
Jake odwrócił się ku drzwiom. Zgiełk na dziedzińcu już
zamarł, chłopiec słyszał jednak odgłosy rozmowy, zbyt cichej,
by wyłapać sens słów. Błyskawice wciąż przecinały niebo.
W przeciwieństwie do siostry nie spieszył się do wyjścia. Zawładnęło nim uczucie dziwnej zazdrości. Nie chciał tu nikogo
więcej, jakby odwiedzający byli intruzami chcącymi wedrzeć
się do jego serca. Ledwie tolerował obecność Kady.
Musiał koniecznie zobaczyć najważniejszy eksponat.
Na cokole spoczywał nieosłonięty jakąkolwiek szklaną
gablotą przepiękny artefakt: wysoka na dwie stopy piramida
wykonana z czystego złota. Dziewięć stopni wiodło do płaskiego szczytu, na którym przysiadł stwór z szeroko rozpostartymi skrzydłami. Wyrzeźbiono go z wielkiego kawałka jadeitu, a jego oczy, dwa płonące opale, zdawały się spoglądać
prosto w serce chłopca.
– Kukulkan – wyszeptał Jake imię Pierzastego Węża,
boga Majów.
60
Rozpoznał go. Według zapisków ojca bezcenny zabytek
został znaleziony na pokrywie wapiennego sarkofagu. Jake
schował dziennik i otworzył szkicownik mamy. Szybko przerzucał zapełnione rysunkami kartki, szukając wizerunku piramidy.
Stojąca na drugim końcu sali Kady wreszcie zainteresowała się tym, co jej brat trzyma w dłoniach. Podeszła do niego
majestatycznym krokiem.
– Jake! Skąd to masz?
Nie wiedziała, że zabrał notatniki rodziców do Londynu.
Nikt nie wiedział.
Ignorując pytanie siostry, Jake znalazł właściwą stronę
i porównał szkic piramidy z oryginałem. Uważnie studiował
wykonane ołówkiem obrazki, ślad gumki, poprawki, krótkie
notatki nabazgrane na marginesach. Okruchy pamiątek po
mamie. A teraz stoi przed nim skarb, który ją zainspirował.
Świat rozmazał się we łzach, dłonie Jake’a zadrżały.
Zanim upuścił skórzany notes, Kady wyrwała mu go
z rąk.
– Dlaczego zabrałeś je z domu? – zawołała ostrym tonem.
– Mogłeś zgubić! A gdyby ktoś je ukradł?
61
– Mówisz tak, jakby to cię obchodziło.
Przysunął się bliżej piramidy, ale Kady prześlizgnęła się
obok niego. Poczuł na ramieniu jej uścisk.
– Co chcesz przez to powiedzieć?
Uwolnił się i obrzucił ją gniewnym spojrzeniem.
– Nie chciałaś nawet tu przylecieć! – Jake uświadomił sobie, że mówi zduszonym głosem, ale to tylko podsyciło jego
złość. – Jedyny powód, dla którego tu jesteś, to mizdrzenie się
przed tymi głupimi kamerami!
Na twarzy Kady wykwitł rumieniec wściekłości.
– Nawet nie wiesz…
Jake wyszarpnął szkicownik z jej rąk.
– A jeśli go zgubię, to co? Przez te wszystkie lata nawet do
niego nie zajrzałaś!
Kady szybko sięgnęła po odebraną jej przed chwilą zdobycz, ale młodszy brat zwinnie usunął się i pozostał poza jej
zasięgiem. Okrążył piramidę i stanął z drugiej strony eksponatu.
– Czy kiedykolwiek pomyślałaś o rodzicach?
Kady stała po swojej stronie piramidy. Jej ramiona drżały,
a twarz przybrała odcień szkarłatu.
– Oczywiście, że tak! – krzyknęła. – A ty wierzysz, że to
wszystko… – zatoczyła ramieniem krąg – że cokolwiek stąd
przywróci życie mamie albo tacie?
Głęboki ból w głosie siostry zatrzymał potok jego słów.
Jake nigdy nie słyszał, by tak mówiła. To go przeraziło.
– Wszystko to – ciągnęła Kady – notes mamy, te skarby…
Oglądanie ich, przebywanie tak blisko… to bardzo boli. – Odwróciła się od piramidy. – Po co więc mam patrzeć? Co to da?
Oczy Jake’a rozszerzyły się.
Kady potrząsnęła głową.
– Nie mogę tego znieść. Nawet ciebie!
– Mnie? – Jake poczuł się mocno dotknięty.
Ostrożnie przysunęła się do niego.
62
– Dlaczego nie obetniesz włosów jak inni chłopcy?
Zmieszany Jake odsunął kosmyk z oczu.
– Wyglądasz zupełnie jak tata. Nie mogę tego znieść,
kiedy patrzę na ciebie.
Pamiętał słowa, które padły z jej ust. To bardzo boli.
Kady pociągnęła nosem i odwróciła się plecami do brata.
– Czasami… czasami chciałabym, żebyś nigdy…
Nagły błysk wypełnił salę. Towarzyszyło mu spektakularne BUM!
Podłoga zadrżała pod ich stopami, a z dziedzińca dobiegły krzyki przerażenia. Rodzeństwo przysunęło się do siebie, spoglądając zgodnie w tamtą stronę. Osadzone w suficie
lampy zamigotały i zgasły.
Pomieszczenie zalała ciemność.
– Co się stało? – wyszeptała w mroku Kady.
– Pewnie piorun. Musiał trafić w budynek muzeum – odpowiedział Jake.
Kiedy ich oczy oswoiły się z ciemnością, zauważył lekką
poświatę padającą zza ich pleców. Odwrócił się ostrożnie,
a wtedy z jego ust wyrwał się pełen zaskoczenia okrzyk.
– Co to takiego? – Kady zrobiła gwałtowny wdech.
Jake szukał odpowiednich słów, lecz zamiast tego złapał
siostrę za łokieć.
– Patrz!
Piramida była skąpana w delikatnym błękitnym ogniu.
Płomienie tańczyły u stóp Kukulkana i spływały po dziewięciu stopniach. Chłopiec gapił się z szeroko otwartymi ustami.
Odetchnął głęboko, gdy przypomniał sobie, że widział już podobne zjawisko w muzeum nauki.
– To ognie świętego Elma. Żeglarze widywali takie
upiorne płomienie podczas sztormu, na masztach okrętów.
– Skąd się biorą?
Przysunął się bliżej piramidy.
63
– Uważaj – ostrzegła brata Kady, ale nadal za nim podążała.
Jake poczuł, jak włoski na karku stają mu dęba.
– Bez obaw – powiedział jednak spokojnie. – Zdaje się,
że już gasną.
Rzeczywiście. Niczym ustępujący przypływ, płomienie
nagle cofnęły się, wirując i rozpływając się w powietrzu. Chłopiec obszedł piramidę i wtedy dostrzegł kolejne niezwykłe zjawisko.
– Chodź tu, Kady. Musisz to zobaczyć. – Wskazał dłonią.
Płomienie nie tyle się cofały, ile raczej wypływały przez
niewielki otwór w boku piramidy. Dziwne… Jake nachylił się
mocniej. Splot z ogona kamiennego węża owijał dziurę, która
okazała się raczej ubytkiem w złotej powierzchni – jakby miał
tu tkwić jakiś kamień szlachetny. Ale teraz go brakowało.
Ogień zniknął dokładnie w chwili, kiedy czerwone światła
alarmowe wypełniły salę rubinową poświatą.
Jake szybko się wyprostował.
Bardzo dziwne…
Zaciekawiony otworzył notes mamy i szybko odszukał
stronę ze szkicem piramidy. W słabym świetle zauważył na rysunku ten sam, również pusty otwór.
– Tu nic nie ma – mruknął i postukał w szczelinę.
Kady pochyliła się nad nim.
– A przynajmniej już nic nie ma.
Wyciągnęła rękę i przesunęła palcem po papierze.
– Spójrz, tu jest coś rozmazane. Ciągle daje się wyczuć
lekki ślad. W tym miejscu kiedyś był narysowany jakiś element.
– Myślisz, że został usunięty?
Kady pokiwała głową.
– Ktokolwiek go wymazał, zrobił to w pośpiechu.
– Mama?
– Nie wiem.
64
Jake opuścił szkicownik i gapił się na złotą piramidę.
Dlaczego mama miałaby coś narysować, a potem to wymazać?
Przekrzywił głowę i zaczął uważnie lustrować wzrokiem
dziurę.
Była doskonale okrągła, o rozmiarze przypominającym…
Z rozmachem uderzył się w czoło.
– To oczywiste! – wykrzyknął.
– Co takiego?
Jake nie odpowiedział. Zamknął szkicownik i wsunął go
za kamizelkę. Przypomniał sobie jedną z lekcji taty.
Nigdy nie zakładaj niczego z góry… to zły zwyczaj… zawsze
sprawdzaj, a potem sprawdź jeszcze raz.
Sięgnął do szyi, zdjął przez głowę rzemyk i uwolnił swoją
połówkę złotej monety Majów. Przyłożył ją do piramidy. Zdawała się mieć ten sam rozmiar co dziura.
Zawsze sprawdzaj…
Ponownie pochylił się nad wgłębieniem.
– Co robisz? – pisnęła przestraszona Kady.
Nie zwracając na nią uwagi, umieścił monetę w otworze.
Wydawała się idealnie pasować, jednak musiał się upewnić.
…a potem sprawdź jeszcze raz.
Teraz zwrócił się do siostry:
– Spróbuj swoją połówkę.
Wiedział, że miała przy sobie swój fragment monety, ale
Kady przecząco potrząsnęła głową.
65
– Kady! Rodzice przysłali tę przełamaną monetę z jakiegoś powodu. Nie chcesz wiedzieć dlaczego? To może być
ważna wskazówka.
Wahała się. Jake widział w jej oczach lęk… a może ból.
Wreszcie wolno wsunęła dłonie pod włosy, na kark, i odpięła złoty łańcuszek. Przysunęła się do Jake’a, teraz stali
obok siebie, ramię w ramię.
Zsunęła monetę z łańcuszka i przytrzymała.
– Jeśli coś mi się stanie od tego… – odezwała się
ostrzegawczo Kady, lecz w jej głosie zabrzmiała odrobina
ekscytacji.
– Zobaczmy, czy pasuje.
Kady uniosła fragment monety ku piramidzie, gdy powstrzymał ją tubalny okrzyk, który zabrzmiał w wyłożonym
marmurem holu jak wystrzał z karabinu na słonie. Jake odwrócił się i ujrzał biegnącego wprost na nich Drummonda.
– NIE DOTYKAĆ!
Jake nie potrafiłby wytłumaczyć, dlaczego to zrobił. Być
może kierował nim instynkt płynący z głębi serca. Nie zwracając uwagi na Drummonda, szybko chwycił dłoń Kady. Zamarła z nagłym okrzykiem. Jake pchnął jej połówkę majańskiej monety w kierunku otworu w piramidzie. Idealnie
wpasowała się w miejsce obok jego połowy.
Przylgnęły do siebie.
Złożone fragmenty monety nagle zapłonęły jasno, oświetlając połączone hieroglify Majów.
66
Jake wypowiedział bezgłośnie słowa reprezentowane
przez dwa symbole: sak be. Biała droga.
– NIE! – wrzasnął Drummond. Próbował jeszcze krzyknąć coś, co zabrzmiało jak ostrzeżenie, ale jego słowa odpłynęły wraz z następnym potężnym uderzeniem pioruna.
Oślepiająca eksplozja zdmuchnęła światła awaryjne z siłą
huraganu.
Zanim Jake zdążył zareagować, posadzka pod jego stopami rozpadła się. Krew napłynęła mu do głowy, jakby on także
gwałtownie spadał w przepaść. Przed oczami zamigotały mu
gwiazdy, uszy wypełniło dzikie wycie. Potem nawet gwiazdy
zniknęły, a noc jakimś sposobem stała się jeszcze ciemniejsza.
Ciągle trzymał rękę Kady. Czuł, że to jedyna więź z realnym światem. Zacisnął palce jeszcze mocniej na dłoni siostry.
Cisza trwała w nieskończoność.
Choć nadal nie widział absolutnie nic, był pewien, że
w otaczającej ich ciemności jest ktoś jeszcze. Włoski na jego
karku ponownie się zjeżyły. Wiedział, że coś gapi się na niego
wprost z mrocznej otchłani.
I że zaczyna się przemieszczać w ich kierunku.
Czuł, jak ciśnienie pod czaszką rośnie wraz ze zbliżaniem
się nieznanego. Palce Kady odwzajemniły uścisk brata. Ona
też to czuła.
Jake usłyszał wewnątrz swego umysłu przerażające słowa,
potworne jak dźwięk paznokci drapiących w wieko kamiennej
trumny: Chodź do mnie…
67

Podobne dokumenty