Czarne szaleństwo
Transkrypt
Czarne szaleństwo
Rower numeru: KTM Myroon Prime Czarne szaleństwo Marzenia o carbonowym wycinaku ma każdy uczestnik maratonów. Czy dominujący coraz wyraźniej w szpicy „plastik” jest afrodyzjakiem pomagającym wspiąć się na wyższy poziom przy zachowaniu niedoścignionego dla aluminiaków komfortu? U dało się i kilka dni później oddałem się rozkoszy podziwiania tego rozbudzającego wyobraźnię „ściganta”. Bez zbędnej gry wstępnej przeszedłem do sedna i na ząb wziąłem… Ramę, której posturą bliżej do gracji anorektycznej baletnicy niż tężyzny boksera wagi superciężkiej, którą epatował zeszłoroczny Team LC. Moda na „cieniowanie” dotarła także do Austrii i wykonana w technologii monocoque rama zaskakuje jedynie wagą, która dla najmniejszego rozmiaru nie przekracza kilograma. Delikatne rury o przekroju trójkątnym subtelnie łączą się z prostą jak strzała główką mieszczącą zintegrowane stery. Smukła rura podsiodłowa, o typowej średnicy wewnętrznej 27,2 mm, zmienia przekrój z okrągłego w owalny i wbija się w węzeł suportu. Tylny trójkąt - najciekawszy element konstrukcji. Praktycznie proste na całej długości profile przyjmują lekko owalny przekrój o dłuższej średnicy w płaszczyźnie poprzecznej odpowiedzialnej za sztywność boczną. Na wysokości obręczy koła dumnie prężą swoje ramiona o przekroju zbliżonym do gruszki. U góry przechodzą w masywny łącznik monostay, u dołu tworzą skrzydła a’la Cadillac Eldorado Sewille z 1959 r. okrywające minimalistyczne haki kół. Połączenie tych elementów jest ledwo zauważalne, a finezja kształtów i łagodność przejść przywołują na myśl monumentalne rzeźby, pieczołowicie wymuskane przez antycznych mistrzów. Plastikowe, filigranowe haki skutecznie skrywają aluminiowe inserty. Wyłącznie obecność zacisku hamulca przyciąga wzrok w stronę nieśmiało wyłaniających się kominków mocowania Post Mount. Tak, to pierwsza rama XCM z tego typu mocowaniem, REWELACJA! Dolne rury o podobnej ewolucji przekroju otrzymały bardziej wyraźną muskulaturę na całej długości. Podkreślają minimalizm haków z jednaj strony i czule opasują oponę z drugiej, zapewniając sporo przestrzeni także w sporym błocie. Łącznik suportu, kryjący standardowe łożyska, największy mięsień tego organizmu, nie razi przesadną „pompą”, jednak zapewnia doskonałą sztywność boczną. Przekrój elementów tylnego trójkąta gwarantuje wyjątkową sztywność, mimo mniejszych średnic, niż wiele ram tego segmentu. Piękno i skuteczność zaklęte w prostocie. Błyszczący płat aluminium chroniący delikatne włókna przed zaciągniętym łańcuchem podkreśla dbałość o detale. Wzór malowania Teamorange spodobał się nawet mojej babci, która bez oporów wpuściła KTM do przedpokoju. Magia carbonu? Aha, zapomniałbym o dyskretnych, carbonowych przelotkach linek i otworach na dwa koszyki, których rozmieszczenie wyklucza jakiekolwiek tarcie o ramę - pietyzm na całej linii. Kroplą goryczy w tym winnym pucharze jest beznadziejnie miękki hak przerzutki, który w ostatniej minucie testu uległ złamaniu z sobie jedynie znanego powodu przy zwyczajnym, delikatnym wkładaniu koła po czyszczeniu roweru. 84 bi ke Bo ar d # 6 c ze r wiec 2009 Komponenty: napęd na grupie eXTR-a wieńczy „cienista” przerzutka z doskonale pasującym do ramy węglowym wózkiem. „Klik” i już więcej nie trzeba pisać. Zmiana biegów jest błyskawiczna niezależnie od nacisku na pedały i używanej aktualnie kombinacji. Z przodu zawisła wersja E-type montowana pod łożyska suportu - nie występuje kolizja obejmy przerzutki down swing z koszykiem bidonu. Bez łyżki dziegciu się jednak nie obejdzie. Nie pojmuję polityki KTM co do stosowanych długości korb. Rozmiaru 19” raczej nie używają osobnicy o krótkich nogach lub wzroście poniżej 175 cm, którym dedykowane są korby 172.5 mm i krótsze. Pozornie mały detal. Porównałem ramiona 172,5 i 175 mm i wyszło szydło z worka. Na tym samym podjeździe używałem niższego ząbka kasety przy podobnej kadencji, a zysk na 5 km wynosił około 30 sekund. Wystarczy? Oceńcie sami. Chyba że w ten sposób Austriacy chcieli nadrobić straty na masie spowodowane użyciem turystycznej kasety 11-34, która jest w tym napędzie drugim nieporozumieniem. Zębatki 34-z. używa się wyłącznie na ściankach pokonywanych ze średniej, na młynku ciężko się do niej zbliżyć. PRIME aż prosi się o ciaśniejszą kasetę, bo i tak większość można pokonać z blatu. Hamulce działają rewelacyjnie lekko i precyzyjnie, jednak po 180 mm dysku z przodu spodziewałem się więcej. Przy tej cenie dziwi użycie zwykłych pancerzy SIS sp-41 zamiast zapewniających nieporównywalną szczelność XTR-ów. Detal, ale z czasem odczuwalny. To samo dotyczy opon - Mavic SLR aż proszą się o tubelessy, których na próżno tu szukać. Francuskie zabaweczki stanowią już niemal kanon wyposażenia większości seryjnych wyścigówek XCM. Nic dziwnego - są ładne, trwałe i sztywne, choć do poziomu porównywalnego zestawu Fulcrum Red Metal Zero nieco im brakuje. „Rakietowe Rony” toczą się lekko, świetnie trzymają na suchej i raczej twardej nawierzchni. Luźne, sypkie nawierzchnie wywołują nieznaczną podsterowność. Unikajcie ich w kamienistym terenie. - To jest opona olimpijska, miękka guma na gładki kamień, nie żylety… - uświadomił mnie mój kolarski idol, szkoda, że już po wyścigu, niestety przedwcześnie zakończonym. Nie oszczędzano na amortyzatorze i przód roweru godnie ozdabia najnowszy SID w tęczowej wersji - World Cup. Komponuje się doskonale z delikatną konstrukcją ramy i powiedzmy sobie szczerze, że inny amortyzator byłby niczym kolczatka na szyi jamnika. Tęczową kolekcję uzupełnia biżuteria guru Toma. Ritchey’a oczywiście. Węglowa jest tylko czarna jak ten sporny surowiec kierownica, jednak śnieżno-biały mostek w standardzie 4-axis idealnie się z nią uzupełnia, a jednocześnie zapewnia przyzwoitą sztywność. Nieco krótka jak dla mnie, ale porządnie wykonana sztyca podpiera szokująco miękkie i wygodne przy tej nazwie siodło. Oczywiście, że białe. Ubolewam nad brakiem rogów. Do kompletu pedałki XTR, a to już nie zawsze jest oczywiste.