Którêdy 11 - Albertynki

Transkrypt

Którêdy 11 - Albertynki
MODLITWA
ŻÓŁWIA
Carmen Bernos de Gasztold
Chwileczkę...
Trochę cierpliwości,
mój Boże.
Już idę...
Każdy ma inną naturę.
To nie ja ją stworzyłem.
Nie chcę krytykować
tego domu na mym grzbiecie ma on swe dobre strony –
ale musisz przyznać, Panie,
że ciężko go dźwigać!
A jednak, mam nadzieję,
że choć szczelnie odgrodzony od
świata,
tak w mej skorupie, jak i w moim
sercu,
nigdy nie będę zamknięty
- dla Ciebie.
Amen.
a lbertynskie
r
c
Poniższy krótki list arcbp. Andrzeja Szeptyckiego (tego, któremu
h
Brat Albert podarował obraz „Ecce Homo”) zawiera pozytywną odi
powiedź na prośbę Braci – z czasów Brata Alberta – o możliwość
w
u
kwestowania na terenie jego archidiecezji. Oryginał pisma napisany
m
jest w języku ukraińskim. Jeden z naszych braci rozmawiał z pewnym mieszkańca Przemyśla, który twierdzi, że posiada zdjęcie arcybiskupa Szeptyckiego odzianego w nasz albertyński habit. Być może
uda się do tego zdjęcia dotrzeć
br. Marek Bartoś
Bracia Tercjarze św. Franciszka posługujący ubogim, otrzymawszy
pozwolenie od c. k. Namiestnictwa na zbieranie składek w kraju, zwrócili się do Nas z prośbą o podobne pozwolenie w Naszej Archidiecezji. My
jak najbardziej przychylamy się do tej prośby i polecamy gorąco Braci
Tercjarzy publicznej szczodrobliwości, tym bardziej, że zakłady Braci
Albertynów zbawiennie wpływają na umoralnienie ludzi najbardziej
opuszczonych i w swej istocie zachęcają do pracy dla ludzi zaniedbanych
i pozbawionych wszelkiej opieki.
Poszłyśmy z dziećmi na Giewont (razem 9 osób). Trudno nie
wstąpić po drodze na Kalatówki. Gdy na głos w domofonie przedstawiłam się krótko „Agnieszka”, stojący najbliżej Jaś skomentował: – Ten ktoś w domofonie powiedział „O Boże!” Wszyscy
dorośli tłumaczyli mu, że się przesłyszał, gdy wtem drzwi otwarły się szeroko, a w progu stanęła postać w białym fartuchu. Na
nasz widok chwyciła się obiema rękami za głowę i zawołała
głośno: „O litości!!”. - - Ten błysk tryumfu w oczach Jasia...
Odpowies. Agnieszka Koteja, [email protected] [0-18/20-125-49]
dzialni br. Marek Bartoś, [email protected] [0-12/42-95-664]
Któredy
?
11
2006
ŚW. JAN TEŻ KOCHAŁ BLIŹNIEGO
S. Weronika podjęła się trudu wyszukania w nauce św. S. WERONIKA
Jana od Krzyża tego, co dotyczy miłości bliźniego. Jeśli Brat MAZIARZ
Albert wychowywał braci i siostry w szkole Doktora KarmeWpływ
lu, to bardzo cenne jest dostrzeżenie, jak spójna jest duchooczyszczeń
wość naszego Założyciela. Niejednokrotnie mylimy się, oddzielając praktyczną miłość bliźniego od dążenia do Boga, duchowych
które przecież też musi być bardzo praktyczne. Św. Jan uczy, na rozwój
że dojrzewanie w miłości nie dokona się bez bólu. Ale, i to miłości bliźniego według
jest prawdziwie pocieszające odkrycie, każdy ból, także ten pism św. Jaspowodowany trudnościami w relacjach i niedojrzałością, na od Krzyża
może posłużyć miłości. Wybór należy do nas.
Poniższy artykuł to w całości cytaty z pierwszego rozdziału pracy s. Weroniki,
z uproszczonym zapisem bibliografii. Podkreślenia – od redakcji [s. A.]
Boże zaproszenie dotyczy każdego człowieka w jego konkretnej życiowej sytuacji. Doktor Karmelu poucza, że każda zgoda na Boże działanie w naszym życiu
jest początkiem i elementem procesu wzrostu w miłości. […] Ta Wielka Przygoda
spotkania Boga promieniuje później na całe zewnętrzne postępowanie. Rzeźbi
kształt moralności, która jest pełna wewnętrznej dynamiki: jej owocem, między
innymi, jest wrażliwość i delikatność wobec każdego drugiego człowieka. […] Bóg
uczynił człowieka na swój obraz i podobieństwo. Dlatego Stworzyciel upomina się
o swoje stworzenie i chce każdego człowieka ubogacić darem miłości. Problemem
jest to, jak znaleźć drogę, by nie łudzić się iluzjami co do siebie i swojej miłości
Boga i bliźniego, lecz w pełni otworzyć się na zgodność dwóch woli – Boga i naszej.
Bóg zaprasza, a człowiek w swej wolności może się poddać Jego działaniu, lecz
musi mieć odwagę stawiania sobie pytań o prawdę. I musi mieć odwagę przyjmowania odpowiedzi, których udziela mu Bóg. To pragnienie poznania prawdy
i poddania się jej, jest warunkiem skuteczności Bożego działania. Kto nie chce
zaprzestać prób ucieczki, ten nigdy nie będzie zdrowy (W. Stinissen, Noc jest mi
światłem). […] Zwrócić należy uwagę jak ważna przy wkraczaniu w noc ciemną
jest decyzja woli człowieka. W. Stinissen zaznacza, że to dana osoba decyduje, czy
spotykające ją doświadczenia będą elementami nocy ciemnej. Jeżeli człowiek jest
zgorzkniały i broni się, to dane cierpienie w dużym stopniu jest bezcelowe i przeszkadza w życiu. Ale kiedy ten człowiek wypowiada swoje ‘tak’ i z całą wolnością
pozwala, by dokonało się to, co ma się dokonać, wtedy może to się stać elementem
jego nocy ciemnej. Spotyka w tym Boga. Uczy się Go na nowo; odkrywa, że miłość
Boga nie jest sentymentalizmem, że waga tej miłości jest inna, niż przypuszczał.
Jedna i ta sama rzecz może stać się dla każdego człowieka błogosławieństwem
albo przekleństwem, w zależności jak będzie przez niego przyjęta (tamże). […]
Święty Jan w pierwszych rozdziałach Drogi opisuje niepowodzenia człowieka
poszukującego zaspokojenia w czymś innym niż Absolut; jest on znużony i zmęczony nadążaniem za swymi pożądaniami. Stale jest niezadowolony, udręczony
i smutny. Nie widzi już jasno drogi. Przez styczność z niedoskonałością zostaje
skalany i splamiony. Doktor Mistyczny poucza, że pożądania duszę dręczą, męczą,
zaciemniają, brudzą i osłabiają. Człowiek ogarnięty myślą by zdobyć pożądane
przez siebie dobro (dobro w jego własnym pojęciu), cały jest w nie zaangażowany.
Przemyśliwuje na różne sposoby, jak dojść do zrealizowania swego pożądania,
martwi się bardzo, że jego pragnienia spełzną na niczym i już zawczasu obmyśla
strategię, jak uchronić się przed ewentualną utratą tego, czego jeszcze nie posiada.
W miarę jak pomnaża swe wysiłki celem zaspokojenia swego pożądania, czuje się
nimi coraz bardziej udręczony i zmęczony. A zapatrzony w swój fałszywy cel
i skoncentrowany na swych pożądaniach przestaje widzieć wszystko inne. Całe to
gorączkowe i pełne napięcia działanie sprawia, że człowiek jest coraz bardziej
osłabiony. Tak jakby to pożądanie wyssało z niego siły witalne (por. Droga na
Górę Karmel I,10,2). […] Pożądania, które w człowieku wzrastają w sposób nieumiarkowany niszczą go odnośnie życia Bożego i uniemożliwiają jakiekolwiek
pozytywne relacje z drugimi. Osoba taka zaczyna być nieszczęśliwa sama w sobie,
przykra dla bliźnich, leniwa i ociężała w rzeczach Bożych. […]
Człowiek, który wyrazi zgodę na ingerencję Boga w swoje życie, podejmuje wysiłek, by odpowiedzieć na Jego wezwanie. Zaczyna szukać Boga w swoim życiu
i swoim życiem, swoim konkretnym tu i teraz chce Mu mówić, że Go miłuje. Autorzy duchowni zgodnie podkreślają, że noc ciemna stanowi nieunikniony etap w
drodze do Boga i każdy, kto na serio traktuje swą wiarę, musi przez nią przejść.
[…] Punkt wyjścia jako pierwszy odcinek drogi nazwał Święty ciemną nocą
zmysłów. [Człowiek…] musi zmienić zasadniczy stosunek do świata poznawanego
zmysłami. […] O tym, że na świecie nie ma życia bez ograniczeń, każdy dowiaduje
się już w młodości. Przyjęcie ograniczeń staje się niejako drugą naturą człowieka.
Wychowanie i doświadczenie uczą go, że niepohamowane zaspokajanie skłonności
własnej natury jest zgubne; sam zdrowy rozsądek wskazuje na konieczność pewnych regulacji i dobrowolnych ograniczeń. Wejście w ciemną noc zaczyna coś zupełnie nowego: całe miłe zadomowienie w świecie, korzystanie z jego przyjemności, pragnienie użycia i zrozumiałe przyzwolenie na to pożądanie – wszystko to, co
dla ludzkiej natury oznacza jasne życie dzienne – w oczach Boga jest ciemnością
i nie da się pogodzić ze światłem Bożym (zob. E. Stein, Wiedza Krzyża). […]
Dojrzałość człowieka wpływa na jakość miłości, jaką obdarowuje innych. Można bowiem innych obdarzać jedynie tym, co się posiada. Wszystkie zmysłowe
i samolubne przywiązania są niegodne człowieka, jako istoty myślącej i wolnej,
i czynią go niezdolnym do wejścia w relacje osobowe oparte na miłości. […]
Człowiek, który zobaczy stan swego serca i zdecyduje się na podjęcie drogi
oczyszczenia w trakcie ciemnej nocy zmysłów, musi pamiętać, że jego osobiste
wysiłki, działanie oparte na sobie samym, niewiele zmienią. Koniecznym jest więc
powierzyć się kierownictwu Ducha Świętego. Na etapie wejścia w noc oczyszczenia
płomień Ducha Świętego wcale nie jest przyjemny i słodki. Rani On duszę i wyniszcza jej złe nawyki. Nie napełnia światłem i ciepłem, lecz ogarnia ciemnością,
pozwala widzieć pełniej swą nędzę i ułomności, czyni wyrzuty i sprawia, że człowiek martwi się poznając samego siebie i odczuwa z tego powodu gorycz (Żywy
płomień miłości). […] Nie tylko poważne grzechy, ale także mniejsze przewinienia,
takie jak: wielomówność, drobne przywiązanie do osób, ubrania, celi, książki,
jakiejś ulubionej potrawy i inne drobnostki dla zadowolenia ciekawości, słuchu
i tym podobne, są przeszkodą w dojściu do zjednoczenia z Bogiem i w dążeniu do
doskonałości (Zasady miłości). One także sprawiają, że człowiek na początku duchowej drogi nie jest zdolny do prawdziwej miłości. Jego dusza lgnie do osób,
rzeczy, dóbr o charakterze religijnym lub świeckim. Dla niego bowiem wszystko
i wszyscy są zredukowani do przedmiotów zaspokajających jego egoizm i pożądania (Por. A. Ruszała, Ze św. Janem od Krzyża ku zjednoczeniu z Bogiem). Ludzie
tacy nigdy nie zaznają spokoju, gdyż wedle nauki Doktora mistycznego ... każdy,
kto idzie za pożądaniem, jest zawsze niezadowolony i zgorzkniały jak człowiek,
gdy jest głodny (...). Dzieje się tak dlatego, że dwie sprzeczności nie mogą przebywać w jednym przedmiocie (Droga). […]
Wewnętrzne nieuporządkowanie człowieka wpływa znacząco zarówno na postrzeganie i ocenianie bliźnich jak też na postępowanie wobec nich. Jest to ułomność naszego obecnego stanu, że jacy sami jesteśmy, za takich i drugich uważamy; jaką sami mamy wartość, tak i innych oceniamy, gdyż nasz sąd ma źródło
w nas, a nie poza nami. I tak: złodziej sądzi, że wszyscy kradną; rozpustnik
uważa, że i inni są tacy; przewrotny wszystkich ma za takich, gdyż sąd jego
urabia się w złości, jaką ma w sobie. Dobry natomiast sądzi, że wszyscy są tacy,
gdyż sąd jego urabia się w dobroci, jaką ma w sobie. Również człowiek niedbały
i ospały myśli, że wszyscy są tacy (Żywy płomień miłości). Osoba, która w swym
egoizmie jest zamknięta w sobie i nieczuła na drugiego człowieka, będzie się
usprawiedliwiać, że nie jest taka najgorsza, gdyż inni są do niej podobni. […]
Człowiek ogarnięty pożądaniem jakiejś rzeczy nie ma właściwej oceny tej rzeczy.
Nie jest też w stanie jej właściwie poznać. Pożądania ukierunkowują jego poznanie. Widzi się w drugim człowieku tylko ten szczegół, który sprzyja zaspokojeniu
pożądania. […] Człowiek jest ślepy na całe bogactwo drugiego wraz z jego osobowością, życiem duchowym, życiem nadprzyrodzonym, dziecięctwem Bożym. To
zaślepienie człowieka, które zaburza jego poznawanie jest powodem, dla którego
konieczne staje się oczyszczenie. Ponieważ zaś człowiek jest bardzo przywiązany
do własnych sposobów postrzegania rzeczywistości, proces oczyszczenia z konieczności jest bolesny. Proces ten bowiem odbiera człowiekowi tkwiący w nim
bardzo głęboko obraz siebie samego i obraz Boga, do którego pragnie dążyć. […]
Jak zaznacza J. Gogola, nie jest łatwo wyprowadzić siebie i drugiego z błędu. Gdy
ktoś bardzo kocha obraz samego siebie, i obraz Boga, który sobie stworzył, nie da
go sobie odebrać bezboleśnie. Ból nie jest tutaj warunkiem poznania prawdy, ale
konsekwencją. Człowiek, który nagle znalazł się na drodze, którą nigdy dotąd nie
szedł, będzie sądził, że zbłądził i idzie w złym kierunku; zaczyna cierpieć z tego
powodu tym bardziej, im ważniejszy był cel, do jakiego zmierzał (J. Gogola). […]
Doktor Karmelu zwracając się do kierowanych przez siebie dusz mówi im stanowczo, że nie postąpią na drodze miłości, jeżeli nie będą usilnie umartwiać swoich pożądań. […] Chodzi przede wszystkim o wewnętrzne oderwanie swego serca
od rzeczy i dóbr stworzonych a zwróceniu ich ku Bogu. […]
Jan od Krzyża ma ducha ‘całkowitości’, lecz nie jest nieludzki. […] Doktor Miłości Bożej bolał nad sytuacją człowieka wchodzącego w czynną noc zmysłów, gdyż
doskonale zdawał sobie sprawę, że człowiek ten jest niezdolny do miłości; zarówno
miłości Boga jak i miłości bliźniego. Święty Karmelu zachęca takie osoby do modlitwy, bo właśnie ona jest czynnikiem rozpoczynającym proces przemiany; poznawana i przyjmowana w czasie modlitwy treść wiary, przynaglenie nadziei,
i doświadczenie miłości wymaga wyrzeczenia się wszystkiego, co nie jest Bogiem
i nie prowadzi do Boga (D. Wider).
cdn. (kiedyś)
s. Weronika Maziarz