OPATRZNOŚĆ BOŻA A POLSKA W UCISKU
Transkrypt
OPATRZNOŚĆ BOŻA A POLSKA W UCISKU
OPATRZNOŚĆ BOŻA A POLSKA W UCISKU POZNAŃ 1916. ^r— r— T'..„ ...NAKŁADEM DRUKARNI I KSIĘGARNI ŚW WOJCIECHA. OPATRZNOŚĆ BOŻA A POLSKA W UCISKU KS. JÓZEF STANISŁAW ADAMSKI T. J. POZNAŃ NAKŁADEM DRUKARNI I KSIĘGARNI ŚW. WOJCIECHA. 1916. Hihil o b s f a t. JK. F r i d r i c h S . }. “Pozw alam y drukować. Z K si^ ż ę c o -b isk u p ie g o K o n sy sfo rza L>. 1446. f r a k ó w , dnia 13-go kw ietnia 1915. X. Adam Stefan. "Woino d rukow ać. P o z n a ń , dnia 3-go w rześnia 1915. l^on sysforz Jenerainy A rcy bisk u p i L>. S. w z. X. Weimann. Czcionkami drukarni nakładowej Braci Winiewiczów (właściciel Józef Winiewicz) w Poznaniu, Berlińska 5. Opatrzność Boża - a Polska w ucisku.*) L v ó ż to O p a trz n o ść ? Pom ijając filozoficznoteologiczne określenia i w y w o d y , powiern tylko to, że O patrzność to iście ojcow ska Boga troskliw ość, która w sz y stk ie tw o ry w b y tow aniu zachow uje, nimi kieruje i do w y ty c z o n e g o im celu środkam i stosow nym i doprow adza. M etą ostateczną w sz echrzeczy, jak ich początkiem jest S tw órca-B óg. O celow ości w przyrodzie, na każdym ujawniającej się kroku, wiele znakom itych dziel pisano, zw ła sz c z a ś. p. O. M oraw ski. *) Odczyt ks. J. Stan. Adamskiego T. J. 26 mar ca 1915 wygłoszony w Zakopanem, w zakładzie dr. Chramca, i 7 lipca w sali Sokoła. 6 Istotom rozum nym i wolną wolą w y p o sażonym dobroć n a jw y ż sz a iście Boski n a z naczyła osta te cz n y kres, jakim jest błogowidzenie, czyli w iekuisty z a c h w y t w nieskoń czonej Piękności Bożej Istoty. Pom ijając inne o O patrzności uwagi, przystępuję odrazu do bliżej nas obchodzące go zagadnienia: Opatrzność a Polska w ucisku! Komu cię przyrównam ? albo komu cię przypodobam, córko Jerozolimska? Z kim cię porównam, córko Sion? bo wielkie jest jak mo rze skruszenie tw oje! (Tren. 2, 13) T a k z prze- szytem boleścią sercem wołał wielki prorok Jerem iasz, z a p atrz o n y wr ruiny Jeruzalem i zburzenie ukochanej swej ojczyzny. Żałosny ten głos Jerem iego, niby jęk żałobnego d z w o nu, dolatuje do nas z oddali, budząc w polskich naszych sercach echo w ła sn y ch naszych bó lów i tęsknot. C zyż nie praw d a , że ta k rw a w ią c a du szę sk a rg a P ro ro k a do n a szy c h zdaje się 7 odnosić krzy w d i niedoli? C zyż nie praw da, że duszach na glos jej jęczą w naszych w spom nienia? — bo w ciężkiej nad w y r a z doli ż y ć nam kazała Opatrzność. Inne pokolenia szczęśliwsze po gromach, burzach i zgliszczach, w idzą blask w sc h o dzącego słońca narodow ego, — m y we łzach wyrośli, m orzem krwi oblani, szczękiem oręż nym i jękiem ofiar z nocnego spoczynku bu dzeni — m y bez pociechy i bez wytchnienia — z trudem pcham y taczkę w y g n ańczego ż y w ota, — nie znając, co jaśniejszy prom yk nadziei. Nic dziw nego więc, że w sercach n a szych straszne r«dzą się pytania: ażali to już koniec? ażali oczy nasze przeznaczone na to, by p a trzały na pogrzeb najdroższej z naszych nadziei? ażali uszy nasze dziś już słyszą dzw on jej p o g rze b o w y ? I grzesznem pytaniem g o tow iśm y uderzyć w niebiosa: ażali dla nas już niem a miłosierdzia, — świetlanej niem asz przyszłości? — Polsko, Ojczyzno nad życie ukochana, jestżeś ty dźwiękiem przelotnym, — odbitym od spiżu w ieków — i rozpływ ającym się na z a w sz e w p rzestw orzach — a nigdy już, nigdy 8 nie m ającym rozbrzm ieć na now o w daw nej piękności i ch w a le? ! „Bóg spraw iedliw y, w nieutulonym w o łam y żalu, — a P o lsk a w w ie k o w y m pozo staje ucisku! — dziś cala krw ią sy n ó w swoich ociekła — Iry d y o n o w ą dosłownie stała się . z i e m i ą m o g i ł i k r z y ż ó w ! — a co najgorsza, — czarna, ołow iana chm ura nie pewności promienniejszą zasłania nam p rzy szłość! Ja k ż e ż to w s z y s tk o z Bożą licuje O p a trz n o śc ią ? !' A ta nasza na ro d o w a s k a rg a tem sm ętniejszą i w ięcej uzasadnioną nam się w ydaje dlatego, że narody doczesny tylko m ają ż y wot, — nie tak, jak jednostki ludzkie, których w iekuisty poza g ro b o w y c zeka żyw ot. Naro dy, jako takie, nie będą ani karane, ani n a g ra dzane w życiu przyszłem . Dodajmy, że Kró lestwo Boże, chociaż nie jest z tego św iata, przecież iści się, i na tym świecie! jakkolw iek niedoskonale, W s z a k n arody i narodow ości są dziełem mądrości i Boskiej Opatrzności! O dpow iadam : tak, niezawodnie! Ale nie łudźm y się, iżby one b y ły sam e s w e g o ist 9 nienia celem. Nie — one są tylko środkami w ręku Opatrzności do krzew ienia Bożego K rólestw a na ziemi, do w y z n a w a n ia i c z y nienia mężnie na okopach p ra w d y i spra wiedliwości. — Ja k człowiek pojedynczy, tak naród, tak ludzkość cala, nie m ają ostatecznie dwóch oso b n y c h : doczesnego i w iecznego, ale jedno tylko przeznaczenie w obec Boga, mające dwie strony, doczesną i w ieczną, które się sobie nie powinny przeciw ić, jeno godzić naw zajem w Tym , w którym w s z y s tk o jest jednością i harmonią. Celem ludzkości i narodów, jak pojedynczego człow ieka jest Królestwo Boże, a narodow ość, naród, jak cała natura stw o rzona, jest podścieliskiem, m ateryą, ciałem, w którem się ta n a jśw iętsza s p ra w a Boża ma pełnić. K rólestwo ziem skie sam o w sobie uw ażane bez stosunku do niebiańskiego, oj cz y zn a sa m a w sobie jest pogańskiem bożysz czem, które s trą c a w proch Ten. któremu n a ro d y służyć mają, m uszą. „A narody — mówi Kajsiewicz — Bóg stw orzył, człowiek zaś m oże ulepić tylko państw o, jak n- p. Austryę t- j- sztuczną m ozajkę lub mieszaninę 10 ludów. Narody m ają w tein życiu przechodnern odmienne stanow isko, osobne powstanie, które spełniać w in ny pod k a rą potępienia ziem skiego na czas lub na zaw sz e . . . . Każdy naród jest jakby osobnym tonem w wielkiej harmonii Bożej, o d g ryw ającej się w dziejach św ia ta ; jest niby g w ia z d ą osobną w wielkiej konstelacyi idei Boskich o ludzkim rodzaju. A ludzki rodzaj, o ile jest czynny, ż y w y , o ile jest częścią św iatła ludzkości ośw ieconą i w ierną św iatłu Bożemu, mieści się w kościele katolickim, zajmuje w szystkich katolików, w iedzących, czy nie w iedzących o sobie, należących w edług w y ra ż e n ia teolo gii, do c i a ł a lub d u s z y K o ś c i o ł a . Zatem narodow ości katolickie są jakoby tyluż słupami, na których opiera i unosi się ku niebu kopuła jedności katolickiej, uw ieńczona k rz y żem Zbaw iciela i w iąże różność w jedność harmonijną, tak, iż narodow ości katolickie, nie będąc w arunkiem trw an ia Kościoła, w c h o dzą z nim w całość w spaniałą. S tąd ich dzielność, niepożytość i nieśm iertelność d o czesna. . To też miłość o jczyzny w Bogu, w pojęciu katolickiem, choć jest zrazu uczu 11 ciem m ieszanem , u szczytu s w e g o zle w a się z czysto już duchow ą miłością M atki naszej Kościoła a następnie z sam ą duchow ą miłością niebiańskiego jej Oblubieńca G łow y i Pana, C hrystusa. R eszta ludzkości stanow i cień, przyćm ioną część obrazu. Jest to m ateryał, któ ry już należał albo ma należeć do życia Kościoła, w u lkany w ygasłe, lub gw iazdy, któ re jeszcze nie w zeszły. Dzieje ś w ia ta uczą, że albo naród jaki w sw ej historyi stanow ił cząstkę św iętych dziejów Kościoła, w cielając je w dzieje swoje, albo s ta w a ł się jego w rogiem ".1) Bóg s tw o rz y ł n arody i w y tknął k a żde mu granice, a w pośród narodów tak różnią cych się m ow ą, usposobieniem w ew nętrznem i stosunkam i zew nętrznym i, wzniósł Kościół swój św ięty, jako ten słup ognisty, co p ro w a dził Izraela w śród puszczy i jemu oddał w opiekę kraje i ludy. Jako ze słońca w y p ły w a ją w sz y stk ie promienie, tak z Kościoła w sz y stk ie chrześcijańskie w y p ły n ę ły narody. I te tak różne narodow ości, Kościół - M atka, *) Kaz. o trojakiem życiu. 12 bo takie dzieło m a tk a w y k o n a ć tylko w ydola, — w jedną spoił całość i miłość. Zw iązek narodu z Kościołem t. j. Z w iązek narodu z Bo giem jest kamieniem w ęgielnym narodow ości, bo jest kamieniem w ęgielnym siły moralnej, która w s z y s tk o uszlachetnia, uśw ięca, która w sercu rozw ija ten nadziemski, szlachetny, zbaw ienny p a try o ty z m nie przem ijającego chw ilow ego szalu i przelotnej egzaltacyi, k tó ry po sobie tylko echo głośno brzm iących słów zostaw ia, — ale p a try o ty z m w ytrw ałości, poświęcenia, jedności, miłości, dojrzałości w pom yśle i tęgości w działaniu; — p a tr y o tyzm ten dusi o w ego w ę ż a sobkostw a, nie zgody, próżności, rozw ijając siłę ży w o tn ą , siłę niezłomną, k tó ra choć n a jakiś cz as o d rętw iałą się w ydaje, g d y w ybije godzina od O p a trz n o ś ci oznaczona, jako olbrzym z grobu powstaje, w y c ią g a wolne ku niebu ram iona, jako orzeł wzbija się pod obłoki i pije rosę Boskich natchnień. T a siła, to ten m ądry, przezorny, roz tropny budow niczy, co się bierze do wielkiego dzieła, do odbudow ania gm achu narodow ego życia, opartego na w ierze i cnocie. 13 Narodowi naszem u O patrzność św ietne n a znaczyła posłannictwo. P olska postaw iona na rubieżach chrześcijaństw a, była jego prze d m urzem , o które rozbijały się zapędy w ro g ó w w ia ry C hrystusow ej. — P o gaństw o, z w y c ię żone przez Ew angelię — hordami tatarskiem i z a le w a znow u Europę. Atoli P olska w y s t ę puje do boju w roli ry ce rz a — obrońcy Koś cioła jak i w ła sn y ch sw y c h dzierżaw . Po T atara ch , islamizm usiłuje w ytępić chrześci jaństw o; sz ta n d a r P ro ro k a zw ycięsko posuw a się wzdłuż Dunaju. W ę g ry upadają, c e sa rstw o niemieckie chwieje się, — ale P olska stoi; krew jej strugam i popłynęła w obronie w ia ry pod W arną, pod Chocimem i na innych po lach; teraz w ojenny geniusz Sobieskiego najświetniejszem zw y c ięstw e m koronuje daw ne walki zw ycięskie, osw obadza Wiedeń, z b aw ia Niemcy, chrześcijaństwo. L osy ludu żydow skiego, któ ry w ó w c z a s jedyny stanow ił Królestwo Boże na ziemi, są doskonałym w zorem losów doczesnych kato lickich narodów — naszego najwidoczniej; chociaż nie zaw sze, przynajm niej d o r a ź n i e 14 w ten sposób O patrzność z nimi postępuje. Jak długo Żydzi stali i chodzili w Zakonie, żyli w pokoju i pom yślności; ile r a z y popadli w niewiarę i ba łw o c h w a lstw o , puszczał Bóg n arody dzikie i niew ierne ku przykruszeniu tw a rd y c h k a rk ó w Judy i ten w iarołom ny do Boga nie raz w iście c u d o w n y sób i przedziw ną darzył pokojem. — Izraela. A kiedy lud się n aw racał, Bóg o sw obadzał go spo go pom yślnością — Oto w osnowie dzieje na ro d ó w : dzieje ludzkie — to dzieje niepraw ości i dzieje chłost P ańskich za nie. — W ręku O patrzności jeden naród jest młotem — a drugi kowadłem i na w zajem . Ani się g o rsz y ć — że równie, albo i więcej grzeszne ludy są karcicielami innych. Sprawiedliwość Boża, jak ludzka, nie u ż y w a n a jśw iętszych w społeczeństw ie nieniu sw oich w y ro k ó w . ku w y p e ł O stateczne Boga w rzeczach ziemskich widoki nie z jednego lub drugiego w y d a r z e nia, ale z ciągu w y p a d k ó w oceniać należy. Nieraz tajem ne s ą d y Boże nierychło w dłu giem życiu na ro d ó w z a c z y n a ją się rozwijać. I godne uwagi, że najczęściej w ypadki, które 15 rodzinę jaką albo naród w mniemaniu ludzkiem do n a jw yższego szczy tu potęgi zdają się w ynosić, lub s trą c ać do przepaści — w końcu przeciw ne zupełnie spro w a d za ją skutki. P r z y kładów nam d o sta rc za i Pism o św. w poni żeniu i w następnem w y w y ż sz e n iu Józefa w ra z z ludem jego — i dzieje św ieckie w ce sa rstw ie rzym skiem — i w tylu innych d a w niejszych lub now ożytnych narodach. Ale m y postawieni w dole, w ązki widnokrąg k ró t kim obejmując w zrokiem , sądzim y o drogach Opatrzności, jak prosty żołnierz, stojący bez czynnie pod upałem działowym , sądzi o pla nach sw ego wodza, k tó ry w sz y stk o widzi z daleka i kieruje z góry. — W wielkim łań cuchu zdarzeń, w jaki splatają się dzieje ludz kości i historya pojedynczych narodów , — w z ro k nasz jedną tylko obejmujący chwilę, — oderw ane dostrzega ogniwa, — całości o g a r nąć niezdolny. — W pomroce dziejów gubią się p r z y c z y n y faktów, na które nasze znie cierpliwione patrzą o c z y ; zasłona przyszłości ukryw a przed nami ich n a stę p stw a ; zaledw o nam wolno je przeczuw ać. ziemski nie dojrzy, Ale czego w z ro k jaśniejszem jest przed 16 okiem duszy, przed rozum em w ia rą opromie nionym. Jak dźwięki o d e rw a n e r ę k a m istrza wiąże w harm onijny akord: tak z pojedyn czych w y d a rz e ń i epok dziejow ych s p ra w ie dliwość i m ądrość Boża, rzą d z ą ca św iatem , s tw a rz a w ielką harm onię dziejów, harm onię zupełną i doskonalą, bo sta n o w ią c ą cząstkę dziejów Boskiej O patrzności. M y postawieni w jednym punkcie czasu i przestrzeni, p rz y w y k liśm y z w r a c a ć u w a g ę na jednę chwilę, w której t r w a m y i n a jedno miejsce, w którem jesteśm y, — podczas kiedy m ielibyśm y mieć na względzie cały łańcuch wieków . Za krótko ż y je m y na to, by dojrzeć z w iązek zła obecnego, które nas tak razi, z dobrem powszechnem ; a poniew aż O patrzność nie idzie w s w y c h zam ysłach tak prędko, jak nasze pragnienia, bierzem y stąd pochop do s z e m ra nia przeciw Niej. P la n y Boże są niedościgłe, niezmierne, a nasz w z ro k jest ograniczony. C zyż z n a m y stosunek tego, co jest, — z tem, co było i co będzie? zw iązek z pełnością i z ostatecznym kresem w sz y stk ic h dziel P rz e d w ie c z n e g o ? Jakże w ięc m ożem y się ośmielić naszej p o d d a w a ć je k r y ty c e ? Zuch 17 wali, pow iada O. Kajsiewicz, żą d am y zgłębić płytkim n a szy m rozum em i to dokładnie ta jemnice M ądrości Bożej. Kusą piędzią krót kiego naszego i niecierpliwego ż y w o ta chcem y zm ierzyć wiekuiste, spokojne ro zm iary dróg Bożych. S ą d z im y przeto, jako nieświadomi praw ideł optycznych o persp e k ty w ie obrazu, dopóki nie staniem y w stosow nym i praw dzi w y m punkcie widzenia. Zrazu uderza nas nie ład, grubość ry s ó w — powoli jednak a cier pliwie w p a tru ją c się, szczególnie jeśli słucha m y rad ludzi biegłych w tej sztuce, z a c z y n a m y coraz w ięcej o d k ry w a ć harmonię, kształty, nareszcie i piękność całości. P odo bnie się dzieje w sądach naszy c h o rządach O patrzności nad św iatem . Zrazu uderza nas i g orszy chro p o w a ta nierówność, krzy c z ą ca niespraw iedliw ość, — ale w miarę, jak się zbliżać będziem y do p raw dziw ego punktu widzenia, do ogniska wieczności, w którem Bóg sam mieszka, z którego wychodzi, do którego się w s z y s tk o z w r a c a : coraz w ię cej o d k ry w a ć będziem y pow odów do podzi w iania, — się — zrazu m iasto sądzenia ciemniej, jakoby i gorszenia przez mgłę, 2 w coraz większej jasności potem, w dosko nałości kiedyś.1) C zęstokroć czas odsłania cel w y d a rz e ń i to, co jest niepojęte dla w spółczesnych, jest jaśniejsze i zrozum ialsze dla potomności. Kiedy ba rb a rz y ń sk ie ludy z P ółnocy spadły na prow incye p a ń s tw a rzym skiego i czyniły olbrzym ie spustoszenia w śró d n a ro dów katolickich Galii, Hiszpanii i W łoch: słabi w w ierze chrześcijanie pytali, dlaczego lud w ie rn y staje się łupem n iew iernych? W te d y Salwian, w y m o w n y kapłan z Marsylii, c h w y cił za pióro, by położyć tam ę szem raniom i uspraw iedliw ić O patrzność. — W naszych czasach, w śró d w strząśnień politycznych i re ligijnych, w śród okropnych w alk całej niemal Europy, w ś ró d p rzerażających bezpraw i, iluż to ludzi zgorszonych tym nieładem sądzi, że Bóg nie zajmuje się tem, co się dzieje na świecie! A jednak, czem że to w s z y s tk o jest w oczach Tego, k tó ry króluje w w ieczności? Z tiaszemi narzekaniam i, z naszem i klęskam i i nieprawościam i — podobni jeste śm y do ') Kaz. o Opatrzności. 19 mrówki, k tó ra mniema, że koniec ś w ia ta n a stąpi}, bo kropla w ody zalała jej gniazdo. — Je st za w sz e jakiś plan u k ry ty w ty ch z a b u rzeniach, które od czasu do czasu zmieniają oblicze ś w ia ta lub narodów . G d y b y Bóg zechciał nam odsłonić sw e tajniki, poznalibyś m y, jak głęboka jest w tem m ądrość. M y sami, jakkolwiek ograniczeni, czyż nie m oże m y d op a trz y ć się niektórych przyczyn tych dziw nych i zdrożnych przew rotów , które w strz ą sa ją ludami? Pocóż te p rzew roty, te wojny, te rew o lu c y e ? Poto, b y pokarać grzeszne narody. B oska spraw iedliw ość ujawnia się najbardziej w przyszłem życiu nad jednostkami, — nad narodam i zaś w yłącznie w tem życiu; — one bow iem doczesny tylko mają żyw ot. Kiedy m iara w y stę p k ó w , nierządów, niezbożności w sz y stk ic h w a r s tw jakiego narodu jest dopeł niona, w te d y następuje pomsta spraw iedliw a. Bóg dom aga się hołdów publicznych od n aro du, — widocznie więc karze go za bunt i nie w dzięczność w zględem Siebie. Daje odczuć panującym i dzierżącym w ładzę, że nie można 2* 20 bezkarnie d a w a ć ludowi przykładu ro zw ią z łości i niezbożności; a ludom — że bezkarnie nie m ogą iść za ty m zgubnym przykładem Pocóż te w ojny, te p r z e w ro ty ? B y po uczyć tych, k tó rz y udają, że nie wiedzą, iż Bóg jest n a jw y ż sz y m P anem , który, kiedy Mu się podoba, obala królestw a, jak jednostki; i by nas przestrzedz, iżb y śm y nasze nadzieje poza tę ziemię przenosili, bo na niej w s z y stko w re, chwieje się, jest niepewne. S p ra w iedliw ość B oża dopuszcza te wojny, rew olucye dla odnowienia ludów upadłych, zniepraw ionych w y stę p k am i, by je przebudzić z złow ieszczego letargu. S ą ludy tak głęboko pogrążone w śnie obojętności religijnej, że nie przebudziłyby się inaczej, jak p rzy łomocie straszliw ych burz, w strz ą s a ją c y c h podw alina mi św iata. P o cóż te w ojny, te w strząśnienia poli ty c z n e ? B y ludy kłam stw em uwiedzione przyw ieść do p ra w d niezbędnych, p o d sta w o wych, a z b y t długo lekcew ażonych. Kiedy złości prze w aż y ły , kiedy w s z y s tk ie z a sa d y moralności i porządku publicznego z ostały zdeptane — kiedy się p r z y w y k ło z w a ć złem 21 to, co dobre, a dobro — ziem: w jakiż sposób, pytam , m ożna w y w ie ś ć um ysły z błędu? Ro z um em ? Ależ jego się nie słucha pośród w r z a w y rozpasanych namiętności. Zali do rozum u i do serca nie p rzem aw iał nasz złotou sty S k a rg a w kazaniach sejm ow ych — nap różno? — Może p o w a g ą dośw iadczenia? Ależ w niem upatruje się przyw idzenia, uprze dzenia, nieśw iadom ość, ł a tw o w ie r n o ś ć . . . . Może po w a g ą m ę d rc ó w ? Ależ ci — wołają — to w stecznicy, um y sły bojaźliwe, niewolnicy przestarzałych zasad! Odzież w ięc znaleźć leki na tę głęboką, śm iertelną chorobę serc i u m y słó w ? B y ją zleczyć, potrzeba d o św ia d czenia aktualnego, uderzającego, dotykającego w sz y stk ic h . . . Cóż w ięc czyni O patrzność? U suw a s w ą rękę, w y d a je ludzi ich p rzew rot nej mądrości, dopuszcza, że porw ani zapalczyw ością sw ego szalonego rozum u łamią święte z a p o ry w ia ry i cnoty, — i nagle św iat m o ralny i polityczny m iesza się, w szystkie w ią zadła i sp rę ż y n y pękają, podpory się chwie ją, gm ach społeczny pochyla się i pada ruiną na sw e zburzone podwaliny. prze d staw ia się tylko Oczom naszym dzieło rozwiązłości i b e z b o ż n o ś c i----- I cóż złemu zaradzi i je w y le c z y ? S a m e te b ezpraw ia! W śród a n a r chii, nieprawości i klęsk napiętrzonych, czło wiek odczuw a potrzebę ham ulca i opiekuń czej pow agi; w sz y stk ic h o c z y z w ra c a ją się ku Temu, k tó ry rozkazuje w ichrom i burzom ; klęski rozśw iecają om roczony niepraw ościami św iat, — on się odnaw ia sam em sw y c h nieszczęść ogrom em ; z głębi ruin zaw alonego św iata potężny w ychodzi głos: O teraz kró lowie, rozumiejcie; ćwiczcie się (uczcie się), któ rzy sądzicie ziem ię! (Ps. 2, 10), uczcie się, że tylko w szczerem do Boga powrocie ratunek w a sz i w skrzeszenie! Myśli podobne odnajduję w l i ś c i e p o s t n y m śp ks. A rcybiskupa Likow skiego z 24. sty cznia 1915. .W o jn ę n a zw ano słusznie rózgą Bożą. C hociażby była najspraw iedliw szą, sp ro w a d z a tyle cierpienia i nędzy na ludzkość, że w niej jedynie karę B ożą u p a try w a ć można. Kara spada za winy. A tych win nagrom adziło się za dni naszych tyle, że sta ły się jak by m głą nieprzejrzystą, p rzysłaniającą ludzkości Boga i wieczność. Widzieli daw no grożące niebezpieczeństwo Namiestnicy Chrystusow i i od dłuższego już czasu przestrzegali ludz kość przed tą duszącą atmosferą, w której się pogrążała, nawołując ją, by się odnowiła w Chrystusie, ale słow a ich przebrzm iew ały bez echa. U latyw ał duch chrześcijański z pośród narodów , now ożytne pogaństw o z z a strasz a ją c ą szybkością s z erz y ć się poczęło po całym świecie- Ludzkość stanęła nad przepaścią. W y c z e rp a ły się łagodne środki miłosierdzia Bożego, więc s u ro w s z y środek, w ojna, ona rózga Boża, m a przy w ie ść spo łec zeństw a europejskie, do upamiętania, ma je odnowić. O pow iada ewangelia, że kiedy P a n ujrzał Jerozolimę w blasku ludną i g w arn ą, zapłakał nad nią, Gdybyś i ty poznało (Jeruzalem) i w twój, co jest ku pokojowi Twemu, a kryte jest od oczu twoich. Chrystus chwały, mówiąc: ten dzień teraz za Albowiem przyjdą na Cię dni i otoczą cię nieprzyjaciele twoi,u (Św. Łukasz. 19, 42—43.) Nie poznała ludzkość dni nawiedzenia Bożego, w ięc teraz cierpi; — biada jej, gdyby i teraz z a k ry te jej b y ć miało, co jest ku po 24 kojowi, tj. zbawieniu jej. W ojna jest bow iem nie tylko rózgą, ale z a razem n a u c z y cielem. do W ojna w z y w a nas prze d e w sz y stk ie m szczerej p o p ra w y życia. Now oczesne pogaństw o, w dzierające się najrozmaitszemi drogami do społeczeństw chrześcijańskich, w ystudziło i wyziębiło s e rc a ludzkie dla z a sad i praw ideł chrześcijańskich. Duch p o gań ski opanow ał nieomal w s z y s tk ie dziedziny działalności ludzkiej. Z ka te d r u n iw e rs y te c kich o d z y w a ł się już nieraz ateizm ; głosiły go bezkarnie uczone rzekom o dzieła, a pisma codzienne niosły ten jad i tę truciznę w sz e rokie w a r s t w y czytelników. Ono pyszne „Nie będę słu żył“ (Jerem. 2, 20-) rozlegało się coraz głośniej i szerzej. A w ślad za tem zboczeniem umysłu szło zboczenie serca. F a lą złow rogą rozlew ało się zepsucie m oralne w śród św iata. P o d pozorem piękna w darło się do p rz y b y tk ó w sztuki, obniżyło poziom literatury pow szechnej, a urągając w ro d z o n e mu uczuciu skrom ności, narzucało b e z w s ty d ne m ody płci niewieściej. Zboczenie um ysłu 25 i zboczenie s e rc a spow odow ało on kult ciała, ono dogadzanie sobie, one zbytki, przekracza jące w sz e lk ą m iarę dozwoloną. W grom a dzeniu jak najwięcej pieniędzy upatryw ano cel życia, chw alę sw oją w poniżaniu bliźniego. Doszło do tego, że w niektórych społeczeń s tw a c h już nie wiele ry s ó w dostaw ało do tego obrazu upadku, jaki sta ro ż y tn y św iat pogański przedstaw iał. Darem ne b y ły wszelkie naw oływ ania do odw rotu. W te m jak grom spada wieść 0 wojnie, pow ołująca miliony pod oręż. I odrazu ocknęły się um y sły ludzkie. W obliczu g ro zy wojennej znikły jak w idm a chwiejności w w ierze i obojętność w zględem niej. Zrozu miano, że nie w płytkich m ędrkow aniach, lecz w w ierze C hry stu so w ej jest moc dla ducha i źródło pociechy dla s e rc a ludzkiego. W m orzu krw i i w potokach łez ludzkich ujrzano spraw iedliw ą i k a rz ą c ą rękę Bożą 1 ukorzono się przed nią. Umilkły namięt ności. T am , gdzie w zapasach strasznych pa dają tysiące, nie miejsce na w yuzdanie. Ustał kult ciała. Pole walki, uciążliwe marsze, nie przespane noce, niezaspokojony głód w y m a 26 gają zaparcia się, którego ludzkość przedtem znać nie chciała. Znika zbytnie przyw iązanie do dóbr doczesnych- Widzi człowiek, jak w gruzy w a lą się dom y, jak, gdzie groza w ojny przeszła, n a w e t pieniądz nic nie w a ż y , — k a w ałka chleba za niego kupić nie m oże — w ięc mimowoli o d r y w a od nich serce swoje. P rzedziw nem i drogam i prow adzi Bóg człowieka. Z głębi niew iary i z nadużycia dóbr ziem skich wiedzie go dziś przez wojnę na w y ż y n y , na których Kościół widzieć go pragnął od d a w n a Z g ruzów i ruin now ego pog a ń stw a podnosi się n o w y rodzaj w ielbiący P a n a ży c ia i śmierci. Niech w ięc te głosy, które p rzem aw iają do nas z pola w alki, nie przebrzm ią dla nas bezow ocnie; niech będą pobudką do szczerej i trw ałe j p o p ra w y ż y c ia w m yśl upomnienia P ro ro k a : Szukajcie Pana, póki znalezion być może; w zywajcie go, póki jest błizko. Niech opuści złośnik drogę swoją, a m ąż nieprawy m yśli swe i niech się nawróci do Pana, a zm i łuje się nad nim, i do Boga naszego, bo hojny jest ku odpuszczeniu. (Izaj. 55, 6—8.)“ 27 Ja k długo naród nasz, w m yśl O p a trz ności, spełniał dziejowe swoje posłannictwo i szczycił się m ianem p r z e d m u r z a c h r z e ś c i j a ń s t w a , P o lsk a roztaczała niezrów na nej c h w a ły narodow ej blaski; — upadla zaś jak lud w y b ra n y , kiedy się sprzeniew ierzyła swej misyi, kiedy odpadła od p raktyk w iary Chrystusowej,, tego jedynego niemal centrum, skupiającego luzem chodzące zaw sze jed nostki. — Ś w ia d c z y o tem mistrzyni życia — historya. Po przyjęciu w ia ry katolickiej rozszerza ją Bolesław C h robry — poprzedzany św. W oj ciechem; w spółcześnie rozszerzają się granice, rośnie ład, praw o, wielkość i pom yślność kraju. Za jego sy n a M ie c z y sła w a II. naród popada w b a łw o c h w a lstw o — a P olska się rozpada. W ra c a Kazimierz Odnowiciel, — w ra c a z nowym i apostołami, podnosi ołtarze, krzewi dobry obyczaj i o św iatę — w ra c a i doczesna Polski pom yślność. Bolesław Śm iały, dopóki za młodu słu chał św . Stanisław a, przew odzi Rusi i W ę grom, jest sędzią pokoju w Słowiańszczyźnie. 28 Za zbrodnię na św. Biskupie dokonaną, spada mu z głow y korona — i P o lsk a maleje. D źw iga ją znow u pobożny i w ojenny K rzyw ousty, a n a w ra c a ją c P o m o rz e szeroko rubieże Polski za O drę przerzuca. A po nieszczęśliw ym podziale — za Ł o kietka zew n ę trz n e odrodzenie, zjednoczenie ojczyzny — poprzedziło w e w n ę trz n e gow anie w ia ry . sp o tę W ia ra i pośw ięcenie Jadw igi dały nam Litw ę i Ruś, odbitą na T a tara ch , k tórą po przednio Kazimierz W ielki do Polski p r z y łączył. Ale w złotym w ieku, u s z cz y tu potęgi, kaznodzieja i prorok naszego narodu, Skarga, d la o d s z c z e p i e ń s t w a z apow iada ruinę. i niewiary P obożność J a n a Kazim ierza i z w ro t n a rodu ku religii pod w rażeniem cudownej opieki B ogarodzicy — P olskę jeszcze o c a l a ; — ale niew ia ra XVIII. w ieku m ająca w y r a z w zepsuciu o b y c z ajó w P olskę zabija. N iestety naród nasz nie d otrzym ał ślu bów — C h rystu sow i P a n u i Królowej Koro ny Polskiej w k a te d rze lw ow skiej przez Jana 29 Kazimierza uczynionych, to też P olska w oczach chylić się poczęła ku upadkowi. Ale i w te n c z a s jeszcze Opatrzność, uosobiona w litości Tej, do której naród za w sz e garnął się jak do matki, konającej z w in y własnej ojczyźnie niosła pomoc i ratunek. P rz e m a w ia ła do niej głosem jej kaznodziei: „W ejdź w siebie, opa miętaj się, g rzeszny narodzie, boć ręka spra w iedliwości ciąży nad tobą." A kiedy i oso biste i narodow e niepraw ości kamienne w y tw o rz y ły uszy i s e rc a w narodzie, kiedy prze brała się m iara przew inień — z woli O patrz ności, najlitościw sza Polski Królowa, M arya, w s trz y m a ła czarę gniew u Bożego, by się nie w y la ła aż do dna na przeniew ierców ; w cier piących i w a lc z ą c y c h w le w a ła balsam pocie chy i m ęstw a. W n a szych czasach O patrz ność, ujaw niająca się w nieustannej pomocy B ogarodzicy, do d a w a ła hartu prześladow anym za w ia rę i ojczyznę; utw ierdzała bohaterskich Unitów; to w a rz y s z y ła w ygn a ń c o m w k rz y żowej drodze na Sybir, — lub na obczyznę. T a opieka B ogarodzicy, z woli Opatrzności, po dziś dzień politycznie podtrzym uje naszym w narodzie obumarłym pierwiastek dU z m a rtw y c h w s ta n ia : w ia rę w C h rystusa i czułą ku B ogarodzicy pobożność. Jeden z n a szych a rty s tó w usym boliżow ał Polskę doby obecnej. Na obrazie widnieje dziew ica sk u ta w kajdany, pracująca w k o palni; boleść i tęsk n o ta rozdziera jej serce i odbija się na jej tw a rz y . Nie dziw, że tęskni do śmierci. Na szczęście pełna blasku i słodyczy ukazuje się jej D ziew ica P rz e n a j św iętsza. w stępuje Na w idok Niepokalanej otucha w serce w ygnanki, dźw iga się z ziemi i rączo c h w y ta się pracy. Jakiż to w ierny obraz zbolałej naszej ojczyzny! Nie zaw odnie d aw no już s k u ty w k a jd a n y naród nasz byłby się w y d a ł rozpaczy, g d y b y ten ż y w y w y r a z O patrzności, M arya, nad nim nie czuw ała; g d y b y serdecznem ku Sobie nabożeństw em nie obudzała ciągłej naszej nadziei. Zrozumieli O patrznościow e dzieje Polski tw ó r c y Konstytucyi 3 Maja. To też zw rotem ku religii chcieli k onającą ojczyznę do życia przyw ołać. W szelako z w ro t ten nie był dość szczery, dość pow szechny, dość ogólny i n a 31 rodow y, dlatego P a n nie powiedział jeszcze: Młodzieńcze, dów, w s t a ń ! Beniaminie naro Z ba w c z ą Konstytucyi 3- M aja m yśl po r. 1830 podnieśli trzej najwięksi nasi w ieszcze w s w y c h arcydziełach. — Mickiewicz, z w ła sz cza w III. c z ę ś c i D z i a d ó w ; Słowacki w A n h e 11 i m ; Krasiński w P r z e d ś w i c i e w sk a z u ją drogę, po której naród nasz k ro cz y ć musi, aby dzień z m a rtw y c h w s ta n ia przybliżyć. Mickiewicz, co miłował nasz naród se r cem milionów, usiłuje podnieść P olskę do Boga i postaw ić ją przed ludzkością, jako pochodnię gorejącą, ro ztaczającą blaski pło miennej sw ej w iary. S łow acki w A n h e 11 i m w y ty c z a na rodowi naszem u szlaki ku promiennej p rzy szłości poprzez cierpienia i ofiary z miłości Boga i bliźnich podjęte. Nikt atoli tak jasno i p oryw ająco nie w skazał tych zbaw iennych dla Polski szla ków, jak Krasiński. Już w I r y d y o n i e w sk a z a ł nam, jako środek zbaw ienia — pokutę. Oto głos B oży do Polski, usym bolizow anej 32 w Irydyonie: „Idź na północ w Imieniu C h r y stusa — idź i nie z atrzy m u j się, aż staniesz na ziemi mogił i k rz y ż ó w . — T a m po w tó rn a próba tw oja, po raz drugi miłość tw oją (oj czyznę) ujrzysz przebitą, konającą, a sam nie będziesz mógł skonać — i męki ty sią c ó w w cielą się w serce tw oje. Idź i ufaj imieniowi m e m u . . . . A po długiem m ęczeństw ie zorzę rozw iodę nad w am i — udaruję w a s, czem aniołów moich obdarzyłem przed w iekam i — szczęściem — i tem, co obiecałem ludziom na szczycie G olgoty — wolnością." — WNieboskiej Komedyi K rasiń ski w skazuje, że ostateczne z w y c ię s tw o od nosi tylko m yśl chrześcijańska; ż e b y nasz n a ród pow stał z grobu, m uszą z a s a d y chrześci jańskie b y ć sto so w an e nie tylko w życiu codziennem, pry w a tn e m , ale i w politycznem, w stosunkach m iędzy różnemi klasam i tegoż sam ego społeczeństw a. W Przedświcie zajm uje się już w p ro st przyszłością Polski; przyszłość ta przedstaw ia mu się w dziwnie jasnych b a r w ach. Rozum uje tu nasz wieszcz-filozof: albo ludzkość nie będzie naprzód k ro cz y ła drogą 33 postępu, albo jeśli m a się doskonalić, musi w p ie rw n a p ra w ić gw ałt, dokonany na polskim narodzie. P o n ie w a ż zaś doskonalenie się ludz kości jest pewnikiem niezbitym, przeto i z m a r tw y c h w s ta n ie Polski jest w y ższem ponad w szelką w ątpliw ość. P olska p rze d staw ia mu się, jako C h ry s tus na ro d ó w um ęczony. Widzi on już oc z y m a ducha przyszłość, a w niej chwilę wielką i św iętą, chwilę z m a rtw y c h w s ta n ia Polski: Ja k blask słońca, tak jej lice I z błękitu m a źrenice — A jej w zrokiem błyskaw ice! Nad jej czołem z krw i k orona: W ieniec w spom nień p u r p u ro w y ... L ecz już przeszły w sz y stk ie bole 1 duch B oży na jej czole — Naokoło już ś w ia t now y." Tej Polsce świetlanej, słonecznej w s z y stkie ludy cześć oddają: I przyklękły — i słyszałem Głos, co w ola w w iecznem niebie; Ja k im S y n a niegdyś dałem, T a k im, Polsko! daję Ciebie! S y n mój jeden był i będzie, 34 Lecz m yśl Jego żyje w tobie, Bądź w ięc praw dą, jak on w szędzie J a cię córką moją ro b ię !” N iestety P o lsk a nie była, ani jest taką, jaką w w ieszczem natchnieniu ujrzał ją K ra siński i jaką m ieć pragnął. Ażeby b y ć C h ry stusem narodów , trzeba b y ć doskonałym , nam zaś do tej doskonałości daleko. Rozbiór P o l ski był zbrodnią niewątpliwie, jak sa m a M a ry a T e resa przyznała, ale do jej spełnienia m y ś m y grzecham i sw ym i sami dopomagali. Nie podległości nie o d z y sk am y , zanim nie będzie m y jej godni. Co w poprzednim rozum ow aniu Krasiń skiego było przesadnem i błędnem, to sp ro s tow ał w P s a l m i e D o b r e j W o l i , który jest ostatniem słow em jego myśli i jej dopeł nieniem. I M ickiewicz i Słow acki pragnęli uchylić zasłony, o k ry w a ją c e j przyszłość narodu, ale dawali się p o rw a ć w ieszczym na tc h n ien io m : przeczuciem pragnęli odgadnąć przyszłość nie znaną, przepow iadali, jak b y w uniesieniu pro* roczem. Krasiński, k tó ry rozbrat m iędzy stra s z liwą rzeczyw istością, a tem, co by ć powinno 35 — odczuw ał nie mniej silnie, jak oni; chciał jednak rozum em, m yślą dotrzeć do tajemnic przyszłości. Rozumiał, że stoim y jakby na trzęsaw isku, ż e śm y niczego niepewni, że chcą nam w y d rz e ć język i w ia rę — i ból wielki zrodził się w jego d u szy nie tylko z powodu tego, cośm y stracili, ale i tego, co nam jesz cze grozi- A obok niebezpieczeństw zew n ę trznych widział i w ew nętrzne. Do dusz pol skich w ciskał się jad nienawiści narodowej i społecznej. To w s z y s tk o uświadomił sobie Krasiński lepiej, niż inni, w ięc też i w ię k szy niepokój go ogarnął i skwapliw iej szukał ratunku. Zna lazł go w chrześcijańskiej zasadzie miłości bliźniego i na tej podstaw ie oparł swoje ro zum ow ania. Doszedł do wniosku, że cierpie nie nie jest jeszcze zagładą, że o czyszcza ono dusze, do Boga zbliża i że przyszłość tego, kto cierpj niewinnie, pew niejszą jest, niż tego, kto spełnia rolę kata. Bóg miłości nagrodzi tych, k tó rz y św iętem tem uczuciem przejęci zaniechają zem sty, a kochać będą tylko i pra cować, — Albowiem św iatem rządzi S praw ie dliw ość Boża i ta karze złych, a w y w y ż s z a 3* 36. cierpiących, a niew innych. S tą d i przyszłość narodu polskiego jest pe w n a ; co w ięcej naród nasz stanąć musi kiedyś na czele innych lu dów, by w ieść je w krainę ewangelicznej mi łości. Ale b y naród nasz p o w stał z grobu i szcz y tn ą s w ą m isyę m e s y a ń s k ą mógł speł nić, p otrzeba koniecznie, b y sam promieniał czynną, św ietlaną, w iarą, by się do C h ry stu sa naw rócił całem sercem i ż y ł Jego duchemT ęż sa m ą m yśl, za dni naszych, w y p o w iedział H e n ry k Sienkiewicz w sw ej niezró w nanej T r y l o g i i ; — w oła on tam w c z a rujący s p o s ó b : ż e o d r o d z e n i e p o l i t y czne n a r o d u musi w y p r z e d z i ć od rodzenie moralne. Potężniej jeszcze przem ów ił do narodu w innem sw e m arcydziele „ B e z d o g m a t u " — uplastyczniając w P łoszow skim tę myśl, że naród bez w ia ry , bez dogm atu —_nie idzie ku z m a rtw y c h w s ta n iu , lecz ku sam obójstw a, choćby w najlepszych m a te ry a ln y c h p ozosta w a ł stosunkach. W „R o d z i n i e P o ł a n i e c k i e h “ idzie on dalej. Tu już nie tylko n e gatyw nie jak 37 w „ B e z d o g m a t u " , lecz pozytyw nie k r y s talizuje w Połanieckim tę myśl, że d o g m a t religijny, że w ia ra w cielona w czyny jest nieodbitą potrzebą zarów no społeczeństw a jak jednostek. Sienkiewicz nie myśli w s k a z y w a ć jakichś p ra w d now ych, w y s ta rc z a ją mu daw ne: chrze ścijaństw o jest potęgą, religia jest potrzebą, dogm at jest p o d sta w ą szczęścia człowieka, — oto co m ożna w y c z y ta ć w „ P o ł a n i e c kich". Je st potęgą, potrzebą, p o d sta w ą szczę ścia, ale c z y niczem w ię c ej? Na to daje od powiedź w „Q u o v a d i s? N akreśliw szy genialnie, w m istrzowskich o brazach d w a ś w ia ty pogański i chrześcijań ski, w skazuje, że tryum f o sta te cz n y jest w wierze gorącej, bohaterskiej w y z n a w c ó w C h ry stu so w y ch , jakimi były, prócz wielu in nych, dusze na w s k ro ś c h rz e śc ijań sk ie : Ligia, P olka i jej sługa barbarzyniec, nasz praprzo dek, Polak, Ursus. P rz e d Sienkiew iczem tęż sa m ą m yśl w y powiedział znakom ity nasz historyk, profesor 38 uniwers. Józef Szujski: „Naród polski, mówił, upadł z w łasnej w in y i tylko w łasną zasługą i pow rotem sz cz e ry m do w ia ry może się podźwignąć. Upadliśmy, bośm y byli niekarni, nierządni, bośm y byli nie dość katolikami, bośm y uciskali lud. N a p ra w ą w a d narodo w y c h , życiem na w s k ro ś chrześcijańskiem , m ożem y się tylko odrodzić, jako naród poli ty c z n y ." 1) To też p rzy kształtow aniu przyszłego bytu naszego n a rodow ego m y tylko liczyć m ożem y na w ł a s n e moralne s i ł y , z zasad ew angelicznych w y k w ita ją c e . Nasze w y r o bienie duchow e m oralne to grunt jedynie pe w n y pod nogami, pozatem w sz y stk o inne jest przypuszczeniem , hypotezą, kom binacyą. O dy w ojna się skończy, g d y losy Polski istotnie w a ż y ć się zaczną — dojrzałość nasza p rzed ew szy stk iem będzie w zięta w rachubę; od p o s ta w y naszej godnej a zgodnej, p o w a ż nej a dostojnej wiele, jeźli nie w s z y s tk o z a leżeć będzie. Niestety, mimo tylokrotne z a w o d y , m y w ciąż w y g lą d a m y zbaw ienia tylko z e w n ą t r z , !) Kilka prawd z dziejów naszych 1867, a zapom inam y o tem, że losy każdego naro du O patrzność w jego w łasne złożyła ręce. W y le c z y liśm y się już z tej iluzyi w znacznej mierze, ale pewien osad tego rom antyzm u politycznego pozostał, a go rąc z k o w a atmosfera w ojenna aż nadto jest podatną do rozdm ucha nia tego rodzaju skłonności. W tem właśnie poczuciu, że tylko o w ła s nych siłach przy zdrow iu moralnem , jakie d a je w iara, s k ry sta liz o w a n a w czynach, potrafi m y coś zrobić dla przyszłości narodu, tkwi coś uspokajającego, coś co nam może dać pew ność siebie i jasność celów w tych tak w zbu rz o n y ch czasach, gdzie zre sz tą w szelka busola zawodzi. Zapatrzeni w Boga, którego oblicze z a w sz e nachylone nad dziejami ludzkiemi, zaufajm y Jego O patrzności; a zwrotem sz cz e ry m do w ia ry Ojców, s ta ra jm y zjednać sobie łaskaw e Jej na naród nasz spojrzenie. Chw ila obecna w y m a g a od nas napięcia całej energii, w y tę ż e n ia w szystkich zdolności — ofiar najcięższych — ze rw an ia z wszelki mi nałogam i i błędami, które stoją w przeci w ieństw ie do interesu ogółu. Chwila obecna ż ą d a od nas w szystkiego! Z nas samych 40 najcięższą ofiarę ponieść winniśm y. C zyż powagi i g rozy obecnej chwili m ożliw a jest obojętność, m ożliw e jest jeszcze życie, jakie niejeden z nas wiódł dotąd: życie gnuśności i beztroski, sobkostw a, m ateryalizm u, p r a k tycznej b e z w y z n a n io w o śc i? W s z y s c y jak jeden m ąż prag n ą ć w inniś my, by P o lsk a duchow o odrodzona w y sz ła z obecnej klęski zasobniejsza w energię, piękniejsza cnotą, a b y do tryum falnego T e D e u m w odświętnej s ta n ą ć mogła szacie. w Trzeba, trz e b a nam koniecznie w sk rz esić sobie w ia rę gorącą, praktyczną, w iarę, k tóra w ś w ie tn y c h okresach dziejów naszych o ż yw iała nasz naród. Polsko, dopóki całem sercem , wr duchu pokuty, nie zw rócisz się do krzyża, do w ia ry C hrystusow ej, nie usły sz y sz obietnicy w y b a wienia, pow rotu, do tw ego raju ziemskiego, do dziedzin twoich! Dla czegóż, pytam , dotąd nie spełniła się nad nami ta obietnica C h r y s tusa: Jam jest zm artwychwstanie i żyw ot, kto we mnie wierzy, choćby i umarł, żyć będzie? Bo naród nasz nie d o trz y m ał w a ru n k u : ,k to 41 we mnie wierzy", kto w ie rz y czynem, co k r y stalizuje i rozprom ienia jego wiarę. Polsko, ty jak on paralityk ewangeliczny, k tó ry lat trzydzieści ośm leżał w niemocy nad s a d z a w k ą Siloe, P a n się pyta, czy chcesz b y ć uzdrow ioną? P a rality k u pomiędzy naro dami, wielki niegdyś, s ła w n y i potężny naro dzie polski, nie człow ieka tobie szukać, ale C hrystusa. On sam tylko może ci powiedzieć: „ P a ralityku w stań". Ale C hrystus dom aga się spełnienia pew nego warunku- Zbawiciel tłum aczy Nikodemowi, że, a b y wnijść do kró le stw a niebieskiego, trzeba się o d r o d z i ć n a n o w o . Nie zrozum iał tego Nikodem, bo jeszcze cielesny, pytał, jak może m ąż dorosły w rócić napow rót do ż y w o ta m atki swojej. Podobnie, narodzie polski, ab y ś pow stał i żył now em życiem , potrzeba, byś się odrodził na nowo! P otrzeba, b y ś wrócił napow rót do ż y w o ta m atki Twojej, do myśli twojej pierw szej, z którejś się urodził, z którąś żył w po łączeniu z Duchem C hry stu so w y m . Cóż to jest duch narodu? Je st to duch zbiorowy ludu w zjednoczeniu z Duchem Chrystusa. Kiedy ten duch z biorow y się psuje i w iara 42 zanika, naród rozpada się w e w n ętrzn ie na składow e sw e pierwiastki, które cierpieniem, jak ogniem przeczyszczone, w n o w ą się z ra s tają całość w połączeniu i pod kierunkiem D ucha Bożego. W iele od tego czasu narodow i teoryi zbaw ienia przedstaw iono. Jedne złe s z a ta ń skie — to k rz y ż złego łotra; — drugie lepsze, ale ludzkie — nie dość silne, to k rz y ż dobrego łotra; trzecie i m y z niemi p rze d staw ia m y : przeprow adzenie nauki C hry stu so w ej w myśli, w uczucia, w czynności p ry w a tn e i publiczne — to — k rz y ż C h ry stu sa. Dotknijmy się nim, tej chorej niew iasty, tej milej ojczyzny naszej, a pow stanie. P o w ró ć m y do ż y w o ta m atki naszej, do w ia ry ojców naszych! N aród żyje zarodam i życia, które dostał od początku, te tylko może rozw ijać w sobie; a jakim że żyw iołem żyliśm y od początku, jeśli nie w ia rą C h ry s tu s o w ą ? W iara ta daje tę silę z a c h o w a w c z ą narodowi, ten balsam, c h roniący od zepsucia, udziela coś z niepożytności i w ieczności swojej. Dlatego żaden naród katolicki nie upadł niepowrotnie, póki się w ia r y sw ej nie w yrzekł. 43 Sam tylko Kościół katolicki m a nieśmiertel ności obietnicę. D w adzieścia w ieków ery chrześcijańskiej to w spaniale wyjaśnienie tych słów J e z u s o w y c h : Na tej opoce zbuduję Koś ciół mój, a bramy piekielne przeciwko niemu nie przemogą. W s z y s tk o starzeje się i niknie z człowiekiem, co wzięło początek od czło wieka, jeden tylko Kościół, z upływem ków nie siwieje, nie traci zew nętrznej i krasy- W śród ruin państw , sy s te m ó w gijnych, filozoficznych i politycznych, u w ie siły reli stóp jego nagrom adzonych, on sam jeden stoi po tężny, niew zruszony, jak piram ida w śród ru chomego piasku w pustyni, bo m a w sobie zaród Boski, broniący go od starości i zepsu cia. Otóż naród katolicki, dopóki wiernie trz y m a się Kościoła, dziw ny bierze udział w jego niepożytości tu w czasie. Naród k a tolicki m oże utracić b y t p a ń stw o w y , ale nie b y t narodow y. Tem bardziej nam potrzeba tej w iary, że ona była i jest p o d sta w ą całego życia um ys łowego, m oralnego i historycznego Polski. Życie Polski dla tego wyłącznie spoczyw a w katolicyzm ie, iż on jeden był spójnią i ki 44 tem tego kruchego ciała, w któ ry m indyw i dualność z a w sz e przem agała, a poza rodzinę rzadko w ychodziła. On z a stę p o w a ł tę spoistość i organiczne instynkty, k tórych z a rów no z in nymi ludami nie posiadam y. On zastępow ał ten zbiorow y, publiczny rozum, który, nigdy w eń nie bogaci, dziś z osłabieniem w ia ry u tra ciliśmy. Katolicyzm przyniósł nam to w y c h o wanie, co nas czyni w y ż s z y m i nad inne ludy słowiańskie. C z y ż nie katolicyzm bronił nas dotąd najskuteczniej od zrusyfikow ania lub zniem czenia? Jeżeli w szędzie i z a w sz e w iel kie m yśli z s e rc a płyną, ted y najbardziej w nas pobożność, zapał, p ły n ąc y z w ia ry , z a s tępow ał w s z y s tk ie niedostatki rządu i rozu mu politycznego. N arodow ość zatem naszą słusznie m ożna p rz y ró w n a ć do obrazu, nam alo w an e g o na m urze. Ja k długo mur cały, jak kolw iek obraz b y łb y uszkodzony, w s z y s tk o da się napraw ić, ale skoro się mur obali, w sz y stk ie nasze teo ry e , c ały p a try o ty z m nie zbawi narodu. P o lsk a przestanie b y ć Polską, a gw ałtem ch c em y bronić sam ego obrazu, nie dbając o mur w ia ry . To też w rogam i naszej ojczyzny — ta r- 45 gow iczanam i dzisiejszej doby są ci, k tórzy jakoby taranem n ied o w iarstw a biją w ten mur milej ojczyzny naszej! — T argow iczanam i dzi siejszej doby są ci truciciele młodzieży, co łam ią onym orlętom naszym skrzydła do w y ż szego podniebnego polotu! T a rg ow iczanam i są ci w s z y s c y niekatoliccy katolicy, k tó rz y depcą i pogardzają p raw e m B oga i Kościoła, k tó rz y popierają dzieła i dzienniki niezbożne, k tórzy dom agają się wolności dla w szystkiego, tylko nie dla religii C hrystusow ej! T a rg o w i czanam i są dzisiaj mniej modni niezbożni, dla k tórych p ra k ty c z n a niew iara m a służyć za synonim postępu i ośw iaty, k tó rz y chcieliby z umiejętności wszelkiej uczynić pogankę. Dopóki się nie sk ru s z y m y w sercu i nie w e ź m ie m y do pokuty, dopóty niebłogosławieństw o Boże nie przestanie roztopionym ołowiem k a pać na głow y nasze; — bo Bóg Polski nie w ierzącej, niezbożnej nie potrzebuje, nie chce. W ziął Bóg nasz naród do swojej szkoły k rz y ż a i nie w ypuści aż naw ró c o n eg o .... W ielką p raw d ę w ypow iedział książę Adam C zartoryski w r. 1831: .K atolicyzm nie po 46 winien b y ć z miłości ojczyzny, ale p a try o ty zm — z miłości Boga". T ylko w ia ra i miłość B oża m oże nas P o laków w jednolity zespolić naród i uchronić od najzgubniejszego rozkładow ego czynnika, jakim jest w a ś ń , p a r t y j n a n i e z g o d a , jedna z głów nych zgu b y naszej przyczyn. Z miłości ku wspólnej nam m atce, O jc z y ź nie, w m yśl C h ry stu so w ą, uczyńm yż raz s ta n o w c z y niezbędny ro zb ra t z tym w y lę g ły m z p y c h y egoizmu politycznym dogm atyzm em , którem u wielu w c ią ż jeszcze hołduje, który w m a w ia w nich, że oni tylko lub ich poli tyczni przyjaciele odkryli środek nieom ylny na zbaw ienie O jczyzny, albo dogm at jedyny, poza k tó ry m w s z y s tk o jest h e re z y ą lub prze stępstw em . Jak że łatw o a nieoględnie p r z y pisujemy nieom ylność w łasnem u rozumowi, który w polityce c h y b a c ząstkę p ra w d y od bija. Cóż stąd w y n ik a ? To, że b e z w z g lę d nie potępiam y tych, co innego są zdania. S tąd k a ż d y u nas P olskę na d w a dzieli obozy: ów z a s t ę p s p r a w i e d l i w y c h , do któ rego sam się zalicza — i drugi s z k o d n i- 47 k ó w, k tó ry c h b y chętnie wytępi}, g d y b y to było w jego m ocy. Szanujm yż przekonania szczere, uczciwe drugich. Nie uw}aczajmy ludziom, k tó rz y bezw ątpienia tak samo jak m y szczęścia ojczyz ny pragną, jeno inną ku tem u d ą ż ą drogą. Z obcymi do układów jeste śm y gotowi; ale b y się pom iędzy sobą porozum ieć z dobrą wolą, bez animozyi, bez zarozumiałości — o tem m ówi się bardzo rzadko, najczęściej z tym dodatkiem, że to w p ro st niemożliwe! Naturalnie..., bo nikt u stępstw nie poczyna od siebie. K ażdy żąda: niechaj ta druga strona u korzy się, lub czegoś w yrz e k n ie pierwsza. Póki tego nie uczyni, przypisujem y jej z d r a d ę o j c z y z n y lub o b ł ę d p o l i t y c z n y , l ub b r a k zdrowego zmysłu. Nie dziw w ięc, że w z a jem n y nasz stosunek w y łącznie składa się z oskarżeń . . . Otóż ten b rak bratniej miłości i zgody sta w ia tam ę litościwemu O patrzności z a m y słowi w sk rz esz e n ia nie zespolonego, nie zjed noczonego jednolitym duchem narodu. Rzecz jasna, że w k ażdym narodzie m ogą b y ć i są 48 pa rty e i stronnictw a, spełniające poniekąd rolę poszczególnych o rganów w danym ustroju. Ale k a ż d y ustrój jest pomimo to całością, k tórą jedna o ż y w ia dusza: podobnie nasz ustrój n a ro d o w y jeden duch, duch jedności i zgody o ż y w ia ć musi, jeśli j e d n y m m a m y być narodem! B udow ę w ięc przyszłej Polski, pod w o dzą O patrzności od zjednoczenia dusz koniecz nie rozpocząć musim y. Bez tego zlania się w jedną, miłującą się rodzinę, O jczyzną z w a ną, w y m a rz o n e g m a c h y r o z p ry s k iw a ć się będą, i s ta n ą niby domki z kart, rozpadające się od byle powiewu. Koniecznie trzeba nam znaleźć w ewangelicznej bratniej miłości cym ent, któ ry b y skitow ał i silnie spoił rozbieżne dzisiaj cząstki myśli polskiej! Nie tw ierdzić z gestem w yższości: o b e j d z i e m y s i ę ! B y ć może, że ten lub ó w bez miłości się obejdzie, — lecz nie obejdzie się bez niej dzisiejsza, ani tem bardziej przyszła Polska, k tóra runęła w proch w łaśnie z b raku tej miłości. Jeden w ięc jest dzisiaj rodzaj n a r o d o w y c h z b r o d n i a r z y — zw iąc ich tak nie p rze sadzam —■: są to ci, co jedni drugich szkalują, 49 — jedni drugimi g ardzą — i zniesław iają się jak mogą, R oz strz y g a ją i narodów . Otóż na szali w y d a rz e ń odzownie ujaw nić się obecnie losy p ań stw jeśli m y m am y z a w a ż y ć dziejowych, m usim y nie jedność w e w n ę trz n ą i z a dokum entow ać w obliczu Europy, że jak byliś my, tak i pozostaliśm y jednym narodem. Nie posiadamy, jak inne szczęśliwe na rody ani w łasnego p aństw a, ani własnego rządu, jeśli zatem m am y pozostać jednym n a rodem, m usim y tem w iększą posiadać spoistość w ew n ętrzn ą, moralną. M ożem yż żądać, by się liczono z nami jak z siłą 23 milionowego narodu, gdy sarni dzielimy się kordonam i najniestuszniejszych oskarżeń i z a rz u tó w ? g d y ś m y rozbici na roz liczne niespojone z sobą a to m y ? — W ieży B a b e l nie zbudowali ci, którym pycha i wyniosłość pomieszała j ę z y k i . . . Oj c z y zn y zapew ne odbudow ać nam O patrzność nie dozwoli, dopóki będą u nas myśli, uczucia, z a m y sły nie zogniskow ane, nie zestrzelone w jedność bratnią, narodow ą miłością. 4 50 A jak nam nie wolno z ry w a ć w ę z ła w z a jemnej miłości i zgody, tak rów nież nie godzi się, jak chce wielu nieopatrznych, w ziąć roz b rat z naszą bądź co bądź św ietną przeszłością. Cenne i trafne o tem uw agi poda! nie daw no w K u r y e r z e W a r s z a w s k i m , pewien w y b itn y p u blicysta1), które pozwolę sobie tu p rz y to c zy ć : „Od d a w n a już toczą się w śró d nas, Polaków , w y b ie g a ją c y ch m y ś lą wT jutro, ożyw ione sp o ry o stosunek tego jutra do naszej przeszłości dziejowej. W um ysłach, n a w y k ły c h do rzucania kamieniem za siebie, do rycz a łto w e g o potę piania przeszłości, jako w yłącznej w in o w a j czyni katastrofy, k tó ra spadła na R zeczpos politą pod koniec w ieku XVIII, budzi się chęć jak najdalszego odepchnięcia narodu od tej przeszłości, jakby w obawie, że zw iązek z nią m oże w sk rz esić w społeczeństw ie daw ne m ożnow ładcze i szlacheckie nałogi i przesz kodzić procesow i now oczesnej dem okratyzacyi. Upiór szlachetczyzny, w stającej z gro bu, nie daje spać zwolennikom tego poglądu. *) Zdzisław Dębicki. .51 Przeciw nie, na drugim biegunie w spół czesnej myśli polskiej panuje niedocenianie wielkich przemian dziejowych, które zaszły na świecie w okresie naszego życia porozbiorowego i w y n ik a ją c y stąd brak poczucia nowoczesnej rzeczyw istości, która kształtow ać się i dojrzew ać może tylko w formach, zgo dnych z duchem czasu. Zapaleni, bezwzględni c h w a lcy przesz łości, w y c h o w an i w tra d y c y jn y m kulcie dla polskiego „w czoraj", popełniają więc błąd niemniejszy od bezw zględnych reform atorów narodu. P r a w d a leży tym c z ase m pośrodku. R o zumiał i w y c z u w a ł ją doskonale najw iększy geniusz Polski — geniusz Mickiewicza. .G otując się do przyszłości — mówi „pielgrzym polski" — potrzeba w ra c a ć myślą w przeszłość, ale o tyle tylko, o ile człowiek, gotujący się do przeskoczenia rowu, w raca się w tył, ab y się tem lepiej rozpędzić". Trudno zwięźlej, lapidarniej ująć całą tę k w estyę. W słow ach Mickiewiczowskich tkwi odpowiedź dla jednych i drugich. 4* 52 Narodowi, k tó ry „gotuje się do p rz y szłości", m ądrość nakazuje nie z r y w a ć w ęzłów , łączących go z przeszłością, nie ta rg a ć nici tradycyi, ale jednocześnie — nie schodzić w głąb g ro b o w c ó w i nie w y d o b y w a ć stam tąd zbutwiałej purpury i spleśniałych gronostajów , choćby należały one do królew skiego płaszcza. O becna c hw ila dziejow a stw o rz y ła m o ment, w którym , jako naród, jesteśm y w ła ś nie w położeniu ow ego człow ieka, „gotujące go się do przeskoczenia rowu". P rz e s k o c z y ć go, dostać się szczęśliwie na brzeg i sta n ą ć tam na rów ne nogi, nie rozbiw szy g ło w y o kamień — oto zadanie najw ażniejsze! P rzeszłość będziem y z a w s z e czcili i s z a nowali, bo ona nie tylko jest naszą pamiątką, ale ży w em , nie um ierającem nigdy praw em narodu do jego przyszłości. Z niej, jak z pod łoża urodzajnego, w y ro s n ą ć dopiero m oże n a sze jutro, tem plenniejsze, im dłuższy łańcuch pokoleń p rac o w ał nad u p raw ą tej gleby dzie jowej, w którą na przestrzeni w ie k ó w w s ią kała k re w przodków , ofiara ich życia, ich mozołu i wysiłku. 53 Naród, k tó ry nie ma przeszłości, który nie m a za sobą drogi przebytej i stojących p rzy niej słupów z w y ry te m i na nich imio nami bohaterów i tw ó rc ó w ż y c ia — nie jest narodem. Ojczyzna, w której: „Oko nie spotka ni m iasta, ni góry, Żadnych pom ników ludzi, ni natury"... „Kraina pusta, biała i otw arta, Ja k zg o to w a n a do pisania k a r t a “ — nie jest ojczyzną, ale o w ą ziemią, „jak gdyby w czoraj w ieczorem stw orzoną". Po lsk a rosła przez ty sią c lat w moc i chwałę, i na jej obliczu dzieje zostaw iły aż nadto dużo pom ników przeszłości, abyśm y kiedykolwiek zapom nieć o tej przeszłości mogli. Nie o b aw iajm y się tego — jest ona bowiem, niezależnie od dróg, po których błą kają się nasze myśli, w ka ż d y m z nas, jako dziedzictwo nie do w y d a rc ia . Z dziedzictwem tem przyszliśm y na św ia t i przekażem y je na szym synom. Ale, gotując się do skoku przez rów n a szej tragicznej teraźniejszości, nie m ożemy, w m yśl M ickiewicza, cofać się dalej, niż o tyle, ile to jest potrzebne do nabrania rozpędu. 54 Zostaw ić m usim y historyi to, co już do niej należy, co ona zapisała w swoich ro cz nikach i nad czem są d y swoje w y d a je i w y d a w a ć będzie dla każdego z następnych po koleń — bo nie łudźm y się — procesy o p r a w dę dziejową nigdy nie są skończone, podlegają ciągłym rew izyom i k a żda epoka kształtuje swój stosunek do przeszłości w edług siebie, w edług sw oich m niem ań i zap atry w a ń . Umysł, k tó ry zdaje sobie z tego spraw ę, daleki będzie z a w sz e od w y d a w a n ia w y ro k ó w bezapelacyjnych, a więc i od bezw zględnego potępiania przeszłości, aczkolw iek nie zamknie oczu na jej czarne p l a m y . . . . I dlatego źle czynią zw olennicy jutra, k tó rz y prag n ą nas o d e rw a ć całkow icie od w czoraj, k tó rz y budują swoje m arzenia na m arzeniach i któ ry m śni się „nowe życie n a rodu", nie sięgające korzeniami w przeszłość. B ądźm y jednak spokojni. M iędzynaro dow e utopie de m o k ra ty c z n e są dzisiaj dalsze, niż b y ły kiedykolwiek, od urzeczyw istnienia. Życie, dojrzew ające w ogniach w ojny obecnej do istotnie epokow ej przem iany, nie będzie czułe ani na m ędrkow anie d o k try n e ró w 55 dem okracyi, ani na sentym ent obozu p rzeciw nego. W ezbrana, szeroka jego fala pójdzie pośrodku. Naród, k ierow any przez z d ro w y instynkt bytu, .w ró c i w przeszłość o tyle tylko o ile człowiek, gotujący się do p rze skoczenia rowu, w ra c a się w tył, a b y się tem lepiej rozpędzić". Nie zapuszczając się głębiej w niezbada ne tajniki Opatrzności, już w samej p ra k ty c z nej niew ierze i w aśni partyjnej klas wpływ o w s z y c h znajdujem y klucz do rozw iązania rządów O patrzności nad naszym narodem ; — jak znow u w zw rocie ku w ierze Ojców n a szych — w gorącej do B ogarodzicy poboż ności, w zjednoczeniu um ysłów i serc, w y k w itającem z w ia ry i miłości wspólnej nam m atki, ojczyzny, m am y rękojmię lepszej p rzy szłości. P la n y Boże są niezbadane; byłby zu chw alcem ten, ktoby chciał zgłębić przyszłość. Ale, jeżeli nie jest dane um ysłowi ludzkiemu przew idzieć przyszłych w y d a rz e ń — wolno sercu uprzedzać je nadzieją. O nie! nadzieja ta, ż y ją c a w duszach naszych, nie jest by n a j mniej pustynną ułudą; — jest to uczucie na 56 w skroś katolickie, bo dow odzące w ia ry w O patrzność. P rz e z nią m y w yznajem y, że Bóg w edle upodobania sw ego kieruje rze czami ludzkiemi; — że m ocen jest w m gnie niu oka dokonać tego, co po ludzku w ydaje się n ie m o ż liw e m . . . . To pew ne, dopóki naród nasz z pola, przez O patrzność mu naznaczonego, nie zej dzie, dopóki chorągw i w ia ry z rąk nie w y puści, hasła nie zdradzi — m oże niebiańskiej spodziew ać się odsieczy i ostatecznego z w y cięstwa. Może niebaw em glos w iekuisty z Sionu zabrzm i piorunow em echem na wieki i n a rody, a P a n jak b y śpiący dzisiaj podniesie się na tronie sw oim i uderzy w grzbiety prze ciw nych potęg, a niew ola nasza zniknie, jak lody na rzekach, jak śniegi na górach ta tr z a ń skich pod w ie w e m w iatru południowego. I chwalić będziem O patrzność i Bogiem w s ła wioną Bogarodzicę D ziewicę i w y s ła w ia ć b ę dziem y Ojca, k tó ry uderza i pieści, rani i leczy, p rz y p ro w a d z a do bram śmierci i życie p rzy w r a c a — a w s z y s tk o w czasie swoim. KONIEC. Biblioteka Śląska w Katowicach Id : 0030000700172 I 20125