Pamiętnik cd.9
Transkrypt
Pamiętnik cd.9
Rebirthing Pamiętnik cd.9 Autor: Halinka Pewnego razu w chorobie... Ona jeszcze siedzi we mnie, czuje to w ciężarze na piersiach przy oddychaniu. Ona jeszcze jest, przykuwa mnie do łóżka, jakby szydziła sobie ze mnie i z mojej bezsilności wobec niej. Ale przecież już niedługo nastąpi jej koniec, prawda ? Co ona sobie wyobraża, będzie panoszyć się w moim organizmie, jak ćma. Niepotrzebna ćma! Ale, czy ćmy są naprawdę niepotrzebne? Chyba tak, bo zobacz: co one mają ze swojego życia. We dnie są całkiem nie do życia, za to nocą dążą tylko do światła, do ciepła, jakby ono było właśnie ich całym życiem, a w rezultacie okazuje się ich śmiercią. Może lepiej, żeby w ogóle ich nie było. Ale ja przecież nie mogę decydować o ich przynależności do tego świata. A jest ich bardzo dużo. I wiesz co? One mnie zawsze zachwycały. Nawet kiedyś myślałam, żeby zacząć je zbierać w piękne kolekcje. I tak myślę, że ta śmierć którą ja bym im zadawała, wbijając w nie szpileczkę, byłaby mądrzejsza od tej ich śmierci, którą same sobie wybierają. Może, gdyby miały zdolność do myślenia, to same przylatywałyby po tę śmierć, przylatywałyby, tak jak do tego ciepła świecącego, tylko, że teraz to byłoby kłujące ciepło... Przyszła mama, Dorota. Zrobił się ruch w domu. Byłam sama i nagle ruch. Spokój i ruch. Do mojego pokoju wpadają promienie słońca. Pod wpływem tego ruchu obserwuję cudowne zjawisko. Zjawisko błyszczenia w promieniach słońca, błyszczenia pelinek kurzu. Tańczą sobie pelinki w takt muzyki, cichej leniwej. Jak ktoś gwałtownie przejdzie, to i one zaczynają szybciej się poruszać. I po tej chwili ruchów, znów zaczynają leniwie się uspokajać, jakby z niechęcią, jakby z żalem za jeszcze większym ruchem. Mama wychodzi do miasta, Dorota idzie odrabiać lekcje... i znowu zostaję sama w pokoju z moimi słonecznymi pelinkami, uspokajającymi się, z moją muzyką. Nie wiem to chyba jej wina, że tak jakoś dziwnie się czuję, tak myślę... Słońce zachodzi, blednie i muzyka taka żałosna, jakby płakała, że słonko zachodzi. Jeszcze tylko mały kawałek na ścianie. Poczekaj! Zaświeć jeszcze! Jak szybko zachodzi. Już tylko... już nic. Zgasło życie na mojej ścianie. Pokój zrobił się od razu taki smutny, ale to nic. Kręci mi się w głowie, jak zbyt gwałtownie nią poruszę. Muzyka jest taka uspokajająca, a ja drżę wewnętrznie. Jestem czymś zirytowana, chyba dlatego, że ta błoga cisza została znów zakłócona, wejściem mamy, Dorci i ojca. Ich głośne rozmowy mnie irytują. Przerwali mi coś. Jak nigdy nie chce mi się słuchać opowiadań mamy. Bez przerwy tylko, a co byś zjadła, a co byś wypiła. Wstydzi mnie ta troska mamy o mnie . Nie jestem już dzieckiem. A może to dlatego, że dawno tak nie chorowałam? A dom cały jakby ożył. Na dole ktoś uporczywie stuka, coś przybija, jakiś dzieciak się drze.... a jednak te racuszki, które mama mi upiekła, zjadłam ze smakiem... a jednak bardzo ją kocham. Może było mi po prostu wstyd, za tę moją chorobę, że tak się jej poddałam. Spociłam się tak mocno, cała śmierdzę. Och! Jak mi gorąco i tak ciężko oddychać. Pamiętasz jak kiedyś latem odprowadzałeś mnie do pracy, a na chodniku tyle było ciem, takich szarych z ogromnymi, nakrapianymi czarnymi kropkami, skrzydłami. Siedziały nieruchomo. Wiele z nich zginęło przydeptaną śmiercią czyjegoś buta.. To pisanie jest jakby jedyna rzeczą, która w czymś mi pomaga. Czuję, że chyba znów mam gorączkę... a przecież już powinna mi minąć. Może dlatego tak dziwnie mi się pisze. A może po prostu coś się we mnie obudziło, jakaś dawna nutka ukryta, gdzieś głęboko, do której dawno nie zaglądałam, której dawno nie pobudzałam do życia. Może nie było ku temu takiej okazji, takiej spokojności, takiej ciszy. Takiej ilości czasu, takiej perspektywy nie czekania na żadną godzinę pójścia do pracy, przyjścia z pracy... Do mojego pokoju wprowadził się bluszcz. Taki piękny doniczkowy kwiat, pnący się po ścianie. To będzie nasz bluszcz, zabieramy go ze sobą w nasze życie. http://cyo.pl Powered by Joomla! Wygenerowano: 4 March, 2017, 12:09