Katarzyna Łuźniak
Transkrypt
Katarzyna Łuźniak
Cywilizacja, nowoczesna technologia, liczne autorytety naukowe, Internet – w dzisiejszym świecie dostęp do wszelkich organizacji jest nieograniczony, a jednak pewna grupa ludzi uwierzyła, że koniec świata miał nastąpić dwudziestego pierwszego grudnia zeszłego (2012) roku. Dlaczego tak się stało? Czy potrafimy odpowiedzieć sobie na to pytanie, zastanawiając się nad złożoną osobowością człowieka? Anna Rice w książce „Wywiad z wampirem” pyta: „co to jest koniec świata, jeśli nie wyrażenie tylko, bo kto wie, czymże w ogóle jest ten świat?”. Czy my również nie mamy podobnych rozterek? Koniec świata w świadomości ludzkiej istniał od zawsze. Świadczy o tym jego popularność, jako motywu literackiego. Za przykład, znany większości ludzi, możemy wziąć Biblię. Cała Apokalipsa świętego Jana poświęcona jest opisowi, w jaki sposób ma nastąpić upadek naszego świata. Przez kolejne wieki wielu pisarzy sięgnęło po ten temat, między innymi Zygmunt Krasiński w romantycznym dramacie pt.: ,,Nie- Boska Komedia” Tak więc, czy mając w świadomości ciągle powracający temat rychłego nastąpienia tego epickiego wydarzenia, jesteśmy w stanie w nie nie wierzyć? Nie można zaprzeczyć, że większość społeczeństw, nie tylko polskie, jest przesądna, czy też po prostu niewykształcona. Friedrich Hebbel – niemiecki dramaturg i pisarz trafnie określił to w sposób ironiczny twierdząc, że „Są ludzie, którzy by się cieszyli nawet z końca świata, gdyby go przepowiedzieli”, czego niewątpliwie mogliśmy doświadczyć po ostatniej wyznaczonej dacie końca świata. Jednak nie tylko ludzie zabobonni, nieposiadający wystarczającej wiedzy naukowej, by rozróżnić prawdę od fałszu, odczuwali niepokój przed dniem dwudziestego pierwszego grudnia 2012 roku. Co było powodem takiego zachowania? Z pewnością wielkie znaczenie miała tu rola plotki. „Z ust do ust” przekazywana była „straszna” wiadomość, którą każda kolejna osoba ubarwiała, biorąc udział w tym „tragicznym łańcuszku”. Przypominając sobie ten „pamiętny” dzień 21 grudnia 2012 roku, przywołuję tylko te tysiące informacji, tysiące teorii, którym przewodziły mass media. Już kilka dni przed hipotetycznym końcem świata środki masowego przekazu wzmacniały i rozpowszechniały plotkę o nim. Nie można nikogo oszukać, że to nie media rozdmuchały całą tę historię. Jeśli zapytać kogoś, czy wierzy w to, co usłyszy w telewizji, odpowie z przekonaniem „telewizja kłamie”. Z własnego doświadczenia wiem, że niewiele osób przyzna się do tego, iż wierzy w informacje usłyszane w telewizji. Dlaczego więc okazujemy się takimi konformistami, podążamy za tym, do czego inni próbują nas przekonać, nie mając własnego zdania i „rozumu”? Bezpośrednio ujął to hiszpański pisarz Carlos Ruiz Zafon w swojej książce pt.: „Cień wiatru”, mówiąc: „Telewizja, mój kolego, to antychryst i ośmielam się twierdzić, że wystarczą trzy lub cztery pokolenia, a ludzie nie będą wiedzieć, jak się samemu bąka puszcza, człowiek wróci do jaskiń, do średniowiecznego barbarzyństwa i do stanu zidiocenia, z którego pierwotniak pantofelek wyrósł już w okresie plejstocenu. Ten świat nie zginie od bomby atomowej, jak prorokują gazety, ale umrze ze śmiechu, ze strywializowania, z obracania wszystkiego w żart, na domiar złego w kiepski żart". Nie da się zaprzeczyć, że media posiadają ogromną moc i większość ludzi ślepo podąża za opinią tłumu, nie bacząc na rozsądne przesłanki płynące z naukowych instytucji czy choćby poważnych gazet. Tego dnia środki masowego przekazu bombardowały nas wiadomościami o zbliżającym się końcu świata, dlaczego więc nie mielibyśmy odczuć niepokoju, jeśli tak głosi „telewizja” - źródło wszelkich informacji przyjmowanych przez nas bezkrytycznie? Nie tylko w mediach można doszukać się przyczyn popularności tematu końca świata. Jest on tak naprawdę obecny w naszym codziennym życiu. Ile razy można usłyszeć słowa „nie martw się, nie masz czym się tak przejmować, przecież to nie koniec świata.” Jest to częsty sposób pocieszania drugiej osoby i nikt nie może tego podważyć. Sądzę, że nasze obsesje na temat końca świata wynikają z zamiłowania do intryg i teorii spiskowych, co z pewnością widać po sukcesie powieści kryminalnych, na przykład bestsellerowej trylogii Millenium Stiega Larssona, czy też kilkadziesiąt detektywistycznych tomów autorstwa Agathy Christie . Upadek naszej rzeczywistości jest owiany pewną tajemnicą i nie można się dziwić, że na ten temat powstaje wiele różnorodnych teorii. Dlatego wydaje mi się, że ekscytacja tematem końca świata jest jak najbardziej naturalna i uzasadniona, w końcu człowiek nie może żyć bez sensacji i potrzebuje, aby wokół niego zawsze coś się działo. Tematyka mojej pracy dotyczy, przede wszystkim, zachowań i mentalności ludzkiej, dlatego zapytałam kilka osób, dlaczego uwierzyli w koniec świata. Jedną z odpowiedzi było: „Koniec świata jest codziennie”. Długo myślałam, co ona może oznaczać, jednak myślę, że jest dość pesymistyczna. Mimo pewnych trudności życiowych zawsze można znaleźć jakieś wyjście i nie musi zaraz nastąpić ,,koniec świata”. Potrafię jednak zrozumieć osoby o podobnym wyobrażeniu. Dlatego dla wyjaśnienia i kontrastu warto tu przytoczyć dwa warianty życia: bardzo pozytywny obraz ludzkiego świata – szczęśliwa rodzina, spokojne, dostatnie życie ( bo przecież pieniądze są tym, za czym wszyscy podążamy) i przeciwstawny mu całkiem zwykły świat przeciętnego człowieka - problemy w rodzinie (czasami pojawia się problem nałogu), życie burzliwe, stanowiące ciągła walkę o byt, żeby starczyło „do pierwszego”. Jestem pewna, że każdy z nas wie, która wizja życia ludzkiego jest bardziej realistyczna. Tak więc czy to właśnie na tej płaszczyźnie możemy szukać odpowiedzi na nurtujące nas pytanie? Czy nie jest przecież tak, że ludzie, po zderzeniu z rzeczywistością, tracą sens życia? Po zderzeniu swoich wyobrażeń, fantazji, marzeń z szarym, brudnym życiem mogą mieć nadzieję na lepsze jutro, czy bezpowrotnie stracą idealizm dziecięcego myślenia? Jeśli nie, to skąd wzięły się podobne odpowiedzi we wspomnianej wcześniej ankiecie: „bo nie chcą żyć”, „mają już dość życia, są zmęczeni ciągła bitwą o samego siebie”? Czyżby miało to związek z tym, że ludzie nie chcą już żyć w tej skostniałej konwencji naszego wieku - sukces to udane życie zawodowe (bogactwo) i rodzinne (osiągnięcie szczęścia i posiadanie dwójki dzieci) - w której przyszło im egzystować? Czy chcieliby z tym wszystkim skończyć, licząc na spełnienie przepowiedni? Zastanawiam się, czy dzisiaj ludzie naprawdę są tak nieszczęśliwi, że koniec świata był dla nich pewnym światełkiem w tunelu, może możliwością zmiany na lepsze? Można to zinterpretować jako oznakę zatracenia we współczesnym życiu sensu, priorytetów, szacunku do wyższych wartości, zasad moralnych. Wniosek nasuwa się sam – obecny świat jest miejscem zimnym, bezlitosnym, światem bez serca. Tak więc, czy naprawdę możemy się dziwić, że ludzie po cichu liczyli na jego koniec? Osobiście nie pochwalam wyolbrzymionych przepowiedni, jednak nie mogę obwiniać innych o chęć zmian i metamorfozę swojego ,,nędznego” życia.Trzeba przyznać otwarcie sobie powiedzieć, że żyjąc dzisiaj wśród ciągłego wyścigu szczurów, w którym bezwzględnie dążymy do celu, nikt nie myśli o pomocy dla innych lub poprawie warunków socjalnych, ekonomicznych. Czy warto więc zastanawiać się, co zrobić, aby zmądrzeć, czy polepszyć stan naszego życia, świata? Wydaje mi się, że mądrość przyjdzie wtedy sama. Istnieje jeszcze jedna kwestia, gdyż wiadomo, że nic nie jest tak proste, jak się wydaje. Pozwolę sobie przytoczyć słowa Cypriana Kamila Norwida, który twierdził, że „przyszłość ocala co jej potrzebne”. Czy zwyczajnie nie boimy się, że to my w przyszłości w ogóle nie będziemy potrzebni, co wpływa na nasz strach przed końcem świata? Czy uważamy, że nie jesteśmy nic warci? Warto tu rozważyć teorię o końcu świata, w oparciu o przekonania religijne. Ludzie wierzący boją się, co ich spotka „ po drugiej stronie”, a ludzie niewierzący nie powinny w ogóle odczuwać jakiegokolwiek niepokoju, ponieważ według nich życie kończy się na śmierci. Jeśli przyjmiemy, że 94% Polaków wierzy w Boga (według badań CBOS z 2008 roku), a 83% zdecydowanie nie wierzyło w koniec świata ( według badań CBOS z 2012 roku) to widzimy, iż, pomimo przekonań obu stron, każda z nich mogła poddać się panice. Czy istnieje więc dzisiaj cokolwiek, co mogłoby nas uchronić przed strachem? Czy jesteśmy z góry skazani na wieczną wątpliwość? Mimo wszystko uważam, że wiara w koniec świata jest sprawą indywidualną. Zależy ona od każdego człowieka i nie da się stwierdzić jednoznacznie, co takiego wpłynęło na nasz niepokój. Desperaci, ludzie naiwni, czy też osoby o niskim poziomie IQ – tak niektórzy myślą o ludziach, którzy poddali się powszechnej panice, a jednak wydaje mi się, iż chyba każdy z nas w pewnym niewielkim stopniu zastanawiał się, nie bacząc na racjonalne przesłanki, czy jest to prawda. Jednak myśl o końcu świata nie równa się wierze w niego. Tak naprawdę, czy nawet jeśli poznamy datę końca świata jesteśmy w stanie coś poradzić? Warto przytoczyć słowa brytyjskiego pisarza Douglasa Adamsa z książki pt.: „ Autostopem przez galaktykę": „Wydawało mi się - powiedział - że gdy nadchodzi koniec świata, trzeba się położyć albo nałożyć na głowę papierową torbę czy coś w tym rodzaju.- Owszem, jeśli ma pan ochotę - odrzekł Ford.- Tak mówili w wojsku - dodał facet, z trudem przenosząc wzrok z powrotem na swoją whisky.- Czy to coś pomoże? - zapytał barman.- Nie - odpowiedział Ford i posłał mu przyjacielski uśmiech.” Można więc zadać sobie pytanie: czy istnieje konieczność, by się martwić? Czy strach przed ostatecznym zakończeniem naszego doczesnego życia nie jest czasem irracjonalny? Myślę, że ta panika jest całkowicie nieuzasadniona. Jak wspomniałam wcześniej, w dzisiejszych czasach nie ma miejsca na żadne wyższe wartości, tak więc, czy koniec tego zdemoralizowanego świata mógłby coś zmienić? W sposób humorystyczny moje wątpliwości podzielił polski poeta Stanisław Jerzy Lec, mówiąc : „To się będę śmiał, gdy nie zdążą ze zniszczeniem świata przed jego końcem". Oczywiście, na świecie nie istnieją tylko ludzie pesymistycznie nastawieni do świata, dlatego w przeprowadzonej ankiecie znalazły się osoby, które nie poddały się powszechnej panice i w ich życiu dzień 21 grudnia 2012 roku minął bez echa, a na pytanie dlaczego ludzie uwierzyli w koniec świata, nie znaleźli prostej odpowiedzi, gdyż wydało im się to całkowicie bezsensowne. Zapewne tak by się stało wszędzie, gdyby nie natręctwo mediów. Co takie osoby mają na swoją obronę oprócz użycia zdrowego rozsądku? Duży wpływ wywarły na mnie słowa jednej z ankietowanych osób, która twierdziła, iż nie uwierzyła w zapowiedź końca świata, bo jest przekonana, że może on nastąpić w każdej chwili. Uważała, że Wszechświat jest ogromny, nie wiemy, co jest dalej, nie możemy przewidzieć, kiedy coś w nas uderzy, a człowiek może wiele zrobić, ale nie jest wszechmocny i nie przewidzi, kiedy faktycznie skończy się świat, dlatego po co się martwić? Uważam, że słowa tej ,,przeciętnej” osoby mogłyby wielu ludziom zaprezentować racjonalne spojrzenie na tę sytuację. Wskazują one na fakt, iż jest możliwe zachowanie zdrowego rozsądku, chociaż większość ludzi woli zignorować stanowisko poważnych instytucji (takich jak NASA) i podążyć za nierozważnym tłumem. Czy dzisiaj mamy jakiekolwiek autorytety? Funkcjonujemy z dnia na dzień, w ciągłym pośpiechu, nie zwalniając ani na chwilę – możemy więc mieć czas na zatrzymanie się i oddzielenie prawdy od fałszu? Jak widzimy po liczbie osób, które uwierzyły w koniec świata, odpowiedź jest jedna: nie, nie mamy czasu. Problem końca świata istnieje w historii od zawsze, jest zakorzeniony w ludzkiej świadomości, w psychice. Funkcjonuje w naszej codzienności , jest upowszechniony, stał się pospolity. Koniec świata jest społecznie akceptowany. Na wiarę w to, czy nastąpi składa się wiele rzeczy. Nie możemy jednoznacznie odpowiedzieć na pytanie „dlaczego” ? Jednak wydaje mi się, że wśród całego tego postępu, kontrastującego z ilością zabobonów, przesądów istniejących w naszym świecie, nie jest to natura pytania „dlaczego”, ale „czy mogliśmy nie uwierzyć”? Czy współczesny, zimny świat nie zmusza nas do posiadania nadziei na lepsze i poszukiwania szczęścia w tak drastycznych krokach? Mówi się, że w średniowieczu istniała „ciemnota duchownych”, teraz mogę powiedzieć „ ciemnota serc”. Katarzyna Łuźniak I Liceum Ogólnokształcące im. Tadeusz Kościuszki w Wieluniu klasa IIF