Publicystyka, działalność opiniotwórcza
Transkrypt
Publicystyka, działalność opiniotwórcza
153 Publicystyka, działalność opiniotwórcza Ze Sławomirem Sierakowskim rozmawia Leszek Zaborowski Polityk, publicysta czy twórca środowisk intelektualnych? O pracy w „Krytyce Politycznej”, inspiracjach i planach na przyszłość mówi Sławomir Sierakowski. Sławomir Sierakowski (ur. 1979); absolwent socjologii w ramach Międzywydziałowych Indywidualnych Studiów Humanistycznych UW (2003), były doktorant IS UW; publicysta lewicowy, krytyk literacki, założyciel i redaktor naczelny „Krytyki Politycznej” oraz Wydawnictwa Krytyki Politycznej; prezes Stowarzyszenia im. Stanisława Brzozowskiego. Aktywny uczestnik medialnych debat politycznych. Leszek Zaborowski: Czytelników naszej książki, znających Pana przedsięwzięcia, może zastanawiać, dlaczego skoncentrował się Pan naukowo akurat na socjologii, a nie chociażby na filozofii czy politologii... Sławomir Sierakowski: Studiowałem socjologię równolegle z filozofią w ramach Międzywydziałowych Indywidualnych Studiów Humanistycznych, przez trzy lata uczęszczałem także na Wydział Nauk Ekonomicznych. Ale doktorat zdecydował się Pan zrobić na socjologii. Tak, ale jako że studiowałem na MISH-u, to nigdy nie miałem wrażenia, że wybrałem jakiś wydział tak do końca, łącznie z jego rytuałami i wszystkimi wewnętrznymi praktykami, konkretną kadrą i widzeniem siebie w ramach tych struktur. Jednocześnie zawsze miałem wrażenie, że Instytut Socjologii jest najlepszy dla humanisty, że tu się najwięcej nauczę. Co więcej, promowałem takie twierdzenie, że filozofii współczesnej można się nauczyć tylko w Instytucie Socjologii na Uniwersytecie Warszawskim. Można tu było mieć kontakt z tak świetnymi dydaktykami, zajmującymi się filozofią polityczną, jak chociażby Paweł Śpiewak. Miałem także szczęście uczestniczyć w zajęciach z Jakubem Karpińskim, Kazimierzem Frieske czy Adamem Jelonkiem – charyzmatycznymi wykładowcami. 154 Publicystyka, działalność opiniotwórcza Socjologia była najsilniejsza kadrowo, co przekładało się na najatrakcyjniejszą siatkę zajęć – bardzo zróżnicowaną. Miałem też świadomość, że to właśnie na socjologii dostanę najlepsze ogólnohumanistyczne wykształcenie. Nie szedłem tam po to, żeby wybrać jeden z typowo socjologicznych zawodów. Wiedziałem, że prawdopodobnie nie będę funkcjonował w jakiś klasyczny sposób. To znaczy, nie wybiorę któregoś z najbardziej popularnych scenariuszy życiowych, według których idzie się na rynek pracy po skończeniu studiów. Prowadzi Pan bardzo różnorodną działalność – polityczną, publicystyczną, wydawniczą. Jest Pan także krytykiem literackim. Ostatnio współtworzył Pan sztukę teatralną. Czy realizowanie się w tak różnych sferach nie sprawiało Panu nigdy trudności? Może z którąś z tych ról wiązał się szczególny wysiłek? Ja zawsze chciałem się zajmować polityką. Ale polityką rozumianą w ambitniejszy sposób niż to, co zazwyczaj z nią utożsamiamy, to znaczy jako partyjne rytuały władzy. Polityka jest wpływaniem na kształt życia społecznego. A na ten kształt można i należy wpływać różnymi kanałami, zwłaszcza w czasach, kiedy maleje znaczenie instytucji tradycyjnie kojarzonych z uprawianiem polityki. Nie trzeba nawet kończyć socjologii, wystarczy ją chociażby zacząć, żeby wiedzieć, że polityka umyka współcześnie z takich instytucji jak parlament czy rząd. Rośnie za to rola mediów, kultury, trzeciego sektora. To tam determinuje się spektrum dominujących idei, wokół których obraca się życie polityczne. W „Krytyce Politycznej” byliśmy inspirowani wizją polityczności wyniesioną z czasów opozycji antypeerelowskiej. Polityki, którą uprawia się słowem, pisaniem esejów, tworzeniem środowiska. Byliśmy zainteresowaniem powrotem do koncepcji inteligencji zaangażowanej. Właśnie w Instytucie Socjologii takie typowe inteligenckie postawy się zachowały, lub przynajmniej pamięć o nich trwa. Choć oczywiście jest tam także wiele osób, które uważają się za inteligentów i jednocześnie akceptują niesprawiedliwy kształt transformacji społecznej. Czyli cały czas istnieje pewien wspólny punkt wyjścia dla tych wszystkich pomysłów. Coś, co łączy tak – pozornie – różne rzeczy jak choćby współtworzenie gazety relacjonującej strajk pielęgniarek i pisanie sztuki teatralnej? Tak, mam takie poczucie, że cały czas uczestniczę w tej samej grze: czy piszę tekst krytycznoliteracki, czy razem z Jankiem Klatą przygotowuję sztukę, czy zajmuję się działalnością wydawniczą – tak jak w tej chwili, kiedy przygotowujemy serię ekonomiczną. My próbujemy zbudować wszystkie potrzebne fundamenty pod lewicę. Staramy się zorganizować liczne środowisko, stworzyć sprawną organizację, Ze Sławomirem Sierakowskim rozmawia Leszek Zaborowski 155 ale także zaangażować znaczącą grupę artystów różnych dyscyplin do zainteresowania się życiem społecznym, budujemy instytut badawczy nakierowany na tematykę prawno-ekonomiczną. Ale pierwszym z tych fundamentów jest reaktywacja postawy inteligenckiej, wywodzącej się ze wschodnioeuropejskiego rozumienia inteligencji, czyli z głęboko aksjologicznej wizji służby społecznej, w którą angażuje się inteligencja na rzecz zasypania społecznej przepaści między klasami. W tej wizji inteligent jest kimś, kto ma pewien dług wobec społeczeństwa, kto dąży do tego, żeby stać przy nim. Takie przedsięwzięcia jak wydawnictwo, jak nasza aktywność w mediach masowych, jak tworzenie Klubów KP od Krakowa po Pleszew albo nasze zaangażowanie w strajk pielęgniarek, w przyjazd żon górników... To nie są tematy przypadkowo ze sobą związane. Nieprzypadkowy jest także nasz patron, Stanisław Brzozowski. To był człowiek, który się zajmował filozofią, krytyką literacką, był ideologiem politycznym, pisarzem, krytykiem teatralnym, aktywistą lewicowym. Miałem właśnie zapytać o Stanisława Brzozowskiego, Pan jednak przywołał go pierwszy. Czy on lub ktoś inny stanowi dla Pana wzór, natchnienie do działalności? Oczywiście, Brzozowski jest natchnieniem, i to nie tylko ze względu na szerokie spektrum jego zainteresowań. Chodzi przede wszystkim o pewną podstawową intuicję poznawczą. Brzozowski poruszał się między rozmaitymi dyskursami humanistycznymi. Zaczynał jako młodopolski, nietzscheański indywidualista-artysta, taki typowy młodopolak. Później stał się marksistą, ale antydeterministycznym, czyli heretykiem klasycznego marksizmu. Najpierw był apostatą Młodej Polski czy neoromantyzmu, potem był apostatą marksizmu. Nawet jego fascynacja religią była nieco heretycka, był to bowiem modernizm katolicki, wówczas potępiany przez hierarchię, której zresztą Brzozowski pozostał krytykiem do końca. Brzozowski jest wybitnym prekursorem idei, które na świecie kojarzy się głównie z Antonio Gramscim czy szkołą frankfurcką, a współcześnie także z postsekularyzmem. Brzozowski jest dla nas natchnieniem, również jako pewien mistrz stylu, jako umysł humanistyczny. Ale równie ważnym patronem jest dla nas Jacek Kuroń i opozycja KOR-owska. Sama nazwa „Krytyki” nawiązuje zarówno do „Krytyki” Feldmana, do której pisał Brzozowski, jak i do tej „Krytyki”, która była najważniejszym intelektualnie pismem opozycji demokratycznej w PRL. Naszych inspiracji można oczywiście wymienić więcej. Są to tacy ojcowie inteligencji zaangażowanej, jak Ludwik Krzywicki, Wacław Nałkowski, Irena Krzywicka. Wznawiamy ich dzieła i dyskutujemy o współczesnym znaczeniu ich twórczości. Chciałbym wrócić do samej „Krytyki Politycznej”, rozumianej nie jedynie jako pismo, ale także jako próba stworzenia pewnej marki i zgromadzenia wokół niej wciąż rozszerzającego się środowiska. Co jest istot- 156 Publicystyka, działalność opiniotwórcza ne przy utrzymywaniu dynamiki podobnych projektów? Z „Krytyką” bez wątpienia się to udało... Najogólniej mówiąc, reinwestowanie sukcesu. Gdy piszę się o naszych przedsięwzięciach, zazwyczaj gotowe mamy już następne. Kluczowe było na pewno zebranie odpowiednich ludzi i rzetelna refleksja nad współczesną myślą społeczną i polityczną. Bez przerwy mamy poczucie déjà vu, gdy czytamy najważniejsze współczesne teksty teoretyków lewicy, bo mamy wrażenie, że adekwatnie opisują naszą strategię albo naszą bieżącą diagnozę rzeczywistości. Gdy na przykład decydujemy się wejść do mediów masowych i tworzyć w nich odrębny głos (podpisując się zawsze „Krytyką Polityczną), zamiast je kontestować – równolegle czytamy u Žižka o a priori niedomkniętym systemie, który sam tworzy swoje zewnętrze. To potwierdza, że strategia undegroundu nie ma sensu. Gdy czytamy Laclaua i Mouffe, widzimy słuszność naszego przywiązania do walki w dyskursie publicznym (zamiast jakiejś akcji bezpośredniej pomocy wykluczonym, która skazana byłaby na bardzo ograniczony zasięg), bo to tam decyduje się, czy hegemoniczne będą idee sprzyjające powiększaniu się dyskryminacji ekonomicznej, czy przeciwne. Zmienić wizerunek związków zawodowych w mediach albo język, jakim mówimy o prawie kobiet do aborcji, to korzyść co najmniej tak samo duża jak wysłać wszystkich naszych ludzi na szkolenia związkowców (które i tak robimy) albo zorganizować kolejną demonstrację. Wydaje mi się, że staraliśmy się równo akcentować dobry humanistyczny namysł nad współczesną polityką i społeczeństwem oraz sprawność organizacyjną. My nie chcemy pięknoduchów – autorów świetnych esejów jest masa. Kluczowe było zatem także wytworzenie odpowiedniego etosu działania w grupie, który pozwolił nam zagregować ogromny wspólny wysiłek. Gdyby ludzie nie godzili się pracować za darmo i porzucić życie prywatne, doktoraty i rozmaite inne indywidualne ambicje, nie udałoby nam się zgromadzić odpowiedniego kapitału i zbudować organizacji, która ma szanse na samodzielny, niezależny rozwój. Dbaliśmy tak samo o to, żeby przyciągnąć najlepszych humanistów, jak i o najlepszych menadżerów od prowadzenia organizacji i jej finansów. Ważne jest dla Pana nie tylko opisywanie, ale i konkretne oddziaływanie na sferę polityki. Jak ocenia Pan skuteczność tych starań, jeśli chodzi na przykład o puszczanie w obieg intelektualny różnych idei, rozwiązań? Pierwszy raz w Polsce od lat lewica wydaje się czymś atrakcyjnym. Udało nam się wypromować szereg mocnych nazwisk filozoficznych, okazało się, że filozofowie lewicowi są dzisiaj modni – tacy jak Žižek, Badiou, Agamben, Ranciere. Udało nam się przyciągnąć do lewicy największe nazwiska z młodej literatury, sztuk wizualnych, teatru i filmu. Zbudowaliśmy szeroką sieć kontaktów zagranicznych. Tworzymy ścieżki rozwoju dla lewicowych ekonomistów Ze Sławomirem Sierakowskim rozmawia Leszek Zaborowski 157 i prawników, programy stypendialne, granty badawcze, serie książkowe, w końcu budujemy instytut. Mówiąc szczerze nie widzę, żeby w naszym pokoleniu, pokoleniu ludzi młodszych niż czterdziestoletni, jakiekolwiek środowisko było dziś porównywalne do naszego liczebnością, środkami, możliwościami. Wszystkie te różnorodne przedsięwzięcia – wydawanie książek, czasopisma, teatr, tworzenie środowiska – są więc kolejnymi formami działalności politycznej. Ale czy można oprócz tego powiedzieć, że jest to także wciąż poruszanie się w polu socjologii? Tak, oczywiście. To, co promujemy jako sztukę krytyczną, jako podejście krytyczne, jako podejście polityczne, to jest pokazywanie ukrytych założeń życia społecznego. Założeń tkwiących chociażby w relacjach władzy, które są nieuświadomione w sferze publicznej. Najlepszym aparatem pozwalającym to robić, jest aparat socjologiczny. Nie przypadkiem w „Krytyce Politycznej” jest najwięcej absolwentów socjologii. Czy przypuszczał Pan, że w swojej karierze socjologicznej odejdzie tak daleko od spotykanego czasami stereotypu socjologa? Stereotypu, w którym potencjalne ścieżki zawodowe po ukończeniu studiów ograniczają się do zajmowania się badaniami marketingowymi, sondażami lub w nielicznych przypadkach do pracy stricte akademickiej? Kiedy ja studiowałem, to nie było takiego stereotypu. Zresztą nie mogło go być, bo nawet ci, którzy zajmowali się socjologią empiryczną, interesowali się także innymi rzeczami. To jest jakiś ewenement, bo na przykład szkoły ekonomiczne, które w Polsce zawsze były humanistyczne, bardzo szybko zamieniły się w politechniki, wylęgarnie inżynierów, a nie humanistów. Socjologia jakimś sposobem tego uniknęła. Istniejąca dzisiaj w Polsce konotacja pojęcia „socjolog” chyba nie jest przede wszystkim związana z badaniami empirycznymi czy badaniami marketingowymi. Może dlatego, że powstało dużo nowych pojęć, takich jak specjalista od public relations czy od marketingu politycznego. Dla mnie socjolog to zawsze był dobrze wykształcony humanista, specjalizujący się w badaniu reguł rządzących współczesnym społeczeństwem. Nigdy nie widziałem tu specjalnych granic, nie musiałem ich widzieć, dlatego że mogłem studiować socjologię interdyscyplinarnie. I też nie chciałem ich widzieć, bo one są sztuczne i szkodliwe, a fetyszyzowanie ich zawsze prowadzi do jakichś absurdów. Muszę przyznać, że często wyprzedzał Pan w ciągu naszej rozmowy moje pytania. Na koniec nie sposób nie zapytać o plany na przyszłość. To, że będzie Pan dalej zajmował się „Krytyką”, wydaje się oczywiste, co jednak poza tym? Na dziś nie liczy się dla mnie nic poza KP i nie sądzę, żeby to szybko się zmieniło. Jedynym naszym cele zasadniczym jest zbudowanie lewicowej formacji w Polsce. A w najbliższym czasie oznacza to dla nas budowę pierwszego 158 Publicystyka, działalność opiniotwórcza polskiego lewicowego think-tanku, a także rozbudowę struktury Klubów KP tak, żeby były obecne we wszystkich byłych miastach wojewódzkich. Jesteśmy prawie w połowie drogi. KP to czytanie, mówienie, działanie, a także dość – myślę – ciekawy, choć wyczerpujący, styl życia. Nic mi więcej nie potrzeba. Żałuję może tylko tego, że nie mam czasu prowadzić już zajęć w Instytucie Socjologii... Dziękuję za rozmowę. Patrz, Zenek. Napisałem esej o nawiązaniach do Kierkegaarda i Kanta w poezji Leśmiana Eeee tam Ale o co chodzi? Chłopie, dobre eseje pisać umie każdy, a w życiu, to trzeba umieć być twardym. Po co nam socjologia? Książka dla kandydatów na studia socjologiczne i studentów Rozmowy opracowali Tomasz Kukołowicz oraz Stanisław Maksymowicz, Dominika Michalak, Paula Płukarska, Piotr Kowalski, Paweł Kłobukowski przy współpracy Róży Sułek Ilustracje Piotr Kosiński Instytut Socjologii Uniwersytetu Warszawskiego Fundacja na rzecz Warsztatów Analiz Socjologicznych Warszawa 2009