Przyjaciele Litwini
Transkrypt
Przyjaciele Litwini
Przyjaciele Litwini Rozmowa z Siergiejem Kowaliowem SIERGIEJ KOWALIOW urodził się w 1930 r.; rosyjski obrońca praw człowieka, więzień polityczny za cza sów ZSRR, rzecznik praw obywatelskich w Rosji za prezydentury Borysa Jelcyna. Przyjaciel redaktorów „Kroniki", służył pomocą w przekazywaniu jej eg zemplarzy na Zachód. Działalność dysydencką w obronie praw człowie ka podjął w 1967 r. W latach 1969-1974 uczestniczył w pracach Grupy Inicjatywnej na rzecz Obrony Praw Człowieka w ZSRR, poszukującej pomocy dla więź niów politycznych. Od 1968 r. aż do aresztowania w 1974 r. był redaktorem „Kroniki Wypadków Bie żących", cieszącego się dużym uznaniem podziem nego biuletynu. Po trwającym rok procesie, w grud niu 1975 r., został skazany na 7 lat kolonii karnej o zaostrzonym reżimie i 3 lata zesłania. Odzyskał wolność w 1984 r. Od końca lat 80. związany z legal ną opozycją demokratyczną. W marcu 1990 r. został deputowanym Rady Najwyższej RFSRR. Wybrany przewodniczącym Komitetu ds. Praw Człowieka, przygotował amnestię dla wszystkich przebywają cych jeszcze w łagrach więźniów politycznych. Zdecydowany przeciwnik wojny w Czeczenii, ostro krytykował prezydentów Borysa Jelcyna i Wła dimira Putina za zbrojną agresję przeciw republice. Domagał się poszanowania praw ludności cywilnej Czeczenii i ofiar wojny. - Co Pan może powiedzieć o ludziach „Kroniki Kościoła Katolickiego na Litwie": Nijole Sadunaite, Sigitasie Tamkevićiusie i innych? Jacy oni byli? Jakie łączyły was więzi? - Były to więzi przyjaźni, mimo że nie spotykaliśmy się często. Z Petrasem Plumpą-Pluirą siedziałem potem w jednej zonie i w jednym więzieniu po wyjściu z łagru. Całą czwórkę, a więc: Zdebskisa, Plumpę, Tamkevićiusa i Sadunaite łączyła wspólna cecha - swoiste poczucie humoru. Lubili pożartować, śmialiśmy się, kiedy opowia dali o różnych sytuacjach, w jakich się znaleźli. Swoista wrażliwość, życzliwość, pogoda ducha, poczucie humoru, dobroduszność - to była ich wspólna cecha. I w pewnym sensie są to cechy cywilizowanego człowieka wiary. - Jak zaczęły się wasze kontakty? - Pracowałem na Uniwersytecie Moskiewskim. W kil kuosobowym zespole naukowców na Uniwersytecie Mo skiewskim i w Instytucie Biofizyki Rosyjskiej Akademii Nauk zajmowaliśmy się zagadnieniami biofizyki. Tworzy liśmy zgrany zespół i mieliśmy pewne osiągnięcia. W tym czasie, w kowieńskim Instytucie Medycznym na Litwie, utworzono wydział, który szkolił badaczy-naukowców w dziedzinach nauk wspomagających medycynę. Była tam grupa młodych entuzjastów, wśród których wyróż niał się młody - nieżyjący już dzisiaj - Alek Gutman. Poza PRZYJACIELE L I T W I N I nim było jeszcze paru ludzi, których nazwisk nie pamię tam, w większości matematyków i fizyków. Zainteresowa li się pracami naszego zespołu w Moskwie. Nawiązała się współpraca naukowa, prowadziliśmy korespondencję, spo tykaliśmy się, jeździliśmy na różne sympozja i konferencje. Litwini świetnie je organizowali, a oprócz tego przysyłali do nas swoich stażystów. W tym czasie na Uniwersytecie Moskiewskim powstał wydział molekularny, w którym znajdowały się międzywydziałowe laboratoria. Ja byłem kierownikiem oddziału w jednym z laboratoriów - labora torium matematycznych metod w biologii. Jako kierownik oddziału mogłem przyjmować staży stów z Litwy, a z kolegami z Kowna umówiliśmy się, że będą nam przysyłać tylko zdolnych studentów. Trzeba przyznać, że stawiali tam poprzeczkę bardzo wysoko. Szkolili na ukowców z prawdziwego zdarzenia. Przysłali więc do nas paru młodych ludzi z Litwy. Jednym z nich był Raśkinis, który wtedy nazywał się Arimantas Raśkevićius. To intere sujący człowiek, głęboko wierzący katolik i bardzo zdolny uczony. Po odzyskaniu przez Litwę niepodległości przez parę lat był parlamentarzystą, a teraz powrócił do pracy naukowej. Był on jednym z absolwentów mojego oddziału, a potem został aspirantem. Trzeba nadmienić, że całe nasze laboratorium, zarów no w Instytucie Biofizyki, od którego się odłączyliśmy, jak i na uniwersytecie, tworzone było już według zupełnie innych wzorców niż sowieckie. Nasz kierownik dobierał ludzi rozsądnie, a nie według ankiet, i dzięki temu two rzyliśmy całkiem spójny, przyjazny zespół. I takie stosun ki mieliśmy ze wszystkimi. - Także z Litwinami... - Z Litwinami także, oczywiście. To właśnie dzięki Raśkinisowi nawiązałem kontakt z tzw. litewskim ru- ROZMOWA Z SIERGIEJEM KOWALIOWEM 147 chem katolickim. Dosyć szybko, wykraczając poza naszą biofizyczną specjalizację, zaczęliśmy razem z kolegami z Litwy prowadzić otwarte rozmowy na różne tematy, w tym o prawach człowieka w Związku Radzieckim. I w sposób naturalny zaczęliśmy wymieniać się informacjami na temat sytuacji na Litwie, w Rosji, w Gruzji itp. Nigdy jednak z Arimantasem nie wypowiadaliśmy zdań typu: „Wiesz, biorę udział w redagowaniu »Kroniki Wypadków Bieżących«". „A ja, Sierioża, mam kontakty z wydawca mi litewskiej »Kroniki«, którzy chcieliby nawiązać z tobą kontakt". Skądinąd wydaje mi się, że Arimantas bardzo szybko zorientował się, że pracuję dla „Kroniki Wypadków Bieżą cych", a w trakcie naszych rozmów i ja zorientowałem się, że on ma znajomości wśród ludzi, którzy na Litwie zajmu ją się podobną problematyką. Któregoś dnia Arimantas zaproponował mi spotkanie ze swoim bliskim znajomym, Juozasem Zdebskisem, znamienitym litewskim księdzem, który niedługo potem, niestety, zginął w wypadku samo chodowym. To był mój pierwszy litewski znajomy, ma jący bezpośredni związek z podobnym ruchem społecz nym na Litwie, i od niego, jak mi się wydaje, otrzymałem po raz pierwszy - bez napomknienia nawet o tym, że to dla „Kroniki Wypadków Bieżących" albo po to, żeby coś z tym zrobić - tekst w języku rosyjskim, będący streszcze niem materiału z jednego z pierwszych numerów litew skiej „Kroniki". - Jak wspomina Pan atmosferę spotkań z Litwinami z „Kroniki"? - Spotykaliśmy się u mnie albo u mojego dobrego zna jomego, który nie był związany z ruchem dysydenckim dlatego uważałem, że ryzyko wpadki w jego mieszkaniu jest mniejsze. 148 PRZYJACIELE L I T W I N I Na początku parę razy przyjechał Petras Plumpa, po tem bardziej regularnie zaczęli jeździć Sigitas Tamkevićius i Nijolė Sadūnaitė. Nijolė była bardzo pomysłowa i lubiła różne maskarady. Przebierała się, malowała - i zmieniała się nie do poznania! Bardzo ją cieszyło, gdy nawet my jej nie poznawaliśmy. Spotkania były krótkie. Wymienialiśmy się tekstami, siadaliśmy przy stole, czasami się napiliśmy - oczywi ście tylko z Petrasem Plumpą. Nie pamiętam, żebym pił z Tamkevićiusem lub z Nijolė - może i proponowałem, ale oni odmawiali. Pogadaliśmy na różne tematy i roz chodziliśmy się. Na ile potrafiliśmy, staraliśmy się zabezpieczać. Nig dy np. nie wymienialiśmy nazwisk tych, od których coś dostaliśmy lub którym coś przekazywaliśmy. Nikt z mo ich litewskich przyjaciół nie wiedział, gdzie ja zaniosę to, co oni mi dostarczyli, ani kiedy wykorzystam to w pracy. Ani gdzie będę pracować. Ja także, gdy bywałem na Li twie, nigdy nie pytałem, gdzie oni robią swoją „Kronikę" i jak ją robią. - Czy dobrze rozumiem, że nie było takiej umowy, iż ktoś z „Kroniki" litewskiej przywozi Panu jej kolejny nu mer, a Pan przez swoje kontakty z ambasadami przesyła to dalej na Zachód? - Umowa była potem. Wcześniej nie było to sformali zowane i wydaje mi się, że nawet się o tym szczegółowo nie mówiło. Jak to było? Pewne materiały przekazał mi podczas spotkania ks. Juozas Zdebskis. Ja, naturalnie, po darowałem mu numery „Kroniki Wypadków Bieżących", które akurat miałem pod ręką: „Weź, przeczytaj, może cię to zainteresuje". Przy kolejnym spotkaniu otrzymał już numer „Kroniki Wypadków Bieżących", który zawierał nowy rozdział: „Wydarzenia na Litwie". I mógł znaleźć ROZMOWA Z SIERGIEJEM KOWALIOWEM 149 tam ten materiał, który mi wcześniej przekazał. Oczywi ście, warto by było potem to przedyskutować, spotykać się częściej. Ale nic z tego - nie było na to czasu! Raz, drugi przyjechał Petras Plumpa, potem zaczęli jeździć bardziej regularnie Sigitas Tamkevićius i Nijolė Sadūnaitė. Przywozili różne materiały po rosyjsku i po litewsku. Po litewsku to były spore teksty, czasami coś na kształt monografii, niewydane oczywiście w formie książkowej. Wtedy pytałem: „No, dobrze, a co z tym zrobić?". A oni: „Byłoby dobrze, jeśli ukazałyby się one za granicą". „Spró buję - odpowiadałem. - A jaki adres?" „Chicago" - pada ła odpowiedź. Prosiłem swoich znajomych korespondentów lub dy plomatów, by przy okazji przekazywali te materiały dalej. I zwykle taka możliwość nadarzała się wcześniej czy póź niej. Jak już wspomniałem, w „Kronice Wypadków Bieżą cych" pojawiła się stała rubryka: „Wydarzenia na Litwie". - Jakie kwestie interesowały was najbardziej? Jakie sto sowaliście kryteria doboru materiału? - Kryteria wyboru były bardzo proste, takie same dla „Kroniki Wypadków Bieżących" i dla „Kroniki Kościoła Katolickiego na Litwie". To były przede wszystkim kwe stie prawne, dotyczące naruszenia wolności obywatelskich i politycznych, w tym także wolności religijnej. Jasne, że naruszenie swobody wyznania miało miejsce nie tylko na Litwie, lecz także na terytorium całego Związku Radziec kiego. W „Kronice Wypadków Bieżących" sporo pisaliśmy i o zielonoświątkowcach, i o baptystach „inicjatorach". W Związku Radzieckim byli baptyści, których władza to lerowała, gdyż podkreślali swoją lojalność wobec niej, ale byli też tacy, którzy nazwali siebie inicjatorami i dążyli do zachowania pewnej niezależności. Tych w centralnej Rosji było najwięcej i oni podlegali silnym represjom. PRZYJACIELE L I T W I N I - To oczywiste, że dla Litwinów wszelkie lokalne przy kłady łamania praw człowieka, praw wierzących były waż ną kwestią, ale być może dla was nie wydawało się istotne przytaczanie dziesięciu przykładów o tym, jak to w jakiejś litewskiej szkole zakazano nauki religii? - Zarówno dla nas, jak i dla Litwinów istotne były re lacje między władzą a społeczeństwem oraz kwestie na ruszania wolności i swobód obywatelskich. Wspólnota zainteresowań była oczywista. Inna sprawa, że my w Rosji nie ograniczaliśmy się do kwestii wolności sumienia, ale i „Kronika" litewska poruszała także problematykę naru szania praw człowieka. „Kronika Wypadków Bieżących" podlegała pewnej ewolucji. Pojawiła się wiosną 1968 r. i pierwsze jej wy dania były dość krótkie, bardzo emocjonalne i dlatego nie uniknęły wystawiania ocen. Stopniowo jej charak ter i objętość zmieniały się, do tych zmian ja także się przyczyniłem. Jako naukowiec mam umysł raczej ści sły i dlatego bliższy mi był inny styl. I nasza „Kronika" stopniowo rosła objętościowo, a gdy bezpośrednio zaj mowałem się redagowaniem wydań, po prostu nie mo głem sobie pozwolić na przeoczenie jakiegoś szczegółu, jeśli wydawał mi się wiarygodny i bezpośrednio odno szący się do meritum tego, o czym piszemy. Dlatego też wiadomości litewskiej „Kroniki" przekazywaliśmy bar dzo szczegółowo. Do tej pory uważam, że wydarzenia w tej lub innej parafii litewskiej miały o g r o m n e znaczenie dla pro blemu poszanowania wolności sumienia w ogóle - nie tylko w Kłajpedzie, na Litwie, ale w ogóle, w całym Związku Radzieckim. To były sprawy uniwersalne, dotyczące przestrzegania konstytucyjnych praw oby wateli. ROZMOWA Z SIERGIEJEM KOWALIOWEM 151 - Z kim Pan siedział w łagrze? - Po pierwsze, muszę powiedzieć, że w łagrze było bardzo mało Rosjan i ich pozycja nie była najlepsza. Ich ziomkostwo było bardzo niewielkie i nigdy nie żyło ogólnym życiem obozowym. Ja także uważam siebie za Rosjanina, chociaż nie jestem rdzennym Rosjaninem. Moja matka była Ukrainką, a oprócz tego płynie we mnie krew polska, białoruska i rosyjska. W jakich pro porcjach - nie wiem. Podczas pobytu w obozie, zbliżyłem się do ukraińskie go i do litewskiego ziomkostwa. Litwinów było tam wielu. Było też sporo partyzantów - leśnych braci. Był taki inte resujący człowiek - Jonas Kadźionis - jeden ze znamie nitszych w swoim czasie dowódców litewskich oddziałów partyzanckich, w ogóle wspaniały człowiek i bardzo zdol ny. Trochę poeta, trochę malarz. Był Jonas Šerkśnys, mło dy Żukauskas, flecista i wielu starszych ludzi. Poznałem np. Markunasa, ostatniego leśnego brata w historii, tzn. ostatniego człowieka, skazanego na Litwie za partyzantkę antysowiecka. Został aresztowany w koń cu lat 50. XX w. Był jeszcze Graźys - starszy człowiek, też związany z „Kroniką". - W łagrze przyjaźnił się Pan z Petrasem Plumpą? - Tak, ale poznaliśmy się już wcześniej. W łagrze i w więzieniu byliśmy w bliskich kontaktach. Kiedy przy wieziono mnie do zony i wypuszczono z kwarantanny, Petras był pierwszym człowiekiem, którego zobaczyłem. On specjalnie tam spacerował. Podszedł do mnie, przy witał się nie patrząc w moją stronę i nie podnosząc głosu. Na boku ustaliliśmy, że lepiej będzie nie mówić o naszej wcześniejszej znajomości. Z Plumpą siedzieliśmy razem całkiem długo i potem jeszcze zetknęliśmy się ze sobą w więzieniu. I jego, i mnie PRZYJACIELE LITWINI wysłali z łagru do więzienia za złe sprawowanie. Przez pe wien czas siedzieliśmy w jednej celi, a kiedy nas rozdzie lono, to i tak porozumiewaliśmy się alfabetem Morsea, stukając w ścianę. - Ponoć kiedyś ogłosił głodówkę, żądając żeby KGB umożliwiło Panu leczenie w szpitalu... - Tak było, rzeczywiście. Lekarze postawili mi błęd ną, dzięki Bogu, diagnozę: rak. Wówczas zażądałem, by przewieźli mnie do więziennego szpitala w Leningradzie, a mnie chciano przewieźć na operację do szpitala na 35. zonę. Jestem wdzięczny pewnemu majorowi - lekarzowi, którego nazwiska nie pamiętam. Odprowadził mnie na stronę i powiedział, żebym w żadnym razie nie zgadzał się na operację w naszym szpitalu więziennym. Jeśli by potwierdziła się diagnoza, że to rak, to jest to zbyt poważ na operacja jak na więzienne warunki. Wiem, że wtenczas Petras i ktoś jeszcze głodował 1 7 w mojej sprawie. Siedziałem w odizolowanym miejscu i sam głodowałem jakieś 5-6 dni. Ale gdyby nie to, że do Moskwy przyjechali akurat w tamtych dniach przedstawi ciele Amnesty International, i tak nic by z tego nie wyszło. - Czy pamięta Pan rozmowy z litewskimi przyjaciółmi w łagrze i po odbyciu kary? Czy pojawiał się w nich temat niepodległości Litwy? Kiedy to się zaczęło? Jest to o tyle istotne, że „Kronika"po raz pierwszy napisała w 1981 r., że na Litwie potrzeba nie tylko wolności sumienia i wiary, ale także, iż pakt Ribbentrop-Mołotow musi być anulowany i że Litwa powinna być wolna. 17 Zob. wywiad z P. Plumpą-Pluirą, s. 121. Kowaliow nie wiedział, jaką formę miał protest podjęty w jego obronie. ROZMOWA Z SIERGIEJEM KOWALIOWEM 153 - Poruszył Pan bardzo złożony problem, na który nie sposób krótko odpowiedzieć. Tu potrzebny byłby cały wykład. Określę pewne deklaratywne punkty. Po pierwsze: Petras Plumpa, który pierwszy wyrok odbywał wcale nie za religijne przekonania, a za postawę obywatelską; wielokrotnie w naszych rozmowach podkre ślał, że za najważniejszy dla Litwy uważał problem odro dzenia religijnego. Twierdził też, że suwerenność narodo wa niekoniecznie musi to ułatwić. - Ale Tamkevićius i Boruta już w latach 80. myśleli inaczej... - Tak. Wiem. Jeśli chodzi o moje zdanie na ten temat, jestem głęboko przekonany, że współczesny świat idzie i będzie nadal podążał drogą integracji, a nie podziałów. Jestem całkowicie pewny, że w XXI w. będą ustanowio ne podwaliny nowego politycznego paradygmatu. Chodzi 0 to, co po raz pierwszy w 1951 r. Einstein i Russell okre ślili jako nowe polityczne myślenie. Potem Sacharow nie zależnie od nich o tym mówił. Opiera się ono na przeko naniu, że konieczna jest inna polityczna struktura świata, oparta na całkowicie nowych zasadach. Żadne ONZ, żad ne tzw. prawo międzynarodowe, którego w rzeczywisto ści nie ma, nie są w stanie rozwiązać palących problemów globalnych. Kierunek tego myślenia to dalsza integracja, a nie podział świata. Po drugie, uważam, że to, co nazywa się obecnie prawem narodów do samostanowienia i rozumiane jest jako prawo narodów do tworzenia nowych suwerennych struktur państwowych, w żadnym razie nie jest prawem demokratycznym. Choć figuruje w Karcie Narodów Zjednoczonych, w konwencjach międzynarodowych i w deklaracji praw człowieka - jest to w rzeczywistości prawo antydemokratyczne. Dlatego też secesja jakiegoś PRZYJACIELE L I T W I N I terytorium to zawsze sprawa wątpliwa. Czasami nie unikniona - ale zawsze wątpliwa. Dlaczego jest to pojęcie antydemokratyczne? Przy wiodę parę argumentów. Po pierwsze, to prawo, uważane za fundamentalne, w swoim założeniu przeciwstawia się innemu fundamentalnemu prawu - o nienaruszalności granic. Proszę mi wybaczyć, jak ma powstać nowe pań stwo bez naruszenia wcześniej ustanowionych granic? Po drugie, chciałbym, żeby ktoś podał mi definicję narodu. Wszak mówi się, że prawo do samostanowienia mają na rody. To znaczy kto? Po trzecie, gdy tylko pojawia się pań stwo monoetniczne, od razu pojawiają się w nim obywate le pierwszej i drugiej kategorii. Typowym przykładem jest Izrael, z natury monoetniczny. Iluż tam obywateli drugiej, trzeciej kategorii. Żydzi z jednej części świata - jedna ka tegoria, z drugiej - druga. Żydzi, których matka była Ży dówką są w większym stopniu Żydami niż ci, którzy mieli ojca Żyda. I tak dalej. Nie wspominając już o Arabach. Czy to jest demokracja, czy to są rzeczywiście prawa czło wieka? Twierdzę, że nie. Prawa człowieka to te, które nie zależą od koloru skóry, języka, wiary, przynależności etnicznej, statusu majątko wego, wykształcenia itd. A co my chcemy tworzyć? Wszak zawsze, gdy w historii mówi się o nowych suwerennych państwach, mówi się też o etnicznych podstawach tych państw. Inna sprawa, że są w historii przypadki, gdy secesja jest nieunikniona. Izrael jest tego jednym z przykładów. Kto nam kazał w naszym świecie tak źle traktować Ży dów? Oni nie mieli innej drogi obrony. Może i Czeczenia jest takim przykładem? Bardzo z tego powodu ubolewam. Dobrze wiem, że miejsce Czeczenii w Federacji Rosyjskiej jest pozorne, bo Rosja nie ma prawa trzymać dalej Cze czenii w swoich ryzach. ROZMOWA Z SIERGIEJEM KOWALIOWEM 155 - A wracając do Litwy w 1990 r.? - Gratulowałem Litwinom, że wykorzystali swoje pra wo do wolności i niepodległości. (Tak na marginesie - kra je bałtyckie miały samodzielność wcześniej - one tylko ją odbudowały). Niemniej, gratulując moim przyjaciołom, że spełnili swoje pragnienie, mimo wszystko żałowałem, że ich pragnienie było właśnie takie. Według mnie, fanta styczne - acz niewykonalne - byłoby, gdyby kraje bałtyc kie zechciały pozostać w charakterze awangardy reformu jącego się Związku Radzieckiego. One rzeczywiście były awangardą. Oczywiście, nie poradziłyby sobie w tej roli. Rozumiem to doskonale. Ale z tym, z czym nie mogliśmy sobie poradzić w 1990 r., myślę, że nie będziemy mieli wy boru i będziemy musieli sobie poradzić w 2100 lub 2110 r. Tradycyjna polityka jest anachroniczna, i to niebezpiecz nie anachroniczna. Ona nie jest w stanie rozwiązać żad nego globalnego problemu. - Jakie były Pana związki z „Kroniką" litewską już po uwolnieniu? „Kronika" wychodziła do 1989 r. i po areszto waniu ks. Tamkevićiusa w 1982 r., ks. Boruta przejął jego obowiązki. Gdy powrócił Pan do Moskwy w 1984 r., na pewno miał Pan jakieś kontakty z „Kroniką" litewską. Czy s. Sadunaite przyjeżdżała do Pana? - Nie pamiętam, czy ona przyjeżdżała do mnie do Kalinina, gdzie najpierw mieszkałem, gdyż nie od razu wróci łem do Moskwy. Myślę, że do Moskwy zaczęła przyjeżdżać dużo później, gdzieś w 1987 r., ale wtedy to my się już spoty kaliśmy i na Litwie - to były już zupełnie inne czasy. Zaczy nała się pieriestrojka. Na Litwie prężnie działał Sąjudis... - Czy podczas tych spotkań z s. Sadūnaitė, z ks. Tamkevićiusem, może z Plumpą - spieraliście się z jednej strony o historię, a z drugiej, o przyszłość Litwy? 156 PRZYJACIELE L I T W I N I - Będąc głęboko przekonanym, że narody muszą się jednoczyć, a nie izolować w różnych monoetnicznych państwach, zarazem dobrze rozumiałem, że i na Ukra inie, i na Litwie, i w Estonii, i na Łotwie lepsza część spo łeczeństwa uciekała do lasu. Oczywiście, dobrze rozu miałem cyniczne kłamstwo władzy sowieckiej, która tych partyzantów sądziła za „zdradę ojczyzny". Jakiej ojczyzny, proszę mi wybaczyć? Przyszli jedni okupanci, okupowali kraj, potem przyszli inni okupanci, teraz pierwsi okupan ci sądzą za zdradę ojczyzny obywateli niezależnego pań stwa litewskiego! Oni przecież bronili tej ojczyzny! Dlatego ja oczywiście stanąłem po stronie leśnych bra ci, a nie tych oddziałów, które z nimi walczyły. Rozmawiał Paweł Wołowski Moskwa, grudzień 2003