Przyjaciele Litwini

Transkrypt

Przyjaciele Litwini
Przyjaciele Litwini
Rozmowa z Siergiejem
Kowaliowem
SIERGIEJ KOWALIOW urodził się w 1930 r.; rosyjski
obrońca praw człowieka, więzień polityczny za cza­
sów ZSRR, rzecznik praw obywatelskich w Rosji za
prezydentury Borysa Jelcyna. Przyjaciel redaktorów
„Kroniki", służył pomocą w przekazywaniu jej eg­
zemplarzy na Zachód.
Działalność dysydencką w obronie praw człowie­
ka podjął w 1967 r. W latach 1969-1974 uczestniczył
w pracach Grupy Inicjatywnej na rzecz Obrony Praw
Człowieka w ZSRR, poszukującej pomocy dla więź­
niów politycznych. Od 1968 r. aż do aresztowania
w 1974 r. był redaktorem „Kroniki Wypadków Bie­
żących", cieszącego się dużym uznaniem podziem­
nego biuletynu. Po trwającym rok procesie, w grud­
niu 1975 r., został skazany na 7 lat kolonii karnej
o zaostrzonym reżimie i 3 lata zesłania. Odzyskał
wolność w 1984 r. Od końca lat 80. związany z legal­
ną opozycją demokratyczną. W marcu 1990 r. został
deputowanym Rady Najwyższej RFSRR. Wybrany
przewodniczącym Komitetu ds. Praw Człowieka,
przygotował amnestię dla wszystkich przebywają­
cych jeszcze w łagrach więźniów politycznych.
Zdecydowany przeciwnik wojny w Czeczenii,
ostro krytykował prezydentów Borysa Jelcyna i Wła­
dimira Putina za zbrojną agresję przeciw republice.
Domagał się poszanowania praw ludności cywilnej
Czeczenii i ofiar wojny.
- Co Pan może powiedzieć o ludziach „Kroniki Kościoła
Katolickiego na Litwie": Nijole Sadunaite, Sigitasie Tamkevićiusie i innych? Jacy oni byli? Jakie łączyły was więzi?
- Były to więzi przyjaźni, mimo że nie spotykaliśmy
się często. Z Petrasem Plumpą-Pluirą siedziałem potem
w jednej zonie i w jednym więzieniu po wyjściu z łagru.
Całą czwórkę, a więc: Zdebskisa, Plumpę, Tamkevićiusa i Sadunaite łączyła wspólna cecha - swoiste poczucie
humoru. Lubili pożartować, śmialiśmy się, kiedy opowia­
dali o różnych sytuacjach, w jakich się znaleźli. Swoista
wrażliwość, życzliwość, pogoda ducha, poczucie humoru,
dobroduszność - to była ich wspólna cecha. I w pewnym
sensie są to cechy cywilizowanego człowieka wiary.
- Jak zaczęły się wasze kontakty?
- Pracowałem na Uniwersytecie Moskiewskim. W kil­
kuosobowym zespole naukowców na Uniwersytecie Mo­
skiewskim i w Instytucie Biofizyki Rosyjskiej Akademii
Nauk zajmowaliśmy się zagadnieniami biofizyki. Tworzy­
liśmy zgrany zespół i mieliśmy pewne osiągnięcia.
W tym czasie, w kowieńskim Instytucie Medycznym na
Litwie, utworzono wydział, który szkolił badaczy-naukowców w dziedzinach nauk wspomagających medycynę. Była
tam grupa młodych entuzjastów, wśród których wyróż­
niał się młody - nieżyjący już dzisiaj - Alek Gutman. Poza
PRZYJACIELE L I T W I N I
nim było jeszcze paru ludzi, których nazwisk nie pamię­
tam, w większości matematyków i fizyków. Zainteresowa­
li się pracami naszego zespołu w Moskwie. Nawiązała się
współpraca naukowa, prowadziliśmy korespondencję, spo­
tykaliśmy się, jeździliśmy na różne sympozja i konferencje.
Litwini świetnie je organizowali, a oprócz tego przysyłali
do nas swoich stażystów. W tym czasie na Uniwersytecie
Moskiewskim powstał wydział molekularny, w którym
znajdowały się międzywydziałowe laboratoria. Ja byłem
kierownikiem oddziału w jednym z laboratoriów - labora­
torium matematycznych metod w biologii.
Jako kierownik oddziału mogłem przyjmować staży­
stów z Litwy, a z kolegami z Kowna umówiliśmy się, że będą
nam przysyłać tylko zdolnych studentów. Trzeba przyznać,
że stawiali tam poprzeczkę bardzo wysoko. Szkolili na­
ukowców z prawdziwego zdarzenia. Przysłali więc do nas
paru młodych ludzi z Litwy. Jednym z nich był Raśkinis,
który wtedy nazywał się Arimantas Raśkevićius. To intere­
sujący człowiek, głęboko wierzący katolik i bardzo zdolny
uczony. Po odzyskaniu przez Litwę niepodległości przez
parę lat był parlamentarzystą, a teraz powrócił do pracy
naukowej. Był on jednym z absolwentów mojego oddziału,
a potem został aspirantem.
Trzeba nadmienić, że całe nasze laboratorium, zarów­
no w Instytucie Biofizyki, od którego się odłączyliśmy, jak
i na uniwersytecie, tworzone było już według zupełnie
innych wzorców niż sowieckie. Nasz kierownik dobierał
ludzi rozsądnie, a nie według ankiet, i dzięki temu two­
rzyliśmy całkiem spójny, przyjazny zespół. I takie stosun­
ki mieliśmy ze wszystkimi.
- Także z Litwinami...
- Z Litwinami także, oczywiście. To właśnie dzięki
Raśkinisowi nawiązałem kontakt z tzw. litewskim ru-
ROZMOWA Z SIERGIEJEM KOWALIOWEM
147
chem katolickim. Dosyć szybko, wykraczając poza naszą
biofizyczną specjalizację, zaczęliśmy razem z kolegami
z Litwy prowadzić otwarte rozmowy na różne tematy,
w tym o prawach człowieka w Związku Radzieckim. I w
sposób naturalny zaczęliśmy wymieniać się informacjami
na temat sytuacji na Litwie, w Rosji, w Gruzji itp. Nigdy
jednak z Arimantasem nie wypowiadaliśmy zdań typu:
„Wiesz, biorę udział w redagowaniu »Kroniki Wypadków
Bieżących«". „A ja, Sierioża, mam kontakty z wydawca­
mi litewskiej »Kroniki«, którzy chcieliby nawiązać z tobą
kontakt".
Skądinąd wydaje mi się, że Arimantas bardzo szybko
zorientował się, że pracuję dla „Kroniki Wypadków Bieżą­
cych", a w trakcie naszych rozmów i ja zorientowałem się,
że on ma znajomości wśród ludzi, którzy na Litwie zajmu­
ją się podobną problematyką. Któregoś dnia Arimantas
zaproponował mi spotkanie ze swoim bliskim znajomym,
Juozasem Zdebskisem, znamienitym litewskim księdzem,
który niedługo potem, niestety, zginął w wypadku samo­
chodowym. To był mój pierwszy litewski znajomy, ma­
jący bezpośredni związek z podobnym ruchem społecz­
nym na Litwie, i od niego, jak mi się wydaje, otrzymałem
po raz pierwszy - bez napomknienia nawet o tym, że to
dla „Kroniki Wypadków Bieżących" albo po to, żeby coś
z tym zrobić - tekst w języku rosyjskim, będący streszcze­
niem materiału z jednego z pierwszych numerów litew­
skiej „Kroniki".
- Jak wspomina Pan atmosferę spotkań z Litwinami
z „Kroniki"?
- Spotykaliśmy się u mnie albo u mojego dobrego zna­
jomego, który nie był związany z ruchem dysydenckim dlatego uważałem, że ryzyko wpadki w jego mieszkaniu
jest mniejsze.
148
PRZYJACIELE L I T W I N I
Na początku parę razy przyjechał Petras Plumpa, po­
tem bardziej regularnie zaczęli jeździć Sigitas Tamkevićius
i Nijolė Sadūnaitė. Nijolė była bardzo pomysłowa i lubiła
różne maskarady. Przebierała się, malowała - i zmieniała
się nie do poznania! Bardzo ją cieszyło, gdy nawet my jej
nie poznawaliśmy.
Spotkania były krótkie. Wymienialiśmy się tekstami,
siadaliśmy przy stole, czasami się napiliśmy - oczywi­
ście tylko z Petrasem Plumpą. Nie pamiętam, żebym pił
z Tamkevićiusem lub z Nijolė - może i proponowałem,
ale oni odmawiali. Pogadaliśmy na różne tematy i roz­
chodziliśmy się.
Na ile potrafiliśmy, staraliśmy się zabezpieczać. Nig­
dy np. nie wymienialiśmy nazwisk tych, od których coś
dostaliśmy lub którym coś przekazywaliśmy. Nikt z mo­
ich litewskich przyjaciół nie wiedział, gdzie ja zaniosę to,
co oni mi dostarczyli, ani kiedy wykorzystam to w pracy.
Ani gdzie będę pracować. Ja także, gdy bywałem na Li­
twie, nigdy nie pytałem, gdzie oni robią swoją „Kronikę"
i jak ją robią.
- Czy dobrze rozumiem, że nie było takiej umowy, iż
ktoś z „Kroniki" litewskiej przywozi Panu jej kolejny nu­
mer, a Pan przez swoje kontakty z ambasadami przesyła to
dalej na Zachód?
- Umowa była potem. Wcześniej nie było to sformali­
zowane i wydaje mi się, że nawet się o tym szczegółowo
nie mówiło. Jak to było? Pewne materiały przekazał mi
podczas spotkania ks. Juozas Zdebskis. Ja, naturalnie, po­
darowałem mu numery „Kroniki Wypadków Bieżących",
które akurat miałem pod ręką: „Weź, przeczytaj, może cię
to zainteresuje". Przy kolejnym spotkaniu otrzymał już
numer „Kroniki Wypadków Bieżących", który zawierał
nowy rozdział: „Wydarzenia na Litwie". I mógł znaleźć
ROZMOWA
Z
SIERGIEJEM
KOWALIOWEM
149
tam ten materiał, który mi wcześniej przekazał. Oczywi­
ście, warto by było potem to przedyskutować, spotykać się
częściej. Ale nic z tego - nie było na to czasu! Raz, drugi
przyjechał Petras Plumpa, potem zaczęli jeździć bardziej
regularnie Sigitas Tamkevićius i Nijolė Sadūnaitė.
Przywozili różne materiały po rosyjsku i po litewsku.
Po litewsku to były spore teksty, czasami coś na kształt
monografii, niewydane oczywiście w formie książkowej.
Wtedy pytałem: „No, dobrze, a co z tym zrobić?". A oni:
„Byłoby dobrze, jeśli ukazałyby się one za granicą". „Spró­
buję - odpowiadałem. - A jaki adres?" „Chicago" - pada­
ła odpowiedź.
Prosiłem swoich znajomych korespondentów lub dy­
plomatów, by przy okazji przekazywali te materiały dalej.
I zwykle taka możliwość nadarzała się wcześniej czy póź­
niej. Jak już wspomniałem, w „Kronice Wypadków Bieżą­
cych" pojawiła się stała rubryka: „Wydarzenia na Litwie".
- Jakie kwestie interesowały was najbardziej? Jakie sto­
sowaliście kryteria doboru materiału?
- Kryteria wyboru były bardzo proste, takie same dla
„Kroniki Wypadków Bieżących" i dla „Kroniki Kościoła
Katolickiego na Litwie". To były przede wszystkim kwe­
stie prawne, dotyczące naruszenia wolności obywatelskich
i politycznych, w tym także wolności religijnej. Jasne, że
naruszenie swobody wyznania miało miejsce nie tylko na
Litwie, lecz także na terytorium całego Związku Radziec­
kiego. W „Kronice Wypadków Bieżących" sporo pisaliśmy
i o zielonoświątkowcach, i o baptystach „inicjatorach".
W Związku Radzieckim byli baptyści, których władza to­
lerowała, gdyż podkreślali swoją lojalność wobec niej, ale
byli też tacy, którzy nazwali siebie inicjatorami i dążyli do
zachowania pewnej niezależności. Tych w centralnej Rosji
było najwięcej i oni podlegali silnym represjom.
PRZYJACIELE L I T W I N I
- To oczywiste, że dla Litwinów wszelkie lokalne przy­
kłady łamania praw człowieka, praw wierzących były waż­
ną kwestią, ale być może dla was nie wydawało się istotne
przytaczanie dziesięciu przykładów o tym, jak to w jakiejś
litewskiej szkole zakazano nauki religii?
- Zarówno dla nas, jak i dla Litwinów istotne były re­
lacje między władzą a społeczeństwem oraz kwestie na­
ruszania wolności i swobód obywatelskich. Wspólnota
zainteresowań była oczywista. Inna sprawa, że my w Rosji
nie ograniczaliśmy się do kwestii wolności sumienia, ale
i „Kronika" litewska poruszała także problematykę naru­
szania praw człowieka.
„Kronika Wypadków Bieżących" podlegała pewnej
ewolucji. Pojawiła się wiosną 1968 r. i pierwsze jej wy­
dania były dość krótkie, bardzo emocjonalne i dlatego
nie uniknęły wystawiania ocen. Stopniowo jej charak­
ter i objętość zmieniały się, do tych zmian ja także się
przyczyniłem. Jako naukowiec mam umysł raczej ści­
sły i dlatego bliższy mi był inny styl. I nasza „Kronika"
stopniowo rosła objętościowo, a gdy bezpośrednio zaj­
mowałem się redagowaniem wydań, po prostu nie mo­
głem sobie pozwolić na przeoczenie jakiegoś szczegółu,
jeśli wydawał mi się wiarygodny i bezpośrednio odno­
szący się do meritum tego, o czym piszemy. Dlatego też
wiadomości litewskiej „Kroniki" przekazywaliśmy bar­
dzo szczegółowo.
Do tej pory uważam, że wydarzenia w tej lub innej
parafii litewskiej miały o g r o m n e znaczenie dla pro­
blemu poszanowania wolności sumienia w ogóle - nie
tylko w Kłajpedzie, na Litwie, ale w ogóle, w całym
Związku Radzieckim. To były sprawy uniwersalne,
dotyczące przestrzegania konstytucyjnych praw oby­
wateli.
ROZMOWA Z SIERGIEJEM KOWALIOWEM
151
- Z kim Pan siedział w łagrze?
- Po pierwsze, muszę powiedzieć, że w łagrze było
bardzo mało Rosjan i ich pozycja nie była najlepsza.
Ich ziomkostwo było bardzo niewielkie i nigdy nie żyło
ogólnym życiem obozowym. Ja także uważam siebie za
Rosjanina, chociaż nie jestem rdzennym Rosjaninem.
Moja matka była Ukrainką, a oprócz tego płynie we
mnie krew polska, białoruska i rosyjska. W jakich pro­
porcjach - nie wiem.
Podczas pobytu w obozie, zbliżyłem się do ukraińskie­
go i do litewskiego ziomkostwa. Litwinów było tam wielu.
Było też sporo partyzantów - leśnych braci. Był taki inte­
resujący człowiek - Jonas Kadźionis - jeden ze znamie­
nitszych w swoim czasie dowódców litewskich oddziałów
partyzanckich, w ogóle wspaniały człowiek i bardzo zdol­
ny. Trochę poeta, trochę malarz. Był Jonas Šerkśnys, mło­
dy Żukauskas, flecista i wielu starszych ludzi.
Poznałem np. Markunasa, ostatniego leśnego brata
w historii, tzn. ostatniego człowieka, skazanego na Litwie
za partyzantkę antysowiecka. Został aresztowany w koń­
cu lat 50. XX w. Był jeszcze Graźys - starszy człowiek, też
związany z „Kroniką".
- W łagrze przyjaźnił się Pan z Petrasem Plumpą?
- Tak, ale poznaliśmy się już wcześniej. W łagrze
i w więzieniu byliśmy w bliskich kontaktach. Kiedy przy­
wieziono mnie do zony i wypuszczono z kwarantanny,
Petras był pierwszym człowiekiem, którego zobaczyłem.
On specjalnie tam spacerował. Podszedł do mnie, przy­
witał się nie patrząc w moją stronę i nie podnosząc głosu.
Na boku ustaliliśmy, że lepiej będzie nie mówić o naszej
wcześniejszej znajomości.
Z Plumpą siedzieliśmy razem całkiem długo i potem
jeszcze zetknęliśmy się ze sobą w więzieniu. I jego, i mnie
PRZYJACIELE
LITWINI
wysłali z łagru do więzienia za złe sprawowanie. Przez pe­
wien czas siedzieliśmy w jednej celi, a kiedy nas rozdzie­
lono, to i tak porozumiewaliśmy się alfabetem Morsea,
stukając w ścianę.
- Ponoć kiedyś ogłosił głodówkę, żądając żeby KGB
umożliwiło Panu leczenie w szpitalu...
- Tak było, rzeczywiście. Lekarze postawili mi błęd­
ną, dzięki Bogu, diagnozę: rak. Wówczas zażądałem, by
przewieźli mnie do więziennego szpitala w Leningradzie,
a mnie chciano przewieźć na operację do szpitala na 35.
zonę. Jestem wdzięczny pewnemu majorowi - lekarzowi,
którego nazwiska nie pamiętam. Odprowadził mnie na
stronę i powiedział, żebym w żadnym razie nie zgadzał
się na operację w naszym szpitalu więziennym. Jeśli by
potwierdziła się diagnoza, że to rak, to jest to zbyt poważ­
na operacja jak na więzienne warunki.
Wiem, że wtenczas Petras i ktoś jeszcze głodował 1 7
w mojej sprawie. Siedziałem w odizolowanym miejscu
i sam głodowałem jakieś 5-6 dni. Ale gdyby nie to, że do
Moskwy przyjechali akurat w tamtych dniach przedstawi­
ciele Amnesty International, i tak nic by z tego nie wyszło.
- Czy pamięta Pan rozmowy z litewskimi przyjaciółmi
w łagrze i po odbyciu kary? Czy pojawiał się w nich temat
niepodległości Litwy? Kiedy to się zaczęło? Jest to o tyle
istotne, że „Kronika"po raz pierwszy napisała w 1981 r., że
na Litwie potrzeba nie tylko wolności sumienia i wiary, ale
także, iż pakt Ribbentrop-Mołotow musi być anulowany
i że Litwa powinna być wolna.
17
Zob. wywiad z P. Plumpą-Pluirą, s. 121. Kowaliow nie wiedział, jaką formę
miał protest podjęty w jego obronie.
ROZMOWA Z SIERGIEJEM KOWALIOWEM
153
- Poruszył Pan bardzo złożony problem, na który nie
sposób krótko odpowiedzieć. Tu potrzebny byłby cały
wykład. Określę pewne deklaratywne punkty.
Po pierwsze: Petras Plumpa, który pierwszy wyrok
odbywał wcale nie za religijne przekonania, a za postawę
obywatelską; wielokrotnie w naszych rozmowach podkre­
ślał, że za najważniejszy dla Litwy uważał problem odro­
dzenia religijnego. Twierdził też, że suwerenność narodo­
wa niekoniecznie musi to ułatwić.
- Ale Tamkevićius i Boruta już w latach 80. myśleli
inaczej...
- Tak. Wiem. Jeśli chodzi o moje zdanie na ten temat,
jestem głęboko przekonany, że współczesny świat idzie
i będzie nadal podążał drogą integracji, a nie podziałów.
Jestem całkowicie pewny, że w XXI w. będą ustanowio­
ne podwaliny nowego politycznego paradygmatu. Chodzi
0 to, co po raz pierwszy w 1951 r. Einstein i Russell okre­
ślili jako nowe polityczne myślenie. Potem Sacharow nie­
zależnie od nich o tym mówił. Opiera się ono na przeko­
naniu, że konieczna jest inna polityczna struktura świata,
oparta na całkowicie nowych zasadach. Żadne ONZ, żad­
ne tzw. prawo międzynarodowe, którego w rzeczywisto­
ści nie ma, nie są w stanie rozwiązać palących problemów
globalnych. Kierunek tego myślenia to dalsza integracja,
a nie podział świata.
Po drugie, uważam, że to, co nazywa się obecnie
prawem narodów do samostanowienia i rozumiane jest
jako prawo narodów do tworzenia nowych suwerennych
struktur państwowych, w żadnym razie nie jest prawem
demokratycznym. Choć figuruje w Karcie Narodów
Zjednoczonych, w konwencjach międzynarodowych
i w deklaracji praw człowieka - jest to w rzeczywistości
prawo antydemokratyczne. Dlatego też secesja jakiegoś
PRZYJACIELE L I T W I N I
terytorium to zawsze sprawa wątpliwa. Czasami nie­
unikniona - ale zawsze wątpliwa.
Dlaczego jest to pojęcie antydemokratyczne? Przy­
wiodę parę argumentów. Po pierwsze, to prawo, uważane
za fundamentalne, w swoim założeniu przeciwstawia się
innemu fundamentalnemu prawu - o nienaruszalności
granic. Proszę mi wybaczyć, jak ma powstać nowe pań­
stwo bez naruszenia wcześniej ustanowionych granic? Po
drugie, chciałbym, żeby ktoś podał mi definicję narodu.
Wszak mówi się, że prawo do samostanowienia mają na­
rody. To znaczy kto? Po trzecie, gdy tylko pojawia się pań­
stwo monoetniczne, od razu pojawiają się w nim obywate­
le pierwszej i drugiej kategorii. Typowym przykładem jest
Izrael, z natury monoetniczny. Iluż tam obywateli drugiej,
trzeciej kategorii. Żydzi z jednej części świata - jedna ka­
tegoria, z drugiej - druga. Żydzi, których matka była Ży­
dówką są w większym stopniu Żydami niż ci, którzy mieli
ojca Żyda. I tak dalej. Nie wspominając już o Arabach.
Czy to jest demokracja, czy to są rzeczywiście prawa czło­
wieka? Twierdzę, że nie.
Prawa człowieka to te, które nie zależą od koloru skóry,
języka, wiary, przynależności etnicznej, statusu majątko­
wego, wykształcenia itd. A co my chcemy tworzyć? Wszak
zawsze, gdy w historii mówi się o nowych suwerennych
państwach, mówi się też o etnicznych podstawach tych
państw.
Inna sprawa, że są w historii przypadki, gdy secesja
jest nieunikniona. Izrael jest tego jednym z przykładów.
Kto nam kazał w naszym świecie tak źle traktować Ży­
dów? Oni nie mieli innej drogi obrony. Może i Czeczenia
jest takim przykładem? Bardzo z tego powodu ubolewam.
Dobrze wiem, że miejsce Czeczenii w Federacji Rosyjskiej
jest pozorne, bo Rosja nie ma prawa trzymać dalej Cze­
czenii w swoich ryzach.
ROZMOWA Z SIERGIEJEM KOWALIOWEM
155
- A wracając do Litwy w 1990 r.?
- Gratulowałem Litwinom, że wykorzystali swoje pra­
wo do wolności i niepodległości. (Tak na marginesie - kra­
je bałtyckie miały samodzielność wcześniej - one tylko ją
odbudowały). Niemniej, gratulując moim przyjaciołom,
że spełnili swoje pragnienie, mimo wszystko żałowałem,
że ich pragnienie było właśnie takie. Według mnie, fanta­
styczne - acz niewykonalne - byłoby, gdyby kraje bałtyc­
kie zechciały pozostać w charakterze awangardy reformu­
jącego się Związku Radzieckiego. One rzeczywiście były
awangardą. Oczywiście, nie poradziłyby sobie w tej roli.
Rozumiem to doskonale. Ale z tym, z czym nie mogliśmy
sobie poradzić w 1990 r., myślę, że nie będziemy mieli wy­
boru i będziemy musieli sobie poradzić w 2100 lub 2110 r.
Tradycyjna polityka jest anachroniczna, i to niebezpiecz­
nie anachroniczna. Ona nie jest w stanie rozwiązać żad­
nego globalnego problemu.
- Jakie były Pana związki z „Kroniką" litewską już po
uwolnieniu? „Kronika" wychodziła do 1989 r. i po areszto­
waniu ks. Tamkevićiusa w 1982 r., ks. Boruta przejął jego
obowiązki. Gdy powrócił Pan do Moskwy w 1984 r., na
pewno miał Pan jakieś kontakty z „Kroniką" litewską. Czy
s. Sadunaite przyjeżdżała do Pana?
- Nie pamiętam, czy ona przyjeżdżała do mnie do Kalinina, gdzie najpierw mieszkałem, gdyż nie od razu wróci­
łem do Moskwy. Myślę, że do Moskwy zaczęła przyjeżdżać
dużo później, gdzieś w 1987 r., ale wtedy to my się już spoty­
kaliśmy i na Litwie - to były już zupełnie inne czasy. Zaczy­
nała się pieriestrojka. Na Litwie prężnie działał Sąjudis...
- Czy podczas tych spotkań z s. Sadūnaitė, z ks. Tamkevićiusem, może z Plumpą - spieraliście się z jednej strony
o historię, a z drugiej, o przyszłość Litwy?
156
PRZYJACIELE L I T W I N I
- Będąc głęboko przekonanym, że narody muszą się
jednoczyć, a nie izolować w różnych monoetnicznych
państwach, zarazem dobrze rozumiałem, że i na Ukra­
inie, i na Litwie, i w Estonii, i na Łotwie lepsza część spo­
łeczeństwa uciekała do lasu. Oczywiście, dobrze rozu­
miałem cyniczne kłamstwo władzy sowieckiej, która tych
partyzantów sądziła za „zdradę ojczyzny". Jakiej ojczyzny,
proszę mi wybaczyć? Przyszli jedni okupanci, okupowali
kraj, potem przyszli inni okupanci, teraz pierwsi okupan­
ci sądzą za zdradę ojczyzny obywateli niezależnego pań­
stwa litewskiego! Oni przecież bronili tej ojczyzny!
Dlatego ja oczywiście stanąłem po stronie leśnych bra­
ci, a nie tych oddziałów, które z nimi walczyły.
Rozmawiał Paweł Wołowski
Moskwa, grudzień 2003

Podobne dokumenty