Rozmowa z Petrasem Plumpą

Transkrypt

Rozmowa z Petrasem Plumpą
Nawrócony w obozie
Rozmowa z Petrasem
Plumpą-Pluirą
PETRAS PLUMPA-PLUIRA urodził się w 1939 r. w ro­
dzinie drobnych rolników na północy Litwy (oko­
lice miasta Rokiśkis). Już w szkole podstawowej, od
1954 r., działał w młodzieżowej organizacji antysowieckiej, współredagował podziemne pisemko
oraz rozpowszechniał ulotki. Tego typu działalność
kontynułował po podjęciu pracy zawodowej (pra­
cował od 1956 r. kolejno w kilku elektrowniach na
Litwie). W 1958 r., w litewskie Święto Niepodległoś­
ci (16 lutego) na kominie w miasteczku Petraśiunai
wywiesił litewską flagę. W tym samym roku został
aresztowany i skazany. Po odbyciu siedmioletniej
kary wrócił w 1965 r. na Litwę i pracował fizycznie,
zajmując się zarazem powielaniem katechizmów i li­
teratury religijnej. Od 1969 r. stało się to jego jedy­
ną działalnością: zrezygnował z pracy państwowej,
zmienił nazwisko na Pluira i poświęcił się wyłącznie
działalności wydawniczej w podziemiu. Od począt­
ku istnienia „Kroniki" współpracował także z jej wy­
dawcami, za co w 1973 r. został znowu aresztowany
i skazany na 8 lat pozbawienia wolności. Po odbyciu
kary w kilku łagrach i w więzieniu, w 1981 r. wró­
cił na Litwę, gdzie do 1989 r. utrzymywał się z pracy
fizycznej. W tymże roku został redaktorem naczel­
nym czasopisma „Caritas", a rok później - współ­
redaktorem katolickiego tygodnika „XXI amźius"
(„XXI wiek"). Od 1991 r. pracował jako kurator
oświaty w Kownie. W latach 1992-1993 był dyrekto­
rem generalnym formującego się litewskiego wywia­
du (Saugumo tarnyba), zaś w latach 1993-2001 - do­
radcą rządu do spraw religii. W niepodległej Litwie
stale działał wśród młodzieży, współpracując m.in.
z katolicką organizacją młodzieżową „Ateitis".
- Pierwszy raz został Pan skazany w wieku 18 lat...
- Za działalność wrogą wobec państwa sowieckiego.
Moja rodzina była antysowiecka - biedna, ale antysowiecka. W 1944 r., gdy już przyszli Sowieci, a na Litwie
byli jeszcze Niemcy, gen. Povilas Plechavićius stworzył
armię ochotników, która miała wywalczyć niepodległość.
Zamysł był następujący: oddziały ochotników wystąpiły­
by przeciw nadciągającej armii sowieckiej i przypuściły­
by atak na Niemców, gdy ci będą w odwrocie, walczący
Litwini zostaliby wsparci przez desant zachodnich alian­
tów, i w ten sposób Litwa stałaby się niepodległa, wyzwo­
lona zarówno od Niemców, jak i od Sowietów. Niestety,
plan się nie powiódł. Mój ojciec i starszy brat byli potem
w partyzantce. Gdy zbliżali się Sowieci, starszy brat miał
możliwość wyjazdu na Zachód, ale zrezygnował mówiąc,
że ktoś przecież musi walczyć.
Zarówno mój ojciec jak i obaj bracia spędzili wiele lat
w sowieckich łagrach za działalność niepodległościową
i antysowiecka. Mając taki przykład z domu, również ja
postanowiłem walczyć o niepodległość. W 1954 r. założy­
liśmy w szkole organizację antysowiecka. Razem z przyja­
ciółmi zaczęliśmy wydawać w szkole gazetę antysowiecka
„Laisves balsas" („Głos Wolności"). Następnie w 1957 r.
w Kownie, już jako studenci, stworzyliśmy organizację
podziemną. Mieliśmy swoich członków także w Wilnie.
NAWRÓCONY W OBOZIE
Celem organizacji było odrodzenie ducha patriotyzmu
wśród młodzieży i w narodzie, kultywowanie i ochrona
dziedzictwa narodowego. Dlatego z okazji świąt posta­
nowiliśmy rozwieszać litewskie flagi. W Dzień Niepod­
ległości, 16 lutego 1958 r., na budynku elektrociepłowni
w Kownie na wysokości 80 m, zawiesiliśmy litewską flagę.
Po miesiącu nas wytropili i skazali na kary więzienia od
2 do 10 lat.
Założyciela skazano na 10 lat, kogoś innego na 8, a ja
i jeszcze jedna studentka dostaliśmy po 7 lat. Odsiadywa­
łem wyrok w Mordwinii i w 1965 r. wróciłem na Litwę. Po
powrocie pracowałem w kołchozie, potem przeniosłem
się do miasta, a już od 1968 r. zacząłem zajmować się tym,
co mnie zainteresowało jeszcze w łagrze: religią. W łagrze
było wielu wierzących: teologów, księży, członków sekt,
konwertytów. Np. Żyd Feliks Karsawin dostał się do łagru
jako marksista, a następnie przyjął chrzest jako katolik.
Duży wpływ wywarli na niego polscy księża zakonnicy,
szczególnie jeden profesor, którego nazwiska nie pamię­
tam, a także księża litewscy. W obozie nr 7 w Mordwinii
konwertyci założyli międzynarodową katolicką „jaczejkę",
do której ja też należałem. Był tam Żyd, Gruzin, Rosjanin,
Litwin i inni.
Zbieraliśmy się co wieczór, prowadziliśmy dyskusje.
Wtedy zrozumiałem, że żaden naród nie może się odro­
dzić, jeśli nie przejdzie moralnej i duchowej odnowy Dla­
tego po powrocie z łagru zająłem się rozprowadzaniem
literatury religijnej, którą dostawaliśmy z Zachodu dzięki
moskiewskim dysydentom. Miałem już liczne kontakty
z Moskwą, z byłymi więźniami łagrów. Woziłem im wia­
domości o Litwie, a oni umieszczali je w moskiewskiej
„Kronice Wypadków Bieżących", wydawanej m. in. przez
Siergieja Kowaliowa i Tatianę Wielikanową. W 1968 r.
przeszedłem całkowicie do konspiracji - rzuciłem pracę
ROZMOWA
Z
PETRASEM
PLUMPĄ-PLUIRĄ
125
i zająłem się wyłącznie kolportażem podziemnej literatu­
ry religijnej, teologicznej i dysydenckiej.
Większość książek o tematyce filozoficznej i teologicz­
nej była wydawana na Zachodzie staraniem diaspory li­
tewskiej. Książki te, w pojedynczych egzemplarzach, były
przywożone przez turystów lub przez tych księży, którym
władze zezwoliły na odwiedzenie Watykanu lub spotka­
nie z krewnymi. Robiliśmy kopie tych książek i nielegal­
nie rozprowadzaliśmy.
- Z „Kroniki" wynika, że na procesie zaczął Pan bar­
dziej krytycznie postrzegać ideę narodową. Mógłby Pan
wyjaśnić dlaczego?
- Po wojnie na Litwie powstały dwa przeciwstawne
sobie obozy: rosyjscy okupanci i litewscy patrioci. Dla
młodzieży były to główne polityczne punkty odniesienia,
a litewski nacjonalizm był w tym przypadku ideologiczną
podporą długotrwałego oporu. Jednak faktycznie wroga­
mi nie byli Rosjanie, a Sowieci-komuniści. W łagrach ta
prawda stała się dla mnie oczywista.
Po 1955 r. zezwolili na przysyłanie do obozu nie tylko
jedzenia, lecz także książek. Dlatego pozostająca na wol­
ności rodzina przysyłała więźniom rozmaite interesujące
lektury. Przyjaciele z Litwy przysyłali np. książki religij­
ne, wydane przed wojną. Pośród autorów, których wten­
czas przeczytałem, byli m.in. Gandhi, Taine, Dostojewski,
św. Franciszek Salezy, różni katoliccy pisarze XX w. oraz
dzieło z filozofii jogi. Zacząłem dostrzegać, że wiara ka­
tolicka jest fundamentem, na którym mogę oprzeć mój
świat wartości.
W grupie katolickiej, z którą się związałem, był kapłan,
który bardzo silnie wpłynął na mój światopogląd. Był to
ks. Algirdas Mocius, który w łagrze wyróżniał się ascety­
zmem: całe jedzenie, które otrzymywał w paczkach, roz-
126
NAWRÓCONY W OBOZIE
dawał innym więźniom, a sam jadł tylko strawę obozową.
Przypominał mi nieco francuskiego świętego, Jean-Marie Vianneya. Od niego dostałem opis cudu fatimskiego
z 1917 r. Tekst ten zrobił wielkie wrażenie nie tylko na
mnie, lecz także na innych wątpiących katolikach.
W tamtych czasach miałem wiele wątpliwości natury
filozoficznej i religijnej, zasianych jeszcze w szkole przez
sowiecką propagandę ateistyczną. Dlatego też zbierałem
wszystkie ateistyczne książki po rosyjsku, tłumaczenia
z francuskiego, czytałem też deistów: Woltera, Monte­
skiusza, Diderota, Rousseau oraz innych myślicieli, sięga­
łem po książki o tematyce antykościelnej. Zapisywałem
sobie co mocniejsze argumenty przeciw Kościołowi kato­
lickiemu i sprawdzałem, czy mam jakieś kontrargumenty
czy nie. Wciągnęło mnie to.
Aż przyszedł moment, gdy stwierdziłem, że wszystkie
argumenty przeciw Kościołowi tracą znaczenie. Pewnego
dnia na spotkaniu grupy, gdy czytałem fragment poświę­
cony Eucharystii w „O naśladowaniu Chrystusa", poczu­
łem, że wszystko jest już dla mnie jasne. Przerwałem, po­
wiedziałem przyjaciołom, że oto dzisiaj wszystkie moje
wątpliwości się rozwiały. Był to nagły zwrot.
Od tego czasu jeszcze bardziej zagłębiałem się w tę te­
matykę. Interesowało mnie dlaczego Bóg - Wszystkowie­
dzący - stworzył człowieka, wiedząc, że upadnie... Po co
go stworzył? A może nie mógł nie stworzyć? Dlaczego, dla­
czego, dlaczego... Poznawałem znaczenie znaków liturgicz­
nych: co symbolizuje znak krzyża, dlaczego Bóg odkupił
człowieka w Drugiej Osobie, to znaczy Bóg Syn, a nie Bóg
Ojciec - wszak „wymyślił" człowieka Bóg Ojciec? Te i inne
pytania nurtowały mnie, na wszystkie sam znalazłem od­
powiedzi, potwierdzenie niektórych z nich znajdowałem
potem w literaturze. Dzięki temu, gdy pracuję z młodzieżą,
która ma podobne pytania, mogę na nie odpowiedzieć.
ROZMOWA
Z
PETRASEM
PLUMPĄ-PLUIRĄ
127
W łagrze zrozumiałem, że wiara jest główną drogą
odrodzenia narodu. Gdy wróciłem na Litwę, zacząłem
rozprowadzać książki, które mogły w tym pomóc. Od
1972 r., zacząłem współpracować przy wydawaniu „Kro­
niki". „Kronika" - to odwzorowanie faktów, ich lustrzane
odbicie. Zachód był zainteresowany tylko faktami. Także
w Moskwie, gdy tam przyjeżdżałem z materiałami, mó­
wiono mi, że nie trzeba żadnej interpretacji, żadnej bele­
trystyki, tylko nagą prawdę.
- Czy pamięta Pan prace nad pierwszym numerem
„Kroniki"?
- Ks. Sigitas Tamkevićius, który pracował w Simnas,
100 km na południe od Wilna, powiedział mi, że potrze­
bują kogoś, kto redagowałby numer pod względem sty­
listycznym. Zgodziłem się. W praktyce zadanie okazało
się trudniejsze niż przypuszczaliśmy. Ksiądz przywiózł
mi materiał, przepisałem wszystko jak należy i przy­
gotowałem do druku. Wówczas przyjechał do mnie po
raz drugi, odebrał i zawiózł z powrotem. To wszystko
musiało być robione w tajemnicy - ja działałem prze­
cież w podziemiu, a on był już notowany jako dysydent.
A kiedy jeździ się na motocyklu w jedno i to samo miej­
sce parę razy po 100 km, człowiek naraża się na ogrom­
ne niebezpieczeństwo.
Wówczas zdecydowaliśmy, że począwszy od drugiego
numeru, on sam już będzie przepisywał, a ktoś mu w tym
pomoże. Tak więc zbierali materiał i wydawali sami, a ja
zająłem się tylko powielaniem. Przywoził do mnie już
zredagowany tekst, ja go powielałem w 100 egzempla­
rzach na powielaczu typu ERA i oddawałem. Inni ludzie
zajmowali się kolportażem. Ks. Tamkevićius zawsze foto­
grafował każdy kolejny egzemplarz i starał się ten mikro­
film przekazać na Zachód.
128
NAWRÓCONY
W
OBOZIE
- Proszę opowiedzieć, jak Pana aresztowano?
- W dniu mego aresztowania, 19 listopada 1973 r.,
w całej Litwie przeprowadzono około 50 rewizji. U mnie
również. W mieszkaniu znaleźli tylko numer przygo­
towany do kopiowania i jakąś książkę. To wszystko. Nic
szczególnego nie znaleźli, ale aresztowali. Dowodów winy
było jednak za mało, więc dopisali jeszcze, że samowolnie
zmieniłem nazwisko. To była prawda, chciałem uchronić
żonę przed ewentualnymi kłopotami, schowałem więc
dokumenty, bo i po co komu dokumenty w Związku Ra­
dzieckim, szczególnie jeśli działa w podziemiu? Tu wyja­
śnię, że literaturę religijną zacząłem kolportować w 1968 r.,
a od 1969 r. pracowałem już tylko w podziemiu. Wpraw­
dzie oficjalnie mieszkałem ze swą rodziną w komunałce 1 5
w Kownie, ale pracowałem nielegalnie. Znikałem na kilka
miesięcy, często zmieniałem mieszkania, a KGB mimo
starań nie mogło mnie wytropić. Przez cztery lata udawa­
ło mi się unikać agentów. Ostatecznie aresztowali mnie,
gdy byłem w swoim mieszkaniu, razem z rodziną.
Według ówczesnego sowieckiego prawa, jeśli człowiek
kiedykolwiek sądzony zmienił dokumenty, np. paszport,
otrzymywał co najmniej 3-letni wyrok. Pomyślałem, że
mogło to mieć zastosowanie do mnie, gdyż faktycznie nic
na mnie nie mieli. Dopiero pół roku po moim aresztowa­
niu i po dalszych aresztowaniach, niektórzy zaczęli zezna­
wać przeciwko mnie, twierdząc, że z nimi pracowałem.
A więc z zeznań tych ludzi mogli to wywnioskować - ja
sam się nie przyznałem. Aresztowali nas, nie mając kon­
kretnych dowodów. I nie złapali prawdziwej redakcji.
15
Komunałka - budynek komunalny o niskim standardzie, slums. Często był
to kiedyś okazały apartament, w którym lokowano wiele rodzin, korzysta­
jących z jednej kuchni i łazienki.
ROZMOWA Z PETRASEM PLUMPA-PLUIRĄ
129
Redaktorzy pozostali w cieniu. Spośród aresztowanych
tylko ja wiedziałem, kto był redaktorem. A ja na śledztwie
byłem małomówny: „Dzień dobry". „Dzień dobry". Za­
dają pytanie, a ja siedzę. Trzy godziny mijają. „Podpisz".
„Nie podpiszę". „Dlaczego?" Wyjaśniam. Wtedy przycho­
dzi inny śledczy i grozi: „Jeśli dalej tak będziesz się za­
chowywać, dostaniesz więcej niż wszyscy inni". I rzeczy­
wiście, dostałem 8 lat. Cały proces był robiony na pokaz,
z naruszeniem - w pięciu przypadkach - Kodeksu Postę­
powania Karnego. Ja na procesie wszystko to powiedzia­
łem. A mój przyjaciel, Virgilijus Jaugelis, który po łagrze
przyjął w podziemiu święcenia kapłańskie, powiedział, że
powinniśmy być sądzeni nie my, ale ci, którzy nas sądzą,
bo to oni są prawdziwymi przestępcami.
- Czym różnił się drugi pobyt w łagrze od pierwszego?
- Nie musiałem już niczego poszukiwać w warstwie
ideowej. Światopogląd miałem ukształtowany, wiedziałem
dokładnie za co siedzę, nie miałem żadnych wewnętrz­
nych wątpliwości. Natomiast od strony psychicznej było
trudniej.
Za pierwszym razem było lżej ponieważ wszystko w ła­
grze mnie interesowało: tyle tam było narodowości, cha­
rakterów ludzkich, religii i wyznań. Wówczas zacząłem
zbierać materiały o genezie charakteru narodów, badać,
na ile wiara i religia mają wpływ na charakter narodowy.
W łagrze, w ekstremalnych warunkach, to wszystko widać
jak na dłoni. Trudne warunki życia ujawniają najgłębsze
cechy narodu.
- Czy mógłby Pan podać jakieś przykłady?
- Narody, które praktykowały siedem sakramentów,
czy to w tradycji katolickiej, czy prawosławnej - Gruzi­
ni, Ormianie i inni - w trudnych warunkach nie tracą
NAWRÓCONY
W
OBOZIE
ducha poświęcenia i są w stanie poświęcić się za innych.
To przecież cecha Chrystusa. Narody, które dawno przy­
jęły chrześcijaństwo, częściej przejawiają tę cechę: Ormia­
nie, Rosjanie, Litwini... Protestanci już nie, nie żywią się
tym Chlebem.
Co jeszcze zauważyłem: niemoralny katolik czy pra­
wosławny także się wyróżnia. Zły człowiek katolickiej
lub prawosławnej proweniencji jest o wiele gorszy niż
zły protestant. U katolików i prawosławnych amplitu­
da moralnych postępków jest bardzo szeroka: z jednej
strony - dążą do świętości, z drugiej - są bliżej szatana.
Jak Judasz. A u protestantów tego nie ma. U nich nie
ma szczególnego ducha poświęcenia, ale i skłonności do
szczególnego okrucieństwa. U nich dominuje raczej nie
miłosierdzie, a sprawiedliwość. Tymczasem u katolików
i prawosławnych sprawiedliwość nie bardzo jest w cenie.
Jeśli człowiek czegoś potrzebuje, oddamy mu nie to, co
mu się sprawiedliwie należy, dostanie raczej to, czego po­
trzebuje. Tak więc ważne jest miłosierdzie i rodzinne rela­
cje. Z drugiej jednak strony, jeśli prawosławny czy katolik
jest złym człowiekiem, staje się bardziej chciwy, bardziej
agresywny, bardziej okrutny i przebiegły...
- Kiedy Pan poczuł w jakiś szczególny sposób, że Boże
Miłosierdzie jest z Panem?
- Przeżyłem nawrócenie podczas lektury „O naślado­
waniu Chrystusa". Wielkie wrażenie wywarły na mnie
fragmenty mówiące o Bożym Miłosierdziu. W książce były
też zapiski jakiegoś księdza. Jak się potem okazało, były to
teksty Faustyny Kowalskiej, której wtedy nie znałem. Od
tamtej pory Boże Miłosierdzie stało się dla mnie głów­
nym wyznacznikiem w życiu. Czym odróżnia się katolik
od ludzi innych wyznań? Tym, że miłosierdzie powinno
być jego główną cechą, jeśli jest on naśladowcą Chrystusa.
ROZMOWA
Z
PETRASEM
PLUMPĄ-PLUIRĄ
131
I gdy ktoś mnie pyta, czy chciałbym pociągnąć czekistów
do odpowiedzialności karnej, odpowiadam, że mnie to nie
interesuje, nie czuję takiej potrzeby. To są biedni ludzie,
niektórzy pozostali arogantami, ale Bóg z nimi.
- Czy może Pan podać przykłady sytuacji, w których
odczuł Pan łaskę Bożego Miłosierdzia?
- Kiedy wróciłem z łagru i po raz pierwszy poszedłem
do spowiedzi, po przeszło 10 latach - ostatnio byłem jako
dziecko - poczułem przypływ ogromnego duchowego
ciepła. Jakieś pół roku później rozmawiałem z pewnym
partyzantem i on mi powiedział: „Wiesz, co o tobie opo­
wiadał jeden ksiądz?". I mówił, że w tym kościele, gdzie
po raz pierwszy się spowiadałem, jakiś inny ksiądz, któ­
ry spowiadał w sąsiednim konfesjonale, gdy spojrzał na
mnie, ujrzał nad moją głową srebrną poświatę. Trwało to
krótką chwilę, po czym blask zniknął zupełnie. Myślę, że
on słusznie zauważył, że zgodnie z moim wewnętrznym
odczuciem, rzeczywiście wpadłem wtedy do oceanu Bo­
żego Miłosierdzia. Było to bardzo szczególne przeżycie.
- Zanim dostał się Pan do łagru, około dwóch miesięcy
przebywał Pan z kryminalistami.
- W drodze z Litwy do obozów politycznych na Ura­
lu były punkty przystankowe w Orszy, Mińsku, Pskowie
oraz w Moskwie. Na tych etapach byliśmy w celach razem
z kryminalistami. Jeśli coś miałeś przy sobie: żywność,
pieniądze - zabierali. Konwojenci zabierali krzyżyki, mó­
wili, że to niedozwolone. Dlaczego niedozwolone - nie
wiadomo. W myśl jakiego prawa? Niecenzuralne słowa
padały na każdym kroku.
Wiozłem trochę żywności, bo myślałem, że w łagrze
spotkam starych znajomych, z którymi się podzielę. Ale
po drodze kryminaliści wszystko mi zabrali. Brutal-
132
NAWRÓCONY
W
OBOZIE
nie, z pogróżkami. Konwojenci też pełni byli nienawiści,
z kryminalistami obchodzili się nawet lepiej, gdyż w na­
szych kartotekach było napisane: osoba niebezpieczna,
wróg państwa. I patrzyli na nas gorzej niż na morderców.
Wróg ideologiczny - to już niebezpieczeństwo, a jeśli na
dodatek wierzący - to już zupełnie źle. W drodze, na tzw.
etapach, byłem trzy miesiące i nie miałem chwili spokoju.
Dzień i noc przekleństwa, hałas. Światek kryminalny bu­
dzi się do życia nocą. Czego tam nie było: narkotyki, ma­
sturbacje. Atmosfera okropna.
- Jakie było najgorsze doświadczenie z łagru?
- Żona otrzymała, chyba z zagranicy, obraz Chrystu­
sa Miłosiernego - reprodukcję mozaiki. Przesłała mi ją
do obozu. A czekiści odebrali mi ten obraz i nie odda­
wali. Rozpocząłem strajk. Wtedy skrępowali mnie i bili.
Czterech KGB-istów zawlokło mnie do karceru, na 14 dni.
Było tam strasznie zimno. W dzień siedziało się skulonym
na pieńku, a nocą z zimna nie można było spać. Jedzenia
dawali za 10 kopiejek na dobę.
To jeden z przykładów. Poza tym w łagrze były straj­
ki. Jeśli kogoś pobito, ogłaszaliśmy strajk i nie wychodzi­
liśmy do pracy. A gdy nie idziesz do pracy - trafiasz do
karceru. W ten sposób przesiedzieliśmy tam szmat czasu.
Ja zaliczyłem 192 dni - ponad pół roku. Protestów było
sporo. Siedziałem razem z Sergiejem Kowaliowem, z któ­
rym poznałem się na Litwie, gdy przyjeżdżałem do niego
do aresztu. Jego sądzili w Wilnie. Stamtąd przywieźli go
na Ural, do 36. obozu w Obwodzie Permskim, gdzie i ja
trafiłem. Po roku zachorował - jak się wówczas wydawa­
ło - na raka jelit. Lekarze zrobili rozpoznanie, ale zwlekali
z operacją. Widocznie czekali, aż nastąpi trzecie, czwarte
stadium choroby, a wtedy nie będzie już ratunku. Stwier­
dziłem, że coś trzeba zrobić. Napisałem list do naczelnika
ROZMOWA
Z
PETRASEM
PLUMPA-PLUIRA
133
łagru, w którym nazwałem czekistów sadystami: najpierw
wsadzili mnie do karceru za obraz Chrystusa Miłosierne­
go, a teraz chcą fizycznie wykończyć Kowaliowa, więc nie
biorą go do szpitala. Zaproponowałem, żeby mnie wsa­
dzili do więzienia, czy gdzieś wywieźli, a Siergieja zawieź­
li do szpitala. Zapowiedziałem, że licząc od dnia wysłania
listu nie wychodzę do pracy aż do czasu, gdy Kowaliow
zostanie zawieziony do szpitala.
Zwykle nie uczestniczyłem w politycznych strajkach
ani w głodówkach, bo uważałem iż głodówka to odwrot­
na forma religijnego postu. Kiedy człowiek pości, zwra­
ca się do Boga. A kiedy prowadzi głodówkę, zwraca się
do władz. Inaczej mówiąc, prosi nie Boga, a władze. I na
dodatek sam siebie niszczy. Uważałem, że jest to amoral­
ne. Natomiast odmowa pracy - to tak. To postanowienie
przyjąłem w pierwszy dzień Wielkiego Postu. I nie wy­
chodziłem do pracy cały tydzień. Co dziwne, nie wsadzili
mnie do karceru. Zwykle na trzeci dzień już się tam było.
A tu już 7 dni minęło... Widocznie bali się, że za mną pój­
16
dzie cała zona .
- Miał Pan oparcie w kolegach-współwięźniach?
- Tak, oczywiście. Tego dnia, kiedy zacząłem strajko­
wać, wszyscy czekali, co ze mną będzie. W końcu wezwał
mnie naczelnik i mówi: „Jest decyzja. Jeśli wrócisz do pra­
cy, to Kowaliow zostanie przewieziony do szpitala". Po­
szedłem do pracy, a jego rzeczywiście tego samego dnia
przewieźli do szpitala na operację.
W rozmowie z pewnym partyzantem, z którym dużo
dyskutowałem na tematy teologiczne, przyznałem się, że
jest to z mojej strony swego rodzaju ofiara za Kowaliowa.
16
Zona (strefa) - część obozu, do której była przypisana pewna liczba więź­
niów.
NAWRÓCONY
W
OBOZIE
Gdy po kilku miesiącach Siergiej wrócił ze szpitala, ten
człowiek powiedział, że już inaczej patrzy na świat. Uznał
Chrystusa za Boga i zaczął się modlić. Nie przyjął jednak
prawosławia, gdyż zraziło go zachowanie prawosławnych
księży i patriarchów, których nazywał agentami KGB. Za­
przyjaźnił się natomiast z naszymi księżmi, w tym z obec­
nym bp. Tamkevićiusem.
To było zadziwiające: chyba pierwszy raz zdarzyło się,
że za odmowę pójścia do pracy nie wsadzili więźnia do
karceru. A to, że człowiek - mój rozmówca - któremu
w żaden sposób nie mogłem dowieść swoich racji, nawra­
ca się - to chyba kolejny cud.
Ten przykład utwierdził mnie w przekonaniu, że dys­
kusje i racjonalne dowody nie przynoszą owoców w spra­
wach wiary, jeśli brakuje modlitwy i ducha ofiary. Wła­
śnie tego uczył nas kiedyś w łagrze ks. Mocius. Żal, że
takiego sposobu modlitwy nie przyjąłem jako postawy na
całe życie. Chyba dlatego wiele problemów pozostało nie­
rozwiązanych. Myślę zarazem, że jest to problem naszego
narodu i całego zachodniego chrześcijaństwa.
- Czy po odsiedzeniu drugiego wyroku dalej współpra­
cował Pan z „Kroniką"?
- Gdy wróciłem z łagru, nawiązałem z nimi kontakt,
ale nie włączyli mnie do swojej działalności. Po powrocie
byłem bowiem objęty kwarantanną: miałem zakaz opusz­
czania miejsca pobytu.
Mieszkałem wtedy razem z żoną i trojgiem dzieci w ma­
łym miasteczku, oddalonym 20 km od Kowna. Od 6.00
wieczorem do 9.00 rano nie mogłem wychodzić z domu
i byłem pod ciągłym nadzorem milicji. Cały rok. Wokół
pełno było szpiegów. W drugim końcu domu mieszkał
milicjant, który miał aparat podsłuchowy. KGB zapisy­
wało, kto do nas przychodził, podsłuchiwało nasze roz-
ROZMOWA
Z
PETRASEM
PLUMPĄ-PLUIRĄ
135
mowy. Ich aparatura była tak czujna, że wyławiała nawet
szepty. Zapisywali numery rejestracyjne samochodów,
które podjeżdżały pod dom. W tej sytuacji nawiązanie
kontaktu z wydawcami „Kroniki" było bardzo niebez­
pieczne. Ale mimo wszystko przyjeżdżali do mnie, po­
magali. Chodziliśmy na spacery do lasu i tam swobodniej
rozmawialiśmy. Jednak sam ich przestrzegałem, że każde
spotkanie z kimś takim jak ja oznacza dla nich śmiertelne
niebezpieczeństwo. Byłem jak zadżumiony. Praca w pod­
ziemiu nie wchodziła w grę.
- Interesuje mnie Pana spojrzenie na ówczesne litew­
skie społeczeństwo. Czy wracając z obozu po kilkuletnich
wyrokach - pierwszy raz w 1965, potem w 1981 r. - widział
Pan jakieś znaczące przemiany społeczne, w tym zmiany
w relacjach między ludźmi a władzą?
- Kiedy wróciłem po pierwszym zesłaniu w 1965 r.,
zmiany były ogromne. Na wsiach polepszyły się warunki
życia, zniknęła nędza. W wyniku reformy rolnej przepro­
wadzonej przez Chruszczowa w kołchozach był znacząco
wyższy poziom życia. Jednocześnie jednak z kościołów
zniknęła młodzież. Wtedy też po raz pierwszy usłyszałem
z wielkim zdziwieniem, jak młode dziewczyny, studentki,
strasznie przeklinają po rosyjsku. Pojawiła się jakaś kry­
minalna antykultura - tego wcześniej w ogóle nie było.
Gdy za drugim razem wróciłem z łagru, odczułem że
społeczeństwo na Litwie odważniej występuje przeciwko
władzy, podpisuje otwarte apele, organizuje zgromadze­
nia, ludzie poczuli jakieś wsparcie. Możliwe, że to dzięki
podziemnym wydawnictwom oraz przekazom radiowym
z zagranicy, ludzie przestali bać się.
Gdy wyszedłem na wolność w 1981 r., ludzie przyjeż­
dżali do mnie, swobodnie rozmawialiśmy i otwarcie wy­
powiadaliśmy poglądy. Pojawiły się nowe ruchy polityczne,
136
NAWRÓCONY
W
OBOZIE
chociaż bez określonej struktury organizacyjnej. Wy­
raźnie widziałem i czułem, że naród dojrzał do jakiegoś
czynu, że już się nie boi. Patrzy krytycznie, z jawną iro­
nią - na komunizm i na breżniewowski reżim. Czułem, że
zbliża się odwilż.
Wracając jeszcze do wrażeń z łagrów, to o ile za pierw­
szym razem spotkałem mnóstwo różnej maści marksi­
stów i ateistów, o tyle podczas drugiego pobytu uderzyło
mnie, że zniknęli ateiści. W łagrze dla politycznych prak­
tycznie nie było ludzi niewierzących w Boga! Ten drugi
kontyngent - to była prawie sama inteligencja i wszyscy
w jakimś stopniu wierzący. Pojawiła się też inna tenden­
cja: zniknęły wąskie grupy ideologiczne o charakterze na­
cjonalistycznym, a na pierwsze miejsce wysunęły się albo
ruchy demokratyczne, opowiadające się za obroną praw
człowieka, albo religijne. Organizacje te współpracowały
ze sobą.
- Jak wyglądała sytuacja w ruchu dysydenckim na Li­
twie w latach 60. i 70. XX w.?
- W latach 1966-1967 w ogóle nie było antysowieckich ruchów, żadnej konspiracyjnej działalności, głucha
cisza. Przełom nastąpił dopiero w 1968 r., kiedy zaczę­
ły się wystąpienia we Francji, potem w Czechosłowacji.
W Rosji powstał ruch dysydencki w obronie praw czło­
wieka i założono „Kronikę Wypadków Bieżących". Na
Litwie zaczęto wydawać literaturę podziemną. Powstał
ruch o zasięgu ogólnoeuropejskim. Trudno powiedzieć,
jak to się stało, że w jednym czasie i w Rosji, i na Litwie,
i we Francji, i w Czechosłowacji, i nawet w Anglii poja­
wiły się takie ruchy - chociaż w ideowej sferze odmien­
ne. We Francji był to ruch skrajnie lewicowy, podczas
gdy na Litwie - prawicowy, o zdecydowanie religijnym
zabarwieniu.
ROZMOWA Z PETRASEM
PLUMPĄ-PLUIRĄ
137
- Jaka Pana zdaniem była rola „Kroniki" i religii w pro­
cesie odnowy w latach 80. ?
- Pieriestrojkę, trzeba przyznać, zapoczątkowało samo
biuro polityczne KC KPZR i KGB. W łagrach siedzieli
wtenczas ludzie nowego pokolenia - wykształceni w spra­
wach politycznych, mający kontakty w moskiewskich krę­
gach akademickich, zajmujący się prognozą polityczną.
To oni twierdzili, że Związek Radziecki nie może konku­
rować z Ameryką w wyścigu zbrojeń. Dlatego konieczne
są reformy ustroju państwowego, lub co najmniej pójście
drogą obraną przez Węgry i Chiny, tj. swobody ekono­
micznej. I rzeczywiście, KGB postanowiło, że pieriestroj­
ka to wolność myśli w sferze ekonomicznej, to nowy NEP,
jak za czasów Lenina. W ten sposób będzie można umoc­
nić gospodarkę, a silna gospodarka da możliwość konku­
rowania z Ameryką w sferze zbrojeń. Tak więc początek
wziął się z partii, z KGB.
Ale oni nie wzięli pod uwagę jednej sprawy: że w spo­
łeczeństwach azjatyckich, np. w Chinach, wystarczy ogło­
sić pieriestrojkę tylko w sferze ekonomicznej i nikt nie
będzie oponował. W krajach europejskich, szczególnie
tych o mentalności chrześcijańskiej, człowiekowi nie wy­
starcza chleb, nie wystarcza gospodarka. Wielu ludzi na
pierwszym miejscu stawia sprawy ideowe: humanizm,
kwestie narodowe, religijne. Jeśli pieriestrojka oznacza też
wolnoścć słowa, to - w narodach chrześcijańskich - na
pierwsze miejsce wysuwa się człowiek. Tak było na Litwie,
na pierwszym miejscu postawiono człowieka oraz ideę
wolności narodowej i religijnej.
Na Litwie powstało 17 podziemnych periodyków. „Kro­
nika" była pierwsza, druga była „Auśra" - też o katolickim
charakterze i wiele innych, przeważnie katolickich. Ale
były też czysto nacjonalistyczne lub na poły socjalistyczne
czasopisma. Te publikacje czytało wielu ludzi.
138
NAWRÓCONY
W
OBOZIE
„Kronika" dała impuls, udowodniła, że można publi­
kować, łamiąc tym samym ideologiczny i wydawniczy
monopol państwa. Wszyscy widzieli, że wychodzi ona rok,
dwa lata, cztery i nakład stale się zwiększa, że jest czyta­
na w Radiu Watykańskim i w Głosie Ameryki, że, mimo
aresztowań, wciąż istnieje. U wielu pojawiła się myśl, że
i oni mogliby drukować. I zaczęli wydawać.
„Kronika" odegrała znaczną rolę w tym sensie, że ludzie
zaczęli coraz odważniej dostrzegać swoje prawa i śmielej
domagać się ich respektowania. I wyszli na ulice. Myślę, że
rola „Kroniki" jako początkowego bodźca była znacząca.
Natomiast pieriestrojkę na Litwie przeprowadziła inte­
ligencja partyjna, a nie katolicy.
- W Sąjūdisie nie było katolików?
- Może jednostki, ale gros stanowiła partyjna inteli­
gencja: pisarze, poeci, filozofowie. Nie był to ruch kato­
licki. Ale oni wiedzieli już, co czuje naród, czytali prasę
podziemną, znali nastroje społeczne.
- Ale „Kronika", ludzie „Kroniki" nie występowali prze­
ciw Sąjudisowi?
- Nie. Niektórzy nawet uczestniczyli. Na pierwszy sejm,
który zbierał się za pośrednictwem Sąjudisu, zaprosili tro­
chę osób związanych z „Kroniką", z podziemnym wydaw­
nictwem. Nikt nie opowiadał się przeciw Sąjudisowi, wręcz
przeciwnie, wszyscy go wspierali, rozprowadzali jego pu­
blikacje. Rozchodziły się one w ogromnych nakładach.
Komsomolskie gazety opowiedziały się za Sąjūdisem.
Telewizja, radio, wszyscy, oprócz ortodoksyjnych komu­
nistów.
- Chciałbym zapytać o głasnost' w Kościele. Wydaje mi
się, że był to także problem redaktorów „Kroniki": jak pisać
ROZMOWA Z PETRASEM PLUMPĄ-PLUIRA
i 139
o kolaboracji wewnątrz Kościoła? Jak nie występując prze­
ciw hierarchii, przeciw jedności, powiedzieć prawdę?
- Pytanie na czasie.
- Jak Pan widział ten problem w latach 70. i 80. i jak
Pan go widzi teraz?
- „Kroniki" oczywiście nie wspierali ci księża i biskupi,
którzy byli wyznaczeni za zgodą lub z poparciem władz
sowieckich. Nie było tajemnicą, że aby zostać biskupem
należało uzyskać aprobatę KGB i tylko wtedy Watykan
mógł tę kandydaturę zatwierdzić. Dlatego Stolica Apo­
stolska musiała pójść na pewien kompromis. Mechanizm
był taki: kandydaturę opiniuje litewski episkopat, potem
uzgadnia ją z KGB i dopiero wtedy przesyła się ją do Wa­
tykanu. A Stolica Apostolska decyduje: zatwierdzić ją czy
nie. Czy dany kandydat będzie kolaborować z czekistami
z wewnętrznych przekonań, czy tylko formalnie? Ta oce­
na nie była łatwa.
Tak więc ci biskupi, za którymi stała władza sowiec­
ka, nie poparli „Kroniki", dlatego że zmuszeni byli opo­
wiadać się przeciw. Ale publicznie nie występowali. Jeśli
Radio Watykańskie cytowało „Kronikę", również nie było
im to na rękę. Ale jak tu krytykować Radio Watykańskie?
Niezręcznie to i głupio.
W samej „Kronice" można było znaleźć artykuły kry­
tyczne w odniesieniu do niektórych księży, a nawet władz
kościelnych. I, przypuśćmy, czyta to jakiś wierzący i zży­
ma się: „Jak to? Kto dał prawo jakiemuś anonimowemu
wydawcy krytykować przedstawicieli Kościoła?". Pamię­
tajmy jednak, że wszystkie artykuły przechodziły przez
cenzurę kościelną, dlatego że mieliśmy podziemnych
biskupów. Byli nimi Vincentas Sladkevićius i Julijonas
Steponavićius. Do nich - biskupów, którzy byli odsunięci
od władzy, ale przecież pozostali biskupami - wydawcy
NAWRÓCONY
W
OBOZIE
„Kroniki" przyjeżdżali z tekstami do akceptacji. I jeśli oni
nie wnosili uwag, znaczyło to, że treść publikacji nie była
sprzeczna ze stanowiskiem Kościoła.
- Czy na początku lat 80. wierzył Pan w wolną Litwę?
- Tak. W łagrze nawet spierałem się o to. W 1980 r.
liczyłem, że Związek Radziecki przetrwa najwyżej 10 lat.
Rozmawiałem o tym z Kowaliowem. On zupełnie w to
nie wierzył. Po wyborze Jimmyego Cartera na prezyden­
ta Stanów Zjednoczonych w 1976 r., wysłaliśmy do niego
z łagru telegram z gratulacjami. Razem za mną podpisali
się Rosjanin Siergiej Kowaliow, Ukrainiec Jewhen Swerstiuk i Żyd Josif Mendelewicz. Oczywiście przekazać list
z łagru było niepodobieństwem, ale akurat wychodził
na wolność człowiek, który nauczył się tekstu na pamięć
i przekazał go dysydentom, a oni posłali pozdrowienie
Carterowi jako „Gwieździe Nadziei".
Rzeczywiście, żyliśmy nadzieją, że skoro Ameryka
za priorytet swojej polityki zewnętrznej uznała program
obrony praw człowieka, to coś z tego będzie. Dodał nam
otuchy Reagan, kiedy wypowiedział wojnę ZSRR w wy­
ścigu zbrojeń, i ujawnił, ile Ameryka przeznaczy na to
pieniędzy. Okazało się, że Sowieci w żaden sposób nie
będą mogli z nimi konkurować. Krach był nieunikniony.
Było jasne, że albo zmienią system, albo będą musieli się
poddać.
Odrodzenie narodowe na Litwie nie było dla mnie
zaskoczeniem. Nawet, powiedziałbym, nie przeżywałem
całej tej euforii. Wszyscy się cieszyli, czytałem o tym, ale
ogłoszenie niepodległości nie było dla mnie jakimś szcze­
gólnym wydarzeniem. Osobiście nie miałem z czego się
wyzwalać, gdyż wewnętrznie cały czas byłem wolny.
Z drugiej strony myślę, że jeśli naród nie jest pod
względem duchowym przygotowany do wolności, to poja-
ROZMOWA Z PETRASEM PLUMPA-PLUIRĄ
1 141
wiają się nowe problemy. Widziałem w pierwszych latach
zesłania wielu skazanych młodych ludzi, którym brako­
wało moralnej podstawy. I gdy wychodzili na wolność,
rozkładali się, rozpadała się ich osobowość. Stając na wol­
ności przed różnymi możliwościami, nie potrafili z nich
korzystać.
Pomyślałem, że jeśli cała Litwa nie jest moralnie przy­
gotowana, to wolność może ją zgubić. Trzeba bardzo
ostrożnie budować całą politykę, uważając, by wolność
nie stała się narzędziem lub drogą do zagłady. Wielu więź­
niów politycznych zagubiło się. W obozach zachowywali
się porządnie, a po wyjściu na wolność, rozpijali się. Wie­
lu straciło własną dumę, godność. Myślałem, że tak może
być z całym narodem. I teraz widzę, że niewiele się pomy­
liłem. Rzeczywiście, naród nie umie korzystać z wolności.
Rozmawiał Paweł Wołowski
Wilno, listopad 2002