Dosyć zakłamania i cenzury. Pokażcie co naprawdę stało się w

Transkrypt

Dosyć zakłamania i cenzury. Pokażcie co naprawdę stało się w
Dosyć zakłamania i cenzury. Pokażcie co naprawdę stało się w Budapeszcie. Duchowa wspólnota narodó
wtorek, 20 marca 2012 19:44
Dopóki telewizja nie pokaże uczciwej relacji z tego, co się wydarzyło w Budapeszcie,
zamierzam organizować bojkot wszystkich jej sponsorów. Każda firma, która zamieści reklamę
przed „Wiadomościami”, musi dostać od czytelników sygnał, że właśnie traci klientów.
Wyjazd Polaków na święto węgierskiego powstania w 1848 r. był zarówno ogromnym
sukcesem całego naszego kraju, jak i bardzo ważnym etapem w stosunkach obydwu narodów.
Trudno ocenić wartość transmitowanych na żywo uroczystości, kiedy przedstawiciele Polski
witani są brawami, a tysiące ludzi płacze ze wzruszenia i radości, że są razem i chcą sobie
pomagać.
Spotkanie pod muzeum narodowym, gdzie 164 lata temu zaczęło się powstanie, transmitowały
węgierskie telewizje. To spowodowało, że propolski entuzjazm objął cały kraj. Odczuwaliśmy to
potem na ulicach Budapesztu. Węgrzy dosłownie rzucali się nam na szyję i obdarowywali
podarunkami – od ryngrafu z Matką Boską do chleba i wina. Takiej euforii i radości Polacy nie
przeżyli już dawno. Jej szczytem było spotkanie na placu Kossutha, gdzie 250 tys. Węgrów
razem z tysiącami Polaków świętowało rocznicę Wiosny Ludów. Trudno naprawdę przecenić
widok Węgrów klękających i całujących polską flagę, śpiewających nasz hymn po węgiersku i
po polsku. Jak twierdzili, przyjechaliśmy do nich, gdy czuli się opuszczeni, a nawet zaszczuci
przez całą Europę. Trafiliśmy na właściwy moment i wykorzystaliśmy go, jak mogliśmy najlepiej,
dla budowy jak najbardziej pozytywnego wizerunku Polaków. To wydarzenie relacjonowały nie
tylko telewizje na Węgrzech, ale także najważniejsze światowe media.
Na całym świecie mieliśmy naprawdę wspaniałą prasę. Wyjątkiem były polskie telewizje.
TVP ocenzurowała przygotowany materiał dla „Wiadomości”.
Takiego skandalu nie było już dawno. To kompromitacja nie tylko telewizji publicznej, ale i całej
klasy politycznej, która do czegoś takiego doprowadziła. Jeżeli chodzi o mnie, to nie zamierzam
tego odpuścić. Dopóki telewizja nie pokaże uczciwej relacji z tego, co się wydarzyło w
Budapeszcie, zamierzam organizować bojkot wszystkich jej sponsorów. Każda firma, która
zamieści reklamę przed „Wiadomościami”, musi dostać od czytelników sygnał, że właśnie traci
klientów. Będziemy zamieszczać w „Gazecie Polskiej Codziennie” stosowne formularze, nazwy
i adresy tych firm. Apeluję do wszystkich kochających wolność słowa, by sami wycofali swoje
reklamy sprzed reżimowych „Wiadomości”. Do akcji włączymy inne zaprzyjaźnione media, w
tym te, z którymi na Węgrzech nawiązaliśmy współpracę. W przypadku międzynarodowych
korporacji akcje będą prowadzić kluby „Gazety Polskiej” na całym świecie. Kierownictwa firm
zostaną uprzedzone, że wspierają program, który cenzuruje informacje i nie przestrzega
podstawowych standardów dziennikarskich. Osoby odpowiedzialne za ten czyn będą
wymieniane z imienia i nazwiska. Apeluję, by akcja ta była prowadzona stale i proszę o jej
propagowanie we wszystkich środowiskach. Być może rozszerzymy ją w przyszłości na całą
TVP.
Dosyć zakłamania i cenzury. Bezczelny wybryk propagandystów z Woronicza wyrządził
ogromne szkody Polakom i Węgrom i musi zostać napiętnowany, zanim ta banda prorządowych
lizusów nie zrobi czegoś jeszcze gorszego.
Tomasz Sakiewicz
1/5
Dosyć zakłamania i cenzury. Pokażcie co naprawdę stało się w Budapeszcie. Duchowa wspólnota narodów
wtorek, 20 marca 2012 19:44
za: www.fronda.pl (kn)
zob. http://vod.gazetapolska.pl/1363-lzy-wolnosci-dziekujemy-bracia-wegrzy
***
Dr Jarosław Szarek historyk, publicysta - Widziałem wolny naród
W górze biało-czerwone flagi, transparenty, skandowanie "Viktor Orbán!", palce wyciągnięte w
kształcie litery "V". Owacja Węgrów, okrzyki "Polska!", "Bratanki!", "Dziękujemy!". W oczach
wdzięczność, radość i łzy. Ręce wyciągnięte do nas, dłonie w uściskach, młodzież i starsi z
siwymi włosami. Ci ostatni muszą przecież pamiętać rok 1956. To wtedy Zbigniew Herbert pisał:
"Stoimy na granicy/ wyciągamy ręce/ i wielki sznur z powietrza/ wiążemy bracia dla was...".
Chwilę później wychodzimy z placu, pamiątkowe fotografie, młoda dziewczyna dzwoni do
Polski: "Tego nie da się opowiedzieć, nie mogę mówić...".
W Budapeszcie byliśmy tylko osiem godzin, ale to było jak zaczerpnięcie świeżego powietrza.
Staliśmy na ulicy Konstytucji wśród tysięcy ludzi, którzy nie zmieścili się na placu Kossutha i
oglądaliśmy uroczystości na telebimie. Po ich zakończeniu wraz z innymi Polakami powoli
ruszyliśmy do przodu. Wtedy dziesiątki tysięcy Węgrów się rozstąpiło i zaczęło bić brawo...
Kolejne pokolenie wolnych Polaków w sercu wolnego narodu węgierskiego w dniu jego święta
narodowego - 15 marca 2012 r. - dopisało następną kartę naszej wspólnej historii. Poza nią
stanęli ci w Polsce, którzy podjęli decyzję, aby inicjatywę "Wielkiego wyjazdu na Węgry" klubów
"Gazety Polskiej" wspartą przez Stowarzyszenie "Solidarni 2010" i Ruch Społeczny im.
Prezydenta Lecha Kaczyńskiego przemilczeć, pomniejszyć lub po prostu wykpić jej znaczenie.
"Orbán gut! Bruksela kaputt!"
Już z parkingu w pobliżu parlamentu wyszliśmy w niewielkiej grupie z biało-czerwonymi flagami.
Na pustym jeszcze przed południem placu Kossutha od razu zaczęli podchodzić Węgrzy,
okazując nam sympatię. Klaksony samochodów, kierowcy zatrzymują się, machają. Na moście
uściski dłoni, prośby o wspólne zdjęcia, kilka słów po polsku: "Polak, Węgier - dwa bratanki".
W Budzie na wzgórzu zamkowym coraz więcej Polaków. Dwujęzyczne transparenty "Niech żyje
Viktor Orbán!", "Wiara - Patriotyzm - Rodzina", "Solidarność", po angielsku "Polska popiera
Węgry", "Rządzie Węgier - zachowaj wiarę!". Częstują nas ciastkami, wręczają pamiątki, dwóch
Węgrów śpiewa "Boże, coś Polskę", podchodzą kolejni, barierę językową przełamują krótkie
hasła "Orbán gut! Bruksela kaputt!".
Chwilę później stajemy za huzarami, już setki biało-czerwonych flag, nazwy dziesiątek miast.
Ruszamy, nie widać końca pochodu, nad Dunajem czeka grupa z warszawskiego pociągu. Jest
nas chyba kilka tysięcy, coraz więcej Węgrów. Za mostem gęsty szpaler, burza oklasków, nad
głowami transparenty: "Witajcie, polscy bracia", "Dziękujemy za solidarność polskim braciom". I
tak już będzie do końca kilkukilometrowego - coraz liczniejszego marszu. Delegacje z całego
kraju, ludowe stroje. Rytm wybijają dobosze, Węgrzy śpiewają dumne pieśni, daleko się niesie
"Kossuth Lajos azt źzente" ("Lajosz Kossuth wzywa nas")...
Okoliczne ulice wypełnione ludźmi, na telebimach widać zapełniony plac - 250-300 tys.
przybyłych. Proporcjonalnie do liczby ludności, w Warszawie 11 listopada musiałoby się zebrać
ponad milion Polaków! W morzu węgierskich flag wszędzie biało-czerwone wyspy. Poseł do
parlamentu europejskiego wita nas, Polaków, w odpowiedzi burza oklasków.
2/5
Dosyć zakłamania i cenzury. Pokażcie co naprawdę stało się w Budapeszcie. Duchowa wspólnota narodów
wtorek, 20 marca 2012 19:44
Na mównicę wychodzi premier Viktor Orbán. Mamy wyjątkowe szczęście, bo za nami stoją
młode Węgierki - studiowały w Krakowie. Tłumaczą "na żywo" fragmenty wywołujące owacje.
To zupełnie inny świat - takich słów nie powie - nie odważy się - żaden z rządzących obecnie
Polską polityków i służących im dziennikarzy największych mediów. U nas takie poglądy
codziennie są przedmiotem szyderstw, kpin. Na Węgrzech, głosząc je, zdobywa się 61 proc.
głosów, a w ich obronie na ulice wychodzą setki tysięcy Madziarów.
Męstwo, uczciwość, wierność, miłosierdzie
"Jesteśmy politycznymi i duchowymi spadkobiercami roku 1848. Polityczny i duchowy program
tamtego czasu: nie będziemy kolonią! Program i pragnienie Węgrów w roku 2012: nie będziemy
kolonią!" - mówi węgierski premier. I dalej "Węgrzy nie będą żyli pod dyktatami obcych, nie
oddadzą swej niezależności ani wolności; nie poddadzą swojej konstytucji".
Viktor Orbán cytuje słowa poety Sándora Petöfiego: "Na Boga Węgrów przysięgamy,
przysięgamy, że już więcej nie będziemy niewolnikami!". Podkreśla znaczenie godności,
wolności świadczących o sile narodów: "Z nami jest również wiele dziesiątków milionów w ciszy
cierpliwej, ukrytej Europy, która żywi przywiązanie do narodowej suwerenności i wciąż wierzy w
chrześcijańskie cnoty, które kiedyś wynosiły nasz kontynent na szczyty światowe, wierzy w
odwagę, męstwo, w uczciwość, w wierność i w miłosierdzie".
Przywołuje powstanie 1956 i mówi, że tak jak wtedy, dzisiaj Węgrzy są gotowi bronić się przed
unijnym dyktatem. "Nie potrzebujemy też niechcianej pomocy obcych, którzy prowadząc nas za
rękę, chcą sterować naszymi poczynaniami. Dobrze znamy naturę nieproszonej pomocy
towarzyszy. Umiemy ją rozpoznać nawet wtedy, gdy skrywa się ona nie za postawnym
mundurem, ale dobrze skrojonym garniturem". Te słowa wywołują aplauz - w tłumie widać
transparenty: "1956 - sowieckie czołgi; 2012 - zachodnie banki"... "Dotknięta" tym porównaniem
Bruksela nazajutrz wyda oświadczenie... A my słyszymy: "Tylko silne narody na nowo mogą
uczynić Europę wielką".
Gdy Orbán mówi, że Węgrzy nie są sami, gdyż są z nimi też "polscy Bemowie" i inne narody,
rozlega się owacja. Wtedy jeszcze dodaje: "Niech Bóg błogosławi Polskę" i po polsku: "Za
wolność naszą i waszą".
Takich słów nie usłyszymy od rządzących Polską, żeby je wypowiadać, trzeba być mężem
stanu, trzeba czuć wspólnotę z własnym narodem, a nie nim gardzić i go upokarzać. Takich
słów nie usłyszymy w europejskich stolicach. Dlatego wielkiego święta wolności w Budapeszcie
nie zobaczyły miliony Polaków w "publicznej" telewizji. Przez lata doświadczali tego politycy
orbanowskiego "Fideszu". Dlatego premier Orbán nie ma złudzeń i mówi podczas uroczystości:
"Nie dajcie się zwieść, jeśli jutro w światowych gazetach przeczytacie, że tu, na placu było tylko
kilkaset osób, a i te protestowały przeciwko rządowi". Znamy doskonale ten mechanizm, znów
działa sprawnie jak w czasach PRL za prezesa Macieja Szczepańskiego.
Duchowa wspólnota narodów
Serdeczności, z jaką przyjęli nas Węgrzy od pierwszych chwil pobytu na ich ziemi, nie da się
wyreżyserować medialnymi kampaniami, zadekretować "resetami", "nowymi otwarciami"... Ona
kształtowała się od pokoleń, żeby wspomnieć św. Kingę, króla Ludwika Węgierskiego, św.
Jadwigę, Władysława Warneńczyka, Władysława Jagiellończyka, Barbarę Zápolyę, Stefana
Batorego, gen. Józefa Bema... W 1920 r. transporty broni z Węgier pomogły zwyciężyć nad
3/5
Dosyć zakłamania i cenzury. Pokażcie co naprawdę stało się w Budapeszcie. Duchowa wspólnota narodów
wtorek, 20 marca 2012 19:44
bolszewikami pod Warszawą, a po klęsce 1939 r. gościnna ziemia węgierska przyjęła dziesiątki
tysięcy polskich, wojskowych uchodźców. Symbolami tej wojennej polsko-węgierskiej przyjaźni
pozostali m.in. premier Pál Teleki, József Antall, płk Zoltan Baló, ks. Béla Varga czy gimnazjum
w Balatonboglár. Niespełna dwie dekady później rok 1956 - biało czerwone-flagi na ulicach
Budapesztu i słowa młodego poety György Gömöriego: "Wszyscy Węgrzy chodźcie z nami,
pójdziemy za Polakami", a w Polsce konwoje z krwią i lekarstwami dla ofiar rozjeżdżanego
sowieckimi czołgami Powstania... Długo można by wymieniać postacie, wydarzenia, a dzisiaj
choćby węgierską kaplicę w łagiewnickim sanktuarium Bożego Miłosierdzia... To z okazji jej
otwarcia bł. Jan Paweł II napisał: "Przychodzą na myśl właśnie sięgające wieków braterstwo i
duchowa wspólnota narodów polskiego i węgierskiego".
Dlatego pojechaliśmy do Budapesztu. "Niezorganizowani", spontanicznie, z potrzeby serca, ale
też z głębokim przekonaniem, żeby być razem z Węgrami. Narodem, który 11 kwietnia 2010 r.,
nazajutrz po naszej narodowej tragedii pod Smoleńskiem (mieszkańcy węgierskiego miasta
Tatabánya już cztery miesiące później - jako pierwsi - uczcili jej ofiary pomnikiem), w wolnych
wyborach oddał pełnię władzy ugrupowaniu na czele z premierem Viktorem Orbánem. Dzięki
ogromnemu społecznemu poparciu uchwalono nową konstytucję rozpoczynającą się słowami:
"Boże, pobłogosław Węgrów", deklarując w niej: "Jesteśmy dumni, że nasz pierwszy król,
święty Stefan przed tysiącem lat osadził węgierskie państwo na trwałych fundamentach, a
naszą ojczyznę uczynił częścią chrześcijańskiej Europy. (...) Zobowiązujemy się, że będziemy
chronić i pielęgnować nasze dziedzictwo, węgierską kulturę, niepowtarzalny język. (...)
Wyznajemy, że najważniejszymi ramami naszego współistnienia są rodzina i naród, a
podstawowymi wartościami naszej jedności pozostają wierność, wiara i miłość. (...) Odrzucamy
przedawnienie nieludzkich zbrodni dokonanych przeciwko narodowi węgierskiemu i jego
obywatelom przez rządzące dyktatury: narodowych socjalistów i komunistów...".
"Wszyscy jesteśmy Węgrami"
Wierność temu ideowemu przesłaniu - całkowicie obcemu rządzącym dzisiaj najpotężniejszym
siłom w Europie - nadała nowy kształt węgierskiej polityce: budowy suwerennych Węgier niezależnych ekonomicznie oraz politycznie od ponadnarodowych struktur. To wywołało reakcję
Unii Europejskiej, która podjęła polityczne i finansowe naciski na Budapeszt. W takiej sytuacji
pragnęliśmy pokazać - co napisano na jednym z polskich transparentów - że dzisiaj "Wszyscy
jesteśmy Węgrami".
Przybyliśmy, aby, mimo że jesteśmy rządzeni przez formację, której bliżej do Brukseli, Berlina i
Moskwy niż Budapesztu, przez ludzi będących całkowitym zaprzeczeniem - i to w każdym
wymiarze - premiera Viktora Orbána - dać wyraz temu, że to właśnie jego rządy stanowią dla
nas inspirację i nadzieję na zmiany.
Dzisiaj Węgry idą pod prąd niszczącej Europę antycywilizacji, jej napór staje się coraz
mocniejszy. Nad Dunajem udało się powstrzymać jej marsz, ale do zwycięstwa jeszcze daleko.
W Polsce, niestety cały czas się cofamy, ostatnio jakby nieco wolniej, powoli jednak zbieramy
siły. Ci, którzy widzieli Budapeszt 15 marca 2012 r., mają ich więcej. Tylko czy starczy ich na
tyle, aby z ust polskiego premiera móc usłyszeć słowa: "Nie będziemy kolonią", a od
prezydenta: "Polacy nie będą żyli pod dyktatami obcych, nie oddadzą swej niezależności ani
wolności"? Nie wiem. Zapamiętajmy jednak słowa Viktora Orbána: "Feudalizmu nie zniszczyli
lennicy, a komunizmu zaś nie zburzyli sekretarze. Podobnie panowania finansowych
spekulantów nie wyeliminują spekulanci lub biurokraci, i to nie oni wyciągną później z rowu
4/5
Dosyć zakłamania i cenzury. Pokażcie co naprawdę stało się w Budapeszcie. Duchowa wspólnota narodów
wtorek, 20 marca 2012 19:44
wykolejony wóz pogruchotanej Europy. Nie oni, lecz ci europejscy obywatele, którzy żyją z
własnej pracy, z własnych wysiłków, gdyż teraz jest czas, by nadszedł ich świat. Jeśli tak się nie
stanie, będzie to oznaczać koniec Europy".
za: http://www.naszdziennik.pl/index.php?dat=20120320&typ=my&id=my07.txt (kn)
Węgrzy dziękują Polakom
Mam przed sobą zdjęcie z 30 października 1956 r., na którym olsztyńscy studenci wyrażają
protest przeciwko sowieckiej interwencji na Węgrzech. Młodzi ludzie w rogatywkach trzymają
własnoręcznie wykonany transparent z napisem „Ręce precz od Węgier”.
Patrzę na fotografie z ubiegłego tygodnia, na których pod takimi samymi transparentami przez
centrum Budapesztu maszerowała blisko trzytysięczna grupa uczestników Wielkiego Wyjazdu.
Nie mam wątpliwości – 15 marca 2012 r. historia zatoczyła koło.
Mam nieodparte wrażenie, że wszystkim uczestnikom wyjazdu do końca życia pozostanie w
pamięci słońce nad węgierskim parlamentem i niezliczone tłumy radośnie wiwatujących na
naszą cześć Węgrów. Czuliśmy się zawstydzeni. Bo co myśmy takiego zrobili? Przyjechaliśmy
im tylko powiedzieć, że nie są sami w trudnym dla nich momencie. To jak widać w dzisiejszych
czasach nie takie częste. A może po prostu ta niewidzialna i niewytłumaczalna do końca więź
między naszymi narodami po raz kolejny dała o sobie znać? Ta przywoływana w obu językach
legenda o dwóch drzewach, które rosnąc obok siebie, splotły się korzeniami? Opowiadana na
pl. Lajosa Kossutha zabrzmiała szczególnie prawdziwie.
Godne odnotowania są nie tylko te spektakularne obrazki, których polskie media głównego
nurtu jakoś nie kwapiły się pokazać, ale także zwykłe drobnostki, jak uśmiechy czy
serdeczności wymieniane z przechodniami. Artykuły w języku polskim, które można było
znaleźć w prasie wyłożonej w peszteńskich pubach i kawiarniach. I atmosfera, której nie
zepsuły nawet drobne przykrości, np. taksówkarz wiozący dziennikarzy „Gazety Polskiej
Codziennie” na konferencję prasową, który zawyżył cenę… dziesięciokrotnie.
Dziesiątki listów, które przychodzą na adres „Codziennej”, oprócz pozdrowień i podziękowań
zawierają również… przeprosiny. Za ewentualne nieżyczliwości czy złośliwe uwagi, których
mogliśmy doświadczyć ze strony jakichkolwiek Węgrów. „Przepraszam za jakiekolwiek
prowokacje. W imię Boga za Naszą i Waszą Wolność” – pisze Istvan Salga. Nie ma powodów
do przeprosin. Są - do podziękowań z naszej strony.
Widok wiwatujących Węgrów, którzy ze łzami w oczach witali tych, którzy w Polsce często są w
najbrutalniejszy sposób atakowani, był budujący, ale i smutny zarazem. Przedstawiani jako
Czarna Sotnia i niejednokrotnie za wiarę odsądzani od czci musieli jechać do zaprzyjaźnionego,
ale jednak obcego kraju, by spotkać ludzi, którzy myślą podobnie jak oni. By spotkać Starych
Przyjaciół.
za: niezalezna.pl/25517-wegrzy-dziekuja-polakom (kn)
zob. http://vod.gazetapolska.pl/1357-w-tv-tego-nie-pokaza-wstancie-z-kolan-polacy
5/5