TAKA SOBIE BABCIA

Transkrypt

TAKA SOBIE BABCIA
TAKA SOBIE BABCIA
Jestem babcią pięciorga wnucząt. Formalnie od czternastu lat , sercem od trzech.
To oznacza, że pierwszy wnuk urodził się czternaście lat temu , ale dostępna jestem dla
nich od niedawna. Dostępna, a nie bezwzględnie zwariowana.
Święta zazwyczaj są okazją do spotkań rodzinnych i tak też było z nami. Ponieważ
moje mieszkanko jest niewielkie, tego typu uroczystości odbywają się u córek. Siłą
rzeczy w imprezach rodzinnych uczestniczę, ale ich sama nie organizuję. Podobnie ma
się rzecz z innymi aspektami codzienności. Nie poświęcam wszystkich sił dla nich.
Niezbyt dobrze to odbieram, sądzę, że moi wnukowie również. I oto, pokrótce
przedstawiłam sens moich dywagacji – jak zarządzać czasem, możliwościami, wreszcie,
jak zgrać to ze swoimi marzeniami, aby tkwiący jeszcze we mnie potencjał był
wykorzystany zgodnie z oczekiwaniami nas wszystkich. Aby był dobrze wykorzystany!
Świąteczne spotkanie rozpoczęło się oczywiście dzieleniem jajka, następnie na
pewno nie wyróżniało się niczym szczególnym, poza zaserwowanym przez zięcia
żurkiem na śniadanie, którego z grzeczności nie odmówił tylko drugi zięć, za to wywołał
zdziwienie na twarzach pozostałych biesiadników. Historia z żurkiem rozbawiła
wnuczęta i od tego momentu trudno je było utemperować. Nie odbiegam od myśli
przewodniej, przywoływanie wnuków do porządku mam we krwi i to jest następne
wykroczenie przeciw zacieśnianiu więzi z dziećmi. Nie mogę się powstrzymać od uwag,
oczywiście w dobrej wierze, aby nic złego się nie wydarzyło, czyli nie wylało, nie
pobrudziło, nikt podczas szaleństw nie spadł z krzesła, ani niechcący nie ściągnął
obrusu. Wszystko zdarzyć się może, ale zdarza rzadko... także taka babcia – dziwoląg.
Jestem przykładem nieradzenia sobie z rolą babci. Żyję sprawami dzieci,
nie rozstając się z marzeniami o innym wypełnieniu pustki po zakończeniu aktywności
zawodowej. Zaglądam do internetu, zapoznaję się z wolontariatem i... pędzę do córek,
targana wyrzutami za swoje rozterki.
Świąteczny dzień upłynął miło, młodsze dziewczynki bawiły się lalkami, chłopcy
czytali książki, odpowiadając grzecznie i powściągliwie na zadawane im pytania, albo
zajmowali się zabawianiem malutkiego kuzyna. Najmłodszy wnuk lądował najczęściej
na moich rękach, a ponieważ jestem przy nim od urodzenia, więc jestem też
niesprawiedliwie nim zachwycona, czyli następny powód do wystawienia miernej oceny
na cenzurce zachowań babci.
Niewątpliwie spotkanie było wyczekiwaną chwilą bycia razem, chwil takich jest
niewiele, warto je celebrować, warto potem zastanowić się, czy nic nam nie umyka.
Wieczorem zajrzałam do FB – znalazłam znaczek "lubię to ", dotyczył zdjęcia moich
kwiatków, a zaznaczony przez wnuka... ucieszyłam się.....
Iwona Jędrzejewska