Show publication content!
Transkrypt
Show publication content!
Warszawa 31 Maja ISO?' r. J E D N O D N I Ó W K A . „KOMAR” D z ie s ię ć „ p o le ż e ń “ j u ż m in ę ło . P uryszkiew icz. — No, b racia, je s z c z e tylko p ię ć r a z y upijem y się p rz e d tym ezortow ym i znów zostaniem y szlachetnemi w ybrańcam i naro du . gmachem NASZA SPRAWA ROLNA, By rozwiązać sprawę rolną, Zaspokoić głodne ludy, Duma pracę ma mozolną, Syzyfowe iście trudy. Wciąż zażarty spór powstaje 1 wybucha waśń szatańska, Czy ta ziemia, co cłileb daje, Ma być chłopska, czy dworzańska? Ścisnął dłonie chłop olbrzymie I z dworzaństwem wszedł w zapasy, Wnet zaczęły w ogniu, dymie, Płonąć pola, dwory, lasy. Kto zwycięży w tem igrzysku: Pług dworzański, chłopska socha? Każdy z nich chce z ziemi zysku, Ale żaden jej nie kocha. U nas rzecz ta jest zawiłą, Lecz przedstawia się inaczej: My pragniemy, żeby było Jaknajwięcej posiadaczy. W panskiem polu, chłopskiej grzędzie Niechaj pieni się pszenica, A w przyszłości niech nie będzie Ani chłopa, ni szlachcica. Nad polami niech naszemi Blasku słońca nic nie zaćmi: Ci, co ży ją na tej ziemi, Niechaj będą Wszyscy braćmi. Przy ognisku wspólnych robót Zjednoczy się Lecha plemię, Gdy na .jasnej drodze swobód Ujrzym naszą polską ziemię. Nam nietylko dla kieszeni Zysków szukać w ziemi łonie; Tu krew polska się czerwieni Na krzu każdym i zagonie. Bronili jej do ostatka Chłop, mieszczanin obok pana, Bo ta ziemia nasza matka 1 nad wszystko ukochana! Szczyt uświadomienia. — J a k się okazuje, uśw iadom ienie w śró d mło dzieży zrobiło je d n a k n a jw ięk sz e p o s tę p y w Miropolu g u b ern ji w ołyńskiej. — S k ą d ten w niosek? — Bo kilku ośmioklasistów z ta m te js ze g o gim nazjum p r z y ła p a n o na bardzo sprytnie obmyślanym napadzits band yck im . Wyrobiona wyobraźnia. — Czy ty sobie wyobrażasz żarg o n o w e zakłady n a u k o w e w K rólestw ie? ff— Mój drogi, kto j a k j a miał za czasów Apuehtina pięciu sy n ó w w gim nazjum w arszaw skiem , ten może sobie w y o b ra zić w K rólestw ie k a ż d e g o r o d z a ju za k ład naukow y. O wypadku na Kamionku. P o strz e lo n y pan Hantower, P r a g n ą c św iatu się pożalić, Mówi, że g d y doń strzelano, T o z ro z k a z e m p o lskim : „palić!£; P o tę p ia m y k a ż d y n ap a d , Czy d o r o s ły c h — czy też żaków, Lecz pyta m y, s k ą d H an to w er Z w a la winę n a p o la k ó w ? ,,Palić“ nie o z n a c z a „strzelać/* — Ż a d e n p o la k t a k nie powie; G dy nie w ied z ia ł p a n H antow er, N iech się te ra z o te m dowie. „ P a lić “ znaczy: „ p a lić w piecu," W kuchni, lampie, lub w kominie, T y m dow odem n a P o la k ó w P a n H an to w er nie zasłynie. N iech się w ię c nie w y p o w ia d a , G dy pop olsku słabo umie, Bo św ia t pow ie: trafion w ramię, A p o strze ło n n a rozumie. Palekonośge plany, — Żenię się n a gwałt! — P o eo? — Chciałbym mieć syna. — D la czego? — A ż e b y choć mój w n u k dzenia autonom ji do K rólestw a. doczekał w prow a Ł a t w y sp o só b . W arszaw ski) D n iew n ik żało sne tren y Ś p ie w a i w ielce się ro z g o ry c z a , Że od rz ą d o w e j Karaffów sceny L e p s z y j e s t te a tr G aw alew icza. N a o w e żale krótkiem i słow y D a je m y p r o je k t p r o s ty i śmiały: Niech G aw alew icz weźmie rz ą d o w y , A H e rsz e lm a n y zaś t e a tr „Mały.” S ta n rzeczy zmieni sw o ją naturę, R azem ze zm ian ą ta k ą w urzędzie: T e a t r r z ą d o w y w net pójdzie w górę, A Mały te a tr w net „pod p se m ” będzie. I B E Z T E G O .. . — C iekaw y m bardzo, czy b iu r o k r a c ja zostanie o g ra n ic z o n a w swej w ła d z y p rz e z Dumę! — W ą tp ię , prz e c ie ż o n a i ta k j e s t bardzo... ograniczona... ■b N iech p o z n a ją tam . n a gruncie, F in la n d c z y k ó w cnoty. Niech z b a d a ją najw ażniejsze W tym k r a ju zalety, O raz drogi, j a k i e n a ród T a m w io d ły do m ety. Ordy nam p ote m d a d z ą obraz Z a le t ty c h i czynów, Może coś się n a u czy m y Od w y trw ały c h Finów , Może się przejm iem y tro chę Fin lad z k ie m i cnoty, I mniej b ę d z ie u nas kłótni, A w ię c e j rob oty. Nie będzie r o z w ią z a n a . SIŁ A C Z N IEL A D A . Su w o ry n ojciec. — Stój, przeklęta! J a cię tu n a miazgę zgniotę, a do P ry w islin ja nie puszczę. — Mnie się zdaje, że ju ż c h y b a nie będzie ro z w ią za n ia Dumy? — D la czego? — Bo ze w sz y stk ie g o w idać, że g łó w n a osoba p o trz e b n a do r o z w ią z a n ia — Stołypin, na nic zmiękł. Wycieczka do finlatidji. Do Fin land ji p o je ch a li Po zn ać n a ró d fiński, D w aj posłowie nasi z Dumy: N a c k i i Dembiński. Dobrze, że d o 't e j w ycieczk i Nie b ra k im ochoty, ■ys. nie dadzą. Dużo ich je s t, STC-ile (ypoj®<&eHt0. — Nie wiesz p rz y p a d k ie m , ja k im wzrokiem sp o g lą d a p ra s a r o sy jsk a na s p r a w ę autonomji K ró lestwa? — O, wiem! W z ro k ie m : głod ny ch p sów na świeże mięso. ale żaden niem a miny pog rom cy. Z da je mi się, że sobie ze m ną rady Warszawa 31 maja 1957 r. NOWA KOBIETA PISEMKO ULOTNE WYDANE PRZEZ MĘZCZYZN. Cena egz. 2 grosze; 10 egz. za 15 groszy; 50 egz. za 2 zip.; 100 egz. za 3 złp. gr. 10. Skład głów ny przy ul. Izy Moszczeńskiej N§ 11 w d ru karni „ Z a c o fa n e j11. OSTATNI JĘK. W arsza w a , 31 m a ja 1957. Zaledwie 50 lat dzieli nas od czasu, w k tórym p. Leo B elm on t m iew ał dw udziestoczterogodzinne odczyty o wszystktem i o niczem, w którym , podł ^ h t a n a przez p. A ndrzeja Niem ojewskiego i kilku innych żywych gram ofonów , zaczęła: na niwie p o l skiej kiełkować: „ no w a k ob ieta”, a spójrzcie to w a rzysze niedoli, w o k o ło siebie, ja k ie . n astępstw a p rzy niósł ten półw iek ow y okres! Rozerzyjcie się po n a szych miastach i wsiach, zajrzyjcie do dom ów , uczel ni i miejsc publicznych, idźcie do urzędów , rz ą d o wych lub autonom icznych, popatrzcie na przechodzą cy, przez ulicę tłum , a p ote m powiedzcie nam, czy oko wasze ujrzało gdziekolwiek: m ęiczyznę, na stanow isku wyższem nad k a n celistę lub m anipu lanta do przyjm ow ania papierów; m ężczyznę, nie usuw anego przez zw artą falangę kobiet od wyższego wykształcenia; m ężczyznę, nie m altreto w aneg o przez ota czający go świat kobiecy, bez względu na to, czy to będą obce lub bliskie istoty; m ężczyznę, nie w yśm iew anego za sk rom no ść i czyste obyczaje; m ężczyznę, nie sprow adzonego z drogi c n o ty przez wiecznie g ło d n y m iłosnych w ra żeń świat kobiecy? Powiedzcie nam również, czy ujrzeliście gdzie: nasze w ładczynie, niewyszydzające tego, co nam n a tu ra d ała najdroższego: naszą nt czem nieskalaną niewinność; T. W. O. R. K -1. (Towarzystwo walki o równouprawnienie kobiet ignoro wanych). Komedja napisana w roku 1907; znaleziona obecnie antykw arjusza. u pewnego OSOBY: Pan Andrzej Pani Iza Panna Stefanja Pani Róża Pani Zofja. Pani Iza, S zanow ne zgromadzenie! Dzień dzi siejszy zapisze się b rylantow em i głoskam i w księdze dziejów kobiety-człowieka, jest bowiem dniem o tw a r cia naszego „T ow arzystw a walki o ró w n o u p ra w n ie nie kobiet ig n o ro w a n y c h .” Na porządku dziennym stoi w ybór prezesa (sp u szcza ją c skrom nie oczy). Są dzę, że godność tę najwłaściwiej byłoby powierzyć osobie, otwierającej zebranie. i nasze w ładczynie, nie okazujące, przez o sło n ę zm ysło w ych popędó w , pogardy dla niższego nibyto rozw oju naszego ustroju fizycznego i um ysłow ego? Ukażcie nam choć setkę takich kobiet w dwum iljonow ej W arszaw ie, a go to w i jesteśmy spalić cały nakład niniejszego pism a ulotnego. O, towarzysze niedoli, o w y wszyscy, którym natura data miano mężczyzn, wy skromni, cisi p ra cownicy na niwie g osp o d a rstw a dom ow ego, wy, na których słabych barkach spoczyw a troska o czystość dom ow ą, o w ychow anie dzieci, o pielęgnow anie w nich zasad cnoty i niew inności, w y wszyscy nędz ni i upośledzeni, wy obywatele II lub III klasy, wy nas zrozumiecie, wy zrozumiecie te n „ostatni jęk” naszych zm ęczonych, zrozpaczonych dusz. Niech pisem ko nasze idzie w świat, niech go czytają i te, które chwyciwszy przed 50 laty ster rządu w swe brutalne dłonie, tak bezwzględnie dają na m odczuć, żeśmy stworzeni tylko dla ich p o sługi, dla ich poziom ych instyn któw , dla ich k ró tk o trw ałych szałów i uciechy. Niech czytają! Może słow a te w p ły n ą na p ew ną zm ianę w u stro ju społecznym , może mężczyznie w o ln o będzie kie dyś zająć stanow isko nietylko: sługi domowego, ślubnego lub płatnego kochanka, ale i stanowisko: człowieka! R edakcja. Patna Stefanja (do p a n i lió&y). Słyszałaś? T a piskliwa sroka chce być prezesem! Nigdy! (głośno) Proszę o głos! Prezesem naszego T o w a rz y stw a p o w in n a być osoba, najbardziej zasłużona dla sprawy kobiecej. Nikt mi nie zaprzeczy, że w prow adzenie m łodzieży męskiej na sesje pedagogiczne i w yzw ole nie jej z pod tyranji rodzicielskiej jest czynem, naj bardziej g o d ny m uznania. P a n i Róża (do p a n i Z o fji). Co? T a gidja pcha się na prezesostwo! (głośno). Ja zaprzeczę! Panna Stefanja.. Jak pani śmiesz! Pani Róża. Tak, śmiem i będę śmiała! Bo nie ko kietow anie m łodzieży męskiej, ale uświadamianie dzieci jest najwyższą zasługą dla naszej sprawy. Prze starzały ku lt dla bociana i wsteczne trzymanie dzie ci w nieśw iadom ości o ich p ochodzeniu było najw ię kszą krzywdą, w yrządzaną w olnej ludzkości, ja to w y rw a ła m te chwasty przesądów, słusznie więc na leżałaby mi się nagroda w postaci godności preze sowskiej. P a n i Zofja. Nie wdając się w uzasadnianie kwestji z p u n k tu w idzenia ekonom icznego i społecznego, oświadczam stanowczo, że jeżeli ja nie zostanę pre- 5 — A czy tu stara nie przychodzi czasem do kuchni na jamóry? — Przychodziła, ale ją stary p o d p a trz y ł i zrobił się szkandał. Stary ci pięć razy zemdlał, przyleciał jego oCtec z ozorem, chciał go zabierać do dom u , ale stara nie dała. i tera, dzięki Bogu, m am spokój. KO RESPO N DEN CJE „Homj Kobiety K ra k ó w , 30-go m a ja 1957. Michalik,—Pojedynek.—Burdy uliczne.- W ynalazek. Prezy den tk a m. K rakow a, doktorka praw i weterynarji, p anna Gaudentja hr. Potocka, w ydała po lecenie, w którem zakazuje uczęszczać o so b o m płci męskiej do znanej cukierni Michalika. Zakaz m o ty w o w a n y jest tem, że palon e w rzeczonej cukierni zesem, występuję z T o w a rz y stw a i zakładam nowe, które lepiej oceni moje zasługi. Pani Iza. Panie Andrzeju! co robić? Czterech p r e zesów mieć nie możemy, a ja przecież im nie ustąpię. Pan Andrzej ( wstępując, na k-itedrę). W o ln e kobiety! Poniew aż aklamacja nie daje nam p o z y ty wnych wyników, p rop on uję urządzenie g łosow a nia na zasadzie czteroprzym iotnikowej formuły. Ale uprze dzam z góry, o niepodległe dusze, że w yb ór musi paść na mnie. Pani Iza. Mistrzu nasz! P o z w ó l sobie zwrócić uwagę, że n a czele „Tow arzy stw a walki o r ó w n o upraw nienie kobiet ig n o ro w a n y c h ,” p ow in n a stać k o bieta... Pan Andrzej. W takim razie całą budę prędko djabli wezmą. Panna Stefanja. Dla czego, mistrzu? Pan Andrzej. Moje panie, co tu długo gadać! W ia d o m a rzecz, że wy, kobiety, macie mózgi lżej sze od męskich, za to języki znacznie dłuższe, że... że jesteście... 'Pani Iza. Jakiemiż słow y przemaw iasz do nas, mistrzu? Gdzież sic po dział twój styl ewangelisty? przez rzesze kobiece w olbrzymiej ilości cygara „Virginia” , źle wpływają, na cerę krakow iaków , których wdzięk i świeżość uległy przez to w ostatnich cza sach silnem u szwankowi. P an Michalik założył protest przeciwko temu zakazowi do namiestniczki Galicji we Lwowie, p a n ny Augustji Daszyńskiej, córki znanej działaczki pani Golińskiej-Daszyńskiej. K rw aw a kronika naszego miasta zapisała zbio r o w y pojedynek pom iędzy 5 oficerkami p u łk u drago n ó w a 6 słuchaczkami medycyny. Poszło naturalnie o u bóstw ianego przez cały żeński K ra k ó w aktora J. P., którego cnoty strzeże Pan Andrzej. O kobiety-ludzie! Czy nie wie cie, że co innego się mów i do tłum u, a co innego do szczupłego grona w ybranych. Pani Iza. Taak? Panna Stefanja. Zdrajca! Wszystkie. Tak, zdrajca! przeniewierca! Panna Stefanja W yśw iecić go! Zlynczować! Pan Andrzej (p rzera źo n '/). Ależ szanowne pa... Pani Iza. Niema tu żadnych szanownych! Precz ze zdrajcą! Wszystkie. Precz, precz! (P a n A n d rze j zabiera tekę z ‘p a p ie ra m i i ucieka; pa n ie gonią go). Pani Róża. Uciekł, tchórz podły! Ale my go jeszcze d ostan iem y w swoje ręce. Panna Stefanja. Niepotrzeba. Karząca d ło ń spra wiedliwości już go dosięgła. O to pukiel włosów, który w yrw ałam własnoręcznie z jego bujnej czu pryny. Wszystkie. Braw o, Stefka! Panna Stefanja. T a k będzie z każdym, kto ośmieli się zdradzić świętą sprawę kobiecą! nietylko ojciec, ale dw óch w ujaszków i czterech gu wernerów! P o ostatnim występie rzeczonego aktora, ofice rki p u łk u d ra g o n ó w po rw a ły skrom nego chłopczy ka z garderoby. Stałby się Zapewne skandal, p o łączo ny z p r o cesem o gwałt, gdyby nie medyczki, które odbiły w ylęknionego m łodzieńca oficerkom, w y c a ło w a ły go i odw iozły do domu. W po jed yn ku p a d ły 2 oficerki i 3 studentki, reszta ranna. Burdy i zaczepki uliczne są u nas na porządku dziennym. P o rz ą d n y chłopak lub doro sły m ężczyzna nie może obecnie, po siódmej wieczorem, przejść przez Rynek. Na linji A — B, stoi zw arta klika niezupełnie trzeźwych pań z lepszego tow arzystw a, które zacze piają, a co zatem idzie i gubią niew innych, nieśw ia dom ych b rud u życiowego ojców dzieci, lub n aw et kawalerów. G łó w n a inźynierka miasta, w y nalazła do spół ki z viceprezydentką, au tom atyczny przyrząd do se gregow ania mężczyzn, przy wejściu na w ykłady u n i wersyteckie, do klinik, na odczyty lekarskie i t. p. Jak w iadom o, na tego rodzaju prelekcje p u bliczne w olno w chodzić m ężczyznom tylko w sto sunku 5°/0 do ogólnej liczby słuchaczek; o ten stosu nek p ro cen to w y by ły zawsze kłótnie, au to m a t rzecz tę załatw ia ostatecznie; wyrzuca on za drzw i każde go mężczyznę, k tó ry choćby w 1/100 części przekracza pięcioprocentow y policyjny przepis. Na czem w ynalazek jest oparty, to tajemnica — wstyd jednak męski nie bywa niczem n arażany w tym wypadku. W łod zim ierz Ł a d a . ' & T I F E R A L, cUu<iow>>rvy m — O to , widzicie b ociana dziecionośnego. J to ostatnia sztuka w naszym kraju, gdyż wszystkie inne zostały w rok u 1907 w łasnoręcznie wytępione przez sły n n ą działaczką Różę C entnerszw erow ą, ce lem w yrw ania polskiej kobiety z jej poniżającej roli. < HYMN BOJOWY w alczący ch k o b ie t z rok u 1907 (odnaleziony na strychu). Zbyt długo żyłyśm y w niew oli, K o łysząc, w arząc, przędząc nić; Nadeszła c h w ila lepszej doli, W olnem i w reszcie m usim być. D alej w ię c , dalej w ięc, róbm y kram! Ja k amazonki w alczm y dzielnie, Precz z dziećmi, co zawadą nam, Porzućm y rondle i patelnie, Niech mąż pitrasi obiad sam! Choć stare łotry, m ężów zgraja, Zatrzymać ch cą nad nami rząd, Energję ty lk o w nas podw aja Ten wsteczny, ch u lig a ń ski prąd. D alej w ięc, dalej w ięc... i (. d. N iech zam ążpójśęie nąs nie mami, Rodzinne cnoty rzućm y precz; B yć m inistram i i posłam i, T o dla nas dziś w ażniejsza rzecz. D alej w ię c , dalej w ię c ., i t. d. . PEN SJA NA S P A C E R Z E W 1957. — Niema to, jak koedukacja, nieprawda, Zygmuś? — O, tak! Mnie ona też bardzo smakuje. Na w szelkie w ię z y gwiżdżm y zgodnie, Niech kw itn ie w olność dusz i łóż, Gdy zamiast sukien w dziejem spodnie, T o rów ność cała będzie już. D ale j w ię c , dalej w ię c , róbm y kram! Ja k am azonki w alczm y dzielnie! Precz z dziećmi, co zawadą nam, P orzućm y rondle i patelnie, Niech mąż p itrasi obiad sam. •w,vj — Jakże tam, chłopak czy dziewczyna? — Jeszcze niew iadom o, pani burmistrzyni. C h o ry tymczasem strasznie jęczy. będzie zaraz dam pani burm istrzyni do m ag istratu przez telefon znać. S p ra w y bieźąe® . — W iad om ości osobiste. W yjechali z W a rsz a w y : starsza p rok ura to rk a wyższego sądu apelacyjnego, radczyni stanu Z ygm untja Prawnicka; g łó w na lekarka szpitala S-go Ł a z a rza p a n n a W a le ntja Bolączkowska, oraz dyrektorka kolei wiedeńskiej Jakóbja Buforowska. Z TEATRU i MUZYKI. * Reżyserka komedji, p anna Manowska, od rzu ciła zalecany jej do grania przez „męskie K oło roz woju czci dla ku ltu cnoty i czterorzeczownikowej czy stości,” dram at m ło dego pisarza, pana Nenufara Lilijowśkiego. D ram at ten pod tytułem : „Zbrukany a nioł,” oparty jest na dawnej teorji obow iązkow ej czystości obyczajów. A utor dom aga się, ażeby kobiety, przystępujące do stanu małżeńskiego, odznaczały się tą samą bez w zględną niewinnością, jakiej w y m agam y od kaw a lerów. Teorja to stara i z p u n k tu w idzenia medycyny praktycznej, niedająca się ustalić. O rg a n iz m kobiecy nie znosi w y m agań bezwzględnej czystości, należy jedynie baczyć, ażeby m łodzież żeńska zbyt wcześnie nie w stępow ała w szranki zdobywcze, co niestety dziś się ciągle zdarza. Ujęta. W czo aj pochw ycono w yłam yw aczkę kas, K aro lję W y trych o w iczó w n ę . B y ła ona przez lat parę m aszynistką na kolei T y flis-B aku , została jednak -wydalona za ciągle u p ija nie się. Od lat dw óch bez zajęcia na b ru ku w arszaw skim , W ytrychow iczów na zdołała rozbić około l-"> kas, których zaw ar tość stała się jej łupem. P rzyłapano ją w czoraj “W nocy na gorącym uczynku, w sklepie zegarmistrza A . M. przy u lic y Jak tylko coś przy Stefanji Sem połow skiej numer 3 . Ja k się okazuje, w iększość łu p ó w szła na stroje i utrzym anie k ilk u jegom ościów, z którym i W ytrych o w iczó w n ę łą c z y ły sercowe stosunki. 0 F I A R Y, JM ii wiaimszok cnoty dla, 70 - letniego starca, *aopatrzonego w zaśwładostenie lekarki cyr-liulowej o absolutnej niewin ności. M arceli złp. 3 o. G abrjel złp, 6 .r M ar ja Popychalska gr, 3 . Dla młodego mężczyzny, pozbawionego utrzymania po stracie żony. Anna G. złp. 10. Renata Szatolafitówna złp. 14:. w in cia re k z klub u atietek złp, 46 gr. 12. Grono N e k r o lo g ja . Nadprezydertka m. W arszawy, Rzeczywista Tajna Radczyni, Kawalerka Orderów, Prezes Stowarzyszenia do walki z Rozpustą i Alkoho lizmem wśród kobiet, po kró tkich cierpieniach, zmarła w dniu 29 maja 19&7 >'•. p rzeżyw szy lat 19. « Pochow anie zw ło k odbędzie się w dniu 3 t to.'W. o godzinie 3 po popołudniu, z Pałacu M iejskiego, przy u lic y G a b rje li Z ap olskiej N8 2, o czem donosi Stroskana . rodzina. . . . . . . . Matka Siostry O jciec Bracia 8 Po&ażny argument. — M ajstrow ie k ra w ie c c y chcą, ażeby czeladź o pu ściła ich w a rsz ta ty i p ra c o w a ła dla m ajstró w w dom ach. — Aha, ta k zw ane „ c h a łu p n ic tw o ". Z tego nic nie będzie; zw iązki czeladzi m a ją przeciwko p r a c y w dom u b a rd z o p ow a ż n y argum ent. — J ak iż? — Brauning ośm iostrzałow y. h u r k o . D ziałacz n a niwie o g ła d z a n ia chłopów ro sy j skich, o d dany zo stał pod sąd, n a zasadzie a rtykułu K o d e k s u K a rn e g o . N ieśw iadom ych objaśniam y , iż a r ty k u ł ten brzmi, j a k następu je: — P u ść mnie, ty brzydalu! J a nic eiic<> niani! — T a k cóż? Ale nian ia ciebie chce! ’ § 341. W inny przekroczenia lab przeciwnej pra wu bezczynn ości w ła d zy , stosow n ie do w ażności sp ra w y i okoliczności jej tow arzyszących podlega: 1) je ż e li je s t to urzędnik k la sy XIV do IX w łą c z nie, w ięzien iu do la t 5; 2) je ż e li je s t to urzędnik klasy V III do VI w łączn ie, aresztow i do m iesięcy 2; 3) je ż e li je s t to urzędnik k la s V i IV, dymisji, z prawem noszenia munduru; 4) je ż e li je s t to urzędnik k lasy III, dymisji ^ p ra wem noszen ia mundnru i z ca łą emeryturą, bez w zględ u na ilo ść w ysłużonych lat; 3) jeżeli je s t to ktoś z zasłużonej rodziny Kur ków , w yjazdow i na koszt rządu zagranicę na 1 rok, celem uspokojenia : W wów , oraz objęciu po pow rocie dawnego stan ow isk a z dodatkiem osobistym do pensji w ilości 25°|0. On g n a d o b r z e t e a t r . Pan Sazonowiez. W ą s m a sum iasty i w łos najeż jny, Oczy j a k św id ry i b u ńczu czn a mina, — Oto w arszaw ski, pro fesor uczony, K tó ry t a k uczy, j a k o P io tr Marcina. Tym j e s t z z a w od u — lecz zam iłow anie Inne m a całkiem ta p rz y je m n a postać: N azb yt mu ciasno w pro fesorsk im stanie, W olałby przeto p olicjan tem zostać. Nim to n a stą p i, h a ła s u je w Dumie I na P o la k ó w u k ła d a „donosy," L ecz choć k ilk a k ro ć p o k a z a ł, co umie, Nie poszły słow a j e g o po d niebiosy. : W y la n y z Dum y, dziś za drzwiami stoi, Z d a ła się ty lk o p r z y s łu c h u ją c w rzaw ie, i to m arzenie w duszy sw ojej roi, By m ógł być c y rk u ł sz e sn a sty w W a rsz a w ie. — P a n ie H antow er, m ożebyś p a n kupił od Miincheim erów w y ro k na w a rs z a w sk ie te a try ? Z a 1300 d a p a n tr z y s ta i basta. — T r z y s ta ? P a n się też zna na. re fe re n c ji w a r szaw skich te a tró w . J a k j a dam z a 'w y r o k 50. rubli, to te ż je s z c z e m o g ę stracić na Czysto 45. a pozostałą sumę b ę d ę m usiał odsiedzieć w k rz e słac n , za w o l nym biletem. Co kraj, to obyczaj,. —- Mój k oc ha n y, na czem się właściw ie pisze ta k a autonom ja? — T o zależy od kraju; W' Galicji nap isa r z ą d n a p a pierze; u n as n a p isz ą j ą zapew ne na na szych plecach. W te d y „ p ro g o n y ” w z iąw szy do kieszeni, Z d u m sk ą p r a w ic ą p o ż e g n a się czule I p ro fe s o rs k ą k a te d r ę zamieni N a k o m isa rsk i fotel w tym cyrkule. Nad Wisłą. -TT- Co wy fi. robicie, chłopcy? — G ram y w ciupy. — A potem co b ęd z ie c ie robili? — Nie w iem y je sz c z e , ale pew nie do m ia sta k o g o zabić. Drak p ójdziem y Michalskiego,.Chmielna, 27, . Telefon 2715 W salonie p. largonlieba. — A giten tug, mademoiselle. — Wi g a jts, mon ami? — Gur niszt szlecht, m a petite cherie! Ja c h hob g e k o jft zwaj biletes uf die „ B a ła d y n e ” . Wult ir h a jte ga jn mit de m a m d e ? — F a r w u es niszt? Vou8 0tes a fajner „ n a rz e c z o n y ” , c h er Jean. — A giten tug. — B ła jb t gezind. Wydawca: Władysław Krasuski Rakowiecka 7 (Mokotów),