FK 1–2/2014 Eugeniusz Gołembiewski Finansowanie miast i gmin

Transkrypt

FK 1–2/2014 Eugeniusz Gołembiewski Finansowanie miast i gmin
FK 1–2/2014
Eugeniusz Gołembiewski
Finansowanie miast i gmin – najwyższy czas na zmiany
Artykuł odnosi się do przyczyn postępującego procesu pogarszania się stanu
finansów samorządowych w Polsce. Wiele miejsca jest w nim poświęcone podatkom
lokalnym pod kątem koniecznych zmian, w tym likwidacji wielu podatkowych nonsensów, w
celu uczynienia z podatków lokalnych bardziej wydajnego źródła dochodów JST. Konieczne
zmiany w ustawie o podatkach lokalnych autor proponuje połączyć z jednoczesną korektą
systemu wyrównawczego dochodów JST, w celu uczynienia go bardziej sprawiedliwym i
wymagającym dla samorządów będących beneficjentami tego systemu.
Balansujące kilkakrotnie na poziomie 55% PKB zadłużenie sektora finansów
publicznych w Polsce spowodowało podjęcie przez rząd działań mających na celu
zahamowanie tempa jego wzrostu. Jednym z tych działań jest wprowadzenie od początku
2014 r. nowych mechanizmów ograniczających zadłużanie się jednostek samorządu
terytorialnego (JST), które w ostatnich latach zwiększyło się wielokrotnie, aż do poziomu 68
mld zł. Zabierając głos w toczącej się głównie wśród ekspertów i samorządowców debacie na
temat problemu zadłużenia samorządów, jako wieloletni samorządowy praktyk chcę
powiedzieć, że w mojej ocenie obowiązujące przez wiele lat przepisy ograniczające
zadłużenie samorządu do 60% jego rocznych dochodów były błędne i spowodowały
nadmierne zadłużenie wielu samorządów gmin, a w szczególności powiatów. W obecnym
systemie finansowania JST w ich budżetach przeważają bowiem dotacje oraz subwencja
oświatowa. W pierwszym przypadku z mocy prawa, w drugim zaś w praktyce nie jest
możliwe, ażeby były to źródła spłaty zobowiązań z tytułu kredytów, pożyczek czy wykupu
obligacji. Jedynym realnym źródłem spłaty zobowiązań są tylko i wyłącznie dochody własne
oraz subwencje wyrównawcze i równoważąca, jeśli oczywiście uda się wygenerować
nadwyżkę operacyjną. Problem zadłużenia JST może być problemem nie tylko
zainteresowanych samorządów, lecz także Rządu RP, który w majestacie obowiązującego
prawa w istocie dopuścił do nadmiernego zadłużenia wielu samorządów.
Choć to już historia, ale warto w tym miejscu przypomnieć, że w 2012 r. duże miasta
wraz z małymi miastami, gminami wiejskimi i powiatami przeprowadziły akcję „Stawka
większa niż 8 mld”. Organizatorzy tej akcji, w tym niżej podpisany, starali się doprowadzić
do zmiany ustawy o dochodach jednostek samorządu terytorialnego 1 w celu zasilania
budżetów samorządów kwotą 8 mld zł w skali roku, „zabranych” wcześniej samorządom
przez państwo. Staraliśmy się wykazać, że powodem nadchodzącego kryzysu finansów JST
jest z jednej strony obniżenie wydajności dochodów samorządów, głównie z powodu
obniżenia przez państwo od początku 2009 r. stawek PIT, z jednoczesnym wzrostem
stanowionych przez państwo podatków (VAT, składka rentowa, akcyza na paliwa itp.). Na
pogorszenie kondycji finansów samorządów duży wpływ miała także przeprowadzona przez
rząd polityka dużego, bo 50%, wzrostu płac nauczycielskich, na co samorządy w czasie
postępującego niżu demograficznego nie miały wystarczających środków w postaci subwencji
oświatowej, a ponadto z własnych dochodów musiały pokryć skutki podwyżek płac dla
nauczycieli z niesubwencjonowanych samorządowych przedszkoli. Do leżących poza
samorządami przyczyn ich problemów finansowych należałoby jeszcze dodać coraz większe
koszty realizacji starych i nowych zadań z opieki społecznej, a także konieczność
1
Ustawa z 13.11.2003 r. o dochodach jednostek samorządu terytorialnego (tekst jedn.: Dz. U. z 2010 r. Nr 80,
poz. 526 ze zm.).
dofinansowywania zadań zleconych przez rząd. Wymieniając przyczyny zadłużenia całego
podsektora JST, nie należy oczywiście zapominać o tym, że samorządy nie mając
wystarczających własnych środków na wkład własny w inwestycjach „unijnych”, były
zmuszone sięgnąć po środki w ten czy w inny sposób pożyczone. Nie oznacza to próby
zwolnienia z odpowiedzialności władz tych samorządów, które abstrahując od zewnętrznych,
niekorzystnych uwarunkowań, wpadły z tytułu inwestycji ponad miarę swoich
ekonomicznych możliwości w pułapkę nadmiernego zadłużenia.
W całym tym kontekście niedawna rządowa obietnica stworzenia prawnych
możliwości do dalszego inwestycyjnego zadłużania się, zamiast poprawy wydajności
istniejących źródeł dochodów własnych bądź wygenerowania nowych, jest co najmniej
rozczarowująca. W odpowiedzi na żądania samorządów poprawy stanu ich finansów płynące
ze strony rządowej odpowiedzi jednoznacznie wskazują, że są to postulaty niemożliwe do
spełnienia w obecnej sytuacji finansów publicznych w Polsce. Wypowiedzi prominentnych
przedstawicieli Ministerstwa Finansów idą jeszcze dalej. Wynika z nich, że samorządy gmin
mogą same poprawić swoje finanse o blisko 4 mld zł w skali roku, jeśli zaniechają polityki
obniżania ustawowych stawek: podatku od nieruchomości, podatku rolnego, od środków
transportu, a także zaprzestaną stosowania ulg i umorzeń podatkowych. Istotnie ze
sprawozdań wynika, że w 2012 r. do budżetów miast i gmin nie trafiła z powyższych
powodów kwota ok. 4 mld zł. Liczby nie kłamią, ale czasem wprowadzają w błąd, jeżeli nie
docieka się przyczyn stanu rzeczy, o którym informują. A Ministerstwo Finansów zdaje się
nie dochodzić przyczyn, dla których samorządy wolą pożyczać konieczne im pieniądze,
zamiast ściągać większe podatki od swoich mieszkańców. Czy jest to spowodowane tylko
partykularnymi interesami politycznymi, czy innymi przyczynami? Zdaniem Unii Miasteczek
Polskich jednym z ważnych powodów takiej, a nie innej, polityki fiskalnej gmin jest w dużej
mierze ustawa o podatku od nieruchomości2, która w swym spetryfikowanym kształcie nie
przystaje do współczesnej rzeczywistości – obowiązujące ustawowe stawki są od wielu lat
niezmieniane, a jedynie waloryzowane o inflację.
W opinii Unii Miasteczek Polskich obecne ustawowe stawki podatku od
nieruchomości i podatku rolnego są w większości przypadków zbyt wysokie, a przez to
niemożliwe do zastosowania w małych, biednych gminach – sztucznie zawyżają ich dochody
własne, co skutkuje też obniżeniem subwencji wyrównawczej. Domagając się daleko idących
zmian w ustawie o podatkach lokalnych, zwłaszcza w podatku od nieruchomości, Unia
Miasteczek Polskich nie opowiada się jednak za wprowadzeniem podatku katastralnego.
Jesteśmy natomiast za dywersyfikacją ustawowych stawek w zależności od miejsca
położenia nieruchomości oraz za zmianami stawek opodatkowania wielu z nich. Dla
większości gmin wiejskich i małych miast zbyt wysokie są ustawowe stawki podatku z tytułu
działalności gospodarczej – duże miasto oferuje zwykle lepszą infrastrukturę i większe zasoby
ludzkie. Podobnie ma się rzecz z wysokością podatku od działek przydomowych. Obecnie
podatek w wysokości 46 gr za 1 m2 działki trzeba płacić w dużych, bogatych miastach i na
polskiej prowincji, gdzie stawka ta jest stanowczo zbyt wysoka, ponieważ działki są tam dużo
większe, a nieruchomości o wiele mniej warte. Ustawowa – stanowczo zbyt wysoka dla
polskiej prowincji – stawka m2 działki przydomowej pozostaje też w rażącej dysproporcji do
wynoszącej tylko 74 gr ustawowej stawki za 1 m2 mieszkania, która wydaje się z kolei za
niska dla wszystkich polskich gmin. Ustawowa, wynosząca 74 gr, stawka podatku za 1 m2
mieszkania powoduje, że koszty jego pozyskania dla budżetu gminy, zwłaszcza w przypadku
mieszkań o małej powierzchni, np. 30–40 m2, są nieproporcjonalnie wysokie w stosunku do
wartości samego podatku. Stanowczo zbyt duża i niesprawiedliwa jest z kolei stawka podatku
za budynki gospodarcze i garaże (7,73 zł). Co do garaży, jeśli garaż znajduje się w budynku,
2
Ustawa z 12.01.1991 r. o podatkach i opłatach lokalnych (tekst jedn.: Dz. U. z 2010 r. Nr 95, poz. 613 ze zm.).
to ustawowa stawka wynosi tylko 74 gr, a jeśli jest wolno stojący, to aż 7,73 zł za 1 m2.
Rażąco niesprawiedliwa jest też dysproporcja pomiędzy maksymalną stawką za 1 m2
mieszkania i budynku gospodarczego. W obecnym stanie prawnym tyle samo, bo ok. 350 zł,
płacą zamożni posiadacze rezydencji o pow. 500 m2, jak również ubodzy ludzie za budynek
gospodarczy o pow. 50 m2, w którym trzymają np. opał. Bardzo wysoka ustawowa stawka za
budynki gospodarcze stanowi szczególnie duży problem dla gmin wiejskich. Ma to m.in.
związek z byłymi rolnikami, którzy po wyjściu z zawodu pozostają właścicielami dużych
powierzchniowo budynków gospodarczych, które były im konieczne do produkcji rolnej.
Wtedy z mocy prawa były nieopodatkowane, natomiast po utracie rolniczego przeznaczenia
stają się zwykłymi budynkami gospodarczymi i zawyżają sztucznie potencjał dochodów
podatkowych gmin wiejskich, które zwykle są zmuszone umarzać podatki od tego rodzaju
nieruchomości. Skoro o nonsensach w zakresie podatku od nieruchomości mowa, dziwi
symboliczna, bo wynosząca tylko 4,56 zł, stawka od 1 ha powierzchni jeziora i to tym
bardziej, że państwowe jednostki organizacyjne jeszcze do niedawna płaciły gminom
posiadającym w swych granicach administracyjnych akweny Zalewu Wiślanego i
Szczecińskiego prawdziwe krocie – za każdy m2 dna de facto morskiego tyle samo, ile od
działalności gospodarczej!
Z punktu widzenia większości polskich gmin nie dochodem, ale kosztem jest
opodatkowanie podatkiem od nieruchomości infrastruktury oświetleniowej dróg, która w
większości stanowi własność spółek energetycznych. Naliczony podatek od wartości tej
infrastruktury wraca w całości do podatnika, który refunduje sobie wszystkie jego koszty w
stawce za konserwację, a gmina dodatkowo zmuszona jest zapłacić jeszcze 23% podatku
VAT z tytułu tego rzekomego dochodu. W sytuacji gdy publiczne drogi w Polsce są
nieopodatkowane podatkiem od nieruchomości, podatek od infrastruktury oświetlenia dróg,
stanowiącej przecież część koniecznej infrastruktury drogowej, powinien być w całości
zniesiony. Skoro o oświetleniu dróg publicznych mowa – za konieczne uważamy też zdjęcie z
gmin kosztów oświetlenia dróg krajowych położonych na ich terenie. Co się tyczy podatku
rolnego – do czasu wprowadzenia podatku dochodowego dla rolników należałoby np.
rozważyć opodatkowanie gruntów rolnych nie na podstawie anachronicznej ceny żyta, ale na
podstawie hektarów fizycznych, czyli w taki sam sposób, jak są naliczane dopłaty unijne.
Należałoby też przedyskutować zniesienie ustawowego zwolnienia z opodatkowania
podatkiem rolnym gruntów V i VI klasy – obecnie nieopodatkowane jest z tego tytułu ok.
25% całego areału. Jest kwestią dyskusyjną, na jakim poziomie ten podatek powinien być
ustalony, ale że powinien być wprowadzony, wydaje się to słuszne, ponieważ obecny stan
rzeczy psuje system. Obowiązujące przepisy prawa w tym zakresie powodują bowiem, że
gminy posiadające na swoim obszarze wiele gruntów zwolnionych z podatku rolnego zwykle
otrzymują w jego miejsce wysoką subwencję wyrównawczą, co często skutkuje uchwalaniem
przez nie niskich stawek podatku rolnego dla części opodatkowanego areału. Sytuacja ta jest
bardzo niesprawiedliwa z punktu widzenia gmin posiadających na swoim obszarze gleby o
wyższej bonitacji, które nie korzystając z przywileju wysokiej subwencji wyrównawczej, są
zmuszone do uchwalania wyższego podatku rolnego, a to z kolei spotyka się z
niezadowoleniem podatników nierozumiejących, dlaczego w ich gminie podatek rolny jest o
wiele wyższy niż u sąsiadów.
Reasumując tę część rozważań, należy pilnie zmienić ustawy o podatkach i opłatach
lokalnych oraz podatku rolnym w taki sposób, aby uczynić z tych podatków bardziej wydajne
nie tylko w teorii, lecz także w praktyce źródło dochodów własnych. Według danych
Ministerstwa Finansów za 2012 r. całość podatków i opłat lokalnych to kwota 10,5 mld zł. Na
początek byłoby więc dobrze, gdyby w wyniku ustawowych zmian cała ta kwota trafiała do
budżetów JST. W tym celu należałoby poddać szczegółowym analizom źródła dochodów,
zwłaszcza z tytułu podatku od nieruchomości, wskazując wszystkie przyczyny, dla których
samorządy pozbawiają się dochodów na poziomie wspomnianych już wcześniej 4 mld zł.
Choć to teza, która dla wielu środowisk samorządowych może wydawać się kontrowersyjna,
jedna z przyczyn tkwi w obecnym systemie wyrównawczym, który dla części samorządów
jest zbyt łatwy, a dla innych niesprawiedliwy. Wydatek budżetu państwa na system
wyrównawczy dla gmin w 2013 r. to blisko 7 mld zł, z tego 6,3 mld zł zostało
przeznaczonych na subwencje wyrównawcze, a ok. 0,5 mld zł na subwencje równoważące.
Od wielu miesięcy najgłośniej i najczęściej mówi się i pisze o dokonywanych przez
nieliczne samorządy wpłatach na część równoważącą subwencji, o tzw. janosikowym. Trzeba
się zgodzić, że dla 102 samorządów gminnych zmuszonych w 2013 r. do oddania na rzecz
najbiedniejszych gmin części swoich dochodów jest to konieczność sama w sobie niemiła.
Osobnym, ale ważnym problemem jest to, że w obecnym stanie prawnym zamożność
wszystkich JST określa się na podstawie danych ze sprawozdań sprzed 2 lat, w wyniku czego
zdarza się, iż zamożne 2 lata wcześniej samorządy są zmuszone płacić „janosikowy” haracz z
o wiele mniej zasobnych budżetów, najczęściej z powodów od siebie niezależnych Jak
wynika z danych Ministerstwa Finansów, w 2013 r. najbogatsze gminy miały oddać z tytułu
„janosikowego” 571 mln zł, z tego więcej niż połowę tej kwoty miały wpłacić tylko trzy
samorządy: Warszawa – 285 mln zł, Kleszczów – 45 mln zł i Polkowice – 30 mln zł. Gwoli
prawdy trzeba jednak zauważyć, że po tej operacji gmina Kleszczów będzie miała dochód
własny na jednego mieszkańca w wysokości ok. 23.700 zł, Polkowice 4900 zł, a Warszawa
2542 zł – przy średniej ogólnopolskiej 1276 zł. Mimo że o subwencji równoważącej za
sprawą podatku „janosikowego” mówi się i pisze najczęściej, to jednak z zestawienia kwot
przeznaczanych na subwencje wyrównawcze i równoważące wyraźnie widać, która z nich jest
ważniejsza dla funkcjonowania sektora samorządowego. W 2013 r. na 2479 samorządów
gminnych z subwencji wyrównawczej z tytułu niskich dochodów albo małej gęstości
zaludnienia korzystało aż 2129 gmin, a to najlepiej wskazuje, jak ważna to jest część
finansów gmin i miast. Rozpiętość dochodów własnych samorządów w Polsce na jednego
mieszkańca, ujmowanych we wskaźniku „G” w 2013 r., mieściła się bowiem w przedziale od
283 zł w najbiedniejszej gminie Potok Górny do 33.100 zł w Kleszczowie, przy średniej
ogólnopolskiej – 1276 zł. Dochody powyżej tej wysokości miało uzyskać 414 samorządów.
Dzięki funkcjonującemu mechanizmowi wyrównującemu dochody w 2013 r. zdecydowana
większość, bo aż 1807 gmin, miała dochód mieszczący się w przedziale od 1100 do 1300 zł.
Z faktu, że z pomocy subwencyjnej nie korzystają tylko 183 gminy, wynika więc postulat
zachowania szczególnej rozwagi przy dokonywaniu jakichkolwiek zmian w tym zakresie.
Z porównania zamożności gmin – na podstawie wskaźnika „G” oraz wskaźnika
„G+S” uwzględniającego nie tylko dochody własne gmin, lecz także subwencje:
wyrównawczą i równoważącą – widać wyraźnie, że mechanizm wyrównawczy nie poprawia
kondycji finansowej szczególnie małych gmin i miast, relatywnie nawet pogarszając ją w tym
drugim przypadku, bowiem większość z nich lokuje się na samym dole rankingu
sporządzonego na podstawie wskaźnika „G+S”. Niesprawiedliwość ta dotyka większość ze
158 miast stanowiących siedzibę władz sąsiedniej gminy wiejskiej. Ich średni poziom
dochodów własnych ujętych we wskaźniku „G” wynosi 1088 zł. W wyniku zastosowania
mechanizmu wyrównawczego wskaźnik ten rośnie do 1173 zł. Natomiast w przypadku 158
wiejskich gmin „obwarzankowych” poziom dochodów własnych „G” wynosi 882 zł, a po
subwencyjnej „korekcie” wzrasta do 1215 zł. W sposób niezasłużony uprzywilejowuje to tę
część gmin wiejskich, nie tylko w stosunku do sąsiednich mniej zasobnych miast, lecz także
do zdecydowanej większości gmin wiejskich i miejsko-wiejskich, które – podobnie jak miasta
– są zmuszone ponosić wszystkie koszty związane z utrzymaniem infrastruktury społecznej,
w tym z tworzeniem i utrzymaniem kosztownej funkcji „centrum gminy”. Przyszła korekta
wyrównawczego systemu subwencyjnego, którego podstawą, oprócz poziomu dochodów
własnych gmin, powinny być też koszty coraz dłuższego szeregu obligatoryjnych zadań
własnych, powinna zmienić obecny, niesprawiedliwy dla małych miast stan rzeczy, przede
wszystkim poprzez ograniczenie finansowego uprzywilejowania gmin „obwarzankowych”. W
przeciwnym razie gminy te nigdy nie będą zainteresowane łączeniem się z dążącymi do tego
celu miastami. Preferowany przez Ministerstwo Administracji i Cyfryzacji projekt tworzenia
wspólnych instytucji obsługujących pod względem administracyjnym i finansowym małe
miasta i gminy należy uznać za krok zmierzający w słusznym kierunku, tym bardziej że na
2479 samorządów gminnych w Polsce aż 609 ma liczbę mieszkańców wynoszącą mniej niż
5000. Dotykające wiele z tych gmin zjawisko depopulacji, przy jednoczesnym systemie
finansowania JST na „głowę mieszkańca”, będzie już w najbliższej przyszłości powodować
coraz większe problemy z pokrywaniem przez nie zarówno wydatków inwestycyjnych, jak i
bieżących. Część z tych gmin otrzymuje subwencję wyrównawczą z tytułu małego wskaźnika
gęstości zaludnienia. W obecnym stanie prawnym z kwoty uzupełniającej subwencji
wyrównawczej korzystają – słusznie – nie tylko biedne, bardzo mało zaludnione, np.
bieszczadzkie gminy, lecz także te zamożne. Są na terenie Polski gminy, których obszar w
znacznej części jest zajęty np. pod poligony wojskowe. Gminy te nie ponosząc żadnych
kosztów z tym związanych, otrzymują od państwa wysoki podatek od nieruchomości i
jednocześnie premię z tytułu małego wskaźnika gęstości zaludnienia!
Aby system przyznawania pomocy z budżetu państwa dla gmin o małej gęstości
zaludnienia uczynić bardziej sprawiedliwym, obiektywnym i prostym w stosowaniu, należy
go przede wszystkim powiązać z poziomem rzeczywistych dochodów własnych oraz z
poziomem ponoszonych przez samorządy kosztów realizacji ustawowych zadań. Jeśli dana
gmina – z racji endogennych czynników rozwoju – osiąga poziom dochodów na poziomie np.
ok. 120% średniej krajowej, to nawet jeśli ma niski wskaźnik gęstości zaludnienia nie
powinna otrzymywać środków z tego tytułu, być może z wyjątkiem gmin bieszczadzkich,
gdzie wskaźnik zaludnienia jest szczególnie niski.
System wyrównawczy należy skorygować przede wszystkim dlatego, że jest
niesprawiedliwy poprzez to, że nadmiernie uprzywilejowuje te gminy, które otrzymując
wysoką subwencję wyrównawczą i równoważącą, jednocześnie bezkarnie praktykują w
stosunku do swoich mieszkańców bardzo liberalną politykę podatkową. Ministerstwo
Finansów gromadzi, co prawda, dane dotyczące wysokości podatków lokalnych we
wszystkich polskich gminach, wylicza też finansowe skutki obniżania przez samorządy
ustawowych stawek podatków i opłat lokalnych oraz zastosowanych ulg, umorzeń i zwolnień
podatkowych, ale nie wynikają z tego żadne finansowe sankcje dla gmin, które rezygnują z
części dochodów. W obecnym systemie finansowania gmin, jeśli się nie ma wysokich
dochodów własnych, to dobrze jest też mieć je na możliwie najniższym poziomie, wówczas
bowiem otrzymuje się wysoką subwencję wyrównawczą i gminna władza może być dla
mieszkańców „dobrym wujkiem”, czyli uchwalać niskie podatki, umarzać je czy zwalniać z
ich płacenia. To, po pierwsze, psuje system lokalnych finansów, a po drugie, jest
niesprawiedliwe dla zamożniejszych gmin, szczególnie tych, których finanse opierają się
zarówno na własnych dochodach podatkowych, jak i na subwencji wyrównawczej. Gminy te
muszą uchwalać wysokie podatki, co spotyka się z oporem mieszkańców, którzy chcą płacić
równie niskie podatki jak mieszkańcy większości wysoko subwencjonowanych gmin, których
władzom w dużo mniejszym stopniu zależy na dochodach podatkowych. Po skorygowaniu
ustawowych stawek w podatku od nieruchomości i podatku rolnym pod kątem społecznych
możliwości ich uchwalania należałoby wprowadzić zasadę, że gminy otrzymujące subwencję
wyrównawczą ponosiłyby finansowe sankcje w postaci zmniejszenia subwencji
wyrównawczej w przypadku obniżenia ustawowych stawek, w myśl zasady, że pomocy
udziela się w pierwszej kolejności tym, którzy sami chcą sobie pomóc. Przedstawione w tym
artykule propozycje zmian w systemie finansowania samorządów gminnych nie wyczerpują
katalogu zmian, które powinny być przeprowadzone. Godna szczególnego poparcia jest
koncepcja zamiany udziałów w podatku PIT dodatkiem samorządowym, będącym
wydzieloną częścią tego samego podatku, który jednak nie mógłby być uszczuplany w
przypadku uchwalenia przez parlament nowych przywilejów podatkowych. Unia Miasteczek
Polskich, podobnie jak i wszystkie pozostałe ogólnopolskie organizacje samorządowe, w
dalszym ciągu opowiada się też za rekompensatą utraconych dochodów z tytułu obniżenia od
2009 roku stawek podatku PIT. Wobec konieczności wygenerowania przez samorządy z
dochodów własnych środków na współfinansowanie projektów unijnych z nowej
perspektywy finansowej na 2014-2020 pozostawienie systemu finansowania JST bez zmian
spowoduje, albo zapaść finansową wielu samorządów, albo spowoduje, że wiele z nich nie
będzie w stanie realizować nowych prorozwojowych projektów, a to z całą pewnością
skutkować będzie dysproporcjami cywilizacyjnymi.
Eugeniusz Gołembiewski
jest Burmistrzem Kowala, wiceprezesem Unii Miasteczek Polskich oraz członkiem Zespołu
ds. Finansów Publicznych Komisji Wspólnej Rządu i Samorządu.