FK 1–2/2014 Eugeniusz Gołembiewski Finansowanie miast i gmin
Transkrypt
FK 1–2/2014 Eugeniusz Gołembiewski Finansowanie miast i gmin
FK 1–2/2014 Eugeniusz Gołembiewski Finansowanie miast i gmin – najwyższy czas na zmiany Artykuł odnosi się do przyczyn postępującego procesu pogarszania się stanu finansów samorządowych w Polsce. Wiele miejsca jest w nim poświęcone podatkom lokalnym pod kątem koniecznych zmian, w tym likwidacji wielu podatkowych nonsensów, w celu uczynienia z podatków lokalnych bardziej wydajnego źródła dochodów JST. Konieczne zmiany w ustawie o podatkach lokalnych autor proponuje połączyć z jednoczesną korektą systemu wyrównawczego dochodów JST, w celu uczynienia go bardziej sprawiedliwym i wymagającym dla samorządów będących beneficjentami tego systemu. Balansujące kilkakrotnie na poziomie 55% PKB zadłużenie sektora finansów publicznych w Polsce spowodowało podjęcie przez rząd działań mających na celu zahamowanie tempa jego wzrostu. Jednym z tych działań jest wprowadzenie od początku 2014 r. nowych mechanizmów ograniczających zadłużanie się jednostek samorządu terytorialnego (JST), które w ostatnich latach zwiększyło się wielokrotnie, aż do poziomu 68 mld zł. Zabierając głos w toczącej się głównie wśród ekspertów i samorządowców debacie na temat problemu zadłużenia samorządów, jako wieloletni samorządowy praktyk chcę powiedzieć, że w mojej ocenie obowiązujące przez wiele lat przepisy ograniczające zadłużenie samorządu do 60% jego rocznych dochodów były błędne i spowodowały nadmierne zadłużenie wielu samorządów gmin, a w szczególności powiatów. W obecnym systemie finansowania JST w ich budżetach przeważają bowiem dotacje oraz subwencja oświatowa. W pierwszym przypadku z mocy prawa, w drugim zaś w praktyce nie jest możliwe, ażeby były to źródła spłaty zobowiązań z tytułu kredytów, pożyczek czy wykupu obligacji. Jedynym realnym źródłem spłaty zobowiązań są tylko i wyłącznie dochody własne oraz subwencje wyrównawcze i równoważąca, jeśli oczywiście uda się wygenerować nadwyżkę operacyjną. Problem zadłużenia JST może być problemem nie tylko zainteresowanych samorządów, lecz także Rządu RP, który w majestacie obowiązującego prawa w istocie dopuścił do nadmiernego zadłużenia wielu samorządów. Choć to już historia, ale warto w tym miejscu przypomnieć, że w 2012 r. duże miasta wraz z małymi miastami, gminami wiejskimi i powiatami przeprowadziły akcję „Stawka większa niż 8 mld”. Organizatorzy tej akcji, w tym niżej podpisany, starali się doprowadzić do zmiany ustawy o dochodach jednostek samorządu terytorialnego 1 w celu zasilania budżetów samorządów kwotą 8 mld zł w skali roku, „zabranych” wcześniej samorządom przez państwo. Staraliśmy się wykazać, że powodem nadchodzącego kryzysu finansów JST jest z jednej strony obniżenie wydajności dochodów samorządów, głównie z powodu obniżenia przez państwo od początku 2009 r. stawek PIT, z jednoczesnym wzrostem stanowionych przez państwo podatków (VAT, składka rentowa, akcyza na paliwa itp.). Na pogorszenie kondycji finansów samorządów duży wpływ miała także przeprowadzona przez rząd polityka dużego, bo 50%, wzrostu płac nauczycielskich, na co samorządy w czasie postępującego niżu demograficznego nie miały wystarczających środków w postaci subwencji oświatowej, a ponadto z własnych dochodów musiały pokryć skutki podwyżek płac dla nauczycieli z niesubwencjonowanych samorządowych przedszkoli. Do leżących poza samorządami przyczyn ich problemów finansowych należałoby jeszcze dodać coraz większe koszty realizacji starych i nowych zadań z opieki społecznej, a także konieczność 1 Ustawa z 13.11.2003 r. o dochodach jednostek samorządu terytorialnego (tekst jedn.: Dz. U. z 2010 r. Nr 80, poz. 526 ze zm.). dofinansowywania zadań zleconych przez rząd. Wymieniając przyczyny zadłużenia całego podsektora JST, nie należy oczywiście zapominać o tym, że samorządy nie mając wystarczających własnych środków na wkład własny w inwestycjach „unijnych”, były zmuszone sięgnąć po środki w ten czy w inny sposób pożyczone. Nie oznacza to próby zwolnienia z odpowiedzialności władz tych samorządów, które abstrahując od zewnętrznych, niekorzystnych uwarunkowań, wpadły z tytułu inwestycji ponad miarę swoich ekonomicznych możliwości w pułapkę nadmiernego zadłużenia. W całym tym kontekście niedawna rządowa obietnica stworzenia prawnych możliwości do dalszego inwestycyjnego zadłużania się, zamiast poprawy wydajności istniejących źródeł dochodów własnych bądź wygenerowania nowych, jest co najmniej rozczarowująca. W odpowiedzi na żądania samorządów poprawy stanu ich finansów płynące ze strony rządowej odpowiedzi jednoznacznie wskazują, że są to postulaty niemożliwe do spełnienia w obecnej sytuacji finansów publicznych w Polsce. Wypowiedzi prominentnych przedstawicieli Ministerstwa Finansów idą jeszcze dalej. Wynika z nich, że samorządy gmin mogą same poprawić swoje finanse o blisko 4 mld zł w skali roku, jeśli zaniechają polityki obniżania ustawowych stawek: podatku od nieruchomości, podatku rolnego, od środków transportu, a także zaprzestaną stosowania ulg i umorzeń podatkowych. Istotnie ze sprawozdań wynika, że w 2012 r. do budżetów miast i gmin nie trafiła z powyższych powodów kwota ok. 4 mld zł. Liczby nie kłamią, ale czasem wprowadzają w błąd, jeżeli nie docieka się przyczyn stanu rzeczy, o którym informują. A Ministerstwo Finansów zdaje się nie dochodzić przyczyn, dla których samorządy wolą pożyczać konieczne im pieniądze, zamiast ściągać większe podatki od swoich mieszkańców. Czy jest to spowodowane tylko partykularnymi interesami politycznymi, czy innymi przyczynami? Zdaniem Unii Miasteczek Polskich jednym z ważnych powodów takiej, a nie innej, polityki fiskalnej gmin jest w dużej mierze ustawa o podatku od nieruchomości2, która w swym spetryfikowanym kształcie nie przystaje do współczesnej rzeczywistości – obowiązujące ustawowe stawki są od wielu lat niezmieniane, a jedynie waloryzowane o inflację. W opinii Unii Miasteczek Polskich obecne ustawowe stawki podatku od nieruchomości i podatku rolnego są w większości przypadków zbyt wysokie, a przez to niemożliwe do zastosowania w małych, biednych gminach – sztucznie zawyżają ich dochody własne, co skutkuje też obniżeniem subwencji wyrównawczej. Domagając się daleko idących zmian w ustawie o podatkach lokalnych, zwłaszcza w podatku od nieruchomości, Unia Miasteczek Polskich nie opowiada się jednak za wprowadzeniem podatku katastralnego. Jesteśmy natomiast za dywersyfikacją ustawowych stawek w zależności od miejsca położenia nieruchomości oraz za zmianami stawek opodatkowania wielu z nich. Dla większości gmin wiejskich i małych miast zbyt wysokie są ustawowe stawki podatku z tytułu działalności gospodarczej – duże miasto oferuje zwykle lepszą infrastrukturę i większe zasoby ludzkie. Podobnie ma się rzecz z wysokością podatku od działek przydomowych. Obecnie podatek w wysokości 46 gr za 1 m2 działki trzeba płacić w dużych, bogatych miastach i na polskiej prowincji, gdzie stawka ta jest stanowczo zbyt wysoka, ponieważ działki są tam dużo większe, a nieruchomości o wiele mniej warte. Ustawowa – stanowczo zbyt wysoka dla polskiej prowincji – stawka m2 działki przydomowej pozostaje też w rażącej dysproporcji do wynoszącej tylko 74 gr ustawowej stawki za 1 m2 mieszkania, która wydaje się z kolei za niska dla wszystkich polskich gmin. Ustawowa, wynosząca 74 gr, stawka podatku za 1 m2 mieszkania powoduje, że koszty jego pozyskania dla budżetu gminy, zwłaszcza w przypadku mieszkań o małej powierzchni, np. 30–40 m2, są nieproporcjonalnie wysokie w stosunku do wartości samego podatku. Stanowczo zbyt duża i niesprawiedliwa jest z kolei stawka podatku za budynki gospodarcze i garaże (7,73 zł). Co do garaży, jeśli garaż znajduje się w budynku, 2 Ustawa z 12.01.1991 r. o podatkach i opłatach lokalnych (tekst jedn.: Dz. U. z 2010 r. Nr 95, poz. 613 ze zm.). to ustawowa stawka wynosi tylko 74 gr, a jeśli jest wolno stojący, to aż 7,73 zł za 1 m2. Rażąco niesprawiedliwa jest też dysproporcja pomiędzy maksymalną stawką za 1 m2 mieszkania i budynku gospodarczego. W obecnym stanie prawnym tyle samo, bo ok. 350 zł, płacą zamożni posiadacze rezydencji o pow. 500 m2, jak również ubodzy ludzie za budynek gospodarczy o pow. 50 m2, w którym trzymają np. opał. Bardzo wysoka ustawowa stawka za budynki gospodarcze stanowi szczególnie duży problem dla gmin wiejskich. Ma to m.in. związek z byłymi rolnikami, którzy po wyjściu z zawodu pozostają właścicielami dużych powierzchniowo budynków gospodarczych, które były im konieczne do produkcji rolnej. Wtedy z mocy prawa były nieopodatkowane, natomiast po utracie rolniczego przeznaczenia stają się zwykłymi budynkami gospodarczymi i zawyżają sztucznie potencjał dochodów podatkowych gmin wiejskich, które zwykle są zmuszone umarzać podatki od tego rodzaju nieruchomości. Skoro o nonsensach w zakresie podatku od nieruchomości mowa, dziwi symboliczna, bo wynosząca tylko 4,56 zł, stawka od 1 ha powierzchni jeziora i to tym bardziej, że państwowe jednostki organizacyjne jeszcze do niedawna płaciły gminom posiadającym w swych granicach administracyjnych akweny Zalewu Wiślanego i Szczecińskiego prawdziwe krocie – za każdy m2 dna de facto morskiego tyle samo, ile od działalności gospodarczej! Z punktu widzenia większości polskich gmin nie dochodem, ale kosztem jest opodatkowanie podatkiem od nieruchomości infrastruktury oświetleniowej dróg, która w większości stanowi własność spółek energetycznych. Naliczony podatek od wartości tej infrastruktury wraca w całości do podatnika, który refunduje sobie wszystkie jego koszty w stawce za konserwację, a gmina dodatkowo zmuszona jest zapłacić jeszcze 23% podatku VAT z tytułu tego rzekomego dochodu. W sytuacji gdy publiczne drogi w Polsce są nieopodatkowane podatkiem od nieruchomości, podatek od infrastruktury oświetlenia dróg, stanowiącej przecież część koniecznej infrastruktury drogowej, powinien być w całości zniesiony. Skoro o oświetleniu dróg publicznych mowa – za konieczne uważamy też zdjęcie z gmin kosztów oświetlenia dróg krajowych położonych na ich terenie. Co się tyczy podatku rolnego – do czasu wprowadzenia podatku dochodowego dla rolników należałoby np. rozważyć opodatkowanie gruntów rolnych nie na podstawie anachronicznej ceny żyta, ale na podstawie hektarów fizycznych, czyli w taki sam sposób, jak są naliczane dopłaty unijne. Należałoby też przedyskutować zniesienie ustawowego zwolnienia z opodatkowania podatkiem rolnym gruntów V i VI klasy – obecnie nieopodatkowane jest z tego tytułu ok. 25% całego areału. Jest kwestią dyskusyjną, na jakim poziomie ten podatek powinien być ustalony, ale że powinien być wprowadzony, wydaje się to słuszne, ponieważ obecny stan rzeczy psuje system. Obowiązujące przepisy prawa w tym zakresie powodują bowiem, że gminy posiadające na swoim obszarze wiele gruntów zwolnionych z podatku rolnego zwykle otrzymują w jego miejsce wysoką subwencję wyrównawczą, co często skutkuje uchwalaniem przez nie niskich stawek podatku rolnego dla części opodatkowanego areału. Sytuacja ta jest bardzo niesprawiedliwa z punktu widzenia gmin posiadających na swoim obszarze gleby o wyższej bonitacji, które nie korzystając z przywileju wysokiej subwencji wyrównawczej, są zmuszone do uchwalania wyższego podatku rolnego, a to z kolei spotyka się z niezadowoleniem podatników nierozumiejących, dlaczego w ich gminie podatek rolny jest o wiele wyższy niż u sąsiadów. Reasumując tę część rozważań, należy pilnie zmienić ustawy o podatkach i opłatach lokalnych oraz podatku rolnym w taki sposób, aby uczynić z tych podatków bardziej wydajne nie tylko w teorii, lecz także w praktyce źródło dochodów własnych. Według danych Ministerstwa Finansów za 2012 r. całość podatków i opłat lokalnych to kwota 10,5 mld zł. Na początek byłoby więc dobrze, gdyby w wyniku ustawowych zmian cała ta kwota trafiała do budżetów JST. W tym celu należałoby poddać szczegółowym analizom źródła dochodów, zwłaszcza z tytułu podatku od nieruchomości, wskazując wszystkie przyczyny, dla których samorządy pozbawiają się dochodów na poziomie wspomnianych już wcześniej 4 mld zł. Choć to teza, która dla wielu środowisk samorządowych może wydawać się kontrowersyjna, jedna z przyczyn tkwi w obecnym systemie wyrównawczym, który dla części samorządów jest zbyt łatwy, a dla innych niesprawiedliwy. Wydatek budżetu państwa na system wyrównawczy dla gmin w 2013 r. to blisko 7 mld zł, z tego 6,3 mld zł zostało przeznaczonych na subwencje wyrównawcze, a ok. 0,5 mld zł na subwencje równoważące. Od wielu miesięcy najgłośniej i najczęściej mówi się i pisze o dokonywanych przez nieliczne samorządy wpłatach na część równoważącą subwencji, o tzw. janosikowym. Trzeba się zgodzić, że dla 102 samorządów gminnych zmuszonych w 2013 r. do oddania na rzecz najbiedniejszych gmin części swoich dochodów jest to konieczność sama w sobie niemiła. Osobnym, ale ważnym problemem jest to, że w obecnym stanie prawnym zamożność wszystkich JST określa się na podstawie danych ze sprawozdań sprzed 2 lat, w wyniku czego zdarza się, iż zamożne 2 lata wcześniej samorządy są zmuszone płacić „janosikowy” haracz z o wiele mniej zasobnych budżetów, najczęściej z powodów od siebie niezależnych Jak wynika z danych Ministerstwa Finansów, w 2013 r. najbogatsze gminy miały oddać z tytułu „janosikowego” 571 mln zł, z tego więcej niż połowę tej kwoty miały wpłacić tylko trzy samorządy: Warszawa – 285 mln zł, Kleszczów – 45 mln zł i Polkowice – 30 mln zł. Gwoli prawdy trzeba jednak zauważyć, że po tej operacji gmina Kleszczów będzie miała dochód własny na jednego mieszkańca w wysokości ok. 23.700 zł, Polkowice 4900 zł, a Warszawa 2542 zł – przy średniej ogólnopolskiej 1276 zł. Mimo że o subwencji równoważącej za sprawą podatku „janosikowego” mówi się i pisze najczęściej, to jednak z zestawienia kwot przeznaczanych na subwencje wyrównawcze i równoważące wyraźnie widać, która z nich jest ważniejsza dla funkcjonowania sektora samorządowego. W 2013 r. na 2479 samorządów gminnych z subwencji wyrównawczej z tytułu niskich dochodów albo małej gęstości zaludnienia korzystało aż 2129 gmin, a to najlepiej wskazuje, jak ważna to jest część finansów gmin i miast. Rozpiętość dochodów własnych samorządów w Polsce na jednego mieszkańca, ujmowanych we wskaźniku „G” w 2013 r., mieściła się bowiem w przedziale od 283 zł w najbiedniejszej gminie Potok Górny do 33.100 zł w Kleszczowie, przy średniej ogólnopolskiej – 1276 zł. Dochody powyżej tej wysokości miało uzyskać 414 samorządów. Dzięki funkcjonującemu mechanizmowi wyrównującemu dochody w 2013 r. zdecydowana większość, bo aż 1807 gmin, miała dochód mieszczący się w przedziale od 1100 do 1300 zł. Z faktu, że z pomocy subwencyjnej nie korzystają tylko 183 gminy, wynika więc postulat zachowania szczególnej rozwagi przy dokonywaniu jakichkolwiek zmian w tym zakresie. Z porównania zamożności gmin – na podstawie wskaźnika „G” oraz wskaźnika „G+S” uwzględniającego nie tylko dochody własne gmin, lecz także subwencje: wyrównawczą i równoważącą – widać wyraźnie, że mechanizm wyrównawczy nie poprawia kondycji finansowej szczególnie małych gmin i miast, relatywnie nawet pogarszając ją w tym drugim przypadku, bowiem większość z nich lokuje się na samym dole rankingu sporządzonego na podstawie wskaźnika „G+S”. Niesprawiedliwość ta dotyka większość ze 158 miast stanowiących siedzibę władz sąsiedniej gminy wiejskiej. Ich średni poziom dochodów własnych ujętych we wskaźniku „G” wynosi 1088 zł. W wyniku zastosowania mechanizmu wyrównawczego wskaźnik ten rośnie do 1173 zł. Natomiast w przypadku 158 wiejskich gmin „obwarzankowych” poziom dochodów własnych „G” wynosi 882 zł, a po subwencyjnej „korekcie” wzrasta do 1215 zł. W sposób niezasłużony uprzywilejowuje to tę część gmin wiejskich, nie tylko w stosunku do sąsiednich mniej zasobnych miast, lecz także do zdecydowanej większości gmin wiejskich i miejsko-wiejskich, które – podobnie jak miasta – są zmuszone ponosić wszystkie koszty związane z utrzymaniem infrastruktury społecznej, w tym z tworzeniem i utrzymaniem kosztownej funkcji „centrum gminy”. Przyszła korekta wyrównawczego systemu subwencyjnego, którego podstawą, oprócz poziomu dochodów własnych gmin, powinny być też koszty coraz dłuższego szeregu obligatoryjnych zadań własnych, powinna zmienić obecny, niesprawiedliwy dla małych miast stan rzeczy, przede wszystkim poprzez ograniczenie finansowego uprzywilejowania gmin „obwarzankowych”. W przeciwnym razie gminy te nigdy nie będą zainteresowane łączeniem się z dążącymi do tego celu miastami. Preferowany przez Ministerstwo Administracji i Cyfryzacji projekt tworzenia wspólnych instytucji obsługujących pod względem administracyjnym i finansowym małe miasta i gminy należy uznać za krok zmierzający w słusznym kierunku, tym bardziej że na 2479 samorządów gminnych w Polsce aż 609 ma liczbę mieszkańców wynoszącą mniej niż 5000. Dotykające wiele z tych gmin zjawisko depopulacji, przy jednoczesnym systemie finansowania JST na „głowę mieszkańca”, będzie już w najbliższej przyszłości powodować coraz większe problemy z pokrywaniem przez nie zarówno wydatków inwestycyjnych, jak i bieżących. Część z tych gmin otrzymuje subwencję wyrównawczą z tytułu małego wskaźnika gęstości zaludnienia. W obecnym stanie prawnym z kwoty uzupełniającej subwencji wyrównawczej korzystają – słusznie – nie tylko biedne, bardzo mało zaludnione, np. bieszczadzkie gminy, lecz także te zamożne. Są na terenie Polski gminy, których obszar w znacznej części jest zajęty np. pod poligony wojskowe. Gminy te nie ponosząc żadnych kosztów z tym związanych, otrzymują od państwa wysoki podatek od nieruchomości i jednocześnie premię z tytułu małego wskaźnika gęstości zaludnienia! Aby system przyznawania pomocy z budżetu państwa dla gmin o małej gęstości zaludnienia uczynić bardziej sprawiedliwym, obiektywnym i prostym w stosowaniu, należy go przede wszystkim powiązać z poziomem rzeczywistych dochodów własnych oraz z poziomem ponoszonych przez samorządy kosztów realizacji ustawowych zadań. Jeśli dana gmina – z racji endogennych czynników rozwoju – osiąga poziom dochodów na poziomie np. ok. 120% średniej krajowej, to nawet jeśli ma niski wskaźnik gęstości zaludnienia nie powinna otrzymywać środków z tego tytułu, być może z wyjątkiem gmin bieszczadzkich, gdzie wskaźnik zaludnienia jest szczególnie niski. System wyrównawczy należy skorygować przede wszystkim dlatego, że jest niesprawiedliwy poprzez to, że nadmiernie uprzywilejowuje te gminy, które otrzymując wysoką subwencję wyrównawczą i równoważącą, jednocześnie bezkarnie praktykują w stosunku do swoich mieszkańców bardzo liberalną politykę podatkową. Ministerstwo Finansów gromadzi, co prawda, dane dotyczące wysokości podatków lokalnych we wszystkich polskich gminach, wylicza też finansowe skutki obniżania przez samorządy ustawowych stawek podatków i opłat lokalnych oraz zastosowanych ulg, umorzeń i zwolnień podatkowych, ale nie wynikają z tego żadne finansowe sankcje dla gmin, które rezygnują z części dochodów. W obecnym systemie finansowania gmin, jeśli się nie ma wysokich dochodów własnych, to dobrze jest też mieć je na możliwie najniższym poziomie, wówczas bowiem otrzymuje się wysoką subwencję wyrównawczą i gminna władza może być dla mieszkańców „dobrym wujkiem”, czyli uchwalać niskie podatki, umarzać je czy zwalniać z ich płacenia. To, po pierwsze, psuje system lokalnych finansów, a po drugie, jest niesprawiedliwe dla zamożniejszych gmin, szczególnie tych, których finanse opierają się zarówno na własnych dochodach podatkowych, jak i na subwencji wyrównawczej. Gminy te muszą uchwalać wysokie podatki, co spotyka się z oporem mieszkańców, którzy chcą płacić równie niskie podatki jak mieszkańcy większości wysoko subwencjonowanych gmin, których władzom w dużo mniejszym stopniu zależy na dochodach podatkowych. Po skorygowaniu ustawowych stawek w podatku od nieruchomości i podatku rolnym pod kątem społecznych możliwości ich uchwalania należałoby wprowadzić zasadę, że gminy otrzymujące subwencję wyrównawczą ponosiłyby finansowe sankcje w postaci zmniejszenia subwencji wyrównawczej w przypadku obniżenia ustawowych stawek, w myśl zasady, że pomocy udziela się w pierwszej kolejności tym, którzy sami chcą sobie pomóc. Przedstawione w tym artykule propozycje zmian w systemie finansowania samorządów gminnych nie wyczerpują katalogu zmian, które powinny być przeprowadzone. Godna szczególnego poparcia jest koncepcja zamiany udziałów w podatku PIT dodatkiem samorządowym, będącym wydzieloną częścią tego samego podatku, który jednak nie mógłby być uszczuplany w przypadku uchwalenia przez parlament nowych przywilejów podatkowych. Unia Miasteczek Polskich, podobnie jak i wszystkie pozostałe ogólnopolskie organizacje samorządowe, w dalszym ciągu opowiada się też za rekompensatą utraconych dochodów z tytułu obniżenia od 2009 roku stawek podatku PIT. Wobec konieczności wygenerowania przez samorządy z dochodów własnych środków na współfinansowanie projektów unijnych z nowej perspektywy finansowej na 2014-2020 pozostawienie systemu finansowania JST bez zmian spowoduje, albo zapaść finansową wielu samorządów, albo spowoduje, że wiele z nich nie będzie w stanie realizować nowych prorozwojowych projektów, a to z całą pewnością skutkować będzie dysproporcjami cywilizacyjnymi. Eugeniusz Gołembiewski jest Burmistrzem Kowala, wiceprezesem Unii Miasteczek Polskich oraz członkiem Zespołu ds. Finansów Publicznych Komisji Wspólnej Rządu i Samorządu.