Za mundurem druhowie sznurem!

Transkrypt

Za mundurem druhowie sznurem!
CHŁOPCY I DZIEWCZĘTA W ZHP
Za mundurem druhowie sznurem!
Nie! Nie! Nie za wojskowym! Chociaż wielu z nas, brzydszej części Związku, do twarzy jest w wojskowym mundurze, to na harcerskich zbiórkach, wędrówkach, biwakach
czy obozach naszą uwagę przyciągają szare mundury naszych druhen: Ani, Eli, Gosi,
Beatki i wielu pięknych dziewcząt, którym ta szarość dodaje urody, wdzięku i... kobiecości.
W końcu lat pięćdziesiątych, kiedy po raz pierwszy pojechałem na obóz, wydawało mi się,
że podział na zastępy i drużyny dziewcząt i chłopców jest czymś tak naturalnym, że zapewne
nie zwracałem na to szczególnej uwagi. Byłem wtedy zbyt młody, by zastanawiać się nad
różnicami programowymi, strukturami, ale jeśli z tych „różnic” po tylu latach chciałbym coś
zachować w pamięci, to oprócz zauroczenia samym harcerstwem z wielką przyjemnością i
sentymentem wspominam moją koleżankę z klasy, blondyneczkę Anię, którą dopiero w harcerskim mundurku odkryłem, jako wspaniałą koleżankę i bardzo ładną dziewczynkę. Nasza
przyjaźń, pierwsze liściki, prześmieszne z perspektywy lat wyznania, zachowania, oczarowania, które jedni nazywają pierwszą miłością, trwały do końca lat szkolnych.
W szkole średniej w 99% męskiej była oczywiście drużyna męska. Obozy organizowaliśmy wspólnie z żeńskimi drużynami zaprzyjaźnionych szkół lub w ich pobliżu. I choć realizowaliśmy „męski” program obozowy, to jednak wspólne zajęcia z dziewczętami, ogniska,
pierwsze randki na leśnych polanach, uściski, pocałunki, pozostawiały w pamięci niezapomniane wrażenia. To obecność dziewcząt była stymulatorem wielu naszych zachowań: mycia
zębów, szyi, rąk, nóg, włosów, kąpieli w lodowatej wodzie górskich strumyków, częstego
prania mundurów, skarpet, bielizny, używania kosmetyków i w ogóle dbania o swój wygląd,
zachowanie, nawet stronę intelektualną. A gdy dziewczęta miały odwiedzić nasz obóz, komendant czy oboźny nie musieli wydawać z tego tytułu żadnych poleceń. Ech! Gdyby tak
dziewczyny wiedziały, z jakim zapałem braliśmy się do pucowania namiotów, obozu i samych siebie...? Ale jakże mogło być inaczej? Kto tego nie chciał robić, to najczęściej siedział
potem samotnie w krzakach i rozmyślał nad swym „męskim” marnym losem. A moja Ania
każdego dnia wydawała mi się coraz piękniejsza i... stawiała coraz wyższe wymagania. Czasem w myślach buntowałem się, koledzy przebąkiwali, żem pantoflarz, ale co miałem począć,
skoro Ania była taka śliczna?! Poza tym, Ania nie była li tylko dziewczyną w harcerskim
mundurku. Była dorastającą, młodziutką kobietką, której szary mundurek dodawał powabu i
tego czegoś, o czym się wtedy głośno nie mówiło.
Po wielu latach, kiedy „koedukacja” była tak powszechnym zjawiskiem w Związku, że
oprócz seniorów nikt nie zwracał na to uwagi, a wszystko wydawało się takie „normalne i
oczywiste”, mnie coś w tej „wspólnocie” nie grało. I porządki na obozach były jakby mniej
„porządne”, i ten język jakby bardziej szorstki, i dbałość o mundur, estetyczny wygląd jakby
mniej widoczny, i dziewczęta jakby mniej dziewczęce. Gdy próbowałem rozmawiać z „młodszymi” na ten temat, odnosiłem wrażenie, że nie rozumiemy się wzajemnie. I w tej koedukacyjnej masówce nie utkwiła mi w pamięci żadna Zosia, Irenka czy Krysia.
Gdy słyszę dziś głosy wzywające do definitywnego zerwania z koedukacją od drużyny po
władze naczelne, uczucia mam, co najmniej mieszane. Nie wszystko, co było dobre przed
laty, musi być dobre dzisiaj. Ale jeśli moje kilkudziesięcioletnie obserwacje wspólnego obcowania chłopców i dziewcząt w szeregach Związku kogoś zainteresują, to wniosek pragnę
przedstawić następujący:
Podział na drużyny żeńskie i męskie uważam za celowy, konieczny i naturalny.
Także łączenie się tych drużyn w szczepy, w których realizuje się odmienny dla każdej
płci program, zadania, sprawności itd. Ale budowanie odmiennych struktur dalej w górę uważam za nieuzasadnione. Harcerstwo to nie zakon i zakonem ma nie być. Harcerstwo ma między innymi wychowywać do życia w rodzinie, gdzie jest matka i ojciec, siostra i brat, czasem
babcia i dziadek, gdzie każde z nich ma swoje role i zadania, gdzie powinniśmy się kochać i
wspólnie żyć we wzajemnym poszanowaniu, jednocześnie nie zapominając o swojej naturalnej odmienności.
My, druhowie - chłopcy i mężczyźni - nie powinniśmy zapominać, że nasze druhny to także pełne uroku dziewczęta, kobiety, przyszłe i obecne żony, matki, babcie godne miłości i
szacunku.
hm. Stanisław Dąbrowski
CZUWAJ 9/1997