Legenda o pałacu w Brochowie
Transkrypt
Legenda o pałacu w Brochowie
Legenda o pałacu w Brochowie Opracowanie zbiorowe członków SKKT-PTTK przy SP 80 na olimpiadę krajoznawczą w roku 1987. Mało kto z dzisiej szych mieszkańców Brochowa pamięta, że w naszym osiedlu był stary pałac. Z zabytkiem tym wiąże się ciekawa historia, którą chcemy opowiedzieć. Mój dziadek, który lubił gromadzić różne stare książki, mapy, ryciny i inne mało przydatne szpargały, przygnany kolejami losu na ziemie zachodnie osiedlił się wraz z całą rodziną w Suchym Dworze. Tam pośród poniemieckich rupieci znalazł rycinę przedstawiającą pałac na tle ogrodu z umieszczonym u góry napisem "Bracke". Początkowo rycina nie wydawała mu się zbyt ciekawa. Schował ją więc między książki. Po pewnym czasie, przeglądając książki przyjrzał się powtórnie ilustracji, na której zauważył nowe szczegóły nie dostrzeżone poprzednio. Pałac był namalowany w porze nocnej, świecił księżyc, a na niebie kłębiły się chmury. Rycina nie była tak pogodna jak podczas pierwszych oględzin. Dziadkowi wydało się, że za pierwszym razem źle się przyjrzał obrazkowi, ale gdy po kilku dniach powtórzył oględziny, różnice były jeszcze większe. Chmury zakryły księżyc, jedno z okien było otwarte, a w lewym, dolnym rogu pojawiła się jakaś plama. Zaniepokojony znaleziskiem pokazał rycinę Niemcowi, który popatrzył na obraz i powiedział: -To pałac w Brochowie. Jest to małe miasteczko niedaleko Wrocławia. Mieszkał tam mój kuzyn, który pracował na kolei więc często tam bywałem. Str. 4 O tym pałacu opowiadano różne historie. Dawno temu majątek brochowski należał do zakonu augustianów. Podobno w 1733 roku jeden z opatów wybudował sobie tam wspaniałą wiejską rezydencję, ale nie mieszkał w niej długo gdyż wkrótce umarł. Pałac pozostawał własnością augustianów do 1810 roku, kiedy to król pruski ogłosił likwidację zakonów oraz upaństwowienie wszystkich majątków kościelnych. Wtedy pałac nabyła za gotówkę pewna bogata mieszczka, która jednak w nim nie zamieszkała. - tu Niemiec przerwał opowiadanie i pochylił się nad obrazkiem mówiąc: -Widzę jakąś postać jak pełznie po trawniku w stronę pałacu! Obydwaj byli zaskoczeni tak szybką przemianą obrazu i nie wiedzieli czemu to przypisać. Zaintrygowany tym dziadek postanowił zbadać sprawę dokładniej. Podziękował Niemcowi za informację, a rycinę zamknął w szufladzie. Wieczorem przed udaniem się na spoczynek dziadek postanowił ponownie obejrzeć rycinę. Jakież było jego zdziwienie, gdy zobaczył jak tajemnicza postać, o niesamowitym wyglądzie wpełzała przez okno do pałacu. Postanowił, że na drugi dzień uda się do Brochowa, Miasteczko było zniszczone. Kwaterowały w nim jeszcze wojska radzieckie ale przy-bywało coraz więcej Polaków. Dziadek udał się na poszukiwanie pałacu ze swojej ryciny. Pałac był trochę zniszczony. Mieszkali tu Niemcy i polska nauczycielka z dwojgiem dzieci. Dziadek dowiedział się, Wiadomości Brochowskie nr 2 (50) że nauczycielka pochodziła z Warszawy i podczas powstania straciła męża i dom. Przyjechała na Zachód, aby uspokoić skołatane nerwy. Pani ta opowiedziała następującą historię: W czasie gdy przechodził tędy front, w pałacu mieścił się szpital polowy. W pałacowej piwnicy znajdują się jeszcze łóżka na których leżeli i umierali ranni żołnierze. Zmarłych chowano na skraju parku gdzie powstał mały cmentarzyk. Początkowo było spokojnie. Dzieci miały się gdzie bawić. Której ś nocy usłyszałam hałas. Początkowo myślałam, że to szabrownicy i nie wychodziłam z pokoju. Następnego dnia ze zdziwieniem stwierdziłam, że nic nie zginęło. Następnej nocy hałas był jeszcze większy. Zamknęłam się więc dokładnie, ponieważ hałasy dochodziły także z sąsiednich pomieszczeń i ze strychu i z piwnicy. Zastanowiło mnie to, że dzieci się nie obudziły. Obserwowałam również Niemców, którzy po zmroku nie wychodzili z oficyny i nie odwiedzali mnie. Którejś nocy hałas był nie do wytrzymania, otwierały się okiennice jakby złe moce chciały wedrzeć się do pokoju, w którym spałam z dziećmi. Rano blada i niewyspana pobiegłam do niemieckich sąsiadów. Od nich dowiedziałam się, że również słyszeli hałasy. Opowiedzieli mi historię ostatniego właściciela pałacu. Był to bogaty dygnitarz niemiecki, znany ze swoich rasistowskich poglądów. Przez jego chorobliwą nienawiść zginęło wielu ludzi. Miał jedynego syna, którego wychowywał bardzo surowo. (dokończ. na nast. str') marzec-kwiecień 2004