Gdzie snuje się łoś superktoś

Transkrypt

Gdzie snuje się łoś superktoś
Gdzie snuje się łoś superktoś
1z2
http://bialystok.gazeta.pl/bialystok/2029020,35235,7586302.html
Gdzie snuje się łoś superktoś
Joanna Klimowicz 2010-02-21, ostatnia aktualizacja 2010-02-21 19:59:18.0
Łoś usłyszał nagankę. Podrywa się do kłusa, ale po paru metrach - jakby przypomniał sobie,
Ŝe bez sensu gnać tak nerwowo - nieruchomieje. Stoi i gapi się na ludzi. Pozuje do zdjęć
Wyruszają z samego rana, ładując się do łazików i busów. W terenowej uniwersyteckiej bazie w Gugnach zostają dwie
dziewczyny - jednej cieknie z nosa, druga poświęca się dla koleżanki. Poprzedniego dnia tak długo wykłócali się, kto
zostanie do sprzątania, że mało nie doszło do losowania. Wszyscy rwą się w teren.
W poniedziałek, pierwszego dnia projektu, trochę było chaosu. Ale w czwartek doszli do perfekcji. Leśnicy z
Nadleśnictwa Rajgród sprawnie wytyczają losowo wybrany miot (obszar, który będą wspólnie przeczesywać). Rozwożą
wszystkich uczestników "pędzenia" na stanowiska: nagankę, która będzie mieć najtrudniejsze zadanie przedzierania się
przez las w zaspach prawie po pas, oraz obserwatorów na dwóch bocznych flankach i na czele, dokąd zmierza
naganka.
Do naganki ustawiają się także dziewczyny - niższe przecież i drobniejsze. Ochraniacze na trekkingowe buty trochę im
pomagają. Podobnie narciarskie kijki. Kto nie ma odpowiedniego sprzętu, owija buty wraz ze spodniami... taśmą
klejącą. Albo po prostu zakłada trzy pary spodni.
Niewygody im niestraszne. Emilka naciągnęła sobie ścięgno w pachwinie, ale nie marudzi, do wesela się zagoi. Tylko
Wojtek (na oko jakieś dwa metry wzrostu, długie jak u czapli nogi) brodzi niestrudzenie, dając wielkie kroki. Reszcie
naganki trudno za nim nadążyć. Co jakiś czas nawołują się więc przez krótkofalówkę, wstrzymują pochód, wyrównują
szereg. Sprawdzają, czy zachowana jest 25-metrowa odległość pomiędzy naganiaczami, czy równo idą, czy nikt się nie
zgubił. Przeczesują mieszany las w Leśnictwie Przechody. Jest na trasie młody zagajnik sosnowy, właściwie wygląda to
nawet na ostoję łosi. Tam je na pewno znajdą. Bo mniej więcej od listopada łosie "grasują" w lasach i aż do kwietnia w
ich menu króluje sosna, mająca najwięcej białka, tłuszczu i wilgoci - średnio w ciągu doby łoś pożera 15 kg igliwia, ale
jak jest naprawdę zimno, potrafi "złomotać" i 50 kg. Dopiero wiosną łosie przeniosą się na bagna.
Studenci nie zawodzą się. W końcowej fazie naganki, zaniepokojone szelestem łamanych gałązek (bo naganiacze idą
cichutko, w przeciwieństwie do polowań), z lasu na otwartą przestrzeń, prosto na czekających już na to obserwatorów,
wychynęły łosie. Najpierw klępa, sadząc długie susy, przedziera się przez łańcuch obserwatorów. Zapisuje ją na swoim
koncie osoba, której przemknęła po prawej ręce (taka jest zasada, po to, by nie dublować wyników). Zaraz za matką
biegnie wyrośnięty łoszak. Jak każdy łoś - skroczem - stawia równocześnie do przodu prawe lub lewe badyle (nogi).
Komicznie to wygląda, skrocz to jeden z uroków tego poczciwego zwierzęcia. Nieco później - byk podrywa się do kłusa,
a potrafi nim biec nawet 60 km na godz. Ale po paru metrach - jakby przypomniał sobie, że bez sensu gnać tak
nerwowo - nieruchomieje. Stoi i gapi się na studentów. Pozuje do zdjęć. Parę minut! No dobra, dość tego - pokłusował
w końcu dalej.
Jedna z białostockich studentek sterczących na flance na czatach od dobrej godziny, ma tego dnia prawdziwe
szczęście.
- Cztery łosie widziałam! - skacze w śniegu Ewa, z trudem powstrzymując radosny pisk.
Wszystkie wyniki zsumują dopiero po południu, po powrocie do bazy. Ale już prawie każdy z nich stanął oko w oko z
łosiem.
- W poniedziałek naliczyliśmy ich 11. Do tego około 40 saren - relacjonuje dr Anetta Borkowska z Instytutu Biologii
UwB.
Były też zające, dziki, gronostaj... Tak przynajmniej się im wydawało - przecież biały. Dopiero po bliższych oględzinach
fotografii okazało się, że to tylko łasica - ma zaledwie parę czarnych włosków na końcu ogona, a gronostaj ma przecież
cały czarny pędzelek. Dobra i łasica...
Ten tydzień na badaniach terenowych, mimo że to przecież przerwa międzysemestralna, to na pewno nie jest stracony
czas. Woleli przyjechać do bazy naukowej zagubionej wśród biebrzańskich łąk niż robić cokolwiek innego. Większość
ekipy to studenci (około 40 osób) i pracownicy naukowi Instytutu Biologii Uniwersytetu w Białymstoku, jest też
10-osobowa grupa z Poznania. Na koniec pracowitego dnia przeczesywania jednego miotu za drugim, wszyscy
integrują się z gościnnymi leśnikami i pracownikami Biebrzańskiego Parku Narodowego przy ognisku.
- Może pani skrócić o trzy czwarte wątek o łosiach, jeśli nie będzie się mieścić, ale o tym bigosie to pani po prostu musi
napisać - namawia mnie prof. Andrzej Bereszyński z Państwowej Rady Ochrony Przyrody, w świetnym humorze
zabierający się do kiełbaski. I dyskutujący z dr. Janem Raczyńskim z UwB, członkiem Rady Programowej
Białowieskiego Parku Narodowego o przyszłości gatunku nie będącego pod ochroną, ale na odstrzał którego wciąż
jeszcze obowiązuje moratorium:
2010-02-22 10:24
Gdzie snuje się łoś superktoś
2z2
http://bialystok.gazeta.pl/bialystok/2029020,35235,7586302.html
- Jako przyrodnicy nie możemy powiedzieć, że mamy czegoś za dużo. Populacja polskiego łosia jest zachodnim
skrawkiem naturalnego zasięgu europejskiego występowania tego gatunku - dowodzi dr Raczyński.
- Populacja łosia powoli wypełnia się na obszarze Polski wschodniej,. Powinno się tak dziać, by jej potencjał umożliwił
migrację zwierzęcia na zachód Polski i również do Niemiec - dodaje prof. Bereszyński.
W zgodnej opinii przyrodników tzw. ciche pędzenia nie wyrządzają zwierzętom żadnej szkody. Nie płoszą ich, nie
stresują. Zresztą widać to było po nonszalanckich minach spotkanych łosi, które "uciekały" od ludzi zaledwie na parę
metrów, po to, by zaraz zatrzymać się i zapomnieć o całej sprawie.
- Przed nami jeszcze taksacje [ocena liczebności - red.] metodami lotniczymi, by sprawdzić, ile łosi pozostało na
bagnach - zapowiada dr hab. Mirosław Ratkiewicz z UwB, kierownik projektu "Strategia ochrony i gospodarowania
populacją łosia w Polsce".
Joanna Klimowicz
Tekst pochodzi z portalu Gazeta.pl - www.gazeta.pl © Agora SA
2010-02-22 10:24