Ściągnij
Transkrypt
Ściągnij
5.30 rano Trzecia nad ranem. JuŜ i tak pusta dyskoteka się zamyka. Dwie ściany i klepisko po środku. Zamknięcie polega na tym, Ŝe ta przystojna smukła barmanka zabiera ze sobą wszystkie butelki i gasi światło. Ale my przechodzimy kilka kroków i jesteśmy juŜ na szosie. Głównej szosie z Santo Domingo dokądś. Bezrobotne prostytutki (poza sezonem) i dwóch ochraniaczy z pałacu prezydenckiego. Przyjechali tu, sto kilometrów by potańczyc. A poniewaŜ podchodzą powaŜnie do tańca, więc otwierają tylne drzwiczki swojego jeep'a w których są umieszczone głośniki, wrzucają kasetę do samochodowego radia i dyskoteka zaczyna się od nowa. Tańczymy na asfalcie na jednej z nagłównieszych szos tego kraju, co jakiś czas przepuszczając zapóźnione auta. Ja juŜ zrobiłem duŜe postępy w tańczeniu marengue. Ale jest pewien zestaw kroków który umyka mojej wraŜliwości. I słodka, korpulentna dziwka pozwala mi trenować ten zestaw kroków. Póki nie ma dość. I wszyscy się śmieją Ŝe białasowi jednak się nie udało. Są tylko one, śliczne smagłe prostytutki, tych dwóch desperatów od Prezydenta i ja. Jedyny biały, turysta. Którego wcale nie odbierają jako turystę. Bardziej jako inwalidę który ma problemy z marengue i ma trochę więcej zielonych papierów niŜ oni. Ale jest jakaś bariera między tymi dziewczynami i mną. Bo one idą spać w lewo od szosy, w slumsy. Ja idę w prawo, do hotelu gdzie one mogą tylko maŜyć o zdobyciu pracy. I idę z najśliczniejszą z nich poboczem, objęty i coś tam się przekomaŜamy. Ona chcę się przespać ze mną. I ja teŜ mam ochotę. Ale wiem Ŝe nasz flirt skończy się ustalaniem ceny. A ja uwaŜam Ŝe jeszcze nie jestem na etapie płacenia za kobiety. I słodko ją spławiam. I znowu pojawia się Christina. Gwiazda pośród nich. Bo jest biała, ubiera się bardziej elegancko, i jest taki Niemiec który chce tylko ją. Christina mieszka w Santo Domingo i przyjeŜdza do naszej wioski (ośrodka) by zarobić na turystach. Widziałem ją dzisiaj wcześniej, była w białej, prawie ślubnej sukience. Tak jak mi obiecała Ŝe się ubierze dla mnie. Przez jakiś czas siedziała ze mną. Ale Niemiaszek, lekko wkurwiony wreszcie ją wyciągnął. Pocałowała mnie w policzek i przeprosiła Ŝe musi iść do pracy. Gdzieś zniknęli a ja radosny uczyłem się tańczyć od prezydenckich chłopaków. No i teraz idę poboczem szosy do hotelu, próbując nie zwalić się do rowu i słyszę "Phillipo!". Christine biegnie po szosie w swojej białej sukience. I wiem o co chodzi. Jak zawsze o tej porze nie ma gdzie się podziać. Ostatni autobus do Santo Domingo odjechał cztery godziny temu. A Niemiaszek potrzebuje tylko blow job. Po skończonym numerku wyrzuca Christine na dwór. Na tyle szybko Ŝe ona moŜe mnie jeszcze złapać zanim dotrę do hotelu. Dobiega do mnie, rzuca mi się w ramiona, przytulam ją, i dalej idziemy razem objęci. Myśląc nad tym jak dostać się do "naszego" pokoju bez bycia postrzelonym przez ochronę. Bo juŜ cała okolica wie, Ŝe Christine sypia u mnie. Tylko nasz spryt pozwala na prześlizgnięcie się Christine do kompleksu turystycznego. I rano po zjedzeniu śniadania z innymi, normalnymi turystami, zabieram śniadanie do pokoju gdzie właśnie Christine się budzi. I ona opowiada mi swoje Ŝycie po hiszpańsku a ja rozumiem wszystko. lecz mam problem z wypowiedzeniem swoich spostrzeŜeń. Więc śmiejemy się jak para zakochanych. Wiedząc Ŝe nasze role są juŜ rozdane. Oczywiście którejś nocy, pomimo totalnej alkocholowej niemoŜności dobieram się do niej. Ona to przyjmuje ze stoickim spojem. Jest marzeniem kaŜdego europejczyka. Więc czułbym się głupio gdybym nie spróbował złamać naszej przyjaźni. Rano ona zostaje w pokoju, ja nieprzytomny wybiegam na plaŜę bo przecieŜ zamówiłem dla siebie konia. Stoją trzy, wybieram tego który wygląda na najbardziej krewkiego, i na nim wracam do hotelu. Christine właśnie wychodzi, coś w kwaśnym humorze. Pytam się ją czy nie podwieźć jej na przystanek Pekaesu. Dobra. Sadzam ją przed siebie i jedziemy oficjalnie przez cała osadę. Wiem Ŝe wszystkie inne będą jej dziko zazdrościć. Ale Christine jest wciąŜ w złym sosie. DojeŜdzamy do przystanku. Pytam się o co chodzi. I ona wykrztusz z siebie. Jestem jej winny czterdzieści dolarów. Za co, pytam. Za tę noc którą nie spędziliśmy tak jak zawsze. Ja uraŜony, zszokowany, "ale przecieŜ Christine !" Phillipo, ty się świetniesz bawisz, ale ja mam córkę i matkę na utrzymaniu. Przykro mi ale tak naprawdę jesteś mi winny czterdzieści dolarów. Mówi mi to jak juŜ ją zsadziłem z konia. Stoi taka śliczna, zagubiona istotka na Ŝwirze który ma mieć coś wspólnego z przystankiem autobusowym.. I widzę Ŝe to jest bardziej błaganie niŜ Ŝądanie. Bo przecieŜ ona nie ma Ŝadnej władzy nademną. A moje jedno słowo i ona ląduje w więzieniu. I wkurwiam się na całą sytuację. Mówię czekaj tu. Spinam wałacha piętami, i galopem, po szosie cwałuję do hotelu. Tam rzucam wodze jakiejś sprzątacce, wbiegam na górę do pokoju, wygrzebuje jakieś pieniądze, zbiegam na dół, wskakuję na konia i znowu galop po asfalcie do przystanku. ZdąŜyłem. Daje jej te pieniądze. Widzę ulgę w jej oczach. I zadowolenie. Autobus ma być za dziesięć minut. PrzecieŜ nie będę siedział na koniu na przystanku dziesięć minut. A i rozmowa po tej transakcji nam się nie klei. śegnam się z nią po ułańsku i ruszam w kierunku plaŜy. Tam się naprawdę wyŜywam.. Wyciągnięty cwał wzdłuŜ wybrzeŜa. Woda tryskająca spod kopyt, łagodne fale oceanu, palmy śmigające nad głową, okładanie chabety by jeszcze szybciej, skoki przez korzenie palm, tętęt kopyt po mokrym piasku. I stop. Szkapisko cięŜko dyszy. A ja na siodle pytam się: "Jaki Polak od czasu legionów miał taką frajdę?" I spod palmy, na "wierzchowcu" buńczućnie spoglądam przed siebie po horyzont oceanu. I rzucam: "Kurwa, nikt !". I dalej, wodzami chlast szkapinę, i sru w dziki galop. Christine nie pojawiła się prawie do końca. Ja zaprzyjaźniłem się z Greczynką z Ottawy. Było fajnie. Ostatniego dnia wychodzę z hotelu do palmowego baru na plaŜy a tu Morris mi mówi z szelmowskim usmiechem Ŝe była tu moja narzeczona i pytała się o mnie. Pokochalismy się z Morrisem juŜ dawno. Więc ciarki mnie przeszły. On by się nie nabijał ze mnie. Do tej pory mam pokój w jego hotelu za darmo. "Kiedykolwiek nie pojawisz się w tym rejonie, masz gdzie spać." I wychodzę na droge odzielającą hotel od plaŜy. Oczywiście tylko w slipach, T-shirt dla elegancji. Spoglądam wzdłuŜ drogi i widzę odchodzącą, smutną, słodką istotkę. Nie wytrzymałem. Pomimo Ŝe Athena czekała na mnie przy stoliku tuŜ obok, zawołałem:"Christine !". Odwróciła się, zobaczyła mnie i stanęła bezradnie pośrodku piaszczystoŜwirowej drogi. Nie ruszała się. Tylko stała. Ja na bosaka, przygotowany tylko na przekroczenie tego Ŝwiru teŜ się nie ruszałem. Ale wiedziałem (niby dlaczego) ze muszę ruszyć się w jakimś kierunku. I posykując z bólu, ostroŜnie stawiając delikatne białe stopki na ostrych kamieniach drogi, juŜ cierpiąc od upału, zaczęłem iść w jej kierunku. Czując na swoich plecach rozbawione spojrzenie Morrisa. Wreszcie dotarłem do wciąŜ zdrętwiałej Christine. Que passa ? 8.30 rano Good night.