Rodzina katolicka - Miłość Boga i miłość człowieka

Transkrypt

Rodzina katolicka - Miłość Boga i miłość człowieka
Rodzina katolicka - Miłość Boga i miłość człowieka
wtorek, 03 listopada 2009 15:16
Będziesz miłował Pana, Boga swego, całym swoim sercem… a swego bliźniego jak siebie
samego (Łk 10, 27). Rozważyliśmy już dwa zarzuty podnoszone wobec katolicyzmu z przeciwnych stron, a
mianowicie, że jesteśmy zbyt światowi i zbyt bujający w obłokach, zbytnio zajęci doczesnymi
troskami, aby być naprawdę duchowi i zbyt metafizyczni, wyniośli oraz dogmatyczni, aby być
naprawdę praktyczni. Przejdźmy do rozważenia tych samych dwóch zarzutów, by tak rzec,
nieco rozszerzonych na zdecydowanie bardziej duchową płaszczyznę, zarzutów, w których
obecnie oskarża się nas teraz o to, że zbyt wiele działamy w naszej posłudze dla ludzi i że zbyt
wiele uwagi zwracamy na Boga. To bardzo powszechny zarzut w stosunku do katolicyzmu, zarówno wobec świeckich, jak i
duchownych, że w swych próbach nawracania są nadgorliwi. Prawdziwa i duchowa religia,
słyszymy, jest tak intymną i osobistą sprawą, jak miłość między mężem i żoną. Jest zasadniczo
prywatna i indywidualna. Jak powiedziano: „Religia wszystkich rozsądnych ludzi jest dokładnie
tym, co zawsze zachowują dla siebie”. Dlatego tolerancja jest oznaką duchowości, ponieważ
jeśli jestem naprawdę religijny, będę miał tyle szacunku dla religii mojego sąsiada, co dla mojej
własnej. Nie będę starał się wtrącać w jego relacje z Bogiem bardziej, niż pozwoliłbym jemu
wtrącać się w moje.
Katolicy są znani z nietolerancji. Nie chodzi jedynie o to, że istnieją nietolerancyjny katolicy,
ponieważ nietolerancję można znaleźć u wszystkich osób o ciasnych horyzontach, ale że same
zasady katolickie są nietolerancyjne, a każdy katolik, który żyje zgodnie z nimi, jest
zobowiązany także być takim. Codziennie widzimy tego przykłady.
Po pierwsze, istnieje kwestia misji katolickich do pogan. Słyszymy, że nie ma misjonarzy tak
niestrudzonych i tak pełnych poświęcenia, jak ci należący do Kościoła [katolickiego]. Ich
gorliwość stanowi oczywiście dowód ich szczerości, ale jest to również dowód ich nietolerancji.
Dlaczegóż bowiem, poza wszystkim, nie mogą pozostawić pogan w spokoju, skoro religia jest,
w swej istocie, sprawą prywatną i indywidualną? Przedstawia się nam odpowiednio piękne
obrazki wewnętrznego pokoju i szczęśliwości panującej pomiędzy plemionami Afryki Środkowej
przed przybyciem Brata Kaznodziei (1) z jego destrukcyjnymi dogmatami. Proponuje się nam,
abyśmy rozważyli wyrafinowane doktryny i ascetyczne życie braminów, znamienny symbolizm
wyznawców hinduizmu i filozoficzne postawy wyznawców Konfucjusza. Informuje się nas, że
różne relacje z Bogiem są całkowicie prywatną sprawą ludzi, którzy w nich żyją. A gdyby
katolicy byli ludźmi naprawdę duchowymi, rozumieliby to i nie usiłowaliby zastąpić za pomocą
1/7
Rodzina katolicka - Miłość Boga i miłość człowieka
wtorek, 03 listopada 2009 15:16
systemu, który w każdym razie teraz stał się zasadniczo europejskim sposobem patrzenia na
świat, owych starożytnych wyznań wiary i filozofii, które daleko lepiej pasują do wschodniego
temperamentu.
Ale cała sprawa wygląda jeszcze gorzej. Można by argumentować, mówi współczesny człowiek
ze świata, że mimo wszystko owe orientalne religie nie rozwinęły takich cnót i łask jak
chrześcijaństwo. Można argumentować, że z czasem religia Zachodu (ponieważ misjonarze
będą nadal pracować) podniesie wyznawcę hinduizmu wyżej, niż to się udało jego własnym
plugawościom i że cywilizacja wytworzona przez chrześcijaństwo jest rzeczywiście wyższego
typu, pomimo jej zgubnych produktów ubocznych, niż cywilizacja łowców głów z Borneo i
okrutnych dzikusów z Afryki. Jakkolwiek, nie ma w każdym razie usprawiedliwienia dla
nietolerancyjnego katolika, usiłującego nawracać w angielskim domu. Ponieważ, mówiąc
ogólnie, jedynie katolikowi nie możecie ufać w waszym własnym domu. Prędzej czy później
stwierdzicie, że – jeśli w ogóle żyje według swych zasad – przemyca pochwały swojej wiary i
wytyka słabości waszej wobec waszych synów i córek uważając, że postępuje uczciwie. Nie
myśli o waszym spokoju domowym wobec propagowania własnych zasad. Charakteryzuje go
przede wszystkim ten dogmatyczny i nietolerancyjny duch, który jest dokładnym
przeciwieństwem wszystkiego, co współczesny świat uznaje za ducha prawdziwego
chrześcijaństwa. Zatem prawdziwe chrześcijaństwo, jak to zostało powiedziane, jest zasadniczo
sprawą prywatną, osobistą i indywidualną pomiędzy daną duszą a jej Bogiem.
Drugi zarzut podnoszony wobec katolików jest taki, że czynią religię zbyt osobistą, zbyt
prywatną i zbyt intymną, aby była uważana za religię Jezusa Chrystusa. Ilustrację owego
zarzutu stanowi fakt, iż Kościół nadaje najwyższą wartość temu, co jest znane jako życie
kontemplacyjne.
Jeśli bowiem istnieje w katolicyzmie jakiś element, który wybierze przeciętny człowiek, aby
wyrazić swoje szczególne potępienie, to jest nim właśnie życie zakonów klauzurowych. Uważa
się je za samolubne, chore, introspektywne, nierzeczywiste. Stawia się je w gwałtownym,
dramatycznym kontraście do służebnego życia Jezusa Chrystusa. Uroczyście wylewa się na ich
życie wciąż te same potoki oskarżeń, jakby nigdy wcześniej nie mówiono niczego podobnego.
Mówi się, że „człowiek nie może odejść ze świata zamykając się w klasztorze”, że „człowiek nie
powinien myśleć tak bardzo o własnej duszy, a raczej o tym, co dobrego może zrobić w świecie,
w którym Bóg go postawił”, że „cztery bielone ściany” nie są odpowiednim środowiskiem dla
chrześcijanina zajmującego się dobroczynnością.
A jednak czym jest życie kontemplacyjne jeśli nie dokładnie tym, co obecnie zaleca świat? Czyż
jest możliwe, aby uczynić religię sprawą bardziej intymną, prywatną i osobistą, pomiędzy duszą
2/7
Rodzina katolicka - Miłość Boga i miłość człowieka
wtorek, 03 listopada 2009 15:16
a Bogiem, niż czynią to kartuzi albo karmelici?
Oczywiście faktem jest, że katolicy, cokolwiek robią, mylą się – zbyt skrajni we wszystkim,
czego się podejmują. Są zbyt aktywni i niewystarczająco wycofani w swym prozelityzmie, zbyt
wycofani i niewystarczająco aktywni w swojej kontemplacji.
Życie Naszego Pana pokazuje oczywiście zarówno elementy aktywne, jak i kontemplatywne,
które zawsze wyróżniały życie Jego Kościoła.
Przez trzy lata angażował się w dzieło głoszenia swego Objawienia i tworzenia Kościoła, który
miał być organem tego Objawienia przez wszystkie wieki. Dlatego wędrował, swobodnie i
szybko, a to po miastach, a to po wsiach. Wykładał swoje Boskie zasady i przedstawiał swe
Boskie dowody swej mocy na weselach, na rynkach, na wiejskich drogach, na zatłoczonych
ulicach i w domach prywatnych. Dokonywał dzieł miłosierdzia, duchowych i cielesnych, które
miały być typami wszystkich dzieł miłosierdzia dokonywanych kiedykolwiek potem.
Zaprezentował nauczanie dotyczące ducha i ascezy na Górze Błogosławieństw, dogmatyczne
zasady w Kafarnaum i na pustyni na wschód od Galilei, a mi styczne wykłady w jerozolimskim
Wieczerniku i na dziedzińcach świątynnych. Jego dzieła i Jego nawrócenia były niezliczone.
Przełamał kręgi domowe i rutynę urzędów. Wezwał młodzieńca z jego posiadłości, Mateusza z
komory celnej, a Jakuba i Jana z łodzi rybackiej ich ojca. Dokonał ostatecznej demonstracji
swego nieograniczonego prawa do ludzkości w swej procesji w Niedzielę Palmową, a w Dzień
Wniebowstąpienia potwierdził i w swym niezwykłym poleceniu dla grupy Apostołów dał na
zawsze swemu Kościołowi pełnomocnictwo do nawracania. Idźcie więc i nauczajcie wszystkie
narody. Uczcie je zachowywać wszystko, co wam przykazałem. A oto Ja jestem z wami przez
wszystkie dni, aż do skończenia świata (Mt 28, 19–20).
Należy jednak pamiętać, że nie było to całe Jego życie na ziemi, nie była to nawet bardzo
znacząca jego część, jeśli oceniać według ilości lat. Przez trzy lata był aktywny, ale przez
trzydzieści – wycofany, w domu w Nazarecie. A nawet owe trzy lata ciągle są przerywane
okresami wycofania. A to przebywa przez czterdzieści dni na pustyni, a to na górze przez całą
noc na modlitwie, a to nakazując swym uczniom, aby odeszli i sami odpoczęli. Szczyt Jego
posługi także dokonał się w ciszy i samotności. Oddalił się na odległość jakby rzutu kamieniem
(Łk 22, 41) w ogrodzie Getsemani od tych, którzy Go najbardziej kochali. Przełamał swe
milczenie na Krzyżu, aby pożegnać jeszcze swą świętą Matkę. Przede wszystkim wyraźnie i
stanowczo nakazał życie kontemplacyjnej modlitwy jako najdoskonalsze, jakie można przeżyć
na ziemi, mówiąc Marcie, że działanie, nawet w najbardziej koniecznych obowiązkach, nie jest
mimo wszystko najlepszym sposobem, w który można wykorzystać czas i miłość, ale że raczej
Maria obrała najlepszą cząstkę... jedno, czego potrzeba i tego nie będzie pozbawiona (Łk 10,
3/7
Rodzina katolicka - Miłość Boga i miłość człowieka
wtorek, 03 listopada 2009 15:16
42), nawet przez miłującą gorliwość siostry.
Wreszcie, w Jezusie Chrystusie, tak samo jak w Jego Kościele, stwierdzono przewinę dokładnie
w tych dwóch punktach. Kiedy żył życiem ukrytym na wsi, ganiono Go, że nie poszedł na święto
i nie ogłosił wyraźnie swoich praw – to jest, usprawiedliwiając poprzez działanie swoje pretensje
do mesjaństwa. A kiedy to zrobił, błagano Go, aby nakazał oklaskującym Go milczenie (Dz 12,
17) – to jest, aby usprawiedliwił poprzez pokorę i wycofanie swoje pretensje do duchowości.
Dlatego w systemie katolickim bardzo łatwo jest znaleźć pogodzenie tych dwóch elementów.
Po pierwsze, to właśnie Boskość Kościoła wyjaśnia jego żarliwe uczucie wobec Boga. To jemu,
jak żadnemu innemu na ziemi, została objawiona twarz Boga, jako absolut i skończone piękno,
które leży poza granicami wszelkiego stworzenia. Można powiedzieć, że Kościół w swej
Boskości nawet podczas swego pobytu na ziemi cieszy się ową dającą wieczne szczęście
wizją, która przez cały czas zachwycała święte człowieczeństwo Jezusa Chrystusa. Zatem w
towarzystwie całych niebios, z Maryją Niepokalaną, z Serafinami i ze świętymi Boga w chwale,
Kościół wytrwał, jakby [na oczy] widział Niewidzialnego (Hbr 11, 27). Nawet kiedy oczy
ludzkości są zaciśnięte, kiedy ludzcy członkowie Kościoła według wiary, a nie dzięki widzeniu
postępują (2 Kor 5, 7), Kościół w swej Boskości, którą stanowi gwarantowana obecność w nim
Jezusa Chrystusa, już mieszka na wyżynach niebieskich (Ef 1, 3) i już przystępuje do góry
Syjon, do miasta Boga żyjącego i do Boga samego (Hbr 12, 22–23), który jest światłem, a w
nim wszystkie sprawiedliwe rzeczy są widziane jako sprawiedliwe.
Czy zatem jest dziwne, że od czasu do czasu jakieś wybrane dziecko Kościoła chwyta odbity w
lustrze fragment tego, co sam Kościół ogląda z odsłoniętą twarzą? Czy jest dziwne, że od czasu
do czasu jakaś katolicka dusza, wybrana i wezwana przez Boga do tego niezwykłego
przywileju, nagle dostrzega, jak nigdy przedtem, że Bóg jest jednym jedynym absolutnym
pięknem i że, w porównaniu z kontemplacją tego Piękna (która to kontemplacja stanowi, poza
wszystkim, ostateczne życie w wieczności, do którego ma dojść każda odkupiona dusza)
wszystkie działania ziemskiego życia są niczym, i że w swym żarliwym uczuciu dla tego
godnego uwielbienia Boga owa dusza musi udać się do ukrytego pokoju, zamknąć drzwi i
modlić się do swego Ojca, który jest w ukryciu (Mt 6, 6), i tak pozostać modląc się, jako ukryty
kanał życia dla całego tego Ciała, którego jest członkiem, jako pośredniczka dla całej
społeczności, której jeden z elementów stanowi? Zatem tam, w ciszy, siedzi u stóp Jezusa i
słucha głosu, który jest jak głos wielu wód (Ap 1, 15). Pośród bieli swej celi ogląda Tego,
którego twarz jest jak płomień ognia (Ap 19, 12 i Wj 3, 2) i w surowości, poszcząc, kosztuje i
widzi, jak dobry jest Pan (Ps 34, 9).
4/7
Rodzina katolicka - Miłość Boga i miłość człowieka
wtorek, 03 listopada 2009 15:16
Oczywiście jest to nic innego jak szaleństwo i głupota dla tych, którzy znają Boga jedynie w
Jego stworzeniu, którzy wyobrażają Go sobie tylko i wyłącznie jako duszę świata i witalność
stworzonego życia. Dla takich jak oni ziemia jest Jego najwyższym Niebem, a piękno świata –
najszlachetniejszą wizją, jaką można sobie wyobrazić. Jednak taka dusza, która jest katolicka,
która rozumie, że odwieczny tron jest rzeczywiście ponad gwiazdami i że transcendencja Boga
jest tak samo w pełni prawdziwa, jak Jego immanencja, że Bóg sam w sobie, z dala od
wszystkiego co utworzył, jest nieskończenie piękny i całkowicie wystarczający w swym pięknie,
taka dusza jak ta, jeśli zostanie wezwana do tego życia, nie potrzebuje, aby Kościół wyraźnie
deklarował, że życie kontemplatywne jest najdoskonalsze. Ona już to wie.
Zatem po pierwszym przykazaniu miłości w sposób nieunikniony następuje drugie, a katolicka
interpretacja tego drugiego jest uważana przez świat, który także go nie rozumie, za równie
ekstrawagancką, jak interpretacja pierwszego.
Bowiem ten Boski Kościół, który zna Boga, jest także społecznością ludzką, mieszkającą
między ludźmi, a ponieważ sam w sobie jednoczy Boskość i człowieczeństwo, nie może
spocząć, póki ich nie zjednoczy wszędzie.
Kiedy bowiem zwraca swoje oczy od Boga ku ludziom, widzi tam dusze nieśmiertelne,
uczynione na podobieństwo Boga i uczynione dla Niego i tylko dla Niego, poszukujące
zadowolenia w stworzeniu, zamiast w Stwórcy. Kościół słyszy, jak świat głosi świętość
temperamentu i świętość indywidualnego punktu widzenia, jakby w ogóle nie było
transcendentnego Boga i jakby nigdy nie dokonał On żadnego obiektywnego odwiecznego
Objawienia. Kościół widzi, jak ludzie, zamiast starać się dostosować do Boskiego Objawienia
samego Boga, próbują raczej dostosować te fragmenty owego Objawienia, które do nich
dotarły, do swego punktu widzenia. Słucha, jak mówi się o „aspektach prawdy”, o „szkołach
myślenia” i „wartościach doświadczenia”, jakby Bóg nigdy nie przemówił ani w grzmotach
Synaju, ani cichym głosem Galilei.
Czy zatem jest coś dziwnego w tym, że prozelityzm Kościoła wydaje się takiemu światu równie
przesadny, jak jego kontemplacja, jego żarliwe uczucie dla ludzi – równie nierozsądne, jak jego
żarliwe uczucie dla Boga, kiedy ten świat widzi Kościół przychodzący ze swych klasztorów i
swych sekretnych miejsc, aby obwieszczać jak przy dźwiękach trąb te żądania Boga, które
objawił, te prawa, które ogłosił i te nagrody, które obiecał? Cóż innego może czynić Kościół,
który spoglądał na najchwalebniejszą twarz Boga, a potem na puste i pełne samozadowolenia
twarze ludzi – on, który zna Boską nieskończoną zdolność zadowolenia ludzi i niemal
5/7
Rodzina katolicka - Miłość Boga i miłość człowieka
wtorek, 03 listopada 2009 15:16
nieskończoną ludzką niezdolność do poszukiwania Boga – kiedy widzi jakąś biedną duszę
zamykającą się rzeczywiście wewnątrz śmiertelnych i zimnych murów jej „temperamentu” i
„indywidualnego punktu widzenia”, podczas gdy ziemia i niebo oraz Pan ich obu czekają na nią
na zewnątrz?
Kościół zatem jest zbyt mocno zainteresowany ludźmi i za bardzo zaabsorbowany Bogiem.
Oczywiście jest zbyt mocno zainteresowany i za bardzo zaabsorbowany, ponieważ tylko on zna
wartość zdolności ich obu. On, który jest sam w sobie zarówno Boski, jak i ludzki. Dla niego
bowiem religia nie jest eleganckim wypełnieniem eleganckiej filozofii, ani ujmującego schematu
przypuszczeń. Jest płomienną więzią pomiędzy Bogiem i człowiekiem, z których żaden nie
może być spełniony bez drugiego, Jeden w cnocie swej miłości, a drugi w cnocie swego
stworzenia. Zatem tylko Kościół potrafi zrozumieć i pogodzić ten wspaniały paradoks prawa,
które jest zarówno stare, jak i nowe. Będziesz miłował Pana, Boga swego, całym swoim
sercem… a swego bliźniego jak siebie samego (Łk 10, 27).
Ks. Robert Hugh Benson
(1) Zakon Kaznodziejski (Ordo Predicatorum) to oficjalna nazwa dominikanów.
Powyższy tekst jest fragmentem książki ks. Roberta Hugh Bensona Paradoksy katolicyzmu .
Czytaj więcej z tej książki:
Jezus Chrystus, Bóg i Człowiek
Kościół katolicki, Boski i ludzki
Pokój i wojna
6/7
Rodzina katolicka - Miłość Boga i miłość człowieka
wtorek, 03 listopada 2009 15:16
Bogactwo i ubóstwo
Świętość i grzech
Radość i smutek
Miłość Boga i miłość człowieka
Wiara i rozum
Władza i wolność
Wspólnotowość i indywidualizm
Przedruk tekstu jest możliwy jedynie za podaniem klikalnego źródła.
7/7