Import? Czemu nie!
Transkrypt
Import? Czemu nie!
Import? Czemu nie! Utworzono: czwartek, 22 lipca 2004 Import? Czemu nie! Rozmowa z PIOTREM KOZIOŁEM, prezesem zarządu spółki WĘGLOKOKS SA – Eksport polskiego węgla spada, podczas gdy ceny tego surowca na rynku europejskim poszybowały na rekordowy poziom (ok. 85 USD za tonę w portach ARA – red.). Jednocześnie występują pewne nadwyżki produkcji węgla w niektórych polskich kopalniach. Czym to wszystko wytłumaczyć? – Nie ma jednoznacznej odpowiedzi na to pytanie, bo przyczyn tego zjawiska jest wiele. Węgla, którego nikt nie chce kupić, jest nadmiar. Chodzi o węgiel o niskiej kaloryczności. Natomiast brakuje na rynku węgla o wyższych parametrach jakościowych. Moglibyśmy sprzedać zdecydowanie więcej tego węgla, niż to teraz czynimy. Pytanie, dlaczego go nie ma, powinno być w zasadzie skierowane do producentów. Nie jest jednak tajemnicą, że polskie kopalnie z uwagi na coraz głębszą eksploatację mają poważne problemy natury górniczo-geologicznej. Na dodatek, jest to znacznie kosztowniejsza eksploatacja. Poza tym, zaniechanie w przeszłości inwestycji w górnictwie, skutkuje dziś ograniczeniem możliwości produkcyjnych. Problem zmniejszonej podaży węgla natrafia jednocześnie na rynku krajowym na zwiększony popyt na to paliwo. Powód tego jest oczywisty, polska gospodarka, która dynamicznie się rozwija, konsumuje coraz więcej energii. W ten sposób nadwyżka pomiędzy wydobyciem węgla w polskich kopalniach a zapotrzebowaniem na rynku krajowym maleje. To się oczywiście odbija na obrotach Węglokoksu. W tym roku wyeksportujemy najwyżej 11-11,5 mln ton węgla, choć nasze plany początkowo sięgały 13 mln ton. Rezygnujemy z mniej opłacalnych kierunków morskich. – Eksportujemy coraz mniej węgla, a jednocześnie na naszym rynku pojawia się coraz więcej węgla z importu. – To dowodzi, że jest nadwyżka popytu na węgiel nad jego podażą. – Dynamika wzrostu importu węgla jest tak duża, że obecne relacje pomiędzy popytem a podażą mogą się wkrótce zmienić. Tego zresztą obawiają się polscy producenci. – Nie jest to wykluczone. Szacuje się, że w tym roku import węgla do Polski może wynieść nawet ok. 6 mln ton. Węgiel koksujący pochodzi głównie z Czech, a węgiel energetyczny z Rosji. Węgiel rosyjski jest bardzo konkurencyjny zarówno od strony cenowej, jak i jakościowej, bo jest mniej zasiarczony. Już dziś odbiorcy na północy kraju wybierają węgiel ze wschodu. – Skoro Węglokoks eksportuje coraz mniej węgla, to być może import otwiera spółce nowe możliwości? – Owszem, tyle że musielibyśmy przełamać pewien opór, nazwijmy to, psychologiczny ze strony polskich producentów węgla. Import nie oznacza wcale działania na ich szkodę. Import węgla o wysokich parametrach jakościowych może pozwolić zagospodarować węgiel z polskich kopalń, który z uwagi na niską jakość zalega na zwałach. Węgle te po wymieszaniu mogą uzyskać parametry zadowalające odbiorców. – A zatem import węgla znajdzie się w opracowywanej obecnie strategii Węglokoksu? – Tak, chociaż nie będzie to znacząca pozycja. Mając na uwadze fakt, iż węgla na eksport jest mniej, przyjęliśmy założenie – opracowując strategię spółki – że węgiel będzie miał mniejszy udział w przychodach spółki. – A co będzie miało większy udział? – Na ten temat będę mógł się wypowiedzieć w momencie, kiedy dokument ten zyska akceptację rady nadzorczej. – Energetyka, dystrybucja maszyn i urządzeń górniczych? – Możliwości jest wiele. Przecież my już dziś zajmujemy się leasingiem oraz dzierżawą wagonów, a także importujemy magnetyt. Początki są zrobione. Chodzi nam jednak o to, żeby dywersyfikacja źródeł przychodu nabrała większego tempa. – Od początku roku słyszymy na temat zaangażowania kapitałowego Węglokoksu w Południowy Koncern Węglowy. Czy ten temat jest wciąż aktualny? – Ten proces jest kontynuowany. Czekamy na wycenę kopalni „Bolesław Śmiały”. – Wcześniej pojawiały się pomysły zakupu kilku innych kopalń przez Węglokoks. Jest pan zwolennikiem takiej koncepcji? – Jestem przeciwny tej koncepcji z prostej przyczyny. Podstawowe prawo ekonomii mówi: nie rób tego, na czym się nie znasz. Nie znamy się na bieżącym zarządzaniu kopalnią, znamy się na handlu węglem, a to dwie różne rzeczy. Druga rzecz, że nie mamy odpowiedniego kapitału obrotowego, który moglibyśmy przeznaczyć np. na inwestycje. Poza tym, póki co, nikt nie wystawił na sprzedaż konkretnej kopalni. – To znaczy, że Węglokoks nie byłby zainteresowany ewentualną prywatyzacją spółek węglowych? – Byłby, chociaż nie łudźmy się, nie byłaby to inwestycja kapitałowa, która zapewniłaby Węglokoksowi dywidendę, bowiem kopalnie mają ogromne potrzeby inwestycyjne. Myślę, że w tym przypadku akcjonariusze długo nie widzieliby dywidendy. – A w przypadku PKW na co Węglokoks liczy? – Na udział w zyskach energetyki, z którą związany jest kapitałowo Południowy Koncern Węglowy (PKW jest częścią spółki Energetyka Południe – red.). Uważam, że jest to dobra lokata na przyszłość. – Mówi pan o prywatyzacji górnictwa w kontekście spółek węglowych, a co z Węglokoksem, który już wielokrotnie był przymierzany do prywatyzacji? – Decyzja taka leży w gestii właściciela. Przypomnę jednak, że w strategii dla górnictwa nie ma mowy o prywatyzacji Węglokoksu, co oznacza, że na chwilę obecną nie ma takiej woli ze strony właściciela. Uważam, że byłoby zdrową rzeczą prywatyzowanie dystrybutora węgla, skoro prywatyzowani byliby jego producenci. Mam nadzieję, że będziemy mieli możliwość przekonania właściciela do zasadności takiej prywatyzacji. Rozmawiał: JACEK SROKOWSKI