pobierz - Duszpasterstwo Powołań

Transkrypt

pobierz - Duszpasterstwo Powołań
Duszpasterstwo Powołań Warszawskiej Prowincji Braci Mniejszych Kapucynów
B
swietego
Franciszka
raciszkowie
Rok XX, nr 118
spis treści
R
brat
Krzysztof
SŁ
OWO W
Słowo wstępne 3
br. Krzysztof Przybylski
Spójrzmy na kapłaństwo oczyma Świętego Franciszka 4
Jakub Olszyk
List do kapłana 6
br Borys Karczmarzyk
Kapłaństwo – dar i powołanie 9
br Tomasz Mędrek
Błogosławiony Henryk Krzysztofik 10
br Szymon Janowski
Sala rekreacyjna 14
br Roland Prejs
Loreto 18
br Szymon Janowski
Klasztory Warszawskiej Prowicji Kapucynów – Lubartów 20
Terminy na 2010 rok 22
Na początek 23
ozpoczęliśmy Adwent – czas przygotowania się na przyjście Pana. Na to przyjście które będziemy wspominać i przeżywać 25 grudnia, ale i na to ostateczne przyjście Jezusa Chrystusa
w Jego chwale i majestacie.
Istnieje wiele powodów by zatrzymać się choć na chwile w wirze zajęć i obowiązków, by
zastanowić się nad życie… W którym kierunku zmierzam, co jest najważniejsze, a co zupełnie nieważne… Wiele pytań rodzi się w sercu szukającym Boga pośród zajęć i obowiązków
dnia codziennego szczególnie u schyłku kolejnego roku kalendarzowego.
Drogi czytelniku przekazuję w Twoje ręce kolejny numer naszych Braciszków… W tym
numerze – wraz z autorami poszczególnych artykułów – chcemy zaprosić Ciebie do refleksji
nad swoim życiem w świetle sakramentu kapłaństwa. Kościół i sam Ojciec Święty Benedykt
XVI zachęca nas – w sposób szczególny w tym roku – do takiej refleksji.
Poza tym poznamy kolejnego z naszych Braci Męczenników II wojny światowej, oraz kolejne miejsce kapucyńskie – sala rekreacyjna. Zapraszam również do zapoznania się z naszymi propozycjami spotkań – dni skupienia i rekolekcji – na rok 2010.
Niech nowo narodzony Jezus Chrystus ożywia Twoją wiarę i błogosławi Tobie na każdy
dzień, niech obdarza Cię pokojem i uczy radości z życia w głębokiej z Nim zażyłości.
ST
Kwartalnik dla kandydatów do kapucyńskiej wspólnoty zakonnej
i osób zainteresowanych postacią św. Franciszka.
Redakcja: br. Krzysztof Przybylski;
Nakład: 2000 egzemplarzy
Zainteresowanych regularnym otrzymywaniem biuletynu prosimy o przesłanie
swojego adresu do redakcji. Koszt prenumeraty – zupełnie dobrowolna ofiara.
Duszpasterstwo Powołań
Braci Mniejszych Kapucynów
ul. Kapucyńska 4 ; 00 – 245 Warszawa
tel. O22 831 31 09; kom. 600 407 346
[email protected] ; www.powolania.ofmcap.pl
Braciszkowie św. Franciszka
rerefent powołaniowy
ĘP
NE
3
4
Spójrzmy na kapłaństwo
oczyma Świętego Franciszka…
19 czerwca bieżącego roku – w uroczystość
Najświętszego Serca Pana Jezus – Ojciec
święty Benedykt XVI uroczyście ogłosił
rozpoczęcie Roku Kapłańskiego. Patronem
tego okresu obrano św. Jana Marię Vianney.
Zapewne nie każdy zdaje sobie sprawę, iż
proboszcz z Ars należy do rodziny franciszkańskiej – należał bowiem do Franciszkańskiego Zakonu Świeckich. Za wzór stawia
się także św. ojca Pio – jedynego kapłana
– stygmatyka, a w Polsce bł. Honorata Koźmińskiego – poszukiwanego spowiednika
Braciszkowie św. Franciszka
i założyciela licznych zgromadzeń zakonnych… Aczkolwiek sam seraficki ojciec
Franciszek kapłanem nie był… Warto więc
przyjrzeć się sakramentowi kapłaństwa
z franciszkańskiego punktu widzenia.
BIedaczyna z Asyżu najprawdopodobniej
przyjął jedynie święcenia diakonatu, dzięki
którym mógł np. śpiewać Ewangelię w czasie mszy świętej (por. Relacja Trzech Towarzyszy r. 15, w. 61). W domyśle nie chciał zostać prezbiterem, gdyż nie czuł się godnym
tak wielkiej łaski. Kapłan był dla niego kimś
wyjątkowym, godnym czci i podziwu. Św.
Franciszek dogłębnie rozumiał, że bez kapłaństwa nie byłoby Eucharystii. W czasach,
gdy wielu narzeka na swych księży, postawa
Biedaczyny, który ,,czcił prałatów i kapłanów Świętego Kościoła” (Relacja Trzech Towarzyszy r. 14, w. 57) wzywa do refleksji.
To, co sam praktykował, Seraficki Ojciec, zalecał także swoim braciom. Relacja
Trzech Towarzyszy przytacza następujące napomnienia kierowane do minorytów
w czasie kapituły w Porcjunkuli odbywającej się w Święto Zesłania Ducha Świętego:
,,[Franciszek] chciał także, aby bracia otaczali szczególnym szacunkiem również kapłanów, którzy sprawowali czcigodne i największe tajemnice. Posuwał się aż do tego,
że chciał, aby gdziekolwiek ich spotkają,
skłaniali głowę i całowali ich ręce. A jeżeli
spotkaliby ich jadących konno, chciał, aby
nie tylko całowali ich ręce, lecz także kopyta
koni, na których jechali ze względu na szacunek wobec ich władzy.” (Relacja Trzech
Towarzyszy r. 14, w. 57).
Cześć wobec kapłanów towarzyszyła
Biedaczynie do samej śmierci. Podkreślenie
godności święceń i faktu, iż to oni są ,,jedynym źródłem” Najświętszej Eucharystii
zawiera także testament świętego: ,,Dał mi
Pan i daje tak wielkie zaufanie do kapłanów,
którzy żyją według zasad świętego Kościoła
Braciszkowie św. Franciszka
Rzymskiego ze względu na ich godność kapłańską, że chociaż prześladowaliby mnie,
chcę się do nich zwracać. I chociaż miałbym
tak wielką mądrość jak Salomon, a spotkałbym bardzo biednych kapłanów tego świata,
nie chcę wbrew ich woli nauczać w parafiach,
w których oni przebywają. I tych, i wszystkich innych chcę się bać, kochać i szanować
jak moich panów. I nie chcę dopatrywać się
w nich grzechu , ponieważ rozpoznaję w nich
Syna Bożego i są moimi panami. I postępuję
tak, ponieważ na tym świecie nie widzę niczego wzrokiem cielesnym z Najwyższego
Syna Bożego, tylko Jego Najświętsze Ciało
i Najświętszą Krew, które oni przyjmują i oni
tylko innym udzielają.” (Testament Świętego Naszego Ojca Franciszka ww. 6-10).
Z ducha św. Franciszka wyrosła stopniowo wielka rodzina zakonna. W jej składa
wchodzi również Zakon Braci Mniejszych
Kapucynów; także jego konstytucje pamiętają o słowach napomnień serafickiego ojca.
Dokument wzywa kapucynów do okazywania
należnej czci kapłanom (9,5) oraz do uprzejmego ich podejmowania (95,4).
Biedaczyna swoim stosunkiem do kapłaństwa wzywa nas do zastanowienia. My,
którzy mamy duszpasterzy na wyciągnięcie
ręki, często nie doceniamy tej wielkiej łaski!
Zdarza nam się narzekać, wyszukiwać wady
duchowieństwa… Trudno sobie wyobrazić,
że na świecie wciąż są miejsca, gdzie ludzie
pragnęliby jakiegokolwiek kapłana, dzięki
któremu mieliby dostęp do sakramentów!
Św. Franciszek z Asyżu do głębi rozumiał
wielkość kapłaństwa i jego powiązanie
z Najświętszym Sakramentem. Warto brać
z niego przykład w trwającym Roku Kapłańskim…
JAKUB OLEKSZYK, POSTULANT
5
D
6
Abrahamie weź twojego syna jedynego,
którego miłujesz, Izaaka, idź do kraju Moria.
Podziwiam twoją odwagę kapłanie, decyzję, którą w pewnym momencie swojego
życia podjąłeś, a jeśli jesteś kapłanem, to
musiałeś podjąć taką decyzję. Nie pomnę
momentu, kiedy Cię poznałem, tej jednej
określonej chwili. Wiem na pewno, że byłeś
ubrany na czarno i nosiłeś okulary z grubymi oprawkami. Wiem, że byłeś niedostępny, gdzieś poza tym wszystkim, mimo że
w centrum, gdzieś, gdzie ja jako mały człowiek dostępu nie miałem. Kiedy w niewielkim wiejskim Kościółku wrzucałem pieniążek do tacy, głaskałeś mnie po głowie
i czułem się wtedy wyjątkowym, wyjątkowym że ktoś taki, ktoś tak niezwykły zauważył mnie w tym tłumie, obdarzył uśmiechem.
Potem jeszcze szukałem twojego wzroku,
ale...byłeś już bardzo daleko, za ołtarzem.
Musiałeś tam być.
na
rogi kapłanie, nigdy nie chciałem być
księdzem.
Zadano mi ostatnio pytanie, – ‘kim
ty jesteś?’. Wśród wielu odpowiedzi byłem
Jezusem, kieszenią w płaszczu, Piłatem,
znakiem postawionym na drodze. Gdyby zapytano mnie dzisiaj, - ‘kim chciałbyś być?’,
myślę, że odpowiedziałbym podobnie, tylko
tego Piłata zamieniłbym na kapłana, tak
podpowiada mi serce, mimo iż nigdy księdzem być nie chciałem.
Paradoksy. Idziemy tam gdzie nie do końca chcieliśmy.
Pewien francuski linoskoczek zapytany,
dlaczego przeszedł po drucie stalowym zawieszonym pomiędzy dwoma wieżowcami,
odpowiedział:, „Kiedy widzę trzy pomarańcze, muszę nimi żonglować, kiedy widzę
dwie wysokie wieże, muszę przejść po łączącej je linie”.
Idziemy tam gdzie musimy.
List do
a
ł
ka p
7
Abraham wziął do ręki ogień i nóż, po
czym obaj się oddalili.
Pamiętam dobrze czasy szkoły. Buntowałem się wtedy. A jakże! Upatrywałem w tym
wszystkim jakiegoś systemu, który ograniczał mnie do szuflady ocen, ale zawsze szanowałem nauczycieli, mozoł ich nauczania
i nigdy nie chciałem być nauczycielem. Potem, kiedy zbliżały się Święta Bożego Narodzenia, zaczynały się rekolekcje i Kościół,
w którym Byłeś, grupy moich rówieśników
omijały szerokim łukiem, i wtedy też się
buntowałem i szedłem po prostej. Bynajmniej nie kroczyłem do Ciebie, nie wiem
czy szedłem do Tego, dla którego tam byłeś,
ale zawsze Cię szanowałem. Brakowało mi
odwagi, żeby podejść i porozmawiać o tym
z Tobą. Z daleka słuchałem Twojej nauki
Braciszkowie św. Franciszka
i nie myślałem, że kiedykolwiek zamieszka
we mnie, a chciałem być domem. Wtedy,
mój wzrok jakoś bardziej koncentrował się
na kolorowych szatach, których nigdy nie lubiłem i przepychu, za którym nigdy nie przepadałem. Ginąłeś gdzieś w tym wszystkim.
W jednym ze swoich listów piszesz do
mnie o tym ile trudu kosztowało Cię, żeby
nauczyć się grać na gitarze,...a co jeśli gitara nie jest nastrojona? Tylko to jedno mam
sobie i Tobie do zarzucenia, tylko tę jedną
rzecz, czasami uczyłeś mnie grać na nie nastrojonej gitarze, a ja grałem i myślałem, że
tak trzeba.
Ktoś napisał, „Widziałem raz człowieka, który nie chciał pójść na śmierć”. Były
momenty, kiedy nie wiedziałem, w co mnie
wprowadzasz, na co się zgadzam i w co tak
Braciszkowie św. Franciszka
naprawdę wchodzę. Mam też świadomość
swojej ignorancji.
„Izaak odezwał się do swojego ojca Abrahama <oto jest ogień i drwa, a gdzie jest
jagnię na całopalenie?>”.
Nie miałem odwagi Izaaka. Czy teraz ją
mam? Myślę, że mam na, tyle, aby pragnąć
być człowiekiem świadomym i takich wyborów dokonywać. Świadomie zgadzać się
na śmierć, tak jak ty świadomie decydujesz
się umierać. Chcę tak jaj Ty zadawać sobie
prawdziwe pytania. Nie pytać Boga, czy chce
kapłana, ale pytać Go, czy chce TAKIEGO
kapłana, ze wszystkim co mam i czego mi
brakuje. Myślę, że mogłeś sobie zadawać
podobne.
„Abraham, obejrzawszy się poza
siebie, spostrzegł barana uwikłane-
go rogami w zaroślach. Poszedł więc,
wziął barana i złożył w ofierze całopalnej zamiast swego syna.” Św. Franciszek błogosławił kapłanom,
mimo iż sam kapłanem nie był. Jakoś nie
czuje się, aby komukolwiek błogosławić,
ale wiedz, że dobrze Ci życzę, a list do Ciebie napisany chciałbym zakończyć słowami,
jakie Rudyard Kipling skierował do osoby
bardzo mu bliskiej.
„Jeżeli zdołasz zachować spokój,
chociażby wszyscy go stracili, ciebie
oskarżając;
Jeżeli nadal masz nadzieję, chociażby
wszyscy o Tobie zwątpili,
licząc się jednak z ich zastrzeżeniem;
Jeżeli umiesz czekać bez zmęczenia;
Jeżeli na obelgi nie reagujesz obelgami;
Jeżeli nie odpłacasz na nienawiść
nienawiścią,
nie udając jednakże mędrca i świętego;
Jeżeli marząc – nie ulegasz marzeniom;
Jeżeli rozumiejąc – rozumowania nie
czynisz celem;
Jeżeli umiesz przyjąć sukces i porażkę,
traktując jednakowo oba te złudzenia;
Jeżeli ścierpisz wypaczenie prawdy
przez Ciebie głoszonej,
kiedy krętacze czynią z niej zasadzkę,
by wydrwić naiwnych;
Albo zaakceptujesz ruinę tego, co było
treścią twojego życia,
kiedy pokornie zaczniesz odbudowę
zużytymi już narzędziami;
Jeżeli potrafisz na jednej szali położyć
wszystkie twe sukcesy
i potrafisz zaryzykować,
stawiając wszystko na jedną kartę;
Jeżeli potrafisz przegrać i zacząć
wszystko od początku,
bez słowa,
nie żaląc się, że przegrałeś;
Jeżeli umiesz zmusić serce, nerwy, siły,
by nie zawiodły,
choćbyś od dawna czuł ich wyczerpanie,
byleby wytrwać, gdy poza wolą nic już
nie mówi o wytrwaniu;
Jeżeli umiesz rozmawiać z nieuczciwym
nie tracąc uczciwości
lub spacerować z królem
w sposób naturalny;
Jeżeli nie mogą Cię zranić nieprzyjaciele, ani serdeczni przyjaciele;
Jeżeli potrafisz spożytkować
każdą minutę,
nadając wartość każdej
przemijającej chwili;
Twoja jest ziemia i wszystko, co na niej,
I najważniejsze – będziesz człowiekiem.”
Br. Borys Karczmarzyk, nowicjusz
Braciszkowie św. Franciszka
Kapłaństwo
– dar
i
powołanie!
W
serce każdego człowieka Bóg wpisał
powołanie. Jest ono jak potok, którego
nie odwrócisz, wciąż dąży do oceanu.
Odkrycie i podążanie drogą swojego powołania
daje radość, spełnienie, rodzi miłość i pobudza
do nieustannego daru z siebie samego. Każdy
z nas jest powołany do świętości. Nieustannie
przypominał o tym Jan Paweł II wołając do młodych: „odwagi, nie bójcie się wkroczyć na drogę
świętości” (Toronto 2002). Świętość jest naszym
celem, a powołanie jest drogą. Dla jednych ta
droga realizuje się w małżeństwie, dla innych
w życiu konsekrowanym, na misjach, czy też
w samotności. Szczególnym darem Boga, drogą
w kroczeniu do świętości, jest kapłaństwo. Bóg
powołuje człowieka, wzywa po imieniu i pragnie
wręczyć wspaniały dar. Kapłaństwo jest szczególnym darem, gdyż to sam Bóg woła człowieka, wzywa go na swoją służbę. To wybranie jest
wielką tajemnicą, której nie da się wyjaśnić słowami, stworzyć regułkę, ono tkwi w głębi serca.
Ale jak każdy dar można je przyjąć lub odrzucić.
W Zakonie Braci Mniejszych Kapucynów
wszyscy jesteśmy przede wszystkim braćmi. Każdy z nas otrzymał od Boga powołanie
Braciszkowie św. Franciszka
do życia konsekrowanego. Wielu z nas Pan
Bóg obdarzył ponad to darem kapłaństwa.
Nie znaczy to, że brat laik (nie kapłan) jest
„gorszy” od brata kapłana. Kapłaństwo jest
darem dla całej wspólnoty braci, dla ludzi
z którymi pracujemy i dla całego Kościoła.
Nie można go zatrzymywać wyłącznie dla
siebie. Brat kapłan jest tym, przez którego przychodzi do drugiego brata Chrystus
Eucharystyczny. Brat kapłan to ten, który
mocą Chrystusowego kapłaństwa w imieniu
Kościoła odpuszcza grzechy. Czy to nie jest
wspaniały dar dla całej wspólnoty braterskiej? Kapłaństwo w zakonie jest więc darem dla braci i drogą do świętości dla samego brata kapłana. Ten dar i droga wzmacnia
każdego brata w powołaniu do świętości.
Kapłaństwo jest pięknym darem. Kościół
święty w roku kapłańskim stawia nam przed
oczami świętego Jana Marię Vianneya, proboszcza z Ars. Kapłana, który swoim życiem
zanurzonym w Bogu, swoją gorliwością i miłością pociągał wielu do Boga. W naszym zakonie mamy również przykłady wielu świętych kapłanów. Wśród nich najbardziej nam
9
10
znany św. o. Pio. Kapucyn stygmatyk, charyzmatyczny spowiednik, założyciel Domu
Ulgi w Cierpieniu, wielki orędownik u Boga.
Dla mnie osobiście najpiękniejszym wzorem kapłana jest Sługa Boży Jan Paweł II.
Był to kapłan, który miał zawsze czas dla
każdego. Kapłan niesamowicie pokorny
i cierpliwy, pochylający się nad każdym, nawet najbardziej upadłym człowiekiem. Był
kapłanem, który umiał rozmawiać i modlić
się zarówno ze starszymi jak i z młodymi.
Jan Paweł II nie żałował sił w realizowaniu
swojego powołania, jakim obdarzył go Bóg.
Do końca swojego życia głosił Dobrą Nowinę
o Jezusie Chrystusie Zmartwychwstałym,
o Bogu, który jest Miłością.
Patrząc na liczne przykłady świętych kapłanów, rozmawiając ze starszymi braćmi
kapłanami, stwierdzam, że nie jest to też
łatwe powołanie. Jest wiele trudności i pokus. Kapłan nieustannie toczy walkę o swoje
i powierzonych mu owieczek zbawienie. Kapłaństwo jest pięknym ale i zarazem trudnym powołaniem, trudną drogą, zwłaszcza
w dzisiejszych czasach. Może to też dlatego tak mało młodych mężczyzn odpowiada
pozytywnie Bogu na Jego wezwanie. Mamy
jednak nadzieję wytrwania, gdyż Bóg kogo
powołuje tego też umacnia, uświęca i błogosławi.
W przeżywanym obecnie roku kapłańskim módlmy się za kapłanów. Nasza modlitwa naprawdę jest im potrzebna. Módlmy
się o odwagę dla młodych chłopaków, aby
nie bali się odpowiedzieć Bogu pozytywnie
na Jego wezwanie. Módlmy się o święte
i liczne powołania kapłańskie, by nie zabrakło nam tych, którzy jednają nas z Bogiem
i podają nam do spożycia Ciało i Krew Jezusa Chrystusa.
Kazania na pniu
Józef urodził się w 1908 r. Pochodził
z niewielkiego Zachorzewa, leżącego kilka kilometrów od Opoczna, w rodzinie
średniozamożnych
rolników.
W Zachorzewie ukończył 6 klas szkoły powszechnej. I być może nie różniłby się zbytnio od swoich rówieśników
gdyby nie specyficzne hobby. Jedną
z jego zabaw było... „odprawianie” Mszy.
W czasie takiej „liturgii” wchodził na pień
ściętego drzewa i wygłaszał kazania. Podobno zdarzało mu się nawet spowiadać
kolegów. W 1925 r. przyjechał do Łomży,
gdzie rozpoczynało działalność Kolegium
św. Fidelisa. Było to niższe seminarium
duchowne prowadzone przez braci kapucynów. To tu poznał zakonne życie od
środka. Wychowanie w niższym seminarium stwarzało możliwość bezpośredniego kontaktu z zakonnikami i uczestniczenia w ich życiu. Gdzie młody Józef poznał
kapucynów? Być może w znanym dzięki
o. Honoratowi klasztorze w Nowym Mieście
nad Pilicą, położonym kilkadziesiąt kilometrów od Zachorzewa.
Bł. Henryk
Krzysztofik
Lepiej krótko
płonąć,
niż długo kopcić
Br. Tomasz Mędrek
Braciszkowie św. Franciszka
Pełen ognia
Już w trakcie nauki w zakonnym gimnazjum Józef poprosił prowincjała o. Honorata
Adamczyka, o przyjęcie do zakonu. W roku
1927 rozpoczął nowicjat w Nowym Mieście
i przyjął imię Henryk. Ponieważ w tym czasie
kapucyni nie mieli własnego seminarium,
z powodu kasat i I wojny światowej,
młodego zakonnika wysłano do seminarium w Breust-Eysden w Holandii.
Po ukończeniu filozofii w tym miejscu,
w roku 1930, rozpoczął studia teologiczne na Uniwersytecie Gregoriańskim
w Rzymie. W tym czasie składa śluby
wieczyste oraz przyjmuje święcenia kapłańskie. W roku 1935 zakończył Grego-
Braciszkowie św. Franciszka
rianum uzyskaniem licencjatu z teologii
dogmatycznej. Zaraz po ukończeniu studiów
w Rzymie, o. Henryk został skierowany do
klasztoru na Krakowskim Przedmieściu
w Lublinie. Został wykładowcą w nowo
utworzonym seminarium kapucyńskim. Wykładał teologię dogmatyczną, apologetykę
i regułę zakonu. Niedługo potem został rektorem seminarium i wikarym klasztoru. Był
mocno zaangażowany duszpastersko – często głosił kazania, spowiadał, obejmował
duszpasterską opieką siostry zakonne, był
poszukiwanym kierownikiem duchowym.
W pamięci osób które go znały zachował się
jako człowiek pełen ognia i miłości. Jego
nerwowość łagodziło radosne usposobienie. Ideał życia ewangelicznego zaproponowany przez św. Franciszka był dla niego
fundamentem, na którym budował swoje
zakonne życie w sposób piękny – było ono
przepełnione miłością do drugiego człowieka. W takim klimacie upływały o. Henrykowi kolejne lata w Lublinie. Aż do wybuchu II
wojny światowej. Z końcem roku 1939 opuścili lubelski klasztor bracia z Holandii. Dotychczasowym gwardianem był jeden z nich
– o. Jezuald Willemen. Od teraz obowiązki
gwardiana i rektora seminarium spoczywały
na barkach o. Henryka.
Póki mamy trzeźwy umysł...
Mimo działań wojennych na początku
września i trwającej okupacji, kapucyńskie
seminarium rozpoczęło kolejny rok akademicki. W przemówieniu inauguracyjnym
o. Henryk wypowiedział znamienne zdanie:
„Lepiej krótko płonąć, niż długo kopcić”. Te
słowa wybrzmiały bardzo mocno w bardzo
ciężkich warunkach w jakich znajdowali się
bracia. Sposób w jakich funkcjonowało seminarium w czasie okupacji hitlerowskiej
możemy poznać z Prywatnej kroniki, prowadzonej przez jednego z braci. Wykłady odby-
11
wały się w normalnym toku, działały także
koła seminaryjne: samokształceniowe, misyjne i abstynenckie. Bracia wspomagali
rannym w szpitalu wojskowym – zanosili im
żywność i własnoręcznie „wyprodukowane”
papierosy z tytoniu zebranego na kweście.
W styczniu 1940 r. rozpoczęły się wizyty
i prowokacje gestapo w kapucyńskim klasztorze. 25 I 1940 r. nastąpiło aresztowanie
braci przez gestapo, w ramach szerszej akcji likwidacji lubelskiego duchowieństwa.
Bracia – 8 kapłanów i 15 kleryków – zostali
umieszczeni w więzieniu na Zamku Lubelskim. O. Henryk powiedział wtedy braciom:
„Póki mamy trzeźwy umysł, zróbmy dobrą
intencję. Cokolwiek nas w przyszłości spotka, niech każdy ofiaruje to Bogu w jakiejś
intencji”.
12
Szklanka zamiast kielicha
O. Henryk z chwilą aresztowania nie
przestał być gwardianem – strażnikiem braci. Bardzo o nich dbał. Potrafił zorganizować
dodatkowe racje żywności. Było to możliwe
dzięki kontaktom ze strażnikami więzienia.
Dzięki nim również udało mu się pozyskać
hostie i wino. Zadbał o to, żeby prawie codziennie w przepełnionej więziennej celi
była odprawiona Eucharystia. Po wcześniejszym wstaniu i zwinięciu materacy z podłogi
bracia gromadzili się wokół taboretu, który
teraz pełnił rolę ołtarza, na którym zamiast
kielicha stała zwykła szklanka.
Franciszkanin tak nie robi
Obóz koncentracyjny w Sachsenhausen,
niedaleko Berlina, przeznaczony był do
eksterminacji duchowieństwa z ponad 20
krajów. Tu bracia trafili 18 VI 1940. Obóz
stanowiła przystosowana do tego celu wioska olimpijska – w 1936 Niemcy byli gospodarzami letniej olimpiady. Obozowe warunki
były fatalne – ciągły głód, wycieńczająca
praca, bicie i szykany, ciągnące się w nieskończoność apele... Mimo coraz gorszego
położenia o. Henryk nadal czuł się odpowiedzialny za grupę braci. Bardzo ubolewał
nad tym, że nie może zdobyć dla nich pożywienia. Zadziwia jego sposób bycia w obozie. Bracia, którzy byli razem z Henrykiem
w obozie wspominają, że gdy widział któregoś z nich odkładającego chleb na później,
mawiał: „Nie wierzysz w Opatrzność Bożą?
Franciszkanin tak nie robi. Nie bójcie się,
nie zginiemy z głodu”. Kiedy otrzymał trochę pieniędzy nie troszczył się o nie, bracia
ostrzegali go wtedy, że mogą zostać skradzione. Odpowiadał: „Jak to, czy św. Franciszek chował pieniądze?”. Kiedy po powrocie
z pracy szukał zostawionego w szafie chleba, ktoś powiedział, że chleb został skradziony. Jednak o. Henryk nie wierzył, że któryś z mieszkańców baraku, a były to osoby
duchowne, mógł ukraść chleb. Szukał dalej,
jednak bez skutku. Wielkie wrażenie zrobiła
na współwięźniach kapucynów następująca
scena. Któregoś razu za otrzymane skądś
pieniądze kupił 2 bochenki chleba i rozdzielił je na 25 części – dla każdego brata. Zaprosił ich do jedzenia mówiąc: „No, bracia,
pożywajmy Boże dary. Czym chata bogata,
tym rada”. W czasie głodu mało kto potrafiłby zdobyć się na taki gest.
Spotkamy się w niebie
O. Kajetan Ambrożkiewicz, jeden
z kleryków kapucyńskich, którzy razem
z o. Henrykiem przebywał w obozie, w taki
sposób mówił o nim w kazaniu poświęconym
braciom zmarłym w obozach, w Lublinie
w 1947 r.: „Mam jeden zarzut przeciwko Tobie mój Ojcze Dyrektorze. Tyś nie powinien
był się dostać do obozu, należałeś bowiem
do tych więźniów, o których pół żartem, pół
z płaczem mówiło się, że nie nadawali się do
obozu. Kiedyśmy zimą z ‘41 na ‘42 rok, dzień
Braciszkowie św. Franciszka
w dzień, od wczesnego ranka do późnego
wieczoru, na mrozie i o głodzie pracowali
przy śniegu, nie umiałeś się nigdy tak jakoś
zawinąć, by dostać do rąk lekką łopatę do
ładowania śniegu, lecz byłeś wiecznie wśród
tych, którym zostawały ciężkie niemiłosiernie taczki. I z tymi taczkami nie umiałeś sobie radzić, nie umiałeś ich rzucić w śnieg,
gdy nikt nie widział i schronić się w jakiś
cieplejszy kąt, choćby na jedno przedpołudnie. Nie umiałeś odpocząć sobie, gdy oko
esesmana lub złego kapo nie spoczywało
na Tobie. Nie posiadałeś niezbędnej do życia
obozowego sztuki udawania, że coś się robi
nie robiąc. Byłeś za prostolinijny. Zbyt jawną,
zbyt franciszkową duszę miałeś, by taczki
rzucić, by ulżyć sobie w pracy. Nie nadawałeś się do obozu. Pracowałeś za sumiennie
i za dużo. Największa Twoja niedola, a zarazem i Twoja wielkość to to, że i w obozie nie
umiałeś kopcić, ale tylko palić się i płonąć.
I spłonąłeś szybko. Gdy już taki słaby byłeś,
że z pracy nie mogłeś wrócić o własnych siłach, gdy Cię półprzytomnego Twoi współbracia zaprowadzili do szpitala, gdy zdrowy
rozum nakazywał nie pokazywać tych ostatnich resztek sił tlejących w obumierającym
organizmie (tylko nieprzytomnych i konających przyjmowano w tym czasie do szpitala),
to Ty skoro posłyszałeś gniewny krzyk sanitariusza, zażartego wroga księży, ostatnim
wysiłkiem woli stanąłeś sam na nogach.
I musiałeś wrócić na blok podtrzymywany
i niesiony przez współbraci. Czułeś już, że
się dopalasz, bo powiedziałeś nam: „Jak
umrę to się będę za was modlił, by was Bóg
wyprowadził z obozu i byście nigdy nie byli
głodni”. Za kilka dni byłeś już tak słaby, że
i krzyki nieludzkiego sanitariusza nie pomogły i na nogi Cię nie postawiły. Przyjęto Cię
do szpitala w ostatnim stadium wyczerpania
organizmu. Niedługo już tam żyłeś. Nie widzieliśmy Cię na łóżku szpitalnym. Ale przed
Braciszkowie św. Franciszka
samą śmiercią napisałeś do nas, do swej
ukochanej grupki kleryckiej, list pożegnalny,
list który jest zarazem Twoim testamentem.
Umiem go do dziś na pamięć. (…) Pisałeś
w nim tak: ‘Drodzy bracia! Jestem w rewirze
na siódmym bloku. Strasznie schudłem bo
woda opadła. Ważę 35 kg. Każda kość boli.
Leżę na łóżku jak na krzyżu z Chrystusem.
I dobrze mi jest razem z Nim być i cierpieć.
Modlę się za was i cierpienia swoje Bogu
za was ofiaruję.(...)Wiem, że umrę i na ziemi się nie zobaczymy. Spotkamy się za to
w niebie. Żegnam was i wszystkich całuję.
Wasz brat w Chrystusie Henryk.”
Dotrzymał słowa
O. Henryk powiedział braciom, że po
śmierci będzie się za nich modlił, żeby żaden z nich nie umarł z głodu. O. Ambroży Jastrzębski, również jeden z kleryków o. Henryka, napisał: „Umarł z wyczerpania i głodu,
abyśmy my nie umarli z głodu, jak sam powiedział przed śmiercią. (…) Dotrzymał też
słowa. Modlił się za nas kleryków, bośmy
wszyscy (jeden umarł przed nim) przetrwali
obóz w Dachau i odzyskali wolność”. Do zobaczenia w niebie bracie Henryku!
br. szymon janowski
13
Miejsca Kapucyńskie
w ciągu dnia każdy z nas
idzie zazwyczaj do innego zajęcia, wypełnia je
w innym miejscu, tak, że
wtedy raczej nie jesteśmy razem. Razem, jako
bracia, możemy być –
oprócz wspólnych modlitw i posiłków –podczas
rekreacji. To jest, jakże
ważny, element budowania naszej rodzinności. To miejsce, a przede
wszystkim czas tworzenia naszych wzajemnych
braterskich relacji.
Istnieje zwyczaj, że
podczas obłóczyn (przywdzianie habitu przez
brata rozpoczynającego życie zakonne) oraz
składania pierwszych
i wieczystych ślubów
wszyscy obecni bracia
wymieniają z bratem,
który przyjął habit lub
złożył śluby, pocałunek
pokoju. Śpiewa się wtedy
parafrazę psalmu 133:
„Zobaczcie, jak jest dobrze przebywać razem
z braćmi”. Właśnie: jak
dobrze jest przebywać
z braćmi! W codziennej
praktyce widać to właśnie w tym miejscu, jakim
jest sala rekreacyjna.
Sala rekreacyjna
N
14
iewiele wyróżnia się od innych pomieszczeń w klasztorze, przynajmniej z zewnątrz. Wewnątrz pewne stałe elementy wyposażenia: telewizor, regał z codzienną
i tygodniową prasą, szafa na szklanki i talerzyki,
dzbanek do gotowania wody, ekspres do kawy,
głębokie fotele (naprawdę fajnie jest w nich
usiąść, zwłaszcza wieczorem). Ale nie wyposażenie jest tu istotne i najważniejsze. Najważniejsi są ci, którzy to miejsce wypełniają: bracia.
Zwykle wypełniają je trzy razy dziennie.
Pierwszy raz, po śniadaniu, na porannej
kawie. Nie każdy jednak zwykł pijać kawę,
nie każdy też może zjawić się rano: w tym
czasie, gdy jedni są na sali rekreacyjnej,
ktoś jest w kościele (akurat odprawiane są
poranne Msze święte, któryś z kapłanów
spowiada), a katecheci spieszą do szkoły.
Dlatego to poranne spotkanie ma charakter jakby na pół prywatny. Tu jest też zwykle
czas, by przejrzeć poranną prasę. Drugi raz
po obiedzie. To spotkanie poniekąd oficjalne,
bo wpisane w porządek dnia i zatytułowane
„rekreacja”. Jest okazja, by chwilę odpocząć, zanim pójdzie się do dalszych obowiązków. Jest okazja, by porozmawiać, podzielić
się wrażeniami z pierwszej połowy dnia. Ale
i na tym spotkaniu zwykle kogoś brakuje: jeden wraca nieco później z lekcji w szkole lub
posługi kapelana szpitalnego, inny jeszcze
spowiada w kościele, jeszcze inny już musi
pospieszyć do czekających go zajęć. Dopiero
trzecie spotkanie, wieczorem, choć też niejako oficjalne, bo zapisane w porządku dnia,
jest spotkaniem, na którym mogą być wszyscy bracia, oprócz jedynie będących akurat
poza klasztorem, zwłaszcza na jakichś wyjazdach. Czasami upływa ono na oglądaniu filmu, czasami przy jakichś słodyczach
– akurat któryś z braci dostał od kogoś tort
czy makowca, akurat latem w upalny dzień
brat gwardian zdecydował, że na rekreacji
będą lody. A czasami jest tylko herbata i słone paluszki. Ale znów nie o to chodzi, co jest
na stole. Najważniejsi są ci, którzy są wtedy
razem: bracia.
Bo to właśnie jest sens rekreacji: wzajemne spotkanie braci. Bycie razem. Zwyczajna
braterska rozmowa, jak w rodzinie. Dzielenie
się swoją obecnością i swoim czasem. Skończyliśmy obowiązki całego dnia, teraz mamy
czas dla siebie: możemy opowiedzieć sobie
o tym, co w ciągu dnia nas spotkało, z czym
mieliśmy do czynienia, jakie sprawy przyszło
załatwić, co czeka nas jutro, co nas cieszy, a
co zasmuciło. I wcale nie chodzi o to, abyśmy powiedzieli sobie jakieś bardzo mądre
rzeczy. Chodzi o bycie razem, zwłaszcza, że
Braciszkowie św. Franciszka
br. roland prejs
Braciszkowie św. Franciszka
15
P
arę lat temu, jeszcze przed moim wstąpieniem do zakonu, przeczytałem gdzieś,
że we Włoszech czczony jest domek
Matki Bożej, który został tu przeniesiony z Nazaretu przez... aniołów. No, tak - pomyślałem
sobie - ciekawe co ludzie są jeszcze w stanie
wymyślić i na dodatek w to wierzyć. A dziś... sam
w to wierzę.
Święty Dom?
16
Loreto to miasteczko położone we
wschodniej części centralnych Włoch,
w regionie Marche. Leży na wzniesieniu
o wysokości 127 m.n.p.m., kilka kilometrów
od brzegu Morza Adriatyckiego. Mieszka
tu zaledwie 12 000 mieszkańców. Jest to
typowa włoska miejscowość, z tym wyjątkiem, że znajduje się tu jedno z głównych
pielgrzymkowych centrów Europy. W Loreto
- wewnątrz sporych rozmiarów bazyliki znajduje się jedna z najważniejszych relikwii
chrześcijaństwa - cegły z domu, który zamieszkiwała w Nazarecie św. Rodzina. Skąd
ta pewność?
Templariusze i Aniołowie
Pierwsi chrześcijanie, mieszkańcy Ziemi
Świętej, na miejsca swoich spotkań często
obierali miejsca związane z obecnością Jezusa. Jednym z takich miejsc było mieszkanie Józefa, Maryi i Jezusa w Nazarecie.
Składał się on z dwóch części - niewielkiej
groty wykutej w skale oraz dobudowanych
do groty trzech ścian z cegieł i kamieni.
Pierwsze ślady otaczania tego miejsca kultem znajdujemy na cegłach - około 60 graffiti, m.in. imiona Chrystusa i Maryi w języku
greckim, oraz wyobrażenia krzyża. Specjaliści datują rysunki na przełom I i II w. W V w.
wybudowano w tym miejscu wielką bizantyjską bazylikę, którą przebudowali uczestnicy wypraw krzyżowych w XII w. Niespełna
100 lat później - w 1263 - muzułmanie bu-
to
e
r
Lo
uarium
sankt
ego
Święt
Domu
Dlatego Pan sam da wam znak: oto Panna pocznie i porodzi Syna,
i nazwie Go imieniem Emmanuel.
Iz 7, 16
rzą kościół. Znana jest relacja pielgrzyma
z roku 1289 r., który opisuje ruiny bazyliki,
zaznacza jednak, że od zniszczenia zachowany został dom, w którym dokonało się
Zwiastowanie. Wszystkie znane relacje pielgrzymów z okresu po 1291 r. mówią już tylko
o istnieniu groty Zwiastowania. Co się stało
z domem? Ikonografia przechowała wiarę
w to, że przed zniszczeniem uratowali Dom
św. Rodziny aniołowie, którzy drogą powietrzną przenieśli go do Loreto. W bazylice
znajdziemy mnóstwo rzeźb, obrazów, grafik
itp. z artystycznym wyobrażeniem przeniesienia Domu przez aniołów nad wzburzonym morzem. Trudno jest nam dziś wierzyć
w taką cudowną interwencję niebiańskich
istot... Badania historyków, archeologów
oraz dokumenty odnalezione w XX w. w archiwach watykańskich rzucają wiele światła
na tę sprawę. Dokumenty watykańskie mówią o greckiej rodzinie o nazwisku de Angeli
(czyli Aniołowie), którzy byli odpowiedzialni
Braciszkowie św. Franciszka
za przetransportowanie “świętych kamieni z Domu Naszej Pani i Dziewicy, Matki
Boga” do Loreto. De Angeli przeprowadzili
przeniesienie Domu przy pomocy jednego
z zakonów rycerskich, najprawdopodobniej
Templariuszy - świadczy o tym znalezienie
wmurowanych między cegłami domu czerwonych płóciennych krzyży. Oprócz krzyży
znaleziono również liczne skorupki strusich jajek. Według interpretacji niektórych
historyków skorupki strusich jaj używane
były przez krzyżowców przy ozdabianiu kościołów zarówno na Wschodzie jak i na Zachodzie, jakkolwiek by nie było skorupki te
potwierdzają pochodzenie kamieni z Ziemi
Świętej.
Dom na środku drogi
Cegły z Nazaretu przewieziono do Ankony. Miasto położone 30 km na północ od Loreto było w tamtym czasie głównym portem
Państwa Kościelnego. Legendy oraz ikono-
Braciszkowie św. Franciszka
grafia związana z przeniesieniem Domku do
Loreto przez aniołów podają, że początkowo
został on umieszczony w lesie laurowym.
Tu jednak nie mógł pozostać ze względu na
mordujących pielgrzymów zbójców. Aniołowie przenieśli go więc na pole dwóch braci. Nie mogli oni jednak dojść między sobą
do porozumienia, być może z finansowych
powodów, i również utrudniali ruch pielgrzymom. W tej sytuacji aniołowie umieścili
Domek na środku drogi prowadzącej nad
morze. Trudno dziś zbadać źródła tych opowieści, faktem jest jednak, że cegły z Nazaretu ustawiono na dobrze ubitej drodze,
stwierdzono również, że Domek nie posiada
własnych fundamentów. Ostatecznie Domek
z Nazaretu dotarł do Loreto w 1294 r. Z nazaretańskich cegieł wybudowano w Loreto
mały kościółek. Niedługo potem został dobrze ufortyfikowany – dokoła niego stanęły
cztery obronne wieże. W XV wieku wybudowano przypominającą wyglądem twierdzę
późnogotycką bazylikę oraz otoczono miasto
murem obronnym. Wszystko ze względu na
zagrożenie wojnami i najazdami Turków.
Sanktuarium sztuki
- sanktuarium wiary
Loreto szybko stało się miejscem pielgrzymek ludzi z wielu zakątków Europy. Ze
względu na ogromną wartość relikwii w XV
w. sanktuarium zostało otoczone osobistą
opieką papiestwa, od wielu lat kustoszami
sanktuarium są bracia kapucyni. W ciągu
kolejnych wieków sanktuarium coraz bardziej nabiera na znaczeniu - pielgrzymuje
tu cała Europa. Od wieków czczona jest tu
też cudowna figurka Matki Bożej z Dzieciątkiem, nazywana Madonna Nera – Czarna
Madonna.
Imponujący jest katalog świętych, którzy nawiedzili Sanktuarium Świętego Domku. Między innymi św. Tereska od Dzie-
17
Andersa. Po bitwie pod Monte Cassino żołnierze polscy otrzymali rozkaz odbicia z rąk
Niemców Loreto i Ankony. Ta operacja przyspieszyła aliancką ofensywę we Włoszech.
W Loreto, w pobliżu bazyliki, znajduje się
cmentarz polski, na którym spoczywa 1080
żołnierzy II Korpusu, którzy zginęli w czasie
tej operacji. Nocą z 5 na 6 lipca bazylika została zbombardowana przez Niemców. Trzy
bomby uderzyły w kopułę niszcząc część
ściany. Wybuchł pożar. Żołnierze zorganizowali akcję ratowniczą, co uchroniło sanktuarium od ogromnych zniszczeń - kopuła
w wyniku pożaru mogła zawalić się na Święty Domek. Wydarzenie to zostało uwiecznione w witrażu Polskiej Kaplicy.
Oto poczniesz i porodzisz Syna...
18
ciątka Jezus, czy Maksymilian Kolbe, który
w Świętym Domku sprawował Mszę prymicyjną. Znane są świadectwa braci kapucynów, którzy widzieli w Domku św. Ojca Pio.
Codziennie po 21 bilokował się do Świętego Domku i odmawiał różaniec. O dziełach
sztuki zgromadzonych w skarbcach sanktuarium czy też widocznych na ścianach bazyliki powstały już opasłe tomy. Nie sposób
opisać w krótkim artykule tego bogactwa.
Imponująco prezentuje się Kaplica Niemiecka. Znajduje się ona centralnej absydzie
bazyliki. Freski wykonał Seinz na przełomie
XIX i XX w. Ilustrują one sceny z życia Maryi
zawarte w Nowym Testamencie, ale także
w tekstach apokryficznych. W górnej części
absydy znajdujemy postacie i obrazy Starego Testamentu, które stanowią zapowiedzi
i typy wydarzeń opisanych w Nowym Testamencie. W kopule absydy artysta przedstawił wezwania litanii loretańskiej.
Polska Kaplica
W loretańskim sanktuarium znajduje się
również Kaplica Polska. Powstała między
I a II wojną światową. Arturo Gatti, artysta
któremu Kongregacja Świętego Domku zleciła wykonanie fresków i ołtarza w kaplicy,
spędził w Polsce kilka lat, studiując naszą
historię i kulturę. W ołtarzu umieścił wizerunek Chrystusa, który bardzo przypomina
obraz powstały według objawień s. Faustyny. Jednak jest to czas kiedy Faustyna jeszcze żyje, a kult Miłosierdzia nie jest zatwierdzony przez Kościół. Na bocznych ścianach
kaplicy artysta uwiecznił dwie sceny bitew
- Cud nad Wisłą, oraz Odsiecz Wiedeńską.
W listach do Marysieńki król Jan III Sobieski
wyznaje, że zwycięstwo nad Turkami przypisuje Matce Bożej Loretańskiej. Jej wizerunek znaleźli w opuszczonym domu królewscy żołnierze maszerujący pod Wiedeń.
Witraż kaplicy poświęcony jest żołnierzom
II Korpusu Polskiego pod dowództwem gen.
Braciszkowie św. Franciszka
Loretańskie kamienie są świadkami jednego z najbardziej niezwykłych wydarzeń
w historii ludzkości – ZWIASTOWANIA.
Święty Paweł powie: „Gdy nadeszła pełnia
czasu, zesłał Bóg Syna swego, zrodzonego
z niewiasty, zrodzonego pod Prawem, aby
wykupił tych, którzy podlegali Prawu, abyśmy mogli otrzymać przybrane synostwo.”
(Ga 4, 4-5). Obietnice, które Bóg składał
przez proroków zostają wreszcie wypełnione! Nadeszła pełnia czasów. Punkt zwrotny
historii. Wypełnia się znak zapowiedziany
przez Izajasza – Panna poczęła i urodzi Syna,
nazwany zostanie EMMANUEL, co znaczy
‘Bóg z nami’. Bóg staje się człowiekiem.
Wkracza w ludzką historię. Przychodzi, aby
wykupić każdego człowieka z przekleństwa
śmierci. Dokona tego przez własną śmierć
i zmartwychwstanie. Scenę Zwiastowania
przedstawia Ewangelia wg św. Łukasza
w 1, 26-38. Jest to opis spotkania Bożego
wysłannika - archanioła Gabriela - z młodą
dziewczyną Maryją. Anioł przychodzi objawić jej wolę Boga - „Oto poczniesz i porodzisz Syna”. Maryja odpowiada: „ Oto Ja słu-
Braciszkowie św. Franciszka
żebnica Pańska, niech Mi się stanie według
twego słowa!”. Maryja przyjmuje Słowo Ojca
i mocą Ducha Świętego to Słowo staje się
Ciałem. Tym Słowem jest Jezus Chrystus,
który wyniszcza samego siebie aby wyrwać
swój lud z niewoli grzechu. Maryja stała się
naszą Matką, bo najpierw stała się Matką
Tego, w którym mamy życie – Jezusa Chrystusa.
Z Lublina do Loreto
Od kilkunastu lat, w wakacje, kilku braci
z naszego seminarium wyjeżdża do Loreto
– warto wspomnieć, że Prowincja Picena,
na której terenie znajduje się bazylika, jest
pierwszą kapucyńską prowincją, na tym terenie miał miejsce początek kapucynów. Był
to już mój drugi tego typu wyjazd. Uczestniczymy w życiu wspólnoty braci przy loretańskiej bazylice. Posługujemy w klasztorze – wykonując normalne prace domowe,
a także w zakrystii. Służymy do Mszy, udzielamy Komunii Świętej, przygotowujemy
ołtarz do celebracji. Zazwyczaj taki wyjazd
trwa około półtora miesiąca. Jest to czas
szczególnych doświadczeń – spotkania braci z całego świata, uczestniczenia w życiu
włoskiego Kościoła, spotkań z ludźmi, ale
przede wszystkim kontemplacji Wcielenia
w tak szczególnym miejscu.
br. szymon janowski
19
Klasztory
Warszawskiej Prowincji
Braci Mniejszych Kapucynów
Z
20
propozycją fundacji nowego klasztoru
kapucynów wystąpił w 1735 r. skarbnik
trembowelski i pułkownik wojsk polskich,
Mikołaj Krzynecki, zamierzając osadzić zakonników w podlubelskim Łuszczowie. Ponieważ nie
dysponował dostatecznymi funduszami na budowę kościoła i klasztoru, roli współfundatora
podjął się książę Paweł Karol Sanguszko, marszałek wielki litewski, poprzednio już fundator
klasztoru kapucynów w Lublinie. Na miejsce nowej fundacji wybrano rodową siedzibę Sanguszków – Lubartów, a formalny akt fundacyjny miał
miejsce w 1736 r. Sanguszko występował odtąd
jako fundator kościoła, a Krzynecki jako fundator klasztoru. W latach 1737-1741 wzniesiono
kościół w stylu baroku toskańskiego, o formach
typowych dla budownictwa kapucynów, według
projektu Pawła Antoniego Fontany, nadwornego architekta Sanguszków. Wszystkie obrazy
ołtarzowe są dziełem Szymona Czechowicza.
Kościół p.w. św. Wawrzyńca męczennika konsekrował 20 V 1751 bp Michał Kunicki, sufragan
krakowski i oficjał lubelski.
W XIX w. klasztor w Lubartowie był siedzibą nowicjatu: tu przygotowywał się do
życia zakonnego w latach 1848-1849 bł.
Honorat Koźmiński. W Lubartowie odbyło
się pięć kapituł prowincjalnych. Klasztor
był też miejscem działań zbrojnych w czasie
powstań narodowych: w czasie powstania
listopadowego 9 V 1831 zamknął się tu oddział wojska polskiego, zaatakowany przez
żołnierzy rosyjskich, a w czasie powstania styczniowego kościół został ostrzelany
z armat przez Rosjan ścigających uchodzący
oddział partyzancki (z tego czasu pozostały
kule armatnie w murach świątyni). W czasie
powstania styczniowego zaciągnęli się do
wojska prawie wszyscy nowicjusze za na-
Lubartów
Braciszkowie św. Franciszka
Braciszkowie św. Franciszka
mową głośnego kaznodziei patriotycznego,
o. Fidelisa Paszkowskiego.
Podczas wielkiej kasaty klasztorów
w Królestwie Polskim w 1864 r. klasztor
w Lubartowie oszczędzono, uznając za tzw.
klasztor nieetatowy (miał prawo istnienia,
ale bez możliwości przyjmowania nowicjuszów). Jednakże stopniowo zmniejszała się
liczba zakonników, których władze carskie
przenosiły do innych klasztorów kapucyńskich w miarę, jak w nich następowały ubytki personalne. Taki stan rzeczy przesądził
o skasowaniu klasztoru w Lubartowie, co
nastąpiło 24 II 1867. Nielicznych zakonników
wywieziono do Nowego Miasta nad Pilicą,
na miejscu pozostał o. Faustyn Jarzębiński
jako rektor kościoła. Po jego śmierci 14 V
1885 kościołem zarządzali kapłani diecezjalni; bibliotekę klasztorną przejęło lubelskie seminarium duchowne. W klasztorze
wydzielono część jako mieszkanie rektora
kościoła, resztę zajęły urzędy rosyjskie,
a po odzyskaniu niepodległości przez Polskę – sąd powiatowy. Nie został zrealizowany projekt władz carskich, by na terenie
ogrodu klasztornego zbudować szpital.
Ponowne objęcie klasztoru przez kapucynów nastąpiło 25 VII 1938. Z chwilą wybuchu
II wojny światowej klasztor był przewidziany
przez władze Prowincji na tymczasową siedzibę nowicjatu i studium filozofii, ale szybki
rozwój działań wojennych uniemożliwił realizację tych planów. Po II wojnie światowej
klasztor stał się żywym ośrodkiem duszpasterstwa młodzieży. W 1978 r. odzyskano cały gmach, poddając go kapitalnemu
remontowi i przebudowie. Charakter obecności: klasztor, duszpasterstwo w kościele
własnym, duszpasterstwo w szpitalu, katechizacja, asystencja duchowa Franciszkańskiego Zakonu Świeckich, Ruchu Światło
– Życie i neokatechumenatu, wyjazdy z kazaniami, rekolekcjami i spowiedzią.
21
TERMINY SPOTKAŃ NA 2010 ROK
DNI SKUPIENIA
22 – 24.01 Lubartów
19 – 21.02 Gorzów Wielkopolski
05 – 07.03 Orchówek
19 – 21.03 Łomża
16 – 18.04 Nowe Miasto nad Pilicą
30.04 – 03.05 Majówka ze Świętym
Franciszkiem w Krynicy Morskiej
11 – 13.06 Zakroczym
24 – 26.09 Gorzów Wielkopolski
08 – 10.10 Lublin (Poczekajka)
22 – 24.10 Warszawa
05 – 07.11 Biała Podlaska
03 – 05.12 Olsztyn
22
REKOLEKCJE
01 – 05.02 Serpelice
26.06 – 02.07 Piesza Pielgrzymka
Honoracka
07 – 11.07 Rywałd Królewski
15 – 19.07 Orchówek – nad jeziorem
Białym
(mieszkamy pod namiotami przy naszym
klasztorze)
19 – 24.07 Czas rozeznania powołania
– rekolekcje w Nowym Mieście nad Pilicą
25.07 – 01.08 Obóz franciszkański (w Darowne k/Opola Lubelskiego)
23 – 27.08 Golgota Młodych
02 – 06.09 Żegiestów (dla studentów
i studentek)
Braciszkowie św. Franciszka
na początek...
Święty nasz Ojciec Franciszek, Seraficki
Patriarcha, nie miał w zamyśle zakładania
jakiejkolwiek wspólnoty zakonnej. Lecz już
od początku, gdy zaczął prowadzić życie pokutne - dołączyli do niego jego przyjaciele.
Pragnął on, aby brali w swoim życiu wzór
przede wszystkim z samego Pana Jezusa,
który był niedoścignionym wzorem oddania
się Bogu.
Po dzień dzisiejszy, zgodnie z zaleceniem św. Franciszka zawartym w Regule
- bracia mogą w swoje szeregi przyjmować kandydatów pragnących podjąć ten
sposób życia. Dlatego też każdy, kto spełnia określone warunki (jest ochrzczonym
mężczyzną, katolikiem wyznającym wiarę
i pragnącym poświęcić swe życie Chrystusowi) oraz cechuje się odpowiednimi przymiotami (umiłowaniem modlitwy,
pragnieniem służby i zdolnością życia we
wspólnocie braterskiej) - może zgłosić
się do braci. Każdy z kandydatów, zgodnie
z kolejnym zaleceniem św. Franciszka - jest
odsyłany do ministra prowincjalnego (przełożonego wyższego), któremu jedynie przysługuje prawo przyjmowania Braci. Minister
prowincjalny powinien w rozmowie oraz korzystając z innych uprawnień w tej materii
- zbadać autentyczność powołania kandydata do Zakonu i tylko minister prowincjalny
może kandydata dopuścić do rozpoczęcia
życia zakonnego.
Braciszkowie św. Franciszka
Kandydat po otrzymaniu zgody zostaje
najpierw skierowany do odbycia rocznej próby w postulacie. Nie jest wówczas jeszcze
zakonnikiem, ale zamieszkując pod jednym
dachem z braćmi ma możność z jednej strony
przyjrzeć się życiu zakonnemu z bliska oraz,
z drugiej strony, ma szanse uzyskać formację
chrześcijańską. Po upływie formacji w postulacie kandydat może być dopuszczony do
nowicjatu - czyli roku próby zakonnej.
Wówczas pierwszego dnia otrzymuje habit zakonny z atrybutami nowicjusza ( tzw.
kaparon zakładany na ramiona i sięgający
z przodu i tyłu do pasa). Nowicjusz podejmuje już wszystkie zewnętrzne obowiązki
- modlitwę, rozmyślanie, praktyki pokutne,
wspólne rekreacje, prace na rzecz wspólnoty zakonnej, ale wciąż nie jest zakonnikiem.
Dopiero po upływie pełnego roku, za zgodą
Przełożonych - nowicjusz składa profesję
zakonną (pierwsze śluby zakonne). Od tego
momentu staje się formalnie przyjęty do
wspólnoty prowincjalnej Braci Mniejszych
Kapucynów. Ślubuje Bogu i Kościołowi, że
będzie żył w czystości, ubóstwie i posłuszeństwie oraz ślubuje, że będzie żył w ewangelicznej wspólnocie braterskiej Zakonu Braci
Mniejszych Kapucynów.
W ten właśnie sposób można zostać
Bratem Mniejszym Kapucynem. Jeśli więc
jesteś w stanie podjąć tę wyjątkową drogę życia, możesz zgłosić się do jednego
z naszych klasztorów lub wprost napisać
do naszej Kurii Prowincjalnej. Możesz też
poprzez uczestnictwo w rekolekcjach powołaniowych zweryfikować swoje oczekiwania
odnośnie życia zakonnego, jego wizję i wyobrażenia. Możesz też zaprenumerować nasze pisemko powołaniowe: „Braciszkowie
św. Franciszka”.
Braciszkowie św. Franciszka