Dom Polski w Ejszyszkach – kolejna inicjatywa
Transkrypt
Dom Polski w Ejszyszkach – kolejna inicjatywa
TYGODNIK ZWIĄZKU POLAKÓW NA LITWIE ISSN 1392-2513 19-25 STYCZNIA 2017 R., NR 3(1248) WWW.ZPL.LT Dom Polski w Ejszyszkach – kolejna inicjatywa SZCZĘŚLIWI UCZESTNICY WARSZTATÓW PO SKOŃCZONEJ PRACY Dom Polski w Ejszyszkach, który swe podwoje otworzył równo przed 17 laty – 20 stycznia 2000 roku – w ciągu minionych lat stał się tym miejscem, gdzie ejszyszczanie – w różnym wieku – znajdują prawdziwie domową atmosferę, mają możliwość obchodzić narodowe święta w gronie rodaków i znaleźć wsparcie dla swoich inicjatyw. Ze swej strony Dom Polski, a faktycznie wieloletnia jego dyrektor Anna Jesvilienė, może się pochwalić wieloma bardzo udanymi akcjami, imprezami. Do takich bezspornie należą warsztaty artystyczne dla dzieci i młodzieży, promowanie talentów, wakacyjne zajęcia dla dzieci, świąteczne spotkania, wieczory tematyczne dla dorosłych. Dom Polski służy też jako miejsce spotkań i realizacji projektów rejonowych: tu bazowała się akcja organizowana przez Stowarzyszenie „Odra – Niemen”; spotkanie z przedstawicielami władz mieli seniorzy. Długie jesienne i zimowe wieczory chętnie spędza tu miejscowa młodzież, dla której gościnny Dom Polski, znajdujący się w centrum miasteczka przy ulicy Majowej, stał się fajną przystanią. BĘDZIE MUZEUM WILNA? Kolejna inicjatywa grupy parlamentarnej „3 Maja” znów mile zaskoczyła. (Przypomnijmy – jako świąteczny prezent przyjęliśmy jej inicjatywę dodawania dodatkowych punktów za znajomość języków (polskiego, rosyjskiego, białoruskiego) dla wstępujących na studia przedstawicieli mniejszości narodowych). Otóż jej członkowie zwrócili się do przewodniczącego Sejmu, premiera, minister kultury i mera Wilna z propozycją założenia muzeum Wilna. Ma ono służyć współczesnym jego mieszkańcom (oczywiście, gościom też), jak wiemy, w większości Litwinom, do poznania historii miasta. Historii wielokulturowej, wielonarodowej, wielowyznaniowej – bo takie Wilno od dnia swego założenia było. Ma uzmysłowić społeczności litewskiej, że cały materialny i duchowy dorobek miasta tworzyli na przestrzeni wieków wspólnie: Polacy, Żydzi, Białorusini, Rosjanie, Litwini i przedstawiciele innych narodowości. Jak zaznaczają inicjatorzy, powstałe muzeum pomoże przełamać stereotypy, jakie wytworzyły się w związku z określonymi etapami w życiu miasta: okres WKL, carskiego zaboru, dwudziestolecia międzywojennego (przez historyków litewskich często nazywanego „polską okupacją”, która, zaznaczmy, była jedną z najdziwniejszych „okupacji”, bowiem pozostawiła po sobie nie zniszczenia i zgliszcza, tylko wspaniały dorobek kulturalny, naukowy, architektoniczny). Wśród osób, które złożyły swe podpisy pod listem do decydentów znalazły się nazwiska posłów z różnych opcji politycznych, w tym AWPL-ZChR. I to jest dobrze. Nieobec- ni nie mają racji – znamy tę maksymę. Więc list podpisali: Arūnas Gelūnas, Andrius Kubilius, Gediminas Kirkilas, Mykolas Majauskas, Monika Navickienė, Arvydas Nekrošius, Dovilė Šakalienė, Rita Tamašunienė, Egidijus Vareikis. Ciekawe, jak rządzący ustosunkują się do propozycji grupy parlamentarnej. Dobrze by było, żeby z decyzją nie zwlekali. I tak zbyt długo czekaliśmy na dojrzewanie społeczeństwa litewskiego do uznania dorobku minionych pokoleń za wspólną wartość. Wartość, z której należy być dumnym, a nie spierać się, kto ją tworzył: Litwin, Polak, Żyd, często imając się bardzo niesympatycznych czynności w rodzaju przeinaczania nazwisk, niszczenia napisów, starych tablic. O ile dojdzie do powstania muzeum, jako społeczność będziemy musieli postarać się zadbać o to, by dobre chęci inicjatorów nie zostały w jakiś sposób wypaczone przez wszelkiej maści nadgorliwców. Ktoś powie: znów te stereotypy… Nie, tylko pamięć o pracach przeprowadzonych na Uniwersytecie Wileńskim w ramach obchodów 400-lecia Alma Mater Vilnensis. 2 19-25 stycznia 2017 r., nr 3(1248) www.zpl.lt „22 stycznia przypada rocznica Powstania Styczniowego. W hołdzie walczącym po stronie Rzeczypospolitej żołnierzom Wileńska Młodzież Patriotyczna organizuje akcję honorowego oddawania krwi. Dziś nie musimy przelewać krwi za Ojczyznę i za bliskie osoby, ale możemy, oddając krew, uratować komuś życie. Narodowe Centrum Krwiodawstwa przybędzie 22 stycznia(niedziela) w godzinach od 12 do 15 do Domu Kultury Polskiej w Wilnie. Za ofiarowaną krew będą dawane bilety do kina. Będziemy zachęcać, aby otrzymane bilety przekazać dzieciom ze świetlic w Nowej Wilejce, Rudominie i Rukojniach. Zakładany cel to minimalnie 50 krwiodawców, a zatem – 50 biletów do kina dla dzieciaków. Liczy się każda kropla krwi!!! Także prosimy o rejestrację pod adresem [email protected] lub na numer +370 6 486 4983 Powrót „zatroskanych” Jakoś żeśmy długo nie słyszeli o inicjatywach wielce „zatroskanych” losem Wileńszczyzny sławetnych działaczy „Vilniji”. Wydawało się, że zeszli z areny czynnego działania na rzecz warcholstwa w polskim temacie. Niestety, wraz z nowym rokiem objawili się nam w całej krasie. Jak się okazało, intensywnie pracowali – tym razem jątrząc w temacie, rzec można, kulturalno-politycznym. Mocno się trudzili prowadząc badania pod kierownictwem osób z tytułami naukowymi (co ma bezspornie uwiarygadniać wyciągane wnioski) nad tym, jak to młodzież szkolna z Wileńszczyzny, a dokładniej z rejonów wileńskiego, solecznickiego i święciańskiego jest obeznana w materii historii i kultury (z politycznym wątkiem – tak można sądzić z obecnego w pytaniach nazwiska Borysa Niemcowa – niejednoznacznie ocenianego rosyjskiego działacza politycznego z szeregów demokratów, zastrzelonego w Moskwie). Prawda, trudno zrozumieć dlaczego „badacze” pominęli rejon trocki, w którym – w odróżnieniu od święciańskiego, jest nie jedno, a trzy polskie gimnazja oraz szkoła podstawowa. Otóż w ramach projektu (jego wykonanie finansowała Rada Kultury Litwy, która na ten cel przyznała 5 tys. euro oraz prywatni sponsorzy) „Analiza i ocena potrzeb kulturowych uczniów Litwy Południowo-Wschodniej” „zatroskani” przetestowali 1214 uczniów klas IX-XII z 11 gimnazjów rejonu wileńskiego, 6 – solecznickiego i 4 – święciańskiego. Proporcje – według języka nauczania – zostały raczej naruszone – większość stanowili uczniowie z gimnazjów z litewskim językiem wykładowym. W rejonie wileńskim było to 6 placówek, a z polskim – 3 oraz z dwóch mieszanych: litewsko-polskiej i polsko-rosyjskiej; w solecznickim: 2 litewskich, 3 polskich i 1 rosyjskiej; w święciańskim – z 3 litewskich i 1 polskiej (dodajmy, jedynej w rejonie, gdzie dzieci mogą pobierać naukę w języku polskim). Młodzież musiała odpowiedzieć na 104 pytania, a ponadto sondowano też opinie kilkudziesięciu osób dorosłych: dyrektorów szkół, nauczycieli, pracowników sfery kultury, rodziców. Jak wynika z analizowanych wypowiedzi, uczniowie wykazali się całkiem poprawną, choć niezbyt rozległą, wiedzą: wśród najbardziej znanych osobistości Litwy wymieniali Giedymina, Mendoga, Witolda, a ze współczesnych – Brazauskasa, Grybauskaitė, Landsbergisa. Zaś z polskich: Mickiewicza, Jagiełłę, Piłsudskiego. Rosyjskich – Piotra I i Putina. Wśród ważnych wydarzeń historycznych nazywali chrzest Litwy, odzyskanie przez nią niepodległości w 1990 roku oraz wstąpienie do NATO. Prawda, gorzej wypadła znajomość z Niemcowym, ale dla ludzi urodzonych grubo po burzliwych wydarzeniach początku lat 90. można chyba darować tę niewiedzę. Ale, jak wynika z omawiania projektu i wyciągniętych wniosków, realizatorom projektu tylko po części chodziło o poznanie białych plam w kulturowej świadomości gimnazjalistów. Mieli oni na celu po raz kolejny (już dla nowej władzy) przypomnieć o „polskim problemie” w podwileńskich rejonach. Skąd ten wniosek? Z podsumowania. Otóż autorzy badań proponują, by opracować program kształcenia kulturowego uczniów, większą uwagę zwracać na tzw. nieformalne jego realizowanie; zakładają też abstrakcyjne dość „tworzenie środowiska” sprzyjającego efektywnemu procesowi nauczania itp. Prawda, jest tam też propozycja poznawania Litwy. I to jest bodajże jedyny racjonalny wniosek. Ale na to mają się znaleźć pieniądze, które być może uda się wygospodarować, o ile nie będą finansowane pseudobadania. Tylko, panowie, z tym poznawaniem Litwy, to też może wam wyjść coś nie tak. Bo w najbardziej zdawałoby się oddalonych od Wileńszczyzny zakątkach, jak np., Szyłokarczmie, Płungianach i Retowie znajdziemy polskie ślady. Ślady nie tylko w postaci polskich nagrobków na cmentarzach, ale też pięknych pałaców, postępowej myśli technicznej (dzięki magnatom Ogińskim w ich dobrach działały nowinki ówczesnej myśli technicznej: zabłysły pierwsze na Litwie żarówki, zadzwonił telefon). Pierwiastek polski nigdy tu nie był niszczący, a jedynie twórczy i postępowy. No i chyba z tej właśnie racji bardzo pokaźną część tzw. opisową projektu zajmują relacje Wileńszczyzna – Polska. Otóż autorzy stwierdzają, że sąsiedni kraj intensywnie i sukcesywnie wspiera polskie placówki nauczania wyposażając je i modernizując. Ponadto wspiera działalność kulturalną, edukacyjną, zaprasza do odwiedzania kraju. „Badacze” akcentują, że opieka ta obejmuje wyłącznie polskie szkoły i środowiska. A co, panowie by chcieli, by Pol- ska wspierała również litewskie szkoły zakładane na Wileńszczyźnie dla polskich dzieci w celu szlachetnego celu „Vilniji” – powrotu „spolszczonych na łono ojczystego języka”. To już zakrawa na masochizm, panowie. A co do wycieczek, to, o ile wiem z autopsji, często biorą w nich udział również dzieci nie tylko z mieszanych rodzin, ale i litewskich. Ponadto „zatroskani” twierdzą, że z tych kontaktów z Polską i od tej opieki (również czytania polskich książek!) wśród uczniów polskich szkół kształtuje się „nie litewski” pogląd na takie sprawy, jak postrzeganie wspólnej historii, relacje polsko-litewskie, opinie w prawie stosowania polskiego nazewnictwa i nazwisk w wersji polskiej. Ciekawe, czy ci panowie wiedzą, że to Polacy – m. in. Mickiewicz, Kraszewski, Syrokomla i inni w heroiczny sposób przedstawiali w swych utworach, tworzyli historię Litwy. Jak miałam okazję ostatnio się przekonać podczas obcowania z przedstawicielami inteligencji litewskiej w wieku nieco ponad trzydziestkę, ich wiedza na ten temat (poza znajomością Mickiewicza kilku strof o Litwie – Ojczyźnie) jest raczej zerowa. Podkreślają też badacze, iż udając się na studia do Polski młodzież raczej nie wraca na Litwę. Trudno się temu dziwić, kiedy tu mamy chętnych do tworzenia polityki takich „ekspertów”, ale i tak ten odpływ młodych ludzi do Polski jest kilkadziesiąt razy mniejszy, niż tych, co codziennie pakują walizki i odlatują do londynów i norwegii, bo w kraju nie potrafią sobie wypracować godnego życia. Autorzy badań potrzeb kulturowych młodzieży Litwy Południowo-Wschodniej uważają, że państwo litewskie powinno zaprzestać dawania obietnic sąsiadowi m. in. na temat zapisu nazwisk w oryginalnej wersji i używania nazw miejscowości (o tym ostatnio jakoś nikt nie wspomina), bo to szkodzi Litwie i jej językowi, zagraża Konstytucji. Zatroskani panowie domagają się również jednakowego finansowania szkół z wykładowym językiem litewskim i mniejszości narodowych, bo… Litwini w Litwie Południowo-Wschodniej są mniejszością. To już opieka Ministerstwa Oświaty i Nauki, pod czyją znajduje się większość szkół litewskich na Wileńszczyźnie nie wystarcza? Czy też oburza „zatroskanych” to, że potok uczniów w tych szkołach nie wzrasta w oczekiwanym tempie? Trudno nie przyznać racji, że wzmocnione wychowanie w kulturze dla młodych ludzi nie tylko na Wileńszczyźnie, ale też całej Litwie, bardzo by się przydało (wystarczy posłuchać sond w rodzaju „Klausimėlis” („Pytanko”), czy obejrzeć reportaże z życia wsi i małych miasteczek). Zaś „troska” o podcinanie korzeni świadomości narodowej nie jest tą drogą, która prowadzi w należytym kierunku. Bracia Litwini już zapomnieli, jak w byłym Związku Sowieckim wspólnie z innymi walczyli przeciwko wychowaniu mankurtów (słynny w latach 80. ubiegłego stulecia termin użyty do określenia ludzi „bez narodowości” przez pisarza Ajtmatowa). Czas wreszcie pojąć, że w państwie demokratycznym i wolnym nie może być wybiórczego patriotyzmu, prawa, samej wolności. Albo one są dla wszystkich, albo realnie nie istnieją. Tak jest, panowie „zatroskani”. Janina Lisiewicz 19-25 stycznia 2017 r., nr 3(1248) www.zpl.lt 3 Dom Polski w Ejszyszkach – kolejna inicjatywa Dzisiejszy stan placówki, jej wyposażenie i wystrój nie powstały tak od razu, trzeba było wiele starań, pracy organizacyjnej (a i fizycznej), osobistych kontaktów, poszukiwania sponsorów, by wyremontować dość sfatygowany lokal, zainstalować ogrzewanie, które dziś pozwala w najbardziej mroźne dni czuć się tu przytulnie. Oczywiście, niczego nie dałoby się zrobić bez odpowiednich ludzi. Pani dyrektor Anna Jesvilienė nie tylko sama dba o Dom niczym własny, ale też potrafi odnaleźć (również przy pomocy ZG ZPL, życzliwych władz i rodaków z Macierzy) sympatyków i przyjaciół, zjednać do pomocy odpowiednich ludzi. BOMBEK ZACZAROWANY ŚWIAT Nadszedł kolejny rok, a wraz z nim – długo oczekiwane ferie zimowe – czas odpoczynku od szkolnych obowiązków dla uczniów. Jednak nie warto go przeznaczyć jedynie na leniuchowanie – czynny odpoczynek i rozrywka – to najbardziej odpowiednie zajęcie w tym okresie. Aby nasze dzieci spędziły go miło, nie nudziły się, a zajęcia postrzegały nie tylko jako atrybut nauki, ale też wesołej zabawy i czas wspólnie spędzony był dla nich radosny i, przede wszystkim, bezpieczny, w Domu Polskim w Ejszyszkach zostały zorganizowane warsztaty malowania bombek. Zajęcie to popularyzuje w atrakcyjny sposób plastykę, a Dom Polski – jako miejsce dobrej zabawy oraz alternatywę dla biernego sie- TRWA TWÓRCZA PRACA... Szukajcie kobiety... Francuskie powiedzonko „cherchez la femme”, określające sytuację, kiedy nie widać jawnej przyczyny jakiejś sprawy, ostatnimi dniami stało się na Litwie nader aktualne. Wbrew temu, że bez żadnych konsultacji zostały zwiększone składki emerytalne dla kilku kategorii osób, nie doczekali się obiecanych podwyżek nauczyciele, a emeryci nijak nie mogli się doliczyć w kwocie swoich emerytur obiecanych 20 euro, największym problemem na Litwie stał się fakt, że jedna z posłanek (wyróżniająca się nieprzeciętna urodą i zaledwie średnim wykształceniem) korzysta z samochodu, który nie jest jej własnością i należy do firmy szefa partii chłopów i zielonych, od której osoba „X” (jak wynika z podanej informacji, należąca do grona krewnych posłanki) kupiła go na raty. Samochód, który posłużył powodem do skandalu, jest najwyższej klasy – Lange Rower. No i ciekawscy dziennikarze zaczęli dociekać, na jakiej podstawie posłanka z niego korzysta, czy nie ma w tym konfliktu interesów, wymigiwania się od płacenia podatków, a nawet... romansu z szefem partii, którego jest zastępcą i fotel na sali sejmowej ma po jego prawicy. Padły też oskarżenia wobec szefa partii, że stosuje podwójne standardy wobec „swoich” i „obcych”. Przypomniano, że jednym z pierwszych kroków w Sejmie rządzącej koalicji było zakazanie posłom korzystania z pieniędzy przeznaczonych na poselskie wydatki na wynajem aut. Do zaognienia zaistniałej sytuacji przyczynił się też fakt, że ani Ramūnas Karbauskis, ani pani Greta Kildišienė nie zechcieli ujawnić, kto z rodziny posłanki spłaca raty za samochód, zasłaniając się zakazem rozgłaszania informacji dotyczących osób prywatnych. Po zgłoszeniu sprawy do Głównej Komisji Etyki Służbowej, jej przewodniczący przyznał, że nie ma oznak naruszeń, o ile posłanka korzysta z samochodu najbliższej rodziny. Jednak nieustające zarzuty i insynuacje skłoniły przewodniczącego partii chłopów i zielonych do zwołania w Sejmie konferencji prasowej na ten temat, która się odbyła w miniony wtorek. Doczekała się ona rekordowej liczby uczestników – zarówno dziennikarzy jak i posłów. Jednak i tu nie zostały podane szczegóły, o które się domagali dziennikarze. Szef partii powtórzył lansowaną przez siebie i posłankę wersję, dodając, że eskalowanie tego tematu jest wymierzone przeciwko niemu przez osoby zainteresowane skompromitowaniem go w oczach obywateli i zmuszenia do zaniechania reform, jakie nowa koalicja rządząca ma zamiar przeprowadzić. Dodał przy tym, że kropkę w tej sprawie postawi sprawdzenie, jakie ma przeprowadzić w jego firmie Państwowa Inspekcja Podatkowa, dotyczące transakcji z samochodem. Nie zadowoliło to jednak dziennikarzy i padły pytania o stosunki, jakie łączą szefa partii z jego zastępcą. Ramūnas Karbauskis stanowczo zaprzeczył jakimkolwiek insynuacjom i stwierdził, że jest żonaty, ma rodzinę i nie planuje rozwodu. Z jego ust padło nawet takie stwierdzenie: „nie doczekacie się”. Pomimo konferencji prasowej, pan Karbauskis we wtorek był gościem popularnych programów kilku stacji telewizyjnych, w których nie obeszło się bez wielce ostrych zarzutów i takichż odpowiedzi, kiedy do wiadomości publicznej dotarła wiadomość, iż osobą z rodziny spłacającą raty jest matka pani Kildišienė, która do grudnia ub. roku pracowała jako wychowawczyni w przedszkolu. A raty musiały być niemałe, bowiem samochód jest szacowany na 40 tys. euro. W programie „W centrum uwagi” doszło do niewybrednej kłótni (co nie czyni honoru znanemu dziennikarzowi) pomiędzy dziennikarzem a politykiem, który poczuł się obrażony, iż prowadzący program oskarża go o kłamstwo przed wielotysięczną rzeszą widzów. Ramūnas Karbauskis uważa, dzenia przed ekranem telewizora czy komputera. Był to również czas spędzony razem z rodzicami, bo w warsztatach brali udział także oni – ogółem 30 osób. Na początku uczestnicy warsztatów stworzyli na papierze wzór, który następnie mogli odtworzyć na bombce. Warsztaty prowadziła mistrzyni Laimutė Sidienė, która opowiedziała o historii powstania bombek, technice ich malowania oraz o tym, jak i z czego są wykonane. Każdy uczestnik zajęć miał swoją bombkę i mógł ją według swego gustu i pomysłu wymalować. Do dekorowania bombek były używane farby do szkła, brokat. Nie musimy chyba nikogo przekonywać, że prezent wykonany samodzielnie lub wspólnie z rodzicami, ucieszy najbardziej. Wystarczy trochę chęci, kilku materiałów, by stworzyć coś, co wywoła uśmiech zadowolenia zarówno u „twórcy dzieła”, jak i tych, kogo zechce nim obdarować. Należy odnotować, że dzieci bardzo się przejęły tym magicznym zajęciem i włożyły dużo serca w wykonanie bombek, co było widać w efektach ich pracy. Powstały naprawdę wspaniałe, niepowtarzalne prace, jak też zostanie w pamięci mile spędzony wspólnie czas. Własnoręcznie ozdobione bombki, zapakowane do pudełek, dzieci i rodzice zabrali ze sobą do domów na pamiątkę. Na przyszłe święta z pewnością znajdą one swe miejsce na choinkach. że sprawa, która została rozkręcona w celu skompromitowania jego osoby, skończy się wraz z dokonaniem sprawdzenia przez Państwową Inspekcję Podatkową warunków sprzedaży samochodu i potwierdzeniem spłacanych rat, których wielkość ma świadczyć o tym, że żadnych ulg w nabyciu auta matka posłanki nie miała. Chociaż trudno będzie opinię społeczną przekonać, że to przez przypadek akurat w firmie szefa partii (której podstawowa działalność nie polega na handlu samochodami), w której córka zrobiła błyskawiczną karierę, matka postanowiła nabyć na raty auto. Tak samo jak i uwierzyć, że osoba ze średnim wykształceniem może kompetentnie reprezentować Litwę na gremiach organizowanych przez ONZ (pani Kildišienė ma się udać niebawem do Nowego Jorku). Posłance wypomniano przy okazji nie tylko luksusowy samochód (powiedziała, że zrezygnuje z korzystania z niego, a bliska osoba z transakcji), ale też brak wykształcenia (ma maturę i kilkakrotnie podejmowała studia w kolegium, które ma, podobno, wkrótce ukończyć), kosztowne futro i nawet drogi zegarek. To już nie pierwszy atak na szefa partii chłopów i zielonych (był oskarżany o kontakty z niejednoznacznie ocenianymi biznesmenami w Rosji, krążyły pogłoski o istnieniu jakichś tajnych „zaświadczeń”). Jednak tak agresywnego ataku, podczas którego nie prze- bierano w środkach, jeszcze nie było. Trudno uwierzyć, że zaledwie po dwóch miesiącach po zwycięstwie w wyborach parlamentarnych tak bezpardonowy atak środków masowego przekazu odbył się bez jakiejś „siły napędowej”. Ramūnas Karbauskis okazał się mieć mocne nerwy i uparcie odpierał powtarzające się zarzuty. Podkreślił jedynie, że jest szczęśliwy, że ma już dorosłe dzieci, a żona go rozumie i że od początku swej kariery politycznej nie pozwolił na upublicznianie swego rodzinnego życia, chroniąc rodzinę. Czym się skończy skandal – zobaczymy. Jednak nawet jeśli sprawdzenie Państwowej Inspekcji Podatkowej nie wykaże żadnych nieścisłości w transakcji, a sejmowy komitet etyki nie znajdzie powodów, by postawić zarzuty pani Kildišienė, to pewien brzydki osad zostanie. Zostanie też świadomość, że nowicjusze będą ciągle na cenzurowanym i nie będzie przebierania w środkach, kiedy nadarzy się najmniejsza okazja, by zniszczyć tych, co się porwali na robienie porządku z takimi potęgami, jakimi są firmy farmaceutyczne czy prowadzące handel alkoholem, zajmujące się przetargami itp. Prawda, rządzący też daleko nie są święci i zabrali się do „porządków” wielce nieudolnie. To dodaje sił i nadziei na sukces tym, komu w ukartowanych układach dobrze się żyje. Anna Jesvilienė, dyrektor Domu Polskiego w Ejszyszkach Janina Lisiewicz 4 19-25 stycznia 2017 r., nr 3(1248) www.zpl.lt Z historii kościoła w Wędziagole KSIĄDZ PROBOSZCZ Z PARAFIANAMI Światłej pamięci ksiądz Antanas Slavinskas (1924-1993) sprawował posługę duszpasterską w wędziagolskiej parafii św. Trójcy w latach 1964 - 1974. Warto wspomnieć wszystkie dobre uczynki, które podczas swej pracy w parafii wykonał ksiądz Antanas wspólnie z parafianami. A zrobiono naprawdę bardzo wiele. Już w 1965 roku po raz pierwszy kościół, wieża i dzwonnica zostały na zewnątrz pomalowane na zielonkawy kolor. Kosztowało to 1700 rubli. Trzeba przypomnieć, że do tego czasu kościół nigdy nie był malowany, więc deski były zszarzałe, a te z przedniej części były uszkodzone podczas wojny przez odłamki artyleryjskiego pocisku, który wybuchł na podwórzu przykościelnym. Więc przednią część należało też naprawić. Latem 1967 roku majstrowie z Kowna, malarze Jonas Šiaulinskas i Konstancja Žvirblienė, angażując sześciu pomocniczych robotników, udekorowali całe wnętrze kościoła, odnowili wszystkie ołtarze, po raz pierwszy została pomalowana podłoga, na nowo oszklono wszystkie okna, które jeszcze podczas wojny, w 1944 roku, były łatane odłamkami szkieł. W środku nawy zostały zawieszone odnowione stare żyrandole. Prace dekoracyjne wewnątrz kościoła i inne wspomniane tu wykonane roboty i materiały kosztowały parafię 4650 rubli. Ta suma pienię- dzy – to szczera ofiara parafian. Złożyło ją 475 rodzin z parafii, większość z nich – to Polacy. Ponadto ponad 300 rodzin z parafii przynosiło różnorodne produkty: jaja, słoninę, masło, mleko, by nakarmić robotników. W roku 1968 do organów podłączono elektryczny silnik i turbinę, które kosztowały 600 rubli. W roku 1970 farbą z białego cynku został pomalowany dach kościoła i dzwonnicy oraz wieży. Praca i farba kosztowały 1130 rubli. Podczas kradzieży w kościele latem 1971 została skradziona monstrancja i inne naczynia liturgiczne. Kupiono nową monstrancję, która kosztowała 1250 rubli. A kiedy w roku 1973 złapano złodziei i odzyskano skradzione i zniszczone naczynia liturgiczne, ich remont kosztował jeszcze 2350 rubli. Ksiądz Antanas Slavinskas bardzo zgodnie współżył z parafianami Polakami i ci składali hojne ofiary na remont kościoła. Tak samo wiele polskich rodzin: Sinkiewiczów, Mingaiłów, Chmielewskich, Gambeckich, Kostkiewiczów, Korejwów, Labuńskich, Staszyńskich, Szydłowskich w tamtych latach ofiarowało środki na zakup ubrań liturgicznych i innego inwentarza. Dla ścisłości należy przypomnieć, że ci wszyscy ofiarodawcy nie byli ludźmi zamożnymi. Był to trudny okres, większość z nich pracowała w kołchozie jako robotnicy, a ich miesięczne wynagrodzenie było dość skromne, w granicach od 30 do 60 rubli. Ale te polskie rodziny były głęboko wierzące, dlatego dla Boga i kościoła niczego nie żałowały, to byli ludzie z innej epoki... Pewne wydarzenie z 1968 mocno dotknęło księdza Antanasa Slavinskasa i autora tych strof – przez administrację sowieckiej szkoły średniej w Wędziagole zostaliśmy zaskarżeni do odpowiednich organów za posiadanie zakazanej w owym czasie literatury i jej propagowanie... Światłej pamięci ksiądz Antanas Slavinskas jest jedynym z księży z tamtego okresu, który w sowieckich czasach tak wiele dobrego zrobił dla kościoła i parafii. Dzisiaj, patrząc z perspektywy czasu, możemy skonstatować, że jesteśmy na samym dnie – w duchowym i materialnym kryzysie... Ryszard Jankowski, prezes Wędziagolskiego Oddziału ZPL Ambasada ogłasza konkurs dotyczący polskich miejsc pamięci narodowej na Litwie! Ambasada ogłasza konkurs POLSKIE MIEJSCA PAMIĘCI NARODOWEJ NA LITWIE – CMENTARZE WOJSKOWE, GROBY ŻOŁNIERSKIE, POMNIKI, UPAMIĘTNIENIA. Weź udział i wygraj wyjazd do Polski! Nie sposób zliczyć rozsianych po Litwie polskich miejsc pamięci narodowej związanych z działaniami zbrojnymi, zrywami powstańczymi, udziałem w wojnach. Wiele grobów ludzi znanych i zasłużonych nie przetrwało, o wielu nawet nie zachowała się pamięć. Dbając o to, aby te ważne dla polskiej pamięci narodowej miejsca przetrwały, Ambasada na swej stronie inter- netowej uruchomiła KATALOG POLSKICH MIEJSC PAMIĘCI NARODOWEJ NA LITWIE – CMENTARZE WOJSKOWE, GROBY ŻOŁNIERSKIE, POMNIKI, UPAMIĘTNIENIA. Korzystając z różnych źródeł, życzliwie nam udostępnionych oraz własnych, udało się już udokumentować ponad 200 miejsc walk, cmentarzy i grobów polskich żołnierzy. Dzięki staraniom Państwa, którzy aktywnie nadsyłacie zdjęcia i opisy grobów, lista ta jest ciągle uzupełniana. Aby Państwa starania zostały słusznie nagrodzone, Ambasada postanowiła dodatkowo ogłosić konkurs! REGULAMIN KONKURSU POLSKIE MIEJSCA PAMIĘCI NARODOWEJ NA LITWIE – CMENTARZE WOJSKOWE, GROBY ŻOŁNIERSKIE, POMNIKI, UPAMIĘTNIENIA: 1. Organizatorem Konkursu jest Ambasada Rzeczypospolitej Polskiej na Litwie. 2. Zakończenie przyjmowania prac konkursowych nastąpi 30 maja 2017 roku. Decyduje data stempla pocztowego lub wysłania wiadomości e-mail. 3. Warunkiem wzięcia udziału w konkursie jest wysłanie na adres [email protected] lub korespondencyjnie: Ambasada RP w Wilnie, Smelio 20A, LT-10323 Vilnius informacji o polskich miejscach pamięci na Litwie. Może to być zarówno uzupełnienie informacji, która już została w katalogu zawarta i ewentualnie dosłanie nam zdjęć wymienionych tam grobów, ale szczególnie zależy nam na informacji o miejscach i obiektach, których nie znamy i których na razie nie ma w katalogu. W takich sytuacjach prosilibyśmy o zdjęcia, lokalizację oraz jak najwięcej informacji. Mile widziane byłyby także życiorysy poległych żołnierzy oraz wszystkie inne informacje i komentarze o polskich miejscach pamięci. 4. W konkursie mogą brać udział zarówno osoby indywidualne lub grupy zrzeszonych osób, uczniowie lub całe klasy pracując grupowo z nauczycielem lub samodzielnie. 5. W konkursie biorą udział również prace nadesłane do Ambasady przed rozpoczęciem się konkursu. 6. Prace nadesłane na konkurs muszą być pracami własnymi. 7. Prace zgłoszone na konkurs nie będą zwracane i pozostaną w zbiorach katalogu Ambasady. 8. Na pracach należy umieścić informacje o autorze/autorach: tytuł pracy, imię i nazwisko, wiek, imię i nazwisko opiekuna / nauczyciela, nr telefonu, nazwę i adres szkoły oraz adres e-mail. 9. O przyznaniu nagród i zwycięzcach decyduje Jury Konkursowe w składzie przedstawicieli Ambasady oraz osób zaproszonych (historyków, kombatantów). 10. Przyznane zostaną nagrody: * Nagroda główna – weekendowa wycieczka do Polski dla uczestnika/ów (dla osób prywatnych – maksymalnie 4-osobowa grupa, dla klas – maksymalnie 30-osobowa grupa), których prace Jury uzna za wyjątkowe i szczególnie cenne. * Nagrody pocieszenia – za zajęcie drugiego i trzeciego miejsca w konkursie rozdane zostaną nagrody ufundowane przez Ambasadę 11. Zgłoszenie pracy konkursowej jest jednoznaczne z zapewnieniem uczestnika, że nie narusza ona praw autorskich osób trzecich i wyrażeniem zgody na publikację zdjęć i treści. 19-25 stycznia 2017 r., nr 3(1248) www.zpl.lt Z Wilnem w życiorysie PORTRET PODWÓJNY (ARTYSTA Z ŻONĄ) SLEŃDZIŃSCY Syn Wincentego Sleńdzińskiego i Anny z Bolcewiczów, Ludomir Sleńdziński (1889-1980), był malarzem i rzeźbiarzem. Malarstwa i rysunku uczył się od ojca oraz w wileńskiej Szkole Rysunkowej Iwana Trutniewa. W latach 1909-1916 studiował w Cesarskiej Akademii Sztuk Pięknych w Petersburgu, gdzie był uczniem Dymitra Kardowskiego. Praca dyplomowa Ludomira pt. „Idylla“ – o wymiarach 200 cm x 300 cm – została zauważona przez grono ówczesnych krytyków i zakupiona do muzeum Akademii. Na początku swej drogi twórczej Ludomir Sleńdziński hołdował klasycznym rygorom malarstwa. Przetrwało to w pewnym stopniu również w późniejszych jego pracach. W latach 1917-1920 malarz pracował w Jekaterynosławiu, w fabryce amunicji, a następnie w Humaniu – w polskiej szkole jako nauczyciel rysunku, skąd powrócił do Wilna w 1920 roku i zamieszkał na Śnipiszkach, przy ulicy Kalwaryjskiej, nieopodal kościoła św. Rafała. Później mieszkał przy ulicy Teatralnej. W Wilnie podjął pracę w szkolnictwie – w Gimnazjum im. Króla Zygmunta Augusta. Był współzałożycielem Wileńskiego Towarzystwa Artystów Plastyków i jego prezesem do 1939 roku. Od 1923 roku był członkiem Stowarzyszenia Artystów Polskich RYTM. W 1921 roku Wileńskie Towarzystwo Artystów Plastyków założyło w Wilnie Średnią Szkołę Rysunkową, która w 1928 roku została przekształcona w Szkołę Rzemiosł Artystycznych. Ludomir Sleńdziński był jej kierownikiem. W 1925 roku został zastępcą profesora przy katedrze malarstwa monumentalnego na Wydziale Sztuk Pięknych Uniwersytetu Stefana Batorego w Wilnie. W tymże roku, w ciągu kilkumiesięcznego pobytu w Warszawie poznał Irenę Marię Dobrowolską (1896-1962), z którą po kilku miesiącach – podczas pobytu w Rzymie – zawarł związek małżeński. Żona była muzą i natchnieniem wielu prac malarskich i rzeźbiarskich Ludomira. Malarz osiąga nie tylko sukcesy twórcze, ale też robi karierę akademicką – w 1929 roku zostaje profesorem nadzwyczajnym i prodziekanem, a po dwóch latach obejmuje stanowisko dziekana Wydziału Sztuk Pięknych. W roku 1938 Ludomir Sleńdziński otrzymuje tytuł profesora zwyczajnego. W 1931 roku malarz uwiecznił na płótnie znalezione w podziemiach Katedry Wileńskiej szczątki Aleksandra Jagiellończyka i Barbary Radziwiłłówny. Jedną z wielu nagród, jakimi został uhonorowany, był złoty medal za obraz „Portret matki”, który otrzymał w Paryżu na międzynarodowej wystawie „Sztuka i Technika”. Ludomir Sleńdziński jest autorem plafonu do Pałacu Rady Ministrów w Warszawie. Praca, nosząca tytuł „Alegoria Polski, w której Opatrzność osłania Polskę od burz”, zdobi dziś bibliotekę w Pałacu Prezydenckim w Warszawie. Był uczestnikiem wielu wystaw malarskich w Krakowie, Lwowie, Warszawie, Nowym Jorku, Paryżu, Amsterdamie. W latach 1927-1929 razem z żoną malarz odbył podróż do Francji, Włoch, Hiszpanii, Anglii, Grecji, Syrii, Libanu, Palestyny, Egiptu i Turcji. Interesowała go sztuka starożytna. Z podróżami Ludomira Sleńdzińskiego związane są obrazy studyjne m. in. dotyczące Egiptu i fresków pompejańskich. W 1928 roku artysta brał udział w zdobieniu kamieniczek Rynku Starego Miasta w Warszawie. W 1930 roku został członkiem Rady Instytutu Propagandy Sztuki, a w 1933 – członkiem Okręgowej Komisji Konserwatorskiej w Wilnie. W latach 1937-1938 malował freski w Wilnie. Niestety, freski te nie przetrwały wojennej pożogi. W czasie II wojny światowej Ludomir Sleńdziński został aresztowany w 1943 roku i przebywał w obozie pracy w Prawieniszkach. Zwolniony razem z innymi profesorami, wrócił do Wilna. Po zakończeniu wojny, w 1945 roku państwo Sleńdzińscy opuścili Wilno i wyjechali do Krakowa. Profesor znalazł zatrudnienie w Akademii Górniczej, która uruchamiała w tym czasie Wydziały Architektury, Inżynierii Lądowej i Wodnej oraz Miernictwa. Wydziały nazywane politechnicznymi dały początek Politechnice Krakowskiej. Jej pierwszym rektorem został Ludomir Sleńdziński i funkcję tę pełnił do 1956 roku. W 1962 roku zmarła jego żona, Irena. Ludomir bardzo mocno przeżywał jej śmierć, namalował cały szereg obrazów z podobizną Ireny na pierwszym planie. Były to: „Ostatnia strona” (1962), „Wspomnienie. Autoportret z żoną” (1962), „Portret żony Ireny” (rzeźba, 1963), „Portret żony na tle Wilna” (1966), „Portret żony Ireny” („Dama karo” z cyklu: „Talia moich kart”, 1971), „Promenada. Portret rodzinny” (1972/73), „Autoportret z żoną Ireną” (1975) i inne. Pamięć o żonie Irenie nie przeszkodziła artyście w 1962 roku zawrzeć związek małżeński z Teresą Houwalt (19051980). Przeżyli ze sobą 18 lat. Ludomir zmarł w tym samym roku, co Teresa. Został pochowany w Krakowie, na cmentarzu na Salwatorze. Ludomir Sleńdziński został odznaczony Krzyżem Komandorskim Orderu Polonia Restituta (1934), Sztandarem Pracy I klasy (1979) i in. Twórczość Ludomira Sleńdzińskiego oceniana była różnie. Zarzucano mu schematyzm, przypisywano winy uczniów i naśladowców, niewrażliwość na kolor. Jednocześnie zauważano, że: „Był wszakże wskrzesicielem tradycji klasycznej, co za tym idzie założycielem tzw. szkoły wileńskiej, orędownikiem powrotu do rzetelności warsztatowej dawnych mistrzów i do malarstwa monumentalnego, wreszcie czołową postacią wileńskiego środowiska artystycznego po odejściu Ferdynanda Ruszczyca”. Nowy klasycyzm artysty nawiązywał do wczesnego renesansu, sięgał do średniowiecza i manieryzmu. Precyzyjny rysunek Ludomira, solidna i trwała technika, deska jako najczęstsze podobrazie, to elementy właściwe dawnej sztuce. W rzeźbie stosował polichromię. Powlekając je woskiem uzyskiwał pożądane „PORTRET ŻONY NA TLE WILNA” 5 efekty kolorystyczne. Specyficzna technika wielu prac Ludomira Sleńdzińskiego, wzbogacająca obrazy tablicowe wykonane np. na zaprawie gipsowej, dawała im trójwymiarowość, czyniła te prace bliskimi zarówno malarstwu jak i rzeźbie. Najlepszą artystycznie formę osiągnął Ludomir Sleńdziński w latach dwudziestych XX wieku. Tradycja klasyczna najlepiej przejawia się w „Safonie”, pełnowymiarowej rzeźbie w drewnie przedstawiającej sylwetkę greckiej poetki. Większość założeń technicznych i ideowych swej sztuki zrealizował w płaskorzeźbie, drewnie, polichromowanym temperą ze złoceniami. Harmonijne upozowanie postaci, sugerowanie przestrzeni i perspektywy zaprowadziły go od płaskiego obrazu do monumentalności w rzeźbie. Ważną rolę w twórczości Ludomira odgrywała pamięć, dawne style i dzieła. Przeżywał to, co tworzył, tworzył to, co przeżywał. Zatrzymywał jakby bliskie sobie osoby i miejsca, np. żonę Irenę, Wilno, córkę Julittę, coraz częściej przebywającą poza domem ojca. Właśnie Julitta Anna, jedyna córka Ludomira obok Ireny była najczęstszym modelem jego prac. Ludomir Sleńdziński był wilnianinem. Stwierdzał to z dumą w podpisach większości swoich prac sygnując je napisami: Wykonał Ludomir z Wilna Sleńdziński. (Cdn.) Opracowała: Albina Drzewiecka 6 19-25 stycznia 2017 r., nr 3(1248) www.zpl.lt fot. Jan Bułhak Zarys dziejów Nowej Wilejki NOWA WILEJKA W OBIEKTYWIE JANA BUŁHAKA OKRES WOJNY POWSZECHNEJ Wojna!.. Rozpraszają się członkowie organizacji. Życie w fabrykach powoli zaczyna zamierać. Tory kolejowe zatarasowane są eszalonami żołnierzy. Oblegają oni ogrody owocowe, proszą o „kiśleńkoje jabłoczko k czaju”. Nadchodzi śnieżna zima 1914-1915 roku. Zamiecie straszliwe... dochodzą głuche, podziemne huki... To artyleria gra. Wiosna i lato 1915 r. upływają w niepokoju, który zwiększa się w sierpniu, gdy Niemcy zdobyli Kowno. Następnie ewakuacja rodzin kolejarzy i robotników w głąb Rosji. Maszyny fabryczne z zakładów Possehl’a i Mozera częściowo wywieziono do Moskwy, z papierni w Kuczkuryszkach tylko części miedziane maszyn. Reszta maszyn została na miejscu. Zwiastun nadchodzącej nowej grozy – Zeppelin – rzuca na Nową Wilejkę bomby. Jesienna ciemna noc. Ostatnie pociągi przygotowane do odjazdu. Przerażające huki raz po raz wstrząsają powietrzem. Zabity zostaje doktor kolejowy Ritt i siostra miłosierdzia. Piękna polska jesień z liśćmi złotymi i potokiem promieni słonecznych zastaje w Nowej Wilejce Niemców, którzy rozpoczynają gospodarkę rabunkową, jako w kraju okupacyjnym. Przybyli oni z Wilna gościńcem Połockim w dniu 19 sierpnia 1915 r. Front ustala się na linii Święciany-Soły-Smorgonie. Nowa Wilejka staje się śpiżarnią oraz bazą wypoczynkową dla żołnierzy frontowych. W zamarłych zakładach fabrycznych Mozera rozpoczyna się ruch. Część pozostałych maszyn zostaje wywieziona przez Niemców do Wilna, m.in. motor Diesel’a, a to dla oświetlenia koszar, część pomimo doglądania przez obsługę, pozostawioną przez właścicieli zakładów, powoli niszczeje. W opustoszałych salach , tam, gdzie była pralnia, władze wojskowe umieszczają rzeźnię, oborę zaś w nowo zbudowanym gmachu na drugim piętrze. Ryk bydła, spędzonego z okolicznych wsi, dolatuje do uszu mieszkańców. Razi oko niemieckie mała krówka wieśniaka podwileńskiego. Pogardliwie inspektor weterynaryjny mówi do księdza Makarewicza: „Polnische Wirtschaft”, pokazując na świeżo zdjętą skórę. Mięso idzie na front, skóra do garbarni. Wszystko na użytek wojska. Zostają tylko głowy, nogi i odpadki zwierzęce, to jest pożywieniem miejscowej ludności, która ze specjalnymi kartkami, jako wielki rarytas otrzymuje tę resztę. Zboże pod nadzorem żołnierza niemieckiego zostaje zwożone do Wirtschaftausschussu w Kojranach. Tam na dobre zagospodarowali się Niemcy. Panuje ład wzorowy. Cała produkcja idzie na użytek frontu. Opuszczone domy państwowe i prywatne są zamieszkałe przez wojsko, które przychodzi z frontu na paromiesięczny wypoczynek po ogniu huraganowym w okopach strzeleckich. Wojsko też rozlokowuje się w zakładzie dla umysłowo chorych. A ludność? Niewiele jej jest. Trzecia część zaledwie. Jak żyć? Zapasy żywności powoli się wyczerpały. Głód zagląda w oczy. Wolnego handlu produktami spożywczymi i zbożem nie ma. To, co urząd niemiecki na kartki wydaje, wystarczyć nie może na zaspokojenie głodu. Zresztą cóż dają? Mąkę z owsa, zmieszaną z łubinem i tartymi grzybami. Ludzie jedzą lebiodę i pokrzywę. W ślad za głodem kroczy tyfus; śmiertelność zwiększa brak opieki lekarskiej. Kto ma trochę pieniędzy albo ubrania, idzie hen, daleko, omijając straże niemieckie, aż pod Malaty, do Litwinów, gdzie nie ma frontu, nad rzeką Świętą, do Szyrwint, i kupuje, wymienia ubranie, biżuterię na zboże, które z narażeniem życia niesie do domu. Istniejące Towarzystwo Dobroczynności przynosi chociaż częściową ulgę w niedoli ludzkiej. Zasługą to jest ks. proboszcza Makarewicza. Zorganizowana kuchnia dla najbiedniejszych dostarczała obiadów tysiącznej rzeszy; praktykowano też rozdawnictwo produktów. W akcji charytatywnej pomagali ks. Makarewiczowi Jadwiga i Ludwik Modlińscy z Kuczkuryszek. A lasy biedne! Toć Nowa Wilejka z nich słynęła. Rozpoczynały się tuż za kościołem i ciągnęły się hen, pod Antokol, Kalwarię i Kojrany. Wszystko zniszczyła siekiera niemiecka. Dziś na tym miejscu są Poręby Górańskie. Domki małe, pola uprawne i gdzieniegdzie młody świerczek wystrzela jeszcze zielonym wierzchołkiem ku niebu. Tak zwaną papierówkę rabunkowo wywożono do Niemiec. Fabrykę Possehl’a, której dyrektorem zostaje zięć Augusta Scheela Herman Lange, przeznaczono „für Militär Zweck”. Złośliwi Niemcy twierdzili, że inż. Lange, aby się wywinąć od frontu belgijskiego, z którego mało kto żyw wracał, zaproponował swoim władzom, że fabrykę rozbuduje i zamieni produkcję kos na produkcję przędzy z celulozy. I rzeczywiście, przy poparciu Berlina i Lubeki fabryka się rozrosła w trójnasób. Zatrud- nieni byli tam jeńcy rosyjscy. Niektórych z nich wyłapano w pobliskich lasach bezdańskich, pomagali w tym żandarmom niemieckim miejscowi Żydzi. Na białych murach fabrycznych z daleka widniały duże czarne litery, składające się na wyrazy „Weberei, Strickerei und Spinnerei Possehl’s Werke Wileika bei Wilna”. Urzędowo w czasie okupacji niemieckiej Nowa Wilejka figurowała jako Wilejka. Gdy fabrykę rozbudowywano, zgłaszali się też z Wilna robotnicy należący do P.O.W.; technik budowlany Jan Gulbiński dawał im pracę; w swej pamięci zachował nazwiska Makowskiego, Świetlikowskiego i Gulbińskiego. W krótkim czasie Nowa Wilejka stała się zapleczem frontu północno-wschodniego. Niemcy odkrywają piękno Nowej Wilejki. W Berlinie ukazują się pocztówki z jej widokami. Podziwiają kościół, w którym co prawda brak bocznych ołtarzy, ale zachwyca ich styl i cudowna biel ścian i filarów (niestety teraz pokrytych kremową barwą), pnących się ostrym łukiem w górę, czemu dano wyraz w „Zeitung der 10 Armee”. W kościele orkiestra daje koncerty religijne. Mocą bije od pieśni, śpiewanej przez żołnierzy na mszy. Kapelani wojskowi mieszkają na plebanii. Zakład dla umysłowo chorych zamieniono na koszary. W papierni w Kuczkuryszkach urządzono szpital dla koni. Niemcy chcą imponować. Wszędzie koło domów, gdzie mieszkają, zakładają ogrody warzywne; próbują plon z warzyw zbierać w lecie dwa razy, to się im nie udaje; mróz warzy rośliny. Tymczasem ks. Tadeusz Makarewicz, korzystając z odejścia wojsk rosyjskich, zabiera się energicznie do zakładania szkół polskich. Opiera się o Polską Macierz Szkolną w Wilnie, tworząc koło tej organizacji w Nowej Wilejce. Gorliwą pracowniczką na niwie kulturalno-oświatowej jest w tym czasie Wanda Józefa Leszczyńska, znana z prowadzenia tajnej oświaty w Wilnie. Ją to Salomea Kostrowicka, ówczesna prezeska i wskrzesicielka Towarzystwa Pań św. Wincentego Paulo, nazywa „perłą młodzieży wileńskiej”, a obecna prezeska tegoż Towarzystwa Zofia Zyndram-Kościałkowska – „anielską postacią”. Z ramienia Polskiej Macierzy Szkolnej zostaje dyrektorką progimnazjum im. św. Kazimierza; pracuje z całym oddaniem się i poświęceniem. Pod jej kierownictwem są też dwie szkoły początkowe w Nowej Wilejce. Jednocześnie ks. Tadeusz Makarewicz organizuje szkołę ludową w Grygajciach, gdzie nauczycielką i kierowniczką zostaje mianowana Maria Krywkówna, osoba czynna, ruchliwa, która niestrudzenie pracuje w bardzo ciężkich warunkach. Organizuje też ks. Makarewicz szkoły w Łoźnikach i Żwirblach. Władze okupacyjne zastają szkoły już zorganizowane. Swoją drogą w b. lokalu szkoły rosyjskiej przy ul. Połockiej (w domu Białogórowa) otwierają szkołę z językiem wykładowym niemieckim. Przyciągają tam dzieci rozdawnictwem książek i żywności. Szczególnie mile widzą dzieci o nazwiskach niemieckich. A takich było sporo. Bo do Nowej Wilejki ściągali fachowcy z fabryk w Królestwie Polskim, m.in. z Kalisza, także z Prus Wschodnich – Niemcy częściowo już spolszczeni. Hołdując zasadzie „Ubi bene, ibi patria”, osiadali, budowali domki i powoli ulegali wpływom polskim, zwłaszcza katolicy. Potomkowie ich nie wszyscy pamiętają o swym pochodzeniu. Zagospodarowywali się również Westfalczycy i Saksończycy. Inaczej było z Austriakami, przybyłymi ze Styrii i Tyrolu. Ci wyraźnie odseparowywali się od miejscowych robotników; uważali siebie za coś lepszego i wyższego, nawet w piwiarni siadali przy osobnym stole. Po uciułaniu grosza wracali „nach Heimat”. Ciężkie czasy okupacji niemieckiej były opromienione jaśniejszą chwilą, kiedy państwa centralne w dniu 5 listopada 1916 r. ogłosiły niepodległość wyzwolonego Królestwa Polskiego. Wówczas to zadzwoniły po raz pierwszy w Nowej Wilejce od odejścia Rosjan dzwony kościelne, ks. Tadeusz Makarewicz bowiem, obawiając się, aby Rosjanie, jak z wileńskich kościołów, nie zabrali dzwonów, dość długo przed ewakuacją zaniechał zwoływanie parafian na nabożeństwo głosem dzwonów. Teraz dzwony mogły głosić mieszkańcom radosną wieść – zbliżającą się wolność. Proklamowanie w Wilnie 11 grudnia 1917 r. państwowej niepodległości Litwy nie wywołało w Nowej Wilejce żadnego echa. Dopiero za parę lat nadchodzi ponowna wieść o wolności, a za nią i to, że Komendant Józef Piłsudski, zwolniony z więzienia niemieckiego, z Magdeburga wrócił do Warszawy. Było to dnia 11 listopada 1918 roku. (Cdn.) 19-25 stycznia 2017 r., nr 3(1248) www.zpl.lt 7 Drodzy Państwo! Ten występ traktujemy jako odzew na apel udzielenia pomocy finansowej znanej wileńskiej dziennikarce Alwidzie Antoninie Bajor – obecnie wymagającej długotrwałej rehabilitacji po skomplikowanej operacji chirurgicznej. Zapraszamy! Pomóżmy potrzebującym w dramatycznej sytuacji! Polski Teatr w Wilnie Podzielamy ból i wyrażamy szczere współczucie Sofii Aniszkiewicz z powodu śmierci Brata Członkowie koła ZPL w Turmoncie oraz Jezioroskiego Oddziału Rejonowego Związku Polaków na Litwie BEZPŁATNE OGŁOSZENIA Redakcja „Naszej Gazety” informuje, że wszyscy członkowie Związku Polaków na Litwie osobiście, a także koła i oddziały Związku mogą nieodpłatnie na łamach gazety zamieszczać pozdrowienia, ogłoszenia, kondolencje, bądź inne informacje. Życzenia czy wyrazy współczucia członkom Związku bez opłaty mogą też dedykować inne urzędy, organizacje bądź osoby prywatne. Nadsyłać je należy na adres e-mailowy: [email protected] lub faks 233 10 56. PRENUMERATA Pragniemy zawiadomić naszych Czytelników i Sympatyków, że możecie Państwo zaprenumerować „Naszą Gazetę” w każdym urzędzie pocztowym na terenie całej Litwy. Prenumerata na luty i dalsze miesiące 2017 roku będzie trwała do 22 stycznia. Chcemy zaznaczyć, że nadal gazeta jest bezpłatna, zaś koszta miesięcznej prenumeraty 1,33 EUR obejmują opłatę pobieraną przez pocztę za dostarczanie gazety dla prenumeratorów. Indeks wydania: 0130. Liczymy na to, że zechcecie Państwo „Naszą Gazetę” – tygodnik Związku Polaków na Litwie – mieć w swoich domach. Adres do korespondencji: ul. Naugarduko 76, 03202 Wilno Związek Polaków na Litwie tel./fax.: +370 5 233 10 56 E-mail: [email protected] Redaktor: Janina Lisiewicz Korekta: Krystyna Ruczyńska Opracowanie komputerowe: Paweł Stefanowicz Tygodnik Związku Polaków na Litwie – egzemplarz bezpłatny. „Projekt współfinansowany w ramach sprawowania opieki Senatu Rzeczypospolitej Polskiej nad Polonią i Polakami za granicą” 8 19-25 stycznia 2017 r., nr 3(1248) www.zpl.lt Fundacja „KULTURA WILNA“ oraz OPERA I FILHARMONIA PODLASKA W BIAŁYMSTOKU prezentują ORATORIUM PONARSKIE kompozytora MAXA FEDOROVA (ul. Aušros Vartų 5 w Wilnie) w LITEWSKIEJ FILHARMONII NARODOWEJ 25 STYCZNIA 2017 r. o godz. 18:00 MACIEJ NERKOWSKI (baryton, Polska) CHÓR OPERY I FILHARMONII PODLASKIEJ W BIAŁYMSTOKU KOWIEŃSKA ORKIESTRA SYMFONICZNA Przygotowanie chóru VIOLETTA BIELECKA Libreeo EDWARD TRUSEWICZ Reżyseria RAFAŁ SUPIŃSKI Dyryguje MARTYNAS STAŠKUS BILETY DO NABYCIA PRODUCENT Edward Trusewicz POLECA NA STRONIE INTERNETOWEJ www.filharmonija.lt bądź w kasie FILHARMONII NARODOWEJ WSPÓŁORGANIZATORZY: