dzieci żydowskie w czasach zagłady druk

Transkrypt

dzieci żydowskie w czasach zagłady druk
Frania Godlewicz, ur. 1937
Protokół
Frania Godlewicz, ur. 3 X 1937 r. w Gdyni, matka Czesława, ojciec
Zdzisław Godlewicz. Zamieszkuje obecnie w Chorzowie w Domu
Dziecka CKŻP75.
Frania Godlewicz opowiada:
Ojciec mia sk ad rowerów w Gdyni. Jak wojna wybuch a, mieszkaam z rodzicami w Gdyni i potem przenie li my si do Warszawy.
Mieszkali my na du ej ulicy, nazwy nie pami tam. Tam mieszkali my
jako aryjczycy. Przezywali mnie ydówa. Zlikwidowali my mieszkanie i wyjechali my do abie ca76. Wmówili mi rodzice, e jestem
Polk . Nazywa am si Frania Piasecka, a dzieci znowu przezywa y
mnie ydówa, nie wiedzia am dlaczego. Jestem rudow osa. Uwa a am
to za straszne przezwisko. A mama nic nie odpowiada a. Pyta am dlaczego, co to znaczy, ale mamusia nie odpowiedzia a i nie wyt umaczy a.
Znowu si do Warszawy przenie li my i dzieci mnie na podwórku
znowu przezywa y. Tatu handlowa i przeprowadzili my si do Wawra
pod Warszaw . Tam znowu mnie przezywali, przenie li my si do
Warszawy do getta i tam si ulokowali my. Mieszkali my w ma ym
pokoiku, pami tam, jak babcia chorowa a i potem umar a. By o nam
tam bardzo le, ydzi nosili opaski na ramieniu. Pó niej nas wyprowadzi z getta jaki milicjant do pracy, a potem ulokowa nas w aryjskiej
dzielnicy. Nie wrócili my do getta. Wyjechali my znowu do abie ca,
tam tatu handlowa i je dzi codziennie do Warszawy. W pogoni raz za
innymi lud mi policja strzela a, kula trafi a tatusia w po ladek, zabrali
Centralny Komitet ydów w Polsce – wiecka organizacja reprezentuj ca
ydów wobec w adz polskich i organizacji ydowskich za granic oraz staraj ca
si obj opiek ocala ych z Zag ady, istnia a w latach 1944–1950.
76
Po o ona na po udnie od Warszawy wie granicz ca z Piasecznem.
75
108
Relacje
go do szpitala do Dzieci tka Jezus. Mamusia pojecha a do tatusia,
a mnie zostawi a u s siadów, mówi a, e za par dni wróci z powrotem. Kilka tygodni up yn o, nie wraca a. A tatu wróci ze szpitala
jeszcze chory i obieca , e b dzie ka dego tygodnia do nas przyje d a . Trwa o to tak par miesi cy, nie pami tam jak d ugo, i nagle
przesta przyje d a . Wyczekiwa am ci gle, ale tatu nie przyje d a .
Ciocia przysy a a paczki ywno ciowe przez pani Orzechowsk , która
sobie po ow z tego bra a po drodze. Pani Braniecka z abie ca nie
chcia a mnie d u ej trzyma i Orzechowska zabra a mnie do siebie do
Warszawy. Mieszka a w suterenie. Nie wolno mi by o do okna dochodzi , nie wiedzia am dlaczego. G odna nie by am, bo ciocia posy a a
paczki ywno ciowe, nie bi a mnie, bo pani, która tam te mieszka a,
nie pozwala a. Raz pani Orzechowska powiedzia a mi, e mnie do
wujka odprowadzi. Wujek czeka na mnie przy tramwaju, zawióz mnie
do ochronki, tam dali mi metryk i jedna pani zabra a mnie do siebie
do domu na ul. Grochowsk 77. Nazywa a si Doma ska. Mieszka a
w pokoiku z kuchni ze swoj córk Lil . Tam by o mi swobodnie,
wolno mi by o si bawi na podwórku. Ciocia za moje utrzymanie
p aci a. By am tam przesz o rok, a do powstania bez zmian. Podczas
powstania strasznie si Niemców ba am, z apali nas i trzymali par
godzin. Potem na dworzec pos ali, a potem nas na lotnisko pop dzili.
Byli my tam kilka dni, zap dzili nas do Pruszkowa78 i w par dni pó niej do lasu. Osiedlili my si u jakich wie niaków razem z Lil . Po
oswobodzeniu pojecha a Lila do Warszawy, znalaz a tam moj ciotk
i powiedzia a jej, e ja yj . Do Warszawy wrócili my w lecie w 1945
roku. Dom nasz by zburzony, zamieszkali my w innym mieszkaniu, na wpó zburzonym. By o ju par miesi cy po oswobodzeniu.
Nie wiedzia am, e jestem ydówk . Wujek zacz pani Doma sk
odwiedza , lecz ja go nie widzia am. Chcia mnie do siebie zabra ,
lecz pani Doma ska polubi a mnie bardzo i za adn cen nie chcia a
odda z powrotem. Lila mnie pie ci a, uczy a, wychowywa a i ja j bardzo kocha am. Pani Doma ska powiedzia a mi, e jestem ydówk ,
p aka am bardzo, gdy nie chcia am ni by , by nie pój do piek a.
Wiedzia am o tym, e by ydem to jest co z ego, co brzydkiego.
W oryginale Grocholska.
Do nazistowskiego obozu przej ciowego dla ludno ci cywilnej wysiedlonej z Warszawy po upadku powstania warszawskiego.
77
78
Frania Godlewicz
109
Wiedzia am o tym, e Niemcy ydów tropili i zabijali. Wujek raz przyszed i ja wtedy by am w domu sama, obieca mi, e mnie wychrzci,
e b d pisa do Lili, e mi u niego b dzie dobrze. Prosi , bym do
niego wróci a. Zostawi pani Doma skiej 17 tysi cy z otych, bo wi cej nie posiada , i zabra mnie ze sob do Chorzowa. Umie ci mnie
wpierw u cioci, a potem w Domu Dziecka, gdzie przebywam dotychczas. Wyt umaczyli mi powoli, e to nie jest prawd , co mi o ydach
powiedzieli, e ydem by , to nie jest okropne i e nie id do piek a.
Protokołowała:
(–) Janina Sobol-Masłowska
Masłowska
Podpis:
(–) Frania Godlewicz
Chorzów, dn. 28 VIII 1947 r.
A IH, 301/2747, mps, 3 s., j z. pol.
Lea Goldberg, ur. 1929
Lea (Leje) Lola (Liolie) Goldberg
urodzona w 1929 roku w Rafałówce79
ojciec: Eli, matka: Golda-Miriam (Golde-Miriem)
obecnie zamieszkała: Bytom, Chrobrego 8
Mieszka am w Rafa ówce z rodze stwem i mam . Gdy ci mordercy,
Niemcy, zaj li nasze miasto i ich zobaczy am, powtarza am mamie:
„Nie mog na nich patrze . Chc y , jestem m oda, nie mog patrze ,
jak niemieccy mordercy b d nas m czy , musz to prze y i zem ci
si na tych bandytach”. Tak przeszed ca y rok w trudach, g odzie
i poni eniu… Nagle, pewnego pi knego letniego dnia pojawili si esesmani i okr yli miasto, i wszyscy zbierali si na mier . Mia am wtedy
dwana cie lat. Podchodz do mamy i mówi : „Mamuniu, chod my st d,
uciekajmy. Nie id my jak owce prowadzone na rze ”. Ca uj matk :
„Chc y , uciekajmy, uciekajmy!”. Zaczynam p aka . Mama spogl da
na mnie i mówi: „Dziecko drogie, chcesz y , ale wszyscy razem nie
mo emy si uratowa , id i czekaj na mnie przy ko ciele”. Da am si
przekona i oddali am si w stron ko cio a, i czeka am na mam .
Czeka am jeden dzie , ale niestety nikt nie przyszed . Jestem sama…
Jestem nieszcz liwa… Moja sytuacja jest bardzo ci ka. Prosz o kawaek chleba, wygania si mnie z domu: „Id st d, parszywa ydówko.
Przez ciebie by mnie jeszcze zabito razem z dzie mi”. Trzy dni siedzia am pod ó tymi kwiatami, gdzie rós krzak malin. Ros o na nim
wszystkiego dziesi malin. Tym ywi am si trzy dni. Jestem g odna,
jest mi zimno. W sobot wieczorem by am w dzwonnicy ko cio a. Tego
dnia niemieccy mordercy zastrzelili wszystkich naszych bliskich. Moja
Rafa ówka – miejscowo w powiecie sarne skim, województwo wo y skie. Niemcy za o yli w mie cie getto w maju 1940 r. cznie z ludno ci ydowsk przesiedlon do Rafa ówki mieszka o tam 2500 osób. Likwidacja getta
nast pi a w sierpniu 1942 r. przez rozstrzelanie jego mieszka ców.
79
Lea Goldberg
111
matka, siostra i brat zgin li tak tragiczn mierci . Jestem opuszczona,
nie mam nikogo, jestem sama jak palec.
I tak tu a am si g odna, osamotniona i za amana. Gdy prosi am
o kawa ek chleba, dostawa am kijem przez plecy, krew la a si ze
mnie. Na ciele do dzi mam lady po kijach. W ko cu dopomóg mi
Bóg i trafi am do pewnej wsi. Wesz am do jakiej izdebki i prosz
o kawa ek chleba. Przyjmuj mnie. Nalewaj misk czego ciep ego
i mówi : „Jedz, pó niej b dziesz kopa kartofle”. Jestem szcz liwa.
Nikt mnie nie przegania. Tak min y dwa miesi ce, a doniesiono
Niemcowi, e przebywa tam ydowskie dziecko. W a nie siedzia am
w domu i nia czy am dzieci, gdy nagle zjawia si Niemiec i pyta: „Nie
ma tu ydów?”. Mówi mu: nie rozumiem. Mówi do mnie t umacz, czy
nie ma tu ydów. Serce bije mi i my l : „Nie, chc y ”… I Niemcy
odchodz . My l – cud. Ch opi nie chc mnie ju dalej trzyma . Boj
si , opuszczam ich dom i tu am si po innych, a trafiam do takiego,
gdzie siedzi stary ojciec z synem. To dawni sztundy ci80 (rodzaj sekty
na Ukrainie, której cz onkowie bardzo pomagali ydom). To byli moi
wybawiciele. Mówi do mnie: Wiemy, e jeste ydówk i je li chcesz
y , musisz przej na nasz wiar . Mówi do nich: zrobi wszystko.
Chc y , i tak przechrzci am si na ich wiar . Chodzi am agitowa za
Bibli i tak trwa am. Mój drogi wybawca ze wsi Police trzyma mnie,
cho grozi a mu mier . Zwyk mówi : Je li nas zabij , wszystko to
od Boga. To by Chwedor Sder o. Pewnego razu, wracaj c z zebrania, wybiegaj trzej ch opi i chwytaj mnie: Kim jeste ? Mówi przestraszona: „Jestem Ukraink ”. Kim jeste – mówi do mnie surowiej.
Zaczynam si trz . Rozp dzaj sztundystów. Zostaj sama i my l :
to moja mier i nikt nie b dzie wiedzia , gdzie rozrzucone zostan
moje ko ci. Kij zaczyna wista w powietrzu, a ja zaczynam prosi :
Chc y , jestem m oda, chc budowa „samoistne Ukraine”. B d
oddana, chc y . I nagle s ysz g os: niech zostanie. Przyda nam si ,
a jak b dzie trzeba, to j zabijemy. Jest w naszych r kach. I tak bandyci
zabrali mnie do siebie do ziemianki. Mówi mi, e s banderowcami,
e zabijaj wszystkich przeciwników samoistnej Ukrainy. B dziemy ci
trzyma , dopóki b dziemy ci potrzebowa . I tak zaprowadzili mnie
Sztundy ci – protestancki od am chrze cija stwa powsta y niemieckich
osadników na po udniu Rosji w po owie XIX w., popularny w ród rosyjskich
i ukrai skich odst pców od prawos awia nie tylko w Rosji, lecz tak e na Wo yniu.
80
112
Relacje
do ma ej izdebki, gdzie siedzia stare ki doktor, maj cy oko o sze dziesi t lat. Sam urodzony w Zgierzu. I mówi do mnie: tu b dziesz
mieszka i pracowa razem z doktorem, masz by oddana, je li nie
– widzisz ten granat, na nim odlecisz. I tak zacz o si moje okropne
ycie z banderowcami. Pracuj jako sanitariuszka w szpitalu. Pierwsza
rzecz, jak us ysza am z ust bandytów: „Chlopci, sidimu idow, ubiwajmu za Ukrainu, za rodnie druzjaj”. Jest mi bardzo le, jestem skazana na mier … Mój los…
Banderowcy nie mówili do siebie po imieniu. Podpisywali si wszyscy pseudonimami (chodzi o o to, e gdyby znaleziono ich papiery,
zg adzono by ich rodziny). Mnie nazywano „padruga Chwedra”.
Najstarszym z bandy by komendant „Kursuk”. Byli straszni. Sama
widzia am, jak mordowali partyzantów. By o strasznie, gdy raz przyprowadzili czterech partyzantów. Najpierw szarpali ich jak tygrysy,
a potem zad gali, bo kul nie mieli. Dwóch ludzi morduje si raz,
dwa, trzy i wrzuca do rzeki. W jedn noc spalili dwadzie cia dwie
polskie kolonie, a mieszkaj cych tam Polaków zabili. Gdy przyprowadzali ywych, maltretowali. Raz przyprowadzili pi dziesi cioletniego
Polaka, rozpruli mu brzuch, wyci gn li kiszki i przywi zali do drzewa,
a dwóch banderowców wi za o je dooko a, a wyci gn li wszystkie
kiszki. Ma ym dzieciom kartoflami zatykano buzi , a umiera y. Broni
by o u nich bardzo ma o, zardzewia e karabiny. Ka dy mia ledwie kilka
kul, komendant mia automat. Najwi ksza rzecz na 400 banderowców.
ydowskie dzieci zabijali no ami, zarzynali. Widzia am to wszystko
na w asne oczy. To by o straszne, niemo liwe. Tak min o sze miesi cy. Znajduj si w szajce, gdzie ka da minuta grozi mi mierci .
Raz, w pewien pi kny poranek, ca a banda ruszy a na jakie zadanie
i zabra a ze sob doktora. Zosta am sama w izdebce, gdzie le a o czterdziestu rannych m czyzn. Nagle s ysz : Otwórz, „padruga Kredka”81.
„Nie, to zabronione – mówi mu – to surowo zabronione”. Do rodka
wdziera si pijany banderowiec i chce mnie zabi . Ja w wielkim zam cie chwytam jego rewolwer i strzelam, a on pada na ziemi . Wybiegam
z izdebki i chowam si pod ó kiem. Nie by martwy. Wsta i mnie
szuka. Mówi: „Gdzie ona jest, musz j zabi ”. Zapala zapa k , chce
zajrze pod ó ko. Wtedy robi si wielkie zamieszanie, a on ucieka na
wart . To wracaj banderowcy. I tak si uratowa am. Gdy przyszed
81
Inaczej ni we wcze niejszej cz ci relacji, gdzie by o „Chwedra”.
Lea Goldberg
113
doktor, powiedzia am mu: „Wi cej tu nie zostan . Musz uciec, y ,
zem ci si na bandytach, którzy um czyli nasze najdro sze matki,
ojców, siostry, dzieci i braci. Uciekam… Musz y … Jak tylko zasz o
s o ce, a wszyscy odpoczywali na swoich pos aniach, w jednej koszuli
wyskoczy am przez okno i uciek am. Bieg am przez b ota, las i pole, a
dosz a[m] do drogiego wuja Chwedora. Zapuka am w okno i zawo aam: „Ojczulku, otwórz, ratuj mnie, to ja, Lola!”. Wybiega na zewn trz,
jest p acz, ca owanie, nie pyta mnie o nic, tylko zaprz ga wo y, na wóz
k adzie siano, a mnie ka e wdrapa si do rodka, przykrywa mnie
sianem i w ten sposób mnie uratowa , zawióz do partyzantów, gdzie
by am dwa tygodnie, a przysz a Armia Czerwona i nas wyzwoli a.
W ten sposób si uratowa am.
Drodzy moi! We cie odwet na bandytach, którzy odebrali nam
wszystkie wszelkie d enia, ca
yciow fantazj !
We cie odwet! Odwet!
Liolka Goldberg
Protokołowała: Ida Gliksztejn, Bytom
A IH, 301/1011, rkps, 5 s., j z. yd., za czony przek ad na j z. pol.

Podobne dokumenty