Kasta Autor: Marcin Wichary Opowiadanie pochodzi z serwisu: www

Transkrypt

Kasta Autor: Marcin Wichary Opowiadanie pochodzi z serwisu: www
Kasta
Opowiadanie pochodzi z serwisu: www.startrek.pl
Autor: Marcin Wichary
Podziemnej jaskini nie dało się chyba odwzorować bardziej szczegółowo. Ciężkie, zwaliste ściany, parę wielkich
głazów i dziesiątki małych kamieni, kapiąca gdzieś w oddali woda, unosząca się delikatnie nad powierzchnią
mgła i zapach, którego nie sposób było opisać... Trudno uwierzyć, że ten tak rzeczywisty, tak niewiarygodnie
prawdziwy widok był tylko holoprojekcją i mógł zniknąć w mgnieniu oka, zastąpiony jednym z miliona innych
światów znajdujących się w bibliotece pokładowego komputera.
Nikt jednak nie podziwiał dzisiaj piękna tej fantomowej groty. Pośrodku, przywiązany do nieregularnego głazu,
siedział wpatrując się bez wyrazu w ścianę młody Kardasjanin. Jego brudny, zniszczony mundur miejscami był
podarty w strzępy, przytrzymujące go druty odznaczały się na nadgarstkach bolesnymi śladami, a cała prawa
część twarzy była już tylko krwawą miazgą.
Sponiewierany więzień drgnął nagle, gdyż w oddali dał się słyszeć odgłos zamykania niewidocznych drzwi
i po kilkudziesięciu sekundach odznaczanych równomiernymi, coraz głośniejszymi krokami, z korytarza wyszło
dwóch oficerów Federacji. Obaj ubrani byli w złote mundury - wyższy, wyraźnie starszy, łysiejący
już i ze znudzonym spojrzeniem miał rangę komandora; młodszy natomiast, rozglądający się dookoła porucznika. Obaj trzymali w rękach włączone karabiny fazerowe, które trafiały w kamienne podłoże jasnymi
snopami światła.
- Ładnie, ładnie tu... - powiedział z zachwytem ten niższy i uśmiechnął się. - Cartney nie mówił
nic o widokach...
- Nie jesteśmy tu dla widoków - z wyraźnym niesmakiem warknął drugi i podszedł powoli do Kardasjanina.
Jego kolega popatrzył za nim na środek groty i spytał:
- To tym Kardachem będziemy się zajmować? Widzę, że Cartney nie tracił czasu i przywitał już...
W tym momencie komandor z całej siły zdzielił Kardasjanina pięścią w twarz i, nie zwracając zupełnie uwagi
na drugiego oficera, nachylił się nad uderzonym.
- Witaj - powiedział z udawanym uśmiechem na twarzy. - Darujemy sobie uprzejmości gdyż i tak wiesz,
po co tu jesteśmy.
Zrobił półminutową przerwę, podczas której nie spuszczał wzroku z twarzy więźnia.
- Powiesz mi, gdzie jest ta baza, albo będziesz żałował, naprawdę żałował, że zastąpiłem Cartneya.
Kardasjanin wyprostował się na tyle, na ile pozwalały mu więzy, popatrzył mówiącemu te słowa
w oczy i odwzajemnił szyderczy uśmiech, pytając:
- Jaka baza?
Drugi oficer przypatrywał się temu z wyraźnym rozbawieniem. Komandor natomiast przestał się uśmiechać
i cicho powiedział patrzącemu się cały czas na niego więźniowi:
- A więc wciąż grasz twardego... Widzę, że mój poprzednik marnował tylko czas.
Wyprostował się powoli i nagle, z zaskoczenia, zdzielił Kardasjanina kolbą karabinu w klatkę piersiową.
Dał się słyszeć odgłos pękających żeber, jednak po dłuższej chwili skurczony w sobie więzień splunął krwią,
podniósł głowę i z wyraźnym grymasem bólu na twarzy znów popatrzył na katującego go człowieka.
Ten westchnął i spojrzał na swojego partnera:
- Zechcesz czynić honory? - spytał znudzonym głosem.
Tamten tylko na to czekał. Uśmiechnął się jeszcze szerzej, po czym podszedł do ściany jaskini i oparł o nią swój
karabin, uprzednio go wyłączywszy.
- Nigdy nie lubiłem wyręczać się technologią - zaśmiał się, po czym podszedł do Kardasjanina i zapytał:
- Mam nadzieję, że nie zrobisz mi tej przyjemności i nie zdradzisz położenia bazy od razu?
Jeniec popatrzył się tylko na niego z dumnym wyrazem twarzy. Oficer odwrócił się do kolegi i z wyraźnym
zadowoleniem powiedział:
- Tak właśnie myślałem.
Po czym zamachnął się i uderzył go pięścią w brzuch. Kardasjanin zacharczał, jednak nie zdołał podnieść głowy,
gdy porucznik zaczął z całej siły atakować go ciosami w zmasakrowaną część twarzy. Po kilkunastu potężnych
uderzeniach drugi oficer złapał go za ramię w połowie wyprowadzanego ciosu i wycedził przez zaciśnięte zęby:
- Dość. Stracił przytomność.
Porucznik odsunął się nieco i dysząc ciężko popatrzył z zadowoleniem na bezwładnego Kardasjanina,
przytrzymywanego jedynie przez wrzynające mu się w ciało metalowe linki. Następnie przysiadł obok karabinu
i zaczął ocierać pot z czoła.
- Twoja kolej. Mam nadzieję tylko, że jego bawiło to bardziej niż mnie - wysyczał, po czym na jego czerwonej
z wysiłku twarzy znowu pojawiło się zadowolenie.
- Zabawa zacznie się dopiero za moment - po tych słowach komandor zamachnął się i kopnął Kardasjanina
w twarz. Po chwili ten ocknął się, ale nie był już w stanie podnieść głowy, aby popatrzeć na swojego oprawcę.
Człowiek podszedł bliżej, znów nachylił się nad więźniem i jego znudzony wyraz twarzy kolejny raz zastąpił
uśmiech.
- Przechodzimy do mojego ulubionego fragmentu - powiedział, łapiąc w obie ręce karabin fazerowy.
Gwałtownym gestem przycisnął go mocno do głowy Kardasjanina i oświetlając upiornie jasnym blaskiem
rany na jego twarzy, trzymał tak przez kilkanaście sekund.
- Ciekawe, jak musisz się teraz czuć... - mówiąc to przesuwał broń w dół wzdłuż ręki Kardasjanina. Nie wiedząc, w którym momencie wystrzelę, starając się przygotować na ból...
Dojechał powoli lufą do lewej dłoni.
- Cóż, nie zazdroszczę ci - skrzywił się i nacisnął spust.
Złotawa, świecąca jasno wiązka wystrzeliła na ułamek sekundy z końcówki fazera, przebijając dłoń i trafiając
w ziemię. Rozległ się przerażający, zwierzęcy krzyk Kardasjanina, który nie potrafił już zatrzymać ogromnego
bólu w sobie.
Drugi z oficerów zerwał się z miejsca i podbiegł zaniepokojony.
- Jesteś pewny, że nikt się o tym nie dowie? - zapytał, patrząc w kierunku, z którego przyszli.
Komputer | Opowiadania | Star Trek | Kasta
ussocean.gwflota.com
Strona 1 z 2
2001-12-13 5:22
Kasta
Opowiadanie pochodzi z serwisu: www.startrek.pl
Autor: Marcin Wichary
Tamten zignorował go, przez chwilę rozkoszując się zapachem spalonej tkanki, który zaczął powoli wypełniać
jaskinię. Nie trwało to zbyt długo.
- Gdzie jest ta baza!!! - wrzasnął Kardasjaninowi prosto w twarz, szarpnął go i przytknął lufę do drugiej dłoni.
Nagle uspokoił się, uśmiechnął i przeszedł ponownie do szeptu. - Wierz mi, to dopiero początek zabawy...
Z ust na wpół przytomnego więźnia dało się usłyszeć charknięcie. Po paru sekundach z wyraźnym wysiłkiem,
plując krwią, zaczął mówić:
- Sektor... Trzy... Pięć... Cztery... Dwa... Cztery...
Przerażenie na twarzy porucznika powoli zamieniało się w podziw, podczas gdy drugi oficer odsunął się powoli
od Kardasjanina i zaczął mówić:
- Wiesz, żałuję, że powiedziałeś już teraz. Miałem nadzieję, że jeszcze posiedzimy tutaj trochę, poznamy
się bliżej... - przy ostatnich słowach na jego twarzy znów pojawił się obleśny uśmiech. - Ale teraz nie jesteś
nam już do niczego potrzebny. Tak więc chyba będziemy musieli...
Monolog przerwał drugi człowiek, który zaczął stukać tamtego o ramię.
- Czego? - warknął zdenerwowany komandor.
- Tu ktoś jest! - wyszeptał tamten, wyraźnie zdenerwowany.
I rzeczywiście, w zacienionym rogu jaskini dało się zauważyć postać, która powoli podążała w ich kierunku.
- Stój! - krzyknął komandor i szybko nakierował na nieznajomego karabin, oślepiając go.
Tamten jednak szedł dalej.
- Stój!!! - wrzasnął ponownie, spojrzał na drugiego oficera, i po chwili wahania nacisnął spust.
Nic się jednak nie stało - wiązka przeszła przez nieznajomego na wylot. Oficer spróbował jeszcze raz, po czym,
zaskoczony, zaczął nerwowo badać karabin. Tymczasem tamten podszedł jeszcze krok i spokojnym,
acz donośnym głosem powiedział:
- Komputer, wyłącz program!
Wraz z potwierdzającym piśnięciem komputera w mgnieniu oka grota, w której się znajdowali, rozpłynęła
się w niebyt, ukazując siatkę kolorowych, geometrycznych kształtów. Wraz z nią unicestwieni zostali oficerowie
Federacji - jedynymi osobami w pomieszczeniu byli teraz zmasakrowany, skulony na podłodze więzień
oraz nieznajomy, którego nie osłaniał już mrok nie istniejącej tak naprawdę nigdy jaskini.
Był to starszy, potężnie zbudowany Kardasjanin, którego ponurą twarz zdobiła szeroka blizna na prawym
policzku. Przez minutę przyglądał się uważnie skatowanemu.
- Przykro mi. Przykro mi... Myśleliśmy... - zawahał się przez chwilę. - Myślałem, że się nadajesz
i nie zawiedziesz nas w najgorszej nawet sytuacji. Zaufałem ci, poleciłem cię dowództwu i nigdy
nie spodziewałem się takiego rozczarowania, takiego zawodu, takiej... porażki.
Podszedł bliżej i powoli, starannie dobierając słowa mówił dalej:
- Wiesz już, że nie zdałeś testu. Nie możemy sobie pozwolić na to, aby nasi członkowie nas zdradzili. Na chociaż
cień wątpliwości, że podczas wojny wróg może dowiedzieć się o naszych planach, naszych tajemnicach...
Umilknął na chwilę i wyciągnął coś - był to schowany do tej pory za plecami kardasjański dezruptor.
- Ale nie wiesz jeszcze, że będzie to ostatni test, którego nie zdałeś. Ten holograficzny program miał rację nie potrzebujemy już ciebie. Ale i nie pozwolimy ci odejść. Zbyt dużo wiesz o Kaście, o naszych ludziach,
o naszych metodach...
Leżący uniósł powoli głowę i popatrzył się na niego wzrokiem, który nie wyrażał już nic. Stary Kardasjanin
powoli ustawił dezruptor na maksymalną moc, nakierował na niego i strzelił.
- Przykro mi, synu... - szepnął, odwrócił wzrok i nie oglądając się za siebie wyszedł z holodeku.
Komputer | Opowiadania | Star Trek | Kasta
ussocean.gwflota.com
Strona 2 z 2
2001-12-13 5:22