Dlaczego żyję - ks pretorian

Transkrypt

Dlaczego żyję - ks pretorian
LUDZIE
TRYBUNA NR 83 (5200) /ÂWI¢TA/ 7 – 9 IV 2007
9
Szcz´Êciarz do szeÊcianu
DLACZEGO
Chcesz walczyç?
To pytanie zadano mu,
gdy mia∏ zaledwie
16 lat. Nazajutrz
po powrocie
z przymusowych robót
w III Rzeszy.
˝yj´?
Fot. Damian Ruciƒski
D
ziÊ by∏y ˝o∏nierz Armii Ludowej,
s´dziwy pu∏kownik rez. pilot Zygmunt Kr´glewski opowiada, jak
wiele prze˝y∏ w walce o Polsk´ Ludowà i jak ∏askawy los pozwoli∏
mu wielokrotnie uciec z obj´ç
Êmierci dajàc mo˝liwoÊç ˝ycia za
˝ycia. Ale los w ˝yciu Zygmunta
nie zawsze okazywa∏ si´ hojny.
Nie by∏ nim na pewno, gdy kilkunastoletni ch∏opak znalaz∏ si´ wÊród warszawiaków zgarni´tych przez niemieckich ˝o∏daków w jednej
z pierwszych, ulicznych ∏apanek w 1940 r. i przymusowo wywiezionych na roboty do Rzeszy. Dwa
lata póêniej, po brawurowej ucieczce z Niemiec
znalaz∏ si´ w rodzinnym domu przy Rakowieckiej. Wtedy us∏ysza∏ pierwszà wiadomoÊç: okupanci ju˝ dwukrotnie „nawiedzali” rodzinny
dom szukajàc zbiega.
Jego dwie starsze siostry by∏y zaanga˝owane
w konspiracyjnà dzia∏alnoÊç w PPR i AL. Poprosi∏
je o kontakt do partyzantki. Siostra Zosia (majàca
w podziemiu pseudonim Jasna) zaprowadzi∏a
brata do Stanis∏awa Januszewskiego kierujàcego
wówczas Centralnym Kolporta˝em partii. Wiosnà
1942 r. jest ich przy tej robocie tylko troje: „Jasna”
– „Pyszna panna” – jak nazywali Zofi´ Kr´glewskà koledzy z AL, jej brat „Zygmunt” (taki od imienia pseudonim przybra∏) i Mirek Szwede.
Kolporterzy prasy partyjnej pracowali w cieniu, byli cichymi bojownikami. Nie otrzymywali
odznaczeƒ, bez rozg∏osu pe∏nili swoje obowiàzki
i bez rozg∏osu oddawali swoje ˝ycie. Po latach mówiono, ˝e byli „robotnikami historii”.
Osobny ho∏d nale˝y si´ tym wszystkim dziewcz´tom i ch∏opcom, którzy zajmowali si´ kolporta˝em prasy i pism w samej Warszawie. Ale Zygmunt Kr´glewski prawie si´ z nimi nie styka∏.
Zna∏ tylko niektóre adresy punktów prze∏adunkowych Centralnego Kolporta˝u. Gros takich punktów by∏o na Starym MieÊcie. Na przyk∏ad przy Nowomiejskiej 20 wynaj´to wilgotnà nor´ znanà sàsiadom jako pralnia bielizny. Podobnie zakamuflowane by∏y punkty odbioru. W Radomiu odbiera∏a
towar rodzina kolejarska, w Ostrowcu Âw. kolporterzy zaopatrywali si´ w kiosku spo˝ywczym na
rynku, w Lublinie oddawano pras´ w sklepiku
przy ul. Bychowskiej.
Partii zale˝a∏o, aby strumieƒ prasy, ulotek, deklaracji, czy odezw dociera∏ bezpiecznie na ca∏y
kraj. Dlatego musia∏y powstaç punkty odbioru
i przemyÊlane drogi przerzutu.
Zygmunt specjalizowa∏ si´ w przecieraniu nieznanych szlaków. Obs∏ugiwa∏ ci´˝kie trasy: D´blin zwany w ˝argonie kolporterów „czyÊçcem”,
kieleckie, Miechów, Rzeczyc´ Szlacheckà w Lubelskiem. Ju˝ wtedy – jako 17-letni ch∏opak – uwa˝any by∏ za bystrego i inteligentnego.
Kr´glewscy byli kochajàcà si´ rodzinà. Ojciec –
poczàtkowo woêny, potem laborant SGGW –
i matka – bona w dobrym domu, znajàca Êwietnie j´zyk rosyjski i niemiecki. To ona – podczas
okupacji – stara∏a si´ chroniç dzieci. Mia∏a ÊwiadomoÊç, ˝e mog∏a daç im najlepszy parasol bezpieczeƒstwa. By∏a Niemkà z pochodzenia kochajàcà Polsk´. Gdy Zygmuntowi uda∏o si´ uciec
z przymusowych robót w Niemczech, próbowa∏a
dla bezpieczeƒstwa zapisaç syna do jakiejkolwiek niemieckiej organizacji. – Nie poszed∏em –
wspomina pan Zygmunt. – Po pierwsze nie
chcia∏em, po drugie nie mia∏em czasu, ju˝ wtedy
dzia∏a∏em w AL.
Ale matka-Niemka by∏a potrzebna partii. Za
wiedzà i na ustne polecenie W∏adys∏awa Gomu∏ki rodzeƒstwo Kr´glewskich podpisa∏o folkslist´.
Niemieckie papiery znakomicie u∏atwia∏y trudnà
misj´ kolportera. Mogli podró˝owaç w wagonach
„nur für Deutsche”, gdzie nie byli nara˝eni na rewizje i inne szykany. Wykorzystujàc to u∏atwienie
cz´Êciej od innych przewozili obok prasy tak˝e
broƒ czy podrobione dokumenty.
W eleganckich wagonach dla Niemców umieszcza∏ Zygmunt walizki z podwójnym dnem, czy
paczki z grubymi ksià˝kami, wÊród których przewozi∏ prohibity. Bywa∏o tak˝e, ˝e wysy∏ano pras´
kolejà, paczkami pod prawdziwe adresy wspó∏pracujàcych z partià firm, np. do fabryki szpagatu czy kawy w Cz´stochowie.
Dzi´ki pracy tych bezimiennych bohaterów dociera∏y na ca∏y kraj tysiàce numerów prasy partyjnej, wa˝ne instrukcje, kenkarty. Przewo˝ono
tak˝e ˚ydów przebranych za ksi´˝y, zakonnice,
szmuglerów.
Pe∏nili swoje obowiàzki bez rozg∏osu i bez rozg∏osu oddawali za Polsk´ swoje ˝ycie. Musieli wydostawaç si´ z kot∏ów, ∏apanek, uciekaç przed kulami, przemykaç pod murami domów. Nic dziwnego, ˝e w ich gronie nast´powa∏y liczne zmiany,
umierali, lub zwyczajnie nie wytrzymywali ner-
wowo zagro˝eƒ. Dlatego jadàc „w delegacj´” dostawali... cyjanek.
KiedyÊ Zygmunt Kr´glewski jadàc z prasà do
Krakowa w normalnym wagonie spotka∏ grupk´
Niemców sprawdzajàcych dokumenty podró˝nych i przeprowadzajàcych rewizj´. Odruchowo
wepchnà∏ paczk´ z prasà pod ∏awk´, a sam przeszed∏ w inne miejsce i ju˝ nie móg∏ przyznaç si´
do ukrytej paczki. Gdy w Krakowie zg∏osi∏ komu
trzeba o zaistnia∏ym incydencie, nie uwierzono
mu posàdzajàc, ˝e celowo pras´ wyrzuci∏. Grozi∏y
mu surowe sankcje. Dopiero ingerencja „Jasnej”,
cieszàcej si´ wÊród kolegów du˝ym autorytetem,
zmieni∏a sytuacj´ na korzyÊç Zygmunta.
Innym razem dosta∏ zadanie dowiezienia meldunków i dokumentów do aktywisty partyjnego
w miejscowoÊci „W” – wspó∏pracownik kolporterów by∏ stolarzem specjalizujàcym si´ w wyrabianiu trumien. Rozpoznawczym has∏em by∏o:
„przyszed∏em kupiç dwunastk´ z okuciem”. Zygmunt dotar∏ pod wskazany adres w momencie
spo˝ywania przez ca∏à rodzin´ kolacji wigilijnej
i wyrecytowa∏ has∏o. Pani domu oburzona na naruszajàcego polskà tradycj´ klienta ma∏o nie dosta∏a apopleksji. Stolarz natomiast jak gdyby nigdy nic zaprowadzi∏ goÊcia do sk∏adu trumien
i zaproponowa∏, by sp´dzi∏ noc w „dwunastce
z okuciem”. Dopiero nast´pnego ranka panowie
przystàpili do realizacji zadania. Stolarz otrzyma∏
przywiezione materia∏y, a nakarmiony Êwiàtecznie Zygmunt zrezygnowa∏ z kupna trumny i bezpiecznie wróci∏ do Warszawy.
Powstanie Warszawskie i dla Zygmunta by∏o zaskoczeniem. Po wybiciu godziny „W”, wobec braku
∏àcznoÊci ze sztabem AL, przy∏àczy∏ si´ do przypadkowo spotkanego oddzia∏u AK na Woli i bra∏ udzia∏
w walkach na ul. Siennej. Nast´pnie z przepustkà
dowódcy AK-owskiego oddzia∏u przedosta∏ si´ na
ul. Szpitalnà do swego punktu kontaktowego. Spotka∏ tam kilku kolegów i swego szefa Stanis∏awa
Januszewskiego. Postanawili przedostaç si´ na Stare Miasto, gdzie spodziewali si´ spotkaç kolegów
z AL i z batalionu „Czwartaków”. Po osiàgni´ciu celu kapral Zygmunt Kr´glewski zosta∏ jednym z 14
˝o∏nierzy ochrony sztabu AL. Otrzymane zadania
wykonywa∏ z sumiennoÊcià tak jak poprzednie.
26 sierpnia po ci´˝kim, nocnym wypadzie zdecydowa∏ si´ na kilkugodzinny sen. „Poprosi∏em
∏àczniczk´ Janin´ Forbert, ˝eby przysz∏a do piwnicy – s∏u˝àcej za chwilowà sypialni´ – oko∏o 15.00
obudziç mnie. Wesz∏a punktualnie, w∏aÊnie wtedy niemieckie stukasy zrzuci∏y bomby na siedzib´
sztabu, który obradowa∏ na parterze 4-pi´trowego domu przy ul. Freta 16, dom w jednej chwili zamieni∏ si´ w ruin´” – wspomina pan Zygmunt.
Pod gruzami znaleêli Êmierç: mjr Boles∏aw Kowalski, d-ca warszawskiego okr´gu AL, kpt. Edward
Lanota, kpt. Stanis∏aw Kurland „Korab”, por. Anastazy Matywiecki „Nastek”, Stanis∏aw Nowicki.
Pyta pani dlaczego ˚YJ¢? Kiedy otworzy∏em
oczy, zobaczy∏em stojàcego w drzwiach „Nastka”
i us∏ysza∏em potworny huk. Podmuch rzuci∏ mnie
pod Êcian´, a „Nastka” na moje nogi. Posypa∏y si´
na nas ceg∏y i deski. By∏em przysypany do szyi,
a „Natek” le˝a∏ na moich nogach i kilka godzin kona∏. Janka sama wydosta∏a si´ spod cegie∏. ByliÊmy
oboje w czarnej otch∏ani. Po pewnym czasie us∏yszeliÊmy pukanie w Êcian´. To mog∏a byç pomoc.
Zacz´liÊmy wi´c b´bniç w jakàÊ rur´ kanalizacyjnà
– co zach´ci∏o kolegów do zorganizowania akcji ratunkowej. ByliÊmy przysypani dziewi´ç godzin.
O pó∏nocy przez zrobiony podkop – notabene pracowali przy tym równie˝ Niemcy zabrani do niewoli – zostaliÊmy uratowani z tej nieludzkiej pu∏apki. Jak si´ póêniej dowiedzieliÊmy, poza nami
uratowali si´ jeszcze: dowódca batalionu „Czwartaków” Lech Kobyliƒski oraz por. Hedda Bartoszek,
którzy przybyli o tej samej porze na odpraw´ – ale
zdà˝yli wyskoczyç przez okno przed zawaleniem
si´ domu przy Freta 16. Po tym wypadku ju˝ z 28
na 29 sierpnia znalaz∏em si´ w ostatniej du˝ej grupie AL-owców i czwartaków, która kana∏ami opuÊci∏a Stare Miasto – wspomina swoje ówczesne
prze˝ycia p∏k Zygmunt Kr´glewski.
˚oliborz wyda∏ si´ mu oazà spokoju. Oddzia∏ dowodzony przez Stanis∏awa Januszewskiego, w którym te˝ znalaz∏ si´ Zygmunt, skierowano do obrony klasztoru zmartwychwstanek. Obok nich znalaz∏o si´ zgrupowanie AK „˚yrafa”. Niemcy rozlokowani oko∏o 700 m od powstaƒców nie kwapili
si´ do ataków, nie by∏o wi´c wielkich zagro˝eƒ. Niebawem zacz´∏y si´ zrzuty broni radzieckiej. Niestety, nie mo˝na ich ju˝ by∏o w pe∏ni wykorzystaç. Ale
zapa∏ do walki z Niemcami nie mala∏, do ostatnich
dni powstania do oddzia∏ów AL zg∏asza∏a si´ m∏odzie˝ robotnicza ˚oliborza i mo˝na by∏o nimi uzu-
pe∏niaç zdziesiàtkowane sk∏ady oddzia∏ów. Jednak
beznadziejnoÊç dzia∏aƒ powstaƒców by∏a coraz
bardziej oczywista, dlatego rodzi∏ si´ plan przebicia
przez wa∏ wiÊlany i dotarcia do Wis∏y ˝o∏nierzy AL,
gdzie mia∏y na nich czekaç podstawione przez sojuszników pontony i ∏odzie.
Z walczàcych na ˚oliborzu ˝o∏nierzy „Czwartaków” i AL tylko 29 przebi∏o si´ do brzegu Wis∏y.
Trójka cz∏onków ˝oliborskiego sztabu dowodzenia
AL: Z. Kliszko, L. Kobyliƒski i S. Januszewski, wyda∏a kapralowi Kr´glewskiemu polecenie powrotu na kwater´ przy ul. Promyka, gdzie zosta∏o kilkudziesi´ciu rannych i zdrowych ˝o∏nierzy oraz
cz´Êç w∏adz PPR i AL, m.in. „Ola” Koz∏owska. Gdy
kapral Zygmunt zadanie wykona∏ – okaza∏o si´,
˝e na kwaterach nie by∏o ju˝ prawie nikogo. Nieliczni pozostali nie chcieli uwierzyç, ˝e grupa
szturmowa AL dotar∏a do brzegu Wis∏y. Powtórny
marsz ku WiÊle okaza∏ si´ niemo˝liwy, bo Niemcy
znów odci´li drog´.
– Przebra∏em si´ za przeci´tnego mieszkaƒca –
kontynuuje opowieÊç pan Zygmunt – i razem
z ludnoÊcià cywilnà opuÊci∏em ˚oliborz. Zatrzyma∏em si´ u kuzyna, warszawskiego tramwajarza SzczeÊniaka i b´dàc wzgl´dnie bezpieczny nawiàza∏em ∏àcznoÊç z tymi towarzyszami, którzy
si´ w tej okolicy ukryli i zorganizowaliÊmy pomoc
dla rannych i pozbawionych Êrodków do ˝ycia. Do
Warszawy wróci∏em natychmiast po wyzwoleniu
stolicy, w styczniu 1945 r. Kiedy mieszkaliÊmy
w Warszawie, przy Rakowieckiej dos∏ownie za
naszym p∏otem by∏o lotnisko. Od najwczeÊniejszych lat marzy∏em, ˝eby zostaç lotnikiem. To marzenie nie opuszcza∏o mnie ani wtedy, gdy by∏em
kolporterem, ani nawet wówczas, gdy jako ˝o∏nierz plutonu ochrony sztabu AL walczy∏em na
Starym MieÊcie. Zaraz po wojnie mog∏em to marzenie zrealizowaç. Dosta∏em si´ do D´blina, skoƒczy∏em szko∏´ z bardzo dobrà lokatà. Ale przez
oko∏o 10 lat nie pozwolono mi byç pilotem bojowym – by∏em instruktorem i uczy∏em lataç innych. Wed∏ug ówczesnych kryteriów, mia∏em niepewne pochodzenie. Co roku pisa∏em raport
z proÊbà o przejÊcie do s∏u˝by czynnej pilota i co
roku mi odmawiano. Dopiero po paêdzierniku
1956 r. zaakceptowano mojà proÊb´ i zosta∏em
przeniesiony do pu∏ku pod Poznaniem na stanowisko z-cy dowódcy pu∏ku. Pierwszà groênà
w skutkach przygod´ mia∏em któregoÊ dnia podczas startu. P´k∏ przewód paliwowy, pojawi∏ si´
p∏omieƒ. Wylàdowa∏em „na brzuchu” bez kó∏.
Spieszy∏em si´, ˝eby szybko kad∏ubem przydusiç
ogieƒ. Z tej przygody wyszed∏em ca∏o.
Drugi wypadek zdarzy∏ mi si´ – niestety –
w powietrzu. Katapultowa∏em si´. Zdà˝y∏em
otworzyç spadochron i znów prze˝y∏em. Pomog∏o
mi doÊwiadczenie. Ostatni wypadek mia∏em, gdy
çwiczyliÊmy ewolucje powietrzne, które zamierzaliÊmy pokazaç publicznoÊci. Wykonywa∏em
przekr´canie beczki, by∏em na skraju lotniska
i wtedy wybuch∏ po˝ar. Ratujàc ˝ycie znów posadzi∏em samolot „na brzuchu”. Mia∏em wprawdzie
na sobie pasy, ale uderzy∏em g∏owà w celownik
samolotu i straci∏em przytomnoÊç. Zanim mechanicy podjechali do mnie na skraj lotniska, zanim
∏omem przebili kabin´ i wyciàgn´li mnie ˝ywego,
obie nogi by∏y powa˝nie poparzone. Leczenie by∏o
d∏ugie i trudne, zrobiono mi m.in. wiele przeszczepów, do dziÊ z trudnoÊcià chodz´.
A wszystko przez pró˝noÊç. Po çwiczeniach wybieraliÊmy si´ z kolegami na m´skà zabaw´. Zamiast w∏o˝yç kombinezon mia∏em na sobie wyjÊciowy mundur, a on mi nóg nie uchroni∏.
★★★
Tylko wielki szcz´Êciarz móg∏ prze˝yç niebezpieczeƒstwo konspiratorskich podró˝y ze Êmiercià
w walizce.
Tylko szcz´Êciarz, WIELKI SZCZ¢ÂCIARZ móg∏
ca∏y i zdrowy wydostaç si´ spod czteropi´trowej
sterty gruzów i po raz pierwszy ZMARTWYCHWSTAå.
Tylko szcz´Êciarz, wielki szcz´Êciarz móg∏ znów
trzykrotnie uratowaç ˝ycie pokonujàc pu∏apki, jakie los stawia∏ na drodze jego lotniczej kariery.
– Dlaczego ˝yj´? – zastanawia si´ pu∏kownik
Zygmunt Kr´glewski – i odpowiada: po prostu
LOS tak chcia∏.
BARBARA MAJOREK
PS Przy pisaniu wykorzysta∏am:
– ustnà relacj´ (nagranà na taÊmie magnetofonowej) Z. Kr´glewskiego;
– wiadomoÊci zamieszczone w ksià˝ce – St. Januszewskiego pt. „Ze Êmiercià w walizce” – KiW
1976;
– wywiad z p∏k. Z. Kr´glewskim zamieszczony
w mag. „Przyjaꃔ nr 31 z 31 VII 1981 r.