Co się wydarzyło na wyspie motylich koników

Transkrypt

Co się wydarzyło na wyspie motylich koników
Co się
wydarzyło na
wyspie
motylich
koników
Autor: Magdalena Sładczyk klasa 4
Cześć. Jestem Faye- najmłodszy motyli konik. Większej niezdary nie znajdziecie nigdzie na wyspie. Ta
historia zaczyna się od nowiu księżyca, wtedy się urodziłam. Kiedy jakiś konik urodzi się w czasie nowiu
księżyca to ciąży na nim klątwa, a kiedy w czasie pełni- otrzymuje wyjątkowy dar. Jak widzicie od
urodzenia ciąży na mnie klątwa. Dlatego byłam samotna. Pisałam wiersze i podrzucałam anonimowo
jakiemuś konikowi. Kiedy słyszałam, że komuś podobają się moje wiersze, byłam tak szczęśliwa, jakby
mówił mi to osobiście. To tyle wstępu, przejdźmy do konkretów.
Dzyń, dzyń… to budzik. Czas do szkoły.
W szkole uczymy się wiele potrzebnych rzeczy, a ja bardzo ją lubię. Jednak poranne wstawanie to moja
zmora.
Pierwsza lekcja to była matematyka. Bardzo lubię matematykę, jednak tym razem zadania były tak łatwe,
że zaczęłam błądzić myślami w niedalekiej przyszłości. Wszyscy oczekiwali przylotu Czarodziejki.
Pojawiała się co roku z okazji Święta Wiosny. Gdy zbliżał się ten czas, zakwitało drzewo motylkowe i
wydawało jednego kryształowego
motylka, który swoim blaskiem wskazywał drogę Czarodziejce.
Gdyby ktoś skradł tego motylka, Czarodziejka nie umiałaby trafić na wyspę. Świat by się pewnie nie
zawalił, jednak wszyscy z wielką radością oczekiwali Czarodziejki. Jej obecność uświetniała obchody
naszego święta.
-Faye, odpowiedz na moje pytanie- Pani się zdenerwowała. Wróciłam myślami do klasy i zrobiło mi się
wstyd, że nie uważałam. Pani jednak znała moje błądzenie w obłokach i zlitowała się nade mną
powtarzając pytanie.
Zadzwonił dzwonek. Zapomniałam rano zjeść śniadanie i byłam teraz głodna. Ledwo o tym pomyślałam
a tu moja koleżanka Pixie podaje mi swoją kanapkę. Czyżby umiała czytać w myślach? Podziękowałam,
bo byłam jej ogromnie wdzięczna.
Następną lekcją była historia. Nie jest to mój ulubiony przedmiot, ale tym razem nauczyciel postanowił
zabrać nas na polanę, byśmy pomagali w przygotowaniach do święta. W takim czasie każda para rąk się
przydaje. A dzieci czasem miewają niesamowite pomysły.
Każdy wiązał jakieś oczekiwania z wizytą Czarodziejki. Ja też miałam swoją nadzieję. Pragnęłam, żeby
Czarodziejka zdjęła ze mnie tę dokuczliwa klątwę. Czego się dotknęłam, zawsze leciało mi z rąk. Nie
umiałam sobie z tym poradzić i czasem byłam z tego powodu niemiła dla innych. Niestety to oznaczało
brak przyjaciół. Oj, wiązałam wielkie nadzieje z wizytą Czarodziejki. Moje życie od tego momentu
zmieni się całkowicie- myślałam.
Postanowiłam pójść do motylkowego drzewa i zobaczyć czy już nie zakwitło. Okazało się, że zakwitło,
jednak motylka nie było. Co się stało? Było to bardzo niepokojące. Po raz pierwszy od niepamiętnych
czasów zabrakło motylka. Czyżby ktoś go ukradł? A może schował gdzieś dla żartu? To było straszne.
Jeśli Czarodziejka nie przybędzie zostanę dalej z moją klątwą. Postanowiłam się nie poddawać. Muszę
znaleźć tego, kto zrobił taki niemiły dowcip.
-Kto mi pomoże w szukaniu motylka?- zapytałam kolegów i koleżanki. Nie spodziewałam się, że będą
chętni, bo wiedziałam, że nie zawsze byłam w porządku wobec nich. Jednak, o dziwo, wszyscy zgłosili
się do pomocy. Postanowiliśmy przeszukać miejsce zdarzenia, żeby zobaczyć, czy sprawca nie
pozostawił jakichś śladów. Jednak wszystkie ślady prowadziły donikąd. Byłam bardzo zasmucona. Nie
potrafiliśmy nic zrobić, żeby Czarodziejka mogła się zjawić. Nadszedł koniec lekcji i musieliśmy już
wracać do szkoły. Koleżanki próbowały mnie pocieszyć, jednak ja tak bardzo rozżalona znowu je
odtrąciłam i byłam dla nich niemiła. Czy ja zawsze muszę wszystko zepsuć?
W domu poskarżyłam się tacie. Próbował mnie pocieszyć i wpadł na pomysł, że weźmiemy latarki i
pójdziemy jeszcze raz poszukać tego motylka. Przecież motylek jest kryształowy i jeżeli gdzieś tam leży
to odbije światło latarki a my go zobaczymy, bo już był wieczór. Tata od razu odrzucił pomysł, że ktoś
mógł go ukraść, gdyż na naszej wyspie nigdy nie zdarzyło się nic podobnego. Poszliśmy więc jeszcze raz
na polanę.
Nie potraficie sobie wyobrazić mojej radości, gdy zobaczyłam coś błyszczącego w pobliżu drzewa.
Okazało się, że drzewo zakwitło wczesnym rankiem, a wówczas wiał mocny wiatr, który strącił motylka.
Moje szczęście było teraz równie mocne jak czarna rozpacz jeszcze przed chwilą.
Noc trwała wiecznie. Nie umiałam zasnąć, bo byłam tak podekscytowana jutrzejszym spotkaniem z
Czarodziejką. Kiedy w końcu zasnęłam, śniłam jakieś koszmary, że Czarodziejka nie może nic dla mnie
zrobić i już do końca życia będę taką niezdarą.
Rano oczywiście zaspałam. Gdy tata mnie budził, nie musiał jak zwykle straszyć mnie kubłem zimnej
wody. Wiedziałam, że to najważniejszy dzień w moim życiu. To dziś pozbędę się tej mojej zmory.
Kiedy przybyliśmy na polanę Czarodziejka już była i rozmawiała z każdym, kto chciał. Ustawiłam się w
kolejce i po niedługim czekaniu ja też mogłam przedstawić Czarodziejce swój problem. Wysłuchawszy
mnie zamyśliła się. Czekałam cierpliwie, strasznie się bałam, że okaże się, że Czarodziejka nie da rady
zaradzić mojemu problemowi. W końcu odezwała się:
- Faye, wiara w tę klątwę jest tylko przesądem. Tak bardzo w to uwierzyłaś, że całe twoje życie
wydawało się tę klątwę potwierdzać. Cały czas koncentrowałaś się na tym co ci się nie udawało. Całkiem
nie myślałaś, ze jesteś wyjątkowa i bardzo mądra. Nie dostrzegałaś swoich wielu zalet. W ten sposób
klątwa stała się twoim życiem. Klątwa jest tylko w twojej głowie. Musisz zacząć inaczej myśleć,
pozytywnie i wtedy wszystko się zmieni na lepsze. Spróbuj, a na pewno się uda, Faye.
I tak właśnie zaczął się nowy etap w moim życiu. Nie było to proste zacząć inaczej myśleć, ale ciągle
powtarzałam sobie słowa Czarodziejki i kiedy coś mi się nie udawało, wiedziałam, że mogę to zrobić
lepiej. Tak w końcu doszłam do tego, że zaczęłam być miła dla przyjaciół i wszyscy mnie polubili. Taka
jestem teraz szczęśliwa. Wiem już, że wszystko mogę zmienić w moim życiu. Muszę tylko chcieć.