NR 4 (184) 19 października 2014
Transkrypt
NR 4 (184) 19 października 2014
Nr 4 (184) Na Górce 19 października 2014 NR 4 (184) 19 października 2014 M.B. Pompejańska obraz w kościele oo. Dominikanów w Krakowie 1 19 października 2014 Modlitwa ŚDM Kraków 2016 Boże, Ojcze Miłosierny, który objawiłeś swoją miłość w Twoim Synu Jezusie Chrystusie i wylałeś ją na nas w Duchu Świętym, Pocieszycielu, Tobie zawierzamy dziś losy świata i każdego człowieka. Zawierzamy Ci szczególnie ludzi młodych ze wszystkich narodów, ludów i języków. Prowadź ich bezpiecznie po zawiłych ścieżkach współczesnego świata i daj im łaskę owocnego przeżycia Światowych Dni Młodzieży w Krakowie. Ojcze niebieski, uczyń nas świadkami Twego miłosierdzia. Naucz nieść wiarę wątpiącym, nadzieję zrezygnowanym, miłość oziębłym, przebaczenie winnym i radość smutnym. Niech iskra miłosiernej miłości, którą w nas zapaliłeś, stanie się ogniem przemieniającym ludzkie serca i odnawiającym oblicze ziemi. Maryjo, Matko Miłosierdzia, módl się za nami. Święty Janie Pawle II, módl się za nami. Na Górce Nr 4 (184) Parafia Podwyższenia Krzyża Świętego w Krakowie Kurdwanowie ul. Witosa 9, 30-612 Kraków, tel.: 6544569, 6544720 Porządek nabożeństw Msze św. W niedziele i święta (1stycznia - św. BOŻEJ RODZICIELKI, PONIEDZIAŁEK WIELKANOCNY, 3 maja - NAJŚWIĘTSZEJ MARYI PANNY KRÓLOWEJ POLSKI, BOŻE CIAŁO, 15 sierpnia - WNIEBOWZIĘCIE NAJŚWIĘTSZEJ MARYI PANNY, 1 listopada – WSZYSTKICH ŚWIĘTYCH, BOŻE NARODZENIE i św. Szczepana): 7.00, 8.30, 10.00, 11.30, 13.00, 14.15, 17.00 i 19.00 (Od 1. października 2007r. w każdą niedzielę odbywa się msza św. o godz. 14.15 dla rodzin z małymi dziećmi z możliwością udzielenia sakramentu chrztu św.) Msze św. w dniu 6. stycznia w święto Objawienia Pańskiego jak w każdą niedzielę 2 LUTEGO-OFIAROWANIE PAŃSKIE, ŚRODA POPIELCOWA, DZIEŃ ZADUSZNY; 8 GRUDNIA-NIEPOKALANE POCZĘCIE NAJŚWIĘTSZEJ MARYI PANNY 6.30, 7.15, 8.00,16.00, 17.00, 18.00,19.00 W dni powszednie: 6.30, 7.00, 18.00 W dni powszednie – w ferie i wakacje: 7.00, 18.00 W pierwsze piątki: 6.30, 7.00, 16.30, 18.00 Nowenna do Matki Bożej Nieustającej Pomocy - w każdą środę po Mszy św. wieczornej. Adoracja Najświętszego Sakramentu - w pierwszy czwartek miesiąca o godz. 18.30 „Na Górce” Adoracja Najświętszego Sakramentu w kaplicy - biuletyn Parafii Podwyższenia Krzyża - od poniedziałku do soboty w godz. 7.30 – 21.00 Świętego w Krakowie Kurdwanowie Różaniec za zmarłych Redagują: - w trzeci wtorek miesiąca o godz. 17.30 fot. M.Pabis E. Biedrzycka-Wołek, M. Czekaj, B. Czerwińska, M. Fortuna-Sudor, Z Sakramentu Pokuty korzystać można: B. Grabowska (red.nacz), W niedziele i święta – 20 minut przed każdą Mszą św. ks. P. Kummer, R. Kurdybowicz, W dni powszednie w godz. 6.30 – 7.30 i 18.00 do 18.30 S. Lesiewicz, ks. J. Mrowca, M. Powązka, E. Stadtmüller, Nabożeństwa Wielkiego Postu w naszym kościele: A. Tokarz, D. Waksmundzka, Droga Krzyżowa - piątki, godz. 8, 16 - dla dzieci, 17, 19 - dla młodzieży. G. Kania. Gorzkie Żale - niedziele, godz. 18 Biuletyn „Na Górce” jest redagowany bez Kancelaria parafialna Od poniedziałku do piątku (z wyjątkiem pierwszego piątku miesiąca) w godz. 9.00 – 10.00 i 16.00 - 17.30. W soboty w godz. 9.00 – 10.00. Kancelaria Parafialna w czasie ferii zimowych i wakacji czynna jest wyłącznie w poniedziałki i czwartki. Księża pracujący w parafii: Ks. Jan Mrowca - proboszcz, ks. Jan Dziubek, ks. Krzysztof Główka, ks. Ryszard Ptak, ks. Rafał Salawa. honorariów. Kontakt z redakcją: Kraków, ul. Witosa 9, z dopiskiem: „Na Górce” e-mail: [email protected] adres strony internetowej naszej parafii: http://www.krakow-kurdwanow.parafia.info.pl adres e-mail: kurdwanow_parafi[email protected] 2 Nr 4 (184) Na Górce 19 października 2014 Jak paciorki Różańca... Modlitwa Różańcowa, odmawiana przez Kościół Katolicki szczególnie w październiku, jest bardzo popularnym i autentycznie katolickim nabożeństwem Maryjnym. Różaniec to słowa i kontemplacja. Forma tej modlitwy ma swoją historię, ale zawsze była bardzo ewangeliczna, bo opierała się na słowach z Pisma Św.: „Ojcze nasz...” i „Zdrowaś Maryjo...”. O Różańcu mówiło i pisało wielu wybitnych czcicieli Matki Najświętszej. Na przykład Św. Jan Paweł II: „Różaniec, odmawiany powoli i rozważany - w rodzinie, grupie czy osobiście - stopniowo przybliży nas do uczuć Jezusa Chrystusa i Jego Matki, przywołując wszystkie wydarzenia będące kluczem do naszego zbawienia.”(06.05.1980 r.) Czy nie jest tak, że często lekceważymy modlitwę Różańcową? Dla jednych jest zbyt długa, dla innych nudna, jeszcze dla innych - staroświecka. Wydaje się, że dla wielu jest po prostu nieznana i niezgłębiona. Ks. Jan Mrowca Jan Paweł II w wierszu Juliusza Słowackiego POŚRÓD NIESNASKÓW - PAN BÓG UDERZA... Pośród niesnasków - Pan Bóg uderza W ogromny dzwon, Dla Słowiańskiego oto Papieża Otwarty tron. Ten przed mieczami tak nie uciecze Jako ten Włoch, On śmiało jak Bóg pójdzie na miecze; Świat mu - to proch. Twarz jego, słońcem rozpromieniona, Lampą dla sług, Za nim rosnące pójdą plemiona W światło - gdzie Bóg. Na jego pacierz i rozkazanie Nie tylko lud Jeśli rozkaże - to słońce stanie, Bo moc - to cud. * On się już zbliża - rozdawca nowy Globowych sił, Cofnie się w żyłach pod jego słowy Krew naszych żył; W sercach się zacznie światłości Bożej Strumienny ruch, Co myśl pomyśli przezeń, to stworzy, Bo moc - to duch. A trzebaż mocy, byśmy ten Pański Dźwignęli świat... Więc oto idzie - Papież Słowiański, Ludowy brat... Oto już leje balsamy świata Do naszych łon, Hufiec aniołów - kwiatem umiata Dla niego tron. On rozda miłość, jak dziś mocarze Rozdają broń, Sakramentalną moc on pokaże, Świat wziąwszy w dłoń. * Gołąb mu słowa - słowem wyleci, Poniesie wieść, Nowinę słodką, że Duch już świeci I ma swą cześć; Niebo się nad nim - piękne otworzy Z obojgu stron, Bo on na tronie stanął i tworzy I świat - i tron. On przez narody uczyni bratnie, Wydawszy głos, Że duchy pójdą w cele ostatnie Przez ofiar stos. Moc mu pomoże sakramentalna Narodów stu, Że praca duchów - będzie widzialna Przed trumną tu. * Wszelką z ran świata wyrzuci zgniłość, Robactwo - gad, Zdrowie przyniesie - rozpali miłość I zbawi świat. Wnętrza kościołów on powymiata, Oczyści sień, Boga pokaże w twórczości świata, Jasno jak dzień. Wydaje się niemożliwe, aby utwór napisany prawie 170 lat temu mógł dotyczyć naszego Ojca Świętego, a jednak wiersz romantycznego poety przez wiele osób traktowany jest jako przepowiednia nadejścia polskiego papieża. Pośród niesnasków... nawiązuje do hymnów na cześć wolności. Podmiot liryczny jest wysłannikiem Boga i realizatorem boskiej misji na ziemi. Ma on przemienić świat, a walczy bronią ducha. Ktoś, kto realizuje założenia Bożego planu, musi zwyciężyć. I dlatego ten wiersz tak bardzo działa na wyobraźnię Polaków. M.P. 3 19 października 2014 Na Górce Nr 4 (184) XIV Dzień Papieski - 36. rocznica wyboru Karola Wojtyły na stolicę Piotrową. Decyzją Konferencji Episkopatu Polski XIV Dzień Papieski obchodzony był 12 października pod hasłem „Jan Paweł II – Świętymi Bądźcie”. Towarzyszyło mu wspólne dziękczynienie za pontyfikat i kanonizację Jana Pawła II. Warto podczas XIV Dnia Papieskiego zobaczyć problem świętości w świetle nauczania św. Jana Pawła II, zwłaszcza w roku jego kanonizacji. O świętości św. Jan Paweł II mówił „Świętość stanowi kres drogi nawrócenia, ponieważ nie jest ono celem samo w sobie, ale jest raczej pielgrzymowaniem do Boga, który jest święty. Być świętym znaczy naśladować Boga i sławić Jego imię w dziełach, których dokonujemy w naszym życiu (por. Mt 5,16)”. Na tej drodze świętości Jezus Chrystus stanowi punkt odniesienia i wzorzec do naśladowania: jest On Świętym Boga i za takiego został uznany (por. Mk 1,24). On sam uczy nas, że sercem świętości jest miłość, która prowadzi również do oddawania swego życia dla innych (por. J 15,13). Bł. Bartolo Longo: Uratowany dzięki Różańcowi - Różaniec jest równocześnie medytacją i prośbą. Wytrwałe błaganie zanoszone do Matki Bożej opiera się na ufności, że macierzyńskie wstawiennictwo wszystko może uzyskać od Serca Syna. - napisał bł. Bartolo Longo, którego wspomnienie urodzin dla Nieba obchodziliśmy 5 października. Bł. Bartolo Longo urodził się 10 lutego 1841 roku w Latiano we Włoszech w wierzącej i pobożnej rodzinie. Matka od najmłodszych lat uczyła go modlić się na Różańcu. Po ukończeniu szkoły 4 średniej Bartolo studiował prawo w Neapolu i Lecce. W środowisku akademickim pochłonęła go moda na laicyzm. Uczestniczył w praktykach okultystycznych i spirytystycznych. Otwarcie pogardzał i wyśmiewał Kościół kotolicki; został mianowany kapłanem szatana. Eksperymenty duchowe doprowadziły Bartolo na skraj rozpaczy i obłędu. Nękała go nasilająca się depresja. Jednak Miłosierdzie Boże zwyciężyło. Bóg postawił na drodze przyszłego błogosławionego prof. Wincentego Pepe, człowieka głębokiej wiary, który podczas przyjacielskich rozmów przekonał Bartolo, że na drodze okultyzmu nie osiągnie ani szczęścia doczesnego, ani wiecznego. Dzięki niemu Longo poznał o. Alberta Radeute, dominikanina, który wyjaśnił mu wątpliwości związane z wiarą katolicką. Bartolo wyrzekł się spirytyzmu i okultyzmu. Stał się na nowo człowiekiem wierzącym i praktykującym. Poświęcił się dziełom miłosierdzia i został tercjarzem dominikańskim (świeckim, który żyje według Reguły Dominikańskiej, pozostając w stanie wolnym lub w małżeństwie). Szczególnie oddany był modlitwie Różańcowej; Matce Bożej poświęcił swoje życie. Nazywał siebie „kawalerem Maryi”. Bartolo zaangażował się w dzialalność charytatywną arystokracji, pomagał biednym i chorym. Zawarł sakrament małżeństwa z księżną Marianną de Fusco; obydwoje przyrzekli sobie życie w przyjaźni i czystości. Księżna wspierała materialnie dzieła prowadzone przez męża oraz mianowała go zarządcą swojego majątku w okolicy Pompei. I tak bł. Bartolo trafił do nieznanego nikomu, zapomnianego wtedy miasteczka. Wciąż dręczył go niepokój, że należy do szatana i jest jego niewolnikiem. Wtedy w głębi serca przypomniały mu się słowa: „Jeżeli pragniesz spokoju duszy i kiedyś jej zbawienia, rozszerzaj nabożeństwo Różańca Świętego, bo ten, kto to czyni, nigdy nie zginie”. Tak powiedziała Matka Boża do św. Dominika. „Kawaler Maryi” oddał się z zapałem powierzonemu zadaniu. Pewnego dnia siostra Maria Concetta de Litala ofiarowała mu bardzo zniszczony obraz Matki Bożej Różańcowej. Bartolo nie był nim zachwycony. S. Concetta przekonała go jednak, żeby go przyjął, mówiąc, że Matka Boża użyje go, aby zdziałać wiele cudów. Bartolo posłuchał i zabrał się do odnowy obrazu. Wreszcie, za zgodą proboszcza, umieścił odrestaurowany wzierunek Maryi w kościółku parafialnym w Pompei. I wtedy spełniły się słowa s. Concetty; Matka Boża hojnie obdarowywała łaskami pielgrzymów, których przybywało coraz więcej. Bartolo, zachęcony przez biskupa miasta Nola, do którego diecezji należała wtedy Pompeja, podjął się budowy większej świątyni. W takich okolicznościach powstało znane dziś na całym świecie, Nr 4 (184) Na Górce najważniejsze sanktuarium „różańcowe”, którego budowa trwała ok. 11 lat (niedługo, jak na tamte czasy). Przy sanktuarium Bartolo prowadził dzieła miłosierdzia, m.in. zakładał sierocińce, przygarniał dzieci więźniów, wydawał czasopismo i książki poświęcone Różańcowi świętemu. Dzięki niemu miasteczko rozrastało się, powstawały zakłady pracy, stacja kolejowa, telegraf, szpital. Papież Benedykt XVI powiedział 19 października 2008 roku: „Bartolo Longo powodowany miłością, był w stanie zaprojektować nowe miasto, które powstało wokół sanktuarium maryjnego, niczym promieniowanie jego światła wiary i nadziei. Siła miłości bowiem jest nieodparta: prawdziwie miłość porusza świat!” Niestety, Bartolo padł również ofiarą pomówień o niewłaściwe wykorzystanie środków sanktuarium. W końcu został oczyszczony z zarzutów. W prasie jednak często opluwano go i nazywano obskurantem, a gdy próbował nawracać swoich dawnych znajomych, spotkał się z drwinami i wyśmianiem. Bł. Bartolo był inicjatorem 5 sobót miesiąca oraz ogłoszenia przez papieża Leona XIII października miesiącem różańcowym. Nie bez znaczenia jest to, że zmarł 5 października 1926 roku, właśnie miesiącu różańcowym. Oprac. M. Czekaj Bartolo Longo z żoną 19 października 2014 Królowo Różańca Świętego, módl się za nami! Bł. Bartolo Longo w książce „Cuda i łaski Królowej Różańca Świętego” w Pompejach opisuje historię uzdrowienia Fortunatyny Agrelli, dziewczyny z Neapolu, która zapadła na ciężką chorobę w wieku 19 lat. Natina cierpiała na konwulsje, duszności, bóle i gorączkę. Cierpienie przykuło ją do łóżka, a lekarze byli bezradni wobec jej stanu. W rodzinie zapanował smutek i niepokój, ale Fortunatina nie poddała się. Prosiła Matkę Bożą z Lourdes o pomoc. Pewnego dnia otrzymała od swojego lekarza medalik, obrazek i książeczkę z nowenną do Matki Bożej Pompejańskiej. Był luty 1884 roku. Trwała budowa sanktuarium maryjnego w Pompejach. Natina z rodziną odmówiła nowennę trwającą 9 dni. Jej stan nie uległ polepszeniu, a nawet pogorszył się. Dwa dni po zakończeniu nowenny, Fortunatina zapadła w lekki półsen i bliscy słyszeli, jak z kimś rozmawia. Dziewczyna opowiedziała, że widziała Matkę Bożą z Dzieciątkiem Jezus, siedzącą na tronie w otoczeniu aniołów, zakonnika i zakonnicy św. Dominika – podobnie jak na obrazie z Pompejów. Natychmiast zaczęła prosić Madonnę o uzdrowienie. Maryja z czułością poleciła jej odmówić trzy nowenny błagalne i obiecała, że wyzdrowieje w sierpniu. Fortunatina i jej bliscy zaczęli się modlić. Pod koniec trzeciej nowenny stan chorej znowu uległ znacznemu pogorszeniu. Jednak dziewczyna ufała mocno Najświętszej Pannie i dokończyła modlitwę. W dniu święta Matki Bożej Bolesnej, obchodzonego w piątek przed Niedzielą Palmową, zgodnie z obietnicą Matki Bożej, konwulsje nie pojawiły się i nie wróciły już nigdy więcej. W całej rodzinie panowały wzruszenie i radość zmieszane z niedowierzaniem w cud. Natychmiast rozpoczęto nowennę dziękczynną do Najświętszej Panny. W Wielkanoc Natina, choć jeszcze osłabiona, mogła usiąść z rodziną przy stole. Dziewczyna bardzo chciała wyzdrowieć całkowicie, dlatego z odwagą i pokorą błagała Maryję o przyspieszenie jej uzdrowienia. Ponieważ poddała się w chorobie woli Bożej, Bóg przez Maryję spełnił jej prośbę; miała być zdrowa już w maju. Uzdrowienie nastąpiło jednak stopniowo: 26 kwietnia, w święto Matki Bożej Dobrej Rady ustąpiło porażenie, 30 kwietnia pozostałe dolegliwości. Natina była wciąż słaba, nie miała siły ani stać, ani chodzić. 8 maja, w dzień wielkiej modlitwy błagalnej do Królowej Różańca Świętego, Fortunatina wreszcie wyzdrowiała – wstała z krzesła! Minęło kilka dni i nie było śladu po chorobie. Nadszedł czas, aby Fortunatina spełniła swoje przyrzeczenie – w czerwcu 1884 roku, 21-letnia kobieta, która przez ponad rok leżała przykuta do łóżka, udała się wraz z rodziną do Pompei, gdzie oddała cześć Matce Bozej Różańcowej i złożyła ofiarę na sanktuarium. Cud uzdrowienia potwierdzili: ksiądz Nisio, biskup z Amorio, lekarz prof. Vincent Belmonte z Neapolu i różne inne osoby, które odwiedzały Natinę w czasie jej choroby i były świadkami jej cudownego uzdrowienia. Podczas kilku widzeń, które miała Fortunatina, Matka Boża dodawała jej wiary i otuchy oraz przynaglała do odprawiania nowenny. Przekazała jej także wskazówki: – Ktokolwiek pragnie otrzymać łaski, niech odprawi na moją cześć trzy nowenny odmawiając piętnaście tajemnic różańca, a potem niech odmówi znowu trzy nowenny dziękczynne. Zgodnie z tym, co powiedziała Maryja, nowenna do Matki Bożej Różańcowej w Pompejach trwa 54 dni (3 nowenny błagalne i 3 nowenny dziękczynne daje 6 nowenn po 9 dni, a więc 6 x 9 = 54). Dla uproszczenia te 54 dni nazywa się po prostu Nowenną Pompejańską. Cała no- 5 19 października 2014 wenna dzieli się na dwie części po 27 dni: część błagalną i część dziękczynną. Aby się nie pogubić, warto zaznaczyć sobie w kalendarzu dni trwania nowenny – datę rozpoczęcia i zakończenia. Nowennę pompejańską odmawiamy w jednej, konkretnej intencji przez cały czas jej trwania. Nie wymieniamy listy intencji. Nowenna musi zostać odmówiona bez przerwy, przez 54 dni. Kilka ważnych informacji o Różańcu: • Różaniec składa się z 3 części: radosnej, bolesnej i chwalebnej. W 2002 r. św. Jan Paweł II dodał część światła, której nie musimy odmawiać w nowennie pompejańskiej (chociaż warto!). • Każda część różańca liczy 5 tajemnic. • Każda tajemnica to jedna dziesiątka różańca. Tajemnice te rozważamy modląc się na danej dziesiątce (Ojcze nasz... 10xZdrowaś Mario...Chwała Ojcu...). Nowenna Pompejańska: • Znak krzyża. • Przedstaw swoją intencję i powiedz: ”Ten różaniec odmawiam na Twoją cześć, Królowo Różańca świętego”. • Pomódl się modlitwą początkową różańca: Wierzę w Boga, Ojcze nasz, 3 Zdrowaś Maryjo, Chwała Ojcu – jeden raz, na początku nowenny w danym dniu. • Odmów 15 tajemnic różańca. Nie trzeba ich odmawiać na raz, można je podzielić np. rano tajemnice radosne, w południe tajmenice bolesne, a wieczorem – chwalebne. • Po każdej części różańca (radosnej, bolesnej bądź chwalebnej) pomódl się modlitwą błagalną (przez pierwsze 27 dni) lub dziękczynną (przez kolejne 27 dni). To bardzo ważne, żeby zachować tę kolejność i zacząć dziękować Maryi w tym określonym dniu, nawet jeśli jeszcze nie widzimy owoców modlitwy. • Zawołaj 3 razy z ufnością i wiarą: „Królowo Różańca świętego, módl się za nami!” 6 Na Górce Modlitwa końcowa w trakcie części błagalnej – przez pierwsze 27 dni nowenny: Pomnij, o miłosierna Panno Różańcowa z Pompejów, jako nigdy jeszcze nie słyszano, aby ktokolwiek z czcicieli Twoich, z Różańcem Twoim, pomocy Twojej wzywający, miał być przez Ciebie opuszczony. Ach, nie gardź prośbą moją, o Matko Słowa Przedwiecznego, ale przez święty Twój różaniec i przez upodobanie, jakie okazujesz dla Twojej świątyni w Pompejach wysłuchaj mnie dobrotliwie. Amen. Modlitwa końcowa w trakcie części dziękczynnej – przez drugie 27 dni nowenny: Cóż Ci dać mogę, o Królowo pełna miłości? Moje całe życie poświęcam Tobie. Ile mi sił starczy, będę rozszerzać cześć Twoją, o Dziewico Różańca Świętego z Pompejów, bo gdy Twojej pomocy wezwałem, nawiedziła mnie łaska Boża. Wszędzie będę opowiadać o miłosierdziu, które mi wyświadczyłaś. O ile zdołam będę rozszerzać nabożeństwo do Różańca Świętego, wszystkim głosić będę, jak dobrotliwie obeszłaś się ze mną, aby i niegodni, tak jak i ja, grzesznicy, z zaufaniem do Ciebie się udawali. O, gdyby cały świat wiedział jak jesteś dobra, jaką masz litość nad cierpiącymi, wszystkie stworzenia uciekałyby się do Ciebie. Amen. O Nowennie Pompejańskiej mówi się, że jest „nowenną nie do odparcia”. O wstawiennictwo i łaski Królowej Różańca Świętego modlą się ci, którzy szukają ratunku w sprawach trudnych i beznadziejnych. Oprac. M. Czekaj * Świadectwa * Dziękuję, Królowo Różańca Świętego O Nowennie Pompejańskiej usłyszałam, po raz pierwszy dość dawno, może 3 lata przed zaistniałym faktem, od mojego kolegi, (…) Ja w zasadzie od dawna starałam się odmówić przynajmniej 1 część Różańca, a przynajmniej małą ‘dziesiątkę’. Kiedy usłyszałam o takim Nr 4 (184) „maratonie” – stwierdziłam „to nie dla mnie” i dałam sobie spokój na dłuższy czas. (…) Aż… pewnego dnia zadzwonił mój syn i bardzo zaniepokojony przekazał mi informację, że synek, który ma się urodzić, będzie miał wadę serduszka. Dobra wiadomość w tym wszystkim była taka, że wadę tę można wyleczyć, jeśli uda się natychmiastowa operacja. Ważne były czynności poprzedzające poród, żeby dziecko nie udusiło w pierwszej dobie. Ta informacja była dla nas wszystkich ogromnym szokiem. Do rozwiązania zostało 3,5 miesiąca. Dziecko było bezpieczne jedynie w łonie matki. Wada ta nie przeszkadzała w życiu płodowym, bo krew mogła się mieszać, bo dziecko było dotleniane przez matkę. Zaczął się dla nas bardzo, bardzo trudny okres. Przypomniałam sobie o Nowennie. Kilka razy zaczynałam, ale wytrwałam jedynie 1-3 dni i przerywałam z różnych przyczyn. Wreszcie zbliżał się termin porodu. Wszyscy byliśmy coraz bardziej niespokojni. Ja zamieszkałam u syna, aby opiekować się ich starszą córeczką, bo ich życie w sumie ograniczało się do bardzo częstych wizyt w Centrum Zdrowia Dziecka w Międzylesiu i przygotowaniu do porodu. Wada okazała się bardzo niebezpieczna i w zasadzie żyliśmy „nie oddychając”, żeby nie wywoływać tematu. Syn z nerwów zablokował się, że nie mógł chodzić, ani siedzieć, ani leżeć, aż w końcu zabrało go pogotowie z podejrzeniem zawału. Zaczęłam się modlić. Otworzyłam kalendarz, policzyłam pierwsze 27 dni, potem następne 27. Pomodliłam się do Ducha Świętego, aby pomógł mi skupić się na modlitwie i wytrwać. Pomogło. Wyciszyłam się, a mój skromny, drewniany Różaniec calutki czas trzymałam w lewej dłoni, bo prawą czasami musiałam coś zrobić. (...) Z mojej głowy zniknęły seriale, telewizja. Był spokój, modlitwa, skupienie. To mnie wyciszyło i dawało pewność, że z Królową Różańca Świętego „wszystko będzie dobrze”. Jaś urodził się 1 lutego po bardzo trudnym porodzie i komplikacjach. Udała się nowatorska metoda wszczepienia balonika w serduszko, aby zablokować zarastanie jakiegoś otworu. Nr 4 (184) Konieczna była natychmiastowa operacja. (…) Jasia monitorowały maszyny przez trzy tygodnie, bo były gorsze przypadki, aż zaczął słabnąć. Operacja trwała prawie 18 godzin i była jedną z krótszych niż w podobnych przypadkach. Tuż przed operacją zakończyłam część błagalną, wydawało mi się tak po ludzku, że powinnam jeszcze prosić, ale zastosowałam się do zasady. Tak musiało być. Każda godzina przynosiła jakieś maleńkie nadzieje, że będzie dobrze. Stan Jasia był na tyle dobry, że wcześniej wypisano go do domu. (…) mój Jaś, to śliczny, zdrowy i mądry chłopczyk. Pierwszego lutego skończy 2 latka. Jest bardzo radosny i świetnie się rozwija. W najbliższą niedzielę (2 lutego 2014 r.) będzie miał „dopełnienie” chrztu św., bo był chrzczony z wody. To dla naszej rodziny szczególny dzień. Dziękuję, Królowo Różańca Świętego, niech Bóg będzie uwielbiony! Anna S., babcia Jasia Nasz wielki cud Szczęść Boże. Jestem Krzysztof i wraz z moją żoną Anną chcemy dać świadectwo, że Matka Boża Pompejańska pomaga nam zawsze, kiedy tego potrzebujemy. Mamy po trzydzieści pięć lat i od dwóch Na Górce lat jesteśmy małżeństwem. Od czasu ślubu zaczęliśmy też starać się o dziecko. Po kilku nieudanych próbach trafiliśmy pod opiekę lekarza, który po dłuższym dla nas czasie skierował nas na badania kliniczne. W szpitalu okazało się, że mamy tylko 10% szans na naturalne zajście w ciążę. Nasz lekarz przedstawił nam kilka możliwości, między innymi in vitro. Chciałbym podkreślić, że zachował się w stu procentach profesjonalnie, nie namawiał, po prostu dał wybór. Jako katolicy nie przyjęliśmy wspomnianego rozwiązania, nigdy nie staraliśmy się iść na łatwiznę chociaż moje myśli krążyły czasem i wokół przytoczonych sposobów (nie jestem święty). W mojej modlitwie wprost mówiłem, że nie chcę tego i jednocześnie głęboko wierzyłem, że rozwiązanie przyjdzie samo, prosiłem o to mojego Anioła. W tamtym okresie wymieniłem telefon na nowszy, taki z możliwością pobierania aplikacji z Internetu i zacząłem się nim bawić. Ściągałem różne aplikacje, między innymi Pismo Święte i modlitewnik, w którym przeczytałem o Nowennie Pompejańskiej. Zaproponowałem mojej Ani tą formę modlitwy, a ona się zgodziła. Po kilku dniach zaczęliśmy wspólnie się modlić, z prośbą „abyśmy mogli naturalnie począć i urodzić zdrowe dziecko”. Nie było łatwo, mnogość spraw 19 października 2014 na głowie, czasami zaniedbania i lenistwo nawet odciągały nas od Nowenny. Czasem odmawialiśmy ją zasypiając, czasem oddzielnie, ponieważ ważne sprawy zatrzymywały mnie poza domem, ale systematycznie, dzień po dniu z wiarą. Co ciekawe, ostatni dzień modlitwy wypadł w tym jednym dniu cyklu. Po jakimś czasie będąc w odwiedzinach u Rodziców coś mnie obudziło, nie zapomnę tej nocy do końca życia. Byłem bardzo zmęczony po podróży, ale ktoś zaczął mnie ciągnąć za ramiona mówił do mnie tak, jakby to była najważniejsza rzecz dla mnie. Pamiętam te słowa, brzmiały tak: teraz podziękuj Maryi za to dziecko, uklęknij i podziękuj. Tak też zrobiłem, to było krótkie dziękuję i zaraz opadłem na poduszkę. Rano moja żona obudziła mnie mówiąc, że zrobiła test i jest w ciąży. A ja odpowiedziałem, ledwo otwierając oczy, tylko jedno: wiem. Od tamtego czasu minęły trzy miesiące a z naszą trójką jest wszystko w porządku i wierzymy że Matka Boża Pompejańska będzie czuwać nad nami i naszym maleństwem. (...) Anna i Krzysztof Łuków, Warszawa, 29.08.2014 Świadectwa pochodzą ze strony: http://pompejanska.pl V Pielgrzymka Członków Żywego Różańca do Łagiewnik 27 września 2014 r, w sobotę, do Sanktuarium św. Jana Pawła II pielgrzymowali wraz ze swoimi duszpasterzami Członkowie Żywego Różańca z Archidiecezji Krakowskiej, z 70 parafii (w tym z Kurdwanowa), w sumie około 2 tys. osób. Słowo wprowadzające skierował do uczestników spotkania moderator Żywego Różańca Archidiecezji Krakowskiej ks. prałat Stanisław Szczepaniec. Po konferencji pielgrzymi przeszli z Sanktuarium św. Jana Pawła II do Bazyliki Bożego Miłosierdzia, gdzie w samo południe uczestniczyli we mszy św., której przewodniczył ks. biskup Jan Zając wraz z 26 kapłanami. Ks. bp powiedział do pielgrzymów m.in. „…proszę was, abyście z Maryją szli przez życie; ogarniajcie modlitwą wszystkie sprawy Kościoła ogólnego oraz krakowskiego; obejmijcie modlitwą różańcową spotkanie młodzieży…” fot. ks.Paweł Kummer 7 19 października 2014 Kolejny rozdział życia Zapewne mieszkańcy Kurdwanowa zauważyli, że od wakacji w naszym kościele posługuje nowy kapłan. Jest nim ks. Ryszard Ptak, który przybył do nas z parafii św. Marcina w Porębie Żegota. Ks. wikariusz jest kapłanem od 30 lat. Co warto podkreślić, ma siostrę bliźniaczkę, która również wybrała służbę Bogu; jako siostra z zakonu serafitek jest przedszkolanką w nowotarskim przedszkolu. Ks. Ryszard przyznaje, że zanim został skierowany przez Metropolitę Krakowskiego do posługi w naszej parafii, tylko raz odwiedził Kurdwanów. – Byłem na tym osiedlu na turnieju tenisa ziemnego w tym czasie, gdy pracował tu ks. Grzegorz Mrowiec, mój kolega z roku – wspomina ks. wikariusz. Pasja W ten sposób dowiedziałam się o pasji, jaką w życiu ks. Ryszarda jest sport. Zanim kapłan zaczął grać w tenisa ziemnego, uczestniczyć w turniejach i odnosić sukcesy, przez siedem lat był piłkarzem w klubie sportowym Halniak Maków. Tak jak inni uczestniczył w treningach, rozgrywkach, a przy okazji ewangelizował kolegów. – Wśród sportowców również są tacy, którzy szukają Pana Boga – mówi ks. Ryszard. – Pamiętam, że dla wielu z nich to, że gra w ich drużynie ksiądz było szokiem, ale z czasem się przyzwyczajali i wiele zaczęło się zmieniać. Najpierw w kwestii kultury bycia, wysławiania, a potem przyszedł czas na rozmowy, na bliższy kontakt. Kapłan podkreśla, że niewiele by osiągnął, gdyby z góry próbował kolegom narzucić wiarę i swoje przekonania. Jednak obecność księdza, rozmowy z nim, sprawiły, że wśród piłkarzy znaleźli się tacy, którzy odnaleźli drogę do Pana Boga. O ile w drużynie piłkarskiej ks. Ryszard już nie gra, to nadal jest stałym bywalcem kortów. A wszystko zaczęło się przed laty, gdy kapłan trafił do parafii w Chełmku. - Tam jest ośrodek tenisa ziemnego – opowiada mój rozmówca. 8 Na Górce – Gdy tam przybyłem, zajęcia z tenisa prowadził p. Andrzej Niziołek - mistrz Polski w tej dyscyplinie, a potem przez wiele lat trener kadry polskiej. On przychodził do kościoła w naszej parafii na Msze św. i kiedyś zaprosił mnie na trening. Od tego czasu, a miałem wtedy 32 lata, gram na korcie. Kapłan dodaje, że uczestniczył w Międzynarodowych Mistrzostwach Księży w tenisie ziemnym. Nr 4 (184) fot. arch.prywatne Lekarstwo Mój rozmówca przyznaje, że uprawianie sportu pomaga utrzymać dobrą kondycję fizyczną, ale też z uśmiechem zaznacza: - To lekarstwo na lenistwo. Konsekwentne ćwiczenie silnej woli. Trzeba zadać sobie trud, żeby wstać, iść na trening, zamiast np. oglądać coś w telewizji. Ponadto jest to forma odpoczynku; taki fizyczny wysiłek to sprawdzony sposób na zmęczenie umysłowe. W naszej parafii ks. Ryszard uczy religii w G. nr 28 oraz zajmuje się ministrantami. Sprawuje również duszpasterską opiekę nad wspólnotą ludzi chorych. Kapłan przyznaje, że wielu duszpasterzom jest trudno zostawić wszystko na jednej parafii i wypełniając polecenie Metropolity, przenieść się na inną. Mój rozmówca postrzega te kapłańskie wędrówki jako część życia duszpasterza. – Traktuję przybycie na nową parafię jako kolejne wyzwanie w moim życiu – mówi ks. wikariusz. – Trzeba w to wejść i podjąć trud pracy. Kapłan dodaje, że nauczył się zamykać za sobą jeden rozdział życia i przechodzić do kolejnego, a że ma radosne, pogodne usposobienie, to nie stanowi to dla niego większego problemu. Sposób na sukces W odniesieniu do gimnazjalistów, z którymi ks. katecheta spotyka się w szkole, przyznaje, że w tej roli trzeba być bardzo cierpliwym. Zauważa: - Dla młodzieży okres gimnazjum to trudny czas. Myślę, że rodzice nie zawsze są konsekwentni w tym, czego od swych dorastających dzieci wymagają, a to odwróci się prze- ciwko nim. Trzeba też przygotowywać młodych ludzi do trudów życia, a różnie to wygląda. Kapłan odwołuje się tu do swych doświadczeń sportowych i podkreśla, że w sporcie osiąga sukces ten, kto słucha rad trenera, stawia sobie wysokie wymagania i je realizuje. I podobnie jest w życiu. Ci, którzy się otworzą na współpracę z rodzicami, wychowawcami, osiągną sukces - nauczą się żyć. Ks. Ryszard przekonuje, że elementem tego wychowania do życia, do odpowiedzialności, może być, w przypadku chłopców, służba przy ołtarzu. - Ministrant uczy się odpowiedzialności, systematyczności i konsekwencji w tym, czego się podjął – wyjaśnia. Zauważa, że w naszej parafii jest duża grupa ministrantów i tych młodszych, i starszych. I zdecydowana większość ma świadomość roli, jaką pełnią przy ołtarzu. Mój rozmówca ma świadomość odpowiedzialności, jaka na nim spoczywa. Pragnie służyć tym, których Pan Bóg stawia na drodze jego życia. Myślę, że możemy w tym pomóc ks. Ryszardowi, modląc się za niego. Podobnie, jak to czynimy (albo czynić powinniśmy) w odniesieniu do duszpasterzy, którzy od lat posługują w naszej parafii. Maria Fortuna- Sudor Nr 4 (184) Katolickie Kościoły Wschodnie (część II) W pierwszej części artykułu o Kościołach Wschodnich trwających w jedności ze Stolicą Apostolską, zamieszczonego w marcowym numerze Na Górce, wspomnieliśmy, że w Polsce działają aż trzy Katolickie Kościoły Wschodnie. Omówiliśmy największy – Ukraińską Cerkiew Grecko-Katolicką, powiedzmy teraz kilka słów o dwóch pozostałych. Ormiański Kościół Katolicki Po południowej stronie gór Kaukazu, pośród ludów muzułmańskich, znajdują się dwa starożytne chrześcijańskie kraje – Gruzja i Armenia. Ormianie uważają się za potomków Noego. To na górze Ararat, osiadła arka po potopie, tam też Noe zasadził pierwszą winnicę. W Księdze Rodzaju i Księdze Kronik znajdują się genealogie, z nich dowiadujemy się, że jednym z synów Noego był Jafet, synem Jafeta był Gomer, synem Gomera był Togarma, zaś synem Togarmy był Haik. To właśnie Haik miał być protoplastą wszystkich Ormian (jak Lech Polaków), stąd Armenia po ormiańsku zwie się Hajastan – kraj potomków Haika, jak Lechistan – kraj potomków Lecha). Historycy natomiast, wykształcenie się państwowości armeńskiej wiążą z starożytnym królestwem Urartu (IX – VI wiek pne) oraz napływem ludów pochodzenia indoeuropejskiego. Język ormiański jest językiem indoeuropejskim, podobnie jak polski, niemiecki, rosyjski, czy np. grecki. Wpływ języków kaukaskich spowodował, że jego brzmienie stało się dla nas „dość dziwne”. Dla zobrazowania początkowy fragment modlitwy Ojcze Nasz: Hajr mer wor herkinys jes (Ojcze Nasz, któryś jest w niebie) Surb jechici anun ko (Święć się imię Twoje) Jekesce arkajutjun ko (Przyjdź królestwo Twoje) Dodatkowo sprawy językowe komplikuje fakt, że Ormianie używają swojego języka w dwóch wariantach – zachodnioormiań- Na Górce ski w Armenii i wschodnioormiański na Bliskim Wschodzie i w diasporze. Najbardziej dostrzegalna dla nas różnica to zamiana głosek k/g, p/b, t/d; stąd czasem możemy spotkać nazwisko Ter-Petrosjan (wariant wschodni) lub Der-Bedrosjan (wariant zachodni), Betros/Petros znaczy po prostu Piotr. W liturgii natomiast używana jest niezmiennie „ormiańska łacina” – język staroormiański (grabar). Ormianie posiadają swój alfabet ułożony w 405 roku przez Mesropa Masztoca, litery w kształcie przypominają, jak je określam – „krzesełka”, ale można się go stosunkowo szybko nauczyć, o czym zaświadczam osobiście. Chrześcijaństwo w Armenii pojawiło się bardzo wcześnie. Armenia szczyci się tym, że była pierwszym w świecie krajem chrześcijańskim. Król Tirydates III, według legendy miał dworzanina Grzegorza, gdy odkrył, że ten jest chrześcijaninem i nie chce złożyć ofiary bożkom, torturował go i umieścił na 15 lat w lochach. Do Armenii przybyła grupa mniszek (dziewic) uciekająca przed prześladowaniami Dioklecjana, wśród nich była jedna wielkiej urody – św. Rypsyma. Tirydates pragnął ją poślubić, gdy ta stanowczo odmówiła, król kazał ją i jej towarzyszki ukamienować. Po tym czynie popadł w jakiś rodzaj obłędu, poważnej choroby psychicznej, za namową swojej siostry zwrócił się o pomoc do więzionego Grzegorza, ten uzdrowił króla, który uwierzył w moc wiary i wraz z całym dworem (w 301 rok) przyjął chrzest. Grzegorz (święty Grzegorz Oświeciciel) został pierwszym patriarchą Armenii. Diaspora ormiańska – w skutek częstych najazdów Ormianie licznie emigrowali ze swoich pierwotnych siedzib, część na północ – na Krym, a część na południe. Na południowych wybrzeżach Azji Mniejszej (dziś tam gdzie Turcja graniczy z Syrią) zostało założone przez przybyłych tam Ormian państewko – Armenia Cylicyjska lub Mała Armenia. Istniało od XII do XV wieku, było sojusznikiem krzyżowców. Tam właśnie zawarto 19 października 2014 w 1198 roku pierwszą unię z Rzymem. Ormianie emigrujący na północ, poprzez Krym dotarli do Rzeczpospolitej, jako kupcy zamieszkiwali przede wszystkim duże miasta: Lwów, Zamość, Kazimierz nad Wisłą, Kraków, Warszawa, najwięcej mieszkało na Pokuciu (miasto Kuty i okolice). Unię z Kościołem Rzymskim zawarto we Lwowie w 1630 roku. Tam też znajdowała się katedra i siedziba biskupów. Polscy Ormianie – w Rzeczpospolitej Ormianie szybko polonizowali się, zachowując jednak swoje zwyczaje i obrządek. Zajmowali się handlem, zwłaszcza handlem z Orientem (Turcja, Persja). To Ormianie wprowadzili do kultury sarmackiej swoistą modę wschodnią – słynne pasy słucki, szable, kontusz – strój jakże różniący się od zachodnioeuropejskich. Po drugiej wojnie większość Ormian, czując się Polakami wyjechała z ZSRR do Polski. Obecnie diasporę ormiańską szacuje się na 40.000 – 80.000 tysięcy, z czego 10.000 stanowią przedstawiciele tzw. starej emigracji. Polonizując się Ormianie przyjmowali na wzór polski nazwiska odimienne dodając końcówkę –wic (-wicz). Stąd Isakowicz (syn Izaaka), Bohosiewicz (syn Boghosa/Poghosa – czyli Pawła), Dawidowicz, Krzysztofowicz. Ormianie wnieśli i wnoszą niebagatelny Ks. Tadeusz Isakowicz-Zaleski - liturgia w obrządku ormiańskim. fot.Wikipedia 9 19 października 2014 Na Górce Nr 4 (184) wkład w kulturę polską, warto wymienić kilka ważniejszych postaci z ormiańskimi korzeniami: abp. Józef Teodorowicz – poseł i senator II RP, Teodor Axentowicz – malarz, Szymon Szymonowic – pisarz, Jerzy Kawalerowicz – reżyser, Ignacy Łukasiewicz – wynalazca. Kościół Ormiańsko-Katolicki w Polsce i na świecie – na czele Kościoła stoi patriarcha, obecnie jest nim Nerses Bedros XIX Tarmuni, który rezyduje w Bzommar w Libanie. Jednym z jego poprzedników był wybitny kardynał patriarcha Grzegorz Bedros XV Agagianian, który na konklawe po śmierci Piusa XII otrzymał poważną liczbę głosów, ostatecznie papieżem kardynał Roncalli (Jan XXIII). Może w 1958 było jeszcze za wcześnie, ale nie ma przeszkód, by papieżem został któryś z kardynałów (a jest kilku) z Katolickich Kościołów Wschodnich, byłby to bardzo ważny przejaw powszechności Kościoła Katolickiego. Do Kościoła Ormiańsko-Katolickiego należy około 600 tys. wiernych w około 20 diecezjach i ordynariatach. W Polsce istnieją obecnie 3 parafie – centralna w Warszawie, północna w Gdańsku i południowa w Gliwicach. Do niedawna proboszczem parafii w Gliwicach był skądinąd nam znany ks. Tadeusz Isakowicz-Zalewski, obecnie w związku ze złym stanem zdrowia przebywa na urlopie, a parafią administruje ks. Rafał Krawczyk z Warszawy. W Krakowie nieregularnie odbywają się msze w kościele św. Mikołaja przy ul. Kopernika. Ponieważ wierni nie mają własnego biskupa w Polsce, ich ordynariuszem jest metropolita warszawski kard. Kazimierz Nycz. Chaczkar – Ormianie często przy swoich kościołach stawiają kamienne płyty bogato zdobione filigranowymi plecionkami i motywem krzyża. Nie jest to, jakby mogło nam się na pierwszy rzut oka wydawać nagrobek, ale raczej rodzaj płyty wotywnej upamiętniającej jakieś ważne wydarzenie. W Polsce jest już pięć chaczkarów, w tym jeden w naszym mieście przy kościele św. Mikołaja, upamiętniający ofiary ludobójstwa Ormian dokonanego przez Turków w 1915 i zamordowanych 10 Cerkiew pw. Nikity Męczennika w Kostomłotach. fot. Joanna Pyka/Wikipedia przez ukraińskich nacjonalistów z UPA w 1044 w Kutach. Kościół Bizantyńsko-Słowiański Użyłem tu określenia „Kościół” trochę na wyrost, właściwie powinienem powiedzieć „wierni obrządku bizantyńsko-słowiańskigo”. Myślę, że bardzo mało osób wie, że oprócz grekokatolików (Ukraińców) i obrządku ormiańskiego istnieje w Polsce jeszcze jedna katolicka wspólnota wschodnia. Jest to w zasadzie tylko jedna, licząca około 120 wiernych, parafia pw. Nikity Męczennika w Kostomłotach nad Bugiem. Wierni podlegają jurysdykcji delegata Chaczkar przy kościele św. Mikołaja w Krakowie. fot. Wikipedia apostolskiego, którym jest biskup siedlecki. Parafia mimo że niewielka jest dość prężna, organizuje liczne pielgrzymki, zloty, rekolekcje i spotkania ekumeniczne. Neounia – czasem w różnych publikacjach grupa wiernych obrządku bizantyńsko-słowiańskiego była określana mianem Cerkiew Neounicka. Jak już wspomniałem wcześniej, przy omawianiu dziejów Ukraińskiej Cerkwi Grecko-Katolickiej w roku 1875 carskim ukazem zlikwidowano unicką diecezję chełmską, obejmującą Chełmszczyznę i Podlasie. Wierni stawiali czynny opór, w Pratulinie i Drelowie kozacy zabili 13 osób (Męczennicy Pratulińscy), ale też spora ich grupa formalnie tylko włączona do Cerkwi Rosyjskiej korzystała z posług kapłanów katolickich potajemnie działających na Podlasiu pośród unitów. Po odzyskaniu niepodległości pewna część wiernych prawosławnych (byłych unitów) wyraziła chęć powrotu do katolicyzmu, ale z zachowaniem używanego obrządku. Ryt ten jednak w pewnym stopniu różnił się od bizantyńsko-ukraińskiego, był on dokładnie taki sam jaki używała Cerkiew Prawosławna (czasem zwany jest obrządkiem synodalnym). Rozważane były trzy możliwości: przyłączenie do katolicyzmu i przyjęcie obrządku łacińskiego, przyłączenie do Cerkwi Ukraińskiej i przyjęcie obrządku bizantyńsko-ukraińskiego. Papież Pius XI, oparł się jednak o zalecenie Nr 4 (184) Na Górce swojego poprzednika Piusa X, który przy tworzeniu struktur dla Rosjan stwierdził Nec plus, nec minus, nec aliter (Nic nie dodawać, nic nie ujmować, nic nie zmieniać), czyli konwertyci z rosyjskiego prawosławia mają zachować bez żadnych zmian swój obrządek. Potwierdził to Pius XI w wydanej w 1923 instrukcji Zelum Amplitudinis, która de facto zatwierdzała powstanie Cerkwi Neounickiej. Początki – biskup Henryk Przeździecki, ordynariusz diecezji siedleckiej, był pierwszym zwierzchnikiem Kościoła katolickiego obrządku bizantyjsko-słowiańskiego, on też podjął główny trud organizacji dzieła, erygował pierwsze parafie, a do Albertyna koło Słonimia sprowadził jezuitów obrządku wschodniego. Z czasem pozostali biskupi łacińscy na tym terenie przyłączyli się do akcji, pod koniec 1927 roku było już 14 parafii i 20.000 wiernych. Od 1932 roku w Dubnie działa Papieskie Seminarium Wschodnie, kształcące własnych kapłanów. Trudności – mimo postępów w budowie sieci parafialnej, akcja neounijna nie była popierana przez władze przedwojennej Polski. Przedwojenna polityka w stosunku do Białorusinów i Ukraińców, dążyła raczej do ich polonizacji, a nie wzmacniania instytucji mogących działać na korzyść emancypacji narodowej. Do Polski nie wpuszczono biskupa przysłanego przez Stolicę Apostolską, zasłaniano się brakiem w konkordacie obrządku bizantyńsko-słowiańskiego. Papież musiał mianować kolejnego kandydata, ale już nie w randze biskupa tylko specjalnego wikariusza dla neounii – Mikołaja Czarneckiego (więzień Litania Loretańska – Matko Najczystsza 1.Wyjaśnienie pojęcia: Mater castissima. W strofach wiersza: Nieskalana – Najczystsza święty Efrem pisał: „Nieskalana (Najczystsza), nietknięta, cała czysta, niewinna Dziewico, Rodzi- Matka Boża Śnieżna cielko Boża, Maryjo! Królowo wszystkich, nadziejo pozbawionych nadziei, Pani nasza najchwalebniejsza, wspanialsza od niebian, jaśniejsza od promieni słońca i błyskawic, czcigodniejsza od Cherubinów, świętsza od Serafinów, jedyna nadziejo ojców, chwało Proroków, sławo Apostołów, chlubo Męczenników, wesele świętych, korono wszystkich Dziewic!(...).” Po grzechu pierworodnym jest w naturze ludzkiej ciągła skłonność do zła. Natomiast, według powszechnej nauki teologów, u N.M.P. taka nadprzyrodzona skłonność nie istnieje. Łaska otrzymana w momencie Jej poczęcia grzechu do Niej nie dopuściła. Bogurodzica przez całkowite zharmonizowanie ducha z ciałem stała się wzorem człowieka doskonałego. Dlatego nazywamy Ją: „Matką Najczystszą”- Mater Castissima. 2. Treści określające litanijne wezwanie „Matko Najczystsza”. Niepokalana Maryja wolna od grzechu pierworodnego na podstawie swego poczęcia musiała jednak toczyć walkę zewnętrzną. Widzimy to w czasie dra- 19 października 2014 sowieckich łagrów, beatyfikowany przez Jana Pawła II). Okres powojenny – przesunięcie granic spowodowało, że po wojnie większość parafii znalazła się w ZSRS, tam neounię zlikwidowano. W Polsce pozostały tylko 4 parafie, jednakże część wiernych wysiedlono w ramach „akcji Wisła”, część przyjęła obrządek łaciński, ostatecznie tylko jedna parafia zachowała swój obrządek – wspomniana wyżej parafia w Kostomłotach. Należy wspomnieć, że do 2007 roku istniał przy parafii dom zakonny marianów gałęzi wschodniej, długoletnim proboszczem był właśnie – marianin Roman Piętka MIC (zm. 2011), to dzięki jego zaangażowaniu i staraniom parafia utrzymała się i stała się ważnym ośrodkiem na mapie polskiego Kościoła. Roman Kurdybowicz matu Kalwarii i agonii Jej Syna. Maryja w tych zmaganiach bierze pełny udział usymbolizowany pojęciem „miecza boleści”. Łaska Niepokalanego Poczęcia uczyniła Maryję wolną od pożądliwości. Tym samym nie została pozbawiona wszelkiej wrażliwości na cierpienie czy radość. Maryja jest ideałem Człowieczeństwa i Niewiasty. Była przygotowana do tego, by móc „cieszyć się z cieszącymi, a płakać z płaczącymi”. W każdej jednak sytuacji wolna od nieuporządkowanej pożądliwości miała zapewnione panowanie Jej ducha nad dziedziną zmysłów, w najszlachetniejszym tego słowa znaczeniu. Sama wrażliwość natury zmysłowej jest doskonałością człowieka zamierzoną przez naszego Stwórcę. Dlatego postać Maryi była zawsze natchnieniem dla największych i najszlachetniejszych duchów tego świata. Dostarczała najszlachetniejszych treści malarzom wrażliwym na piękno, poetom opiewającym swą miłość ku Niej i jej piękno wewnętrzne. Poezja ludowa w pieśniach Maryjnych, w kolędach przedstawia Ją jako Matkę czułej a zarazem przemożnej miłości ku swemu Synowi. Poezja często wtóruje liturgii w hymnach o Matce pełnej boleści, 11 19 października 2014 stojącej u stóp Krzyża, o jej radościach na widok zmartwychwstałego Syna i o Jej uniesieniach w chwale niebieskiej. Duchowy obraz Maryi przedstawia Ją jako wielką pod względem uczucia, bo pełną wszelkiej łaski i bezgranicznego w Niej Ładu Bożego. W oparciu o cnoty teologiczne, głównie nadzieję i miłość, możemy zdobyć przekonanie, że obraz duchowy Matki Najświętszej jest pełen nie tylko łaski, ale i pełen doskonałości natury ludzkiej - jest jej wzorem. Mając na uwadze wielką godność Macierzyństwa Bożego jest jasne, że Maryja nie posiada moralnych ani czysto ludzkich wad. Stwórca tak hojnie rozlewający piękno we wszechświecie, nie poskąpił go Matce swego Syna. 3. Relacje: Matka Najczystsza a każdy z nas. Niepokalane Poczęcie, bezgrzeszność i wolność od skłonności do grzechu wyróżnia N.M.P i wynosi ponad wszystkich ludzi. Ale mimo to wiele nas łączy z Maryją. Łączy nas wspólnota odkupienia. Dla nas konieczne jest odkupienie Chrystusowe, ale nie mniej konieczne było i dla N.M.P. Na równi z Maryją potrzebujemy odżywczej łaski odkupienia. Z Maryją łączy nas łaska uświęcająca. N.M.P. otrzymała ją już w pierwszym momencie swego istnienia. My łaskę uświęcającą otrzymujemy po darowaniu win i wówczas włącza ona nas w uczestnictwo w wewnętrznym życiu samego Boga. W tym zakresie razem z Najświętszą Panną zdani jesteśmy na miłosierdzie Boże, na równi z Nią otrzymujemy ze źródeł Zbawiciela ożywcze zdroje nadprzyrodzonego życia. Starajmy się, aby nie zabrakło w nas nigdy bogactwa łaski uświęcającej. Starajmy się także o coraz większe szlachectwo ducha, o doskonałość wewnętrzną, jakiej domaga się od nas Chrystus, a która nas zbliża i upodobnia do Maryi, Matki Najczystszej. Przeprowadzając wewnętrzną analizę naszego postępowania dostrzegamy w nim często faryzeizm. Pan Bóg patrzy w serce ludzkie i szuka w nim bezinteresownej czystości. Żąda serca wolnego od wzruszeń gniewu, pychy, zazdrości i 12 Na Górce innych wad. W sercu też dokonuje się upadek i grzech. Często grzech jest wybuchem iskry, która od dawna tliła się wewnątrz nas, bo nie została oddalona i przebaczona. Postanowienia czynienia dobra nie sięgnęły w głąb serca i duszy. A właśnie chodzi o tę wewnętrzną metamorfozę duchową. Jest nieraz tak, że nawet w dobrym działaniu szukamy tylko swojego „ja”. (…) Dopiero po oczyszczeniu z samolubnych uczuć i intencji w sercu jest miejsce dla Boga. Tak uszlachetniona dusza staje się szczególnie miłą i drogą Matce Najczystszej. Są prawdy, które bardzo trudno wyrazić słowami a tylko najwyższe natchnienie ducha wyraża ich głębię. Dlatego nasze rozważania zakończymy poetyckim patosem Św. Efrema: „Chwalimy Cię czysta i nieskalana Panno, Niewinna Matko wielkiego Syna Twego i Boga, czysta nadziejo grzeszników! Błogosławimy Cię pełna łaski, Co zrodziłaś Chrystusa, Boga i Człowieka, padamy przed Tobą, błagamy Cię o pomoc, wyrwij nas, Panno Nieskalana (Najczystsza), od wszelkich nieszczęść i pokus szatańskich! Bądź nam Orędowniczką w godzinę śmierci i sądu! Wybaw nas od ognia wiecznego i ciemności zewnętrznych, racz nas obdarzyć łaską swego Syna, Panno i Matko najsłodsza! Tyś jedyną nadzieją chrześcijan przed Bogiem, Jemu cześć i chwała, moc i potęga na wieki!” W innym miejscu św. Efrem pisze: „Pod Twoją obronę uciekamy się! Przed Tobą upadamy, pokornie wołając i prosząc, aby Twój Syn, nasz Zbawiciel i Dawca wszelkiego życia mimo naszych grzechów nie odsunął nas od siebie. Błagamy, abyśmy mogli dojść do Chrystusa i wejść do onych mieszkań, gdzie nie ma łez, ani smutku, ani nieszczęść, ani śmierci, ani udręki, lecz radość bez końca, wesele, chwała i jasność”. Gdybyśmy i my umieli tak chwalić Maryję i opiewać Jej cześć, jak św. Efrem, bylibyśmy szczęśliwi. Stanisław Lesiewicz Nr 4 (184) Objawienia w Belgii w 1932 i 1933 roku – kontynuacja Fatimy. Zupełnie niespodziewanie znaleźliśmy się tego lata w maleńkiej miejscowości Beauraing na południu Belgii tuż koło granicy z Francją, gdzie miały miejsce pod koniec 1932 roku bardzo szybko uznane przez Kościół objawienia. Piętnaście lat po objawieniach w Fatimie Maryja pokazała się 33 razy pięciorgu dzieciom w czasie całego Adwentu i do 3 stycznia następnego roku. 29 listopada 1932 roku Fernanda (15 lat), Gilberta (13 lat) i Alberto Voisin (11 lat) oraz Andrea (14 lat) i Gilberta Degeimbre (9 lat) wychodząc ze szkoły, zobaczyli w szkolnym ogrodzie piękną kobietę w wieku ok. 18-20 lat, ubraną w białą, długą, promieniejącą światłem suknię. Poruszała się nad ziemią, oczy miała skierowane ku niebu, a w złożonych dłoniach trzymała różaniec. Tego dnia nie podeszła do dzieci. Przybywała najpierw nad tory kolejowe, które w tym miejscu biegły wiaduktem, a pod nim znajdowała się droga. Matka Boża pokazywała się na skrzyżowaniu dróg kolejowej i miejskiej, przyszła na skrzyżowanie naszych ziemskich dróg. W następnych widzeniach coraz bardziej zbliżała się do dzieci, które widziały ją w krzaku głogu do dziś tam rosnącego. Dzieci uczęszczały do pensjonatu prowadzonego przez siostry zakonne nieopodal tego wiaduktu, bo objawienia miały miejsce na terenie należącym do sióstr. Kiedy widzący Maryję poinformowali siostry o tym, Kogo widzieli, one zamknęły ogród wokół pensjonatu, by zapobiec sensacjom. Chodziło o utrudnienie dzieciom przybywania na odpowiednią porę w to samo miejsce. Matka Najświętsza powiedziała im, że przychodzi jako Dziewica Niepokalanie Poczęta, Matka Boga, Królowa Nieba. Prosiła o wybudowanie w tym miejscu kaplicy, by mogli przybywać pielgrzymi. Co roku 22 sierpnia odbywa się do Beauraing piesza pielgrzymka międzynarodowa. Matka ukazując się przypominała o modlitwie. „Módlcie się dużo, módlcie się zawsze!” - mówiła. Obiecała „Ja nawrócę grzeszników”. I rzeczywiście mają miejsce tam Nr 4 (184) od samego początku liczne nawrócenia i uzdrowienia. Ostatnie pytanie Maryi, „Czy kochacie Mojego Syna?”, wskazywało na Jej rolę w doprowadzaniu nas do Jezusa. Następne pytanie i zarazem prośba brzmiała: „Czy kochacie Mnie? A więc poświęćcie się dla Mnie!” W jednym z ostatnich spotkań, gdy dzieciom powierzane były indywidualne tajemnice, jedna z dziewcząt zobaczyła spod uchylonego płaszcza złote serce Maryi i z niego bijące promienie. Dlatego tę Matkę Najświętszą nazywają Maryją ze złotym sercem i tak ją przedstawiają. Objawienia w Beauraing zostały uznane przez Kościół już w 1949 roku. Matka do swoich dzieci przychodziła i po dziś dzień przychodzi, gdy ma się coś wielkiego i przeważnie strasznego wydarzyć. Uznane przez Kościół objawienia prywatne w XX wieku poprzedzały ważne i tragiczne wydarzenia. W Fatimie Matka Boża ukazała się podczas I wojny świato- Na Górce wej, na kilka miesięcy przed wybuchem rewolucji październikowej w Rosji. W dwóch belgijskich miejscowościach: Beauraing i Banneux, objawiała się na przełomie 1932 i 1933 roku, na kilka miesięcy przed dojściem do władzy w Niemczech Adolfa Hitlera. W Europie źle się wtedy działo. Koniec 1932 roku w ogóle nie był dla Europy pomyślny. Kontynent od trzech lat był pogrążony w głębokim kryzysie ekonomicznym. We Włoszech rządzili już faszyści, w ZSRR Stalin zaostrzał represje. W innych krajach demokracja była coraz słabsza, malała też religijność. Górę brały antydemokratyczne i antyreligijne partie komunistyczne i faszystowskie. W najbliższych latach miało być coraz gorzej, mimo że kryzys ekonomiczny został przezwyciężony. W tym kontekście można rozumieć objawienia w Belgii jako kontynuację Fatimy. W 1985 roku Jan Paweł II odwiedził Święto Podwyższenia Krzyża w naszej Parafii W Święto Podwyższenia Krzyża w naszej Parafii uroczystej Eucharystii – sumie odpustowej przewodniczył ks. Tadeusz Szarek obchodzący w tym roku 50-lecie święceń kapłańskich, a kazanie wygłosił ks. dr Emil Furtak – również jubilat, 25-lecie kapłaństwa. fot. B.Grabowska Każdego roku 14 września nasza Święta Matka Kościół ukazuje nam krzyż, w którym jest nasze zbawienie, życie i zmartwychwstanie. Do roku 1960 „drzewo krzyża” w czasie roku liturgicznego było czczone dwukrotnie (oczywiście poza liturgią wielkopiątkową). Pierwsze święto 19 października 2014 fot. B.Grabowska Maryję ze złotym sercem w dniu swoich urodzin i modlił się pod Jej białą figurą wśród krzaku głogu. bg przypadało na dzień 3 maja (Inventio Sanctissimus Crucis – Znalezienie Krzyża Świętego), a drugie na dzień 14 września (Exultationis Sanctae Crucis – Podwyższenie Krzyża Świętego). Daty te miały swój początek w dwóch bardzo istotnych wydarzeniach historycznych. Data 14 września wiąże się z odnalezieniem relikwii Krzyża św. Krzyż, na którym umarł Chrystus, został po Jego śmierci wrzucony do nieużywanej cysterny czyli potężnego zbiornika wydrążonego w skale u stóp Golgoty, służącego do przechowywania deszczówki. Z „Historii Kościoła” napisanej przez Sokratesa Scholastyka żyjącego IV/V w. dowiadujemy się, że Apostołowie i pierwsi chrześcijanie w gminie jerozolimskiej otaczali kultem miejsce, w którym Jezus został ukrzyżowany, a zwłaszcza Jego grób. Pomimo zniszczenia Jerozolimy przez wojska cesarza Tytusa w roku 70, kult ten trwał nadal, aż do wybuchu w 131 r. drugiego powstania żydowskiego. W 135 r. Jerozolima została zdobyta przez Rzymian, a powstanie żydowskie zdławione. Gmina chrześcijańska ze względu na swoje pochodzenie i skład etniczny musiała opuścić Jerozolimę, gdyż Rzymianie nie odróżniali 13 19 października 2014 chrześcijan od żydów, którym nakazano opuścić miasto. Na gruzach świętego miasta cesarz Hadrian założył nowe, z układem urbanistycznym typowym dla miasta rzymskiego, które nazwał Aelia Capitolina. Na rozkaz cesarza miejsce kultu żydowskiego zostało zamienione w centrum kultu pogańskiego. Również miejsce ukrzyżowania Chrystusa i Boży Grób zostały przekształcone na ośrodki pogańskiego kultu. Na wzniesieniu Golgoty Rzymianie zbudowali Forum i Kapitol z posągami bóstw – w miejscu Grobu Chrystusa stanął posąg Jowisza, natomiast na Golgocie statua Wenery. Po przyznaniu chrześcijanom w 313 r. przez cesarza Konstantyna Wielkiego pełnej wolności religijnej, wierzący w Chrystusa przystąpili do odszukania krzyża oraz miejsc, gdzie umarł i zmartwychwstał Jezus. Jednym ze świadectw odszukania Krzyża Świętego jest wspomniane już dzieło Sokratesa Scholastyka. Scholastyk podaje w nim wiadomości o pielgrzymce cesarzowej Heleny do Ziemi św. w 325 r. W relacji tej przedstawia wydarzenia związane z odnalezieniem przez św. Helenę nie tylko Golgoty lecz także krzyży, do których przybici byli Jezus i dwaj łotrowie: Scholastyk tak pisze: (...) „Matka cesarza dowiedziała się o tym wszystkim. Kiedy więc kazała usunąć posąg bóstwa, wybrać ziemię z tego miejsca i oczyścić je z nawarstwień, znajduje trzy krzyże w grobie: jeden najświętszy, na którym rozpięto kiedyś Chrystusa, dwa inne natomiast - na których zmarli ukrzyżowani z nim łotrowie. Równocześnie znaleziono także tabliczkę Piłata, na której obwieścił on w różnych językach i za pośrednictwem różnych alfabetów, że ukrzyżowany Chrystus był królem żydowskim. A ponieważ nie było pewności co do tego, który ze znalezionych krzyży jest poszukiwanym Krzyżem, nie byle jakie zmartwienie przeżywała matka cesarza. Wkrótce jednak usuwa powody smutku biskup Jerozolimy, noszący imię Makary. Rozprasza on wątpliwości, idąc za światłem wiary. Prosi bowiem Boga o znak i otrzymuje go. A znak ten był taki: pewna kobieta, jedna z mieszczanek Konstantynopola, od dawna ciężką złożona chorobą, bliska już była śmierci. Rozkazał tedy biskup, 14 Na Górce by do łoża umierającej przyniesiono kolejno każdy z trzech krzyży: wierzył on niezłomnie, że kobieta wyzdrowieje, jeśli dotknie świętego Krzyża. I nie zawiódł się w swej nadziei. Kiedy bowiem przynoszono jeden po drugim krzyże, nie będące drzewem Męki Pańskiej, kobieta w dalszym ciągu bliska była śmierci, tak jak i poprzednio. Skoro jednak wniesiono trzeci krzyż, ten prawdziwy, umierająca natychmiast nabrała sił i całkowicie wróciła do zdrowia. W ten sposób odnalezione zostało drzewo Krzyża Świętego”. Największą część relikwii Krzyża Świętego cesarzowa Helena przekazała do Bazyliki Bożego Grobu w Jerozolimie, drugi fragment przesłała do Konstantynopola, a trzecią część przywiozła do Rzymu wraz z innymi relikwiami Męki Pańskiej oraz ziemią z Golgoty. W dziesiątą rocznicę odnalezienia krzyża, dnia 13 września 335 roku poświęcono Kościół Bożego Grobu – Martyrium oraz Kościół Zmartwychwstania Chrystusa – Anastasis. Następnego zaś dnia w Bazylice Martyrium po raz pierwszy pokazano wiernym drzewo krzyża, by mogli mu oddać cześć. Po rozpowszechnieniu się relikwii krzyża po świecie na wzór Jerozolimy, a później i Rzymu, zaczęto dzień ten corocznie świętować w całym Kościele. W niektórych kręgach modne stało się podważanie prawdziwości relikwii Krzyża św. przy pomocy argumentu wymyślonego przez Erazma z Rotterdamu, który twierdził, że: „nawet okręt handlowy nie wystarczyłby, żeby zgromadzić w jednym miejscu wszystkie części Krzyża naszego Pana, pokazywane w niezliczonych miejscach”. Nr 4 (184) By obalić ten argument, francuski badacz Charles Rohault de Fleury obliczył, że całkowita objętość drewna (sosny czarnej) zużytego do wykonania krzyża wynosiła 36 000 cm3 a objętość wszystkich znanych relikwii Krzyża św. wynosi zaledwie 4000 cm3 czyli 1/9 objętości krzyża, na którym umarł Pan Jezus. Z punktu widzenia naukowego wszelkie obawy co do autentyczności znaleziska rozwiewają współczesne badania fragmentu wspomnianej drewnianej tabliczki z wypisaną winą skazańca, która jest przechowywana w bazylice Santa Croce in Gerusalemme w Rzymie. W 1997 roku niemiecki historyk Michael Hesemann dał do zbadania tę inskrypcję najwybitniejszym paleografom izraelskim, nie mówiąc jednak skąd ona pochodzi i wszyscy, pracując niezależnie, zgodnie stwierdzili, że inskrypcja ta nie może być podróbką i najprawdopodobniej pochodzi z I w. Data 3 maja z kolei związana była z odzyskaniem krzyża przez cesarza Herakliusza. W 614 roku Palestyna została zdobyta przez wojska perskie pod wodzą Chosroesa II. Persowie spalili wszystkie kościoły w Jerozolimie, zamordowali ponad 26 tys. chrześcijan a 35 tys. wzięli w niewolę oraz wywieźli z miasta srebrną skrzynię z relikwiami Drzewa Krzyża Świętego. To wydarzenie zintensyfikowało kult utraconej relikwii Krzyża świętego w całym ówczesnym chrześcijańskim świecie. Lata te, to czas nieustannych rozważań i modlitw związanych z Krzyżem i jego odzyskaniem. W 622 r. cesarz Herakliusz wyruszył z Konstantynopola przeciw Persom i 3 maja 628 r. odzyskał cenne relikwie, który następnie uroczyście sam wniósł do Jerozolimy, wchodząc do niej przez Bramę Złotą. Legenda podaje, że cesarz niosący Krzyż ubrany był w drogocenne szaty, ale jakaś tajemna moc nie pozwalała mu wejść do miasta. Dopiero pouczony przez biskupa Jerozolimy Zachariasza zdjął bogaty strój i boso wniósł relikwie Krzyża św. aż do odbudowywanej po zniszczeniu Bazyliki Bożego Grobu. Z powyższego przedstawienia wydarzeń leżących u podstaw dzisiejszego święta wynika, że łączy je fakt odnalezienia i odzyskania Krzyża św. Podjęte działania zmierzające do odzyskania relikwii Krzy- Nr 4 (184) ża św. inspirowane głęboką pobożnością wymagały wielkiego nakładu sił i środków. Ponieważ poszukującym nie zabrakło ani środków, ani determinacji, osiągnęli zamierzony cel. Moi Drodzy, podobnie jak cesarzowa Helena miała sen, który zainspirował ją do poszukiwania Krzyża św. i ja miałem sen-marzenie. Otóż śniło mi się, że my wszyscy dziś tu obecni, będziemy szczęśliwymi znalazcami Krzyża św. tak jak cesarzowa św. Helena i jak cesarz Herakliusz. Śniłem, że i my odnajdziemy i odzyskamy, już nie tyle święte relikwie, co najpełniejszy sens znaku krzyża w naszym życiu. A mówiąc o znaku krzyża, mam na myśli jedynie gest. Ten gest znaku krzyża, którym zostały opieczętowane nasze czoła w sakramencie chrztu św. i który był naszą pierwszą modlitwą, którą uczyły nas nasze mamy, cierpliwie pomagając nam kreślić znak krzyża naszą dziecinną rączką. Miałem sen-marzenie, że od dziś każdy wykonywany przez nas gest znaku krzyża, będzie świętem jego podwyższenia, że data 14-ty września będzie upamiętniać nie tylko historyczne odnalezienie relikwii Krzyża św., ale również nasze osobiste jego odzyskanie. Sen piękny ale co zrobić, by stał się rzeczywistością? Aby spełnił się ten sen, tak jak sen cesarzowej Heleny, nie może i nam zabraknąć determinacji i konsekwencji, jaką mieli ci, którzy poszukiwali relikwii Krzyża św. a później odzyskali je z rąk nieprzyjaciół. Nasze odkrywanie Krzyża musimy rozpocząć od przypomnienia sobie, że czyniąc znak krzyża, wspominamy nasz chrzest, to, że jesteśmy własnością Boga oraz fakt, iż wszelkim naszym poczynaniom życiowym towarzyszy błogosławieństwo krzyża. Tak pisał o tym Tertulian już w 211 roku: „Gdy coś zaczynamy i gdy już coś robimy, na początku i na końcu, w czasie ubierania się i nakładania butów, przed kąpielą, gdy podchodzimy do stołu, gdy zapalamy świece, gdy udajemy się na spoczynek lub siadamy na krześle, w czasie codziennej krzątaniny kreślimy na czole znak krzyża”. Dalej musimy mieć świadomość, że każde przeżegnanie się stanowi wyznanie wiary w Chrystusa. Ojcowie Kościoła podkreślali, że krzyż jest symbolem, w którym Na Górce streszczają się najistotniejsze prawdy wiary chrześcijańskiej. Św. Jan Damasceński, siedmiowieczny doktor Kościoła pisze: „Krzyż Pana naszego Jezusa Chrystusa, a nie cokolwiek innego, zwyciężył śmierć, zgładził grzech praojca, pokonał piekło, darował nam zmartwychwstanie, udzielił siły do wzniesienia się ponad doczesność i ponad samą śmierć, zgotował powrót do dawnej szczęśliwości, otworzył bramy raju, umieścił naturę naszą po prawicy Boga, uczynił nas Jego dziećmi i dziedzicami”. Cyryl Jerozolimski żyjący w IV w. pouczał zaś w swoich katechezach: „Nie wstydźmy się wyznać Ukrzyżowanego! Ufnie uczyńmy znak krzyża palcami na czole i na wszystkim, na chlebie, który spożywamy, na kielichu, który pijemy, przy wejściu i wyjściu, przed snem kładąc się na spoczynek, przy wstawaniu, chodzeniu i spoczynku! Jest on wielką obroną. Od Boga jest dany jako łaska. Krzyż jest znakiem wierzących, postrachem szatanów”. Następnie musimy pamiętać, że przeżegnanie się nie może być pustym gestem, ale musi wyrażać prawdę naszego serca. Jan Chryzostom, również wielki święty z IV w., napominał chrześcijan, by znak krzyża nie był tylko gestem niejako zewnętrznym, lecz by żegnali się także w duchu: „Gdy tylko żegnasz się znakiem krzyża, weź sobie do serca wszystko, co jest w krzyżu; stłum gniew i wszelkie pozostałe namiętności! Gdy się żegnasz, wypełnij swoje czoło wielką ufnością, uczyń swoją duszę wolną! (...) Nie powinno się jednak czynić znaku krzyża tak po prostu - jednym palcem, lecz najpierw sercem, pełnym najgłębszej wiary. Gdy w ten sposób kreślisz go na swoim czole, nie zbliży się do ciebie żaden nieczysty duch, ponieważ widzi broń, która go rani, miecz, który zadał mu cios śmiertelny”. Wreszcie gest znaku krzyża jest wyrazem gotowości i zobowiązaniem, by wziąć swój własny krzyż i pójść za Chrystusem. Dźwigać krzyż oznacza przede przyjąć i mężnie realizować to, czego w życiu żąda od nas Bóg, jak również uczyć się nowej mądrości i cnoty przyniesionych przez krzyż. Wspomniany już Chryzostom wzywa chrześcijan, by żyjąc nieśli swój krzyż: „Czyż Twój Pan nie został przybity do drzewa krzyża? Naśladuj Pana w inny sposób! (…) Ukrzy- 19 października 2014 żuj się sam, nawet wtedy, gdy nikt nie karze cię śmiercią krzyżową. Ukrzyżuj się sam, nie po to, by się - broń Boże - samemu zabić, to byłoby czynem bezbożnym, lecz jak mówi Paweł: świat stał się ukrzyżowany dla mnie, a ja dla świata (Ga 6, 14). Gdy kochasz swojego Pana, umieraj tą samą śmiercią co On!” Gest znaku krzyża w starożytności kreślony był na czole. Zwyczaj ten sięga swoimi korzeniami już pierwszego wieku. Według Chryzostoma czoło jest najszlachetniejszą częścią ludzkiego ciała: „Bowiem ten znak wszyscy bezustannie czynią na najszlachetniejszej części swojego ciała i codziennie noszą go na czole jak na kolumnie”. W starożytności istniał również zwyczaj kreślenia krzyża kciukiem na czole, ustach i piersiach, który oznacza, że nasze myśli, słowa i uczucia naznaczone są miłością Jezusa. Dopiero w Średniowieczu upowszechnił się zwyczaj żegnania się całą dłoń od czoła do brzucha, a potem od lewego ramienia ku prawemu. Gestem tym wyrażamy wiarę w to, że jako ludzie stworzeni jesteśmy na kształt krzyża, że tylko Chrystus może połączyć wszystkie sprzeczności naszej ludzkiej natury. Czoło jest symbolem myślenia, brzuch siły witalnej i seksualności, lewe ramię symbolizuje to, co nieświadome, prawe - to, co świadome. Jako ludzie zostaliśmy uformowani na kształt krzyża i czyniąc jego znak przyznajemy się do tego. Równocześnie wyrażamy naszą wiarę, iż wszystko, co jest w nas, jest naznaczone, pobłogosławione i przemienione przez ukrzyżowaną miłość Boga. Moi Drodzy, zakończmy nasze rozważania słowami Romano Guardiniego, wielkiego dwudziestowiecznego teologa i liturgisty, który zachęca: „Czyniąc znak krzyża, czyń go starannie. Nie taki zniekształcony, pośpieszny, który nie wiadomo, co oznacza. Czyń powoli duży, staranny znak krzyża: od czoła do piersi, od jednego ramienia do drugiego, czując, jak on cię całego ogarnia. Staraj się skupić wszystkie swoje myśli i zawrzyj całą siłę swojego uczucia w tym geście kreślenia krzyża...”. Niech zatem każde nasze przeżegnanie się będzie świętem Podwyższenia Krzyża. Amen. 15 19 października 2014 Rocznice i jubileusze „...bo to będzie dla was jubileusz, to będzie dla was rzecz święta.” Kpł 25,12 Czytając Stary Testament można natknąć się w Księdze Kapłańskiej na szczegółowy opis świętowania Roku Szabatowego i Roku Jubileuszowego. Jasno z tego wynika, że radosne świętowanie kolejnych rocznic czy jubileuszy to nie jest coś wymyślone przez człowieka, ale jest to jeden z darów jaki człowiek otrzymał od Boga. I dobrze gdy człowiek umie z tego daru skorzystać, bo radosne świętowanie to oddawanie chwały należnej Bogu za czas, który nam dał do wypełnienia naszego powołania. I choć przepisy te zawarte są w Księdze Kapłańskiej, to przecież odnoszą się do całego narodu wybranego. 16 Na Górce Rok bieżący 2014 jest w naszej parafii pod tym względem wyjątkowy - rocznica konsekracji kościoła, okrągłe rocznice święceń kapłańskich: czterdziesta, dwudziesta, dziesiąta. Uroczyście obchodziliśmy to w maju - dostojna liturgia, okolicznościowe kazanie, życzenia. Wrześniowy odpust parafialny na Podwyższenie Krzyża Świętego też pełen był jubileuszowych odniesień. Głównym celebransem Sumy odpustowej był kapłan, który w tym roku obchodzi 50 rocznicę kapłaństwa, a kaznodzieją jest kapłan z 25 letnim kapłańskim stażem, co tak wyraźnie było podkreślane. Cieszymy się razem z nimi. Pamiętamy o nich i wraz z kapłanami staramy się, na ile możemy, brać udział w tym świętowaniu. Wszak jesteśmy sobie nawzajem potrzebni. Kapłani przecież wywodzą się z rodzin, bo kapłaństwo rodzi się właśnie w rodzinie i ustanawiani są po to, by służyć rodzinom. Sakramentu małżeństwa udzielają sobie nawzajem narzeczeni w obecności kapłana, który to małżeństwo potwierdza i błogosławi. Jakże cenne jest dla Nr 4 (184) nas, małżonków, to kapłańskie błogosławieństwo. To i każde błogosławieństwo. Tym bardziej specjalne błogosławieństwo udzielane przy okazji na przykład małżeńskich rocznic czy jubileuszy. Dlatego właśnie wydaje nam się, że Msza Święta, o którą proszą, przeżywający swój jubileusz małżonkowie, mogłaby mieć bardziej świąteczny charakter. Jest wiele przykładów wspaniałych uroczystości z tym związanych i naprawdę radosnego świętowania. Sami w naszych wspomnieniach mamy przykłady świętowania naszych dziadków i rodziców. Ale mamy też wspomnienia, gdy tak naprawdę niewiele było potrzeba, by Msza Święta z okazji małżeńskich rocznic różniła się od innych sprawowanych codziennie w naszym kościele. Wprowadzenie w liturgię, króciutka homilia okolicznościowa, odpowiednie modlitwy i błogosławieństwo dla jubilatów, może Komunia Święta pod dwoma postaciami dla przeżywających swój jubileusz małżonków. Dodatkowym przeżyciem może być odnowienie z tej okazji przyrzeczeń małżeńskich. Naprawdę niewiele, a jakże inne przeżycia dla jubilatów, rodziny, świadectwo dla innych uczestników liturgii. Bo teraz tak bardzo potrzeba nam świadectwa. W tym tak nagle i tak bardzo zmieniającym się świecie, gdzie tak łatwo odrzuca się tradycyjne wartości, gdzie małżeństwa zawierane są coraz później albo pozostaje się w związkach nieformalnych, niesakramentalnych, potrzeba nam świadectwa. Świadectwa, że można wytrwać w powołaniu do małżeństwa przez te kilkadziesiąt lat i być radosnym i z radością dziękować za to Bogu. W naszej parafii podejmujemy modlitwę za małżeństwa niesakramentalne. I dobrze, cenna to inicjatywa, bo każdy z nas potrzebuje dużo modlitwy. Tym bardziej więc, może uroczyściej obchodzone świętowanie jubileuszy małżeńskich, będzie dla nich świadectwem i stanie się zachętą do pozytywnego załatwienia swych spraw z Panem Bogiem. (M. i B.) Nr 4 (184) Na Górce ŚDM – potrzebna modlitwa! Światowe Dni Młodzieży odbędą się w dn. 26-31 lipca 2016 r. w Krakowie. Hasłem spotkania będą słowa z Ewangelii św. Mateusza: Błogosławieni miłosierni, albowiem oni miłosierdzia dostąpią. Od kilku miesięcy w naszym mieście trwają przygotowania do tego wydarzenia. Symbolami ŚDM jest Krzyż Roku Świętego i ikona Matki Bożej Salus Populi Romani. Krzyż Roku Świętego, zwany także Krzyżem Młodych, towarzyszy spotkaniom od początku, czyli od 1984 roku. Podarował go młodzieży 22 kwietnia w Niedzielę Zmartwychwstania Pańskiego św. Jan Paweł II. Na Krzyżu widnieje napis: „Nieście go po całej ziemi jako znak miłości Pana Jezusa do całej ludzkości i głoście wszystkim, że zbawienie i odkupienie jest tylko w Chrystusie umarłym i zmartwychwstałym”. Od 2003 roku świadkiem ŚDM jest także kopia ikony Matki Bożej Salus Populi Romani, Opiekunki Ludu Rzymskiego, czczonej w Capella Paolina w bazylice Matki Bożej Większej w Rzymie. W ikonografii obrazowi tego typu nadawana jest nazwa „Hodogetria”, co oznacza „Przewodniczkę Drogi”. Pan Jezus spoczywa na lewym ramieniu Maryi i wzrok ma skierowany w Jej kierunku. Matka Boża patrzy na ludzi, którym Jezus błogosławi lekko uniesioną dłonią. Najświętszej Maryi Pannie wyrażonej w tej ikonie tradycja przypisuje wstawiennictwo w cudownych ocaleniach Rzymu, m.in. od zarazy podczas pontyfikatu św. Grzegorza Wielkiego w X w. Przed Opiekunką Ludu Rzymskiego modlił się także papież Paweł VI, który ogłosił 19 października 2014 Maryję Matką Kościoła. Ikona została ukoronowana przez papieży: Klemensa VIII (w l. 1592-1605), Grzegorza XVI (15 sierpnia 1838 r.), oraz Piusa XII (1 listopada 1954 r. w Roku Maryjnym, w stulecie przyjęcia dogmatu o Niepokalanym Poczęciu). Koronacje papieskie są wyrazem czci dla Maryi za Jej udział we Wcieleniu Chrystusa. Światowe Dni Młodzieży są przedsięwzięciem ogromnym, wymagającym nie tylko dobrej organizacji, logistyki i kreatywności, ale przede wszystkim jedności. Organizatorom i wolontariuszom potrzebna jest bardzo nasza modlitwa. To zawsze możemy dla nich zrobić! W naszej parafii znajdują się miniatury symboli ŚDM, które każdy z nas może zabrać do domu na jedną, albo dwie doby. Możemy wtedy przed nimi pomodlić się w intencji młodych. Niech to będzie nasz wkład w życie Kościoła. Chęć zabrania do domu miniatur należy zgłosić przed Mszą Świętą w zakrystii. Przekazanie Krzyża i ikony Matki Bożej następuje po Eucharystii. Małgorzata Czekaj 17 19 października 2014 Na Górce Nr 4 (184) Świętych obcowanie: Adam Chmielowski – Brat naszego Boga W jednym z wcześniejszych numerów Na Górce pisałem o Słudze Bożym Janie Tyranowskim – krawcu z Dębnik. Był on jedną z ważniejszych osób, którą na swej drodze do świętości spotkał Jan Paweł II. Przypomnę – Ojciec Święty studiował początkowo polonistykę, pociągała go sztuka: tworzył, pisał, grał w Teatrze Rapsodycznym – tak widział swoje powołanie. Jednak w 1942 roku wybrał inną drogę – wstąpił do tajnego Seminarium Duchownego. Na taką decyzję Ojca Świętego miał wpływ inny wielki człowiek związany z Krakowem – Brat Albert Chmielowski. W książce Dar i Tajemnica, Jan Paweł II napisał: „W dziejach polskiej duchowości św. Brat Albert posiada wyjątkowe miejsce. Dla mnie jego postać miała znaczenie decydujące, ponieważ w okresie mojego własnego odchodzenia od sztuki, od literatury i od teatru, znalazłem w nim szczególne duchowe oparcie i wzór radykalnego wyboru drogi powołania”. *** Adam Chmielowski, urodził się w 1845 roku w Igołomii, w ziemiańskiej rodzinie Brat Albert, zdjęcie z 1915 roku 18 Wojciecha i Józefy z domu Borzysławskiej. Wyjeżdżając z Krakowa przez Nową Hutę w kierunku Sandomierza, przed lotniskiem w Pobiedniku mijamy przystanki: Cło i Komora. Te dziwne nazwy są świadectwem istnienia w tym miejscu granicy między zaborami, zresztą i dziś tutaj przebiega granica miasta Krakowa. Igołomia leżąca cztery kilometry dalej znajdowała się już we władaniu Cara Rosji, a nie Cesarza Austrii. Po śmierci ojca (1853) rodzina Chmielowskich przeprowadza się do Warszawy. Adam uczy się najpierw w Korpusie Kadetów w Petersburgu, potem w Warszawie, zaś po śmierci matki (1859) w Instytucie Politechnicznym i Rolniczo-Leśnym w Nowej Aleksandrii (obecnie Puławy). Naukę przerywa wybuch Powstania Styczniowego, Adam Chmielowski bierze udział w walkach, trafia do niewoli austriackiej, z której ucieka. Wraca do oddziałów powstańczych, w bitwie z Rosjanami pod Mełchowem zostaje ranny i ponownie trafia do niewoli, tym razem rosyjskiej. Postrzał otrzymany w lewą nogę jest tak poważny, że konieczna jest amputacja kończyny, którą przeprowadzono w prymitywnych warunkach, bez znieczulenia. Po upadku powstania, staraniem rodziny wydostaje się z niewoli i aby uniknąć zesłania, wyjeżdża do Paryża. W 1864 roku ogłoszono amnestię, Adam wraca do kraju, podejmuje studia malarskie w Warszawie, które jednak zmuszony jest przerwać. Ponownie wyjeżdża za granicę najpierw do Gandawy w Belgii, potem Paryża, w końcu do Monachium gdzie w 1870 został oficjalnie przyjęty w poczet studentów Królewskiej Akademii Sztuk Pięknych. Monachijska Akademia Sztuk była w XIX wieku najważniejszą uczelnią artystyczną Europy. Większość wielkich polskich malarzy tego okresu, również studiowała w jej progach: Matejko, Maksymilian i Aleksander Gierymscy, Józef Brandt, Wojciech Kossak, Leon Wyczółkowski, Walery Eljasz-Radzikowski, czy Stanisław Witkiewicz. Adam Chmielowski związał się tam z kręgami polskiej kolonii artystycznej, szczególnie przyjaźnił się z braćmi Gierymskimi i Józefem Brandtem. Postrzegany był zarówno jako utalentowany malarz, jak i autorytet w zakresie teorii sztuki. W 1874 Adam Chmielowski powrócił do kraju, początkowo zamieszkał w Krakowie. Rok później przeniósł się do Warszawy, gdzie wspólnie ze Stanisławem Witkiewiczem i Józefem Chełmońskim tworzył w pracowni malarskiej w Hotelu Europejskim. Bywał w salonie artystyczno-literackim Heleny Modrzejewskiej, uczestniczył w wystawach, publikował prace z zakresu estetyki. W 1879 przeniósł się do Lwowa, gdzie mieszkał wspólnie z innym wybitnym malarzem – Leonem Wyczółkowskim. Środowisko artystyczne nie dawało mu jednak radości. Jego serce drążył głęboki niepokój i pytanie o sens życia, o zbawienie. Pragnąc zaspokoić aspiracje swej duszy zdecydował się na życie zakonne. Nie wiemy, kiedy pojawiło się w przyszłym świętym to powołanie, czy miała na nie wpływ śmierć bliskiego przyjaciela, malarza Maksymiliana Gierymskiego, czy może odrzucenie przez rodzinę Siemieńskich – rozdzielające go od ukochanej, czy może fascynacja dziełem i życiem renesansowego mistrza Fra Angelica, który także wstąpił do zakonu? Zapewne decyzja narastała latami. W 1880 roku Chmielowski odbywa rekolekcje u jezuitów w Tarnopolu, a po nich (mając 35 lat) rozpoczyna nowicjat w klasztorze jezuitów w Starej Wsi koło Brzozowa na Podkarpaciu. Niestety kilkumiesięczny pobyt w zakonie kończy się dla niego katastrofą. Adam Chmielowski zostaje usunięty z nowicjatu, jako przyczynę zapisano: choroba, zaburzenia umysłowe. W stanie poważnej depresji, Adam trafia do szpitala psychiatrycznego w Kulparkowie pod Lwowem. Nr 4 (184) Po pewnym czasie, wobec braku poprawy, brat Stanisław zabiera go ze szpitala do swojego majątku w Kudryńcach nad Zbruczem. Depresja przybierała na sile, krewna Chmielowskiego wspominała ówczesnego Adama: „pogrążony w smutku, całymi dniami siedział w swoim pokoiku milczący, przygnębiony, nie przyjmując pokarmu ani napoju, zanurzony w strasznym cierpieniu wewnętrznym”. Po latach, już jako Brat Albert opisywał swój stan: „byłem przytomny, nie postradałem zmysłów, ale przechodziłem okropne męki i katusze, i skrupuły najstraszliwsze”. Z depresji Adama Chmielowskiego wybawiło spotkanie z ks. Pogorzelskim, który przekonał chorego, iż miłosierdzie Boże jest nieograniczone, a dzięki sakramentowi pokuty, odnalazł wewnętrzną równowagę. Ksiądz Pogorzelski polecił Chmielowskiemu pisma św. Jana od Krzyża, który pisał o „nocy ciemnej”, jaką przejść musi dusza w drodze do „żywego płomienia miłości Bożej”. Noc ciemna – choroby i cierpienia duchowego – wypaliła wnętrze Świętego z pragnienia sławy własnej, uwrażliwiła na bliźnich, zwłaszcza tych najbiedniejszych. Adam Chmielowski zapatrzony w św. Franciszka z Asyżu, porzuca malarstwo, aby służyć „Pani Biedzie”. *** Po przeprowadzce w 1884 roku do Krakowa przyjmuje habit III Zakonu św. Franciszka, zaczyna posługę wśród bezdomnych i biednych. 25 sierpnia 1888 roku złożył na ręce biskupa Dunajewskiego śluby zakonne, dzień ten jest uważany za początek zakonu Braci Albertynów. W liście do rodziny napisał: Obiit Adamus Chmielowski, natus est frater Albertus (Umarł Adam Chmielowski, narodził się brat Albert). Początkowo pomagał ubogim w swoim mieszkaniu, w 1888 przejął od miasta zarząd nad tzw. ogrzewalnią miejską, którą potem przekształcił w„przytulisko” – tam zakres udzielanej pomocy był już większy, niż tylko zapewnienie dachu i ciepłego kąta. Okazało się, że charyzmat Brata Alberta i dzieło jakiego się podjął pociągało i inne wrażliwe dusze, szybko skupiła się wokół niego grupa Na Górce braci – zaczątek zakonu Albertynów. W 1891 roku, dla opieki nad kobietami, powstała żeńska gałąź zakonu – Albertynki. Pierwszą przełożoną została Bernardyna Jabłońska, beatyfikowana przez Jana Pawła II w 1997 roku podczas pamiętnej mszy w Zakopanem. Nie mając nic, stając się biednym, by móc pracować z biednymi, Brat Albert znany jest jako wielki jałmużnik Krakowa. Dawni znajomi, choć nie rozumieli zupełnie przemiany dawnego bywalca salonów, podziwiali go, choć nieraz Chmielowski nachodził ich i niemal wymuszał od nich jałmużną dla swojej biedoty. Dzieło Brata Alberta rozrastało się, powstały przytuliska we Lwowie, Sokalu, Tarnowie, Stanisławowie, Przemyślu, Kielcach, Tarnopolu i Jarosławu. Założył też domy dla bezdomnych dzieci i młodzieży, zakłady dla kalek, starców i nieuleczalnie chorych, otoczył opieką szpitale wojskowe i epidemiczne w czasie pierwszej wojny światowej. Ponieważ wiedział, że Bracia muszą mieć solidną formację duchową, zorganizował pustelnie, z których obecnie najbardziej znana jest pustelnia Sióstr Albertynek na Kalatówkach. Po 28 latach życia poświęconego posłudze ubogim, na zaledwie 5 dni przed śmiercią trafia do szpitala, gdzie stwierdzono u niego raka żołądka. Umiera w Boże Narodzenie 1916 roku. Jego pogrzeb na Cmentarzu Rakowickim zgromadził rzesze mieszkańców Krakowa, był wielkim hołdem złożonym zmarłemu w opinii świętości Adamowi Chmielowskiemu. *** Ojciec Święty Jan Paweł II był zafascynowany postacią Brata Alberta, w latach 1944 – 1950 napisał sztukę Brat naszego Boga. W sztuce tej pojawia się, aktualna i dziś kwestia, czy nie lepiej zamiast okazywać miłosierdzie i czasowo tylko poprawić egzystencję ludzi wyrzuconych na margines, dokonać zmiany systemowej – wzniecić bunt przeciwko bogatym, rozpocząć rewolucję, która radykalnie poprawi los ubogich. Zarówno Jan Paweł II, jak i Brat Albert 19 października 2014 uważali, że jakakolwiek rewolucja nic nie zmieni, jeśli u jej podstaw nie będzie miłosierdzia. Słowa te skierowane były przeciwko marksistowskiej wizji świata, gdzie Chrystusową miłość bliźniego, próbowano zastąpić koncepcją walki klas. Z perspektywy czasu widzimy, że komunizm nie rozwiązał i nie rozwiązuje problemów nierówności społecznych. Katolicka nauka społeczna, do której rozwoju w znaczący sposób przyczynił się między innymi nasz Papież, przypomina nam o potrzebie solidarności i wzajemnej odpowiedzialności: bogatych za biedniejszych, państwa za los obywateli. O tej odpowiedzialności za bliźniego, o słowach Chrystusa: „cokolwiek uczyniliście jednemu z tych braci Moich najmniejszych, mnieście uczynili”, musimy ciągle pamiętać, stale sobie przypominać i to nie tylko w Wielkim Poście. Na koniec raz jeszcze oddam głos św. Janowi Pawłowi, który we wspomnianej książce Dar i Tajemnica pisze: „Jedną z największych moich radości jest to, że mogłem już jako Papież wynieść krakowskiego Biedaczynę w szarym habicie do chwały ołtarzy, naprzód przez beatyfikację w czasie podróży do Polski w 1983 r., na Błoniach Krakowskich, a z kolei poprzez kanonizację w Rzymie, w listopadzie pamiętnego roku 1989 (...) spłacając w ten sposób szczególny dług wdzięczności, jaki wobec niego zaciągnąłem”. Doczesne szczątki Świętego Brata Alberta znajdują się w kościele Sióstr Albertynek na Prądniku Czerwonym przy ulicy Woronicza. Tam możemy również zobaczyć obraz, może najlepszy jaki namalował Chmielowski – Ecce Homo (Oto Człowiek), ubiczowany Jezus w purpurowym płaszczu i w koronie cierniowej. Roman Kurdybowicz 19 19 października 2014 Na Górce Nr 4 (184) Witajcie Kochani! W zdrowym ciele, zdrowy duch. Karol już jako dziecko odznaczał się niespożytą energią. Był bardzo zdolny, więc lekcje odrabiał szybko i co tchu pędził na podwórko. Kochał grać w piłkę i naprawdę był w tym dobry – o takim bramkarzu jak on marzyła każda drużyna. Kiedy robiło się ciepło, chodził z kolegami nad Skawę i urządzali zawody pływackie. Już jako kapłan z radością dawał się namawiać na wyprawy rowerowe czy kajakowe, ale jego największą pasją była turystyka piesza. W gronie przyjaciół przewędrował niemal wszystkie pasma górskie w Polsce. Mówił, że góry wzywają człowieka do wybierania drogi wiodącej wzwyż – ku Bogu. Bardzo często rozmawiał z kimś na szlaku, ale czasem prosił o chwilę milczenia, aby w ciszy pomedytować i napatrzeć się na ubrane w zieleń górskie zbocza. To właśnie w górach narodziło się jego nowe imię – Wujek. Tak nazywali go studenci, którzy do końca życia pozostali jego przyjaciółmi. Kiedy odwiedzali Jerzy i Danuta Ciesielscy. Na pierwszym planie ksiądz Karol Wojtyła (Radew 1965) 20 Jerzy Ciesielski na wakacjach w Bystrej Podhalańskiej w 1964r. z dziećmi Marysią, Piotrusiem oraz Adamem i Karolem Życzkowskimi go w Watykanie, nieraz wspominali Msze święte odprawiane pod gołym niebem, wspólnie śpiewane piosenki i niekończące się rozmowy przy ognisku. Niestety nie było już wtedy pośród nich tego, którego Ojciec Święty cenił w sposób szczególny – świetnego studenta, a później pracownika Politechniki Krakowskiej, zapalonego sportowca i sprawdzonego przyjaciela, Jerzego Ciesielskiego. To on organizował wyjazdy na narty (zimą ) i rowery (latem), uczył wszystkich, jak się pływa kajakiem, urządzał mecze siatkówki i wyprawy w góry (był absolwentem nie tylko Politechniki Krakowskiej, ale i Studium Wychowania Fizycznego UJ). Do mszy odprawianych pod gołym niebem służył ze skupieniem i radością. Tak też podchodził do wszystkich swych obowiązków – zawodowych, rodzinnych, społecznych. Swoje życie, mocno osadzone na fundamencie wiary, budował z inżynierską precyzją i starannością. - „Był człowiekiem Eucharystii, człowiekiem Słowa Bożego” […], człowiekiem wypełniającym posłannictwo Kościoła w świecie” – mówił kardynał Wojtyła żegnając go na krakowskich Rakowicach. Jego przyjaciel Jerzy (dziś kandydat na ołtarze) przeżył zaledwie 41 lat. Zginął w katastrofie statku wycieczkowego na Nilu wraz z dwójką młodszych dzieci – Piotrusiem i Kasią (sprowadził rodzinę do Sudanu, gdy został wykładowcą na Uniwersytecie w Chartumie). Dla Karola Wojtyły pozostał na zawsze wzorem człowieka świeckiego żyjącego w zgodzie z nauką Chrystusa i promieniejącego Jego pokojem. Ewa Stadtmüller