NR 4 (184) 19 października 2014

Transkrypt

NR 4 (184) 19 października 2014
Nr 4 (184)
Na Górce
19 października 2014
NR 4 (184) 19 października 2014
M.B. Pompejańska obraz w kościele oo. Dominikanów w Krakowie
1
19 października 2014
Modlitwa ŚDM Kraków 2016
Boże, Ojcze Miłosierny,
który objawiłeś swoją miłość w Twoim
Synu Jezusie Chrystusie i wylałeś ją
na nas w Duchu Świętym, Pocieszycielu, Tobie zawierzamy dziś losy świata i
każdego człowieka.
Zawierzamy Ci szczególnie ludzi młodych ze wszystkich narodów, ludów i
języków.
Prowadź ich bezpiecznie po zawiłych
ścieżkach współczesnego świata i daj
im łaskę owocnego przeżycia Światowych Dni Młodzieży w Krakowie.
Ojcze niebieski, uczyń nas świadkami
Twego miłosierdzia. Naucz nieść wiarę
wątpiącym, nadzieję zrezygnowanym,
miłość oziębłym, przebaczenie winnym
i radość smutnym.
Niech iskra miłosiernej miłości, którą
w nas zapaliłeś, stanie się ogniem przemieniającym ludzkie serca i odnawiającym oblicze ziemi.
Maryjo, Matko Miłosierdzia, módl się
za nami.
Święty Janie Pawle II, módl się za
nami.
Na Górce
Nr 4 (184)
Parafia Podwyższenia Krzyża Świętego
w Krakowie Kurdwanowie
ul. Witosa 9, 30-612 Kraków, tel.: 6544569, 6544720
Porządek nabożeństw
Msze św.
W niedziele i święta (1stycznia - św. BOŻEJ RODZICIELKI, PONIEDZIAŁEK
WIELKANOCNY, 3 maja - NAJŚWIĘTSZEJ MARYI PANNY KRÓLOWEJ POLSKI,
BOŻE CIAŁO, 15 sierpnia - WNIEBOWZIĘCIE NAJŚWIĘTSZEJ MARYI PANNY,
1 listopada – WSZYSTKICH ŚWIĘTYCH, BOŻE NARODZENIE i św. Szczepana):
7.00, 8.30, 10.00, 11.30, 13.00, 14.15, 17.00 i 19.00
(Od 1. października 2007r. w każdą niedzielę odbywa się msza św. o godz. 14.15
dla rodzin z małymi dziećmi z możliwością udzielenia sakramentu chrztu św.)
Msze św. w dniu 6. stycznia w święto Objawienia Pańskiego
jak w każdą niedzielę
2 LUTEGO-OFIAROWANIE PAŃSKIE, ŚRODA POPIELCOWA, DZIEŃ ZADUSZNY;
8 GRUDNIA-NIEPOKALANE POCZĘCIE NAJŚWIĘTSZEJ MARYI PANNY
6.30, 7.15, 8.00,16.00, 17.00, 18.00,19.00
W dni powszednie: 6.30, 7.00, 18.00
W dni powszednie – w ferie i wakacje: 7.00, 18.00
W pierwsze piątki: 6.30, 7.00, 16.30, 18.00
Nowenna do Matki Bożej Nieustającej Pomocy
- w każdą środę po Mszy św. wieczornej.
Adoracja Najświętszego Sakramentu
- w pierwszy czwartek miesiąca o godz. 18.30
„Na Górce”
Adoracja Najświętszego Sakramentu w kaplicy
- biuletyn Parafii Podwyższenia Krzyża
- od poniedziałku do soboty w godz. 7.30 – 21.00
Świętego w Krakowie Kurdwanowie
Różaniec za zmarłych
Redagują:
- w trzeci wtorek miesiąca o godz. 17.30
fot. M.Pabis
E. Biedrzycka-Wołek, M. Czekaj,
B. Czerwińska, M. Fortuna-Sudor,
Z Sakramentu Pokuty korzystać można:
B. Grabowska (red.nacz),
W niedziele i święta – 20 minut przed każdą Mszą św.
ks. P. Kummer, R. Kurdybowicz,
W dni powszednie w godz. 6.30 – 7.30 i 18.00 do 18.30
S. Lesiewicz, ks. J. Mrowca,
M. Powązka, E. Stadtmüller,
Nabożeństwa Wielkiego Postu w naszym kościele:
A. Tokarz, D. Waksmundzka,
Droga Krzyżowa - piątki, godz. 8, 16 - dla dzieci, 17, 19 - dla młodzieży.
G. Kania.
Gorzkie Żale - niedziele, godz. 18
Biuletyn „Na Górce” jest redagowany bez
Kancelaria parafialna
Od poniedziałku do piątku (z wyjątkiem pierwszego piątku miesiąca)
w godz. 9.00 – 10.00 i 16.00 - 17.30. W soboty w godz. 9.00 – 10.00.
Kancelaria Parafialna w czasie ferii zimowych i wakacji czynna jest wyłącznie w poniedziałki i czwartki.
Księża pracujący w parafii:
Ks. Jan Mrowca - proboszcz, ks. Jan Dziubek, ks. Krzysztof Główka,
ks. Ryszard Ptak, ks. Rafał Salawa.
honorariów. Kontakt z redakcją:
Kraków, ul. Witosa 9,
z dopiskiem: „Na Górce”
e-mail: [email protected]
adres strony internetowej naszej parafii:
http://www.krakow-kurdwanow.parafia.info.pl
adres e-mail:
kurdwanow_parafi[email protected]
2
Nr 4 (184)
Na Górce
19 października 2014
Jak paciorki Różańca...
Modlitwa Różańcowa, odmawiana przez Kościół Katolicki szczególnie
w październiku, jest bardzo popularnym i autentycznie katolickim
nabożeństwem Maryjnym.
Różaniec to słowa i kontemplacja. Forma tej modlitwy ma swoją historię, ale zawsze była bardzo ewangeliczna, bo opierała się na słowach z
Pisma Św.: „Ojcze nasz...” i „Zdrowaś Maryjo...”.
O Różańcu mówiło i pisało wielu wybitnych czcicieli Matki Najświętszej. Na przykład Św. Jan Paweł II: „Różaniec, odmawiany powoli i
rozważany - w rodzinie, grupie czy osobiście - stopniowo przybliży
nas do uczuć Jezusa Chrystusa i Jego Matki, przywołując wszystkie
wydarzenia będące kluczem do naszego zbawienia.”(06.05.1980 r.)
Czy nie jest tak, że często lekceważymy modlitwę Różańcową? Dla jednych jest zbyt długa, dla innych nudna,
jeszcze dla innych - staroświecka. Wydaje się, że dla wielu jest po prostu nieznana i niezgłębiona.
Ks. Jan Mrowca
Jan Paweł II
w wierszu Juliusza Słowackiego
POŚRÓD NIESNASKÓW
- PAN BÓG UDERZA...
Pośród niesnasków - Pan Bóg uderza
W ogromny dzwon,
Dla Słowiańskiego oto Papieża
Otwarty tron.
Ten przed mieczami tak nie uciecze
Jako ten Włoch,
On śmiało jak Bóg pójdzie na miecze;
Świat mu - to proch.
Twarz jego, słońcem rozpromieniona,
Lampą dla sług,
Za nim rosnące pójdą plemiona
W światło - gdzie Bóg.
Na jego pacierz i rozkazanie
Nie tylko lud Jeśli rozkaże - to słońce stanie,
Bo moc - to cud.
*
On się już zbliża - rozdawca nowy
Globowych sił,
Cofnie się w żyłach pod jego słowy
Krew naszych żył;
W sercach się zacznie światłości Bożej
Strumienny ruch,
Co myśl pomyśli przezeń, to stworzy,
Bo moc - to duch.
A trzebaż mocy, byśmy ten Pański
Dźwignęli świat...
Więc oto idzie - Papież Słowiański,
Ludowy brat...
Oto już leje balsamy świata
Do naszych łon,
Hufiec aniołów - kwiatem umiata
Dla niego tron.
On rozda miłość, jak dziś mocarze
Rozdają broń,
Sakramentalną moc on pokaże,
Świat wziąwszy w dłoń.
*
Gołąb mu słowa - słowem wyleci,
Poniesie wieść,
Nowinę słodką, że Duch już świeci
I ma swą cześć;
Niebo się nad nim - piękne otworzy
Z obojgu stron,
Bo on na tronie stanął i tworzy
I świat - i tron.
On przez narody uczyni bratnie,
Wydawszy głos,
Że duchy pójdą w cele ostatnie
Przez ofiar stos.
Moc mu pomoże sakramentalna
Narodów stu,
Że praca duchów - będzie widzialna
Przed trumną tu.
*
Wszelką z ran świata wyrzuci zgniłość,
Robactwo - gad,
Zdrowie przyniesie - rozpali miłość
I zbawi świat.
Wnętrza kościołów on powymiata,
Oczyści sień,
Boga pokaże w twórczości świata,
Jasno jak dzień.
Wydaje się niemożliwe, aby utwór napisany prawie 170 lat temu mógł dotyczyć naszego Ojca Świętego, a jednak
wiersz romantycznego poety przez
wiele osób traktowany jest jako przepowiednia nadejścia polskiego papieża.
Pośród niesnasków... nawiązuje do hymnów na cześć wolności. Podmiot liryczny
jest wysłannikiem Boga i realizatorem
boskiej misji na ziemi. Ma on przemienić świat, a walczy bronią ducha. Ktoś,
kto realizuje założenia Bożego planu,
musi zwyciężyć. I dlatego ten wiersz tak
bardzo działa na wyobraźnię Polaków.
M.P.
3
19 października 2014
Na Górce
Nr 4 (184)
XIV Dzień Papieski
- 36. rocznica wyboru Karola Wojtyły na stolicę Piotrową.
Decyzją Konferencji Episkopatu Polski XIV Dzień Papieski obchodzony był 12 października pod hasłem „Jan Paweł II – Świętymi Bądźcie”. Towarzyszyło mu wspólne
dziękczynienie za pontyfikat i kanonizację Jana Pawła II.
Warto podczas XIV Dnia Papieskiego zobaczyć problem świętości w świetle nauczania
św. Jana Pawła II, zwłaszcza w roku jego kanonizacji.
O świętości św. Jan Paweł II mówił „Świętość stanowi kres drogi nawrócenia, ponieważ
nie jest ono celem samo w sobie, ale jest raczej pielgrzymowaniem do Boga, który jest
święty. Być świętym znaczy naśladować Boga i sławić Jego imię w dziełach, których
dokonujemy w naszym życiu (por. Mt 5,16)”. Na tej drodze świętości Jezus Chrystus
stanowi punkt odniesienia i wzorzec do naśladowania: jest On Świętym Boga i za takiego został uznany (por. Mk 1,24). On sam uczy nas, że sercem świętości jest miłość,
która prowadzi również do oddawania swego życia dla innych (por. J 15,13).
Bł. Bartolo Longo:
Uratowany dzięki Różańcowi
- Różaniec jest równocześnie medytacją i prośbą. Wytrwałe błaganie
zanoszone do Matki Bożej opiera się
na ufności, że macierzyńskie wstawiennictwo wszystko może uzyskać
od Serca Syna. - napisał bł. Bartolo Longo, którego wspomnienie
urodzin dla Nieba obchodziliśmy 5
października.
Bł. Bartolo Longo urodził się 10 lutego
1841 roku w Latiano we Włoszech w
wierzącej i pobożnej rodzinie. Matka
od najmłodszych lat uczyła go modlić
się na Różańcu. Po ukończeniu szkoły
4
średniej Bartolo studiował prawo w Neapolu i Lecce. W środowisku akademickim pochłonęła go moda na laicyzm.
Uczestniczył w praktykach okultystycznych i spirytystycznych. Otwarcie
pogardzał i wyśmiewał Kościół kotolicki;
został mianowany kapłanem szatana.
Eksperymenty duchowe doprowadziły
Bartolo na skraj rozpaczy i obłędu.
Nękała go nasilająca się depresja.
Jednak Miłosierdzie Boże zwyciężyło.
Bóg postawił na drodze przyszłego błogosławionego prof. Wincentego Pepe,
człowieka głębokiej wiary, który podczas przyjacielskich rozmów przekonał
Bartolo, że na drodze okultyzmu nie
osiągnie ani szczęścia doczesnego, ani
wiecznego. Dzięki niemu Longo poznał
o. Alberta Radeute, dominikanina, który wyjaśnił mu wątpliwości związane z
wiarą katolicką.
Bartolo wyrzekł się spirytyzmu i okultyzmu. Stał się na nowo człowiekiem
wierzącym i praktykującym. Poświęcił
się dziełom miłosierdzia i został tercjarzem dominikańskim (świeckim, który
żyje według Reguły Dominikańskiej,
pozostając w stanie wolnym lub w
małżeństwie). Szczególnie oddany był
modlitwie Różańcowej; Matce Bożej
poświęcił swoje życie. Nazywał siebie
„kawalerem Maryi”.
Bartolo zaangażował się w dzialalność
charytatywną arystokracji, pomagał
biednym i chorym. Zawarł sakrament
małżeństwa z księżną Marianną de Fusco; obydwoje przyrzekli sobie życie w
przyjaźni i czystości. Księżna wspierała
materialnie dzieła prowadzone przez
męża oraz mianowała go zarządcą swojego majątku w okolicy Pompei. I tak bł.
Bartolo trafił do nieznanego nikomu,
zapomnianego wtedy miasteczka.
Wciąż dręczył go niepokój, że należy do
szatana i jest jego niewolnikiem. Wtedy
w głębi serca przypomniały mu się słowa:
„Jeżeli pragniesz spokoju duszy i kiedyś
jej zbawienia, rozszerzaj nabożeństwo
Różańca Świętego, bo ten, kto to czyni,
nigdy nie zginie”. Tak powiedziała
Matka Boża do św. Dominika. „Kawaler
Maryi” oddał się z zapałem powierzonemu zadaniu. Pewnego dnia siostra Maria
Concetta de Litala ofiarowała mu bardzo
zniszczony obraz Matki Bożej Różańcowej. Bartolo nie był nim zachwycony. S.
Concetta przekonała go jednak, żeby go
przyjął, mówiąc, że Matka Boża użyje
go, aby zdziałać wiele cudów. Bartolo
posłuchał i zabrał się do odnowy obrazu.
Wreszcie, za zgodą proboszcza, umieścił
odrestaurowany wzierunek Maryi w kościółku parafialnym w Pompei. I wtedy
spełniły się słowa s. Concetty; Matka
Boża hojnie obdarowywała łaskami
pielgrzymów, których przybywało coraz
więcej. Bartolo, zachęcony przez biskupa
miasta Nola, do którego diecezji należała
wtedy Pompeja, podjął się budowy większej świątyni. W takich okolicznościach
powstało znane dziś na całym świecie,
Nr 4 (184)
Na Górce
najważniejsze sanktuarium „różańcowe”, którego budowa trwała ok. 11 lat
(niedługo, jak na tamte czasy).
Przy sanktuarium Bartolo prowadził
dzieła miłosierdzia, m.in. zakładał sierocińce, przygarniał dzieci więźniów,
wydawał czasopismo i książki poświęcone Różańcowi świętemu. Dzięki niemu
miasteczko rozrastało się, powstawały
zakłady pracy, stacja kolejowa, telegraf,
szpital.
Papież Benedykt XVI powiedział 19
października 2008 roku: „Bartolo Longo powodowany miłością, był w stanie
zaprojektować nowe miasto, które powstało wokół sanktuarium maryjnego,
niczym promieniowanie jego światła
wiary i nadziei. Siła miłości bowiem jest
nieodparta: prawdziwie miłość porusza
świat!” Niestety, Bartolo padł również
ofiarą pomówień o niewłaściwe wykorzystanie środków sanktuarium. W końcu
został oczyszczony z zarzutów. W prasie
jednak często opluwano go i nazywano
obskurantem, a gdy próbował nawracać
swoich dawnych znajomych, spotkał się
z drwinami i wyśmianiem.
Bł. Bartolo był inicjatorem 5 sobót
miesiąca oraz ogłoszenia przez papieża
Leona XIII października miesiącem różańcowym. Nie bez znaczenia jest to, że
zmarł 5 października 1926 roku, właśnie
miesiącu różańcowym.
Oprac. M. Czekaj
Bartolo Longo z żoną
19 października 2014
Królowo Różańca Świętego, módl się za nami!
Bł. Bartolo Longo w książce „Cuda i łaski
Królowej Różańca Świętego” w Pompejach opisuje historię uzdrowienia Fortunatyny Agrelli, dziewczyny z Neapolu,
która zapadła na ciężką
chorobę w wieku 19 lat.
Natina cierpiała na konwulsje, duszności, bóle
i gorączkę. Cierpienie
przykuło ją do łóżka, a
lekarze byli bezradni wobec jej stanu. W rodzinie
zapanował smutek i niepokój, ale Fortunatina
nie poddała się. Prosiła
Matkę Bożą z Lourdes
o pomoc. Pewnego dnia
otrzymała od swojego
lekarza medalik, obrazek i książeczkę z
nowenną do Matki Bożej Pompejańskiej.
Był luty 1884 roku. Trwała budowa sanktuarium maryjnego w Pompejach. Natina
z rodziną odmówiła nowennę trwającą
9 dni. Jej stan nie uległ polepszeniu, a
nawet pogorszył się. Dwa dni po zakończeniu nowenny, Fortunatina zapadła w
lekki półsen i bliscy słyszeli, jak z kimś
rozmawia. Dziewczyna opowiedziała,
że widziała Matkę Bożą z Dzieciątkiem
Jezus, siedzącą na tronie w otoczeniu
aniołów, zakonnika i zakonnicy św.
Dominika – podobnie jak na obrazie z
Pompejów. Natychmiast zaczęła prosić
Madonnę o uzdrowienie. Maryja z czułością poleciła jej odmówić trzy nowenny
błagalne i obiecała, że wyzdrowieje w
sierpniu. Fortunatina i jej bliscy zaczęli
się modlić. Pod koniec trzeciej nowenny
stan chorej znowu uległ znacznemu
pogorszeniu. Jednak dziewczyna ufała
mocno Najświętszej Pannie i dokończyła
modlitwę. W dniu święta Matki Bożej
Bolesnej, obchodzonego w piątek przed
Niedzielą Palmową, zgodnie z obietnicą
Matki Bożej, konwulsje nie pojawiły się
i nie wróciły już nigdy więcej. W całej
rodzinie panowały wzruszenie i radość
zmieszane z niedowierzaniem w cud.
Natychmiast rozpoczęto nowennę dziękczynną do Najświętszej Panny. W Wielkanoc Natina, choć jeszcze osłabiona, mogła
usiąść z rodziną przy stole. Dziewczyna
bardzo chciała wyzdrowieć całkowicie,
dlatego z odwagą i pokorą błagała Maryję o przyspieszenie jej uzdrowienia.
Ponieważ poddała się w
chorobie woli Bożej, Bóg
przez Maryję spełnił jej
prośbę; miała być zdrowa
już w maju. Uzdrowienie
nastąpiło jednak stopniowo: 26 kwietnia, w święto Matki Bożej Dobrej
Rady ustąpiło porażenie,
30 kwietnia pozostałe
dolegliwości. Natina była
wciąż słaba, nie miała
siły ani stać, ani chodzić.
8 maja, w dzień wielkiej
modlitwy błagalnej do Królowej Różańca
Świętego, Fortunatina wreszcie wyzdrowiała – wstała z krzesła! Minęło kilka dni
i nie było śladu po chorobie. Nadszedł
czas, aby Fortunatina spełniła swoje
przyrzeczenie – w czerwcu 1884 roku,
21-letnia kobieta, która przez ponad rok
leżała przykuta do łóżka, udała się wraz
z rodziną do Pompei, gdzie oddała cześć
Matce Bozej Różańcowej i złożyła ofiarę
na sanktuarium. Cud uzdrowienia potwierdzili: ksiądz Nisio, biskup z Amorio,
lekarz prof. Vincent Belmonte z Neapolu
i różne inne osoby, które odwiedzały Natinę w czasie jej choroby i były świadkami
jej cudownego uzdrowienia.
Podczas kilku widzeń, które miała Fortunatina, Matka Boża dodawała jej wiary i
otuchy oraz przynaglała do odprawiania
nowenny. Przekazała jej także wskazówki: – Ktokolwiek pragnie otrzymać
łaski, niech odprawi na moją cześć
trzy nowenny odmawiając piętnaście tajemnic różańca, a potem
niech odmówi znowu trzy nowenny
dziękczynne.
Zgodnie z tym, co powiedziała Maryja,
nowenna do Matki Bożej Różańcowej
w Pompejach trwa 54 dni (3 nowenny
błagalne i 3 nowenny dziękczynne daje
6 nowenn po 9 dni, a więc 6 x 9 = 54).
Dla uproszczenia te 54 dni nazywa się po
prostu Nowenną Pompejańską. Cała no-
5
19 października 2014
wenna dzieli się na dwie części po 27 dni:
część błagalną i część dziękczynną. Aby
się nie pogubić, warto zaznaczyć sobie w
kalendarzu dni trwania nowenny – datę
rozpoczęcia i zakończenia.
Nowennę pompejańską odmawiamy
w jednej, konkretnej intencji przez
cały czas jej trwania. Nie wymieniamy
listy intencji. Nowenna musi zostać
odmówiona bez przerwy, przez 54 dni.
Kilka ważnych informacji
o Różańcu:
• Różaniec składa się z 3 części:
radosnej, bolesnej i chwalebnej.
W 2002 r. św. Jan Paweł II dodał
część światła, której nie musimy odmawiać w nowennie pompejańskiej
(chociaż warto!).
• Każda część różańca liczy 5 tajemnic.
• Każda tajemnica to jedna dziesiątka
różańca. Tajemnice te rozważamy
modląc się na danej dziesiątce (Ojcze
nasz... 10xZdrowaś Mario...Chwała
Ojcu...).
Nowenna Pompejańska:
• Znak krzyża.
• Przedstaw swoją intencję i powiedz:
”Ten różaniec odmawiam na Twoją
cześć, Królowo Różańca świętego”.
• Pomódl się modlitwą początkową
różańca: Wierzę w Boga, Ojcze nasz,
3 Zdrowaś Maryjo, Chwała Ojcu –
jeden raz, na początku nowenny w
danym dniu.
• Odmów 15 tajemnic różańca. Nie
trzeba ich odmawiać na raz, można
je podzielić np. rano tajemnice radosne, w południe tajmenice bolesne, a
wieczorem – chwalebne.
• Po każdej części różańca (radosnej,
bolesnej bądź chwalebnej) pomódl
się modlitwą błagalną (przez pierwsze 27 dni) lub dziękczynną (przez
kolejne 27 dni). To bardzo ważne,
żeby zachować tę kolejność i zacząć
dziękować Maryi w tym określonym
dniu, nawet jeśli jeszcze nie widzimy
owoców modlitwy.
• Zawołaj 3 razy z ufnością i wiarą:
„Królowo Różańca świętego, módl
się za nami!”
6
Na Górce
Modlitwa końcowa w trakcie części
błagalnej – przez pierwsze 27 dni
nowenny:
Pomnij, o miłosierna Panno Różańcowa
z Pompejów, jako nigdy jeszcze nie słyszano, aby ktokolwiek z czcicieli Twoich,
z Różańcem Twoim, pomocy Twojej wzywający, miał być przez Ciebie opuszczony.
Ach, nie gardź prośbą moją, o Matko
Słowa Przedwiecznego, ale przez święty
Twój różaniec i przez upodobanie, jakie
okazujesz dla Twojej świątyni w Pompejach wysłuchaj mnie dobrotliwie. Amen.
Modlitwa końcowa w trakcie części
dziękczynnej – przez drugie 27 dni
nowenny:
Cóż Ci dać mogę, o Królowo pełna miłości? Moje całe życie poświęcam Tobie. Ile
mi sił starczy, będę rozszerzać cześć Twoją, o Dziewico Różańca Świętego z Pompejów, bo gdy Twojej pomocy wezwałem,
nawiedziła mnie łaska Boża. Wszędzie
będę opowiadać o miłosierdziu, które mi
wyświadczyłaś. O ile zdołam będę rozszerzać nabożeństwo do Różańca Świętego,
wszystkim głosić będę, jak dobrotliwie
obeszłaś się ze mną, aby i niegodni, tak
jak i ja, grzesznicy, z zaufaniem do Ciebie
się udawali. O, gdyby cały świat wiedział
jak jesteś dobra, jaką masz litość nad
cierpiącymi, wszystkie stworzenia uciekałyby się do Ciebie. Amen.
O Nowennie Pompejańskiej mówi się,
że jest „nowenną nie do odparcia”. O
wstawiennictwo i łaski Królowej Różańca
Świętego modlą się ci, którzy szukają
ratunku w sprawach trudnych i beznadziejnych.
Oprac. M. Czekaj
* Świadectwa *
Dziękuję,
Królowo Różańca Świętego
O Nowennie Pompejańskiej usłyszałam,
po raz pierwszy dość dawno, może 3 lata
przed zaistniałym faktem, od mojego
kolegi, (…) Ja w zasadzie od dawna
starałam się odmówić przynajmniej 1
część Różańca, a przynajmniej małą
‘dziesiątkę’. Kiedy usłyszałam o takim
Nr 4 (184)
„maratonie” – stwierdziłam „to nie dla
mnie” i dałam sobie spokój na dłuższy
czas. (…) Aż… pewnego dnia zadzwonił
mój syn i bardzo zaniepokojony przekazał mi informację, że synek, który ma się
urodzić, będzie miał wadę serduszka.
Dobra wiadomość w tym wszystkim była
taka, że wadę tę można wyleczyć, jeśli
uda się natychmiastowa operacja. Ważne
były czynności poprzedzające poród, żeby
dziecko nie udusiło w pierwszej dobie.
Ta informacja była dla nas wszystkich
ogromnym szokiem. Do rozwiązania
zostało 3,5 miesiąca. Dziecko było bezpieczne jedynie w łonie matki. Wada ta
nie przeszkadzała w życiu płodowym, bo
krew mogła się mieszać, bo dziecko było
dotleniane przez matkę. Zaczął się dla
nas bardzo, bardzo trudny okres. Przypomniałam sobie o Nowennie. Kilka razy
zaczynałam, ale wytrwałam jedynie 1-3
dni i przerywałam z różnych przyczyn.
Wreszcie zbliżał się termin porodu. Wszyscy byliśmy coraz bardziej niespokojni. Ja
zamieszkałam u syna, aby opiekować się
ich starszą córeczką, bo ich życie w sumie
ograniczało się do bardzo częstych wizyt
w Centrum Zdrowia Dziecka w Międzylesiu i przygotowaniu do porodu. Wada
okazała się bardzo niebezpieczna i w
zasadzie żyliśmy „nie oddychając”, żeby
nie wywoływać tematu. Syn z nerwów
zablokował się, że nie mógł chodzić, ani
siedzieć, ani leżeć, aż w końcu zabrało go
pogotowie z podejrzeniem zawału.
Zaczęłam się modlić.
Otworzyłam kalendarz, policzyłam
pierwsze 27 dni, potem następne 27.
Pomodliłam się do Ducha Świętego,
aby pomógł mi skupić się na modlitwie
i wytrwać. Pomogło. Wyciszyłam się,
a mój skromny, drewniany Różaniec
calutki czas trzymałam w lewej dłoni,
bo prawą czasami musiałam coś zrobić.
(...) Z mojej głowy zniknęły seriale, telewizja. Był spokój, modlitwa, skupienie.
To mnie wyciszyło i dawało pewność, że
z Królową Różańca Świętego „wszystko
będzie dobrze”. Jaś urodził się 1 lutego
po bardzo trudnym porodzie i komplikacjach. Udała się nowatorska metoda
wszczepienia balonika w serduszko, aby
zablokować zarastanie jakiegoś otworu.
Nr 4 (184)
Konieczna była natychmiastowa operacja. (…) Jasia monitorowały maszyny
przez trzy tygodnie, bo były gorsze przypadki, aż zaczął słabnąć. Operacja trwała
prawie 18 godzin i była jedną z krótszych
niż w podobnych przypadkach. Tuż przed
operacją zakończyłam część błagalną,
wydawało mi się tak po ludzku, że powinnam jeszcze prosić, ale zastosowałam się
do zasady. Tak musiało być. Każda godzina przynosiła jakieś maleńkie nadzieje,
że będzie dobrze. Stan Jasia był na tyle
dobry, że wcześniej wypisano go do domu.
(…) mój Jaś, to śliczny, zdrowy i mądry
chłopczyk. Pierwszego lutego skończy 2
latka. Jest bardzo radosny i świetnie się
rozwija. W najbliższą niedzielę (2 lutego
2014 r.) będzie miał „dopełnienie” chrztu
św., bo był chrzczony z wody. To dla naszej rodziny szczególny dzień. Dziękuję,
Królowo Różańca Świętego, niech Bóg
będzie uwielbiony!
Anna S., babcia Jasia
Nasz wielki cud
Szczęść Boże. Jestem Krzysztof i wraz z
moją żoną Anną chcemy dać świadectwo,
że Matka Boża Pompejańska pomaga
nam zawsze, kiedy tego potrzebujemy.
Mamy po trzydzieści pięć lat i od dwóch
Na Górce
lat jesteśmy małżeństwem. Od czasu ślubu zaczęliśmy też starać się o dziecko. Po
kilku nieudanych próbach trafiliśmy pod
opiekę lekarza, który po dłuższym dla nas
czasie skierował nas na badania kliniczne.
W szpitalu okazało się, że mamy tylko 10%
szans na naturalne zajście w ciążę. Nasz
lekarz przedstawił nam kilka możliwości,
między innymi in vitro. Chciałbym podkreślić, że zachował się w stu procentach
profesjonalnie, nie namawiał, po prostu
dał wybór. Jako katolicy nie przyjęliśmy
wspomnianego rozwiązania, nigdy nie
staraliśmy się iść na łatwiznę chociaż moje
myśli krążyły czasem i wokół przytoczonych sposobów (nie jestem święty). W mojej modlitwie wprost mówiłem, że nie chcę
tego i jednocześnie głęboko wierzyłem, że
rozwiązanie przyjdzie samo, prosiłem o
to mojego Anioła. W tamtym okresie wymieniłem telefon na nowszy, taki z możliwością pobierania aplikacji z Internetu i
zacząłem się nim bawić. Ściągałem różne
aplikacje, między innymi Pismo Święte
i modlitewnik, w którym przeczytałem o
Nowennie Pompejańskiej. Zaproponowałem mojej Ani tą formę modlitwy, a ona
się zgodziła. Po kilku dniach zaczęliśmy
wspólnie się modlić, z prośbą „abyśmy
mogli naturalnie począć i urodzić zdrowe
dziecko”. Nie było łatwo, mnogość spraw
19 października 2014
na głowie, czasami zaniedbania i lenistwo nawet odciągały nas od Nowenny.
Czasem odmawialiśmy ją zasypiając,
czasem oddzielnie, ponieważ ważne sprawy zatrzymywały mnie poza domem, ale
systematycznie, dzień po dniu z wiarą. Co
ciekawe, ostatni dzień modlitwy wypadł w
tym jednym dniu cyklu. Po jakimś czasie
będąc w odwiedzinach u Rodziców coś
mnie obudziło, nie zapomnę tej nocy do
końca życia. Byłem bardzo zmęczony po
podróży, ale ktoś zaczął mnie ciągnąć za
ramiona mówił do mnie tak, jakby to była
najważniejsza rzecz dla mnie. Pamiętam
te słowa, brzmiały tak: teraz podziękuj
Maryi za to dziecko, uklęknij i podziękuj.
Tak też zrobiłem, to było krótkie dziękuję
i zaraz opadłem na poduszkę. Rano moja
żona obudziła mnie mówiąc, że zrobiła
test i jest w ciąży. A ja odpowiedziałem,
ledwo otwierając oczy, tylko jedno: wiem.
Od tamtego czasu minęły trzy miesiące a
z naszą trójką jest wszystko w porządku
i wierzymy że Matka Boża Pompejańska
będzie czuwać nad nami i naszym maleństwem. (...)
Anna i Krzysztof Łuków,
Warszawa, 29.08.2014
Świadectwa pochodzą ze strony:
http://pompejanska.pl
V Pielgrzymka Członków Żywego Różańca do Łagiewnik
27 września 2014 r, w sobotę, do Sanktuarium św. Jana Pawła II pielgrzymowali
wraz ze swoimi duszpasterzami Członkowie Żywego Różańca z Archidiecezji Krakowskiej, z 70 parafii (w tym z Kurdwanowa),
w sumie około 2 tys. osób. Słowo wprowadzające
skierował do uczestników spotkania moderator
Żywego Różańca Archidiecezji Krakowskiej ks.
prałat Stanisław Szczepaniec. Po konferencji
pielgrzymi przeszli z Sanktuarium św. Jana
Pawła II do Bazyliki Bożego Miłosierdzia, gdzie
w samo południe uczestniczyli we mszy św., której przewodniczył ks. biskup Jan Zając wraz z 26
kapłanami. Ks. bp powiedział do pielgrzymów
m.in. „…proszę was, abyście z Maryją szli przez
życie; ogarniajcie modlitwą wszystkie sprawy
Kościoła ogólnego oraz krakowskiego; obejmijcie modlitwą różańcową spotkanie młodzieży…”
fot. ks.Paweł Kummer
7
19 października 2014
Kolejny rozdział życia
Zapewne mieszkańcy Kurdwanowa
zauważyli, że od wakacji w naszym kościele posługuje nowy kapłan. Jest nim
ks. Ryszard Ptak, który przybył do nas
z parafii św. Marcina w Porębie Żegota.
Ks. wikariusz jest kapłanem od 30 lat.
Co warto podkreślić, ma siostrę bliźniaczkę, która również wybrała służbę
Bogu; jako siostra z zakonu serafitek
jest przedszkolanką w nowotarskim
przedszkolu.
Ks. Ryszard przyznaje, że zanim został
skierowany przez Metropolitę Krakowskiego do posługi w naszej parafii, tylko
raz odwiedził Kurdwanów. – Byłem na
tym osiedlu na turnieju tenisa ziemnego w tym czasie, gdy pracował tu ks.
Grzegorz Mrowiec, mój kolega z roku
– wspomina ks. wikariusz.
Pasja
W ten sposób dowiedziałam się o pasji,
jaką w życiu ks. Ryszarda jest sport.
Zanim kapłan zaczął grać w tenisa ziemnego, uczestniczyć w turniejach i odnosić
sukcesy, przez siedem lat był piłkarzem
w klubie sportowym Halniak Maków.
Tak jak inni uczestniczył w treningach,
rozgrywkach, a przy okazji ewangelizował kolegów. – Wśród sportowców również są tacy, którzy szukają Pana Boga
– mówi ks. Ryszard. – Pamiętam, że dla
wielu z nich to, że gra w ich drużynie
ksiądz było szokiem, ale z czasem się
przyzwyczajali i wiele zaczęło się zmieniać. Najpierw w kwestii kultury bycia,
wysławiania, a potem przyszedł czas na
rozmowy, na bliższy kontakt. Kapłan
podkreśla, że niewiele by osiągnął, gdyby
z góry próbował kolegom narzucić wiarę
i swoje przekonania. Jednak obecność
księdza, rozmowy z nim, sprawiły, że
wśród piłkarzy znaleźli się tacy, którzy
odnaleźli drogę do Pana Boga.
O ile w drużynie piłkarskiej ks. Ryszard
już nie gra, to nadal jest stałym bywalcem kortów. A wszystko zaczęło się
przed laty, gdy kapłan trafił do parafii
w Chełmku. - Tam jest ośrodek tenisa
ziemnego – opowiada mój rozmówca.
8
Na Górce
– Gdy tam przybyłem, zajęcia z tenisa
prowadził p. Andrzej Niziołek - mistrz
Polski w tej dyscyplinie, a potem przez
wiele lat trener kadry polskiej. On przychodził do kościoła w naszej parafii na
Msze św. i kiedyś zaprosił mnie na trening. Od tego czasu, a miałem wtedy 32
lata, gram na korcie. Kapłan dodaje, że
uczestniczył w Międzynarodowych Mistrzostwach Księży w tenisie ziemnym.
Nr 4 (184)
fot. arch.prywatne
Lekarstwo
Mój rozmówca przyznaje, że uprawianie
sportu pomaga utrzymać dobrą kondycję
fizyczną, ale też z uśmiechem zaznacza:
- To lekarstwo na lenistwo. Konsekwentne ćwiczenie silnej woli. Trzeba zadać
sobie trud, żeby wstać, iść na trening,
zamiast np. oglądać coś w telewizji.
Ponadto jest to forma odpoczynku; taki
fizyczny wysiłek to sprawdzony sposób
na zmęczenie umysłowe.
W naszej parafii ks. Ryszard uczy religii
w G. nr 28 oraz zajmuje się ministrantami. Sprawuje również duszpasterską
opiekę nad wspólnotą ludzi chorych.
Kapłan przyznaje, że wielu duszpasterzom jest trudno zostawić wszystko na
jednej parafii i wypełniając polecenie
Metropolity, przenieść się na inną. Mój
rozmówca postrzega te kapłańskie wędrówki jako część życia duszpasterza.
– Traktuję przybycie na nową parafię
jako kolejne wyzwanie w moim życiu –
mówi ks. wikariusz. – Trzeba w to wejść
i podjąć trud pracy. Kapłan dodaje, że
nauczył się zamykać za sobą jeden rozdział życia i przechodzić do kolejnego, a
że ma radosne, pogodne usposobienie,
to nie stanowi to dla niego większego
problemu.
Sposób na sukces
W odniesieniu do gimnazjalistów, z którymi ks. katecheta spotyka się w szkole,
przyznaje, że w tej roli trzeba być bardzo
cierpliwym. Zauważa: - Dla młodzieży
okres gimnazjum to trudny czas. Myślę,
że rodzice nie zawsze są konsekwentni
w tym, czego od swych dorastających
dzieci wymagają, a to odwróci się prze-
ciwko nim. Trzeba też przygotowywać
młodych ludzi do trudów życia, a różnie
to wygląda. Kapłan odwołuje się tu do
swych doświadczeń sportowych i podkreśla, że w sporcie osiąga sukces ten, kto
słucha rad trenera, stawia sobie wysokie
wymagania i je realizuje. I podobnie
jest w życiu. Ci, którzy się otworzą na
współpracę z rodzicami, wychowawcami,
osiągną sukces - nauczą się żyć.
Ks. Ryszard przekonuje, że elementem
tego wychowania do życia, do odpowiedzialności, może być, w przypadku
chłopców, służba przy ołtarzu. - Ministrant uczy się odpowiedzialności,
systematyczności i konsekwencji w tym,
czego się podjął – wyjaśnia. Zauważa, że
w naszej parafii jest duża grupa ministrantów i tych młodszych, i starszych. I
zdecydowana większość ma świadomość
roli, jaką pełnią przy ołtarzu.
Mój rozmówca ma świadomość odpowiedzialności, jaka na nim spoczywa.
Pragnie służyć tym, których Pan Bóg
stawia na drodze jego życia. Myślę, że
możemy w tym pomóc ks. Ryszardowi,
modląc się za niego. Podobnie, jak to
czynimy (albo czynić powinniśmy) w
odniesieniu do duszpasterzy, którzy od
lat posługują w naszej parafii.
Maria Fortuna- Sudor
Nr 4 (184)
Katolickie
Kościoły Wschodnie
(część II)
W pierwszej części artykułu o Kościołach
Wschodnich trwających w jedności ze
Stolicą Apostolską, zamieszczonego w
marcowym numerze Na Górce, wspomnieliśmy, że w Polsce działają aż trzy
Katolickie Kościoły Wschodnie. Omówiliśmy największy – Ukraińską Cerkiew
Grecko-Katolicką, powiedzmy teraz kilka
słów o dwóch pozostałych.
Ormiański Kościół Katolicki
Po południowej stronie gór Kaukazu,
pośród ludów muzułmańskich, znajdują
się dwa starożytne chrześcijańskie kraje
– Gruzja i Armenia. Ormianie uważają się
za potomków Noego. To na górze Ararat,
osiadła arka po potopie, tam też Noe zasadził pierwszą winnicę. W Księdze Rodzaju
i Księdze Kronik znajdują się genealogie,
z nich dowiadujemy się, że jednym z synów Noego był Jafet, synem Jafeta był
Gomer, synem Gomera był Togarma,
zaś synem Togarmy był Haik. To właśnie
Haik miał być protoplastą wszystkich Ormian (jak Lech Polaków), stąd Armenia
po ormiańsku zwie się Hajastan – kraj
potomków Haika, jak Lechistan – kraj
potomków Lecha). Historycy natomiast,
wykształcenie się państwowości armeńskiej wiążą z starożytnym królestwem
Urartu (IX – VI wiek pne) oraz napływem
ludów pochodzenia indoeuropejskiego.
Język ormiański jest językiem indoeuropejskim, podobnie jak polski, niemiecki, rosyjski, czy np. grecki. Wpływ
języków kaukaskich spowodował, że jego
brzmienie stało się dla nas „dość dziwne”.
Dla zobrazowania początkowy fragment
modlitwy Ojcze Nasz:
Hajr mer wor herkinys jes
(Ojcze Nasz, któryś jest w niebie)
Surb jechici anun ko
(Święć się imię Twoje)
Jekesce arkajutjun ko
(Przyjdź królestwo Twoje)
Dodatkowo sprawy językowe komplikuje
fakt, że Ormianie używają swojego języka
w dwóch wariantach – zachodnioormiań-
Na Górce
ski w Armenii i wschodnioormiański na
Bliskim Wschodzie i w diasporze. Najbardziej dostrzegalna dla nas różnica to
zamiana głosek k/g, p/b, t/d; stąd czasem
możemy spotkać nazwisko Ter-Petrosjan
(wariant wschodni) lub Der-Bedrosjan
(wariant zachodni), Betros/Petros znaczy
po prostu Piotr. W liturgii natomiast
używana jest niezmiennie „ormiańska
łacina” – język staroormiański (grabar).
Ormianie posiadają swój alfabet ułożony
w 405 roku przez Mesropa Masztoca,
litery w kształcie przypominają, jak je
określam – „krzesełka”, ale można się
go stosunkowo szybko nauczyć, o czym
zaświadczam osobiście.
Chrześcijaństwo w Armenii pojawiło
się bardzo wcześnie. Armenia szczyci się
tym, że była pierwszym w świecie krajem
chrześcijańskim. Król Tirydates III, według legendy miał dworzanina Grzegorza,
gdy odkrył, że ten jest chrześcijaninem i
nie chce złożyć ofiary bożkom, torturował
go i umieścił na 15 lat w lochach. Do Armenii przybyła grupa mniszek (dziewic)
uciekająca przed prześladowaniami Dioklecjana, wśród nich była jedna wielkiej
urody – św. Rypsyma. Tirydates pragnął
ją poślubić, gdy ta stanowczo odmówiła,
król kazał ją i jej towarzyszki ukamienować. Po tym czynie popadł w jakiś rodzaj
obłędu, poważnej choroby psychicznej,
za namową swojej siostry zwrócił się o
pomoc do więzionego Grzegorza, ten
uzdrowił króla, który uwierzył w moc
wiary i wraz z całym dworem (w 301
rok) przyjął chrzest. Grzegorz (święty
Grzegorz Oświeciciel) został pierwszym
patriarchą Armenii.
Diaspora ormiańska – w skutek częstych najazdów Ormianie licznie emigrowali ze swoich pierwotnych siedzib,
część na północ – na Krym, a część na
południe. Na południowych wybrzeżach
Azji Mniejszej (dziś tam gdzie Turcja
graniczy z Syrią) zostało założone przez
przybyłych tam Ormian państewko –
Armenia Cylicyjska lub Mała Armenia.
Istniało od XII do XV wieku, było sojusznikiem krzyżowców. Tam właśnie zawarto
19 października 2014
w 1198 roku pierwszą unię z Rzymem.
Ormianie emigrujący na północ, poprzez
Krym dotarli do Rzeczpospolitej, jako
kupcy zamieszkiwali przede wszystkim
duże miasta: Lwów, Zamość, Kazimierz
nad Wisłą, Kraków, Warszawa, najwięcej
mieszkało na Pokuciu (miasto Kuty i
okolice). Unię z Kościołem Rzymskim
zawarto we Lwowie w 1630 roku. Tam
też znajdowała się katedra i siedziba
biskupów.
Polscy Ormianie – w Rzeczpospolitej
Ormianie szybko polonizowali się, zachowując jednak swoje zwyczaje i obrządek. Zajmowali się handlem, zwłaszcza
handlem z Orientem (Turcja, Persja). To
Ormianie wprowadzili do kultury sarmackiej swoistą modę wschodnią – słynne
pasy słucki, szable, kontusz – strój jakże
różniący się od zachodnioeuropejskich.
Po drugiej wojnie większość Ormian,
czując się Polakami wyjechała z ZSRR
do Polski. Obecnie diasporę ormiańską
szacuje się na 40.000 – 80.000 tysięcy, z
czego 10.000 stanowią przedstawiciele
tzw. starej emigracji. Polonizując się
Ormianie przyjmowali na wzór polski
nazwiska odimienne dodając końcówkę
–wic (-wicz). Stąd Isakowicz (syn Izaaka),
Bohosiewicz (syn Boghosa/Poghosa – czyli
Pawła), Dawidowicz, Krzysztofowicz.
Ormianie wnieśli i wnoszą niebagatelny
Ks. Tadeusz Isakowicz-Zaleski
- liturgia w obrządku ormiańskim.
fot.Wikipedia
9
19 października 2014
Na Górce
Nr 4 (184)
wkład w kulturę polską, warto wymienić
kilka ważniejszych postaci z ormiańskimi
korzeniami: abp. Józef Teodorowicz –
poseł i senator II RP, Teodor Axentowicz
– malarz, Szymon Szymonowic – pisarz,
Jerzy Kawalerowicz – reżyser, Ignacy
Łukasiewicz – wynalazca.
Kościół Ormiańsko-Katolicki w
Polsce i na świecie – na czele Kościoła
stoi patriarcha, obecnie jest nim Nerses
Bedros XIX Tarmuni, który rezyduje
w Bzommar w Libanie. Jednym z jego
poprzedników był wybitny kardynał patriarcha Grzegorz Bedros XV Agagianian,
który na konklawe po śmierci Piusa XII
otrzymał poważną liczbę głosów, ostatecznie papieżem kardynał Roncalli (Jan
XXIII). Może w 1958 było jeszcze za wcześnie, ale nie ma przeszkód, by papieżem
został któryś z kardynałów (a jest kilku) z
Katolickich Kościołów Wschodnich, byłby
to bardzo ważny przejaw powszechności
Kościoła Katolickiego.
Do Kościoła Ormiańsko-Katolickiego należy około 600 tys. wiernych w około 20 diecezjach i ordynariatach. W Polsce istnieją
obecnie 3 parafie – centralna w Warszawie,
północna w Gdańsku i południowa w Gliwicach. Do niedawna proboszczem parafii
w Gliwicach był skądinąd nam znany ks.
Tadeusz Isakowicz-Zalewski, obecnie w
związku ze złym stanem zdrowia przebywa na urlopie, a parafią administruje ks.
Rafał Krawczyk z Warszawy. W Krakowie
nieregularnie odbywają się msze w kościele św. Mikołaja przy ul. Kopernika. Ponieważ wierni nie mają własnego biskupa w
Polsce, ich ordynariuszem jest metropolita
warszawski kard. Kazimierz Nycz.
Chaczkar – Ormianie często przy swoich
kościołach stawiają kamienne płyty bogato zdobione filigranowymi plecionkami i
motywem krzyża. Nie jest to, jakby mogło
nam się na pierwszy rzut oka wydawać
nagrobek, ale raczej rodzaj płyty wotywnej upamiętniającej jakieś ważne wydarzenie. W Polsce jest już pięć chaczkarów,
w tym jeden w naszym mieście przy
kościele św. Mikołaja, upamiętniający
ofiary ludobójstwa Ormian dokonanego
przez Turków w 1915 i zamordowanych
10
Cerkiew pw. Nikity Męczennika w Kostomłotach.
fot. Joanna Pyka/Wikipedia
przez ukraińskich nacjonalistów z UPA
w 1044 w Kutach.
Kościół Bizantyńsko-Słowiański
Użyłem tu określenia „Kościół” trochę na
wyrost, właściwie powinienem powiedzieć
„wierni obrządku bizantyńsko-słowiańskigo”. Myślę, że bardzo mało osób wie,
że oprócz grekokatolików (Ukraińców) i
obrządku ormiańskiego istnieje w Polsce
jeszcze jedna katolicka wspólnota wschodnia. Jest to w zasadzie tylko jedna, licząca
około 120 wiernych, parafia pw. Nikity
Męczennika w Kostomłotach nad Bugiem.
Wierni podlegają jurysdykcji delegata
Chaczkar przy kościele św. Mikołaja w Krakowie.
fot. Wikipedia
apostolskiego, którym jest biskup siedlecki. Parafia mimo że niewielka jest dość
prężna, organizuje liczne pielgrzymki,
zloty, rekolekcje i spotkania ekumeniczne.
Neounia – czasem w różnych publikacjach grupa wiernych obrządku bizantyńsko-słowiańskiego była określana mianem
Cerkiew Neounicka. Jak już wspomniałem wcześniej, przy omawianiu dziejów
Ukraińskiej Cerkwi Grecko-Katolickiej w
roku 1875 carskim ukazem zlikwidowano
unicką diecezję chełmską, obejmującą
Chełmszczyznę i Podlasie. Wierni stawiali
czynny opór, w Pratulinie i Drelowie kozacy zabili 13 osób (Męczennicy Pratulińscy),
ale też spora ich grupa formalnie tylko
włączona do Cerkwi Rosyjskiej korzystała
z posług kapłanów katolickich potajemnie
działających na Podlasiu pośród unitów.
Po odzyskaniu niepodległości pewna część
wiernych prawosławnych (byłych unitów)
wyraziła chęć powrotu do katolicyzmu,
ale z zachowaniem używanego obrządku.
Ryt ten jednak w pewnym stopniu różnił
się od bizantyńsko-ukraińskiego, był on
dokładnie taki sam jaki używała Cerkiew
Prawosławna (czasem zwany jest obrządkiem synodalnym). Rozważane były trzy
możliwości: przyłączenie do katolicyzmu
i przyjęcie obrządku łacińskiego, przyłączenie do Cerkwi Ukraińskiej i przyjęcie
obrządku bizantyńsko-ukraińskiego. Papież Pius XI, oparł się jednak o zalecenie
Nr 4 (184)
Na Górce
swojego poprzednika Piusa X, który przy
tworzeniu struktur dla Rosjan stwierdził Nec plus, nec minus, nec aliter (Nic
nie dodawać, nic nie ujmować, nic nie
zmieniać), czyli konwertyci z rosyjskiego
prawosławia mają zachować bez żadnych
zmian swój obrządek. Potwierdził to Pius
XI w wydanej w 1923 instrukcji Zelum
Amplitudinis, która de facto zatwierdzała
powstanie Cerkwi Neounickiej.
Początki – biskup Henryk Przeździecki,
ordynariusz diecezji siedleckiej, był pierwszym zwierzchnikiem Kościoła katolickiego obrządku bizantyjsko-słowiańskiego, on
też podjął główny trud organizacji dzieła,
erygował pierwsze parafie, a do Albertyna
koło Słonimia sprowadził jezuitów obrządku wschodniego. Z czasem pozostali
biskupi łacińscy na tym terenie przyłączyli
się do akcji, pod koniec 1927 roku było już
14 parafii i 20.000 wiernych. Od 1932 roku
w Dubnie działa Papieskie Seminarium
Wschodnie, kształcące własnych kapłanów.
Trudności – mimo postępów w budowie
sieci parafialnej, akcja neounijna nie była
popierana przez władze przedwojennej
Polski. Przedwojenna polityka w stosunku
do Białorusinów i Ukraińców, dążyła raczej do ich polonizacji, a nie wzmacniania
instytucji mogących działać na korzyść
emancypacji narodowej. Do Polski nie
wpuszczono biskupa przysłanego przez
Stolicę Apostolską, zasłaniano się brakiem
w konkordacie obrządku bizantyńsko-słowiańskiego. Papież musiał mianować
kolejnego kandydata, ale już nie w randze
biskupa tylko specjalnego wikariusza dla
neounii – Mikołaja Czarneckiego (więzień
Litania Loretańska – Matko Najczystsza
1.Wyjaśnienie pojęcia:
Mater castissima.
W strofach wiersza: Nieskalana – Najczystsza święty Efrem pisał:
„Nieskalana (Najczystsza), nietknięta,
cała czysta, niewinna Dziewico, Rodzi-
Matka Boża Śnieżna
cielko Boża, Maryjo! Królowo wszystkich, nadziejo pozbawionych nadziei,
Pani nasza najchwalebniejsza, wspanialsza od niebian, jaśniejsza od promieni słońca i błyskawic, czcigodniejsza
od Cherubinów, świętsza od Serafinów,
jedyna nadziejo ojców, chwało Proroków,
sławo Apostołów, chlubo Męczenników,
wesele świętych, korono wszystkich
Dziewic!(...).”
Po grzechu pierworodnym jest w naturze ludzkiej ciągła skłonność do zła.
Natomiast, według powszechnej nauki
teologów, u N.M.P. taka nadprzyrodzona
skłonność nie istnieje.
Łaska otrzymana w momencie Jej poczęcia grzechu do Niej nie dopuściła.
Bogurodzica przez całkowite zharmonizowanie ducha z ciałem stała się wzorem
człowieka doskonałego. Dlatego nazywamy Ją: „Matką Najczystszą”- Mater
Castissima.
2. Treści określające litanijne wezwanie „Matko Najczystsza”.
Niepokalana Maryja wolna od grzechu
pierworodnego na podstawie swego
poczęcia musiała jednak toczyć walkę
zewnętrzną. Widzimy to w czasie dra-
19 października 2014
sowieckich łagrów, beatyfikowany przez
Jana Pawła II).
Okres powojenny – przesunięcie granic
spowodowało, że po wojnie większość
parafii znalazła się w ZSRS, tam neounię
zlikwidowano. W Polsce pozostały tylko 4
parafie, jednakże część wiernych wysiedlono w ramach „akcji Wisła”, część przyjęła
obrządek łaciński, ostatecznie tylko jedna
parafia zachowała swój obrządek – wspomniana wyżej parafia w Kostomłotach.
Należy wspomnieć, że do 2007 roku istniał
przy parafii dom zakonny marianów gałęzi
wschodniej, długoletnim proboszczem był
właśnie – marianin Roman Piętka MIC
(zm. 2011), to dzięki jego zaangażowaniu
i staraniom parafia utrzymała się i stała
się ważnym ośrodkiem na mapie polskiego
Kościoła.
Roman Kurdybowicz
matu Kalwarii i agonii Jej Syna. Maryja
w tych zmaganiach bierze pełny udział
usymbolizowany pojęciem „miecza
boleści”.
Łaska Niepokalanego Poczęcia uczyniła
Maryję wolną od pożądliwości. Tym samym nie została pozbawiona wszelkiej
wrażliwości na cierpienie czy radość.
Maryja jest ideałem Człowieczeństwa i
Niewiasty. Była przygotowana do tego,
by móc „cieszyć się z cieszącymi, a płakać
z płaczącymi”. W każdej jednak sytuacji
wolna od nieuporządkowanej pożądliwości miała zapewnione panowanie Jej
ducha nad dziedziną zmysłów, w najszlachetniejszym tego słowa znaczeniu.
Sama wrażliwość natury zmysłowej jest
doskonałością człowieka zamierzoną
przez naszego Stwórcę.
Dlatego postać Maryi była zawsze
natchnieniem dla największych i najszlachetniejszych duchów tego świata.
Dostarczała najszlachetniejszych treści
malarzom wrażliwym na piękno, poetom opiewającym swą miłość ku Niej
i jej piękno wewnętrzne. Poezja ludowa
w pieśniach Maryjnych, w kolędach
przedstawia Ją jako Matkę czułej a
zarazem przemożnej miłości ku swemu
Synowi. Poezja często wtóruje liturgii
w hymnach o Matce pełnej boleści,
11
19 października 2014
stojącej u stóp Krzyża, o jej radościach
na widok zmartwychwstałego Syna i o
Jej uniesieniach w chwale niebieskiej.
Duchowy obraz Maryi przedstawia Ją
jako wielką pod względem uczucia, bo
pełną wszelkiej łaski i bezgranicznego
w Niej Ładu Bożego. W oparciu o cnoty
teologiczne, głównie nadzieję i miłość,
możemy zdobyć przekonanie, że obraz
duchowy Matki Najświętszej jest pełen
nie tylko łaski, ale i pełen doskonałości
natury ludzkiej - jest jej wzorem.
Mając na uwadze wielką godność Macierzyństwa Bożego jest jasne, że Maryja
nie posiada moralnych ani czysto ludzkich wad. Stwórca tak hojnie rozlewający piękno we wszechświecie, nie poskąpił
go Matce swego Syna.
3. Relacje: Matka Najczystsza
a każdy z nas.
Niepokalane Poczęcie, bezgrzeszność i
wolność od skłonności do grzechu wyróżnia N.M.P i wynosi ponad wszystkich
ludzi. Ale mimo to wiele nas łączy z
Maryją. Łączy nas wspólnota odkupienia. Dla nas konieczne jest odkupienie
Chrystusowe, ale nie mniej konieczne
było i dla N.M.P. Na równi z Maryją potrzebujemy odżywczej łaski odkupienia.
Z Maryją łączy nas łaska uświęcająca.
N.M.P. otrzymała ją już w pierwszym
momencie swego istnienia. My łaskę
uświęcającą otrzymujemy po darowaniu
win i wówczas włącza ona nas w uczestnictwo w wewnętrznym życiu samego
Boga. W tym zakresie razem z Najświętszą Panną zdani jesteśmy na miłosierdzie Boże, na równi z Nią otrzymujemy
ze źródeł Zbawiciela ożywcze zdroje
nadprzyrodzonego życia. Starajmy się,
aby nie zabrakło w nas nigdy bogactwa
łaski uświęcającej. Starajmy się także
o coraz większe szlachectwo ducha, o
doskonałość wewnętrzną, jakiej domaga
się od nas Chrystus, a która nas zbliża i
upodobnia do Maryi, Matki Najczystszej.
Przeprowadzając wewnętrzną analizę
naszego postępowania dostrzegamy w
nim często faryzeizm. Pan Bóg patrzy
w serce ludzkie i szuka w nim bezinteresownej czystości. Żąda serca wolnego
od wzruszeń gniewu, pychy, zazdrości i
12
Na Górce
innych wad. W sercu też dokonuje się
upadek i grzech. Często grzech jest wybuchem iskry, która od dawna tliła się
wewnątrz nas, bo nie została oddalona
i przebaczona. Postanowienia czynienia
dobra nie sięgnęły w głąb serca i duszy.
A właśnie chodzi o tę wewnętrzną metamorfozę duchową. Jest nieraz tak,
że nawet w dobrym działaniu szukamy
tylko swojego „ja”.
(…) Dopiero po oczyszczeniu z samolubnych uczuć i intencji w sercu jest
miejsce dla Boga. Tak uszlachetniona
dusza staje się szczególnie miłą i drogą
Matce Najczystszej.
Są prawdy, które bardzo trudno wyrazić
słowami a tylko najwyższe natchnienie
ducha wyraża ich głębię. Dlatego nasze
rozważania zakończymy poetyckim patosem Św. Efrema:
„Chwalimy Cię czysta i nieskalana
Panno, Niewinna Matko wielkiego Syna
Twego i Boga, czysta nadziejo grzeszników! Błogosławimy Cię pełna łaski, Co
zrodziłaś Chrystusa, Boga i Człowieka,
padamy przed Tobą, błagamy Cię o
pomoc, wyrwij nas, Panno Nieskalana
(Najczystsza), od wszelkich nieszczęść i
pokus szatańskich! Bądź nam Orędowniczką w godzinę śmierci i sądu! Wybaw
nas od ognia wiecznego i ciemności
zewnętrznych, racz nas obdarzyć łaską
swego Syna, Panno i Matko najsłodsza!
Tyś jedyną nadzieją chrześcijan przed
Bogiem, Jemu cześć i chwała, moc i
potęga na wieki!”
W innym miejscu św. Efrem pisze:
„Pod Twoją obronę uciekamy się! Przed
Tobą upadamy, pokornie wołając i prosząc, aby Twój Syn, nasz Zbawiciel i
Dawca wszelkiego życia mimo naszych
grzechów nie odsunął nas od siebie.
Błagamy, abyśmy mogli dojść do Chrystusa i wejść do onych mieszkań, gdzie
nie ma łez, ani smutku, ani nieszczęść,
ani śmierci, ani udręki, lecz radość bez
końca, wesele, chwała i jasność”.
Gdybyśmy i my umieli tak chwalić Maryję i opiewać Jej cześć, jak św. Efrem,
bylibyśmy szczęśliwi.
Stanisław Lesiewicz
Nr 4 (184)
Objawienia w Belgii
w 1932 i 1933 roku –
kontynuacja Fatimy.
Zupełnie niespodziewanie znaleźliśmy się
tego lata w maleńkiej miejscowości Beauraing na południu Belgii tuż koło granicy
z Francją, gdzie miały miejsce pod koniec
1932 roku bardzo szybko uznane przez
Kościół objawienia. Piętnaście lat po objawieniach w Fatimie Maryja pokazała się
33 razy pięciorgu dzieciom w czasie całego
Adwentu i do 3 stycznia następnego roku.
29 listopada 1932 roku Fernanda (15 lat),
Gilberta (13 lat) i Alberto Voisin (11 lat)
oraz Andrea (14 lat) i Gilberta Degeimbre
(9 lat) wychodząc ze szkoły, zobaczyli w
szkolnym ogrodzie piękną kobietę w wieku ok. 18-20 lat, ubraną w białą, długą,
promieniejącą światłem suknię. Poruszała
się nad ziemią, oczy miała skierowane ku
niebu, a w złożonych dłoniach trzymała
różaniec. Tego dnia nie podeszła do dzieci.
Przybywała najpierw nad tory kolejowe,
które w tym miejscu biegły wiaduktem,
a pod nim znajdowała się droga. Matka
Boża pokazywała się na skrzyżowaniu
dróg kolejowej i miejskiej, przyszła na
skrzyżowanie naszych ziemskich dróg.
W następnych widzeniach coraz bardziej
zbliżała się do dzieci, które widziały ją w
krzaku głogu do dziś tam rosnącego. Dzieci uczęszczały do pensjonatu prowadzonego przez siostry zakonne nieopodal tego
wiaduktu, bo objawienia miały miejsce na
terenie należącym do sióstr. Kiedy widzący
Maryję poinformowali siostry o tym, Kogo
widzieli, one zamknęły ogród wokół pensjonatu, by zapobiec sensacjom. Chodziło o
utrudnienie dzieciom przybywania na odpowiednią porę w to samo miejsce. Matka
Najświętsza powiedziała im, że przychodzi
jako Dziewica Niepokalanie Poczęta,
Matka Boga, Królowa Nieba. Prosiła o
wybudowanie w tym miejscu kaplicy, by
mogli przybywać pielgrzymi. Co roku 22
sierpnia odbywa się do Beauraing piesza
pielgrzymka międzynarodowa. Matka
ukazując się przypominała o modlitwie.
„Módlcie się dużo, módlcie się zawsze!”
- mówiła. Obiecała „Ja nawrócę grzeszników”. I rzeczywiście mają miejsce tam
Nr 4 (184)
od samego początku liczne nawrócenia
i uzdrowienia. Ostatnie pytanie Maryi,
„Czy kochacie Mojego Syna?”, wskazywało na Jej rolę w doprowadzaniu nas
do Jezusa. Następne pytanie i zarazem
prośba brzmiała: „Czy kochacie Mnie? A
więc poświęćcie się dla Mnie!” W jednym
z ostatnich spotkań, gdy dzieciom powierzane były indywidualne tajemnice, jedna
z dziewcząt zobaczyła spod uchylonego
płaszcza złote serce Maryi i z niego bijące
promienie. Dlatego tę Matkę Najświętszą
nazywają Maryją ze złotym sercem i tak
ją przedstawiają. Objawienia w Beauraing
zostały uznane przez Kościół już w 1949
roku. Matka do swoich dzieci przychodziła
i po dziś dzień przychodzi, gdy ma się coś
wielkiego i przeważnie strasznego wydarzyć. Uznane przez Kościół objawienia
prywatne w XX wieku poprzedzały ważne
i tragiczne wydarzenia. W Fatimie Matka
Boża ukazała się podczas I wojny świato-
Na Górce
wej, na kilka miesięcy przed wybuchem rewolucji październikowej w Rosji. W dwóch
belgijskich miejscowościach: Beauraing
i Banneux, objawiała się na przełomie
1932 i 1933 roku, na kilka miesięcy przed
dojściem do władzy w Niemczech Adolfa
Hitlera. W Europie źle się wtedy działo.
Koniec 1932 roku w ogóle nie był dla
Europy pomyślny. Kontynent od trzech
lat był pogrążony w głębokim kryzysie
ekonomicznym. We Włoszech rządzili już
faszyści, w ZSRR Stalin zaostrzał represje. W innych krajach demokracja była
coraz słabsza, malała też religijność. Górę
brały antydemokratyczne i antyreligijne
partie komunistyczne i faszystowskie.
W najbliższych latach miało być coraz
gorzej, mimo że kryzys ekonomiczny
został przezwyciężony. W tym kontekście
można rozumieć objawienia w Belgii jako
kontynuację Fatimy.
W 1985 roku Jan Paweł II odwiedził
Święto Podwyższenia Krzyża w naszej Parafii
W Święto Podwyższenia Krzyża w
naszej Parafii uroczystej Eucharystii
– sumie odpustowej przewodniczył ks.
Tadeusz Szarek obchodzący w tym
roku 50-lecie święceń kapłańskich, a
kazanie wygłosił ks. dr Emil Furtak –
również jubilat, 25-lecie kapłaństwa.
fot. B.Grabowska
Każdego roku 14 września nasza Święta Matka Kościół ukazuje nam krzyż,
w którym jest nasze zbawienie, życie i
zmartwychwstanie. Do roku 1960 „drzewo krzyża” w czasie roku liturgicznego
było czczone dwukrotnie (oczywiście poza
liturgią wielkopiątkową). Pierwsze święto
19 października 2014
fot. B.Grabowska
Maryję ze złotym sercem w dniu swoich
urodzin i modlił się pod Jej białą figurą
wśród krzaku głogu.
bg
przypadało na dzień 3 maja (Inventio
Sanctissimus Crucis – Znalezienie Krzyża
Świętego), a drugie na dzień 14 września
(Exultationis Sanctae Crucis – Podwyższenie Krzyża Świętego). Daty te miały
swój początek w dwóch bardzo istotnych
wydarzeniach historycznych.
Data 14 września wiąże się z odnalezieniem relikwii Krzyża św. Krzyż, na którym
umarł Chrystus, został po Jego śmierci
wrzucony do nieużywanej cysterny czyli
potężnego zbiornika wydrążonego w skale
u stóp Golgoty, służącego do przechowywania deszczówki. Z „Historii Kościoła”
napisanej przez Sokratesa Scholastyka
żyjącego IV/V w. dowiadujemy się, że Apostołowie i pierwsi chrześcijanie w gminie
jerozolimskiej otaczali kultem miejsce,
w którym Jezus został ukrzyżowany, a
zwłaszcza Jego grób.
Pomimo zniszczenia Jerozolimy przez
wojska cesarza Tytusa w roku 70, kult
ten trwał nadal, aż do wybuchu w 131 r.
drugiego powstania żydowskiego. W 135 r.
Jerozolima została zdobyta przez Rzymian,
a powstanie żydowskie zdławione. Gmina
chrześcijańska ze względu na swoje pochodzenie i skład etniczny musiała opuścić
Jerozolimę, gdyż Rzymianie nie odróżniali
13
19 października 2014
chrześcijan od żydów, którym nakazano
opuścić miasto.
Na gruzach świętego miasta cesarz Hadrian założył nowe, z układem urbanistycznym typowym dla miasta rzymskiego,
które nazwał Aelia Capitolina. Na rozkaz
cesarza miejsce kultu żydowskiego zostało
zamienione w centrum kultu pogańskiego.
Również miejsce ukrzyżowania Chrystusa
i Boży Grób zostały przekształcone na
ośrodki pogańskiego kultu. Na wzniesieniu
Golgoty Rzymianie zbudowali Forum i Kapitol z posągami bóstw – w miejscu Grobu
Chrystusa stanął posąg Jowisza, natomiast
na Golgocie statua Wenery.
Po przyznaniu chrześcijanom w 313 r.
przez cesarza Konstantyna Wielkiego
pełnej wolności religijnej, wierzący w Chrystusa przystąpili do odszukania krzyża
oraz miejsc, gdzie umarł i zmartwychwstał
Jezus. Jednym ze świadectw odszukania
Krzyża Świętego jest wspomniane już
dzieło Sokratesa Scholastyka. Scholastyk
podaje w nim wiadomości o pielgrzymce
cesarzowej Heleny do Ziemi św. w 325
r. W relacji tej przedstawia wydarzenia
związane z odnalezieniem przez św. Helenę nie tylko Golgoty lecz także krzyży, do
których przybici byli Jezus i dwaj łotrowie:
Scholastyk tak pisze:
(...) „Matka cesarza dowiedziała się o tym
wszystkim. Kiedy więc kazała usunąć posąg
bóstwa, wybrać ziemię z tego miejsca i oczyścić je z nawarstwień, znajduje trzy krzyże
w grobie: jeden najświętszy, na którym rozpięto kiedyś Chrystusa, dwa inne natomiast
- na których zmarli ukrzyżowani z nim
łotrowie. Równocześnie znaleziono także
tabliczkę Piłata, na której obwieścił on w
różnych językach i za pośrednictwem różnych alfabetów, że ukrzyżowany Chrystus
był królem żydowskim. A ponieważ nie było
pewności co do tego, który ze znalezionych
krzyży jest poszukiwanym Krzyżem, nie
byle jakie zmartwienie przeżywała matka
cesarza. Wkrótce jednak usuwa powody
smutku biskup Jerozolimy, noszący imię
Makary. Rozprasza on wątpliwości, idąc za
światłem wiary. Prosi bowiem Boga o znak
i otrzymuje go. A znak ten był taki: pewna
kobieta, jedna z mieszczanek Konstantynopola, od dawna ciężką złożona chorobą, bliska już była śmierci. Rozkazał tedy biskup,
14
Na Górce
by do łoża umierającej przyniesiono kolejno
każdy z trzech krzyży: wierzył on niezłomnie, że kobieta wyzdrowieje, jeśli dotknie
świętego Krzyża. I nie zawiódł się w swej
nadziei. Kiedy bowiem przynoszono jeden
po drugim krzyże, nie będące drzewem Męki
Pańskiej, kobieta w dalszym ciągu bliska
była śmierci, tak jak i poprzednio. Skoro
jednak wniesiono trzeci krzyż, ten prawdziwy, umierająca natychmiast nabrała
sił i całkowicie wróciła do zdrowia. W ten
sposób odnalezione zostało drzewo Krzyża
Świętego”.
Największą część relikwii Krzyża Świętego
cesarzowa Helena przekazała do Bazyliki
Bożego Grobu w Jerozolimie, drugi fragment przesłała do Konstantynopola, a
trzecią część przywiozła do Rzymu wraz
z innymi relikwiami Męki Pańskiej oraz
ziemią z Golgoty.
W dziesiątą rocznicę odnalezienia krzyża,
dnia 13 września 335 roku poświęcono
Kościół Bożego Grobu – Martyrium oraz
Kościół Zmartwychwstania Chrystusa –
Anastasis. Następnego zaś dnia w Bazylice
Martyrium po raz pierwszy pokazano wiernym drzewo krzyża, by mogli mu oddać
cześć. Po rozpowszechnieniu się relikwii
krzyża po świecie na wzór Jerozolimy, a
później i Rzymu, zaczęto dzień ten corocznie świętować w całym Kościele.
W niektórych kręgach modne stało się
podważanie prawdziwości relikwii Krzyża
św. przy pomocy argumentu wymyślonego
przez Erazma z Rotterdamu, który twierdził, że: „nawet okręt handlowy nie wystarczyłby, żeby zgromadzić w jednym miejscu
wszystkie części Krzyża naszego Pana,
pokazywane w niezliczonych miejscach”.
Nr 4 (184)
By obalić ten argument, francuski badacz
Charles Rohault de Fleury obliczył, że
całkowita objętość drewna (sosny czarnej)
zużytego do wykonania krzyża wynosiła
36 000 cm3 a objętość wszystkich znanych
relikwii Krzyża św. wynosi zaledwie 4000
cm3 czyli 1/9 objętości krzyża, na którym
umarł Pan Jezus.
Z punktu widzenia naukowego wszelkie
obawy co do autentyczności znaleziska
rozwiewają współczesne badania fragmentu wspomnianej drewnianej tabliczki
z wypisaną winą skazańca, która jest
przechowywana w bazylice Santa Croce
in Gerusalemme w Rzymie. W 1997 roku
niemiecki historyk Michael Hesemann
dał do zbadania tę inskrypcję najwybitniejszym paleografom izraelskim, nie mówiąc jednak skąd ona pochodzi i wszyscy,
pracując niezależnie, zgodnie stwierdzili,
że inskrypcja ta nie może być podróbką i
najprawdopodobniej pochodzi z I w.
Data 3 maja z kolei związana była z odzyskaniem krzyża przez cesarza Herakliusza.
W 614 roku Palestyna została zdobyta
przez wojska perskie pod wodzą Chosroesa
II. Persowie spalili wszystkie kościoły w
Jerozolimie, zamordowali ponad 26 tys.
chrześcijan a 35 tys. wzięli w niewolę
oraz wywieźli z miasta srebrną skrzynię
z relikwiami Drzewa Krzyża Świętego. To
wydarzenie zintensyfikowało kult utraconej relikwii Krzyża świętego w całym ówczesnym chrześcijańskim świecie. Lata te,
to czas nieustannych rozważań i modlitw
związanych z Krzyżem i jego odzyskaniem.
W 622 r. cesarz Herakliusz wyruszył z Konstantynopola przeciw Persom i 3 maja 628
r. odzyskał cenne relikwie, który następnie
uroczyście sam wniósł do Jerozolimy, wchodząc do niej przez Bramę Złotą. Legenda
podaje, że cesarz niosący Krzyż ubrany był
w drogocenne szaty, ale jakaś tajemna moc
nie pozwalała mu wejść do miasta. Dopiero
pouczony przez biskupa Jerozolimy Zachariasza zdjął bogaty strój i boso wniósł
relikwie Krzyża św. aż do odbudowywanej
po zniszczeniu Bazyliki Bożego Grobu.
Z powyższego przedstawienia wydarzeń
leżących u podstaw dzisiejszego święta
wynika, że łączy je fakt odnalezienia i
odzyskania Krzyża św. Podjęte działania
zmierzające do odzyskania relikwii Krzy-
Nr 4 (184)
ża św. inspirowane głęboką pobożnością
wymagały wielkiego nakładu sił i środków.
Ponieważ poszukującym nie zabrakło ani
środków, ani determinacji, osiągnęli zamierzony cel.
Moi Drodzy, podobnie jak cesarzowa Helena miała sen, który zainspirował ją do
poszukiwania Krzyża św. i ja miałem sen-marzenie. Otóż śniło mi się, że my wszyscy
dziś tu obecni, będziemy szczęśliwymi
znalazcami Krzyża św. tak jak cesarzowa
św. Helena i jak cesarz Herakliusz. Śniłem,
że i my odnajdziemy i odzyskamy, już nie
tyle święte relikwie, co najpełniejszy sens
znaku krzyża w naszym życiu. A mówiąc o
znaku krzyża, mam na myśli jedynie gest.
Ten gest znaku krzyża, którym zostały
opieczętowane nasze czoła w sakramencie chrztu św. i który był naszą pierwszą
modlitwą, którą uczyły nas nasze mamy,
cierpliwie pomagając nam kreślić znak
krzyża naszą dziecinną rączką. Miałem
sen-marzenie, że od dziś każdy wykonywany przez nas gest znaku krzyża, będzie
świętem jego podwyższenia, że data 14-ty
września będzie upamiętniać nie tylko
historyczne odnalezienie relikwii Krzyża
św., ale również nasze osobiste jego odzyskanie. Sen piękny ale co zrobić, by stał się
rzeczywistością?
Aby spełnił się ten sen, tak jak sen cesarzowej Heleny, nie może i nam zabraknąć
determinacji i konsekwencji, jaką mieli ci,
którzy poszukiwali relikwii Krzyża św. a
później odzyskali je z rąk nieprzyjaciół.
Nasze odkrywanie Krzyża musimy rozpocząć od przypomnienia sobie, że czyniąc
znak krzyża, wspominamy nasz chrzest, to,
że jesteśmy własnością Boga oraz fakt, iż
wszelkim naszym poczynaniom życiowym
towarzyszy błogosławieństwo krzyża. Tak
pisał o tym Tertulian już w 211 roku: „Gdy
coś zaczynamy i gdy już coś robimy, na
początku i na końcu, w czasie ubierania
się i nakładania butów, przed kąpielą,
gdy podchodzimy do stołu, gdy zapalamy
świece, gdy udajemy się na spoczynek lub
siadamy na krześle, w czasie codziennej
krzątaniny kreślimy na czole znak krzyża”.
Dalej musimy mieć świadomość, że każde
przeżegnanie się stanowi wyznanie wiary
w Chrystusa. Ojcowie Kościoła podkreślali, że krzyż jest symbolem, w którym
Na Górce
streszczają się najistotniejsze prawdy wiary
chrześcijańskiej. Św. Jan Damasceński,
siedmiowieczny doktor Kościoła pisze:
„Krzyż Pana naszego Jezusa Chrystusa,
a nie cokolwiek innego, zwyciężył śmierć,
zgładził grzech praojca, pokonał piekło,
darował nam zmartwychwstanie, udzielił
siły do wzniesienia się ponad doczesność
i ponad samą śmierć, zgotował powrót
do dawnej szczęśliwości, otworzył bramy
raju, umieścił naturę naszą po prawicy
Boga, uczynił nas Jego dziećmi i dziedzicami”. Cyryl Jerozolimski żyjący w IV w.
pouczał zaś w swoich katechezach: „Nie
wstydźmy się wyznać Ukrzyżowanego!
Ufnie uczyńmy znak krzyża palcami na
czole i na wszystkim, na chlebie, który
spożywamy, na kielichu, który pijemy, przy
wejściu i wyjściu, przed snem kładąc się na
spoczynek, przy wstawaniu, chodzeniu i
spoczynku! Jest on wielką obroną. Od Boga
jest dany jako łaska. Krzyż jest znakiem
wierzących, postrachem szatanów”.
Następnie musimy pamiętać, że przeżegnanie się nie może być pustym gestem, ale
musi wyrażać prawdę naszego serca. Jan
Chryzostom, również wielki święty z IV w.,
napominał chrześcijan, by znak krzyża nie
był tylko gestem niejako zewnętrznym, lecz
by żegnali się także w duchu: „Gdy tylko
żegnasz się znakiem krzyża, weź sobie do
serca wszystko, co jest w krzyżu; stłum
gniew i wszelkie pozostałe namiętności!
Gdy się żegnasz, wypełnij swoje czoło
wielką ufnością, uczyń swoją duszę wolną!
(...) Nie powinno się jednak czynić znaku
krzyża tak po prostu - jednym palcem, lecz
najpierw sercem, pełnym najgłębszej wiary.
Gdy w ten sposób kreślisz go na swoim czole, nie zbliży się do ciebie żaden nieczysty
duch, ponieważ widzi broń, która go rani,
miecz, który zadał mu cios śmiertelny”.
Wreszcie gest znaku krzyża jest wyrazem
gotowości i zobowiązaniem, by wziąć swój
własny krzyż i pójść za Chrystusem. Dźwigać krzyż oznacza przede przyjąć i mężnie
realizować to, czego w życiu żąda od nas
Bóg, jak również uczyć się nowej mądrości
i cnoty przyniesionych przez krzyż. Wspomniany już Chryzostom wzywa chrześcijan, by żyjąc nieśli swój krzyż: „Czyż Twój
Pan nie został przybity do drzewa krzyża?
Naśladuj Pana w inny sposób! (…) Ukrzy-
19 października 2014
żuj się sam, nawet wtedy, gdy nikt nie karze
cię śmiercią krzyżową. Ukrzyżuj się sam,
nie po to, by się - broń Boże - samemu zabić, to byłoby czynem bezbożnym, lecz jak
mówi Paweł: świat stał się ukrzyżowany
dla mnie, a ja dla świata (Ga 6, 14). Gdy
kochasz swojego Pana, umieraj tą samą
śmiercią co On!”
Gest znaku krzyża w starożytności kreślony był na czole. Zwyczaj ten sięga swoimi
korzeniami już pierwszego wieku. Według
Chryzostoma czoło jest najszlachetniejszą
częścią ludzkiego ciała: „Bowiem ten znak
wszyscy bezustannie czynią na najszlachetniejszej części swojego ciała i codziennie
noszą go na czole jak na kolumnie”. W starożytności istniał również zwyczaj kreślenia krzyża kciukiem na czole, ustach i piersiach, który oznacza, że nasze myśli, słowa
i uczucia naznaczone są miłością Jezusa.
Dopiero w Średniowieczu upowszechnił się
zwyczaj żegnania się całą dłoń od czoła do
brzucha, a potem od lewego ramienia ku
prawemu. Gestem tym wyrażamy wiarę
w to, że jako ludzie stworzeni jesteśmy
na kształt krzyża, że tylko Chrystus może
połączyć wszystkie sprzeczności naszej
ludzkiej natury. Czoło jest symbolem myślenia, brzuch siły witalnej i seksualności,
lewe ramię symbolizuje to, co nieświadome, prawe - to, co świadome. Jako ludzie
zostaliśmy uformowani na kształt krzyża i
czyniąc jego znak przyznajemy się do tego.
Równocześnie wyrażamy naszą wiarę, iż
wszystko, co jest w nas, jest naznaczone,
pobłogosławione i przemienione przez
ukrzyżowaną miłość Boga.
Moi Drodzy, zakończmy nasze rozważania
słowami Romano Guardiniego, wielkiego
dwudziestowiecznego teologa i liturgisty,
który zachęca: „Czyniąc znak krzyża, czyń
go starannie. Nie taki zniekształcony, pośpieszny, który nie wiadomo, co oznacza.
Czyń powoli duży, staranny znak krzyża:
od czoła do piersi, od jednego ramienia do
drugiego, czując, jak on cię całego ogarnia.
Staraj się skupić wszystkie swoje myśli i
zawrzyj całą siłę swojego uczucia w tym
geście kreślenia krzyża...”. Niech zatem
każde nasze przeżegnanie się będzie świętem Podwyższenia Krzyża. Amen.
15
19 października 2014
Rocznice i jubileusze
„...bo to będzie dla was jubileusz,
to będzie dla was rzecz święta.”
Kpł 25,12
Czytając Stary Testament można
natknąć się w Księdze Kapłańskiej
na szczegółowy opis świętowania
Roku Szabatowego i Roku Jubileuszowego. Jasno z tego wynika,
że radosne świętowanie kolejnych
rocznic czy jubileuszy to nie jest
coś wymyślone przez człowieka, ale
jest to jeden z darów jaki człowiek
otrzymał od Boga. I dobrze gdy człowiek umie z tego daru skorzystać,
bo radosne świętowanie to oddawanie chwały należnej Bogu za czas,
który nam dał do wypełnienia naszego powołania. I choć przepisy te
zawarte są w Księdze Kapłańskiej,
to przecież odnoszą się do całego
narodu wybranego.
16
Na Górce
Rok bieżący 2014 jest w naszej parafii
pod tym względem wyjątkowy - rocznica
konsekracji kościoła, okrągłe rocznice
święceń kapłańskich: czterdziesta,
dwudziesta, dziesiąta. Uroczyście obchodziliśmy to w maju - dostojna liturgia, okolicznościowe kazanie, życzenia.
Wrześniowy odpust parafialny na Podwyższenie Krzyża Świętego też pełen był
jubileuszowych odniesień. Głównym celebransem Sumy odpustowej był kapłan,
który w tym roku obchodzi 50 rocznicę
kapłaństwa, a kaznodzieją jest kapłan
z 25 letnim kapłańskim stażem, co tak
wyraźnie było podkreślane. Cieszymy się
razem z nimi. Pamiętamy o nich i wraz
z kapłanami staramy się, na ile możemy,
brać udział w tym świętowaniu. Wszak
jesteśmy sobie nawzajem potrzebni. Kapłani przecież wywodzą się z rodzin, bo
kapłaństwo rodzi się właśnie w rodzinie
i ustanawiani są po to, by służyć rodzinom. Sakramentu małżeństwa udzielają
sobie nawzajem narzeczeni w obecności
kapłana, który to małżeństwo potwierdza i błogosławi. Jakże cenne jest dla
Nr 4 (184)
nas, małżonków, to kapłańskie błogosławieństwo. To i każde błogosławieństwo.
Tym bardziej specjalne błogosławieństwo
udzielane przy okazji na przykład małżeńskich rocznic czy jubileuszy.
Dlatego właśnie wydaje nam się, że Msza
Święta, o którą proszą, przeżywający
swój jubileusz małżonkowie, mogłaby
mieć bardziej świąteczny charakter.
Jest wiele przykładów wspaniałych uroczystości z tym związanych i naprawdę
radosnego świętowania. Sami w naszych
wspomnieniach mamy przykłady świętowania naszych dziadków i rodziców.
Ale mamy też wspomnienia, gdy tak
naprawdę niewiele było potrzeba, by
Msza Święta z okazji małżeńskich rocznic różniła się od innych sprawowanych
codziennie w naszym kościele. Wprowadzenie w liturgię, króciutka homilia
okolicznościowa, odpowiednie modlitwy
i błogosławieństwo dla jubilatów, może
Komunia Święta pod dwoma postaciami
dla przeżywających swój jubileusz małżonków. Dodatkowym przeżyciem może
być odnowienie z tej okazji przyrzeczeń
małżeńskich. Naprawdę niewiele, a jakże
inne przeżycia dla jubilatów, rodziny,
świadectwo dla innych uczestników
liturgii.
Bo teraz tak bardzo potrzeba nam świadectwa. W tym tak nagle i tak bardzo
zmieniającym się świecie, gdzie tak
łatwo odrzuca się tradycyjne wartości,
gdzie małżeństwa zawierane są coraz
później albo pozostaje się w związkach
nieformalnych, niesakramentalnych,
potrzeba nam świadectwa. Świadectwa,
że można wytrwać w powołaniu do małżeństwa przez te kilkadziesiąt lat i być
radosnym i z radością dziękować za to
Bogu. W naszej parafii podejmujemy modlitwę za małżeństwa niesakramentalne.
I dobrze, cenna to inicjatywa, bo każdy z
nas potrzebuje dużo modlitwy. Tym bardziej więc, może uroczyściej obchodzone
świętowanie jubileuszy małżeńskich,
będzie dla nich świadectwem i stanie
się zachętą do pozytywnego załatwienia
swych spraw z Panem Bogiem.
(M. i B.)
Nr 4 (184)
Na Górce
ŚDM – potrzebna modlitwa!
Światowe Dni Młodzieży odbędą się w dn. 26-31 lipca 2016 r. w
Krakowie. Hasłem spotkania będą
słowa z Ewangelii św. Mateusza:
Błogosławieni miłosierni, albowiem
oni miłosierdzia dostąpią. Od kilku
miesięcy w naszym mieście trwają
przygotowania do tego wydarzenia.
Symbolami ŚDM jest Krzyż Roku Świętego i ikona Matki Bożej Salus Populi
Romani. Krzyż Roku Świętego, zwany
także Krzyżem Młodych, towarzyszy spotkaniom od początku, czyli od 1984 roku.
Podarował go młodzieży 22 kwietnia w
Niedzielę Zmartwychwstania Pańskiego
św. Jan Paweł II. Na Krzyżu widnieje napis: „Nieście go po całej ziemi jako znak
miłości Pana Jezusa do całej ludzkości i
głoście wszystkim, że zbawienie i odkupienie jest tylko w Chrystusie umarłym
i zmartwychwstałym”.
Od 2003 roku świadkiem ŚDM jest także
kopia ikony Matki Bożej Salus Populi
Romani, Opiekunki Ludu Rzymskiego,
czczonej w Capella Paolina w bazylice
Matki Bożej Większej w Rzymie. W ikonografii obrazowi tego typu nadawana
jest nazwa „Hodogetria”, co oznacza
„Przewodniczkę Drogi”. Pan Jezus
spoczywa na lewym ramieniu Maryi i
wzrok ma skierowany w Jej kierunku.
Matka Boża patrzy na ludzi, którym
Jezus błogosławi lekko uniesioną dłonią.
Najświętszej Maryi Pannie wyrażonej w
tej ikonie tradycja przypisuje wstawiennictwo w cudownych ocaleniach Rzymu,
m.in. od zarazy podczas pontyfikatu
św. Grzegorza Wielkiego w X w. Przed
Opiekunką Ludu Rzymskiego modlił
się także papież Paweł VI, który ogłosił
19 października 2014
Maryję Matką Kościoła. Ikona została
ukoronowana przez papieży: Klemensa
VIII (w l. 1592-1605), Grzegorza XVI
(15 sierpnia 1838 r.), oraz Piusa XII
(1 listopada 1954 r. w Roku Maryjnym,
w stulecie przyjęcia dogmatu o Niepokalanym Poczęciu). Koronacje papieskie są
wyrazem czci dla Maryi za Jej udział we
Wcieleniu Chrystusa.
Światowe Dni Młodzieży są przedsięwzięciem ogromnym, wymagającym
nie tylko dobrej organizacji, logistyki i
kreatywności, ale przede wszystkim jedności. Organizatorom i wolontariuszom
potrzebna jest bardzo nasza modlitwa.
To zawsze możemy dla nich zrobić! W
naszej parafii znajdują się miniatury
symboli ŚDM, które każdy z nas może
zabrać do domu na jedną, albo dwie doby.
Możemy wtedy przed nimi pomodlić się
w intencji młodych. Niech to będzie nasz
wkład w życie Kościoła. Chęć zabrania
do domu miniatur należy zgłosić przed
Mszą Świętą w zakrystii. Przekazanie
Krzyża i ikony Matki Bożej następuje
po Eucharystii.
Małgorzata Czekaj
17
19 października 2014
Na Górce
Nr 4 (184)
Świętych obcowanie:
Adam Chmielowski – Brat naszego Boga
W jednym z wcześniejszych numerów
Na Górce pisałem o Słudze Bożym Janie
Tyranowskim – krawcu z Dębnik. Był on
jedną z ważniejszych osób, którą na swej
drodze do świętości spotkał Jan Paweł
II. Przypomnę – Ojciec Święty studiował
początkowo polonistykę, pociągała go
sztuka: tworzył, pisał, grał w Teatrze
Rapsodycznym – tak widział swoje powołanie. Jednak w 1942 roku wybrał inną
drogę – wstąpił do tajnego Seminarium
Duchownego.
Na taką decyzję Ojca Świętego miał
wpływ inny wielki człowiek związany z
Krakowem – Brat Albert Chmielowski.
W książce Dar i Tajemnica, Jan Paweł
II napisał: „W dziejach polskiej duchowości św. Brat Albert posiada wyjątkowe
miejsce. Dla mnie jego postać miała znaczenie decydujące, ponieważ w okresie
mojego własnego odchodzenia od sztuki,
od literatury i od teatru, znalazłem w
nim szczególne duchowe oparcie i wzór
radykalnego wyboru drogi powołania”.
***
Adam Chmielowski, urodził się w 1845
roku w Igołomii, w ziemiańskiej rodzinie
Brat Albert, zdjęcie z 1915 roku
18
Wojciecha i Józefy z domu Borzysławskiej.
Wyjeżdżając z Krakowa przez Nową
Hutę w kierunku Sandomierza, przed
lotniskiem w Pobiedniku mijamy przystanki: Cło i Komora. Te dziwne nazwy
są świadectwem istnienia w tym miejscu
granicy między zaborami, zresztą i dziś
tutaj przebiega granica miasta Krakowa.
Igołomia leżąca cztery kilometry dalej
znajdowała się już we władaniu Cara
Rosji, a nie Cesarza Austrii.
Po śmierci ojca (1853) rodzina Chmielowskich przeprowadza się do Warszawy.
Adam uczy się najpierw w Korpusie Kadetów w Petersburgu, potem w Warszawie,
zaś po śmierci matki (1859) w Instytucie
Politechnicznym i Rolniczo-Leśnym w
Nowej Aleksandrii (obecnie Puławy).
Naukę przerywa wybuch Powstania
Styczniowego, Adam Chmielowski bierze udział w walkach, trafia do niewoli
austriackiej, z której ucieka. Wraca do
oddziałów powstańczych, w bitwie z Rosjanami pod Mełchowem zostaje ranny i
ponownie trafia do niewoli, tym razem
rosyjskiej. Postrzał otrzymany w lewą
nogę jest tak poważny, że konieczna jest
amputacja kończyny, którą przeprowadzono w prymitywnych warunkach, bez
znieczulenia.
Po upadku powstania, staraniem rodziny
wydostaje się z niewoli i aby uniknąć
zesłania, wyjeżdża do Paryża. W 1864
roku ogłoszono amnestię, Adam wraca
do kraju, podejmuje studia malarskie
w Warszawie, które jednak zmuszony
jest przerwać. Ponownie wyjeżdża za
granicę najpierw do Gandawy w Belgii,
potem Paryża, w końcu do Monachium
gdzie w 1870 został oficjalnie przyjęty w
poczet studentów Królewskiej Akademii
Sztuk Pięknych. Monachijska Akademia
Sztuk była w XIX wieku najważniejszą
uczelnią artystyczną Europy. Większość
wielkich polskich malarzy tego okresu,
również studiowała w jej progach: Matejko, Maksymilian i Aleksander Gierymscy,
Józef Brandt, Wojciech Kossak, Leon
Wyczółkowski, Walery Eljasz-Radzikowski, czy Stanisław Witkiewicz. Adam
Chmielowski związał się tam z kręgami
polskiej kolonii artystycznej, szczególnie
przyjaźnił się z braćmi Gierymskimi
i Józefem Brandtem. Postrzegany był
zarówno jako utalentowany malarz, jak i
autorytet w zakresie teorii sztuki. W 1874
Adam Chmielowski powrócił do kraju,
początkowo zamieszkał w Krakowie. Rok
później przeniósł się do Warszawy, gdzie
wspólnie ze Stanisławem Witkiewiczem
i Józefem Chełmońskim tworzył w pracowni malarskiej w Hotelu Europejskim.
Bywał w salonie artystyczno-literackim
Heleny Modrzejewskiej, uczestniczył w
wystawach, publikował prace z zakresu
estetyki. W 1879 przeniósł się do Lwowa, gdzie mieszkał wspólnie z innym
wybitnym malarzem – Leonem Wyczółkowskim.
Środowisko artystyczne nie dawało mu
jednak radości. Jego serce drążył głęboki
niepokój i pytanie o sens życia, o zbawienie. Pragnąc zaspokoić aspiracje swej
duszy zdecydował się na życie zakonne.
Nie wiemy, kiedy pojawiło się w przyszłym
świętym to powołanie, czy miała na nie
wpływ śmierć bliskiego przyjaciela, malarza Maksymiliana Gierymskiego, czy
może odrzucenie przez rodzinę Siemieńskich – rozdzielające go od ukochanej,
czy może fascynacja dziełem i życiem
renesansowego mistrza Fra Angelica,
który także wstąpił do zakonu? Zapewne
decyzja narastała latami. W 1880 roku
Chmielowski odbywa rekolekcje u jezuitów w Tarnopolu, a po nich (mając 35
lat) rozpoczyna nowicjat w klasztorze
jezuitów w Starej Wsi koło Brzozowa na
Podkarpaciu.
Niestety kilkumiesięczny pobyt w zakonie
kończy się dla niego katastrofą. Adam
Chmielowski zostaje usunięty z nowicjatu, jako przyczynę zapisano: choroba,
zaburzenia umysłowe. W stanie poważnej
depresji, Adam trafia do szpitala psychiatrycznego w Kulparkowie pod Lwowem.
Nr 4 (184)
Po pewnym czasie, wobec braku poprawy,
brat Stanisław zabiera go ze szpitala
do swojego majątku w Kudryńcach nad
Zbruczem. Depresja przybierała na sile,
krewna Chmielowskiego wspominała ówczesnego Adama: „pogrążony w smutku,
całymi dniami siedział w swoim pokoiku
milczący, przygnębiony, nie przyjmując
pokarmu ani napoju, zanurzony w strasznym cierpieniu wewnętrznym”. Po latach,
już jako Brat Albert opisywał swój stan:
„byłem przytomny, nie postradałem zmysłów, ale przechodziłem okropne męki
i katusze, i skrupuły najstraszliwsze”.
Z depresji Adama Chmielowskiego wybawiło spotkanie z ks. Pogorzelskim,
który przekonał chorego, iż miłosierdzie
Boże jest nieograniczone, a dzięki sakramentowi pokuty, odnalazł wewnętrzną
równowagę. Ksiądz Pogorzelski polecił
Chmielowskiemu pisma św. Jana od
Krzyża, który pisał o „nocy ciemnej”,
jaką przejść musi dusza w drodze do
„żywego płomienia miłości Bożej”. Noc
ciemna – choroby i cierpienia duchowego
– wypaliła wnętrze Świętego z pragnienia
sławy własnej, uwrażliwiła na bliźnich,
zwłaszcza tych najbiedniejszych. Adam
Chmielowski zapatrzony w św. Franciszka z Asyżu, porzuca malarstwo, aby
służyć „Pani Biedzie”.
***
Po przeprowadzce w 1884 roku do
Krakowa przyjmuje habit III Zakonu
św. Franciszka, zaczyna posługę wśród
bezdomnych i biednych. 25 sierpnia 1888
roku złożył na ręce biskupa Dunajewskiego śluby zakonne, dzień ten jest uważany
za początek zakonu Braci Albertynów. W
liście do rodziny napisał: Obiit Adamus
Chmielowski, natus est frater Albertus
(Umarł Adam Chmielowski, narodził się
brat Albert). Początkowo pomagał ubogim
w swoim mieszkaniu, w 1888 przejął od
miasta zarząd nad tzw. ogrzewalnią miejską, którą potem przekształcił w„przytulisko” – tam zakres udzielanej pomocy
był już większy, niż tylko zapewnienie
dachu i ciepłego kąta. Okazało się, że
charyzmat Brata Alberta i dzieło jakiego
się podjął pociągało i inne wrażliwe dusze,
szybko skupiła się wokół niego grupa
Na Górce
braci – zaczątek zakonu Albertynów. W
1891 roku, dla opieki nad kobietami, powstała żeńska gałąź zakonu – Albertynki.
Pierwszą przełożoną została Bernardyna
Jabłońska, beatyfikowana przez Jana
Pawła II w 1997 roku podczas pamiętnej
mszy w Zakopanem.
Nie mając nic, stając się biednym, by móc
pracować z biednymi, Brat Albert znany
jest jako wielki jałmużnik Krakowa. Dawni znajomi, choć nie rozumieli zupełnie
przemiany dawnego bywalca salonów,
podziwiali go, choć nieraz Chmielowski
nachodził ich i niemal wymuszał od nich
jałmużną dla swojej biedoty.
Dzieło Brata Alberta rozrastało się, powstały przytuliska we Lwowie, Sokalu,
Tarnowie, Stanisławowie, Przemyślu,
Kielcach, Tarnopolu i Jarosławu. Założył też domy dla bezdomnych dzieci
i młodzieży, zakłady dla kalek, starców
i nieuleczalnie chorych, otoczył opieką
szpitale wojskowe i epidemiczne w czasie
pierwszej wojny światowej. Ponieważ
wiedział, że Bracia muszą mieć solidną
formację duchową, zorganizował pustelnie, z których obecnie najbardziej znana
jest pustelnia Sióstr Albertynek na Kalatówkach.
Po 28 latach życia poświęconego posłudze
ubogim, na zaledwie 5 dni przed śmiercią trafia do szpitala, gdzie stwierdzono
u niego raka żołądka. Umiera w Boże
Narodzenie 1916 roku. Jego pogrzeb na
Cmentarzu Rakowickim zgromadził
rzesze mieszkańców Krakowa, był
wielkim hołdem złożonym zmarłemu
w opinii świętości Adamowi Chmielowskiemu.
***
Ojciec Święty Jan Paweł II był zafascynowany postacią Brata Alberta, w
latach 1944 – 1950 napisał sztukę Brat
naszego Boga. W sztuce tej pojawia się,
aktualna i dziś kwestia, czy nie lepiej zamiast okazywać miłosierdzie i czasowo
tylko poprawić egzystencję ludzi wyrzuconych na margines, dokonać zmiany
systemowej – wzniecić bunt przeciwko
bogatym, rozpocząć rewolucję, która
radykalnie poprawi los ubogich. Zarówno Jan Paweł II, jak i Brat Albert
19 października 2014
uważali, że jakakolwiek rewolucja nic
nie zmieni, jeśli u jej podstaw nie będzie
miłosierdzia. Słowa te skierowane były
przeciwko marksistowskiej wizji świata,
gdzie Chrystusową miłość bliźniego,
próbowano zastąpić koncepcją walki
klas. Z perspektywy czasu widzimy, że
komunizm nie rozwiązał i nie rozwiązuje problemów nierówności społecznych.
Katolicka nauka społeczna, do której
rozwoju w znaczący sposób przyczynił
się między innymi nasz Papież, przypomina nam o potrzebie solidarności
i wzajemnej odpowiedzialności: bogatych za biedniejszych, państwa za los
obywateli. O tej odpowiedzialności za
bliźniego, o słowach Chrystusa: „cokolwiek uczyniliście jednemu z tych
braci Moich najmniejszych, mnieście
uczynili”, musimy ciągle pamiętać,
stale sobie przypominać i to nie tylko
w Wielkim Poście.
Na koniec raz jeszcze oddam głos św.
Janowi Pawłowi, który we wspomnianej
książce Dar i Tajemnica pisze: „Jedną
z największych moich radości jest to,
że mogłem już jako Papież wynieść
krakowskiego Biedaczynę w szarym
habicie do chwały ołtarzy, naprzód przez
beatyfikację w czasie podróży do Polski
w 1983 r., na Błoniach Krakowskich, a z
kolei poprzez kanonizację w Rzymie, w
listopadzie pamiętnego roku 1989 (...)
spłacając w ten sposób szczególny dług
wdzięczności, jaki wobec niego zaciągnąłem”. Doczesne szczątki Świętego Brata
Alberta znajdują się w kościele Sióstr
Albertynek na Prądniku Czerwonym przy
ulicy Woronicza.
Tam możemy również zobaczyć obraz,
może najlepszy jaki namalował Chmielowski – Ecce Homo
(Oto Człowiek),
ubiczowany Jezus w purpurowym płaszczu i
w koronie cierniowej.
Roman
Kurdybowicz
19
19 października 2014
Na Górce
Nr 4 (184)
Witajcie Kochani!
W zdrowym ciele,
zdrowy duch.
Karol już jako dziecko odznaczał się
niespożytą energią. Był bardzo zdolny,
więc lekcje odrabiał szybko i co tchu
pędził na podwórko. Kochał grać w piłkę
i naprawdę był w tym dobry – o takim
bramkarzu jak on marzyła każda drużyna. Kiedy robiło się ciepło, chodził z
kolegami nad Skawę i urządzali zawody
pływackie. Już jako kapłan z radością
dawał się namawiać na wyprawy rowerowe czy kajakowe, ale jego największą
pasją była turystyka piesza. W gronie
przyjaciół przewędrował niemal wszystkie pasma górskie w Polsce. Mówił, że
góry wzywają człowieka do wybierania
drogi wiodącej wzwyż – ku Bogu. Bardzo często rozmawiał z kimś na szlaku,
ale czasem prosił o chwilę milczenia,
aby w ciszy pomedytować i napatrzeć
się na ubrane w zieleń górskie zbocza.
To właśnie w górach narodziło się jego
nowe imię – Wujek. Tak nazywali go
studenci, którzy do końca życia pozostali jego przyjaciółmi. Kiedy odwiedzali
Jerzy i Danuta Ciesielscy.
Na pierwszym planie ksiądz Karol Wojtyła
(Radew 1965)
20
Jerzy Ciesielski na wakacjach w Bystrej Podhalańskiej w 1964r.
z dziećmi Marysią, Piotrusiem oraz Adamem i Karolem Życzkowskimi
go w Watykanie, nieraz wspominali
Msze święte odprawiane pod gołym
niebem, wspólnie śpiewane piosenki i
niekończące się rozmowy przy ognisku.
Niestety nie było już wtedy pośród nich
tego, którego Ojciec Święty cenił w
sposób szczególny – świetnego studenta, a później pracownika Politechniki
Krakowskiej, zapalonego sportowca i
sprawdzonego przyjaciela, Jerzego Ciesielskiego. To on organizował wyjazdy
na narty (zimą ) i rowery (latem), uczył
wszystkich, jak się pływa kajakiem,
urządzał mecze siatkówki i wyprawy
w góry (był absolwentem nie tylko Politechniki Krakowskiej, ale i Studium
Wychowania Fizycznego UJ). Do mszy
odprawianych pod gołym niebem służył ze skupieniem i radością. Tak też
podchodził do wszystkich swych obowiązków – zawodowych, rodzinnych,
społecznych. Swoje życie, mocno osadzone na fundamencie wiary, budował
z inżynierską precyzją i starannością.
- „Był człowiekiem Eucharystii, człowiekiem Słowa Bożego” […], człowiekiem
wypełniającym posłannictwo Kościoła w
świecie” – mówił kardynał Wojtyła żegnając go na krakowskich Rakowicach.
Jego przyjaciel Jerzy (dziś kandydat na
ołtarze) przeżył zaledwie 41 lat. Zginął
w katastrofie statku wycieczkowego na
Nilu wraz z dwójką młodszych dzieci –
Piotrusiem i Kasią (sprowadził rodzinę
do Sudanu, gdy został wykładowcą
na Uniwersytecie w Chartumie). Dla
Karola Wojtyły pozostał na zawsze
wzorem człowieka świeckiego żyjącego
w zgodzie z nauką Chrystusa i promieniejącego Jego pokojem.
Ewa Stadtmüller

Podobne dokumenty