By nie bać się śmierci - Parafia św. Maksymiliana Marii Kolbego
Transkrypt
By nie bać się śmierci - Parafia św. Maksymiliana Marii Kolbego
www.mistrzejowice.net Nr 11 (185) listopad 2014 ISSN 1427-2326 Miesięcznik Parafii św. Maksymiliana Marii Kolbego w Mistrzejowicach By nie bać się śmierci To chyba najtrudniejszy moment, kiedy trzeba pożegnać kogoś bliskiego ze świadomością, że nie usłyszymy już jego głosu, nie spojrzymy w oczy ani się nie uśmiechniemy, reagując na spotkanie z nim. Rzeczywistość odchodzenia z tego świata wciąż pozostaje wielką tajemnicą mieszającą się z ogromnym bólem. Czym byłoby ludzkie życie, gdyby nie perspektywa szczęśliwej wieczności nakreślona przez Jezusa Chrystusa? Gdyby ostatecznym momentem ludzkiej egzystencji miała być chwila, w której kończy się praca mózgu i przestaje bić serce, to właściwie nie warto się wcale urodzić. Bez rzeczywistości nieba oczekiwanie na moment śmierci łączyłoby się z ogromnym lękiem i poczuciem wielkiej tragedii, która prędzej czy później musi nadejść. Perspektywa wiecznej szczęśliwości Patrząc na życie Jezusa Chrystusa i wsłuchując się w Jego nauczanie, zostajemy niejako osadzeni w tajemnicy nieba. On po to stał się człowiekiem, by objawić nam w pełni Ojca i dokonać dzieła Odkupienia, a więc otworzyć dla nas niebo. Jego wniebowstąpienie stało się wyniesieniem do chwały po prawicy Ojca, zjednoczonej z Nim ludzkiej natury. W ten właśnie sposób Chrystus ukazał nam cel naszych ziemskich dążeń, którym jest niebo, a więc przebywanie w obecności Boga we wspólnocie świętych. To właśnie wiara w Jezusa Chrystusa zasiadającego po prawicy Ojca, który zapewnia nas, że w domu Jego Ojca jest mieszkań wiele, i mówi o tym, że On sam przygotowuje tam dla nas miejsce, staje się źródłem naszej nadziei. Sprawia, że dostrzegamy perspektywę szczęśliwej wieczności, a moment śmierci nie jawi się nam jako tragiczny koniec, ale raczej jako czas przechodzenia do innego świata. Człowiek, który wierzy w niebo, widzi zatem konkret- ny cel swojego życia i wie, że będzie żył wiecznie. Świętych obcowanie Każdy z nas przeżył zapewne rozstanie z kimś bliskim. Codziennie umierają ludzie i ktoś w związku z ich odejściem czuje się smutny i opuszczony. Tak wiele płynie wówczas łez i pojawia się mnóstwo pytań: dlaczego teraz, dlaczego on i to najważniejsze – co się teraz z nim dzieje. Odpowiedzi udziela nam nasza wiara. Każdy człowiek ma nieśmiertelną duszę, a więc moment śmierci ciała nie jest końcem, ale zmianą. Rozpoczyna się rzeczywistość doświadczania innego świata. Jako ludzie wiary ufający Bożemu miłosierdziu wierzymy, że On tym, którzy odchodzą, daje możliwość pojednania ze sobą i zaprasza do nieba. Bóg chce zbawienia każdego człowieka, a więc jeżeli nie zamkniemy swojego serca, możemy być pewni, że to, „czego ani oko nie widziało, ani ucho nie słyszało, ani serce człowieka nie zdołało pojąć”, stanie się naszym udziałem w momencie śmierci. Wiarę w niebo wyznajemy podczas każdej liturgii sprawowanej w uroczystości kościelne. Z wielkim przekonaniem wypowiadamy słowa, że wierzymy w świętych obcowa- nie i w życie wieczne. A więc nie musimy się już lękać przyszłości, bo gwarantem tego, że będzie szczęśliwa jest sam Bóg, pod warunkiem że my nie odrzucimy Jego propozycji. Mieszkańcy nieba Wierzymy, że można być świętym. Wiemy, że także pośród nas żyło wielu takich ludzi. W uroczystość Wszystkich Świętych oddajemy im cześć, raduciąg dalszy na stronie następnej jąc się rzeczywistością nieba, w którym przebywają i doświadczają obecności Boga. Kim tak naprawdę są i co wielkiego zrobili? Jak bardzo trzeba być wyjątkowym, by zostać świętym? Znamy wiele żywotów świętych. Historie ich życia nas urzekają i zastanawiamy się, jak to możliwe, że człowiek może tak bardzo poświęcić swoje życie dla Pana Boga i drugiego człowieka. Często święci i błogosławieni jawią się nam jako pewien ideał dla nas całkowicie nieosiągalny. Kościół na przestrzeni wieków wyniósł na ołtarze całe rzesze świętych i błogosławionych właśnie po to, by ich postawa nas zachwyciła i pociągnęła do konkretnego działania, byśmy my także byli świętymi. Trzeba jednak powiedzieć, że mieszkańcy nieba to nie tylko Ci, których ogłoszono oficjalnie przez akt beatyfikacji lub kanonizacji. Pośród świętych są także tacy, o których nigdy nie słyszeliśmy i nie usłyszymy. Zwykli ludzie, którzy zrealizowali swoje życiowe powołanie, pozostając wiernymi Bogu i wypełniając to wszystko, co On zaproponował w swoim prawie. To ci, którzy żyli tak, jak proponuje Chrystus we fragmencie Ewangelii czytanym w uroczystość Wszystkich Świętych. Ubodzy w duchu, ci, którzy potrafili się smucić i płakać z tymi, którzy płaczą, cisi i pragnący sprawiedliwości, miłosierni i czystego serca, wprowadzający pokój i gotowi cierpieć prześladowanie dla sprawiedliwości, nielękający się tych, którzy urągają i mówią kłamliwie. Powołani do świętości Święty Jan Paweł II mówił: święci i błogosławieni stanowią żywy argument na rzecz tej drogi, która wiedzie do królestwa niebieskiego. Są to ludzie – tacy jak każdy z nas – którzy tą drogą szli w ciągu swego ziemskiego życia i którzy doszli. Ludzie, którzy życie swoje budowali na skale (…). Do świętości powołani jesteśmy wszyscy. Powołuje do niej sam Bóg: (…) w całym postępowaniu stańcie się wy również świętymi, na wzór Świętego, który was powołał, gdyż jest napisane: Świętymi bądźcie, bo Ja jestem święty. Okazuje się, że każdy bez wyjątku musi wejść na tę drogę, która prowadzi do nieba. Wszyscy jesteśmy zaproszeni do Niechciana katecheza Dekalog dla Polaków (część 4) IV przykazanie Boże: Czcij Ojca swego i matkę swoją. Potężna burza z piorunami, wielka ulewa, mocne uderzenia wichru – oto sceneria, w której Jan Paweł II na lotnisku w Masłowie pod Kielcami, 3 czerwca 1991 r., wzywał Polaków do budowania domu rodzinnego na skale IV przykazania Dekalogu. Słowa były pełne miłości. Uczestnicy tej celebry odczytali tą groźną burzę jako znak zła, które chce zniszczyć polską rodzinę. Wszystkie żywioły stanęły przeciwko niej. strona 2 tego, by przez ciągłą pracę nad sobą i przez zaangażowanie w swoje nawrócenie coraz bardziej upodabniać się do Chrystusa. Wszystko po to, by po drugiej stronie życia wejść w tę rzeczywistość, w którą teraz wierzymy, i doświadczyć nieprzemijającego szczęścia obcowania świętych. Ktoś powie, że to stwierdzenie jest dość ryzykowne. Myślę jednak, że świat pełen jest ludzi świętych. Wystarczy się rozejrzeć, by ich dostrzec. Zapewne wiele jest świętych ojców i matek, babć i dziadków, dzieci. Tak wielu przecież zachwyca nauczanie Jezusa Chrystusa i życie ideałami Ewangelii, a w ich życiu realizuje się przykazanie miłości Boga i bliźniego. Tęsknią za tym, by we wszystkim naśladować Jezusa Chrystusa. Wykorzystać czas Początek listopada to czas, kiedy częściej niż w ciągu roku nawiedzamy cmentarze. Na nich też zapewne znajdują się groby ludzi, którzy już są świętymi. Warto pomyśleć o świętości. Dzięki temu nasze wizyty na cmentarzu nie ograniczą się tylko do zapalenia znicza i złożenia kolejnej wiązanki kwiatów. Dzięki modlitwie i refleksji nie zrobimy z wizyty na cmentarzu „akcji znicz”. Przebywanie w tym miejscu to dobry moment na refleksję na temat przemijania ludzkiego życia. Chwila zastanowienia nad tym, jak w moim życiu dążę do świętości. Nie bójmy się też pytania, co by się stało, gdyby Pan Bóg przyszedł po mnie właśnie dzisiaj. Stojąc nad grobami naszych ukochanych zmarłych, warto przypomnieć sobie, że śmierć przychodzi jak złodziej w nocy, a Pan Bóg prosi, byśmy zawsze byli gotowi na spotkanie z nim. Patrząc na groby i płonące znicze, przypomnijmy sobie ten fragment Ewangelii, gdzie Chrystus prosi, by przepasane były nasze biodra i zapalone pochodnie, a my podobni mamy być do sługi oczekującego na powrót pana. On zaprasza nas do ciągłej gotowości na spotkanie z Nim. I jeszcze jedno. Pamiętajmy, że świętość jest osiągalna. Gdyby nie była, Jezus by do niej nie zapraszał. Bądźmy świętymi. Przemysław Węgrzyn Bitwa o polską rodzinę trwa. Na zakończenie Mszy Św. Ojciec Święty powiedział: „Zaczęło się od strasznej burzy i deszczu. Przetrzymaliśmy! Bogu dzięki! To słowa nadziei, że bitwa zastanie wygrana”. Jan Paweł II rozpoczął homilię od słów Jezusa: Oto Twoja Matka i Twoi bracia. Mówił dalej: „Przykazanie czwarte zobowiązujące człowieka do czci rodziców, ojca i matki, zabezpiecza podstawowe dobro ludzkiej wspólnoty. Rodzina znajduje się u podstaw wszystkich ludzkich wspólnot, wszystkich społeczności. (...) Nie ma więzi, która by ściślej wiązała osoby, niż więź małżeńska i rodzinna. (...) Nie ma też innej, w ciąg dalszy na stronie następnej nr 11(185) - listopad 2014 której wzajemne zobowiązania byłyby równie głębokie i całościowe, a ich naruszenia raniłyby bardziej boleśnie.Słowa czwartego przykazania skierowane są do synów i córek. Mówią: Czcij ojca i matkę. Z równą siłą odnoszą się do rodziców: pamiętaj, abyś prawdziwie zasługiwał na tą cześć – bądź godny imienia OJCA, bądź godna imienia MATKI. (...) Kiedy Chrystus mówi do rzeszy: Kto pełni wolę Ojca Mojego (...) – ten Mi jest bratem, siostrą i matką, potwierdza najgłębiej znaczenie tego przykazania. (...) Znajdujemy się w samym centrum Ewangelii. Jezus z Nazaretu, Syn Człowieczy, narodzony z Maryi Dziewicy, przyszedł objawić ludzkości ojcostwo Boga. (...) Chrystus przyszedł, aby przywrócić ludzkości (...) ojcostwo Boga, zerwane pierworodnym nieposłuszeństwem rodziców, tj. odrzuceniem ojcostwa Boga. Odkupieńczy czyn Syna Współistotnego Ojcu przywraca ludzkości Boże ojcostwo. (...) Nie odbuduje się zachwianej więzi rodzinnej, nie uleczy się ran powstających z ludzkich słabości i grzechu bez powrotu do Chrystusa, do sakramentu”. Jan Paweł II przypomniał, że rodzina jest miejscem szczególnego wzajemnego obdarowania siebie. Mąż jest darem dla żony, a żona dla męża. Rodzice są darem dla dziecka, a dziecko dla rodziców. Do prawdziwej miłości wychowuje się wymagając. Można wymagać od innych – wymagając od siebie. Pogłębiona wzajemna miłość buduje właściwe relacje w rodzinie. Papież upomniał się o zagrożone rodziny: „Czy wolno Król Maciuś, Mały Książę i Piotruś Pan Chyba nikt nie zaprzeczy, że słuchaliśmy kiedyś baśni i lubiliśmy do nich powracać, bo z ich pomocą nasze dziecięce marzenia spełniały się, nabierały kształtów, a my nabieraliśmy przez to jakiegoś znaczenia, ważności, nadzwyczajności, za którymi tak tęskni prawie każde dziecko. Zdominowani przez dorosłych, pragnęliśmy zostać dziećmi-królami, dziećmi-generałami, dziećmi-mocarzami, jakby na przekór, na złość dorosłym, i stworzyć świat, w którym to oni nas będą słuchać, nam się kłaniać, nam ustępować, z nami przegrywać. Jednak czuliśmy, że to nie jest możliwe, że to trzeba między baśnie włożyć i w nich odnaleźć, ale i skrywać te dziecięce, niepoprawne marzenia czy pragnienia. O jakie baśnie by nam chodziło? Choćby o takie, gdzie dziecko nie jest już dzieckiem, ale monarchą, księciem, przywódcą, zwycięzcą, panem. Pytanie. "Czy wyrośliśmy z tego, czy to wciąż w nas tkwi, odżywa, powraca?". Tak myślę, gdy słucham lub czytam rozrzewnionych zwierzeń i komentarzy na temat "Króla Maciusia Pierwszego" (napisanego przed drugą wojną światową przez Janusza Korczaka), "Małego nr 11(185) - listopad 2014 narażać polskie rodziny na dalsze moralne zniszczenie?”. Ostatnim wątkiem papieskiej refleksji nad czwartym przykazaniem Dekalogu jest miłość do Ojczyzny – patriotyzm: „To jest moja Ojczyzna! To są moi bracia i siostry! I zrozumcie wy wszyscy, którzy lekkomyślnie podchodzicie do tych spraw. Zrozumcie, że te sprawy nie mogą mnie nie obchodzić, nie mogą mnie nie boleć! Was też powinny boleć! Łatwo jest zniszczyć, trudniej budować. Zbyt długo niszczono! Trzeba intensywnie odbudowywać! Nie można dalej lekkomyślnie niszczyć! Oto Matka moja i moi bracia. Tak. Ziemia polska naznaczona jest w sposób szczególny obecnością Matki Chrystusa. Ona jest pierwsza wśród pełniących wolę Ojca – właśnie jako Matka Syna Bożego (...)”. A kończąc, wołał: „Niech się odrodzi rodzina, szczególne miejsce Przymierza Boga z ludźmi. Imię jego: KOŚCIÓŁ DOMOWY”. Mój rachunek sumienia. Troska o rodzinę jest najważniejszą, najpilniejszą inwestycją narodu polskiego i Kościoła w Polsce. - Czy się modlę za Ojca Świętego? - Czy pamiętam o rodzicach, żyjących i zmarłych (przecież są dla mnie darem i zadaniem)? - Czy godnie pełnię rolę ojca, matki? - Jak traktuję swoją Ojczyznę, czy i jakich dokonuję wyborów? Księcia" (napisanego podczas drugiej wojny światowej przez Antoine'a de Saint-Exupćry'ego), a także zachwyty nad "Piotrusiem Panem" (napisanym trochę wcześniej niż tamte książki przez Jamesa M. Barriego) i chęć utożsamiania się dorosłych z nim. Większość dorosłych ponad miarę idealizuje te postacie, stawia je za wzór dorosłym i dzieciom jak nowy rodzaj świętych czy półbogów. Mam wrażenie, jakby w tych postaciach bronili resztek dzieci w sobie, jakby ocalali tak idyllę dzieciństwa, jakby dawali wyraz swojemu żalowi, że pokarano ich dorosłością, której wcale nie chcą, której chętnie by się wyrzekli dla beztroski i piękna bycia Piotrusiem Panem czy Małym Księciem. Starannie przegapiają przy tym wyraźny tragizm tych postaci i utopijność marzeń o świecie rządzonym przez wieczne dzieci. Gorzej, bo czasem owi dorośli zaczynają naprawdę wierzyć, że dziecko jest mądrzejsze w swojej nieskalanej niewinności i prostoduszności, że dorośli mają mu ustępować, arcypoważnie traktować jego żądania, a nawet podporządkowywać się jego "rządom" w domu, zwłaszcza gdy jest to jedynak, wokół którego świat zdaje się tańczyć w podskokach i w ukłonach. Wtedy naprawdę świat staje na głowie i mimo pragnień nie staje się bajeczciąg dalszy na stronie następnej strona 3 ny czy idylliczny, lecz trąci koszmarem. Nadal jednak większość dorosłych (poprawnościowo) twierdzi, że dziecko ma prawa, ma słuszność, ma przywileje równe królewiczowi czy królewnie, a oni mają zejść do roli sług, adoratorów i naprawiaczy tego, co dziecko w ferworze zabawy we władcę zepsuje. Jednak te baśnie trzeba byłoby przeczytać z dorosłą krytyczną wiedzą i tak, jak zostały napisane przez autorów, a nie jak zostały uślicznione i przekręcone przez filmowców, sentymentalnych pedagogów czy utopijnych zwolenników "rządów dzieci" czy młodzieży. Ośmielę się napisać parę uwag odnośnie do tych trzech baśniowych chłopców, choć mógłbym także sięgnąć po postać Anny z książki "Halo, pan Bóg? Tu Anna ... " Fynna, "Małą księżniczkę" Frances H. Burnett czy "Momo" Michaela Ende, ale są one mniej znane, więc i mniej symboliczne. Król Maciuś Pierwszy - jest dobrym, poważnym, lecz naiwnym chłopcem, którego królewska władza przerosła. Cały czas chciał, by było lepiej - przede wszystkim dzieciom, więc nie wiedząc, czy to naprawdę będzie dobre (doradcą był też rówieśnik), powierzył dzieciom władzę nad wszystkim, co miało tragiczne skutki. Dzieci bowiem pozostały dziećmi z chęcią do zabawy, a niechęcią do obowiązków, z bezbrzeżną niefrasobliwością i ze złymi nawykami odziedziczonymi po dorosłych. Dziecko-król przegrywa swoje rządy i z dorosłymi, i z dziećmi, schodzi do społecznych dołów i zostaje skazany na śmierć. Jest to więc tylko smutna refleksja Janusza Korczaka nad tym, że infantylna władza bez wiedzy i odpowiedzialności kończy się opłakanie dla ideałów i "chcenia dobrze". Mały Książę - jest niewinny, prostoduszny, poszukujący tajemnicy dojrzałej przyjaźni czy miłości. Szuka przewodnika, ale napotyka samych niedojrzałych, którzy słuchają tylko siebie samych (może prócz lisa). Ale tak naprawdę interesują go tylko jego własne pytania i chce być posłuszny tylko samemu sobie i własnym iluzjom - narysowany baranek zagraża jego róży i jej obronie przed nim Mały Książę poświęca życie. Słyszy o więzach przyjaźni, ale zrywa je, bo goni za iluzją siebie samego. Patron tych, co chcą umierać młodo ... Piotruś Pan - patron tych, którzy nie chcą dorastać, wybierają dożywotnie chłopięctwo, a jednocześnie tęsknią za matką, za fruwaniem nad rzeczywistością i za wieczną zabawą, byle podniecającą i spektakularną. Wywodzi dzieci z ich domów, bawi się nimi beztrosko, a uśmierca te, które zaczynają dorastać. Zapatrzony tylko w siebie i uciekający przed sobą, przed dorosłością, wiernością i rzeczywistością. Miły i okrutny, imponujący i budzący współczucie, niepoprawny i obcy. Wieczne dziecko - "wesołe, niewinne i bez serca". Te baśnie stają się, niestety, przypowieścią nie tyle o współczesnych dzieciach, ale o tych, co dziećmi przestać być nie potrafią. Przez to czynią ze świata trochę sierociniec, trochę wyspę Władcy Much, trochę Nibylandię, a tak naprawdę coraz trudniejszy do zniesienia świat "dobrych" dzieci, którym wszystko źle wychodzi, choć usiłują wciąż tak rządzić państwami, armiami, bankami, uczelniami, prawami, jakby wciąż wierzyli w swoją własną bajkę, bez względu na jej bardzo smutny morał. Bez prawdziwych dorosłych dzieci nigdy nie poznają, co jest prawdziwe i możliwe, choć bez dzieci dorośli nigdy nie uwierzą w to, co bajeczne i niemożliwe. Tadeusz Ruciński w „Sygnały Troski” 2/2009 Zatrzymaj się przez chwile człowiecze… śmierć do życia jest tajemnicą, tajemnicą, którą odczytujemy każdy w swoim życiu. Tą tajemnice odczytujemy w naszym przejściu, spotykamy się z Nią. Oto jest wielka tajemnica – po śmierci spotykamy Życie. Nurtów przemijania nie zatrzymasz, – lecz on Jezus przeszedł poprzez wszystkie nurty przemijania, zmienił kierunek mijania, w którym przemija każdy. Ta zmiana to Pascha, przejście Jezusa i pokonanie śmierci – przemijamy, lecz od tego momentu zupełnie inaczej. Nurtów przemijania nie zatrzymasz, lecz nadzieja dźwiga się najszybciej ze wszystkich miejsc, jakie poddane są śmierci, nadzieja jest przeciwwagą śmierci w niej na nowo odzyskujemy życie. Przez nadzieję jesteśmy wszczepieni w Chrystusa. A kto ma nadzieję, żyje inaczej, zostało mu dane nowe życie. Chrześcijan ma nadzieję, tym, co nas tak bardzo wyróżnia w świecie to nasza przyszłość. Nasze życie dzięki nadziei, którą rozlał w naszych sercach Duch Zatrzymaj się przez chwile człowiecze, spójrz na swe przemijanie, na swe przechodzenie w stronę brzegu jesieni swego życia. Nie bój się stanąć wobec pytania o swoje życia, wobec pytania, czym jest życie? Patrzymy na mogiły naszych bliskich, pamiętamy ich słowa, czujemy ich dotyk – oni już odnaleźli odpowiedz na swoje pytanie, po co żyjemy i jaki sens ma nasze przemijanie? My stoimy wobec tego pytania. Nurtów przemijania nie zatrzymasz, istniejesz stale ku śmierci, istniejąc ku życiu i przyszłości. Progiem tego, co doczesne jest tylko śmierć - ona nie przekreśla człowieka całkowicie. Aby to zrozumieć popatrz na Misterium przejścia – Jezusa – w tym misterium został odwrócony porządek przemijania. Doświadczamy w życiu przechodzenia od życia do śmierci. Przechodzenie poprzez strona 4 ciąg dalszy na stronie następnej nr 11(185) - listopad 2014 Święty nie kończy się pustką. Ewangelia to nie tylko przekaz faktów i informacji, ale to nade wszystko przesłanie zmieniające moje życie. Jakże ma to ważne znaczenia dla nas. Tylko wówczas, kiedy nasza przyszłość, jest pozytywna, nie jest pustką, końcem i kresem, poza którym nic już nie ma, wówczas nowego znaczenia nabiera nasza teraźniejszość. To moje zmaganie się z tajemnicą przejścia – jest to zmaganie się z nadzieją, z nadzieją, że po śmierci jest życie. Nie daj się pokonać śmierci, ale daj się pokonać nadziei – u podstaw, której leży wiara, że Bóg nie zostawi człowieka bez wieczności. Nurtów przemijania nie zatrzymasz – człowiek po ludzku patrząc przeminie. Lecz kiedy patrzymy na to przemijanie to widzimy jak bardzo mocno jest w nie wpisane życie drugiego człowieka. Przemijamy wraz z innymi. Jakże to jest ważne dla nas, iż nasze życie, nasze przemijanie, życie wspólne z innymi i dla innych ma tak wielki sens. Popatrz bracie i siostro jak bardzo w twoje życie wpisane jest życie drugiego, rodziców, męża, żony, kolegi, koleżanki, przemijamy, lecz cięgle wraz z innymi nigdy nie sami. W tym życiu z innymi i dla innych przeminiemy, dojdziemy do początku poznania tajemnicy przejścia. A to, co pozostawimy po sobie, to nie tylko będzie głuchy telefon, lecz także naszą miłość. Zostawimy ślad naszego życia, ślad naszego zmagania się z nadzieją po to, aby inni także mogli dojść do tajemnicy przejścia. Brakiem miłości oddalamy się od tajemnicy przejścia, oddalamy się do Życia. Miłością zbliżamy się do tajemnicy przejścia, aby wiecznie żyć. Nurtów przemijania nie zatrzymasz – przemijanie ma sens, bo w nie tak mocno wpisana została miłość, która jeśli jest prawdziwa zawsze zbliża do Życia i do Boga. Miłością piszemy historię naszego życia, którą potomni będą czytać. ks. Tomek Z życia wspólnoty O A Z O W E J MAKSYMILIADA 11 października 2014 roku w naszej parafii, z inicjatywy księdza proboszcza oraz wspólnoty oazowej, zorganizowany został festyn parafialny - Maksymiliada. Wydarzenie to odbyło się w przeddzień odpustu parafialnego na placu przed kościołem. Celem spotkania była integracja parafian oraz możliwość bliż- szego poznania sylwetki patrona naszej parafii św. Maksymiliana Marii Kolbego. Zabawa rozpoczęła się po przez wspólny taniec, który prowadzili Wodzirejowie z Krakowa z pomocą księży. Wszyscy obecni włączyli się licznie w organizowane zabawy, które sprawiały radość nie tylko najmłodszym ale także ich rodzicom. Wśród bawiących się ludzi można było zaobserwować euforię oraz ogromne zafascynowanie. Wodzirejom z Krakowa udało się porwać wszystkich w wir szaleństwa oraz rozgrzać do czerwoności. Parafianie mieli także okazję porozmawiać osobiście z kapłanami, którzy chętnie odpowiadali na każde zadane pytanie. Centralnym punktem festynu była konferencja wygłoszona przez ojca franciszkanina dotyczącej świętości Maksymiliana Kolbe. Mówił on w niej o tym by żyć maksymalistycznie, tak jak robił to św. Maksymilian. Pasjonującym momentem Maksymiliady była ciąg dalszy na stronie następnej nr 11(185) - listopad 2014 strona 5 loteria, w której do wygrania było ponad 100 wartościowych prezentów. Losowanie trwało bardzo długo, a jej uczestnicy w podekscytowaniu oczekiwali na nagrodę główną, którą był rower górski. Nie zabrakło także możliwości degustacji ciast przygotowanych przez wspólnoty parafialne takie jak: Arcybractwo Straży Honorowej, Żywy Różaniec, Rycerstwo Niepokalanej, Kręgi Domowego Kościoła oraz Oazę. Spróbować można było także waty cukrowej oraz kiełbasy z grilla. Zabawa odbywała się w przyjaznej atmosferze przy dobrej muzyce oraz słonecznej pogodzie, co wpłynęło na liczną frekwencje. Festyn bardzo spodobał się parafianom i wszyscy z niecierpliwością czekają, na jego kolejne edycje. Kamil Grzyb Czas dla Ewangelii Żyjemy w czasie i środowisku wprost idealnych do głoszenia Ewangelii. Nie, nie dlatego, że na świecie jest coraz gorzej, więc mamy okazję się popisać. Tu, w Polsce, choć czasem oczywiście jest ciężko i na pewno wielu rodzinom czy samotnym ciężko związać koniec z końcem, ale patrząc na inne regiony świata żyjemy w pewnego rodzaju luksusie. Mimo ostatnich komplikacji politycznych na arenie międzynarodowej sytuacja w kraju jest od dłuższego już czasu względnie stabilna, sytuacja materialna ludzi też nie jest najgorsza (porównajmy nasze warunki chociażby z Afryką), wszystko jakoś w miarę regularnie się toczy. Można powiedzieć, że jest nam dobrze, choć często narzekamy na otaczającą nas rzeczywistość. Może takie warunki, strona 6 dość spokojne, bezpieczne i wystarczające do przeżycia są właśnie dobrą okazją do tego, by na poważnie ożywić wiarę? Nawet w skrajnie ciężkich warunkach, podczas wojny, niewoli, czy innych klęsk, ludzie na przestrzenie wieków potrafili myśleć także o Bogu. Czy więc tym bardziej my, żyjący w takich a nie innych warunkach, nie powinniśmy się zatroszczyć o większe zaangażowanie w wiarę i przekazywanie jej światu? Właśnie temu światu, a nie innemu. Nie separując się, nie odcinając od wszystkiego, co doczesne, nie potępiając rozsądnego i zrównoważonego rozwoju gospodarki i techniki. Właśnie ten świat i te warunki są obszarem, któremu trzeba zaszczepić Ducha Bożego. ciąg dalszy na stronie następnej nr 11(185) - listopad 2014 Ten świat, wszystkie jego sfery, od polityki po sport, potrzebują ewangelicznych wartości, by normalnie wzrastać, służąc dobru wszystkich ludzi, wierzących, ale także i wszystkich ludzi dobrej woli. Każdy pielęgniarka, sprzedawca, bankier, malarz i mechanik, mogą w swoim środowisku, poprzez życie Ewangelię, budować na ziemi Królestwo Boże. Trzeba nieco wysiłku i nie zawsze będzie łatwo, nieraz potrzeba będzie wręcz heroizmu. Ale, pomimo tego, że sytuacje w życiu są różne, nieraz ekstremalnie trudne i nie chcę nikogo oceniać, osądzać i rozumiem przeżywających różne rozterki i trudności w wierze, nie mamy „wymówki”. Skoro nie uciekali się do niej chrześcijanie pierwszych wieków modlący się w katakumbach i ginący za wiarę w Chrystusa, mimo wszelkich trudności, trosk i wyzwań naszego otoczenia, trudno by było usprawiedliwiać nam swoją oziębłość w wierze, patrząc tym świętym męczennikom w oczy. Michał Dorman FELIETON na ŚRODĘ mi prawo do krzywdzenia? Stawiam te pytania, dlatego, że zbyt łatwo i lekko naruszamy, czy też usprawiedliwiamy sami przed sobą, naruszanie czyjeś prywatność, czyimś, czy też autonaruszeniem. Nie jestem jednak przekonany, że raz naruszona prywatność daje prawo do jego powielania. Zwraca też Pan Profesor uwagę, niestety nie bez racji, że dziś obserwujemy kompletny rozkład kultury powściągliwości. Dodam, że obejmuje on tak przestrzeń językową, jak i zachowaniową. Już samo użyte tu słowo powściągliwość zdaje się być językową rzadkością. Kiedy zerknąłem do słownika, żeby zobaczyć pojemność tego słowa, ku mojemu zaskoczeniu zobaczyłem, jak wiele się nim zawiera. Wybiorę tylko kilka. Otóż powściągliwość to też inaczej umiarkowanie, pomyślunek, powstrzymywanie się, opanowanie, samokontrola, wstydliwość. I myślę, że to, autoupublicznianie swojej prywatności, nawet intymności, a nawet coraz częstsza tego potrzeba bierze się przede wszystkim z braku wstydliwości i samokontroli na dodatek bez pomyślunku i umiarkowania. W rzeczywistości naznaczonej, a może lepiej napiętnowanej, natychmiastowością rady mojej babki, żebym zanim coś powiem ugryzł się w język i mojego taty, żebym zanim coś zrobię dwa razy pomyślał są tak stare, że aż nie świeże. Jednym z deficytów naszych zachowań, jak to się teraz zwykło mówić, jest brak pomyślunku, a jeśli nie mają go już nawet ci, którzy z racji funkcji, powołania, wiodącej społeczno - politycznej roli, to trudno się dziwić, że stajemy się, jakby to boleśnie nie zabrzmiało, gawiedzią, jak nas w tej rozmowie identyfikuje Piotr Mucharski. Jakby w odpowiedzi Pan Profesor zwraca uwagę na, i tu zacytuję: słowo, które wyszło z obiegu – „takt”, doskonale wyrażające respektowanie podstawowych norm dobrego zachowania. Takt pozwala ludziom obcować ze sobą intymnie, ale przy zachowaniu niezbędnego dystansu. Moim zdaniem – mówi Pan Profesor – dystans jest warunkiem i dopełnieniem wszelkiej intymności. Przykładami, co się dzieje w życiu towarzysko Szanowni Państwo. Jakiś czas temu za pomocą portali społecznościowych doszło do mocnej, nieprzebierającej w słowach, ujawniającej nawet tajemnice alkowy, wymiany zdań pomiędzy byłą jurorką nagrody literackiej „Nike”, a pisarzem, literatem, innymi słowy między ludźmi kultury, i to tej nazywanej wysoką. Ona od niego doprasza się zwrotu długu, na poziomie niecałych 20 tysięcy. On jej zarzuca molestowanie seksualne, gdy u niej pomieszkiwał, a potem nękanie mailami. Prawdę mówiąc ta historia, jakoś nie przykuła mojej uwagi. Przywołuję ją jednak nie z powodu niej samej, a dlatego, że stała się okazją, powodem, pretekstem do rozmowy Piotra Mucharskiego z prof. Tadeuszem Sławkiem, którą to przeczytałem w ostatnim numerze Tygodnika Powszechnego. Ucieszyłem się tym bardziej, że mało mi Pana Profesora na tych i nie tylko na tych łamach. Proszę mi pozwolić, że przywołam teraz kilka z tych niezwykle cennych i bardzo pouczających myśli, bowiem pozostawienie ich jedynie w zasięgu czytelników Tygodnika Powszechnego byłoby intelektualnym, ale i społecznotwórczym marnotrawstwem. Idąc za przykładem pana Profesora wspominając o tej historii nie użyłem nazwisk jej bohaterów, bo tak jak Profesor chcę uszanować ich prywatność, choć sami ją naruszyli. Jednym ze znaczeń słowa szanować jest chronić coś, kogoś przed zniszczeniem, dbać o coś, o kogoś. Zwykliśmy przy tym stosować, niemal z automatu taką zasadę, że jeśli ktoś nie szanuje siebie, to i ja też mogę go nie szanować. Czy jednak w istocie ów brak autoszacunku daje mi prawo do nie uszanowania? Pytanie to jest dla mnie retoryczne. Jeśli więc szanować, to chronić przed zniszczeniem, to znaczy, że nie szanować, to niszczyć, wyrządzać krzywdę. A jeśli tak, to czy autokrzywdzenie daje nr 11(185) - listopad 2014 ciąg dalszy na stronie następnej strona 7 - społecznym, kiedy takt przestaje obwiązywać, każdy mógłby sypać z rękawa. Muszę przyznać, że bliska jest mi taka filozofia prof. Sławka, który na postawione przez siebie pytanie: czy zawsze cnotą jest mówienie prawdy, odpowiada tak: W moim przekonaniu rzecz nie jest w prawdzie, rzecz jest w tym, żeby nie czynić zła. A nieczynienie zła wymaga czasem powstrzymywania się od mówienia prawdy. I tu oczywiście powraca, i to paląca, potrzeba powściągliwości, która urasta już do rangi cnoty. I na koniec jeszcze jedna myśl, dotycząca czyśćca, którego zdajemy się zupełnie nie doceniać. Prof. Sławek mówi za Solterdijkiem, jak wielkim wynalazkiem ideowym był czyściec, – ponieważ odwlekał, powściągał ostateczny osąd. Ale my gwałtownie chcemy uniknąć konieczności „odsłużenia” naszej kondycji przez cierpienie, wstrzymanie osądu. Dlatego mamy, to co mamy: lubię albo hejtuję. Żadnych stanów pośrednich. Czyściec – przypomina Profesor – dopuszcza grzeszność, ale też dopuszcza namysł nad grzesznością. I tego namysłu sobie i Państwu bardzo życzę. ks. Piotr Brząkalik Felieton z 15.10.2014 Dzień cierpienia ewangelicznej miłości i pokoju wśród ubogiej ludności Andów. Podziwiamy też ogromny wysiłek misjonarski ks. Jana Czuby, który jako zwyczajny duszpasterz w Afryce naraził się okrutnym rebeliantom. Zabili go na terenie parafii, gdzie pracował.” Początki Kościoła tuż po dniu Pięściesiątnicy związane były z drogą krzyżową Jezusa. Prześladowania dotknęły pierwszych uczniów i Apostołów. Stały się znakiem duchowej jedności z Nim. Wzmacniają one pragnienia okazywania sobie wzajemnie wsparcia i pomocy. Cierpienie przeżywane wspólnie jednoczy, a ofiarowanie go w intencji misji ma wielką wartość duchową. Minęło ponad 2000 lat a ucisk i represje wymierzone w chrześcijan nie kończą się. Nawet się nasilają. Syria i Irak są obecnie krajami, gdzie eksterminacja wyznawców Chrystusa trwa w najlepsze. Potrzeba dużo modlitwy za współczesnych męczenników i o nawrócenie katów. Potrzeba ofiarować dużo codziennego trudu i wyrzeczeń. Święty Jan Paweł II w swej encyklice misyjnej „Redemptoris missio” pisał, iż chorzy poprzez swoją duchową ofiarę w intencji misji i misjonarzy sami stają się misjonarzami. Jest to sposób dawania świadectwa wiary i troski o zbawienie tych, którym głosi się Ewangelię. Sebastian Sitko Od wielu lat w niedzielę Zesłania Ducha Świętego Kościół obchodzi dzień cierpienia w intencji misji. Tego roku miał on miejsce 8 czerwca. Ten fakt jest niemal zupełnie pomijany w katolickich mediach, rzadko pamiętają o tym duszpasterze w parafiach. Zachęca się ludzi chorych i w podeszłym wieku, aby trudy swego życia i choroby ofiarowali za Kościół, za Ojczyznę, za nawrócenie pogubionych grzeszników. A za misje i misjonarzy? I pojawiają się opinie, że tu w Polsce jest tyle spraw i problemów, że po co zajmować się Afryką, Azją, Ameryką. Kościół katolicki jest jeden, powszechny i apostolski, święty. Te słowa wymawiamy każdej niedzieli w Credo podczas Eucharystii. W Kościele nie ma granic podobnych do tych, jakie dzielą państwa, do apostolstwa powołany jest każdy chrześcijanin, nie tylko kapłan. I ofiarą cierpienia można wspomagać dzieła misyjne, gdyż to modlitwa stanowi główny czynnik utrzymujący misjonarzy w ich służbie dla bliźnich. Św. Teresa od Dzieciątka Jezus – główna patronka misji często mówiła, że cierpieniem zdobywa się więcej dusz, niż niejednym kazaniem. Cierpienie było dla niej rodzajem powołania, „męczeństwa serca”, które w jej oczach miało większą wartość, niż męczeństwo krwi. Misjonarze również ofiarują Bogu w darze swoje cierpienia, prześladowani w wielu krajach świata (ostatnio nawet bardzo blisko nas – na Ukrainie). Ks. Mirosław Makowski w jednym ze swych kazań mówił: „Pamiętamy dzisiaj o Polakach; o ojcu Henryku Dejnece, miłośniku dzieci, młodzieży i opiekunie imigrantów, zastrzelonym na terenie swojej misji w Kamerunie. Pamiętamy o siostrze Czesławie Lorek, którą śmiało można nazwać misjonarką Bożej miłości, zwłaszcza wśród dziewcząt, chorych i więźniów. Ją pobito na śmierć w kościele w stolicy Konga - Kinszasie. Przywołujemy też franciszkanów - ojca Zbigniewa Strzałkowskiego i ojca Michała Tomaszka, których zamordowali komunistyczni bojówkarze w Peru, bo nie mogli znieść autorytetu, jaki zyskali sobie ci głosiciele strona 8 WADA GŁÓWNA każdego z nas Co to jest wada główna? Jest to wada, która ma skłonność do przewagi nad innymi, a przez to nad naszym sposobem odczuwania, sądzenia, sympatyzowania, chcenia i działania; wada, która w każdym z nas ma ścisły związek z naszym temperamentem indywidualnym. Są temperamenty skłonne do miękkości, słabości, lenistwa, chciwości, zmysłowości. Są inne skłonne szczególnie do gniewu i pychy. Zanim dokona się to stopniowe przekształcenie ciąg dalszy na stronie następnej nr 11(185) - listopad 2014 temperamentu, wada główna każdego daje się często we znaki. Jest ona naszym wrogiem domowym wewnątrz nas samych, gdyż jeśli się rozwinie, może doprowadzić do całkowitej ruiny dzieło łaski, czyli życie wewnętrzne. Np. jakaś antypatia, instynktowny wstręt do kogoś, jeśli się nad nim nie czuwa i nie koryguje się go rozumem, duchem wiary i miłością, może spowodować w duszy spustoszenić i doprowadzić ją do ciężkich niesprawiedliwości, przez które czyni ona jeszcze więcej zła sobie niż bliźniemu, gdyż jest o wiele większą szkodą popełniać niesprawiedliwość niż ją znosić. Wada główna jest tym niebezpieczniejsza, że często grozi naszej głównej zalecie, czyli dobrej skłonności naszej natury, która powinna się rozwijać i podnosić przez łaskę. W każdym człowieku są strony jasne i ciemne, jest wada główna, a także zaleta wrodzona. Jeśli jesteśmy w stanie łaski, jest w nas specjalny pociąg łaski, który na ogół doskonali w naszej naturze to, co w niej najlepsze, aby następnie promieniować na to, co mniej dobre. Niektórzy są skłonniejsi do modlitwy, inni do czynu. Trzeba więc czuwać szczególnie nad tym, aby wada główna nie zadusiła naszej wrodzonej zalety ani naszego specjalnego pociągu łaski. W przeciwnym razie nasza dusza byłaby podobna do łanu zboża, zanieczyszczonego kąkolem, o którym mowa w Ewangelii. A mamy przeciwnika, szatana, który stara się właśnie rozwijać coraz bardziej naszą wadę główną, aby wprowadzić nas w konflikt z tymi, którzy wraz z nami pracują na roli Pańskiej. Pan Jezus tłumaczy, że nieprzyjacielem jest diabeł, który stara sie zniszczyć dzieło Boże, przeciwstawiając sobie tych, którzy powinni współpracować w jednym dziele dla wieczności. Ma on umiejętność powiększania w naszych oczach wad bliźniego, przemieniania ziarnka piasku w górę, umieszczając w naszej wyobraźni jakby szkło powiększające, abyśmy się gniewali na braci, zamiast wraz z nimi pracować. Widać z tego, jakie zło może wyniknąć z naszej wady głównej, jeśli nad nią bardzo nie czuwamy. Jest ona czasem jak robak toczący piękny owoc. Jak poznać swoją wadę główną? Jasne jest przede wszystkim, że jest rzeczą bardzo ważną poznać ją i nie mieć pod tym względem złudzeń. W twierdzy naszego życia wewnętrznego, bronionej przez różne cnoty, wada główna jest jakby słabym punktem, nie bronionym przez cnoty teologalne i moralne. Wróg duszy szuka właśnie w każdej tego słabego punktu, w który łatwo ugodzić, i znajdzie go bez trudu. Jest więc konieczne, abyśmy ten słaby punkt również znali. Ale jak go odróżnić? – Jest to dość łatwe na początku, jeśli jesteśmy szczerzy. Ale później wada główna staje się mniej widoczna, gdyż stara się ukryć nr 11(185) - listopad 2014 i przyjąć pozory cnoty; pycha stroi się wtedy w szatę wielkoduszności, a małoduszność w pokorę. Trzeba jednak dojść do rozpoznania wady głównej, bo jeśli się jej nie zna, nie można z nią walczyć, a jeśli się z nią nie walczy, nie ma prawdziwego życia wewnętrznego. Aby ją rozpoznać, trzeba przede wszystkim prosić Boga o światło: „Panie, daj mi poznać przeszkody, które stawiam w sposób mniej lub więcej świadomy pracy łaski w sobie. Daj mi następnie siły do usunięcia ich, a jeśli jestem niedbały w czynieniu tego, racz sam je usunąć, choćbym miał nawet bardzo cierpieć”. Poprosiwszy w ten sposób bardzo szczerze o światło, trzeba badać siebie poważnie. W jaki sposób? Zapytując siebie: Do czego skłaniają się moje najzwyklejsze zainteresowania z rana, gdy się budzę, lub gdy jestem sam; dokąd zmierzają samorzutnie moje myśli i pragnienia? Trzeba tu sobie uświadomić, że wada główna, która z łatwością rządzi wszystkimi namiętnościami, przybiera postać cnoty, i jeśli nie jest zwalczana, prowadzi do zatwardziałości. Również, aby rozeznać swoją wadę główną, trzeba siebie pytać: Jaka jest na ogół przyczyna lub źródło mego smutku i radości? – Jaki jest główny motyw moich czynów, zwykle źródło moich grzechów, szczególnie gdy chodzi nie o grzech przypadkowy, ale o cały szereg grzechów lub stan opierania się łasce, mianowicie gdy trwa on i skłania nas do rezygnacji z pracy nad sobą. Wtedy trzeba szczerze szukać: dlaczego dusza moja nie chce powrócić do dobra? Trzeba też siebie zapytać: Co myśli o tym mój kierownik duchowy? Jaka jest jego zdaniem moja wada główna? Jest on lepszym sędzią ode mnie. Rzeczywiście nikt nie jest dobrym sędzią we własnej sprawie; miłość własna wprowadza nas tu w błąd. Często kierownik nasz zdoła odkryć tę wadę przed nami. Może wielokrotnie próbował mówić nam o niej. Czy nie staraliśmy się usprawiedliwiać? Można również rozpoznać wadę główną po pokusach, jakie wróg nasz budzi w nas najczęściej, gdyż atakuje on przede wszystkim ten słaby punkt naszej duszy. Jak zwalczać wadę główną? Jest rzeczą konieczną walczyć z tą wadą, gdyż jest ona głównym wrogiem wewnętrznym, a gdy się ją pokona, pokusy przestają być niebezpieczne, a raczej stają się okazją do postępu. W tej walce duchowej trzeba się uciec do trzech głównych środków: modlitwy, rachunku sumienia i sankcji. Szczera modlitwa: „Panie, pokaż mi główną przeszkodę do mego uświęcenia, nie pozwalającą mi korzystać z łask, a także trudności zewnętrznych, które obróciłyby się na dobro mojej duszy, gdybym lepiej ciąg dalszy na stronie następnej strona 9 umiał uciekać się do Ciebie z ich okazji”. Święci dochodzili do tego, że modlili się, jak św. Ludwik Bertrand: „Tu Panie pal, tu siecz, bylebyś przepuścił na wieki”. Modlitwa ta nie zwalnia od rachunku sumienia, przeciwnie, skłania do niego. I jak mówi św. Ignacy, wypadałoby szczególnie początkującym zapisywać, ile razy w ciągu tygodnia ulegli tej wadzie, która chce w nich rządzić despotycznie. Wreszcie bardzo właściwe jest nałożenie sobie pewnej sankcji, pokuty, za każdym razem, gdy wpadamy na nowo w ten grzech. Pokutą taką może być modlitwa, chwila milczenia, jakieś umartwienie wewnętrzne lub zewnętrzne. Jest w tym naprawienie grzechu i zadośćuczynienie jako należna zań kara. Jednocześnie nabiera się większej ostrożności na przyszłość. Bez tej walki nie ma radości wewnętrznej ani pokoju, gdyż spokój ładu pochodzi z ducha ofiary; on tylko ustala nas wewnętrznie w porządku, uśmiercając w nas wszystko, co nieuporządkowane. Wówczas miłość, miłość Boga i dusz w Bogu ostatecznie przeważa nad wadą główną; miłość zajmuje wtedy pierwsze miejsce w naszej duszy i rządzi w niej skutecznie. Umartwienie, które wyniszcza naszą wadę główną, wyzwala nas, zapewnia przewagę prawdziwych na- szych zalet wrodzonych i specjalnego pociągu łaski. W ten sposób człowiek dochodzi powoli do tego, że staje się sobą we właściwym znaczeniu tego słowa, tzn. sobą w sposób nadprzyrodzony, wyłączając wady. Nie chodzi tu o kopiowanie mniej lub bardziej niewolnicze zalet innych osób ani o wejście w szablon jeden dla wszystkich; jest wielka różnorodność osobowości ludzkich, podobnie jak nie ma dwóch liści całkowicie podobnych do siebie. Ale nie trzeba poddawać się swemu temperamentowi, trzeba go przekształcać, zachowując z niego to, co dobre, i trzeba, aby charakter był w naszym temperamencie znamieniem cnót nabytych i wlanych, szczególnie cnót teologalnych, którymi są wiara, nadzieja i miłość. Wtedy zamiast instynktownie wszystko sprowadzać do siebie, jak czynimy, gdy rządzi nami wada główna, stajemy się skłonni wszystko sprowadzać do Boga, myśleć prawie ciągle o Nim i żyć tylko dla Niego, pociągając jakby do Niego wszystkich, którzy zbliżą się do nas. Uwaga końcowa Aby lepiej siebie poznać, dobrze jest zmieniać rachunek sumienia, robić go czasem według przykazań Bożych i kościelnych; kiedy indziej według cnót teologalnych i moralnych lub wreszcie rozważając grzechy, które sprzeciwiają się tym różnym cnotom. opracował Józef Włodarczyk ODPUST ku czci św. Maksymiliana Marii Kolbe - 12.10.2014 strona 10 nr 11(185) - listopad 2014 Kalendarium Arcybractwa Straży Honorowej NSPJ listopad 2014 06.11.2014 – pierwszy czwartek miesiąca. Od godz. 16.00 adoracja Najświętszego Sakramentu w dolnym kościele. 07.11.2014 – pierwszy piątek miesiąca, Msza św. o godz. 18.00 - wynagradzająca Najświętszemu Sercu Pana Jezusa. W intencji zbiorowej modlimy się za zmarłych z Arcybractwa. 11.11.2014 – Święto Niepodległości. Pamiętajmy o modlitwie za ojczyznę. 12.11.2014 – środa - o godz. 18.00 Msza święta - za przyczyną Matki Bożej Nieustającej Pomocy modlimy się za chorych, cierpiących i w podeszłym wieku z Arcybractwa. 13.11.2014 – drugi czwartek miesiąca. O godz. 18.00 Msza święta za zmarłych z Arcybractwa. Po Mszy świętej spotkanie w dolnym kościele z modlitwą za zmarłych. 23.11.2014 – uroczystość Jezusa Chrystusa, Króla Wszechświata. 29.11.2014 – sobota, o godz. 7.30 Msza święta imieninowa ks. prałata Andrzeja Kopicza – naszego proboszcza. Módlmy się przez wstawiennictwo Św. Andrzeja o wszelkie łaski i błogosławieństwo Boże oraz wielorakie dary Ducha Świętego. Zapraszamy wszystkich członków Arcybractwa. PRZYJDŹ zobacz SKORZYSTAJ! Intencja modlitw na listopad 2014 Módlmy się za zmarłych z Arcybractwa, naszych bliskich, przyjaciół, sąsiadów, aby dostąpili Bożego Miłosierdzia i zostali włączeni do wspólnoty świętych. Kalendarium Bractwa Trzeźwości im. św. Maksymiliana Marii Kolbego 10.XI.2014 – drugi poniedziałek miesiąca – Msza św. o godz. 18.00, podczas której będziemy się modlić o trzeźwość w rodzinach naszej parafii. Po Mszy św. spotkanie formacyjne w sali nr 9 dla członków Bractwa i wszystkich, którym droga jest trzeźwość. 24.XI.2014 – czwarty poniedziałek miesiąca - Msza św. o godz. 18.00, podczas której będziemy się modlić o trzeźwość w rodzinach naszej parafii. Po Mszy św. spotkanie w sali nr 9 – temat: Zdrowienie z uzależnień – cz. III. Serdecznie zapraszamy. nr 11(185) - listopad 2014 28.XI.2014 – czwarty piątek miesiąca, godz. 16.45 – Droga Krzyżowa w intencji zmarłych duszpasterzy trzeźwości, zmarłych członków Bractwa Trzeźwości, osób uzależnionych i naszych bliskich zmarłych. Intencja modlitw na listopad: Za przyczyną Maryi, Matki Miłosierdzia módlmy się o Miłosierdzie Boże dla zmarłych duszpasterzy trzeźwości, członków Bractwa Trzeźwości im. św. Maksymiliana oraz uzależnionych i naszych bliskich zmarłych. Poradnictwo z zakresu uzależnień w każdy piątek w sali nr 15 od godz. 18.45 do 20.00 lub dłużej - w zależności od potrzeb. Zapraszamy osoby uzależnione, członków ich rodzin i przyjaciół. strona 11 Z ŻYCIA PARAFII Życie sakramentalne w październiku 2014 Sakrament CHRZTU w naszej parafii udzielany jest w II i IV niedzielę Sakrament CHRZTU przyjęli: miesiąca. Pouczenie przedchrzciel Aleksandra Macheta, Zofia Wądrzyk, Lena Bętkowska, Zofia Puła, ne odbywa się w piątek przed nieFilip Murzewski, Aleksandra Wieczorek, Wiktoria Żugaj, Jakub Chorab, Fi- dzielą chrzcielną, o godz. 18.30, w lip Kocik, Filip Kiełkowski, Marlena Połomska, Kamil Sus, Franciszek Bęt- sali nr 8. kowski, Igor Ostrowski, Alicja Muszyńska, Kacper Duda, Hanna RykowKURS PRZEDMAŁŻEŃSKI ska, Adrianna Witek, Natalia Janeczek. odbywa się w każdy I, II, III i IV Prosimy Ci, Panie, aby te dzieci, wszczepione przez sakrament poniedziełek miesiąca (oprócz lipca chrztu świętego w Jezusa Chrystusa zawsze trwały w Nim. Sakrament MAŁŻEŃSTWA zawarli: u Adrian Szaro – Olga Szewczyk u Grzegorz Ziębliński – Marzena Szymańczak Co Bóg złączył, człowiek niech nie rozdziela. Odeszli do wieczności u Józef Fiołek (ur. 28.01.1939 - zm. 29.09.2014) u Elżbieta Żychowska (ur. 22.08.1928 - zm. 01.10.2014) u Kazimiera Kluzek (ur. 24.09.1941 - zm. 01.10.2014) u Elżbieta Wiatr (ur. 08.01.1939 - zm. 04.10.2014) u Henryk Kozioł (ur. 20.01.1946 - zm. 07.10.2014) u Izabela Ptak (ur. 03.09.1935 - zm. 09.10.2014) u Józef Mętel (ur. 18.03.1951 - zm. 12.10.2014) u Bronisława Opara (ur. 08.03.1927 - zm. 12.10.2014) u Stanisław Kucał (ur. 10.02.1949 - zm. 16.10.2014) u Janina Ignacyk (ur. 20.01.1924 - zm. 19.10.2014) Niech odpoczywają w pokoju wiecznym. KOMUNIA ŚWIĘTA W 2015 ROKU Msza św. o godz. 9.30 - 10.05.2015 - SP 130 (os. Oświecenia) - 17.05.2015 - SP 85 (os. Złotego Wieku) - 24.05.2015 - SP 126 (os. Tysiąclecia) czynna: i sierpnia oraz dni świątecznych) od godz. 18.00, w sali nr 8. Opłata za kurs wynosi 20 zł od osoby. Poradnia Życia Rodzinnego czynna jest we wtorek, od godz. 1800 do 1900. www.wdr.diecezja.krakow.pl Biblioteka Parafialna czynna w środę i piątek w godzi -nach od 16.00 do 17.45 (oprócz pierwszych piątków miesiąca). W wakacje biblioteka jest nieczynna. Bractwo Trzeźwości imienia św. Maksymiliana Marii Kolbego udziela porad w każdy piątek w godzinach od 18.45 do 20.00. Intencje Krucjaty Modlitwy w Obronie Poczętych Dzieci na listopad 2014 Aby Miłosierny Bóg raczył obdarzyć wieczną szczęśliwością wszystkich zmarłych obrońców życia K A N C E LA R I A PA R A F I A L N A od poniedziałku do soboty w godzinach od 8.00 do 9.00 od poniedziałku do piątku (oprócz pierwszych piątków) w godzinach od 16.00 do 18.00. W święta kościelne i państwowe kancelaria jest nieczynna Miesięcznik Parafii św. Maksymiliana M. Kolbego w Mistrzejowicach - ŚLAD. Zespół redakcyjny tworzą: Józef Włodarczyk, Natalia i Jarosław Kotyza, Michał Dorman, Sebastian Sitko, ks. Grzegorz Saternus - asystent kościelny. Pismo powstaje z pracy bez honorariów. Druk opłacany jest z ofiar. Koszty wydruku jednego numeru wynoszą 1,5 zł. Adres redakcji: os. Tysiąclecia 86, 31-610 Kraków, tel. 12 648 17 28 w. 31. e-mail: [email protected] Numer konta bankowego parafii - PKO BP II o KRAKÓW 02 1020 2906 0000 1402 0114 5333. W przypadku publikacji listów do redakcji i materiałów niezamówionych, zastrzegamy sobie prawo do ich skracania i redagowania tytułów. Nie publikujemy listów bez dokładnego adresu. Można zastrzec nazwisko i adres. Materiałów niezamówionych nie zwracamy. Wszystkich chętnych zapraszamy do współpracy przy tworzeniu ŚLADU. Materiały do naszej gazetki bardzo prosimy składać w formie elektronicznej do 20. dnia miesiąca. Parafianie, którzy nie życzą sobie umieszczania ich nazwisk w Śladzie, proszeni są o taką informację w kancelarii parafialnej lub w redakcji.