Rodzina katolicka - Misie polarne nadal mają się dobrze

Transkrypt

Rodzina katolicka - Misie polarne nadal mają się dobrze
Rodzina katolicka - Misie polarne nadal mają się dobrze
poniedziałek, 23 marca 2009 17:00
Obecne ocieplenie klimatu jest fazą cyklu, który powtarza się mniej więcej co 1500 lat i nie
przyniósł jak dotąd zagłady życia. Jedyne, co mógłby zniszczyć, to posady ekspertów i budżety
organizacji żyjących z wymuszania strachem funduszy na walkę z efektem cieplarnianym.
Każdy wie, że gdy meteorolodzy przewidują słońce, należy mieć pod ręką kalosze i parasolkę.
Więc podziwu to godne, doprawdy, jak w obliczu niemożności przewidzenia pogody z tygodnia
na tydzień niektórzy „eksperci” potrafią ją przewidzieć w skali setek lat. Przypomnijmy hiobowe
przepowiednie w filmie Ala Gore’a i kasandryczne proroctwa, jakimi raczą nas w prasie
ekolodzy, alterglobaliści i aktywiści ochrony środowiska: za dziesięć lat roztopi się większość
Arktyki i poziom oceanów podniesie się o kilka metrów; za cztery lata oceany zaleją niektóre
wyspy na Pacyfiku; w ciągu dziesięciu lat zniknie wiele lodowców, Kalifornia zamieni się w
pustynię itd. Przypomnijmy też, że w latach 70. klimatolodzy straszyli nas rychłym nadejściem… nowej epoki
lodowej. Amerykańskie pismo „Science” straszyło niedawno, że w pewnych rejonach poziom
oceanu mógłby – „kiedyś w przyszłości” – podnieść się o około 7 metrów. Za dziesięć lat? za
sto? za tysiąc? Cóż, wszystko jest możliwe. Możliwe też, że „kiedyś” nauczymy się oddychać
pod wodą.
Okazuje się jednak, że istnieją jeszcze bardziej utalentowani eksperci, zdolni do przewidzenia
sytuacji meteorologicznej za tysiąc lat. Jeden z ekspertów oenzetowskiego IPCC
(Międzynarodowy Panel o Zmianie Klimatu) oznajmił niedawno, że globalne ocieplenie stało się
„nieodwracalne” i że przez tysiąc lat nie będzie można na nie wpłynąć.
Winne Słońce, a nie dwutlenek
Globalne ocieplenie nie stało się jednak nieodwracalne i z biegiem czasu stwierdzenie to można
z coraz większą pewnością zaryzykować. Nie stało się nieodwracalne, ponieważ zawsze było
nieodwracalne i zawsze takie pozostanie. I długo przed upływem tysiąca lat odwróci się samo,
ponieważ wszystko wskazuje na to, że jest ono cykliczne. Są silne powody, by wątpić, że nawet
za sto tysięcy lat uda się na tę sytuację wpłynąć.
1/9
Rodzina katolicka - Misie polarne nadal mają się dobrze
poniedziałek, 23 marca 2009 17:00
Niektóre z tych powodów są znane od dość dawna: w ostatnim dziesięcioleciu ukazało się dużo
wiarygodnych naukowych prac wykazujących, że dwutlenek węgla nie jest głównym czynnikiem
kierującym zmianą klimatu i że jego rola w globalnym ociepleniu jest bardzo mała (szacowana
przez niektórych naukowców na 20 – 40 proc., przez innych na mniej) lub znikoma. Bywa nawet
zerowa: wiadomo, na przykład, że setki milionów lat temu – w tym podczas epok lodowych –
poziom dwutlenku węgla w atmosferze był dziesięciokrotnie większy niż dziś.
Ocieplenie w XX wieku, kiedy wzrósł poziom dwutlenku węgla w atmosferze, nie było większe
niż w poprzednich epokach ocieplania; badania wykazują też, że lodowce nie zmniejszały się
szybciej w XX wieku niż w poprzednich. Z kolei o związku między Słońcem a klimatem wiadomo
już od wieków. Ale dopiero w ostatnich latach naukowcy zaczynają odkrywać szczegóły
licznych i niezmiernie złożonych mechanizmów, przez które aktywność Słońca oddziałuje na
klimat. Widać coraz wyraźniej, że to Słońce, nie zaś poziom CO2, jest głównym czynnikiem
kierującym zmianami klimatu.
Skłaniają do tego wniosku liczne prace w ogromnej ilości różnych dziedzin – od fizyki Słońca i
astrofizyki poprzez oceanografię, geologię i paleogeologię, geofizykę, biologię, chemię,
botanikę, klimatologię i paleoklimatologię, do rolnictwa (okazuje się bowiem, że to na
wydziałach rolnictwa dokonywana jest większa ilość prac nad dwutlenkiem węgla).
Prace te, od najstarszych po najnowsze, można znaleźć na stronach internetowych o klimacie
(m.in.: climateaudit.com, climatedebatedaily.com, sciencebits.com, scienceandpublicpolicy.org i
climatescienceinternational.org); są też szczegółowo opisane w książce pod zaskakującym
tytułem „Niepowstrzymywalne globalne ocieplanie” („Unstoppable Global Warming”, S. Fred
Singer, Dennis T. Avery) i równie zaskakującym podtytułem: „Co 1500 lat”.
Owszem, wszystko zdaje się wskazywać na to, że jesteśmy w kolejnej fazie ocieplenia. Ale jest
to faza, która, jak pokazują liczne prace, trwa już od około 150 lat. Faza ta powtarza się
cyklicznie od ponad miliona lat i wszystko zdaje się świadczyć o tym, że jest związana z
aktywnością Słońca.
Raz na 1500 lat
Obecna faza zdaje się być jednym z cykli ocieplania i oziębiania, które powtarzają się mniej
2/9
Rodzina katolicka - Misie polarne nadal mają się dobrze
poniedziałek, 23 marca 2009 17:00
więcej co 1500 lat w epokach międzylodowych. Wewnątrz tych cykli powtarzają się mniejsze,
bardziej umiarkowane okresy ocieplenia i oziębienia, trwające kilkaset lat. Tak więc było
rzymskie oziębienie (ok. 600 – 200 p.n.e.) i ocieplenie (200 – 600), średniowieczne oziębienie
(600 – 900) i ocieplenie (900 – 1300), mała epoka lodowa (1300 – 1850) i obecna faza
ocieplenia (wewnątrz której bywają też krótkie fazy oziębienia, np. 1940 – 1975). Rdzenie
lodowe wydobyte z Grenlandii i z Arktyki pokazują, że w ciągu ostatniego miliona lat było 600
takich 1500-letnich cykli.
Wszystkie te poszczególne fazy są udokumentowane, nie ma co do ich istnienia najmniejszej
wątpliwości. Nie ma też wątpliwości co do ich prawdziwie globalnej skali. Potwierdzają to
niezliczone dowody z najróżniejszych źródeł, zebrane z całego świata – z Europy, Chin,
Japonii, Ameryki, Bliskiego Wschodu, Tybetu: badania pierścieni drzew, rdzeni lodowych,
pyłków zachowanych w skamielinach, osadów na dnie morza, śladów migracji ludności (z gór w
doliny podczas zimnych okresów i z powrotem na górę podczas ciepłych), stalagmitów
jaskinnych (które wyraźnie pokazują ślady małej epoki lodowej), granic lasów (wyższych
podczas ocieplenia: na zachodniej Syberii na przykład badania pokazały, że około roku 1000
granica lasów sięgała 30 metrów wyżej niż obecnie, a około roku 1350 znów się cofnęła), roślin
i winnic (podczas okresów ocieplania się rozszerzających się na północ). Potwierdzają je liczne
historyczne źródła, listy, zapisy i dokumenty różnego rodzaju, a także literatura, a nawet sztuka.
Potwierdza je także architektura: spora część wielkich europejskich budowli, jak katedry i zamki,
powstała podczas epoki średniowiecznego ocieplenia, kiedy plony były bogate, zapasy
żywności obfite, transport łatwiejszy i siła najemna wystarczająco duża na takiego rodzaju
przedsięwzięcia.
Prawda w obrazach
Nie czytamy o tym wszystkim w prasie. O istnieniu średniowiecznej i rzymskiej fazy ocieplenia
nie można było się dowiedzieć ze słynnego i teraz już całkowicie skompromitowanego wykresu
IPCC o kształcie kija hokejowego, z którego bazy danych te niewygodne fazy zostały usunięte;
o 1500-letnim cyklu, od dawna już znanym (naukowcy, którym zawdzięczamy jego odkrycie –
Willi Dansgaard, Hans Oeschger i Claude Lorius – w 1996 r. otrzymali za swoje prace nagrodę
Tylera znaną jako „Nobel w dziedzinie ochrony środowiska”), nigdzie nie czytamy, choć
wiadomo o nim od kilkudziesięciu lat.
Jednym z bardziej niespodziewanych źródeł potwierdzających zmiany klimatu w Europie
okazało się malarstwo. W 1967 r. Hans Neuberger, profesor meteorologii na amerykańskim
uniwersytecie Penn State, przeanalizował 1200 europejskich obrazów z okresu 1400 – 1967
pod względem pogody, jaką przedstawiają. Wybrawszy okres, gdy pomiary meteorologiczne już
3/9
Rodzina katolicka - Misie polarne nadal mają się dobrze
poniedziałek, 23 marca 2009 17:00
istniały (1850 – 1967) i porównawszy je z pogodą na obrazach, odkrył wysoki stopień korelacji.
To z kolei pozwoliło mu ocenić, jak daleko pogoda na obrazach wcześniejszych odzwierciedlała
sytuację meteorologiczną w tamtych czasach.
Jego statystyczna analiza pokazała wyraźną zmianę między epoką średniowiecznego
ocieplenia a małą epoką lodową: przed 1550 r. niebo w obrazach było o wiele jaśniejsze i
bezchmurne. Zjawisko to nie jest wytłumaczalne wyłącznie zmianą stylu i większym realizmem
w malarstwie późniejszych epok. Od połowy XVI wieku pojawia się o wiele więcej niskich
chmur; po 1850 r. (koniec małej epoki lodowej) ich liczba znów się zmniejsza.
Niskie chmury są ważnym czynnikiem w oziębianiu klimatu: odkryto silną korelację między ich
ilością a zmianami w poziomie promieniowania kosmicznego. Korelację tę widać wyraźnie, gdy
porównujemy wykresy globalnych temperatur z wykresami przedstawiającymi dane o
aktywności Słońca (czerpane między innymi z izotopów węgla-14 w pierścieniach drzew i
berylu-10 w rdzeniach lodowych w Grenlandii; izotopy te tworzą się, gdy promienie kosmiczne
uderzają w wysoką atmosferę).
Gdy Słońce jest mało aktywne, większa ilość promieni kosmicznych przedziera się przez
atmosferę, jonizując molekuły powietrza i powodując tworzenie się niskich, mokrych chmur,
które odbijają promieniowanie słoneczne, co z kolei obniża temperaturę na Ziemi. Tak więc
duże ilości niskich chmur są oznaką mniej aktywnego Słońca. Z kolei aktywne Słońce wysyła
silniejszy „wiatr słoneczny”, który chroni Ziemię przed promieniami kosmicznymi. Jest to tylko
jeden z mechanizmów, przez które Słońce wpływa na klimat Ziemi.
Lodowce niezagrożone
Autorzy wspomnianej powyżej książki cytują ogromną liczbę prac naukowych, by podać
wyczerpujący obraz obecnego stanu badań nad zjawiskami, o których w kontekście sporu o
globalne ocieplenie najczęściej jest mowa: lodowce (ponoć gwałtownie topniejące),
niedźwiedzie polarne i pingwiny (ponoć krytycznie zagrożone), rozmaite inne gatunki zwierząt
(ponoć na skraju wyginięcia), poziom mórz (ponoć katastrofalnie wzrastający), huragany,
cyklony i burze (ponoć częstsze i silniejsze).
Dowiadujemy się o najnowszych pracach badających historię i obecny stan lodowców w kilku
4/9
Rodzina katolicka - Misie polarne nadal mają się dobrze
poniedziałek, 23 marca 2009 17:00
rejonach globu. Istotnie, topnieją nieco po brzegach niektóre lodowce na zachodniej Arktyce
(stanowiącej mały ułamek lodu arktycznego – około jednej szesnastej). Ale ogólnie, i w
pozostałych częściach Arktyki, warstwy lodu raczej grubieją; globalnie pokrycie lodowe wróciło
do poziomu z 1979 r. Różne europejskie lodowce cofnęły się po końcu małej epoki lodowej, po
1850 r. Nie wiadomo jednak, jakie były tego przyczyny. W różnych częściach świata niektóre
lodowce się cofają (i to czasem w okresach oziębienia), inne zaś rosną – czasem w okresach
ocieplenia.
Tak było zawsze: lodowce od tysiącleci cofają się i rosną, topnieją i grubieją. Naukowcy
szacują, że potrzeba by było siedmiu tysięcy lat, zanim stopniałby lód w zachodniej Arktyce –
ale nie doszłoby nigdy do tego, ponieważ nastąpiłoby przedtem kilka epok lodowych, podczas
których lodowce ponownie by urosły.
O perspektywie wzrostu poziomu mórz IPCC trzykrotnie zmieniało zdanie: teraz przewiduje
wzrost jedynie 18 – 59 cm do końca stulecia. Według specjalistów w tej dziedzinie nie ma
naukowej metody przewidzenia wzrostu poziomu mórz w XXI wieku. W ostatnim dziesięcioleciu
nie widać prawie żadnej zmiany; w ciągu ostatnich 300 lat nie widać żadnej tendencji.
Ci spośród specjalistów, którzy są gotowi zaryzykować przepowiednię, szacują wzrost poziomu
oceanów w XXI wieku na 10 – 15 cm – taki sam mniej więcej jak w poprzednich wiekach. Nie
widzą powodów, aby obawiać się większego niż poprzednio wzrostu poziomu mórz. Zwłaszcza
że podczas ocieplania cieplejszy ocean wyparowuje więcej wody, z której część – znanymi,
choć też skomplikowanymi mechanizmami – wędruje do Arktyki, gdzie zamarza jako śnieg i lód,
wskutek czego poziom morza opada.
Wynika też z badań, że wzrost poziomu oceanów w przeszłości – podczas okresów ocieplania,
lecz również oziębiania – bywał nieporównywalnie większy niż dziś: po ostatniej epoce lodowej
poziom mórz podniósł się o około 120 metrów. Po czym, gdy lody stopniały, wzrost ten
spowolniał i w końcu – kilka tysięcy lat temu – wydaje się, że się ustabilizował.
Żadne badania nie wykazały istotnego przyspieszenia tempa wzrostu w XX wieku; najdalej
sięgające dane o poziomie morza, zbierane w Sztokholmie przez tysiąc lat, pokazują, że od
roku 800 na północnej półkuli zmiany w poziomie morza wskutek zmian klimatycznych były
zawsze w granicach plus/minus 1,5 mm rocznie, ze średnią blisko zera.
5/9
Rodzina katolicka - Misie polarne nadal mają się dobrze
poniedziałek, 23 marca 2009 17:00
Zwierzęta sobie poradzą
Przejdźmy do losu misiów polarnych i innych dzikich gatunków. Autorzy UGW zwracają naszą
łaskawą uwagę na fakt, że ogromna większość gatunków zwierząt istnieje od co najmniej
miliona lat; przeżyły one zatem 600 cykli ociepleń i oziębień, w tym nie tylko epoki o wiele
cieplejsze i zimniejsze niż nasza, lecz również bardzo gwałtowne zmiany klimatyczne. I nie
wyginęły.
Gatunki znikały z różnych powodów (katastrofy typu meteoryt, polowanie, rolnictwo), ale brak
naukowych dowodów wyginięcia jakiegokolwiek gatunku wskutek obecnej fazy ocieplania.
W jednym scenariuszu, sporządzonym przez proroków rychłej zagłady, wzrost temperatury o
0,8 stopnia Celsjusza miałby doprowadzić do wyginięcia 20 proc. gatunków dzikich zwierząt na
świecie. Jest to – zauważają autorzy wspomnianej książki – przepowiednia, którą łatwo
sprawdzić, ponieważ w ciągu ostatnich 150 lat nasz klimat już się ocieplił o 0,8 stopnia – i
żadne gatunki nie wyginęły z tego powodu.
W okresach ocieplania najróżniejsze gatunki zwierząt, a także roślin, rozszerzały swoje
naturalne siedlisko na północ, podczas gdy południowa granica pozostawała taka sama.
Rośliny zresztą być może nie musiałyby w ogóle się przemieszczać na północ wskutek obecnej
fazy ocieplenia, ponieważ wyższy poziom dwutlenku węgla jest dla nich korzystny – o czym
skłonni są zapominać miłośnicy zastraszania „dwutlenkowęglowym” ociepleniem. Należy też
pamiętać (co też często zaniedbują prorocy zoologicznej katastrofy), że zwierzęta umieją się
dostosowywać do nowych klimatów i często dostarczały dowodów tej zdolności. Mogą też
migrować – umiejętność, którą też dość często w przeszłości się wykazywały.
Jeszcze słowo o burzach, huraganach i cyklonach. Po pierwsze, gwałtowne meteorologiczne
zjawiska tego typu powstają wskutek różnic temperatury między równikiem a regionami
polarnymi. To wiemy.
Po drugie, ocieplanie podnosi temperatury w regionach polarnych o wiele więcej niż na równiku.
To też wiemy. A zatem wskutek ocieplenia różnica między tymi regionami powinna być
mniejsza, co z kolei powinno zmniejszyć, nie zaś zwiększyć, liczba burz, huraganów, cyklonów
itd. Nie było ich więcej podczas ostatnich 150 lat (obecny okres ocieplania); nie było ich więcej
6/9
Rodzina katolicka - Misie polarne nadal mają się dobrze
poniedziałek, 23 marca 2009 17:00
w XX wieku; nie było ich więcej w ostatnich latach. Nie ma najmniejszych powodów, by sądzić,
że będzie ich więcej w obecnej fazie ocieplenia.
Dane na ostatnie 150 lat nie wykazują żadnej korelacji między ociepleniem a takimi zjawiskami;
skłaniają raczej do tezy, że gwałtowne burze i huragany wzmacniają się w okresach oziębienia.
W Chinach (gdzie dane pisemne na ten temat sięgają najdalej wstecz) stwierdzono, że podczas
średniowiecznego ocieplenia były średnio cztery poważne powodzie na każdy wiek, ale dwa
razy tyle podczas małej epoki lodowej; susze natomiast były ponad trzy razy częstsze podczas
okresów zimnych.
Kneblowanie konsensusem
W całą tę kwestię uwikłane są ogromne ilości interesów partykularnych. Tysiące ludzi, etatów,
konferencji jest bezpośrednio zależnych od utrzymywania mitu na temat globalnego ocieplenia,
który pozwala „wystraszać” od rządów fundusze. Stąd gwałtowność ataków na naukowców (w
tym ze strony innych naukowców), którzy ośmielają się przeciwstawiać próbom zastraszenia;
stąd cała seria nieuczciwych prób ich zdyskredytowania lub zakneblowania, poczynając od prób
zagłuszenia wszelkiej dyskusji hasłami typu „konsensus” lub „debata się skończyła”, a kończąc
na insynuacjach i podstępach, a nawet próbach fałszerstw.
Do tych ostatnich można zaliczyć próbę dopisania nazwisk do (liczącego obecnie już ponad 31
000 podpisów) oświadczenia naukowców sceptycznych co do ludzkiego wkładu w globalne
ocieplenie: dopisano pewną liczbę nazwisk naukowców broniących „konsensusu” wokół tej tezy,
by potem móc je „odkryć” i oświadczenie uniewiarygodnić, twierdząc, że zostały dopisane bez
ich zgody, by zwiększyć liczbę sygnatariuszy. Warto przy okazji zauważyć, iż oświadczenie to
pokazuje dość dobitnie, że konsensusu na ten temat raczej brak.
Nie twierdzę oczywiście, że wszyscy propagujący tezę o antropogennym dwutlenkowęglowym
ociepleniu działają w złej wierze ani że wszyscy naukowcy popierający tę tezę są nieuczciwi.
Lecz w dziedzinie tej – wydaje się, że bardziej niż w innych – roi się od błędów, selektywnie
wybranych (świadomie lub nie) danych, fałszywych pomiarów i niechlujnych badań dających
fałszywe wyniki. Wśród tych ostatnich należy wymienić pewną liczbę stacji mierzących
temperaturę, usytuowanych w miejscach, gdzie w sposób gołym okiem widoczny usytuowane
być nie powinny: przy fabrykach, lotniskach i innych źródłach ciepła.
7/9
Rodzina katolicka - Misie polarne nadal mają się dobrze
poniedziałek, 23 marca 2009 17:00
Zdarzają się też zwykłe pomyłki, jak na przykład – co stało się niedawno – pomieszanie
pomiarów z dwóch różnych stacji na Antarktydzie, z których jedna na dodatek okazała się
zagrzebana w śniegu. Skutkiem tego wszystkiego są zawyżone – czasem bardzo istotnie
zawyżone – pomiary temperatury, później rozpowszechniane w prasie, powielane w
propagandzie, używane w artykułach naukowych i wcielane do baz danych modeli klimatu.
Trzeba mieć świadomość ogromu tego przemysłu. Stoją za nim interesy nie tylko środowisk
eksperckich, lecz także pośredników (na przykład w handlu „limitami”, przyznawanymi w
związku z tak zwanym kompensowaniem emisji CO2), przedsiębiorstw produkujących farmy
wiatrowe i panele słoneczne), organizacji pozarządowych (zależnych od funduszy z Brukseli –
jest ich ponad 350) oraz polityków (którym zależy na głosach Zielonych). I oczywiście
ideologów, którzy głoszą, że wszystkiemu, ze szczególnym uwzględnieniem globalnego
ocieplenia, jest winien imperializm amerykański, kapitalizm i wyzysk.
Protokół z Kioto jest korzystny także dla Rosji, która będzie mogła zarobić miliardy dolarów,
sprzedając Europie swoje „limity” za zmniejszone (od czasów ZSRR) emisje węglowe. To z
kolei pozwoli Europie – kosztem podatników – dostosować się do wymogów Kioto bez
zmniejszenia własnych emisji węglowych. Innymi słowy, głównym skutkiem Kioto byłoby
przekazanie Rosji pieniędzy z kieszeni europejskich podatników.
Należy też przypomnieć, że nawet gdyby globalne ocieplenie było skutkiem ludzkich działań;
nawet gdyby można było na nie wpłynąć, redukując emisję CO2; nawet gdyby protokół z Kioto
mógł przynieść jakieś prawdziwe korzyści; nawet gdyby jego koszt nie był o wiele większy, niż
te korzyści są warte – to nadal, jak już dawno obliczył Bjorn Lomborg, , osiągnęlibyśmy jedynie
przesunięcie skutków globalnego ocieplenia o zaledwie kilka lat.
W pogłębiającym się kryzysie ekonomicznym warto może to wszystko wziąć pod uwagę.
Agnieszka Kołakowska
Autorka jest publicystką i tłumaczką. Mieszka w Paryżu.
8/9
Rodzina katolicka - Misie polarne nadal mają się dobrze
poniedziałek, 23 marca 2009 17:00
Źródło: Rzeczpospolita
9/9