Trochę Życiowej Poezji
Transkrypt
Trochę Życiowej Poezji
Artykuł pobrano ze strony eioba.pl Trochę Życiowej Poezji Ilu z nas ma styczność z poezją? Ilu z nas zastanawia się, jak dużo ma nam do przekazania? Ofiaruję Wam kilka rozmyślań mojego autorstwa, zapraszam do analizy i refleksji. Czymże jest dla Was poezja? Dla mnie, jest to moment spotkania ze słowem ducha oraz serca. A co najlepiej do nas przemawia, jeżeli nie właśnie te głębokie wartości ukryte gdzieś za plagą kłamstwa, hipokryzji i oszustwa? Przelewam często swoje myśli i serce na papier. Dziś chciałbym się z tym podzielić drodzy "Eiobowiczanie" jednocześnie zachęcając do głębokiej refleksji nad ową twórczością czyli refleksji nad życiem, oraz samym sobą. Niektóre dotyczą moich osobistych przeżyć, aczkolwiek dla chcącego nic trudnego - znajdziecie sens, przesłanie i coś dla siebie. Kiedyś się obudzisz 1. Znów płonę po części ujęty przez świt Choć pozornie ogień studzi nasze sentymenty Kiedyś się obudzisz, a ja znów będę dumny Noc nie daje nam stłumić naszych wspólnych snów i Z prądem odpływają statki, a ja tylko patrzę Może dogonisz wiatr nim maszt upadnie Lecz najpierw długim haustem skradnę Ci powietrze Kiedyś się obudzisz, a ja znów zasnę wbrew Wrę przekarmiony przez głodny doznań umysł Pozornie nasycony lecz duchowo pusty Kiedyś się obudzisz, nie pytaj mnie o przyczynę Nie mogę nic mówić gdy sumienia spowiły ciszę Odrzuc niepewność w zamku obłędu znajdź kluczyk Gdzie bytem w niebycie jest życie w próżni Ucisk uczuciem kryje w sobie wicher skaz i prawd Kiedyś się obudzę i już nie skruszy mnie brzask dnia 2. Spojrzenia bledną w akcie ślepych objęć Wiem na pewno, że pomyliliśmy rolę Kiedyś się obudzisz, to jak karty przekletych Nic nie narodzi się w talii martwych obietnic Kolory blakną na wznak tysiąca portretów Szkoda że każda twarz to tylko jedna z wielu Prawdziwa znika dziś w szeregu zbędnych genów Kiedyś się obudzisz, ujrzysz wstyd na zdjęciu Byłem tu na przekór tempu, żałuję, pamiętaj Parę dobrych momentów nie gwarantuje szczęścia Kiedyś się obudzisz, w kolejną noc nieprzespaną A ja będę cicho nucił, że nigdy nie było warto Niczym wieki bal a my jak ziarenka w tlumie Nie pytaj czemu tam widziałem jedynie Twój uśmiech Nigdy już nie wrócę, no dalej, pozwól mi odejść Kiedyś się obudzę i zadrwię w szale z tych spojrzeń SAMOTNOŚĆ (SPACER PRZEKLĘTYCH) To paradoks przeklętych gdy w uszach tętni ten szczyt Spalonych treści w percepcji nieugiętych w pamięci Odeszli wszyscy jeńcy klepsydr by na szali agonii W samotności napoić żywioły spragnionych Tylko ja i oni gdzieś na krańcu bariery Stłumionych do woli naszych tańców i przeżyć Ona daje odpowiedzi nawet gry wiara wytępi Ostrza ufnych nadziei, to spacer przeklętych Upadamy często w pełni nieświadomi założeń W których człowiek to obiekt a nie wieszcz w horrorze Dążeń do ideału gdzie Bóg to zaledwie zbiór opcji Chcesz wypatruj celu wśród przeklętych niewiadomych Może dogonisz kiedyś tęczę nim serce skradnie barwy Twoje oblicze to wnętrze pełne szarych twarzy Samotność daje nadzieję, choć właściwie ją odbiera Lecz tylko ona kocha wiernie - nawet gdy umierasz EPITAFIUM (wieloliniowość interpretacji: miłość, nadzieja, wiara) 1. Malowała piękny obraz, kształt złotej mozaiki Ludzka geometria doznań - sinusoida myśli Mogłem ufać chwili, patrzeć na nią jak posąg Powiedz co daje siły zmieniać los z taką ochotą Biorę pod uwagę honor, odrzucone ambicje Powiedz, że to nie horror w którym gubię wyjście Daj klucz i prowadź mnie gdzieś z dala od niej Bo już nie uwierzę w słowa uwiazane w teorie To nie koniec, wszystko wraca, budzi się znów Wieczna rywalizacja – bumerang ludzkich błędów Miałem dość jak wielu bez celu skacze w ogień Palę stos kart w milczeniu, czasem łatwiej odejść I powiedz, że tak nie mogę, nie powrócę nigdy W nawale wspomnień, skreślam Cię z mojej listy Mówili wieczna miłość, ale czasem nieszczęśliwa Widząc to wszystko pragnę zawsze sam oddychać REF. Ufam że już niebawem na końcu swojej drogi Znajdę próg i stanę przed nim w pełni gotowy I przekroczę go sam bez pomocy Twoich dłoni To nie może być czar co pryska w doli fobii 2. No patrz w moje oczy, co czujesz, tylko wstręt? To fakt że tonacy nie jest wart już wielu łez Kiedyś dałaś mi sens dziś suma chwil jest zerem Dlaczego kiedy idę Ty odrzucasz moją rękę? Stale nie wiem, wszystko miało kiedyś barwę Im dalej tym ciemniej a mi brakuje farbek Rozdrapuje więc ranę krwią zapisuje zwrotki Testament spiszę we śnie, bo wstyd nawet w nocy Zagubiony... dlaczego mówisz wina charakteru Egoizm? To tylko pewność bytu swoich celów Jestem jednym z wielu wiecznie wytykany palcem Nie wiem czemu we mnie zawsze znajdujesz ofiarę Powiesz takie życie, czas stale biegnie do przodu Wiedz że dla mnie stoi i nie zmienia swych wyroków Dziś dam sobie spokój, wystarczy lina, sufit, stół Nie płacz, proszę odpuść, to był Twój wybór... PUSTE WNIOSKI 1. Wolisz by serce skryło wszystkie tajemnice Ale Twoje oczy mówią więcej niż chcesz widzieć Ciszej, lepiej zapomnieć, to tylko teorie Zgubione w formie niemych postanowień, wspomnień Proszę, za długo czekam na ten moment, straszny Usiądź koło mnie weź kartki zapisz dziś ostatni Testament martwy wyblakkły przez deszcze Przeznaczeń i streszczeń na wietrze rozbitych tętnem Nieszczęść, pojęcie względne, ale daj mi pergamin A zapisze stany upadłych do granic na fali Wygnanych przez zawiść dla nich zostawiam ostatni kamień By w talii umarłych zostali wyryci przez atrament Na zawsze w parze a w kontraście ze światem Ołtarze pełne następstw zabłąkanych w czasie Czy to tylko marne tańce w fazie czarnego księżyca Jutro wstanę rankiem, a powtórzę tę noc z dzisiaj 2. W tym szale namalowane nasze białe twarze Zadarte przez bagnet pustych wrażeń By w zaparte nachalnie szukać ról w karnawale Pokolenie pionków chcących stać się graczem Zlepiam wartości ujeć kliszy, patrzę na ich skowyt Więc się nie dziw, że tej nocy znów kleją mi się oczy W ryzach bezsenności czuję tupet gorzkich godzin A Ty i tak powiesz, że to marny wybuch złości Puste wnioski, mam dość ich, patrz w skroń mi Wolisz strzelić raz by rozwiać wszelkie wątpliwości? Może się zastanowisz, proszę daj chwile wytchnienia Cechuje nas ślepy pościg niemych rachunków sumienia Wydaj rokaz teraz, albo milcz już na wieki Pusta scena nigdy nie odrodzi złotych idei By wśród portretów odmienić ich odbicia w lustrach Bym nigdy nie mógł mówić, acta est fabula ILUZJA 1. Chcę odnaleźć siebie, zyskać jeszcze kilka godzin Lecz to jak szukanie skrawka pośród marnych kserokopii Czasem myślę czy trafiłem tu jedynie przez przypadek Choć nie wiem kim jestem sądzę że znam się doskonale Zadaje pytanie gdy wypełniając kartkę czuję natchnienie Czy to co daję siłę, wiarę mogę nazwać talentem? Czy to coś więcej? Spójrz mi w oczy i zmierz z prawdą Czy to czym żyję jeszcze ma jakąkolwiek wartość? W tym świecie nawet miłość posiada wiele znaczeń Możesz kochać lub udawać że to naprawde ważne Tymczasem jutrznia zaciera paletę chłodem Malujesz swój świat, czyj pędzel biorąc w dłonie? Mówisz że masz pojęcie co dla Ciebie najlepsze Szkoda że będąc na dnie prosisz bym podał rękę Nawet te słowa z pozoru nie są takie oczywiste Iluzja to jedna z chorób z którą bije się do dziś dzień 2. Zbite z tropu przepowiednie w kielichu ze zdartych skrzydeł Martwe wizje trwonią ciszę i chyba zwątpiłem Czynię znak krzyża czy też gardzę krzyżem ? Odpowiedź jest bliska nas, lecz nie zmienię się na czas W rytmie, drżąca ręka, tętent pustych okien Uchylam je, lecz zbyt póżno na oddech Między nami krople, układam głowę przy Tobie I choć wątpię, wiem, że koniec jest kolejnym początkiem W żargonie jestem Bogiem, mało we mnie człowieka Jak w jednej osobie, a setki twarzy w powiekach Wbij we mnie spojrzenie bym już zapamiętał Budząc się na czas gdy krew z ran spłynie na nas Ta sama wyobraźnia choć blednie we mnie Szansa na lepsze, powiedz, że nie muszę ciepieć więcej To wszystko wepchnięte w tak chory majestat Moje paradoksalne zwątpienie - czy wieczność jest wieczna PRZEKLĘTA MIŁOŚĆ Każdy dzień spędzał z nią by o brzasku ujrzeć świt Rankiem gdzieś spojrzał w głąb kilku martwych chwil Dziś drwi z niego los w tańcu przeklętych liczb Dwudziesty, pierwsza noc i ostatni wspólny litr Krwi przelanej w sercach, pompa uczuć i zalet Danse macabre, nagle taniec staje w ogniu slepych zaklęć Wprawdzie efekt nagłych zdarzeń pobudza wyobraźnię Lecz na zawsze w morzu bajek utopi magię pragnień Poniekąd nic dziwnego leczy gdy wstał wtedy rano Jego echo pieśnią barw wymalowało szarość Liczy na piękno że odbije w oczach strumień złotych łez Dziś na pewno pozostanie tylko blady uśmiech, wstręt Dobrze wie że czasem cel zabija przypadek Tym razem też tradycji balet, nie było inaczej Gdy wrócił rankiem trzymała w dłoniach jakąś kartkę Wtedy wtulił się w ramiona... zmarłej ukochanej 2. Jak obdarty ze źrenic wierny aż do śmierci Tak ślepy ufny dumny splata uczucia w piosenki Dźwięki godne pamięci zliczone w szarych nutach Tak trudna symfonia grana przy zdartych strunach Znów odgarnia jej włosy, światło pada na policzek Znów przeprasza że tej nocy pozostawił jej te bliznę Całuje tak niewinnie scena niczym z horroru Gdy obleka w usta zimne wargi, bez powodu Oplata rękami w talii, usłany różami aksamit Dziś czarny a odwagi nie starczy by wszystkie stłamsić I zbawić od skazy które skryły w nim światło Ranny lecz pewny tego że kiedyś było warto Bierze kartkę w dłonie doskonale znając koniec Pasmo zmartwień zgaśnie może przed zachodem Oddaje się prośbie ostatniej odddanej na niej Nóż w dłonie, czyta w trakcie: "na zawsze razem" LEK Rzucasz i mówisz bierz, poczujesz się lepiej, proszę Daj mi ten cholerny lek, może zyskasz ze dwie noce Potem ułożę głowę przy Tobie powiem, że umieram A Ty bezczelnie skłamiesz, że jeszcze nie teraz Nadzieja? W cuda nie wierzę od wczoraj Moja dusza jest zbyt cenna by sprzedać ją za słowa Puste na domiar, wiesz w co ufam tak naprawdę? W Twoje ramiona, które w zasadzie są martwe Czasem tańczę z wiatrem, który spycha na dno, dusi Czemu zawsze wieje w twarz zanim zdążę ją obrócić? Minuta w zegarze kruszy trwale fundamenty Które zbudowałem dawniej, szukając odpowiedzi Nadzieja dała mi cennik, płać bólem za złudzenie Zaglądała do kieszeni, ona zawsze chciała więcej Weź tę rękę, błagam, to nieugięta bariera Chcesz powiedzieć ‘wracaj”, ja żyje sam i tak umieram Zapraszam wszystkich do dyskusji w komentarzach. @ WSZELKIE PRAWA ZASTRZEŻONE Autor: eye22 Artykuł pobrano ze strony eioba.pl