WteDY UDAŁO SIĘ WYkUPIĆ…
Transkrypt
WteDY UDAŁO SIĘ WYkUPIĆ…
G³os Weterana i Rezerwisty Wrzesieñ 2008 WTEDY UDAŁO SIĘ WYKUPIĆ… Czytam listy od naszych korespondentów. Nawiązują też do spraw, którymi zajmuje się Komisja Sejmowa Obrony Narodowej, o której obradach piszemy w Głosie. Korespondenci podają przykłady, ich zdaniem, niedobrych decyzji i zamiarów Agencji Mienia Wojskowego, co do przyszłości gruntów będących do tej pory własnością naszego Wojska. Czy zawsze najlepszym wyjściem jest ich sprzedaż? Prawda, Agencja chce się wykazać pozytywnym wynikiem swej działalności finansowej. Ale czy nie należałoby tę ziemie publiczną przeznaczać i na cele służące pożytkowi całego społeczeństwa? I podają przykłady: W Krakowie o działkę stara się Muzeum Lotnictwa Polskiego, pisze o tym nasz korespondent, Stanisław Cichosz. Gdzie indziej jeszcze mógłby powstać park krajobrazowy z wystawą dawnej broni itp. Zwykle szanse ma jednak i wygrywa ten, kto oferuje więcej kasy. Zaś Agencja pieniędzy potrzebuje pilnie, jak tłumaczy, na budowę mieszkań dla przyszłej kadry oficerskiej armii zawodowej. Wiarusom, byłym żołnierzom zawodowym, jakoś trudno się z tym zgodzić. Słyszę i czytam: – jak można sprzedawać ziemię, pozbywać się tego, co powinno być skarbem wszystkich a nie tylko zamożnych firm, jednostek? No, ale inne czasy. Młodych, jak można się przekonać, nie trapią podobne dylematy. Mają inne kłopoty. A to, co nas niepokoi, będą oceniać już przyszli dziejopisarze, historycy. I zapewne, jak dzieje się to od dawna, będą oceniali różnie. Przypadkowo, czytam wspomniane listy, prawie na przemian z opowieściami o mojej ziemi rodzinnej – Ziemi Dobrzyńskiej. Jej dysponentem był kiedyś (XIV w.) Władysław Opolczyk, który także potrzebując pieniędzy dostał je od Krzyżaków (tak przyjęto u nas nazywać Zakon Szpitala Najświętszej Marii Panny). A w zastaw dał zakonowi Ziemię Dobrzyńską. Wprawdzie później, królowa Polski Jadwiga, żona Jagiełły, przekonywała mistrza zakonu, że to ona ma prawo do Ziemi Dobrzyńskiej (po swym ojcu Ludwiku). A nie Władysław Opolczyk, który nie powinien dysponować cudzą własnością. Jednak Krzyżacy nie mieli jakoś zamiaru zwracać dobrowolnie tę ziemię. Po śmierci Jadwigi, jeszcze na kilka lat przed Grunwaldem, król Jagiełło ponowił rokowania z Krzyżakami w sprawie wykupu tej ziemi. Krzyżacy godzili się ją oddać, jeżeli otrzymają pięćdziesiąt cztery tysiące dukatów, które przed laty dali Włady- www.gwir.pl sławowi Opolczykowi. Król zwrócił się więc do szlachty (zwolnionej wówczas od wszelkich podatków na rzecz państwa), ażeby zrobiła dobrowolną, jak byśmy to dziś nazwali, jednorazową „zrzutkę” na wykup tej ziemi. I trzeba powiedzieć, że szlachta dobrzyńska zamiast 54 tysięcy – które wypłaciła Krzyżakom, co do grosza – zebrała nawet 100 tysięcy dukatów. Resztę przekazano do skarbca królewskiego*). Przypominam ten okres z dziejów mojej Ziemi Dobrzyńskiej broń Boże, bez żadnych aluzji do aktualnych interesów, jakie robi Agencja Mienia Wojskowego. Ot, tylko takie luźne skojarzenia w pogodne dni tegorocznego lata. Dzisiejsi, prywatni inwestorzy, ubiegający się o mienie publiczne, to przecież nie bracia zakonni i w ogóle nie te czasy, nie ta skala transakcji. Każda epoka ma swoje interesy, ale ich sedno niewiele się różni. Tak wtedy, przed wiekami, jak i dziś, idzie o niebagatelne wartości materialne, o zakup i wykup ziemi. Z tą różnicą, że wtedy, w stosownej potrzebie udało się nam ten skarb jednak wykupić… Cezariusz PAPIERNIK *) z książki Anny Klubównej – Cztery Panie Jagiełłowie, wyd. Pojezierze Jan NIKIFOROW (?) – (7) Czego Ryszard Kukliński nie ujawnił! 1. Swoich usilnych starań dostania się do instytucji centralnych MON, najlepiej w Sztabie Generalnym WP po ukończeniu studiów w ASG (mjr Zwierzchowski i płk Musiał). 2. Przeprowadzki całej rodziny do Rembertowa w 1962 r. Nawiązania kontaktów z nabywcą 3. jachtu w Szwecji. Skoku z „drugiego piętra” od rze4. komej kochanki w Mińsku Mazowieckim 25 października 1962 roku. „Skoku”, który mógł zakończyć się nawet jego śmiercią! Nie wątpię, że przeszedł wtedy dramatyczny sprawdzian kwalifikacyjny do pracy w wywiadzie. Brakuje również relacji o półrocznej kuracji po doznanych ciężkich obrażeniach obu nóg (wynik „skoku”). 5. Kulisów otrzymania urlopu na odprowadzenie jachtu do Szwecji. W warunkach studiów w ASG było to ewenementem! 6. O rejsie jachtem LEGENDA do Szwecji i składzie załogi, w tym kpt. Stanisława Radaja – Oficera Zarządu II Sztabu Generalnego Wojska Polskiego. 7. O otrzymaniu talonu na samochód w 1953 roku i następnego w 1965 r. Te nieujawnione fakty dotyczyły okresu, gdy Szefem Sztabu Generalnego WP był gen. broni Jerzy Bordziłowski, któremu podlegał wchodzący organicznie Zarząd II, a więc wywiad wojskowy. Nie jest to bez znaczenia, gdyż z całą pewnością w tym okresie Ryszarda zakwalifikowano do wykorzystania w wywiadzie wojskowym. Natomiast fakt, że służby wywiadu podlegały gen. Bordziłowskiemu, wywodzącemu się z Armii Czerwonej (do której 22 następnie wrócił), sugeruje, że służby wywiadu wojskowego WP, jeśli nie były uzależnione od GRU, to niewątpliwie ściśle z tymi służbami współpracowały. Tego zresztą wymagała ówczesna sytuacja geopolityczna i militarna w podzielonej Europie i świecie. Wniosek z tego oczywisty, że Ryszarda GRU nie musiało werbować – automatycznie stawał do dyspozycji tych służb. Nie wykluczam, że w przeddzień „ucieczki”, będąc na bankiecie w ambasadzie ZSRR z okazji Rewolucji Październikowej, Ryszard i tam otrzymał „namaszczenie” dla swojej „misji”. Potwierdzeniem „aprobaty ucieczki” Ryszarda przez decydentów ZSRR było to, że wg wielokrotnie podkreślanych przez gen. Wojciecha Jaruzelskiego faktów, ze strony owych decydentów nie było tak zwanego „trzęsienia ziemi”, żądania dymisji, zmian w systemie osiągania gotowości wojsk itp. Nic z tych rzeczy! Testem na inteligencję dla tych, którzy gloryfikują szpiegostwo w wydaniu Ryszarda, powinno być rozliczenie dostarczanych wywiadowi amerykańskiemu fotokopii tajnych i supertajnych dokumentów w języku rosyjskim. Było to 35 000 – 40 000 stron maszynopisu! Wykonanie i przekazanie tych fotokopii CIA nie budzi wątpliwości. W tej sprawie wypowiadały się autorytety: szefowie CIA, Zbigniew Brzeziński i Jan Nowak-Jeziorański oraz inni. Jednak liczba tych dokumentów nasuwa poważne wątpliwości. Czy Ryszard był w stanie tej gigantycznej pracy podołać? Musiałby codziennie, przez okrągłe dziewięć lat, wykonywać 10 – 12 fotokopii! Teoretycznie to możliwe, w praktyce absurdalne! Trzeba bowiem uwzględnić „współczynniki” specyfiki pracy w Sztabie Generalnym – tam naprawdę pracowano! Jeśli dodać ulubione przez Ryszarda „skoki w bok”, zaangażowanie w budowę domu, to nie ulega wątpliwości, że tej fotograficznej pracy nie wykonywał sam. Pracę tę wykonywali spece z GRU – Ryszard był tylko „przekaźnikiem”. Dodać tu można zbyt słabą znajomość języka rosyjskiego, aby mógł w sposób logiczny rozważyć wagę przekazywanych dokumentów. Nie ulega najmniejszej wątpliwości, że obok prawdziwych dokumentów (aby nie zdekonspirować informatora), przekazywano dokumenty dezinformujące stronę przeciwną, co w warunkach „zimnej wojny” w działaniach służb wywiadowczych było bardzo ważne! Zachodzi zasadnicze pytanie: dlaczego tak cennemu agentowi wywiadu wojskowego polecono/nakazano wyjechać z kraju? Uzasadnienie znajduje się w poprzednim rozdziale. Jednak dla ciągłości rozważań przytoczę swoje argumenty. 1. Między bajki można włożyć twierdzenie, że Ryszardowi groziła dekonspiracja ze strony SB (nie zajmowali się wojskiem). Stale przytaczana sytuacja na odprawie w Sztabie Generalnym WP w dniu 2 listopada 1981 roku, gdzie jakoby Ryszard trafił w krąg podejrzanych, to czysty blef. 2. Ryszard jako jeden z głównych planistów dokumentacji „Planu wprowadzenia stanu wojennego” był najbardziej odpowiednią osobą, aby o ewentualnym wprowadzeniu tego stanu uprzedzić odpowiednie osoby, służby i decydentów w USA, i że zaprowadzenie porządku w kraju możliwe jest przez użycie własnych sił, tj. wojska i oddziałów milicji. Przekazanie tej wiadomości było korzystne dla Polski, USA