Serwis Fantasta.pl - Bractwo Czarnego Sztyletu
Transkrypt
Serwis Fantasta.pl - Bractwo Czarnego Sztyletu
Serwis Fantasta.pl: J. R. Ward: Mroczny kochanek (Bractwo Czarnego Sztyletu, tom I) Wydawnictwo Videograf II postanowiło przybliżyć polskim czytelnikom twórczość Jessici Rowley Pell Bird znanej szerzej jako J. R. Ward – autorki książek z gatunku paranormal romance. Na rynku wydawniczym pojawiły się dwa pierwsze tomy cyklu o "Bractwie Czarnego Sztyletu", w tym rozpoczynający tę romantyczną sagę Mroczny Kochanek. W zwyczajnym amerykańskim mieście Caldwell senne, nudnawe życie prowadzi dziennikarka Beth Randall. Przerzucana z jednej rodziny zastępczej w drugą, wychowana właściwie w domu dziecka nauczyła się samodzielności i samowystarczalności. Z tego też powodu ma niewielu przyjaciół, wieczory spędza w domu, nie szuka wrażeń czy przygód. Biernie przyjmuje to, co oferuje jej życie, nie sprzeciwiając się nawet wtedy, gdy oczywistym jest, że traktowana jest co najmniej niesprawiedliwie. W tym samym mieście swoją siedzibę ma Bractwo Czarnego Sztyletu czyli elitarna grupa wampirów – wojowników, mistrzów sztuk walki, cieszących się ogromnym poważaniem w swoim świecie. Tocząc codzienną walkę na śmierć i życie z Korporacją Reduktorów czyli ludzi, którzy stworzeni i wytrenowani zostali tylko do tego, by zabijać wampiry, żyją obok takich, jak Beth niczego nieświadomych mieszkańców Caldwell. Na okładce książki możemy przeczytać: "To trzymająca w napięciu powieść grozy z fascynującym wątkiem miłosnym w tle". Nie nazwałabym jej powieścią grozy, raczej powieścią sensacyjną. Akcja bowiem jest bardzo wartka, a sytuacje i zdarzenia opisane przez autorkę potęgują napięcie i zainteresowanie, z jakim czyta się tę książkę. Narracja prowadzona jest dwupoziomowo – raz z punktu widzenia Beth czy wampira Ghroma, z kolei innym razem świat opisywany jest z punktu widzenia Pana X, jednego z najlepszych reduktorów, stojącego po drugiej stronie barykady. Nie zgodzę się też ze stwierdzeniem, że wątek miłosny jest jedynie tłem dla zasadniczego motywu sensacyjnego tej książki. Od momentu bowiem, gdy urocza Beth i nieprzyzwoicie przystojny Ghrom wreszcie spotykają się (świadomie nie zdradzę tu w jakich okolicznościach) autorka coraz częściej skłania się ku opisywaniu pary kochanków i skupia się na ich związku. Nie jest to wybieg, który można by uznać za negatywny, bo nie zaburza ogólnej konstrukcji powieści, nie spowalnia też akcji, jednak momentami można odnieść wrażenie, że ta książka to romans podszyty sensacją, a nie odwrotnie. Tu muszę też przyznać, że sam wątek miłosny przedstawiony jest tak, że śmiało można nazwać go mocniej – erotycznym. W Mrocznym Kochanku nie ma bowiem miejsca na czułe spojrzenia i szepty zakochanych, jest za to dużo scen, które w dość bezpośredni i niewybredny sposób opisują aspekt erotyczny związku. Mocną stroną książki są wykreowane przez autorkę postacie. Są to bowiem bohaterowie z krwi i kości, zarówno ludzie, jak i wampiry, mają swoje przyzwyczajenia, słabości, lubią się dobrze zabawić, skrywają też mroczne tajemnice. Członkowie Bractwa Czarnego Sztyletu to grupa przyjaciół, wiernych sobie i oddanych sprawie, nie są jednak wykreowani na mitycznych herosów bez skazy, którym na sercu leży jedynie dobro świata. To faceci, którzy gustują w wytrawnych trunkach, szybkich samochodach i pięknych kobietach. Są na wskroś współcześni, pomimo tego, że liczą sobie setki lat i należą do pradawnego klanu wytrwale strzegącego swoich tradycji. Podobnie przedstawia się sytuacja z policjantami, którzy są znajomymi Beth i z samą dziennikarką. Każdy z tych bohaterów to osoba, której charakter i zachowanie są prawdopodobne, którą spotkać możemy każdego dnia. W ścisłym związku ze sposobem przedstawienia postaci i ich charakterami pozostaje język powieści. Język dosadny, krwisty i żywy. Gdy trzeba – jest zabawnie (przyznam, że sama kilka razy parsknęłam śmiechem), z kolei innym razem, gdy jest niebezpiecznie, z ust jednego czy drugiego bohatera wypłynie dosadne przekleństwo. Nie ma tu miejsca na eufemizmy czy pruderię językową, a to z kolei ma zdecydowanie pozytywny wpływ na odbiór nie tylko postaci, ale samej fabuły książki. Czytelnicy na pewno zadają sobie pytanie, jak Mroczny Kochanek wpisuje się w kanon innych tego rodzaju książek i czy powiela schematy. Z zadowoleniem muszę przyznać, że oprócz wykorzystania motywu, który przewija się teraz przez wszystkie tego rodzaju książki, tj. miłość zwykłej dziewczyny i wampira, ta pozycja ma coś ciekawego do zaoferowania. Uczucie łączące dwójkę głównych bohaterów to nie nastoletnie zauroczenie, opisane w banalny i naiwny sposób. To związek pełen pasji i mrocznej fascynacji, niosący ze sobą sporą dozę niebezpieczeństwa. Pozostałe wampiry to groźni wojownicy, przerażający mężczyźni. Przedstawieni są w taki sposób, że z samego ich zachowania od razu wiadomo, że są niebezpieczni, nawykli do walki, że nie cofną się przed niczym. Są autentyczni. Podsumowując, Mroczny Kochanek to książka, którą można polecić zarówno tym, którzy są fanami tego rodzaju powieści – bo znajdą tu nie tylko wątek miłosny, ale i bardzo dobrze zarysowany wątek sensacyjny, jak i tym, którzy fanami gatunku nie są – bo książka naprawdę porywa, a naiwne opisy romantycznej miłości śmiertelniczki i wampira okrojone są do minimum. Świetne zakończenie, dające więcej zagadek niż odpowiedzi, nie pozostawia czytelnikom nic innego, jak sięgnąć po drugi tom cyklu. Olga Sudnik J. R. Ward: Ofiara krwi (Bractwo Czarnego Sztyletu, tom. II) Z kontynuacją powieści czy drugą częścią znanej nam już historii jest zawsze tak, że oczekujemy więcej. Czytelnik poznał już bohaterów, zdążył sobie wyrobić na ich temat opinię, ma też konkretne oczekiwania względem tego, w jakim kierunku i w jaki sposób powinna się rozwinąć historia powieści. Dlatego też i przed autorem zadanie o wiele trudniejsze – musi bowiem sprostać tym wymaganiom, nie tracąc jednocześnie swojego oryginalnego pomysłu. W przypadku Ofiary Krwi miałam wrażenie, że J.R. Ward nie do końca się to udało. Starając się przypodobać czytelnikom, straciła to, co przypadło mi do gustu, gdy czytałam pierwszą część sagi – dążenie do oryginalności i unikanie sztampy. W drugim tomie serii o Bractwie Czarnego Sztyletu poznajemy historię kolejnego wampira – Rankhora. Ten mężczyzna, ze względu na swoją miłą dla oka aparycję nazywany Hoolywoodem, to najbardziej nieprzewidywalny i groźny z wszystkich członków Bractwa. Już w pierwszym tomie dowiedzieliśmy się, że przed laty Pani Kronik obłożyła go klątwą – przez dwieście lat ma żyć "razem" z Bestią, mając ją w sobie - która budzi się, gdy Rankhor walczy. Dzięki Bestii dysponuje ogromną siłą i brutalnością co przydaje się podczas walki toczonej z Korporacją Reduktorów. Tyle, że Bestia nie daje się łatwo okiełznać i uspokoić, wobec czego Rankhor musi ją zaspokajać nawet wtedy, gdy jest sobą. Jak na prawdziwego mężczyznę przystało udaje mu się to zrobić na dwa sposoby – za pomocą niezłego mordobicia lub ostrego seksu. Wiedzie więc żywot morderczego lowelasa do czasu, aż spotyka dziewczynę, której głos potrafi uspokoić Bestię. Od razu można się domyślić, że pomiędzy Rankhorem a Mary wybuchnie gorący romans, który w końcu przemieni się w równie gorące uczucie. Jednak zarówno w przypadku pierwszej części sagi, jak i Ofiary Krwi autorce udało się dość zręcznie uniknąć banału w przypadku opisu związku głównych bohaterów. Jak na ten gatunek przystało znajdziemy czułe słówka i dość mocne sceny erotyczne, jednak związek Mary i Rankhora to związek "z pazurem" – bywa groźnie, ale i zabawnie. O ile do samego związku nie mogę się przyczepić, bo jak na paranormal romance jest stworzony naprawdę poprawnie, to postacie głównych bohaterów pozostawiają wiele do życzenia. Rankhor miał być (co widać już po pierwszej części sagi) wojownikiem z krwi i kości, nieprzewidywalnym, diabelnie niebezpiecznym gościem, któremu schodzi się z drogi. W drugiej części serii J. R. Ward postanowiła niestety go "uczłowieczyć" – im dalej zagłębiamy się w tekst, tym bardziej zmienia się on z groźnego wojownika w ckliwego kochanka. Mogę oczywiście zrozumieć, że w sytuacjach, które wystawiały jego związek z Mary na próbę mógł nieco tracić grunt pod nogami, ale skoro początkowo jawił nam się jako koleś, który wyznawał filozofię "co cię nie zabije, to cię wzmocni", to spodziewałam się, że zareaguje w najbardziej prawdopodobny dla siebie sposób – niewiele myśląc, da komuś w mordę. Okazało się jednak, że Rankhor, im bardziej angażuje się w związek, tym więcej myśli (a nie są to myśli, o które posądziłabym wojownika, a raczej nastolatka ciężko znoszącego okres dojrzewania). Rzuca oklepanymi frazesami na prawo i lewo, zdarza mu się też popłakać, co na dobrych kilka godzin rozstroiło mnie nerwowo... Mary też niestety nie jest postacią wiarygodną. Jej charakter miał być przeciwwagą dla Rankhora tak, aby jej zdecydowanie i odwaga pozwalały mu się sprzeciwiać. Jednak i w tym wypadku jej zachowanie nie satysfakcjonuje. O ile Rankhor staje się coraz bardziej miękki, to Mary z czasem jawi nam się jako żelazna dama, która wszystko zniesie, niczego i nikogo się nie boi, a kiedy stoi oko w oko z przerażającą bestią to nie myśli o tym, żeby uciekać gdzie pieprz rośnie, a o tym, że zwierzaczek ma całkiem ładne oczy... Z drugiej strony oczywiście to ona jest tą, która potrzebuje pomocy, to ją należy ratować, to dla niej Rankhor będzie rycerzem w lśniącej zbroi. Brak konsekwencji i wiarygodności w przedstawieniu dwójki głównych bohaterów to zasadniczy minus książki – ona mogłaby być trochę mniej waleczna, on trochę bardziej. Zastrzeżenia mam do tego, że J. R. Ward skupiła się w tej książce zdecydowanie za bardzo na wątku miłosnym, zaniedbując inne, jak choćby ten o Korporacji Reduktorów. W Mrocznym Kochanku autorka mieszała te dwa wątki, które udało jej się też w odpowiednich momentach zazębiać co sprawiło, że akcja nie wydawała się monotonna. W przypadku Ofiary Krwi reduktorów spotykamy rzadko, a i wtedy jest to jedynie krótka wzmianka, nie wnosząca wiele do tekstu szkoda. Podobały mi się natomiast (jak i w przypadku pierwszej części serii) opisy rytuałów i obrzędów, których przestrzegają członkowie Bractwa Czarnego Sztyletu. Jako starożytna kasta wojowników obowiązuje ich swoisty kodeks, którego trzymają się wiernie, a który przez autorkę został sprawnie nakreślony. Chyba jedynie w tym miejscu autorka nie poszła w banał, trzymając się oryginalnego, fajnego pomysłu. Kolejną rzeczą, która przypadła mi do gustu to fakt, że pisarka postawiła na inne, bardziej zaskakujące zakończenie. Pierwsza część sagi bowiem tworzyła zamkniętą w sobie całość, historia została opowiedziana od początku do końca, nie pozostawiając czytelnika z uczuciem niedosytu, ale też nie wzbudzając większego zainteresowania kolejnym tomem. W przypadku Ofiary Krwi autorka postanowiła wprowadzić nowe postacie – Johna Matthew, który (podobnie jak Elizabeth w pierwszej części) niedługo doświadczy przemiany w wampira, oraz Bellę, która dość niespodziewania wkracza w życie członków Bractwa. Te dwa wątki, jedynie lekko zarysowane w tym tomie, znajdą swoje rozwinięcie w kolejnych, a co za tym idzie są niezłym wprowadzeniem do kolejnych części sagi. Podsumowując, jeżeli ktoś z was lubi historie o chłopcach, którzy lepiej wyglądają bez koszulek na sobie niż w ubraniu, jeśli nie macie co zrobić z wolnym czasem, a chcielibyście poczytać coś, co nie wymaga żadnej aktywności ze strony waszych szarych komórek, to Ofiara Krwi jest w sam raz. Lekka, łatwa i przyjemna. Jeżeli natomiast, po przeczytaniu pierwszego tomu, spodziewaliście się książki utrzymanej na (przynajmniej!) tym samym poziomie, to niestety zawiedziecie się srogo. Im dalej w las, tym banału więcej. Olga Sudnik J.R. Ward: Wieczna miłość (Bractwo Czarnego Sztyletu, tom. III) W czasach, gdy zdecydowana większość uważa, że wampiry są grzeczne i sympatyczne, ładnie skrzą się w słońcu i zamiast ludzkiej krwi wolą, dajmy na to krew sarenki, od czasu do czasu można natrafić na książkę, która daleka jest od infantylizmu. Taką właśnie pozycją jest Wieczna Miłość autorstwa J. R. Ward. W trzeciej z kolei odsłonie cyklu, poznajemy historię Zbihra – najbardziej przerażającego, nieobliczalnego i niebezpiecznego z członków Bractwa Czarnego Sztyletu. Autorka postanowiła nie skupiać się wyłącznie na historii wampira, rozbudowując inne wątki, które we wcześniejszych częściach były jedynie delikatnie zarysowane. Ten zabieg wpłynął bardzo pozytywnie na fabułę powieści. W Wiecznej Miłości znajdziemy rozwinięcie historii o porwaniu młodej wampirzycy Belli. Losy dziewczyny i Zbihra to główny motyw książki, jednak autorka okrasiła go bardzo rozbudowanym wątkiem o reduktorze – Panie O – który porwał Bellę oraz opowieścią o Johnie, młodym chłopcu, którego czeka przemiana w wampira (spotkaliśmy go w części drugiej cyklu). J. R. Ward bardzo sprawnie splata te trzy historie w jedną opowieść sprawiając, że środek ciężkości został przeniesiony z miłosno-erotycznego, który dominował w poprzednich częściach, w sensacyjny. I to właśnie największa zaleta książki – bardzo dużo się dzieje, a zmiana scenerii z domu Bractwa na gabinet Pana O czy pokój Johna nie wprowadza zamieszania czy dezorientacji. Wręcz przeciwnie, napędza akcję tak, że czytelnik czuje rosnące z każdą przewróconą kartką zainteresowanie. Muszę przyznać, że historia (czy może raczej – historie) wciągnęła mnie bardzo szybko. Nie chciałabym tu jednak wprowadzić nikogo w błąd – wątek związku Belli i Zbihra jest nadal wątkiem głównym, na nim opiera się akcja powieści i wokół niego rozwija. W Wiecznej Miłości ilość opisów scen miłosnych (czy raczej erotycznych) została zdecydowanie ograniczona, co poprawiło jakość książki. Podczas czytania części drugiej cyklu często przeszkadzało mi to, że para głównych bohaterów rzadko kiedy wychodziła z sypialni. W tym wypadku Bella i Zbihr nie mają zbyt wielu okazji, by do niej wejść, bo za wiele się wokół nich dzieje. Część trzecia opowieści o Bractwie Czarnego Sztyletu to jednocześnie pierwsza z książek J. R. Ward podczas czytania której nie znalazłam ani jednego bohatera, do którego mogłabym się „przyczepić”. Autorka stworzyła gamę bardzo barwnych i różnorodnych postaci, opisanych w sposób autentyczny („papierowość” bohaterów była jedną z zasadniczych wad poprzedniego tomu). I tak Bella nie gra tu roli ofiary czy płochej niewiasty biernie czekającej na ratunek przez ukochanego. To raczej młoda, odważna kobieta, która bierze sprawy w swoje ręce, gdy wymaga tego sytuacja. Zbihr natomiast rzeczywiście jest dość mroczną i zagadkową postacią. Jako najbardziej niebezpieczny z braci jest też piekielnie brutalny, nieobliczalny, a nawet aspołeczny. Warto wspomnieć o dodatkowych bohaterach, jak choćby wymienieni wcześniej Pan O i John, noszących indywidualne, im tylko przypisane cechy, które pozwalają czytelnikowi ich zapamiętać oraz o pozostałych członkach Bractwa Czarnego Sztyletu, którzy w przypadku tej historii pojawiają się dość często na kartach książki – z pożytkiem dla opowieści. Tych wampirów nie da się nie lubić – są wojownikami, a więc pokazani zostali jako mężczyźni doskonale znający się na broni, na sztukach walki, odważni, jednak nie dający się ponieść brawurze; są braćmi – bardzo sprawnie zostały opisane więzy łączące poszczególnych członków bractwa (szczególnie Zbihra i Furiatha, bliźniaków), ta specyficzna męską przyjaźń; są w końcu facetami z krwi i kości, lubiącymi ostrą zabawę, piękne kobiety i szybkie samochody (niekoniecznie w tej kolejności i konfiguracji), zdolnymi w najbardziej dosadnych słowach określić, co im akurat na sercu leży. J. R. Ward tak, jak nie „ugrzeczniła” na siłę swoich bohaterów, tak też nie ułagodziła ich języka. Soczyste przekleństwa pojawiają się dość często (tu ukłon w stronę tłumaczki, że nie starała się ich w jakikolwiek sposób wyeliminować czy miarkować) wprawiając mnie niemal w zachwyt – wyznaję bowiem teorię, że jak można określić coś jednym, konkretnym słowem, to należy to zrobić, zamiast używać dziesięciu zbędnych. W członkach Bractwa znalazłam więc pokrewne dusze – chłopaki wyznają tę samą zasadę. Niech Was nie zmyli czy nie zniechęci tytuł tej książki! Wieczna Miłość bowiem to książka akcji. Akcji, którą napędza, a nie zastępuje związek głównych bohaterów. Według mnie, jest to najlepsza jak do tej pory część cyklu. Olga Sudnik