Połowa z jednej czwartej

Transkrypt

Połowa z jednej czwartej
Prawa autorskie: Langsuyar 2012. Odwiedź http://langsuyar.pl
Połowa z jednej czwartej
Kolejną noc z rzędu zaliczyłem jako nieprzespaną. Wstałem zdyszany i zlany potem. Przez
dłuższą chwilę mój budzący się umysł bawił się ze mną trzymając mnie na jawie. Błyszczące
mleczną bielą plastikowe ściany (gdzieniegdzie z duchem czasu odkształcone) mojego mieszkania
odbijały czerwone cyfry budzika. Czwarta rano karykaturalnie majaczyła na tafli.
Wsparłem się na łóżku i pomyślałem, że trzeba coś z tym zrobić. Jak z każdym problemem,
ten w pierwszej chwili wziąłem na przetrzymanie. Mijał już jednak tydzień od kiedy dane mi było
się porządnie wyspać. Mieszkanie, a właściwie pojmieszkanie (czyli mieszkanie jednopomieszczeniowe), odkryło już, że nie śpię i najwidoczniej rejestrując słaby stan mojego ducha
postanowiło poprawić mi nastrój muzyką. Skubane sięgnęło do teczki moich ulubionych i włączyło
najgłośniej jak się da (mając na uwadze ciszę nocną) przewlekły i lekko melancholijny kawałek z
repertuaru Klausa Schulze. Zapaliło też światło dławiąc upiorne cyfry.
Podszedłem do dostawcy przy oknie, po drodze w myślach zamawiając kawę. Starałem się
skupić i poukładać sobie to wszystko w głowie. Dostawca zakomunikował pojawienie się
zamówienia. Przepłukałem twarz zimną wodą i wypiłem łyk kawy. Uczciwie przyznałem przed
samym sobą, że wszystko zaczęło się od Pameli. Od momentu kiedy to moja sąsiadka w klastrze,
(tak nazywano bloki powyżej tysiąca pojmieszkań) ochoczo przyjęła zaproszenie na imprezę
urodzinową.
- Nie ma sprawy. – zgodziła się od razu obdarzając mnie swoim rozbrajającym uśmiechem.
- No to… no to świetnie. Podlinkuje Ci wydarzenie… naprawdę cieszę się, że przyjedziesz –
tak po prostu? Tydzień zbierałem się na śmiałość, drugi tydzień szukałem okazji. Gdy wreszcie
dopadłem ją na wąskim korytarzu mojego piętra (tak wąskim, że czułem jej przeszywającą
bliskość), okazuje się, że ona po prostu się zgadza?
- Ok, cya!
Pamelę znałem długo, nie wiedząc o niej prawie nic. Przeszliśmy razem szkolenie
podstawowe i średnie, raz na jakiś czas rozmawiając na temat klasyfikatorów semestralnych
(zawsze była lepsza).
Niedługo po tym nastąpiły wspomniane coroczne obchody moich urodzin. Spędzałem je jak
zwykle w wynajętej do tego celu sali piętro niżej. Była ona wielkości trzech pojmieszkań,
wystarczająco wygodnie mieszcząc niewielka grupę moich gości. Wzorzysty plastik na ścianach lśnił,
leciała moja ulubiona muzyka (chyba niezbyt ulubiona przez znajomych) a ja otoczony byłem
grupką wiernych i dobrze znanych mi osób, poszerzoną o Pamelę właśnie. Kląłem na siebie w
myślach za stres jaki sobie zafundowałem. Dwoiłem się i troiłem celem zapewnienia Pameli
rozrywki na choćby minimalnym akceptowalnym poziomie (ten poziom oczywiście sam sobie
wymyśliłem, bałem się zapytać wprost). Byliśmy od siebie tak różni jak różne były nasze imiona.
Zygmunt i Pamela, woda (spokojna) i ogień. Ona wiecznie w ruchu, z nieznikającym uśmiechem i ja,
pragmatyk, choleryk i teoretyk.
W kulminacyjnym momencie (stał się on kulminacyjny właśnie dlatego) sala opublikowała
na tablicy „Zygmunt Średni osiągnął dziś połowę średniego wieku mężczyzny. Wszystkiego
najlepszego z okazji przekroczenia połowy życia Zygmuncie!”
Życzenia szybko podłapali moi znajomi. „Lubię to” pojawiło się koło wpisu w liczbie jakiej na
1/5
Prawa autorskie: Langsuyar 2012. Odwiedź http://langsuyar.pl
ogół próżno szukać wśród moich postów. Polubili wszyscy obecni. Dodatkowo jej komentarz:
- Wszystkiego najlepszego staruszku!
Popatrzyłem na nią wymownie.
- No ale co – roześmiała się – usiądź staruszku bo źle wyglądasz – z wielką radością
przysunęła mi siedzisko. Temat równie szybko podłapała reszta znajomych (dziwnie aktywnie).
- A kto z nami nie wypije, witaminki nie wypije, na wątrobę dziś nie łyknie, niech się pod
stół skryje! – Reszty wieczoru nie pamiętam. Wolę nie pamiętać. Pamiętam tylko wzrok wlepiony w
szklankę, w jednej czwartej pełną. Choć lepiej by powiedzieć w jakiej części była pusta, tyle esencji
było w moim dotychczasowym życiu. Reszta uleciała.
Od tamtego dnia wszystko się zaczęło. Tydzień łapania równowagi spełzł na niczym.
Bezsenność potrafi być jeszcze gorsza niż na filmach. Musiałem to z siebie wyrzucić. Otrzeźwiony
kawą usiadłem przy terminalu i uruchomiłem aplikację „Pamiętnik”.
*
Ruchem gałki ocznej nakazałem terminalowi utworzyć nowy pamiętnik. Po przedarciu się
przez kreator, dzięki któremu wybrałem sobie papeterię i pióro a także wyłączyłem wszystkie
możliwe opcje publikacji, siedziałem już przed pusta kartką. Trzymałem patyczek na którym
projektor narysował w mych dłoniach, stylizowany na XX-wieczny smukły, metalowy, długopis.
Niemal czułem jego chłód.
| - kursor migotał.
„Oto dowiedziałem się, przeżyłem połowę mojego żywota czerpiąc z niego ledwie ćwierć”.
Popatrzyłem na pierwsze zdanie i odłożyłem „długopis”. Nabazgrolone sakramencko
(natychmiast włączyłem opcje „Kaligrafii in-sight”) i do tego cuchnące patosem. Jeszcze raz:
„Minęła właśnie połowa mojego życia, tak twierdzi statystyka. Mam dziwne wrażenie, że z
tej połowy zaczerpnąłem nie więcej niż ćwierć. A wszystko zaczęło się od urodzin” – dalej poszło już
gładko.
„Urodziłem się w mało charakterystycznym dniu niezbyt intensywnego roku. Światowe
kalendarze nie zarejestrowały szczególnie interesujących wydarzeń. Tego samego dnia nie urodził
się również nikt wybitny. Gdy wyciągnięto mnie z inkubatora, wszyscy wpatrywali się we mnie z
rozdziawionymi ustami. Powitałem ich co prawda wrzaskiem, nie był on jednak na tyle solidny i
przenikliwy by odciągnąć zebranych od najważniejszego. Ja płakałem a oni (włączając lekarza i
rodziców) nadal wstrzymywali oddech. Po dłużącej się chwili stało się to czego wszyscy czekali.
Lekarz krzyknął: - Jest, jest online! - Nad moją główką zapaliła się zielona lampka informująca o
podłączeniu do wszechsieci. Tą minutę zapisano jako czas moich urodzin. Wszyscy krzyczeli i
klaskali zupełnie jakby zamiast „Online” wyświetlał się napis „Applause”. Mój płacz nie robił na
nikim zbytniego większego wrażenia, dopóki nie opublikowałem swoich pierwszych dwóch wpisów.
Panel „O czym teraz myślisz?” oznajmił kolejno:
- Zygmunt Średni cieszy się z narodzin!
- Zygmunt Średni chce kupę.
Ten drugi wpis, nie płacz, aktywował moją matkę. Moje narodziny podzieliłem między sobą,
wszechsiecią, applauzem i kupą. Film nakręcony podczas porodu oglądałem już wielokrotnie i za
2/5
Prawa autorskie: Langsuyar 2012. Odwiedź http://langsuyar.pl
każdym razem, gdy go widzę chcę ryczeć. Trzeba było krzyczeć głośniej.”
Pisanie przerwało mi tonowe piknięcie drzwi. Sprzątaczka przechodząc obok zobaczyła
status mojego mieszkania i dając mi wsparcie polubiła moje nocne zmagania z bezsennością. - A co
mi tam – wziąłem kubek i wyszedłem podarować jej prawdziwy uśmiech.
Stała kilka metrów obok moich drzwi i kontrolowała na naręcznym panelu stopień
oczyszczenia podłoża. Malutkie robociki (przypominające sprasowane piłki do tennisa) biegały po
podłodze. Kobieta była ubrana jak zwykle gustownie. Uniosłem w jej kierunku kubek, zapraszając
na kawę.
- Och broń Boże, nie zasnę potem. Pan się napije panie inżynierze. - machnęła ręką
pojednawczo. Wzruszyłem ramionami i wróciłem do pisania.
„Obarczony takim startem niosłem ten ciężar ze sobą przez nauki podstawowe. Wtedy też
poznałem Pamelę. Była wizualizowana kilka ławek przede mną. Mogłem dzięki temu do woli
patrzeć na jej piękne włosy. Szybko zapragnąłem jej zaimponować. Uczyłem się ile wlezie i zawsze
byłem gotowy na odpowiedź. Cóż z tego? Nauczycielka zadawała pytanie. Pierwsze cztery
odpowiedzi pojawiały się na tablicy, wśród nich brak mojej. Nigdy nie byłem dość szybki. A nawet
gdy udało mi się zmieścić w pierwszej czwórce, moja odpowiedź była najdziwniejsza, najmniej
odkrywcza i ogólnie nie w kanonie. Nauczycielka rangowała ją najniżej. Czwarty z kolei, zawsze ta
jedna czwarta. Zbierałem też nagminnie uwagi. Gdy po raz kolejny wybuchałem złością, gdy
Pamela stawiała swojego zielonego ticka przy czyjejś odpowiedzi, wyłączałem kamerę i znikałem z
wirtualnej sali. Światło w pokoiku robiło się czerwone i atakowały mnie ponaglenia nauczyciela z
nakazem natychmiastowego powrotu. Swoją drogą, ucieczki z lekcji to była plaga.”
Tym razem przerwała mi reklama, która z wielkim hałasem rzuciła się na ścianę tuż przed
moimi oczyma (była już szósta, koniec ciszy nocnej). Smukły model prezentował sportowe ubranie
do pracy, z nowej kolekcji. Chodził w nim po moim pokoju i zachwycał się to swobodą ruchów, to
miłym w dotyku materiałem. Wróciłem do ściany żeby zobaczyć cenę, całkiem przystępna. Ta myśl
wystarczyła.
„Zygmunt uważa, że fajne to i tanie to! Tak samo myśli Irek spod szóstki!” - o nie! Tylko nie
Irek. Ten fircyk i kopista nie będzie chodził w tym co ja. Zawiedziona reklama znikła. Wróciłem do
pisania.
„Wszechwiedza niesie ze sobą różnorakie prawa. Pomijam jej wpływ na życie codzienne, to
wiemy wszyscy. Pierwsze i najważniejsze jest to, że nikt nie musi nic wiedzieć, a nawet nie
powinien. Wszechdostępna we wszechsieci wszechwiedza nie ma ograniczeń. Ludzkości potrzebni
byli już tylko nurtowi i eksploratorzy. Pamela postanowiła dostosować się do nurtowca.
Ukończywszy niższe poziomy nauki stanęła do egzaminu studyjnego. Jej wola kierowania ludźmi,
wyznaczania im kierunków, korzystania z wiedzy, to wszystko biło z jej oczu. Podstarzały profesor
również widział wszystkie te skłonności. Ona po prostu musiała zostać nurtowcem.
Tak samo chciałem i ja. Wieczorami marzyłem o wspólnej pracy, namiętnym
trendseterstwie, wspólnych naukach przed egzaminami, fakturze skóry po wewnętrznej stronie jej
ud. Podchodząc do egzaminu zaraz za nią wiedziałem, że tym razem muszę dać z siebie wszystko.
- Trzeba przyznać... bardzo dobrze poukładana wiedza. Przeczytałem pana materiały i
muszę powiedzieć, że wszystko zrozumiałem. Dlaczego zatem chciałby pan zostać nurtowcem?
Jak miałem mu odpowiedzieć, że dla tych wielkich zielonych oczu? - Bo moją pasją jest
3/5
Prawa autorskie: Langsuyar 2012. Odwiedź http://langsuyar.pl
nadawanie ludziom sensu życia, spełnianie ich marzeń, których sami nie są świadomi.
- Hmm. Ja z kolei widzę, że idealnie nadaje się pan na eksploratora. Materiał, który pan
przygotował spełnia wszystkie warunki. Świetnie wyłuskana wszechwiedza, idealny wsad dla
nurtowca. Proszę zatem mnie uderzyć.
- Słucham?
- Walnąć w pysk. Może być pięścią lub plaskacz, jak pan woli.
- Nie rozumiem.
- A co tu jest do rozumienia! Wali pan czy nie?
- To jakaś prowokacja tak? Nie zamierzam nikogo bić.
- Właśnie. Zatem proszę powiedzieć, czy pamięta pan wszystko co tu napisał? - profesor
wskazał mi obszerne opracowanie egzaminacyjne.
- Niestety nie – nigdy nie umiałem kłamać.
- Właśnie. Cechuje pana brak siły przebicia i charyzmy potrzebnej każdemu nurtowcowi. Z
drugiej strony nie zaśmieca pan swojej pamięci tym obszernym opracowaniem. Chyba znaleźliśmy
dla pana powołanie.
- Eksplorator?
- Eksplorator.
Wtedy czułem, że jednak chcę mu dać w nordę. Między mną i Pamelą rosła przepaść.
Chciałem ją złapać, wyżalić się, opowiedzieć o wszystkim. Chciałem jej ud! Wybiegłem z sali ale nie
udało mi się jej znaleźć. Gmach był ogromny a korytarze pełne ludzi. Widocznie musiała już
wyłączyć kamerę. Pewnie wróciła do siebie, trzy pojmieszczenia dalej. To samo zrobiłem ja.
Siedziałem wtedy w tym samym miejscu, przed tym samym terminalem. Równie załamany
co teraz. Ze świadomością utraconej szansy. Jedyne co się różniło to mój wiek. Pełnoetatowym
głupcem jestem do dziś.
Te wszystkie lata. Zmagania z eksploracją i dostarczycielstwem. Eksabajty wszechwiedzy
formowałem w jednym tylko celu: być przy niej, dla niej dostarczać. Tyle lat, które spełzły na
niczym. Bezustannej, goniącej pracy. Tyle lat na jedną czwartą.”
Zwiesiłem głowę nad terminalem. Po ustalonym w konfiguracji czasie aktywował się
autozapis, informując mnie piknięciem. Nie patrzyłem już na ekran. Zamknąłem oczy i
kontynuowałem rachunek sumienia wewnątrz.
Z letargu wybudził mnie dźwięk powiadomienia. Czerwona cyfra „1” mrugała na moim
ekranie. Otwieram, czat z Pamelą? Niemożliwe, po co, dlaczego.. o tej porze. Z prawej strony
ekranu pojawiło się okno:
- Nie spisz. Co robisz?
- Nic takiego, jakoś nie umiałem spać. - Trwało dłuższą chwilę niż złożyłem do kupy
odpowiedź.
- W sumie głupie pytanie. - czułem jej niepewny uśmiech – Wiesz, ja nie wiedziałam.
Dlaczego nic nigdy nie mówiłeś?
4/5
Prawa autorskie: Langsuyar 2012. Odwiedź http://langsuyar.pl
- Ale czego nie wiedziałaś?
Oczy mimowolnie uciekły mi w lewą stronę, w kierunku mojej tablicy. Ostatni wpis zaczynał
się od „Wszechwiedza niesie ze sobą...”. Choć siebie nie widziałem, musiałem blednąć w oczach.
Rosło we mnie przerażenie odbierające dech. Poprzednie posty, wszystkie po kolei, jak to? Zygmunt utworzył pamiętnik; Zygmunt opublikował wpis; Zygmunt... - Skąd, skąd się to wszystko
wzięło! Przecież ustawiałem politykę bezpieczeństwa, kneblowałem moduł autopropagacji.
Szybko przyszło objawienie. Jak mogłem być tak głupi, ja eksplorator. Wejście i wyjście.
Logout i logon. Powtórne zalogowanie... przywraca domyślny poziom uprawnień. A ja przecież
wychodziłem z pojmieszkania, witałem się ze sprzątaczką. Kurwa! (zaświeciło kolejne
powiadomienie) ona to nawet polubiła!
Wybiegłem przed mieszkanie i zastałem wzruszoną sprzątaczkę czytającą tablicę z moich
drzwi.
- To piękne... - niemał łkała.
- Niechże pani da spokój! Proszę się zająć swoimi sprawami.
- Ale to piękne. Czy ona też wie? Czy masz ją w znajomych?
Jezu, ona. Czat. Wróciłem szybko do terminala, sparaliżowany. Już napisała:
- No nie wiedziałam. Zawsze tak jakoś się no, kręciłeś:) Ale nigdy nie przyszło mi do głowy,
wiesz;) Nie wiem co pisać, zupełnie. Ja chyba też, czekałam. Tyle lat zmarnowaliśmy.
Zaliczałem paraliż następnego stopnia. Co miałem teraz odpowiedzieć. Jedyne co przyszło
mi do głowy to:
- Pragnę cię!
- Będziesz dla mnie dostarczał eksploratorze?
Po chwili panel powiadomień znowu zamigotał. Użytkownik Pamela zaproponował ci
wydarzenie: „U mnie, za chwilę. Może zaczniesz od eksploracji moich ud:)”
{ Wezmę udział | Może | nie wezmę udziału }
Moje oczy wybrały za mnie. Zgłosić udział w wydarzeniu, usunąć posty, wypierdolić
pamiętnik.
- Pamelo..
- Tak?
- Czas na siedem ósmych.
5/5