Microsoft Word Viewer - Cyklop I Rozdział

Transkrypt

Microsoft Word Viewer - Cyklop I Rozdział
Rozdział I
Potwór i Mistrz
Kiedy się urodził,
był
inny
się
tego nie zapomniał. Kiedy
i matka nad nim płakała. Nigdy
urodził,
miał
jedno oko. Duże i
lśniące oko pośrodku czoła. Modre jak zamarznięte niebo. Oko
przykryte
łukiem
powieki,
rzęsami
ocienione
jak
skrzydłem
jaskółki. Piękne jak oko Boga. Ale tylko jedno.
Matka
że
powtarzała,
wszczepiono
kupiłaby
mu
nowe
oko
i
je operacyjnie, ale byli biedni. I o tym też
by
nigdy nie zapomniał.
„Bądź
dobry,
jesteś
skoro
go. Ale gdy dorósł,
był
zły.
potworem”
Tak
zły,
-
jak
powtarzała, tuląc
tylko
może
być
człowiek z jednym okiem pośrodku głowy.
Lubił
tu
stać
na
ponad budynkami, oparty
fauna.
Moście Smutku, przerzuconym
wysokim
plecami
o
rzeźbę
odrażającego
głową wysoko wisiał olbrzymi Satelita, srebrzący
Ponad
się jak księżyc.
W
wąwozie
ciemnym
nieprzerwany
rząd
ulicy,
pojazdów.
dziesięć
Mimo
pięter niżej,
wysokich
wokoło, czuło się tu powietrze i trochę przestrzeni.
domy
łączyła
ludzi na ulicy.
sieć
wieżowców
W szystkie
mostów, kładek i galerii ponad głowami
I jak sięgał wzrokiem swego oka, świat był
miastem. Ciągnęło
brzegów,
sunął
się
aż
do
wciąż się rozrastało,
horyzontu
i
pochłaniając
dalej,
nie
miało
nowe terytoria.
Czułby się wolny, żyjąc nieomal pod chmurami, lecz to miejsce
należało do bogaczy, dla niego niedostępne.
Opuścili
miasta
swoje
została
pozostałych
gdyż
domy,
odgrodzona.
dzielnicach
trwała
Tam
wojna
i
walczono,
się
toczyło
część
ale
w
życie.
normalne
Nazywano tę wojnę prawdziwie nowoczesną i precyzyjną, co z
dumą
podkreślali
generałowie,
pociski padały w wyznaczony
punkt, na ściśle określonym terytorium.
się
Walki
toczyły
Prowadziły do niej trzy
w
poprzek
opustoszałe
dzielnicy
zaślepione
wieżowców,
pasa
konkretonem,
w
światło
a
nazywanej
teraz mosty, przechodzące
lśniących
cudownie
przenikało
apartamenty.
na
położono
Na
worki
jak umierają.
parterze
z
Za
niższych
i
piaskiem,
ścianą
i
przez
toczyła się tuż obok, za
W ojna
widoczna tu u góry
przez szyby, ale tylko w postaci fontann
gruzu.
szklitem
przestrzał
budynkiem, na wyciągnięcie ręki nieomal,
się
Gettburgiem.
kurzu
sypiącego
i
piętrach
na
parapety
by nikt nie patrzył na tamtych,
strzelano.
Od
Nie pamięta.
kiedy?
Może od początku świata. Tu życie toczyło się normalnie.
Stojąc
na
łuku
czarne niebo niby
mostu, patrzył,
ogniste
jak pociski leciały przez
gwiazdy. Panowała cisza, a one
szukały celu i wybuchały nagle blaskiem,
zdmuchnięty.
Uznał
to
za
piękne
a
dom
widowisko.
znikał jak
Nie
wiedział,
dlaczego wojna trwała tylko w tej części miasta i ludzie nadal
tam przebywali.
Mogli
przecież
odejść tak, jak ci z zagrożonego
opuścić
swoje siedziby i
pierścienia
domów.
Nie
rozumiał tamtych ludzi ani wojny. Nie rozumiał świata i go
nienawidził.
Odwrócił
się
nagle
most. Zjechał, trzymając
i
powrócił
palec
na
ciśnienie wciskało mu krew w żyły.
do
guziku
Znalazł
windy u wejścia na
przyspieszenia, a
się
z
powrotem w
piekle i w tłumie dzielnicy Pogranicznej. Szedł na północ do
starych
magazynów
się
nadarzyła
ta
na
pewne
okazja,
spotkanie.
różne
miał
Przypadkiem
kontakty
i
podejrzane
znajomości.
skończył
Kiedy
dziesięć
ukrywał. Przeżył,
miał
znalezienia
kiedy
wytrzymał
dziewiętnaście
lat
go
lat,
uciekł
żelazny organizm. Teraz
jego
właśnie
i
domu, włóczył się i
z
się
nadarzyła
okazja
„Czegoś więcej - jak podkreślał
roboty.
Gruby,
- To wyzwanie przeciwko światu” -
skaperował.
mówił.
Tak,
tego
szukał,
więc
tam
skrzyżowane belki z czarnego
w
powietrzu
ścianami
czaił
mleczne
się
poszedł.
żelaza.
Pod
Sufit
wspierały
nimi
pływały
półkule bezprzewodowych lamp. Pod
mrok,
na
środku
stał
długi
stół
nakryty
purpurową tkaniną.
Kiedy
strażnik
go wepchnął, zatrzymał się na środku i od
razu zmierzył się
wzrokiem
z ciemnym spojrzeniem głębokich
oczu. Tamten na wpół ukryty w cieniu,
opierał
się
o
ścianę.
Był skrzyżowaniem człowieka z małpą, jedną z zarzuconych
prób wzmocnienia odporności rodzaju ludzkiego.
Z
włochatej
twarzy biła inteligencja, powstała w wyniku
zmieszania się instynktu
nie
miały
przystępu
i
błyskotliwego
do zwierzęcego
intelektu.
Choroby
ciała rozpierającego
ubranie. Namiętność, siła i rozum tworzyły ludzi wybitnych, lecz
jeśli wybierali zło, stawali się straszni.
Ich
wzrok
się
skrzyżował,
nieruchoma. Ten Apehuman
był
lecz twarz małpy pozostała
pierwszą na
świecie istotą,
która nie zareagowała odrazą lub przerażeniem, widząc jedno
oko pośrodku głowy.
- Nazwisko?! - rzekł głośno mężczyzna, siedzący za stołem.
się
Opierał
łokciami na czerwonym suknie. Poniżej
pewnie
podwiniętych rękawów
oddzielających
Odróżniały
koszuli
jego
się
własne
również
się
odcinały
obręcze
ramiona
oliwkowym
od
blizn,
przyszytych.
kolorem.
Pobrano
je
widocznie od latynoskiego dawcy, co mniej kosztowało.
- Nazwisko! - powtórzył.
-
Bakar!
-
odpowiedział
człowiek
z
jednym
okiem
pośrodku
głowy.
Zauważył,
że
odwrócił od niego oczy, nie mogąc
Apehuman
wytrzymać siły wzroku. Bakar, co za imię! Skrzyżowanie słowa
bękart, o co nie dbał i curb - szczenię.
nadał
ten
może
przydomek,
w
Nie
ogóle
pamiętał,
nie
miał
kto mu
własnego
nazwiska?
Przyszyte
ramię
gwałtownie
rozcięło mu palec.
Kropla
pochwyciło jego rękę, a ostrze
skapnęła na prostokątny
krwi
podłożony.
kawałek plastyku, który został szybko
Ramię
się
cofnęło i człowiek usiadł tak nieruchomo jak przedtem.
Litery
i
cyfry oznaczające
grupę krwi zabłysły na plastyku
Identyfikatora, odcinającym się bielą na czerwonym suknie.
-
Teraz
należysz
do
nas.
z odciętymi ramionami.
-
Na
Ja
zawsze
jestem
-
powiedział człowiek
Zastępca
- odwrócił się
wskazując na człowieka-małpę. - A to Profesor.
Apehuman
nie
rzekł
nic,
a
jego nieruchoma, na wpół
małpia twarz nie zareagowała.
-
Byłeś
nikim
-
ciągnął
Zastępca.
społeczeństwa. Spałeś w opuszczonych
-
W yrzutkiem
bramach
i żywiły cię
śmietniki, nie dbał o ciebie nikt. Teraz należysz
do
Bractwa,
do nas, a my możemy wiele, możemy wszystko. Nie czuj się
samotny
lub
Zapewniamy ci przyjaźń i opiekę.
niepotrzebny.
Dajemy ci życie
przyszłość,
i
żądamy jednego: lojalności. Czy
zgadzasz się na nasze warunki?
- Tak - rzekł szybko, przecież nie miał wyboru i oni o tym
wiedzieli.
-
Ta
krew - zaczął Zastępca, wskazując Identyfikator - pozwoli
nam odnaleźć ciebie,
nawet w mysiej dziurze. Od nas się nie
ucieka, nas się nie porzuca. Gdybyś
to
zrobił,
wytropimy
cię
i wtedy będziesz pragnął tylko jednego: skonać, ale ci nie
pozwolimy.
Nasze
idee
są
wielkie,
nie możesz się o nich dowiedzieć
teraz, przed przejściem okresu próbnego. Potem zobaczymy.
Urwał na chwilę i potem rzekł - Zbliż się.
Bakar
zrobił
krok do przodu, jeden silny krok. A Profesor
obrzucił go spojrzeniem,
które
nie
oceniać odwagę. Zastępca
mogłoby
wyrażało
wstał
niczego,
i
pochylił
przez czerwony stół, w jego rękach zalśnił metalem
lecz
się
pasek. W
tej sekundzie Bakar poczuł uderzenie w czoło, elektryczny szok
i jego myśl się zmąciła. Trwało to chwilę. Przesunął dłonią po
blaszce, przylegała ciasno wessawszy się w skórę.
-
Nie
zerwiesz jej - powiedział Zastępca - chyba że ze skórą,
aż do kości. Musimy wiedzieć, co myślisz.
wypchnęli
Potem
który
się
nim
go
za drzwi. Tam czekał na niego Gruby,
zajmie,
zanim
będzie
robota.
Tyle
mu
powiedziano.
-
Nie
powinien
oglądaj się - szepnął Gruby - to dobra rada. Bakar
żywić
do
niego
nikogo, chyba że nienawiść.
wdzięczność,
ale
nie
czuł
nic
do
Szli
ciemności przez ruchliwe ulice Pogranicza na
w
północ. Prawdziwe życie,
ponad
głowami
mostów
i
na
galerii.
pomiędzy
niedostępne
piętrach
górnych
nich, toczyło się
dla
połączonych
siecią
Nie wiadomo kiedy przekraczało się granicę
następowało
dzielnicami,
to płynnie, miasto zrosło
się przecież w organizm, więc niezauważalnie wchodziło się w
coś
innego, w dziką dzielnicę Vasity. Bakar nigdy nie
zupełnie
spenetrował jej całej, gdyż zbyt wielki zajmowała teren. Tu
wysokie wieżowce zaczęły rzednąć, a ich dachy się oddaliły.
Zabudowa stawała się niższa, wysoko wisiało niebo bez
gwiazd
i tylko tkwił na nim wielki Satelita jak księżyc dla wyklętych. Tu
ulicami nie chodził nikt. Domy zbudowano może sto
pustymi
może dwieście lat
czego
Na
temu.
Biło
od
coś
nich
nikt nie umiał nazwać. Oddychało się jakoś trudno.
niektórych
ulicach
hulał
dziwny zaduch, nieokreślona
wiatr,
atmosfera
nienormalna dzielnica, toteż nie
na innych panował
śmierci. Była to chora,
mieszkał
tu
prawie nikt. Od
dawna domy stały na wpół puste. Kompaniom nie
prace
więc
wyburzeniowe,
narkomani,
wszelkiego
polityczne,
zabrakło
tu
złowrogiego,
jakieś
a
przede
miejsca
blade,
gdzie
gnieździli
się
tu
opłacały
przestępcy,
terroryści
rodzaju
wszystkim
nędzarze,
indziej.
Mimo wszystko,
się
i
dla
grupy
których
toczyło
się
nędzne życie przypominające pędy kartofli
dążące w piwnicy do okienka.
Sypiali
w
domach
wyglądali przez dziury
bez
okien,
dwóch ścian czy kilku
wchodzili
na
pięter,
górę, mimo że nie
było schodów. Tu żyli, a ze ścian i podłóg coś się sączyło.
Wszyscy byli zdegenerowani, to się czuło.
Za
towarzystwo
transgeniczne zwierzęta, nieudane
mieli
płody wielkiej nauki.
Myszy,
na
których
i wyrosły na potwory, duże, szybkie,
obu
ras.
Jak
zaszczepiono
łączące
najgorsze
kiedy się wydostały z laboratoriów,
i
łasice
cechy
tego
nikt
ogłosił. Po podwórkach włóczyły się kotopsy, okupując
nie
śmietniki i walcząc o przeżycie z dzieciakami.
rośliny
Transgeniczne
ścian. Odporne
spojenia
rozsadzały
na
wszystko,
trucizn, pleniąc się nadmiernie.
ani
płyty
nie
przygnał
ich
nasiona
do
tej
się
bały
Należało
korzeniami, aby się ich pozbyć, ale nie robił
wiatr
trotuarów
bakterii,
wyrywać z
je
tego
dzielnicy?
i
A
nikt.
Jaki
może
stąd
pochodzą?
Z
trzy,
rzadka
czy
przemykały
cztery.
Nikt
samochody
nie
wiedział,
policyjne, zawsze po
w
jakim
zapuszczają. W tej dzielnicy panowało bezprawie
zwyczajna
zbrodnia.
Normalny
świat
celu
i
tu
się
codzienna
wokoło, inne dzielnice
nie robiły nic , wręcz dziwiono się pozorom dbałości
Federacji
o porządek. Tkwiła w tym wszystkim jakaś przeklęta tajemnica.
A może po prostu się
nie
opłacało
wyłącznie
Albo
jeszcze
o
stworzono
i
nikt
nie
pieniądze?
bez
uprzedniej
wiedział,
formuły,
ani
jak
i
chodziło
inaczej:
więc
stał
ten
tylko i
świat
się amorficzny
rządzić, ani jak żyć? Lecz te
problemy nie istniały dla Bakara.
Szli
centrum
pustymi
ulicami,
położonym
nieco
gdyż
wszyscy
na
zachód,
gromadzili
handlując,
interesy i kupując narkotyki. Tam Bakar spędził
ukrywając
się
i
walcząc
swoje
się
w
robiąc
życie,
beznadziejnie i przeciwko wszystkim.
Gdyby Gruby nie go skaperował do Bractwa, nie wiadomo, czy
by mu się
udało przetrwać następny dzień, przesypiany w
pustej i odległej piwnicy. Lecz
Zaprowadził
uciekły
wejście. W
rodzina,
wśród
ominąć
musiał
to
idąc wciąż na dalej, gdzie już nie mieszkał nikt.
miejsce,
widok
teraz
go
do
budynku,
szczurołasice.
który
zajmował.
Odwalił
gruzu
się
jego
zasłaniające
drzwi,
kiedyś
rozległym mieszkaniu, które
dawno
Na
zajmowała
zwaliły wewnętrzne ściany. Na podłodze
się porzucone przez nich rzeczy.
poniewierały
Stało trochę sprzętów, nawet toaletka z popękanym lustrem i
jakąś wsuniętą za ramę fotografią.
Pod
ścianą
barłóg
zarzucony
kąty
ciśnięto
plastykowe
gazety,
podarte
trzy
zanim
szmatami.
i
W
przeczekujące
rozwalał
dni,
się
się
rozsypywały.
W szędzie
widocznie
dania
w
walały
pochłaniał
pudełkach,
się
opakowania
olbrzymie
które
się
po
porcje.
żywności.
Kupował
same integrowały
Gruby
gotowe
w ciągu 24
godzin, lecz ciągle przybywało nowych, piętrzyły się stosami.
Wyjadający
resztki kotopies, spojrzał leniwie na Grubego i
wrócił do żarcia.
- Laki - zawołał na niego właściciel.
Tak,
był szczęściarzem, nie zbraknie mu resztek. Pozwolił
się podrapać za uszami nie przerywając wylizywania, potem
odszedł
nie
potrzebował
zaszczyciwszy
uczuć,
swego
pana
spojrzeniem.
Nie
łaskawie zezwalał na czułości, traktując je
jako formę zapłaty za utrzymanie.
Gruby
kopnął
plastykowe
talerze
pod
ścianę
i
jednym
silnym ciosem powalił Bakara na podłogę.
- W stań! - rozkazał. - Bij się ze mną. Muszę zobaczyć, co jesteś
wart.
Bakar
walczył
jak
dziki
kot,
a
Gruby
nosorożec.
jak
Miał nad nim przewagę piętnastu lat doświadczenia i miażdżył
go wagą. Toteż wkrótce twarz chłopca
wybroczynami,
a
jego
jedyne
się
pokryła
krwawymi
oko zostało podbite. Bolały
go
mięśnie. Nie wiedział, o co tamtemu chodzi, sądził, że mają
razem
pracować. Nie
ale lojalności
w ten
się
spodziewał
członka
Bractwa.
Czy
opieki
jako
przyjaźni,
ani
starszy
chce
go
sposób wytrenować?
Kiedy
się
i nie mógł wstać, dostał kopniaka w
przewrócił
brzuch, więc się
zwinął
odsłaniając
plecy.
Poczuł
wtedy
ciężkie ciało na sobie i coś jeszcze, Gruby go zgwałcił.
Nie
ułatwiał
mu
tego, próbował zrzucić, ale nie miał siły.
Kiedy tylko udało mu się podnieść, skoczył mu do gardła, lecz
kilka ciosów powaliło go na podłogę. Już się nie podniósł. Nie
przysięgał sobie, że go zabije, wiedział, że to zrobi. Leżał,
osłaniając swe jedyne oko.
się wysapał i gdzieś wyszedł. Bakar leżał spokojnie,
Gruby
chciał tylko odpocząć. Nie
krzywdzono,
że
uznał
to
myślał o niczym. Już tyle razy go
za
rzecz
normalną,
nie
cierpienia, lecz wołała o zemstę. Musi zebrać siły,
innych
przynosiła
przewyższa
odpornością, gdyż jest człowiekiem z jednym okiem
pośrodku
czoła. Tylko poleży i przemieni się jak poczwarka,
jego wewnętrzny ogień wypali ból.
Gruby
jedzeniem.
opakowane
wrócił
Zadbał
wieczorem
o
z
wszystko,
naręczem
o
pudełek
mięso
z
i
jarzyny,
w samopodgrzewającą się folię, desery,
które się
zjadało razem z foremkami i zupy w kubkach, znikających po
zgnieceniu.
Gruby usiadł
a kiedy uznał, że pobudził
naprzeciwko
jego
apetyt,
niego
podał
i
jadł
głośno,
mu pachnącą i
parującą foremkę, oczekując, że weźmie
Bakar
się
nie
więc
poruszył,
Gruby
mu
jedzenie
obszedł
go
ręki.
z
wokoło
i
popróbował ponownie. Podtykał jedzenie pod nos.
- Poczęstuj się.
Bakar
drgnął, tylko otworzył swoje jedyne oko i spojrzał
nie
na niego. Ręka
wyciem
się
tamtego
wyskoczył
górę
w
i
zawahała,
uderzył
a
go
wtedy
w
chłopak z
twarz,
a
pochwycił pudełko z pizzą, na której wrzał ser i wkleił
Odskoczył
potem
w
oczy.
kopnięciem rozbiwszy lustro toaletki, wyłamał
i
ostry kawałek, patrzył, jak się tamten czyści.
Powieki Grubego były oparzone, lusterko rzucało ostre błyski
w miarę jak Bakar przykucając, doskakiwał coraz bliżej.
- Chciałem cię tylko wypróbować - bełkotał Gruby - zostaniemy
kumplami.
Bakar
prawie
wcale nie potrzebował jedzenia, nie wiadomo,
skąd czerpał energię.
Chłopiec
mu ostrzem pod
nie
powinien
Grubego,
i nim tamten się zorientował, przejechał
doskoczył
okiem,
go
a
zabijać.
wyszedł.
potem
uciekł
Starając
W ewnątrz
się
jego
kąt. W iedział, że
w
patrzeć
nie
ciała
płonął
na
ogień,
potrzebował ruchu, by się uspokoić. Musiał powłóczyć się po
mieście.
Ale
tym
razem
robił
to
obserwatora, gdyż nie potrzebował walczyć
inaczej,
jak
z
pozycji
zwierzę o byt.
Coś w jego życiu się zmieniło, stał na początku ważnych zmian.
Należał do Bractwa, przedtem żył poza społeczeństwem. Ale
coś go
ciągnęło
go
starych
miejsc, mimo że tam cierpiał,
zmuszony do ciężkiej walki o przetrwanie.
Kiedy
zbliżał
więc jego kroki
się
do
centrum, uderzyły go krzyki i hałasy,
stały się ostrożne. Kiedy nos wyczuł dym,
wiedział, co się stało, ale chciał
powód
tym
razem.
zobaczyć,
Zamieszki
jaki znaleziono
się
powtarzały
regularnie.
Wywoływała je głównie biała hołota, jak ich nazywano. Świat
stał się
bardzo
kolorowy
wzorzysty dywan. Kilka
jeden
wzór
przemieszany,
nitek
niemożliwy
dziwacznymi
i
różnych
o
dokładnie taki jak
barwach
tworzyło
do rozdzielenia. Ci biali odznaczali się
przyzwyczajeniami,
których
Bakar
w
ogóle
nie
rozumiał, wiąż o coś walczyli i skandowali jakieś hasła.
- Każdy człowiek ma płuca! - krzyczeli. - Żądamy prawa do
oddychania.
To się wydawało oczywiste, więc Bakar zlekceważył powód
do demonstracji.
- Twój oddech twoją trucizną! - zakrzyknęli dziwni ludzie.
Skrył
się
w bramie, by popatrzeć, jak kolorowi policjanci
biją białych terrorystów
z organizacji „Czysta Rasa”, którzy w
odwecie obrzucali ich tak zwanymi zgniłkami, małymi kulkami
przysysającymi
do
półroślin
zmutowanych
Po zetknięciu
mackami
się
i
się
skóry.
i
ze
natychmiast
delikwentowi
udzielono
Był
półrobaków
skórą,
to
pewien
zatopionych
zwierzę
lodzie.
przyczepiało się
rozpoczynało
pomocy
w
rodzaj
podział.
lekarskiej,
po
Zanim
jego
ciele
chodziły robaki, wciskające się wszędzie. Odżywiały się nim,
jadły go
ujawniały
za
życia.
się
Jeżeli
roślinne
zgniłek
cechy
nie
został
transgena,
zarodniki, wystrzelając je na dużą odległość,
rzucony
który
celnie,
wysypywał
z identycznym jak
poprzednio skutkiem.
Policjanci
padały
odbijali
z powrotem
je
na
elektrycznymi
rzucających.
pomocy. W yjąc, zwijali się z bólu
tarczami
i
zgniłki
Im nikt nie udzielał
na jezdni i czekali, by jak
dać
najszybciej
się
aresztować
lub
się
rzucali
pod
koła
samochodów.
Przyglądał
się
obojętnie,
im
nawet siebie, zbyt
wiele
nie żałował nigdy nikogo,
krzywd i upokorzeń. Choć
doznał
jego skóra miała również biały kolor, nie identyfikował się z
tamtymi,
się
domagali
społecznym,
on
tego
praw,
pragnął.
nie
uczestniczyć
by
Byli
życiu
w
ludźmi,
tylko
a
on
człowiekiem z jednym okiem pośrodku głowy.
Zawrócił,
po
kształcie fontanny,
muszli.
z
Pozostała
mieszkańcom
uliczną
której
z
do
wypełniała
rękami.
czerpało
ludzi,
kobiety
Wokół
dziećmi
z
Rozmawiali w ożywieniu
gdy
w
zapewniano
minimum
obowiązków
państwa.
polepszyło
smaku
klajstrowata
ciecz,
pijalni
marmuru
Dostarczanie
podstawowych
szara,
z
spływało na konchę
czasów,
socjalne.
Udekorowanie tego kranu nie
Muszlę
pijalnię
białko
dawnych
urządzenia
należało
protein
minął
drodze
na
ziemi
pożywienia.
którą
siedziała
się
grupa
i mężczyźni wszelkich kolorów.
zabawiali się grami, zadowoleni i
i
leniwi. Nie musieli zajmować się niczym. Każdy miał ulubione
miejsce wokół różowej muszli, która przecież była tak piękna, a
jedzenie płynęło dzień i noc.
Z
nimi
mężczyzn
również
szturchnął
zaskoczona,
się
nie
swą
brudne
identyfikował.
kobietę,
dziecko
w
jej
a
Nagle
ta
jeden
z
spojrzała
ramionach
zaczęło
wrzeszczeć ze strachu. Zwróciło to uwagę innych.
Kilku
„Zabić,
się
porwało
zabić”!
wściekłością.
-
z
miejsca:
szeptało
wiele
„potwór”,słyszał jak zawsze.
ust
ze
zgrozą
lub
z
Bakar
się
zawsze
spotykał
więc spokojnie, unikał
zresztą,
że
smakowało
walki
tych
ludzi
im
to
zsyntetyzowane
z
takimi
z
światem.
całym
zbyt rozleniwiła
obrzydliwe,
i
reakcjami, minął ich
nie
wieczorna
tanie
białko,
tracić
zamierzali
W iedział
sjesta,
sztucznie
swojej
pięknej
marmurowej krynicy w niewiadomym wyniku walki z potworem.
Trochę
dalej
dwunastoletnich
prawie
z
dziewczynek,
ciemności
kilka
zaawansowana
ciążą,
zupełnej
każda
z
grało w klasy, skacząc ciężko z powodu brzuchów.
je
pieszczotliwie
poszewkami,
w
istocie
Nazywano
traktowano
jako
macice do wynajęcia, w eleganckim języku: matki surogatowe.
Nosiły
dzieci
zapłodnienia.
od
chwili
gdy
Potrzebowały
stały
się
zdolne
do
bogatego sponsora, który będzie
je wynajmował systematycznie, aby mogły sobie odłożyć trochę
pieniędzy, marząc o awansie i zamążpójściu.
-
Popatrz
-
rzekła
chuda
z olbrzymim brzuchem, która nie
skakała, lecz stojąc pod ścianą, gapiła się bezmyślnie.
Spojrzały, opuszczając uniesione nogi.
-
Czy
to nie zaszkodzi płodowi? - zapytała dziewczynka z
loczkami. - Można się zapatrzeć i urodzić takie same dziecko.
- W tedy
nie
dostałabyś
zapłaty
-
powiedziała
z
satysfakcją
koleżanka.
- I co, wychowałabyś? - chciała wiedzieć obserwatorka spod
ściany.
- Czyś ty głupia?! W rzuciłabym do spalarki śmieci! - pochwaliła
się ciężarna z loczkami.
- Akurat! Masz spalarkę!
- Mam, za tamte bliźnięta z zeszłego roku!
-
Nie
kłóćmy się - załagodziła obserwatorka. - Mamy obowiązki
wobec płodu. Musimy być optymistyczne, gdyż obiekty urodzą
się płaczliwe.
-
Bawmy
się
dalej
-
zaczęły
i
ostrożnie
podskakiwać, już
na niego nie patrząc.
Poszedł
w
aż
dół
do
zakładu
wypychania
zwłok,
teraz
zresztą zamkniętego, gdyż w tej dzielnicy nie opłacał się żaden
interes. Części ludzkie stanowiły cenny
należało
bardzo
ich
składać
już
dobrze,
uznawane
w
jednakże
do
XX
za
ziemi.
wieku
nie
Handel nimi prosperował
poczyniono
pierwsze kroki,
i nielegalne. Głęboko je
skandaliczne
ukrywano, ale powstawały
więc
surowiec,
pierwsze banki organów, najpierw
niby to niedochodowe, w istocie podziemny interes kwitł: ludzie
powoli przyzwyczajali się do serca w puszce, w
następnym
stuleciu uzyskało to sankcję prawną. Należało uczynić następny
ruch, właśnie do tego się przygotowywano, lecz Bakar o tym nie
wiedział.
Następny
dzień
stanowił
kolejny
wykonać pewną pracę. W ydała
mu
przełom.
się
łatwa
że zajmowało się nią tajne Bractwo, wymagające
posłuchu.
się
Uda
i
Kazano
mu
dziwił
się,
absolutnego
na Most W estchnień, by spotkać człowieka,
który wręczy mu walizkę. Musi ją przenosić bardzo ostrożnie,
nie wolno
pewne
wstrząsnąć.
miejsce,
wykonaniu
pracy
tam
Dobiegnie
dostarczy
otrzymuje
czas
do
samochodu.
Pojadą
przesyłkę
odbiorcy.
wolny,
się
gdy
w
Po
popisze,
pomyślą o następnym zadaniu.
-
Pomóż
mi
to
nieść
- rzekł Gruby, gdy następnego dnia
wczesnym rankiem opuszczali dom, udając się na akcję.
- Co to jest? - zapytał Bakar, chwytając za metalową rączkę
skrzynki.
- Rdzeń - burknął Gruby. - Jak się zmęczysz, powiedz.
Szli długo, ale Bakar się nie skarżył.
- Daj mi to - warknął Gruby i nieomal wyszarpnął mu rzecz z
ręki.
Ale Bakar
i tak nie objawiał zmęczenia.
- Dostaniesz w kość przy swojej robocie. Oszczędzaj siły.
W
opuszczonym
zamieszkania
Gruby
wrzeciono,
dość
tunelu
ukrył
Bakar
daleko
dziwny
nazwał
od
miejsca
pojazd.
go
ich
Przypominał
samochodem
z
przyzwyczajenia, gdyż tym słowem określał wszystkie pojazdy.
Lśnił nieznanym rodzajem tworzywa.
Bakar
wsiedli.
stał
oczarowany przed tym cudem techniki. Potem
W nętrze
szoferką
nazywane
całkowicie
skomputeryzowano, ekrany z przejrzystego metalu łączyły
w
jedną
całość
przełączników,
z
obudową.
tylko
na
Nigdzie
środku
nie
się
zauważył
żadnych
coś
rodzaju
sterczało
w
kierownicy, umieszczonej ze względów psychologicznych, jak to
wyjaśnił Gruby.
W yjął
rdzeń
ze
skrzynki
mieszczącej się pod kierownicą.
i wstawił go do obudowy,
Właściwie
ta tajemnicza rzecz
wyglądała jak dwa bloki zwykłego metalu.
-
To
stamtąd - Gruby skierował swój kciuk w górę. – Profesor
ma tam laboratoria. Prowadzi doświadczenia na feusolem.
- Nad czym?
- Nad fetusami.
- Co? - Bakar nie rozumiał.
- No wiesz - szeptał Gruby, przejęty - nim się urodzisz, jesteś
fetus.
Ale
Bakar i tak nie rozumiał. Fotele ich wessały i spod
sufitu obniżyły się
kaski
obejmujące
głowy.
Trzymały je
sztywno, chroniąc człowieka przed skręceniem karku.
- Teraz uważaj - ostrzegł go Gruby.
Dotknął
ręką
rdzenia,
a
się
ten
wibrująca
samochód przebiegła
rozjarzył i
przez
Każda
energia.
cały
z
ich
komórek czuła się złączona z maszyną, oddychali równo. Bakar
poczuł ciepło dopływające z metalowego paska na
Płynęły
tylko
jego
czole.
z niego bodźce, ale jego prymitywny mózg odbierał
niektóre
z
nich i nie wiedział, że to go ratowało. Pędzili,
wkrótce domy stały się masą umykającą do tyłu.
Usłyszeli gwizdki policyjnych patroli i zaczęli jechać jeszcze
szybciej. Bakar czuł tylko migotania i jego uszy napełniły się
szumem.
- Zwolnimy nieco - rzekł Gruby.
- Raczej przyspiesz! Musimy im uciec.
- Nie! Trzeba się z nimi długo bawić.
- Dlaczego?
- Daję ci czas.
Gruby
sprawdził
na
gdzie się znajdują i w jakiej
ekranie,
odległości ciągnie się za nimi auto policyjne.
- A teraz gazu!
W ycie
syren
się
w zupełnie nieznanej
oddaliło.
części
Jechali
miasta.
wrażenie, że nie dotykają kołami
lekki
i
wolny.
Pragnął,
aby
ziemi.
to
z
ogromną
Trwało
szybkością
to długo. Miał
Pęd go upoił, stał się
trwało
zawsze.
Potem
wielokrotnie
jeszcze
umykali
policji,
jechali
w wielkim
napięciu.
To
odrażający
ów
Grubas
wprawiał
wibracje, jego paluchy spoczywały
się
na
samochód
w
ekranach, zamieniwszy
precyzyjne instrumenty. Bakar postanowił, że kiedyś
w
zajmie jego miejsce.
W końcu podjechali do właściwego miejsca. Ponad głowami
wyginał się wysoki łuk
mostu.
Przyhamował i wrzasnął: skacz!,
jednocześnie zwalniając uchwyty fotela.
Bakar nie miał czasu
się zastanowić, drzwi się otworzyły i usłyszał szum powietrza.
„Zginę! - ostrzegł go strach. - Nie, jestem człowiekiem z
zdążył
jednym okiem” -
pomyśleć,
rzucając
zwinięty w kłębek. Ochraniał głowę
i
się przed siebie,
przyciskał
kolana
brody. Gdy tylko się zatrzymał, skoczył na równe
zaczął
mostu
nogi
do
i
biec, gdyż to należało do jego obowiązków. Długi łuk
się
wyginał
mocno,
na
chińskie smoki, zaznaczające
czerwonej balustradzie stały
boczne
prowadzące
odnogi,
dół. Kiedy minął szczyt łuku i zaczął zbiegać,
w
koniec mostu
zbliżał się niebezpiecznie. W idział dwie czerwone paszcze z
jęzorami,
namalowane
Lecz wojna toczyła się
umacniając
Powiedział
niż
stanie,
do końca,
sztabą.
do
po
Nie
siebie,
nogi
bramie kiedyś stojącej otworem.
na
drugiej
mógł
że
stronie, więc ją zamknięto,
się
jednakże
raczej roztrzaska twarz o żelazo,
zresztą nie chciały go słuchać. Już dobiegał
nie widział nic oprócz czerwieni, wyciągnął ramiona,
by zamortyzować uderzenie
i
w
tym
momencie
na dwoje, a on upadł na worki z piaskiem.
nich
człowiek
szmatami.
zatrzymać.
W
z
pochyloną
ręku
trzymał
głową,
brama
W ysunął
się
pękła
zza
obwiązaną zakrwawionymi
srebrne
pudło,
które wcisnął w
ramiona Bakara jak skarb. Chwiał się na nogach, rana bardzo
mu dokuczała.
- A mnie na to nie stać - szepnął i upadł.
już
Bakar
pędził
powrotem i nie widział, jak ktoś z
z
tamtej strony, niewidoczny, wciągnął go do środka za nogi i
brama się zatrzasnęła.
pochwycił za metalową rączkę, ona nagle zmieniła
Kiedy
kształt i uchwyt jak
że
może
nie
odrąbać
musieli
się
to
sobie,
zdjąć,
jej
nie
tylko
objął mu przegub.
kajdanki
a
będą
gdy
zostanie
by
otworzyć zamek. W iedział,
rękę,
mu
Oznaczało to,
schwytany,
że
stanie
i ładunek jest bezpieczny. Nie myślał o
o
co
tym,
przenosi,
choć
nie
pojęcia o
miał
zawartości skrzynki.
zawierać
Musiała
coś bardzo cennego. Co ma wartość taką,
że opłaca się założyć
Bractwo? Jakie przynosiła zyski, skoro
łożono na nią takie koszty?
Nie
również,
wiedział
dzielnicy
miasta,
Przecież
wciąż
Właśnie
miał
gdzie
padały
tego
dlaczego przemycano ją z
prowadzono
działania
tam pociski, zabijając
dowód,
mieszkańcy
a
i
tej
wojenne.
raniąc
ludzi.
dysponują
tym
tajemniczym produktem w tak wielkiej masie, że go sprzedają.
Ów ranny na pewno
chwiał się na nogach, a przecież
umrze,
wiedział, że istnieje szansa
uratowania
jego życia, gdyż
powiedział coś dziwnego: „ a mnie na to nie stać”
jego
głosie
ton
wielkiego
żalu
i
goryczy.
Brzmiał
Bakar
tego
w
nie
rozumiał, lecz się domyślał, że gdyby tamten miał pieniądze,
rany
nie
byłyby
śmiertelne.
Nie
miał
pojęcia,
dlaczego
przyszła mu do głowy ta myśl. Biegł bardzo szybko, już docierał
do końca mostu.
Wolał
korzystać
nie
z
w jej wnętrzu dałby się
windy,
łatwo osaczyć i pojmać. Kierował
nim jakiś zmysł czy zwierzęcy
instynkt, ale nie uświadamiał sobie tego,
pięć,
sześć
awaryjnych
lecz
skakał
po
w dół, jakby się zamienił w
schodów
małpę.
do samochodu i ruszyli. Niewiele pamiętał z jazdy,
W siadł
jego mózg się wyłączył
i
odpoczywał. Docierało do niego
wycie sygnałów, ale wiedział, że nikt
ich
nie
dogoni.
się skończyła ich droga, zauważył, że stoją na placu
białym
budynkiem
zbliżywszy,
na
ze
złotymi
literami.
Ktoś
Kiedy
przed
niego się
do
wsunął się przez drzwiczki. Miał kluczyk do zamka
przegubie.
Wziąwszy
walizkę,
nawet
nie
spojrzał
na
Bakara. Bez słowa wracał tam, skąd przyszedł, nie oglądając
się.
Bakarowi
glicerynie i
się
wydawało,
że
wyrzeźbiono
tamtego
w
nie ulegał zabrudzeniu. Pamiętał jego czoło, gdy
się pochylał: każdy włos był tak czysty, jakby myty osobno.
zauważył,
Bakar
wokoło stoi wiele
policji.
Na
telewizję,
Jadąc,
tej
potwornym
jego
podobnych
murach
znacznie
i
wcale
wyświetlano
budynków
nie
ma
trójwymiarową
tylko poszczególne obrazy, kolejne fragmenty
informacji,
która
zbrodniarzu.
Żadne
zaciekawienia,
pojawiała
samochodów
podając bez przerwy dzienniki z całej Federacji.
oglądał
samej
że ludzie wyglądają tu zupełnie inaczej, a
się
mówiła
obserwował
twarz
Nie
jakimś
przestępstwo
telewizory,
przypominająca
postarzałego.
o
mógł
Apehumenie,
nie
bo
wzbudzało
na
nich
mu
Profesora,
tylko
tego
zrozumieć,
może
wszyscy transgenicy niczym się od siebie nie różnili? A może
on występuje w dwóch osobach i się ukrywa? Nie umiał
rozwiązać,
więc
słuchał
strzępów
relacji
o
tego
odrażających
zbrodniach.
Nie
ułożyć
umiał
ich
całość
w
ani
odgadnąć
tożsamości mordercy. Czy to Profesor?
Gruby przyciemnił szyby, aby nikt ich nie widział, na pewno
ze względów bezpieczeństwa, a zanim się rozstali, wręczył mu
monetę i kazał nie pokazywać się
do
wieczora.
Gdy
dojechali
do skraju dzielnicy, przyhamował tylko na chwilę, by Bakar
wyskoczył. Pęd nim zakręcił, gdyż samochód tak szybko ruszył.
rękę
Trzymał
pierwszy
w
życiu
w
kieszeni
ściskał
i
pieniądz
zarobiony
kiedykolwiek posiadał. W iedział, jak się je
w
monetę,
i
swój
jedyny,
jaki
wydaje. W idywał
to
sklepach, chociaż nigdy nic nie kupował. Klient wkładał
krążek
do
komputera,
pokazujące wartość
a
na
ogólną
ekranie
pojawiały
się
cyfry
i automatycznie odjętą wydaną
sumę. Używało się monetę tyle razy,
aż
zmalała
do
Potem, nie umiał sobie wyobrazić, co należało zrobić,
zera.
ale nie
sądził, że się ją wyrzucało do śmieci, należało pieniądze w
jakiś sposób naładować.
rękę
Zaciskał
w
się, ile mógłby kupić.
sprawdzić
wartość.
Riczmen,
w
wszystko
wyglądało
nie
której
zauważył
czując
kieszeni,
W stąpił
Nawet
więc
tu,
nigdy
nie
na
samym
miał
typowego
szczęścia
komputera
pięknie
ubrany
niego:
„Proszę
uprzejmie”,
sądził,
że
pomylił
sklepu
brzegu
się
dzielnicy
znaleźć,
inaczej. Sklep lśnił czystością i nigdzie
bardzo
lśniącego
i zastanawiał
do pierwszego sklepu, by
i
i
i
go
czysty
ze
się
wsuwania monet. Co gorsza, pojawił
się
dumę,
i
szczeliną
jakiś
do
człowiek,
kiedy powiedział
do
Bakar nie wiedział, co zrobić,
aresztują. Nigdy nie oglądał tak
eleganckiego
mężczyzny,
opuszczał swojej dzielnicy przez całe krótkie życie.
gdyż
nie
- Ile to jest warte? - wykrztusił.
na
Proszę
uprzejmie
-
elegancki
lśniącym kontuarze,
a
położył
człowiek
obok
wyskoczyły
cyfry
monetę
1000 IC,
mierzone w międzynarodowych jednostkach.
Potem
podał
monetę
mu
zniknął, jakby się rozpłynął
słyszał,
by
i
powiedział:
w
powietrzu.
„Dziękuję
Bakar
dziękowano za cokolwiek,
mu
panu”
nigdy
nie
być
powinno
odwrotnie, przecież tamten mu usłużył zwracając się do
i
niego:
Bakar nie znał tego świata, ale nie mógł go nienawidzić,
„pan”.
przecież ów człowiek się nie zdziwił, widząc jego jedno oko.
Trzymając monetę w
ręku,
czuł,
jak
go
że znalazł się w świecie ludzi bogatych,
1000
grzeje. Zrozumiał,
gdzie
wartość
miał
IC, a nie półczłowieka z jednym okiem pośrodku głowy.
się
Rozejrzał
wokoło
pięknych
po
rzeczach, ładnie
ustawionych wśród koszów kwiatów, sprawdzając, które z nich
mógłby
kupić
za
swoją
monetę.
Robił
to
tylko
dla
oceny
wartości, gdyż dobrze wiedział, na co ją wyda.
W racając,
oglądał
kiedykolwiek
ten
pokazać.
zezwolono
udających
materiałów
pastelowych
kamień
kolorach,
potem
lśniło
i
wydzielało
śmietniki
dno każdego
marmur,
kafelkami
z
wszystkie
w
oczywiście
jak
dla
oka.
łazienkę i
co
z
miły zapach dezodorantów. Bakara
ukryte
gustownie
dezintegratorów.
ułożone w kompozycje, i gdzie
w
i
zbudowano
czas włączały się roszaki i je obmywały. W szystko
zachwyciły
dobry
Domy
przyjemnych
Trotuary i jezdnie wyłożono
pewien
luksusowego życia, jaki mu
skrawek
wśród
Kwiaty zwisały ze ścian,
tylko
spojrzałeś
mydlany gust bombardowały cię po prostu,
perfumerii.
No
i
ogrody
i
zieleni, lśniło
baseny
oraz
piękno
i
pachniało jak
korty,
pięknie
ogrodzone
wysokimi płotami, bramy na karty magnetyczne dla
mieszkańców. Ale ich nie było. Gdzież się podziali? Czyżby
musieli na to wszystko bez przerwy pracować,
radować
się
zadowalając
luksusem,
mając czasu
nie
się
obowiązkiem
posiadania?
W ciąż
szedł
myśląc
pieniądzach
o
do Azjatyckiej
wiedział,
kiedy
opuścił
cieple
od
mieszczącej
Dzielnicy,
wschód od Gettburga. Granice
i
przechodziły
Riczmen
i
płynącym
nich
się
na
północny
płynnie,
przebył
pas
sam
nie
Pogranicza,
przemknął pod Mostem Nadziei, by wkroczyć w zupełnie inny
świat.
Tu
na
wąskich
uliczkach
Przed każdym z biednych
stały
domków
malowaną
z
płachtą z chińską literą zamiast drzwi
Warsztaty
pracowały
niezmienne
od
na
tysięcy
ulicach,
lat.
doniczki
na granatowo
ciągnął się rząd butów.
życie
toczyło
się
jawnie,
ludzi przepływała ulicą.
Rzeka
się ramionami, lecz nikt nikogo nie potrącał, lubili
Ocierali
czuć wzajemną bliskość.
Tylko główna ulica była szeroka i
widział wyraźnie w perspektywie olbrzymią
zbudowaną
czasów,
z kwiatami.
a
z
przed
drewna.
Stała
ciemna
starą
jak
świątynię,
arka
z
innych
nią wznosiła się olbrzymia brama o wygiętym
łuku, nazywana torii.
Poszedł
do
starego
Fuchu,
który
japońskimi nudlami i w wielkiej kuchni
prowadził
się
wschodnia
z
czymś
zarabiało
kuchnia,
na
miskę
dziwaczne
tak niezwykłym
zupy,
z
przy stole zasypanym
mąką ciągle je wyrabiał wraz ze swoją córką. W tej
łatwo
sklep
a
przyprawy
dzielnicy
jemu odpowiadała
kojarzyły
mu
się
jak on sam. Podawano tu zawsze
szklankę wody z kostkami lodu, które
Bakar rozgryzał, gdyż to
na
chwilę
świecie
gasiło
płonący
w
nim
ogień.
Fuchu,
jedyny
na
człowiek, zwracał się do niego:”synu” i nie dostał za to
nożem pod żebra, a nawet Bakar to kochał i nie umiał bez tego
żyć, ale wcale o tym nie wiedział.
- Popatrz, to jest moje. - Bakar podsunął mu pod oczy monetę.
Nie wyjąwszy rąk z mąki, stary spojrzał i wykrzyknął.
- Fuchu nigdy nie widział takiej monety!
Dziwił
się
jeszcze
bardzo
długo, gdy Bakar objaśnił mu jej
wartość i sposób, w jaki się o tym dowiedział.
-
Co
chcesz
za
kupić
to
od
Fuchu? – zapytał, zagniatając
nudle, w czym pomagała mu jego córka - Może ją?
Była bardzo piękna, ale Bakar tego nie widział.
-
Dużo
by
ci
jeszcze
zostało, moja niegodna córka nie jest
warta takiej ceny.
Bakar powiedział, czego mu trzeba, a tamten się zastanowił.
- Skąd wiesz, że twój niegodny sługa, stary Fuchu, może ci w
tym pomóc?
mieć!
-
przestał się droczyć
i
-
Muszę
to
Bakar
po
raz
spojrzał na niego tak, że
stary
pierwszy od czasu, gdy go znał,
wytarł ręce w fartuch i zarzuciwszy
waciane
kimono
bez
rękawów, wyszedł z nim, a jego piękna córka zaczęła pracować
ze
zdwojoną
głębokich
siłą.
misek,
W
sklepiku
siedziało
wiele
ludzi,
jedli
z
siorbiąc głośno, zgodnie ze zwyczajem, a
gdy przechyliwszy je, wypijali z nich resztkę rosołu, nieomal
nakrywali nimi głowę.
Kluczyli
długo
warsztatów i weszli
wśród
do
kolorowych
ciemnego
domków
i doniczek oraz
wnętrza, gdzie na podłodze
siedział olbrzymi mężczyzna, wyglądający
w mroku jak góra.
Fuchu kłaniał się wielokrotnie, kładąc ręce na kolanach,
a
tamten nie odpowiadał. Potem zaczęła się szybka wymiana zdań
w języku,
którego
istnienia
nawet
mówili międzynarodowym.
wszyscy
siedzącego,
nie
Stary
którego uważał za ważną
podejrzewał,
próbował
przekonać
osobistość.
Dyskusja
trwała długo, Fuchu używał wielu słów i budował długie
zachwalając
widocznie
Bakara,
a
zdania,
tamten tylko wydobywał z
siebie pomruki.
Ta
sprawa
ważna
była
chłopca, nie zamierzał się
dla
poddawać, toteż wystąpił na środek i utkwił w siedzącym swoje
jedyne
oko
stojąc
i
wzroku.
Postanowił
Siedzący
nie
wcale się w
nieruchomo,
domu
Bakara
nie
by
odwracali
ludzie
się,
z
niego
nie
spojrzeniem,
chłopiec
a nigdy się dotychczas nie
reagowali
spluwając,
jakby
znajdował. Po prostu oddzielił się
od niego niewidzialnym murem,
zdarzyło,
spuszczał
stać tak długo, aż tamten się zgodzi.
zaszczycił
tym
nie
na
jego
widok:
jedni
inni z przerażeniem, jeszcze inni
próbowali mu to jedyne oko wybić: nikt nie mógł znieść wzroku
obojętnie. Ten okazał
się pierwszym, toteż Bakar zrozumiał, że
wybrał dobrze i musi zostać zaakceptowany.
Lekkim
ręki
ruchem
stary
został
odprawiony,
toteż
wyszedł, cofając się tyłem w pokłonach tak niskich, że sięgał
palcami aż poza kolana.
Bakar podbiegł i podał mu monetę, lecz tamten odsunął jego
rękę daleko.
-
Nie
przyjmuję
zapłaty
za
naukę,
gdyż
ona
nie
ma ceny.
Wkrótce się przekonasz i poczujesz wstyd.
Ruchem
brody
wskazał
mówił, a gdy Bakar otworzył
reprymendę
na
temat
mu miejsce na macie i nic nie
usta, by zadawać pytania, usłyszał
milczenia
i
opanowania.
Toteż
zrezygnował
masywne
i
ciało
patrzył
w
ciemną
na
białym
twarz
kimonie
z
tamtego
oraz
jego
napisami. Ale jakże się
odróżniało od otyłości Grubego, mając w sobie zwinięte kłęby
mięśni, czekające tylko impulsu z
umysłu.
Czuło się w nim coś
kamiennego. Bakar wierzył, że w tamtej bójce został pokonany
tylko z powodu nadmiernej wagi.
myśl
Jego
swobodnie ku różnym tematom i nie
leciała
zwrócił uwagi na
że
to,
człowiek-góra
wstał
Pomyślał,
bezszelestnie po glinianej podłodze.
że może ma
ochotę zaparzyć chińskiej zielonej herbaty, która
gorzka,
smakowała
krążył
i
że
mimo
widział typowy czajniczek z rączką
mu,
oplecioną wikliną.
Nagle
jego
głowa
ramion. Został wciśnięty
zdołał
poruszyć
głową
przedramię
zatykało
kręgosłup
zostałby
się
znalazła
potężnym
w
uścisku
w dół tak, że nie mógł drgnąć, nie
też
ani
mu
krzyknąć,
usta.
gdyż
W ystarczyłby
skruszony.
Gdy
umięśnione
skręt
zobaczył
w
i
jego
oczach
gwiazdy, uścisk zelżał.
-
Nie
możesz
dać
się
zaskoczyć - powiedział zza jego
pleców. - Zrobimy jeszcze jedną próbę, jeżeli cię schwytam,
skręcę ci kark.
Bakar
że
wiedział,
Cały czas słyszał
dotrzyma
obietnicy
i siedział czujnie.
kroki chodzącego i w każdej chwili zdawał
sobie sprawę z miejsca, w którym
się
tamten znajduje, a
potem poczuł zmęczenie. Bolał go kręgosłup i mięśnie
i
zrobiło
mu się wszystko jedno, nie pragnął już niczego.
godzin,
może
upływał w sposób widoczny,
wciąż
Trwało
to
wskazywało
pleców
wiele
mijania
godzin.
Już
całą
noc,
panował
chciał
czas
półmrok
się
tu
nie
i nic nie
podnieść
i
rozprostować
zdrętwiałe
nogi,
nie
marzył
o
niczym
oprócz
odpoczynku.
Potem poczuł się jeszcze gorzej, zaczął zapadać
w sen i się
budzić,
nachodziły
go
tysiąc razy, że już się podnosi,
naprawdę
siły:
lecz
Mówił
siedział.
poddać,
coś w nim krzyknęło
Jesteś
przecież
człowiekiem
z
sobie
A
się
miał
„Nie!
majaki.
kiedy
z
jednym
całej
okiem
pośrodku głowy” . Nagle wróciła mu przytomność umysłu, rzucił
się do przodu, a
ciepło
jego
ciała
wtedy
i
tamten zaatakował. Bakar poczuł
zapach
olejku,
którym
skórę.
masowano
Uratował swoje życie.
W
jego sztywne ręce wetknięto glinianą czarkę
z gorzką
herbatą parzącą wargi, przywracała siły i jasność myślenia.
-
Możesz
zwracać się do mnie: „Mistrzu” - rzekł po długiej
chwili, siadając naprzeciwko ze skrzyżowanymi nogami.
Opanowało
go
tak wielkie zmęczenie, że nie miał siły się
ucieszyć, nie zareagował
wcale,
a
tamten
oczekiwał. Kiedy wracał, był spokojny
i
tego
że
mimo
widocznie
myśl
jego
płynęła swobodnie, nie dałby się zaskoczyć nigdy i nikomu.
leżał
Gruby
na
barłogu
kosztował dużo i paczkowana,
z
butelką
gotowa
żywność
trwonił swoje zarobki. Podniósł głowę
Bakar
ma
wódki.
i
Alkohol
również, na to
wybełkotał
rozkaz,
się zgłosić do Profesora. Chłopiec wyszedł bez
słowa.
się
Lubił
włóczyć
po
nocnym
mieście,
widział
wszystko
wyraźnie, a ciemność kładła mu się maską na twarz. Znowu
trafił
na
manifestacje,
których
nie
popierał,
nie
próbując
zrozumieć przyczyny ani celu.
W
świetle
staroświeckich
oberwańców pisała na chodniku
lamp
poematy
na
żarówki
sławiące
grupa
piękno.
w pociętych nożyczkami ubraniach usiłowali zamazywać
Inni
litery, wykrzykując hasła nowoczesnej estetyki.
Bakar
stał pod ścianą budynku, patrząc przez chwilę. Nie
interesował się sztuką
napisaną
węglem
na trotuarze. Słowo:
„piękno” wielokrotnie przez nich wykrzykiwane
obcą
mową.
wzruszając
Kiedy
dwie
grupy
ramionami,
to
zaczęły
jego
wydało
się
nie
bić,
dotyczyło,
mu
się
odszedł,
on
był
człowiekiem z jednym okiem pośrodku głowy.
Budynek
że
pijany
stał ciemny i wejścia nie pilnował
Gruby
nakłamał.
Lecz
kiedy
strażnik, sądził,
się
zbliżył,
uchyliły się bezszelestnie i jakaś
ręka
wciągnęła
środka.
przez
chwilę
że
Mimo
ciemności,
widział
ją
w
drzwi
go
do
zupełnej
odróżnił oliwkowy kolor i rzadko rosnące czarne
włosy. Ramię
należało
do
Zastępcy,
przez ciemny korytarz. Bakar
czuł
który szedł przed nim
nierówności
bruku i omijał
wystające kamienie. Jego przewodnik nagle się potknął, mimo
że znał tę drogę. Klnąc, szed, sunąc ręką po ścianie. Ale Bakar
nic o sobie nie wiedział.
Znajdowali
się
w
nagle ciężkie drzwi
wcale
nie
cichł.
starym,
podziemnym tunelu. Zazgrzytały
i straszny krzyk rozdarł uszy. Szli, a głos
Tak
musiał
krzyczeć
człowiek
torturowany
ponad ludzką wytrzymałość.
-
Nie obawiaj, zobaczysz go - rzekł ironicznie Zastępca i
skręcili w boczny korytarz.
Światło
padało
przez
po których spływały
uchylone
strumyki
drzw,i
wody.
na nich czerwonymi oczami, szczerząc
oświetlając
ściany,
Myszoszczury gapiły się
zęby.
Znajdowali się
pod ziemią w olbrzymim tajemniczym systemie starych
lochów,
kiedyś
potężną,
nie
wiadomo
czemu
służących.
Tworzyły
rozgałęzioną sieć, kryły w sobie niejedno zło. Czy Profesor nad
nimi czuwał, skoro pobudował na nich swoje laboratorium?
- Kat zawsze zostawia drzwi otwarte, gdyż boi się wracać po
jego przyjaciel wpadł głową i trzeba
ciemku od czasu, gdy
było… - Zastępca urwał zdanie, gdyż się potknął.
Weszli
do
pomieszczenia,
betonowej klatki bez
okna.
Na
gdzie torturowano, do małej
środku
stała
maszyna, która
właśnie została włączona przez Kata, być może to jego kroki
jeszcze brzmiały w korytarzu.
W
żyły
maszynie
wnikały
nieznośny
gdyż
rozciągnięty
wisiał
cienkie
ból.
igły
nagi
człowiek,
zagłębiały
i
się,
Krzyczał, lecz nie pozwolono
w
jego
powodując
mu
odetchnąć,
zaczynała się wsączać kroplami ciecz, która zastygała
natychmiast
wędrowała
i
po
całym
Tysiące
ciele.
mechanicznych robaków o wielkości równej przekrojowi włosa
swobodnie się przeorywało przez najmniejsze nawet naczynia.
-
Czyż
to
nie
przekrzykując
wielkości
godne
-
To
zdziwienie
oczywiście!
nas,
uczciwość
twarzy
Urządzenie
się w rurce włosa!
sprawdził,
czy
torturownica
-
rzekł
Bractwo!
z
fanatyzmem
jest
Nasze
w głosie. - Usiłował
szczytne
Pracujemy dla dobra ludzkości! Dla przyszłości,
na
na
na stały bieg i skierował się ku drzwiom.
zdrajca!
usiłował
Zastępca,
zapytał
z wyraźną satysfakcją, przyjrzawszy się pracy
czym
porzucić
-
widząc
Nanotechnika,
tych wspaniałych urządzeń,
-
I
motorki mieszczące
atomu,
nastawiona
podziwu?
torturowanego.
wyjaśnił
Bakara,
Po
jest
nas
i
donieść.
Głupiec!
bezinteresowność.
On
wierzy
Rozumiem,
cele,
ideały!
a
ten nędzny
w
prawo,
gdyby
w
chciał
zarobić,
żądając
zapłaty
za
może
dostałby
myszoszczura,
aż zwierzę
donos,
przebaczenie, to znaczy szybką śmierć.
Rozwścieczony,
kopnął
zapiszczało i uciekło
zęby
w
dziurę.
w
Stanęli
przed
szklaną kulą,
umieszczona w przejrzystym pionowym cylindrze.
-
Ta
winda
-
wskazał
-
zawiezie cię prosto na górę. Może
będziesz miał szczęście. - I wepchnąwszy Bakara do środka
kuli, zniknął w ciemności.
W inda
dał
ruszyła
ogromną
z
prędkością,
ale
Bakar
nie
się temu zaskoczyć. Ścigał się sam ze sobą od czasu, gdy
sięgał pamięcią.
Kiedy
dotarła
samą
na
górę
wieży
olbrzymiej
w
się i Bakar wysiadł. Szedł po
kształcie cylindra, zatrzymała
posadzce w stronę lekko uchylonych drzwi, za nimi mieściło się
laboratorium, znajdujące się w bani ze szkła.
Pchnął
drzwi
i
się
znalazł
szyb. Za nimi leżała
w jasnej sali o ścianach z
ciemność,
granatowa
miasta. Po stronie wschodniej zakwitały
padających
pocisków,
usiana
białe
światłami
chryzantemy
dzielnicę, w której toczyła się
na
wojna.
Kroczył
lśniącej
po
posadzce
słojami o różnych kształtach.
mózgi
w
roztworach
o
zastawionej
Znajdowały
różnej
się
w
wieloma
nich
intensywności
ludzkie
koloru:
w
najciemniejszych były najmniejsze, co wyglądało tak, jakby płyn
je pochłaniał, gęstniejąc.
Bakar
szedł
zaciekawieniem
jak
przez
przyglądając
stojących
szklany,
się
w
potworny
ludziom
w
las,
z
kolejnych
stadiach
rozwoju,
przejrzystych cylindrach.
Byli
dorośli,
lecz jeszcze niewykończeni: niektórzy nie mieli rąk,
które
dopiero
im kiełkować i z nagich ramion
zaczynały
wysuwały się palce
bez paznokci, inni nie dostali jeszcze
twarzy, gdyż w półprzejrzystej czaszce
jak
skorupka
jajka
dopiero się zawiązywał galaretowaty mózg. Stał chwilę przed
dziewczyną o długich włosach i niewykształconych stopach. Ale
w żadnym z naczyń nie zobaczył człowieka z jednym okiem.
Profesor stał odwrócony plecami i patrzył w ciemność.
-
Jesteśmy
wysoko
-
rzekł
-
świat u naszych stóp. Patrz,
jak mała jest Ziemia. Czy widzisz te robaczki poruszające się w
dole?
- W idzę.
- Nie możesz ich dostrzec, jest zbyt ciemno.
- W idzę - powtórzył Bakar i mówił prawdę.
Profesor odwrócił się gwałtownie.
- To tylko metafora, rozumiesz?
- Nie.
W
weszła
głębi
zauważył
Bakar
i się zatrzymała.
jakąś
Dopiero
postać,
po
która
właśnie
chwili odgadł, że patrzy
na półprzejrzystą rzeźbę, która czasem znikała, gdy światło
zmieniło kąt padania. W ciąż załamywało się w szkłach, więc się
nieustannie
ciemności,
poruszała.
stała
chwilę,
się Apehuman, więc
Profesora,
niedawno
Przedstawiona
Bakar
lecz znacznie
tę
widział
uśmiechając
sądził,
postać
ale
z
się i gasła. Pokazywał
że
ogląda wizerunek
starszy. W ydawało
twarz,
wychodziła
nie
mu
mógł
się,
że
sobie
przypomnieć, w jakich okolicznościach.
Profesor
stał
przed
rosnącymi ramionami.
słojem
mieszczącym
człowieka
z
-
Oto
nad
pracuję!
czym
postępował, lecz nagle...
Wszystko
Coś
dobrze
zahamowało rozwój! - odwrócił
się żywo ku Bakarowi. - Dlatego potrzebuję
ty,
wiernych
epokowego
i
oddanych,
odkrycia.
namiętnie, chwyciwszy
pomogą
którzy
możesz
Czy
szło, proces
chłopca
takich
ludzi
mi
dokonaniu
w
wyobrazić
sobie
przyszłości
następowała samoistna regeneracja ludzkiego ciała,
części?
rzekł
ramię, a jego głęboko
za
wpadnięte oczy płonęły - że w niedalekiej
jego
-
jak
będzie
wszystkich
Podniósł głos i nieomal miażdżył ramię Bakara,
-
który nie rozumiał słów. - Czy chciałbyś, aby ludziom odrastały
ręce i
nogi,
całkowicie
spalona
rozrywają pociski i rzuca
się
ich
skóra,
a ci, których tam
mięso
jak
na
nosze,
aby
wstawali i znowu szli się bić?! Powiedz? - ale zadał to pytanie
sobie, patrząc gdzieś w świat swych marzeń. - Czy
aby
ci
drugie
oko?! Mów?! - wpił się gwałtownie
jego
jedyną
źrenicę
wyrosło
wzrokiem
w
chciałbyś,
i
miażdżył mu ramię. Lecz
w istocie nie czekał na odpowiedź, odepchnął go i się odwrócił
znowu do okna.
- Tak - wyszeptał Bakar.
-
Co,
„tak”?
-
zapytał
nieprzytomnie i odwrócił się
Profesor
twarzą do niego.
- Oko - szepnął Bakar.
- A oni mi przeszkadzają! Nie nazwą mnie amatorem, bo mam
dyplomy. Mówią, że jestem
szaleńcem!
drogą. Chcę odnaleźć samą istotę życia!
transplanty!
baranów,
Ale nie ja!
W iesz,
każdy
czym
świat
jest
Ale
tylko
ja idę inną
Mnie nie zadowalają
uczonych?
To
stado
widzi tylko ogon poprzednika i za nim idzie.
Oskarżają
mnie!
A
zaszczytów, ani pieniędzy. Robię
co z tego mam? Nic, ani
to
bezinteresownie
z
głębokiej
miłości
cierpiącego
do
rodzaju ludzkiego!
W
imię
czego odrzucają mój wielki dar, moją wiedzę i miłość, w imię
czego niszczą postęp i lżą mnie? W imię etyki! Rozumiesz?
- Nie.
Te stare głupie mity o świętości życia ludzkiego, o prawie do
-
jego
ssąco
pompy
tłoczącej
nazywanej
sercem,
szarych komórek, będących podobno ośrodkiem
do
tych
myślenia
i
pojęć moralnych. Popatrz na te sfałdowane mózgi, czy może
w
nich być coś boskiego?! Podać ci skład chemiczny? W ięc ja
chcę użyć tego surowca. Musi być świeży i młody, oczywiście.
Odmawiają! Byle nie tykać świętości
zakazane!
Nie
tego
prowadzić
wolno
gnoju!
W szystko
badań transgenicznych.
Chcę
odkryć Czynnik X, powodujący samoistny wzrost, czyli
istotę
życia!
wolno! Przy okazji odkryłem osmotyczną,
Nie
wspaniałą metodę regeneracji!
To
jeszcze
nie
lek na wszystko, panaceum! Ale wymyślam
mimochodem,
będę
o,
większy
Czynnik
cel!
W krótce
to
po
drodze,
o tym usłyszysz,
i sławny, będę gigantem, ja, Apehuman stanę
wielki
się największym
Więc
widząc
wszystko! Mam
z
X
ludzi,
to
ha,
ha
nie
ukoronowanie
będąc
mych
nim
badań!
wcale.
Dlatego
potrzebuję ciebie. W ybraliśmy cię z wielu. Podejrzewam,
Ale
ty i
tak
katedrach,
tego
a
nie
muszę
zrozumiesz.
się
ukrywać
Powinienem
tu,
w
że...
wykładać
starych
na
olbrzymich
magazynach po uniwersytecie. O, niewdzięczna ludzkości.
Chodził po sali w wielkim napięciu, nie zwracając uwagi na
Bakara.
-
A
co
robią
oni?
zezwala etyka. Handlują
To samo, tylko że nieoficjalnie. Na to
ludzkimi
częściami
zamiennym. Jak
myślisz, po co toczy się ta wojna? Bo przecież potrzeba źródła.
Skąd brać te tony nerek i świeżych serc? A zapewniam cię, im
świeższe,
tym
sfinansować
lepsze.
moje
A
jeżeli
badania,
ja
robię
nazywają
to
samo,
mnie...
aby
Wiesz
móc
jak?
-
zatrzymał się gwałtownie i utkwił swe ciemne nieludzkie oczy w
twarzy Bakara.
- Nie - zaprzeczył chłopak.
- Mówią na mnie: zwierzę.
Zamilkł
Bakar również nic
i
poza tym nie miał
nie mówił, gdyż nie śmiał, a
nic do powiedzenia. Niewiele zrozumiał z
namiętnej przemowy Profesora, głównie
przeciwko
niemu,
przez
co
mógłby
że
to,
poczuć
z
świat stanął
nim
pewien
związek, lecz tak się nie stało. Tamten był zbyt obcy i odrębny,
mimo
wszystko
za
mało
ludzki,
lecz
chłopiec
o
tym,
oczywiście, nie wiedział. Kierował się instynktem.
Za
oknami
wybuchów,
a
na
w
ciemnym
niebie rozbłyskiwały pęki białych
laboratorium
pływały
w
słojach
bezrękie
potwory. Było cicho.
- W ięc mógłbym mieć dwoje oczu? - zapytał Bakar, bo tylko to
miało dla niego znaczenie.
- Pomyślę o tym. Jeżeli będziesz mi wiernie służył, to pewnego
dnia ...
Myśli
chłopca
płynęły
powoli,
poruszał
nim
impuls
wybuchającego ognia. Próbował sobie wyobrazić swoją twarz z
dwojgiem oczu, ale nie mógł.
Profesor
się
przechadzał
szybkim
krokiem
we wszystkich
kierunkach, tłukł się jak zwierzę w klatce, nie mogąc wyjść ze
swych myśli.
-
Co
to
za
osoba?
-
zapytał Bakar, wskazując na wciąż
pojawiającą się i znikającą rzeźbę.
-
To
najwspanialszy
na świecie - rzekł Profesor
człowiek
zatrzymując się przed rzeźbą - mój ojciec.
chwilę,
Stał
patrząc
na
niego,
a
się
kiedy
odwrócił
do
Bakara, jego twarz nosiła zupełnie inny wyraz.
- W ierzę, że mi pomożesz - rzekł spokojnie - i będziesz oddany
bez reszty.
Zaprowadził go w kąt, do stołu z różnymi urządzeniami i
kazał
wydmuchnąć
strumień
powietrze
niewielką
na
białą
rurkę,
przez
kartkę.
Po
skierowując
chwili
zaczęła
się
czekając
na
pokrywać prążkami różnych kolorów i szerokości.
-
Czy
wiesz,
co
przedstawiają?
one
odpowiedź, wyjaśnił. - Chemiczny
twojego
serca,
organizmu.
następna
i
nie
paskowy,
Ta górna kreska pokazuje
odpowiada
znajdują
oddechu
kod
-
się
za
dający
obraz
stan
twego
płuca i tak dalej. W ludzkim
tysiące związków, każdy pochodzi z
procesów zachodzących wewnątrz ciała. Jesteś, jak sądziłem,
okazem zdrowia.
Nie
masz
pojęcia,
co
może
zrobić
ludzki
oddech!
Bywa
najstraszniejszą na świecie trucizną, która... – urwał, zajmując
się jakimiś przygotowaniami.
Postawił
przed
nim
słój,
w
przypominająca tkankę mózgową
wpatrywać.
Bakarowi
substancja,
powierzchnia
białko,
a
więc
patrzył
zaczęła
Profesor
się
którym
i
kazał
nie
podobała
na
nią
kurczyć
spojrzawszy
mu
pływała
mu
się
ta
galareta
się
w
to
miazgowata
niechęcią. Po chwili jej
z
jak
ścięte
na patelni
przez
ramię,
wybuchnął
tak
zwierzęcym śmiechem.
- Oto co się dzieje z siedliskiem uczuć i etyki, ha, ha, ha!
się
Kiedy
położył przed nim ściętą różę,
opanował,
więdnącą bez wody. Bakarowi
eleganckim
się
przypomniały
kwiaty
w
i zapragnął ten ożywić. I w tej samej chwili
sklepie
płatki się wyprostowały. Nie wiedział, dlaczego tak się dzieje,
sądził, że Profesor nasączył go jakimś środkiem chemicznym.
-
A
teraz
zmierzymy
wpatrywać w szczelinę,
siłę
za
-
rzekł
którą
umieszczono
boku na ekranie zaczęły wyskakiwać
wykrzykiwał
Potem
co
kazał
chwila
wiele
Myślał
Bakar nie rozumiał.
czarne
cyferki,
a
tło.
Z
Profesor
Niezwykłe, niemożliwe!
-
robić
mu
kazał mu usiąść i się
i
innych
tylko
testów,
o
tym,
których
celu
że stanie się
człowiekiem jak inni, toteż kiedy wychodził do windy, zapytał.
- A moje drugie oko?
-
Jeżeli
będziesz
mi
służył
wiernie
-
rzucił
niechętnie
Profesor, przeglądając tabele wyników. - Idź już.
Następnego
ranka
Bakar
wybuchy, które bardzo
stał na Moście Smutku i oglądał
mu się podobały. Patrząc na niebo, nie
myślał o niczym, ale nie dałby się
mu
się
nagle
coś
innego:
zaskoczyć.
Przypomniało
wojna oglądana w dzielnicy
Riczmen na olbrzymich ekranach, namalowanych na ścianach
budynków
niewinnie.
-
tam
W
tej
się
prezentowała
chwili
po
się
przebiło
prostu
inne
ślicznie
i
wspomnienie:
Apehuman z dzienników satelitarnych! Ów morderca! On i ojciec
Profesora to ta sama osoba. Przeciwko niemu toczył się proces.
Świat nazywał
go
zbrodniarzem,
Bakar się nad tym nie zastanawiał
a
i
syn...
Kto
się mylił?
nie ciekawiła go prawda.
Miał swoją chwilę samotności, stojąc sam na sam wobec miasta,
czerpał z tego siłę.
Tego
dnia
nie
przydzielono
Grubego, który ciągle
zadania, więc zostawił
mu
by pójść do swego mistrza, a po
pił,
drodze wstąpił na most. Teraz, wczesnym rankiem, szedł przez
dzielnicę.
Ludzie
wokół
fontanny
spali
obejmując
jeszcze,
swoje
nic im do szczęścia nie
wyszczerbione kubki. Mieli syte sny,
brakowało.
Potem deptał po wierszach pisanych węglem na trotuarze,
czytając niektóre słowa:
mówiły
miłości
o
i tęsknocie, ale to
wcale go nie dotyczyło, lecz ludzi z dwojgiem oczu.
właśnie
Fuchu
rolował
zasłonę
przywiązywał
i
ją
tasiemkami do drążka ponad drzwiami, co oznaczało, że sklepik
już otwarto. W ewnątrz płonął ogień, a
leżały
nudle
białym
pagórkiem, wcześniej ugotowane, natychmiast zresztą wszedł
pierwszy klient.
Jego
Mistrz
spodziewał,
a
siedział
Bakar
nieruchomo,
się
nauczywszy
tak
wiele,
nie
milczenia. Potem kazał mu zawiesić wiele glinianych
na
sznurach
u
się
jakby
go
przerywał
garnków
Zawiązał Bakarowi oczy grubym szalem
sufitu.
i uderzał tyką w garnki. Chłopiec powinien zatrzymać w ruchu
bujającą się linę. Usłyszał stuknięcie, skoczył i już miał ją w
ręku,
potem
zabawa
była
następną.
pochwycił
łatwa,
ale
nie
miał
Robił
to
odwagi
się
szybko,
śmiać.
gdyż
Mistrz
rozwiązał mu szal.
-
Tak
właśnie
przypuszczałem
-
rzekł
-
nikt z ludzi nie
zdołałby tego dokonać.
Bakar
nic
o
pochwały, która
sobie
mu
nie
tak
wiedział, po prostu ucieszył się z
łatwo przyszła. Potem wykonywali
inne ćwiczenia i musiał się pocić
i
upadać
na
ziemię,
zwalany
z
nóg
ciosami
potężnego
ramienia.
Nie
myślał
wówczas o Grubym, gdyż zabroniono mu żywić nienawiść do
przeciwnika, walka musiała być czysta.
- Etyka, rozumiesz? - pytał Mistrz.
Bakar nie pojmował tego słowa, które się powtarzało, wcale
nie chciał go znać,
więc
postępował
tak,
jak
mu
kazał
Mistrz,
a
zachowywał spokój emocjonalny.
Potem
musiał
dni potoczyły się zwyczajnie, mieli znowu pracę i
biec,
by
prześcignąć
wyjące
samochody
i
nigdy
nie
jak zwykle się nie
został złapany. A człowiek w białym ubraniu
odzywał, gdy odpinał walizkę przegubu Bakara. Ów wyjątkowo
czysty odbiorca nielegalnej kontrabandy.
Po
wykonaniu
każdego zadania Gruby systematycznie pił, a
on chodził do swego Mistrza i biegał znacznie szybciej, toteż
dostawał coraz więcej monet, z
którymi
nie miał co zrobić,
więc trzymał je u Fuchu, a piękna jego córka wkładała
je
do
kieszeni fartucha. Stary śmiał się, że jest niegodna i tak nie
uzyska
większej ceny, ale ona nigdy nic nie mówiła. Bakar Nie
wiedział nawet jak
ma
na
imię,
ale i o tym również nie wiedział.
wystarczyło
mu,
że
istniała,

Podobne dokumenty