Microsoft Word Viewer - Cyklop I Rozdział
Transkrypt
Microsoft Word Viewer - Cyklop I Rozdział
Rozdział I Potwór i Mistrz Kiedy się urodził, był inny się tego nie zapomniał. Kiedy i matka nad nim płakała. Nigdy urodził, miał jedno oko. Duże i lśniące oko pośrodku czoła. Modre jak zamarznięte niebo. Oko przykryte łukiem powieki, rzęsami ocienione jak skrzydłem jaskółki. Piękne jak oko Boga. Ale tylko jedno. Matka że powtarzała, wszczepiono kupiłaby mu nowe oko i je operacyjnie, ale byli biedni. I o tym też by nigdy nie zapomniał. „Bądź dobry, jesteś skoro go. Ale gdy dorósł, był zły. potworem” Tak zły, - jak powtarzała, tuląc tylko może być człowiek z jednym okiem pośrodku głowy. Lubił tu stać na ponad budynkami, oparty fauna. Moście Smutku, przerzuconym wysokim plecami o rzeźbę odrażającego głową wysoko wisiał olbrzymi Satelita, srebrzący Ponad się jak księżyc. W wąwozie ciemnym nieprzerwany rząd ulicy, pojazdów. dziesięć Mimo pięter niżej, wysokich wokoło, czuło się tu powietrze i trochę przestrzeni. domy łączyła ludzi na ulicy. sieć wieżowców W szystkie mostów, kładek i galerii ponad głowami I jak sięgał wzrokiem swego oka, świat był miastem. Ciągnęło brzegów, sunął się aż do wciąż się rozrastało, horyzontu i pochłaniając dalej, nie miało nowe terytoria. Czułby się wolny, żyjąc nieomal pod chmurami, lecz to miejsce należało do bogaczy, dla niego niedostępne. Opuścili miasta swoje została pozostałych gdyż domy, odgrodzona. dzielnicach trwała Tam wojna i walczono, się toczyło część ale w życie. normalne Nazywano tę wojnę prawdziwie nowoczesną i precyzyjną, co z dumą podkreślali generałowie, pociski padały w wyznaczony punkt, na ściśle określonym terytorium. się Walki toczyły Prowadziły do niej trzy w poprzek opustoszałe dzielnicy zaślepione wieżowców, pasa konkretonem, w światło a nazywanej teraz mosty, przechodzące lśniących cudownie przenikało apartamenty. na położono Na worki jak umierają. parterze z Za niższych i piaskiem, ścianą i przez toczyła się tuż obok, za W ojna widoczna tu u góry przez szyby, ale tylko w postaci fontann gruzu. szklitem przestrzał budynkiem, na wyciągnięcie ręki nieomal, się Gettburgiem. kurzu sypiącego i piętrach na parapety by nikt nie patrzył na tamtych, strzelano. Od Nie pamięta. kiedy? Może od początku świata. Tu życie toczyło się normalnie. Stojąc na łuku czarne niebo niby mostu, patrzył, ogniste jak pociski leciały przez gwiazdy. Panowała cisza, a one szukały celu i wybuchały nagle blaskiem, zdmuchnięty. Uznał to za piękne a dom widowisko. znikał jak Nie wiedział, dlaczego wojna trwała tylko w tej części miasta i ludzie nadal tam przebywali. Mogli przecież odejść tak, jak ci z zagrożonego opuścić swoje siedziby i pierścienia domów. Nie rozumiał tamtych ludzi ani wojny. Nie rozumiał świata i go nienawidził. Odwrócił się nagle most. Zjechał, trzymając i powrócił palec na ciśnienie wciskało mu krew w żyły. do guziku Znalazł windy u wejścia na przyspieszenia, a się z powrotem w piekle i w tłumie dzielnicy Pogranicznej. Szedł na północ do starych magazynów się nadarzyła ta na pewne okazja, spotkanie. różne miał Przypadkiem kontakty i podejrzane znajomości. skończył Kiedy dziesięć ukrywał. Przeżył, miał znalezienia kiedy wytrzymał dziewiętnaście lat go lat, uciekł żelazny organizm. Teraz jego właśnie i domu, włóczył się i z się nadarzyła okazja „Czegoś więcej - jak podkreślał roboty. Gruby, - To wyzwanie przeciwko światu” - skaperował. mówił. Tak, tego szukał, więc tam skrzyżowane belki z czarnego w powietrzu ścianami czaił mleczne się poszedł. żelaza. Pod Sufit wspierały nimi pływały półkule bezprzewodowych lamp. Pod mrok, na środku stał długi stół nakryty purpurową tkaniną. Kiedy strażnik go wepchnął, zatrzymał się na środku i od razu zmierzył się wzrokiem z ciemnym spojrzeniem głębokich oczu. Tamten na wpół ukryty w cieniu, opierał się o ścianę. Był skrzyżowaniem człowieka z małpą, jedną z zarzuconych prób wzmocnienia odporności rodzaju ludzkiego. Z włochatej twarzy biła inteligencja, powstała w wyniku zmieszania się instynktu nie miały przystępu i błyskotliwego do zwierzęcego intelektu. Choroby ciała rozpierającego ubranie. Namiętność, siła i rozum tworzyły ludzi wybitnych, lecz jeśli wybierali zło, stawali się straszni. Ich wzrok się skrzyżował, nieruchoma. Ten Apehuman był lecz twarz małpy pozostała pierwszą na świecie istotą, która nie zareagowała odrazą lub przerażeniem, widząc jedno oko pośrodku głowy. - Nazwisko?! - rzekł głośno mężczyzna, siedzący za stołem. się Opierał łokciami na czerwonym suknie. Poniżej pewnie podwiniętych rękawów oddzielających Odróżniały koszuli jego się własne również się odcinały obręcze ramiona oliwkowym od blizn, przyszytych. kolorem. Pobrano je widocznie od latynoskiego dawcy, co mniej kosztowało. - Nazwisko! - powtórzył. - Bakar! - odpowiedział człowiek z jednym okiem pośrodku głowy. Zauważył, że odwrócił od niego oczy, nie mogąc Apehuman wytrzymać siły wzroku. Bakar, co za imię! Skrzyżowanie słowa bękart, o co nie dbał i curb - szczenię. nadał ten może przydomek, w Nie ogóle pamiętał, nie miał kto mu własnego nazwiska? Przyszyte ramię gwałtownie rozcięło mu palec. Kropla pochwyciło jego rękę, a ostrze skapnęła na prostokątny krwi podłożony. kawałek plastyku, który został szybko Ramię się cofnęło i człowiek usiadł tak nieruchomo jak przedtem. Litery i cyfry oznaczające grupę krwi zabłysły na plastyku Identyfikatora, odcinającym się bielą na czerwonym suknie. - Teraz należysz do nas. z odciętymi ramionami. - Na Ja zawsze jestem - powiedział człowiek Zastępca - odwrócił się wskazując na człowieka-małpę. - A to Profesor. Apehuman nie rzekł nic, a jego nieruchoma, na wpół małpia twarz nie zareagowała. - Byłeś nikim - ciągnął Zastępca. społeczeństwa. Spałeś w opuszczonych - W yrzutkiem bramach i żywiły cię śmietniki, nie dbał o ciebie nikt. Teraz należysz do Bractwa, do nas, a my możemy wiele, możemy wszystko. Nie czuj się samotny lub Zapewniamy ci przyjaźń i opiekę. niepotrzebny. Dajemy ci życie przyszłość, i żądamy jednego: lojalności. Czy zgadzasz się na nasze warunki? - Tak - rzekł szybko, przecież nie miał wyboru i oni o tym wiedzieli. - Ta krew - zaczął Zastępca, wskazując Identyfikator - pozwoli nam odnaleźć ciebie, nawet w mysiej dziurze. Od nas się nie ucieka, nas się nie porzuca. Gdybyś to zrobił, wytropimy cię i wtedy będziesz pragnął tylko jednego: skonać, ale ci nie pozwolimy. Nasze idee są wielkie, nie możesz się o nich dowiedzieć teraz, przed przejściem okresu próbnego. Potem zobaczymy. Urwał na chwilę i potem rzekł - Zbliż się. Bakar zrobił krok do przodu, jeden silny krok. A Profesor obrzucił go spojrzeniem, które nie oceniać odwagę. Zastępca mogłoby wyrażało wstał niczego, i pochylił przez czerwony stół, w jego rękach zalśnił metalem lecz się pasek. W tej sekundzie Bakar poczuł uderzenie w czoło, elektryczny szok i jego myśl się zmąciła. Trwało to chwilę. Przesunął dłonią po blaszce, przylegała ciasno wessawszy się w skórę. - Nie zerwiesz jej - powiedział Zastępca - chyba że ze skórą, aż do kości. Musimy wiedzieć, co myślisz. wypchnęli Potem który się nim go za drzwi. Tam czekał na niego Gruby, zajmie, zanim będzie robota. Tyle mu powiedziano. - Nie powinien oglądaj się - szepnął Gruby - to dobra rada. Bakar żywić do niego nikogo, chyba że nienawiść. wdzięczność, ale nie czuł nic do Szli ciemności przez ruchliwe ulice Pogranicza na w północ. Prawdziwe życie, ponad głowami mostów i na galerii. pomiędzy niedostępne piętrach górnych nich, toczyło się dla połączonych siecią Nie wiadomo kiedy przekraczało się granicę następowało dzielnicami, to płynnie, miasto zrosło się przecież w organizm, więc niezauważalnie wchodziło się w coś innego, w dziką dzielnicę Vasity. Bakar nigdy nie zupełnie spenetrował jej całej, gdyż zbyt wielki zajmowała teren. Tu wysokie wieżowce zaczęły rzednąć, a ich dachy się oddaliły. Zabudowa stawała się niższa, wysoko wisiało niebo bez gwiazd i tylko tkwił na nim wielki Satelita jak księżyc dla wyklętych. Tu ulicami nie chodził nikt. Domy zbudowano może sto pustymi może dwieście lat czego Na temu. Biło od coś nich nikt nie umiał nazwać. Oddychało się jakoś trudno. niektórych ulicach hulał dziwny zaduch, nieokreślona wiatr, atmosfera nienormalna dzielnica, toteż nie na innych panował śmierci. Była to chora, mieszkał tu prawie nikt. Od dawna domy stały na wpół puste. Kompaniom nie prace więc wyburzeniowe, narkomani, wszelkiego polityczne, zabrakło tu złowrogiego, jakieś a przede miejsca blade, gdzie gnieździli się tu opłacały przestępcy, terroryści rodzaju wszystkim nędzarze, indziej. Mimo wszystko, się i dla grupy których toczyło się nędzne życie przypominające pędy kartofli dążące w piwnicy do okienka. Sypiali w domach wyglądali przez dziury bez okien, dwóch ścian czy kilku wchodzili na pięter, górę, mimo że nie było schodów. Tu żyli, a ze ścian i podłóg coś się sączyło. Wszyscy byli zdegenerowani, to się czuło. Za towarzystwo transgeniczne zwierzęta, nieudane mieli płody wielkiej nauki. Myszy, na których i wyrosły na potwory, duże, szybkie, obu ras. Jak zaszczepiono łączące najgorsze kiedy się wydostały z laboratoriów, i łasice cechy tego nikt ogłosił. Po podwórkach włóczyły się kotopsy, okupując nie śmietniki i walcząc o przeżycie z dzieciakami. rośliny Transgeniczne ścian. Odporne spojenia rozsadzały na wszystko, trucizn, pleniąc się nadmiernie. ani płyty nie przygnał ich nasiona do tej się bały Należało korzeniami, aby się ich pozbyć, ale nie robił wiatr trotuarów bakterii, wyrywać z je tego dzielnicy? i A nikt. Jaki może stąd pochodzą? Z trzy, rzadka czy przemykały cztery. Nikt samochody nie wiedział, policyjne, zawsze po w jakim zapuszczają. W tej dzielnicy panowało bezprawie zwyczajna zbrodnia. Normalny świat celu i tu się codzienna wokoło, inne dzielnice nie robiły nic , wręcz dziwiono się pozorom dbałości Federacji o porządek. Tkwiła w tym wszystkim jakaś przeklęta tajemnica. A może po prostu się nie opłacało wyłącznie Albo jeszcze o stworzono i nikt nie pieniądze? bez uprzedniej wiedział, formuły, ani jak i chodziło inaczej: więc stał ten tylko i świat się amorficzny rządzić, ani jak żyć? Lecz te problemy nie istniały dla Bakara. Szli centrum pustymi ulicami, położonym nieco gdyż wszyscy na zachód, gromadzili handlując, interesy i kupując narkotyki. Tam Bakar spędził ukrywając się i walcząc swoje się w robiąc życie, beznadziejnie i przeciwko wszystkim. Gdyby Gruby nie go skaperował do Bractwa, nie wiadomo, czy by mu się udało przetrwać następny dzień, przesypiany w pustej i odległej piwnicy. Lecz Zaprowadził uciekły wejście. W rodzina, wśród ominąć musiał to idąc wciąż na dalej, gdzie już nie mieszkał nikt. miejsce, widok teraz go do budynku, szczurołasice. który zajmował. Odwalił gruzu się jego zasłaniające drzwi, kiedyś rozległym mieszkaniu, które dawno Na zajmowała zwaliły wewnętrzne ściany. Na podłodze się porzucone przez nich rzeczy. poniewierały Stało trochę sprzętów, nawet toaletka z popękanym lustrem i jakąś wsuniętą za ramę fotografią. Pod ścianą barłóg zarzucony kąty ciśnięto plastykowe gazety, podarte trzy zanim szmatami. i W przeczekujące rozwalał dni, się się rozsypywały. W szędzie widocznie dania w walały pochłaniał pudełkach, się opakowania olbrzymie które się po porcje. żywności. Kupował same integrowały Gruby gotowe w ciągu 24 godzin, lecz ciągle przybywało nowych, piętrzyły się stosami. Wyjadający resztki kotopies, spojrzał leniwie na Grubego i wrócił do żarcia. - Laki - zawołał na niego właściciel. Tak, był szczęściarzem, nie zbraknie mu resztek. Pozwolił się podrapać za uszami nie przerywając wylizywania, potem odszedł nie potrzebował zaszczyciwszy uczuć, swego pana spojrzeniem. Nie łaskawie zezwalał na czułości, traktując je jako formę zapłaty za utrzymanie. Gruby kopnął plastykowe talerze pod ścianę i jednym silnym ciosem powalił Bakara na podłogę. - W stań! - rozkazał. - Bij się ze mną. Muszę zobaczyć, co jesteś wart. Bakar walczył jak dziki kot, a Gruby nosorożec. jak Miał nad nim przewagę piętnastu lat doświadczenia i miażdżył go wagą. Toteż wkrótce twarz chłopca wybroczynami, a jego jedyne się pokryła krwawymi oko zostało podbite. Bolały go mięśnie. Nie wiedział, o co tamtemu chodzi, sądził, że mają razem pracować. Nie ale lojalności w ten się spodziewał członka Bractwa. Czy opieki jako przyjaźni, ani starszy chce go sposób wytrenować? Kiedy się i nie mógł wstać, dostał kopniaka w przewrócił brzuch, więc się zwinął odsłaniając plecy. Poczuł wtedy ciężkie ciało na sobie i coś jeszcze, Gruby go zgwałcił. Nie ułatwiał mu tego, próbował zrzucić, ale nie miał siły. Kiedy tylko udało mu się podnieść, skoczył mu do gardła, lecz kilka ciosów powaliło go na podłogę. Już się nie podniósł. Nie przysięgał sobie, że go zabije, wiedział, że to zrobi. Leżał, osłaniając swe jedyne oko. się wysapał i gdzieś wyszedł. Bakar leżał spokojnie, Gruby chciał tylko odpocząć. Nie krzywdzono, że uznał to myślał o niczym. Już tyle razy go za rzecz normalną, nie cierpienia, lecz wołała o zemstę. Musi zebrać siły, innych przynosiła przewyższa odpornością, gdyż jest człowiekiem z jednym okiem pośrodku czoła. Tylko poleży i przemieni się jak poczwarka, jego wewnętrzny ogień wypali ból. Gruby jedzeniem. opakowane wrócił Zadbał wieczorem o z wszystko, naręczem o pudełek mięso z i jarzyny, w samopodgrzewającą się folię, desery, które się zjadało razem z foremkami i zupy w kubkach, znikających po zgnieceniu. Gruby usiadł a kiedy uznał, że pobudził naprzeciwko jego apetyt, niego podał i jadł głośno, mu pachnącą i parującą foremkę, oczekując, że weźmie Bakar się nie więc poruszył, Gruby mu jedzenie obszedł go ręki. z wokoło i popróbował ponownie. Podtykał jedzenie pod nos. - Poczęstuj się. Bakar drgnął, tylko otworzył swoje jedyne oko i spojrzał nie na niego. Ręka wyciem się tamtego wyskoczył górę w i zawahała, uderzył a go wtedy w chłopak z twarz, a pochwycił pudełko z pizzą, na której wrzał ser i wkleił Odskoczył potem w oczy. kopnięciem rozbiwszy lustro toaletki, wyłamał i ostry kawałek, patrzył, jak się tamten czyści. Powieki Grubego były oparzone, lusterko rzucało ostre błyski w miarę jak Bakar przykucając, doskakiwał coraz bliżej. - Chciałem cię tylko wypróbować - bełkotał Gruby - zostaniemy kumplami. Bakar prawie wcale nie potrzebował jedzenia, nie wiadomo, skąd czerpał energię. Chłopiec mu ostrzem pod nie powinien Grubego, i nim tamten się zorientował, przejechał doskoczył okiem, go a zabijać. wyszedł. potem uciekł Starając W ewnątrz się jego kąt. W iedział, że w patrzeć nie ciała płonął na ogień, potrzebował ruchu, by się uspokoić. Musiał powłóczyć się po mieście. Ale tym razem robił to obserwatora, gdyż nie potrzebował walczyć inaczej, jak z pozycji zwierzę o byt. Coś w jego życiu się zmieniło, stał na początku ważnych zmian. Należał do Bractwa, przedtem żył poza społeczeństwem. Ale coś go ciągnęło go starych miejsc, mimo że tam cierpiał, zmuszony do ciężkiej walki o przetrwanie. Kiedy zbliżał więc jego kroki się do centrum, uderzyły go krzyki i hałasy, stały się ostrożne. Kiedy nos wyczuł dym, wiedział, co się stało, ale chciał powód tym razem. zobaczyć, Zamieszki jaki znaleziono się powtarzały regularnie. Wywoływała je głównie biała hołota, jak ich nazywano. Świat stał się bardzo kolorowy wzorzysty dywan. Kilka jeden wzór przemieszany, nitek niemożliwy dziwacznymi i różnych o dokładnie taki jak barwach tworzyło do rozdzielenia. Ci biali odznaczali się przyzwyczajeniami, których Bakar w ogóle nie rozumiał, wiąż o coś walczyli i skandowali jakieś hasła. - Każdy człowiek ma płuca! - krzyczeli. - Żądamy prawa do oddychania. To się wydawało oczywiste, więc Bakar zlekceważył powód do demonstracji. - Twój oddech twoją trucizną! - zakrzyknęli dziwni ludzie. Skrył się w bramie, by popatrzeć, jak kolorowi policjanci biją białych terrorystów z organizacji „Czysta Rasa”, którzy w odwecie obrzucali ich tak zwanymi zgniłkami, małymi kulkami przysysającymi do półroślin zmutowanych Po zetknięciu mackami się i się skóry. i ze natychmiast delikwentowi udzielono Był półrobaków skórą, to pewien zatopionych zwierzę lodzie. przyczepiało się rozpoczynało pomocy w rodzaj podział. lekarskiej, po Zanim jego ciele chodziły robaki, wciskające się wszędzie. Odżywiały się nim, jadły go ujawniały za życia. się Jeżeli roślinne zgniłek cechy nie został transgena, zarodniki, wystrzelając je na dużą odległość, rzucony który celnie, wysypywał z identycznym jak poprzednio skutkiem. Policjanci padały odbijali z powrotem je na elektrycznymi rzucających. pomocy. W yjąc, zwijali się z bólu tarczami i zgniłki Im nikt nie udzielał na jezdni i czekali, by jak dać najszybciej się aresztować lub się rzucali pod koła samochodów. Przyglądał się obojętnie, im nawet siebie, zbyt wiele nie żałował nigdy nikogo, krzywd i upokorzeń. Choć doznał jego skóra miała również biały kolor, nie identyfikował się z tamtymi, się domagali społecznym, on tego praw, pragnął. nie uczestniczyć by Byli życiu w ludźmi, tylko a on człowiekiem z jednym okiem pośrodku głowy. Zawrócił, po kształcie fontanny, muszli. z Pozostała mieszkańcom uliczną której z do wypełniała rękami. czerpało ludzi, kobiety Wokół dziećmi z Rozmawiali w ożywieniu gdy w zapewniano minimum obowiązków państwa. polepszyło smaku klajstrowata ciecz, pijalni marmuru Dostarczanie podstawowych szara, z spływało na konchę czasów, socjalne. Udekorowanie tego kranu nie Muszlę pijalnię białko dawnych urządzenia należało protein minął drodze na ziemi pożywienia. którą siedziała się grupa i mężczyźni wszelkich kolorów. zabawiali się grami, zadowoleni i i leniwi. Nie musieli zajmować się niczym. Każdy miał ulubione miejsce wokół różowej muszli, która przecież była tak piękna, a jedzenie płynęło dzień i noc. Z nimi mężczyzn również szturchnął zaskoczona, się nie swą brudne identyfikował. kobietę, dziecko w jej a Nagle ta jeden z spojrzała ramionach zaczęło wrzeszczeć ze strachu. Zwróciło to uwagę innych. Kilku „Zabić, się porwało zabić”! wściekłością. - z miejsca: szeptało wiele „potwór”,słyszał jak zawsze. ust ze zgrozą lub z Bakar się zawsze spotykał więc spokojnie, unikał zresztą, że smakowało walki tych ludzi im to zsyntetyzowane z takimi z światem. całym zbyt rozleniwiła obrzydliwe, i reakcjami, minął ich nie wieczorna tanie białko, tracić zamierzali W iedział sjesta, sztucznie swojej pięknej marmurowej krynicy w niewiadomym wyniku walki z potworem. Trochę dalej dwunastoletnich prawie z dziewczynek, ciemności kilka zaawansowana ciążą, zupełnej każda z grało w klasy, skacząc ciężko z powodu brzuchów. je pieszczotliwie poszewkami, w istocie Nazywano traktowano jako macice do wynajęcia, w eleganckim języku: matki surogatowe. Nosiły dzieci zapłodnienia. od chwili gdy Potrzebowały stały się zdolne do bogatego sponsora, który będzie je wynajmował systematycznie, aby mogły sobie odłożyć trochę pieniędzy, marząc o awansie i zamążpójściu. - Popatrz - rzekła chuda z olbrzymim brzuchem, która nie skakała, lecz stojąc pod ścianą, gapiła się bezmyślnie. Spojrzały, opuszczając uniesione nogi. - Czy to nie zaszkodzi płodowi? - zapytała dziewczynka z loczkami. - Można się zapatrzeć i urodzić takie same dziecko. - W tedy nie dostałabyś zapłaty - powiedziała z satysfakcją koleżanka. - I co, wychowałabyś? - chciała wiedzieć obserwatorka spod ściany. - Czyś ty głupia?! W rzuciłabym do spalarki śmieci! - pochwaliła się ciężarna z loczkami. - Akurat! Masz spalarkę! - Mam, za tamte bliźnięta z zeszłego roku! - Nie kłóćmy się - załagodziła obserwatorka. - Mamy obowiązki wobec płodu. Musimy być optymistyczne, gdyż obiekty urodzą się płaczliwe. - Bawmy się dalej - zaczęły i ostrożnie podskakiwać, już na niego nie patrząc. Poszedł w aż dół do zakładu wypychania zwłok, teraz zresztą zamkniętego, gdyż w tej dzielnicy nie opłacał się żaden interes. Części ludzkie stanowiły cenny należało bardzo ich składać już dobrze, uznawane w jednakże do XX za ziemi. wieku nie Handel nimi prosperował poczyniono pierwsze kroki, i nielegalne. Głęboko je skandaliczne ukrywano, ale powstawały więc surowiec, pierwsze banki organów, najpierw niby to niedochodowe, w istocie podziemny interes kwitł: ludzie powoli przyzwyczajali się do serca w puszce, w następnym stuleciu uzyskało to sankcję prawną. Należało uczynić następny ruch, właśnie do tego się przygotowywano, lecz Bakar o tym nie wiedział. Następny dzień stanowił kolejny wykonać pewną pracę. W ydała mu przełom. się łatwa że zajmowało się nią tajne Bractwo, wymagające posłuchu. się Uda i Kazano mu dziwił się, absolutnego na Most W estchnień, by spotkać człowieka, który wręczy mu walizkę. Musi ją przenosić bardzo ostrożnie, nie wolno pewne wstrząsnąć. miejsce, wykonaniu pracy tam Dobiegnie dostarczy otrzymuje czas do samochodu. Pojadą przesyłkę odbiorcy. wolny, się gdy w Po popisze, pomyślą o następnym zadaniu. - Pomóż mi to nieść - rzekł Gruby, gdy następnego dnia wczesnym rankiem opuszczali dom, udając się na akcję. - Co to jest? - zapytał Bakar, chwytając za metalową rączkę skrzynki. - Rdzeń - burknął Gruby. - Jak się zmęczysz, powiedz. Szli długo, ale Bakar się nie skarżył. - Daj mi to - warknął Gruby i nieomal wyszarpnął mu rzecz z ręki. Ale Bakar i tak nie objawiał zmęczenia. - Dostaniesz w kość przy swojej robocie. Oszczędzaj siły. W opuszczonym zamieszkania Gruby wrzeciono, dość tunelu ukrył Bakar daleko dziwny nazwał od miejsca pojazd. go ich Przypominał samochodem z przyzwyczajenia, gdyż tym słowem określał wszystkie pojazdy. Lśnił nieznanym rodzajem tworzywa. Bakar wsiedli. stał oczarowany przed tym cudem techniki. Potem W nętrze szoferką nazywane całkowicie skomputeryzowano, ekrany z przejrzystego metalu łączyły w jedną całość przełączników, z obudową. tylko na Nigdzie środku nie się zauważył żadnych coś rodzaju sterczało w kierownicy, umieszczonej ze względów psychologicznych, jak to wyjaśnił Gruby. W yjął rdzeń ze skrzynki mieszczącej się pod kierownicą. i wstawił go do obudowy, Właściwie ta tajemnicza rzecz wyglądała jak dwa bloki zwykłego metalu. - To stamtąd - Gruby skierował swój kciuk w górę. – Profesor ma tam laboratoria. Prowadzi doświadczenia na feusolem. - Nad czym? - Nad fetusami. - Co? - Bakar nie rozumiał. - No wiesz - szeptał Gruby, przejęty - nim się urodzisz, jesteś fetus. Ale Bakar i tak nie rozumiał. Fotele ich wessały i spod sufitu obniżyły się kaski obejmujące głowy. Trzymały je sztywno, chroniąc człowieka przed skręceniem karku. - Teraz uważaj - ostrzegł go Gruby. Dotknął ręką rdzenia, a się ten wibrująca samochód przebiegła rozjarzył i przez Każda energia. cały z ich komórek czuła się złączona z maszyną, oddychali równo. Bakar poczuł ciepło dopływające z metalowego paska na Płynęły tylko jego czole. z niego bodźce, ale jego prymitywny mózg odbierał niektóre z nich i nie wiedział, że to go ratowało. Pędzili, wkrótce domy stały się masą umykającą do tyłu. Usłyszeli gwizdki policyjnych patroli i zaczęli jechać jeszcze szybciej. Bakar czuł tylko migotania i jego uszy napełniły się szumem. - Zwolnimy nieco - rzekł Gruby. - Raczej przyspiesz! Musimy im uciec. - Nie! Trzeba się z nimi długo bawić. - Dlaczego? - Daję ci czas. Gruby sprawdził na gdzie się znajdują i w jakiej ekranie, odległości ciągnie się za nimi auto policyjne. - A teraz gazu! W ycie syren się w zupełnie nieznanej oddaliło. części Jechali miasta. wrażenie, że nie dotykają kołami lekki i wolny. Pragnął, aby ziemi. to z ogromną Trwało szybkością to długo. Miał Pęd go upoił, stał się trwało zawsze. Potem wielokrotnie jeszcze umykali policji, jechali w wielkim napięciu. To odrażający ów Grubas wprawiał wibracje, jego paluchy spoczywały się na samochód w ekranach, zamieniwszy precyzyjne instrumenty. Bakar postanowił, że kiedyś w zajmie jego miejsce. W końcu podjechali do właściwego miejsca. Ponad głowami wyginał się wysoki łuk mostu. Przyhamował i wrzasnął: skacz!, jednocześnie zwalniając uchwyty fotela. Bakar nie miał czasu się zastanowić, drzwi się otworzyły i usłyszał szum powietrza. „Zginę! - ostrzegł go strach. - Nie, jestem człowiekiem z zdążył jednym okiem” - pomyśleć, rzucając zwinięty w kłębek. Ochraniał głowę i się przed siebie, przyciskał kolana brody. Gdy tylko się zatrzymał, skoczył na równe zaczął mostu nogi do i biec, gdyż to należało do jego obowiązków. Długi łuk się wyginał mocno, na chińskie smoki, zaznaczające czerwonej balustradzie stały boczne prowadzące odnogi, dół. Kiedy minął szczyt łuku i zaczął zbiegać, w koniec mostu zbliżał się niebezpiecznie. W idział dwie czerwone paszcze z jęzorami, namalowane Lecz wojna toczyła się umacniając Powiedział niż stanie, do końca, sztabą. do po Nie siebie, nogi bramie kiedyś stojącej otworem. na drugiej mógł że stronie, więc ją zamknięto, się jednakże raczej roztrzaska twarz o żelazo, zresztą nie chciały go słuchać. Już dobiegał nie widział nic oprócz czerwieni, wyciągnął ramiona, by zamortyzować uderzenie i w tym momencie na dwoje, a on upadł na worki z piaskiem. nich człowiek szmatami. zatrzymać. W z pochyloną ręku trzymał głową, brama W ysunął się pękła zza obwiązaną zakrwawionymi srebrne pudło, które wcisnął w ramiona Bakara jak skarb. Chwiał się na nogach, rana bardzo mu dokuczała. - A mnie na to nie stać - szepnął i upadł. już Bakar pędził powrotem i nie widział, jak ktoś z z tamtej strony, niewidoczny, wciągnął go do środka za nogi i brama się zatrzasnęła. pochwycił za metalową rączkę, ona nagle zmieniła Kiedy kształt i uchwyt jak że może nie odrąbać musieli się to sobie, zdjąć, jej nie tylko objął mu przegub. kajdanki a będą gdy zostanie by otworzyć zamek. W iedział, rękę, mu Oznaczało to, schwytany, że stanie i ładunek jest bezpieczny. Nie myślał o o co tym, przenosi, choć nie pojęcia o miał zawartości skrzynki. zawierać Musiała coś bardzo cennego. Co ma wartość taką, że opłaca się założyć Bractwo? Jakie przynosiła zyski, skoro łożono na nią takie koszty? Nie również, wiedział dzielnicy miasta, Przecież wciąż Właśnie miał gdzie padały tego dlaczego przemycano ją z prowadzono działania tam pociski, zabijając dowód, mieszkańcy a i tej wojenne. raniąc ludzi. dysponują tym tajemniczym produktem w tak wielkiej masie, że go sprzedają. Ów ranny na pewno chwiał się na nogach, a przecież umrze, wiedział, że istnieje szansa uratowania jego życia, gdyż powiedział coś dziwnego: „ a mnie na to nie stać” jego głosie ton wielkiego żalu i goryczy. Brzmiał Bakar tego w nie rozumiał, lecz się domyślał, że gdyby tamten miał pieniądze, rany nie byłyby śmiertelne. Nie miał pojęcia, dlaczego przyszła mu do głowy ta myśl. Biegł bardzo szybko, już docierał do końca mostu. Wolał korzystać nie z w jej wnętrzu dałby się windy, łatwo osaczyć i pojmać. Kierował nim jakiś zmysł czy zwierzęcy instynkt, ale nie uświadamiał sobie tego, pięć, sześć awaryjnych lecz skakał po w dół, jakby się zamienił w schodów małpę. do samochodu i ruszyli. Niewiele pamiętał z jazdy, W siadł jego mózg się wyłączył i odpoczywał. Docierało do niego wycie sygnałów, ale wiedział, że nikt ich nie dogoni. się skończyła ich droga, zauważył, że stoją na placu białym budynkiem zbliżywszy, na ze złotymi literami. Ktoś Kiedy przed niego się do wsunął się przez drzwiczki. Miał kluczyk do zamka przegubie. Wziąwszy walizkę, nawet nie spojrzał na Bakara. Bez słowa wracał tam, skąd przyszedł, nie oglądając się. Bakarowi glicerynie i się wydawało, że wyrzeźbiono tamtego w nie ulegał zabrudzeniu. Pamiętał jego czoło, gdy się pochylał: każdy włos był tak czysty, jakby myty osobno. zauważył, Bakar wokoło stoi wiele policji. Na telewizję, Jadąc, tej potwornym jego podobnych murach znacznie i wcale wyświetlano budynków nie ma trójwymiarową tylko poszczególne obrazy, kolejne fragmenty informacji, która zbrodniarzu. Żadne zaciekawienia, pojawiała samochodów podając bez przerwy dzienniki z całej Federacji. oglądał samej że ludzie wyglądają tu zupełnie inaczej, a się mówiła obserwował twarz Nie jakimś przestępstwo telewizory, przypominająca postarzałego. o mógł Apehumenie, nie bo wzbudzało na nich mu Profesora, tylko tego zrozumieć, może wszyscy transgenicy niczym się od siebie nie różnili? A może on występuje w dwóch osobach i się ukrywa? Nie umiał rozwiązać, więc słuchał strzępów relacji o tego odrażających zbrodniach. Nie ułożyć umiał ich całość w ani odgadnąć tożsamości mordercy. Czy to Profesor? Gruby przyciemnił szyby, aby nikt ich nie widział, na pewno ze względów bezpieczeństwa, a zanim się rozstali, wręczył mu monetę i kazał nie pokazywać się do wieczora. Gdy dojechali do skraju dzielnicy, przyhamował tylko na chwilę, by Bakar wyskoczył. Pęd nim zakręcił, gdyż samochód tak szybko ruszył. rękę Trzymał pierwszy w życiu w kieszeni ściskał i pieniądz zarobiony kiedykolwiek posiadał. W iedział, jak się je w monetę, i swój jedyny, jaki wydaje. W idywał to sklepach, chociaż nigdy nic nie kupował. Klient wkładał krążek do komputera, pokazujące wartość a na ogólną ekranie pojawiały się cyfry i automatycznie odjętą wydaną sumę. Używało się monetę tyle razy, aż zmalała do Potem, nie umiał sobie wyobrazić, co należało zrobić, zera. ale nie sądził, że się ją wyrzucało do śmieci, należało pieniądze w jakiś sposób naładować. rękę Zaciskał w się, ile mógłby kupić. sprawdzić wartość. Riczmen, w wszystko wyglądało nie której zauważył czując kieszeni, W stąpił Nawet więc tu, nigdy nie na samym miał typowego szczęścia komputera pięknie ubrany niego: „Proszę uprzejmie”, sądził, że pomylił sklepu brzegu się dzielnicy znaleźć, inaczej. Sklep lśnił czystością i nigdzie bardzo lśniącego i zastanawiał do pierwszego sklepu, by i i i go czysty ze się wsuwania monet. Co gorsza, pojawił się dumę, i szczeliną jakiś do człowiek, kiedy powiedział do Bakar nie wiedział, co zrobić, aresztują. Nigdy nie oglądał tak eleganckiego mężczyzny, opuszczał swojej dzielnicy przez całe krótkie życie. gdyż nie - Ile to jest warte? - wykrztusił. na Proszę uprzejmie - elegancki lśniącym kontuarze, a położył człowiek obok wyskoczyły cyfry monetę 1000 IC, mierzone w międzynarodowych jednostkach. Potem podał monetę mu zniknął, jakby się rozpłynął słyszał, by i powiedział: w powietrzu. „Dziękuję Bakar dziękowano za cokolwiek, mu panu” nigdy nie być powinno odwrotnie, przecież tamten mu usłużył zwracając się do i niego: Bakar nie znał tego świata, ale nie mógł go nienawidzić, „pan”. przecież ów człowiek się nie zdziwił, widząc jego jedno oko. Trzymając monetę w ręku, czuł, jak go że znalazł się w świecie ludzi bogatych, 1000 grzeje. Zrozumiał, gdzie wartość miał IC, a nie półczłowieka z jednym okiem pośrodku głowy. się Rozejrzał wokoło pięknych po rzeczach, ładnie ustawionych wśród koszów kwiatów, sprawdzając, które z nich mógłby kupić za swoją monetę. Robił to tylko dla oceny wartości, gdyż dobrze wiedział, na co ją wyda. W racając, oglądał kiedykolwiek ten pokazać. zezwolono udających materiałów pastelowych kamień kolorach, potem lśniło i wydzielało śmietniki dno każdego marmur, kafelkami z wszystkie w oczywiście jak dla oka. łazienkę i co z miły zapach dezodorantów. Bakara ukryte gustownie dezintegratorów. ułożone w kompozycje, i gdzie w i zbudowano czas włączały się roszaki i je obmywały. W szystko zachwyciły dobry Domy przyjemnych Trotuary i jezdnie wyłożono pewien luksusowego życia, jaki mu skrawek wśród Kwiaty zwisały ze ścian, tylko spojrzałeś mydlany gust bombardowały cię po prostu, perfumerii. No i ogrody i zieleni, lśniło baseny oraz piękno i pachniało jak korty, pięknie ogrodzone wysokimi płotami, bramy na karty magnetyczne dla mieszkańców. Ale ich nie było. Gdzież się podziali? Czyżby musieli na to wszystko bez przerwy pracować, radować się zadowalając luksusem, mając czasu nie się obowiązkiem posiadania? W ciąż szedł myśląc pieniądzach o do Azjatyckiej wiedział, kiedy opuścił cieple od mieszczącej Dzielnicy, wschód od Gettburga. Granice i przechodziły Riczmen i płynącym nich się na północny płynnie, przebył pas sam nie Pogranicza, przemknął pod Mostem Nadziei, by wkroczyć w zupełnie inny świat. Tu na wąskich uliczkach Przed każdym z biednych stały domków malowaną z płachtą z chińską literą zamiast drzwi Warsztaty pracowały niezmienne od na tysięcy ulicach, lat. doniczki na granatowo ciągnął się rząd butów. życie toczyło się jawnie, ludzi przepływała ulicą. Rzeka się ramionami, lecz nikt nikogo nie potrącał, lubili Ocierali czuć wzajemną bliskość. Tylko główna ulica była szeroka i widział wyraźnie w perspektywie olbrzymią zbudowaną czasów, z kwiatami. a z przed drewna. Stała ciemna starą jak świątynię, arka z innych nią wznosiła się olbrzymia brama o wygiętym łuku, nazywana torii. Poszedł do starego Fuchu, który japońskimi nudlami i w wielkiej kuchni prowadził się wschodnia z czymś zarabiało kuchnia, na miskę dziwaczne tak niezwykłym zupy, z przy stole zasypanym mąką ciągle je wyrabiał wraz ze swoją córką. W tej łatwo sklep a przyprawy dzielnicy jemu odpowiadała kojarzyły mu się jak on sam. Podawano tu zawsze szklankę wody z kostkami lodu, które Bakar rozgryzał, gdyż to na chwilę świecie gasiło płonący w nim ogień. Fuchu, jedyny na człowiek, zwracał się do niego:”synu” i nie dostał za to nożem pod żebra, a nawet Bakar to kochał i nie umiał bez tego żyć, ale wcale o tym nie wiedział. - Popatrz, to jest moje. - Bakar podsunął mu pod oczy monetę. Nie wyjąwszy rąk z mąki, stary spojrzał i wykrzyknął. - Fuchu nigdy nie widział takiej monety! Dziwił się jeszcze bardzo długo, gdy Bakar objaśnił mu jej wartość i sposób, w jaki się o tym dowiedział. - Co chcesz za kupić to od Fuchu? – zapytał, zagniatając nudle, w czym pomagała mu jego córka - Może ją? Była bardzo piękna, ale Bakar tego nie widział. - Dużo by ci jeszcze zostało, moja niegodna córka nie jest warta takiej ceny. Bakar powiedział, czego mu trzeba, a tamten się zastanowił. - Skąd wiesz, że twój niegodny sługa, stary Fuchu, może ci w tym pomóc? mieć! - przestał się droczyć i - Muszę to Bakar po raz spojrzał na niego tak, że stary pierwszy od czasu, gdy go znał, wytarł ręce w fartuch i zarzuciwszy waciane kimono bez rękawów, wyszedł z nim, a jego piękna córka zaczęła pracować ze zdwojoną głębokich siłą. misek, W sklepiku siedziało wiele ludzi, jedli z siorbiąc głośno, zgodnie ze zwyczajem, a gdy przechyliwszy je, wypijali z nich resztkę rosołu, nieomal nakrywali nimi głowę. Kluczyli długo warsztatów i weszli wśród do kolorowych ciemnego domków i doniczek oraz wnętrza, gdzie na podłodze siedział olbrzymi mężczyzna, wyglądający w mroku jak góra. Fuchu kłaniał się wielokrotnie, kładąc ręce na kolanach, a tamten nie odpowiadał. Potem zaczęła się szybka wymiana zdań w języku, którego istnienia nawet mówili międzynarodowym. wszyscy siedzącego, nie Stary którego uważał za ważną podejrzewał, próbował przekonać osobistość. Dyskusja trwała długo, Fuchu używał wielu słów i budował długie zachwalając widocznie Bakara, a zdania, tamten tylko wydobywał z siebie pomruki. Ta sprawa ważna była chłopca, nie zamierzał się dla poddawać, toteż wystąpił na środek i utkwił w siedzącym swoje jedyne oko stojąc i wzroku. Postanowił Siedzący nie wcale się w nieruchomo, domu Bakara nie by odwracali ludzie się, z niego nie spojrzeniem, chłopiec a nigdy się dotychczas nie reagowali spluwając, jakby znajdował. Po prostu oddzielił się od niego niewidzialnym murem, zdarzyło, spuszczał stać tak długo, aż tamten się zgodzi. zaszczycił tym nie na jego widok: jedni inni z przerażeniem, jeszcze inni próbowali mu to jedyne oko wybić: nikt nie mógł znieść wzroku obojętnie. Ten okazał się pierwszym, toteż Bakar zrozumiał, że wybrał dobrze i musi zostać zaakceptowany. Lekkim ręki ruchem stary został odprawiony, toteż wyszedł, cofając się tyłem w pokłonach tak niskich, że sięgał palcami aż poza kolana. Bakar podbiegł i podał mu monetę, lecz tamten odsunął jego rękę daleko. - Nie przyjmuję zapłaty za naukę, gdyż ona nie ma ceny. Wkrótce się przekonasz i poczujesz wstyd. Ruchem brody wskazał mówił, a gdy Bakar otworzył reprymendę na temat mu miejsce na macie i nic nie usta, by zadawać pytania, usłyszał milczenia i opanowania. Toteż zrezygnował masywne i ciało patrzył w ciemną na białym twarz kimonie z tamtego oraz jego napisami. Ale jakże się odróżniało od otyłości Grubego, mając w sobie zwinięte kłęby mięśni, czekające tylko impulsu z umysłu. Czuło się w nim coś kamiennego. Bakar wierzył, że w tamtej bójce został pokonany tylko z powodu nadmiernej wagi. myśl Jego swobodnie ku różnym tematom i nie leciała zwrócił uwagi na że to, człowiek-góra wstał Pomyślał, bezszelestnie po glinianej podłodze. że może ma ochotę zaparzyć chińskiej zielonej herbaty, która gorzka, smakowała krążył i że mimo widział typowy czajniczek z rączką mu, oplecioną wikliną. Nagle jego głowa ramion. Został wciśnięty zdołał poruszyć głową przedramię zatykało kręgosłup zostałby się znalazła potężnym w uścisku w dół tak, że nie mógł drgnąć, nie też ani mu krzyknąć, usta. gdyż W ystarczyłby skruszony. Gdy umięśnione skręt zobaczył w i jego oczach gwiazdy, uścisk zelżał. - Nie możesz dać się zaskoczyć - powiedział zza jego pleców. - Zrobimy jeszcze jedną próbę, jeżeli cię schwytam, skręcę ci kark. Bakar że wiedział, Cały czas słyszał dotrzyma obietnicy i siedział czujnie. kroki chodzącego i w każdej chwili zdawał sobie sprawę z miejsca, w którym się tamten znajduje, a potem poczuł zmęczenie. Bolał go kręgosłup i mięśnie i zrobiło mu się wszystko jedno, nie pragnął już niczego. godzin, może upływał w sposób widoczny, wciąż Trwało to wskazywało pleców wiele mijania godzin. Już całą noc, panował chciał czas półmrok się tu nie i nic nie podnieść i rozprostować zdrętwiałe nogi, nie marzył o niczym oprócz odpoczynku. Potem poczuł się jeszcze gorzej, zaczął zapadać w sen i się budzić, nachodziły go tysiąc razy, że już się podnosi, naprawdę siły: lecz Mówił siedział. poddać, coś w nim krzyknęło Jesteś przecież człowiekiem z sobie A się miał „Nie! majaki. kiedy z jednym całej okiem pośrodku głowy” . Nagle wróciła mu przytomność umysłu, rzucił się do przodu, a ciepło jego ciała wtedy i tamten zaatakował. Bakar poczuł zapach olejku, którym skórę. masowano Uratował swoje życie. W jego sztywne ręce wetknięto glinianą czarkę z gorzką herbatą parzącą wargi, przywracała siły i jasność myślenia. - Możesz zwracać się do mnie: „Mistrzu” - rzekł po długiej chwili, siadając naprzeciwko ze skrzyżowanymi nogami. Opanowało go tak wielkie zmęczenie, że nie miał siły się ucieszyć, nie zareagował wcale, a tamten oczekiwał. Kiedy wracał, był spokojny i tego że mimo widocznie myśl jego płynęła swobodnie, nie dałby się zaskoczyć nigdy i nikomu. leżał Gruby na barłogu kosztował dużo i paczkowana, z butelką gotowa żywność trwonił swoje zarobki. Podniósł głowę Bakar ma wódki. i Alkohol również, na to wybełkotał rozkaz, się zgłosić do Profesora. Chłopiec wyszedł bez słowa. się Lubił włóczyć po nocnym mieście, widział wszystko wyraźnie, a ciemność kładła mu się maską na twarz. Znowu trafił na manifestacje, których nie popierał, nie próbując zrozumieć przyczyny ani celu. W świetle staroświeckich oberwańców pisała na chodniku lamp poematy na żarówki sławiące grupa piękno. w pociętych nożyczkami ubraniach usiłowali zamazywać Inni litery, wykrzykując hasła nowoczesnej estetyki. Bakar stał pod ścianą budynku, patrząc przez chwilę. Nie interesował się sztuką napisaną węglem na trotuarze. Słowo: „piękno” wielokrotnie przez nich wykrzykiwane obcą mową. wzruszając Kiedy dwie grupy ramionami, to zaczęły jego wydało się nie bić, dotyczyło, mu się odszedł, on był człowiekiem z jednym okiem pośrodku głowy. Budynek że pijany stał ciemny i wejścia nie pilnował Gruby nakłamał. Lecz kiedy strażnik, sądził, się zbliżył, uchyliły się bezszelestnie i jakaś ręka wciągnęła środka. przez chwilę że Mimo ciemności, widział ją w drzwi go do zupełnej odróżnił oliwkowy kolor i rzadko rosnące czarne włosy. Ramię należało do Zastępcy, przez ciemny korytarz. Bakar czuł który szedł przed nim nierówności bruku i omijał wystające kamienie. Jego przewodnik nagle się potknął, mimo że znał tę drogę. Klnąc, szed, sunąc ręką po ścianie. Ale Bakar nic o sobie nie wiedział. Znajdowali się w nagle ciężkie drzwi wcale nie cichł. starym, podziemnym tunelu. Zazgrzytały i straszny krzyk rozdarł uszy. Szli, a głos Tak musiał krzyczeć człowiek torturowany ponad ludzką wytrzymałość. - Nie obawiaj, zobaczysz go - rzekł ironicznie Zastępca i skręcili w boczny korytarz. Światło padało przez po których spływały uchylone strumyki drzw,i wody. na nich czerwonymi oczami, szczerząc oświetlając ściany, Myszoszczury gapiły się zęby. Znajdowali się pod ziemią w olbrzymim tajemniczym systemie starych lochów, kiedyś potężną, nie wiadomo czemu służących. Tworzyły rozgałęzioną sieć, kryły w sobie niejedno zło. Czy Profesor nad nimi czuwał, skoro pobudował na nich swoje laboratorium? - Kat zawsze zostawia drzwi otwarte, gdyż boi się wracać po jego przyjaciel wpadł głową i trzeba ciemku od czasu, gdy było… - Zastępca urwał zdanie, gdyż się potknął. Weszli do pomieszczenia, betonowej klatki bez okna. Na gdzie torturowano, do małej środku stała maszyna, która właśnie została włączona przez Kata, być może to jego kroki jeszcze brzmiały w korytarzu. W żyły maszynie wnikały nieznośny gdyż rozciągnięty wisiał cienkie ból. igły nagi człowiek, zagłębiały i się, Krzyczał, lecz nie pozwolono w jego powodując mu odetchnąć, zaczynała się wsączać kroplami ciecz, która zastygała natychmiast wędrowała i po całym Tysiące ciele. mechanicznych robaków o wielkości równej przekrojowi włosa swobodnie się przeorywało przez najmniejsze nawet naczynia. - Czyż to nie przekrzykując wielkości godne - To zdziwienie oczywiście! nas, uczciwość twarzy Urządzenie się w rurce włosa! sprawdził, czy torturownica - rzekł Bractwo! z fanatyzmem jest Nasze w głosie. - Usiłował szczytne Pracujemy dla dobra ludzkości! Dla przyszłości, na na na stały bieg i skierował się ku drzwiom. zdrajca! usiłował Zastępca, zapytał z wyraźną satysfakcją, przyjrzawszy się pracy czym porzucić - widząc Nanotechnika, tych wspaniałych urządzeń, - I motorki mieszczące atomu, nastawiona podziwu? torturowanego. wyjaśnił Bakara, Po jest nas i donieść. Głupiec! bezinteresowność. On wierzy Rozumiem, cele, ideały! a ten nędzny w prawo, gdyby w chciał zarobić, żądając zapłaty za może dostałby myszoszczura, aż zwierzę donos, przebaczenie, to znaczy szybką śmierć. Rozwścieczony, kopnął zapiszczało i uciekło zęby w dziurę. w Stanęli przed szklaną kulą, umieszczona w przejrzystym pionowym cylindrze. - Ta winda - wskazał - zawiezie cię prosto na górę. Może będziesz miał szczęście. - I wepchnąwszy Bakara do środka kuli, zniknął w ciemności. W inda dał ruszyła ogromną z prędkością, ale Bakar nie się temu zaskoczyć. Ścigał się sam ze sobą od czasu, gdy sięgał pamięcią. Kiedy dotarła samą na górę wieży olbrzymiej w się i Bakar wysiadł. Szedł po kształcie cylindra, zatrzymała posadzce w stronę lekko uchylonych drzwi, za nimi mieściło się laboratorium, znajdujące się w bani ze szkła. Pchnął drzwi i się znalazł szyb. Za nimi leżała w jasnej sali o ścianach z ciemność, granatowa miasta. Po stronie wschodniej zakwitały padających pocisków, usiana białe światłami chryzantemy dzielnicę, w której toczyła się na wojna. Kroczył lśniącej po posadzce słojami o różnych kształtach. mózgi w roztworach o zastawionej Znajdowały różnej się w wieloma nich intensywności ludzkie koloru: w najciemniejszych były najmniejsze, co wyglądało tak, jakby płyn je pochłaniał, gęstniejąc. Bakar szedł zaciekawieniem jak przez przyglądając stojących szklany, się w potworny ludziom w las, z kolejnych stadiach rozwoju, przejrzystych cylindrach. Byli dorośli, lecz jeszcze niewykończeni: niektórzy nie mieli rąk, które dopiero im kiełkować i z nagich ramion zaczynały wysuwały się palce bez paznokci, inni nie dostali jeszcze twarzy, gdyż w półprzejrzystej czaszce jak skorupka jajka dopiero się zawiązywał galaretowaty mózg. Stał chwilę przed dziewczyną o długich włosach i niewykształconych stopach. Ale w żadnym z naczyń nie zobaczył człowieka z jednym okiem. Profesor stał odwrócony plecami i patrzył w ciemność. - Jesteśmy wysoko - rzekł - świat u naszych stóp. Patrz, jak mała jest Ziemia. Czy widzisz te robaczki poruszające się w dole? - W idzę. - Nie możesz ich dostrzec, jest zbyt ciemno. - W idzę - powtórzył Bakar i mówił prawdę. Profesor odwrócił się gwałtownie. - To tylko metafora, rozumiesz? - Nie. W weszła głębi zauważył Bakar i się zatrzymała. jakąś Dopiero postać, po która właśnie chwili odgadł, że patrzy na półprzejrzystą rzeźbę, która czasem znikała, gdy światło zmieniło kąt padania. W ciąż załamywało się w szkłach, więc się nieustannie ciemności, poruszała. stała chwilę, się Apehuman, więc Profesora, niedawno Przedstawiona Bakar lecz znacznie tę widział uśmiechając sądził, postać ale z się i gasła. Pokazywał że ogląda wizerunek starszy. W ydawało twarz, wychodziła nie mu mógł się, że sobie przypomnieć, w jakich okolicznościach. Profesor stał przed rosnącymi ramionami. słojem mieszczącym człowieka z - Oto nad pracuję! czym postępował, lecz nagle... Wszystko Coś dobrze zahamowało rozwój! - odwrócił się żywo ku Bakarowi. - Dlatego potrzebuję ty, wiernych epokowego i oddanych, odkrycia. namiętnie, chwyciwszy pomogą którzy możesz Czy szło, proces chłopca takich ludzi mi dokonaniu w wyobrazić sobie przyszłości następowała samoistna regeneracja ludzkiego ciała, części? rzekł ramię, a jego głęboko za wpadnięte oczy płonęły - że w niedalekiej jego - jak będzie wszystkich Podniósł głos i nieomal miażdżył ramię Bakara, - który nie rozumiał słów. - Czy chciałbyś, aby ludziom odrastały ręce i nogi, całkowicie spalona rozrywają pociski i rzuca się ich skóra, a ci, których tam mięso jak na nosze, aby wstawali i znowu szli się bić?! Powiedz? - ale zadał to pytanie sobie, patrząc gdzieś w świat swych marzeń. - Czy aby ci drugie oko?! Mów?! - wpił się gwałtownie jego jedyną źrenicę wyrosło wzrokiem w chciałbyś, i miażdżył mu ramię. Lecz w istocie nie czekał na odpowiedź, odepchnął go i się odwrócił znowu do okna. - Tak - wyszeptał Bakar. - Co, „tak”? - zapytał nieprzytomnie i odwrócił się Profesor twarzą do niego. - Oko - szepnął Bakar. - A oni mi przeszkadzają! Nie nazwą mnie amatorem, bo mam dyplomy. Mówią, że jestem szaleńcem! drogą. Chcę odnaleźć samą istotę życia! transplanty! baranów, Ale nie ja! W iesz, każdy czym świat jest Ale tylko ja idę inną Mnie nie zadowalają uczonych? To stado widzi tylko ogon poprzednika i za nim idzie. Oskarżają mnie! A zaszczytów, ani pieniędzy. Robię co z tego mam? Nic, ani to bezinteresownie z głębokiej miłości cierpiącego do rodzaju ludzkiego! W imię czego odrzucają mój wielki dar, moją wiedzę i miłość, w imię czego niszczą postęp i lżą mnie? W imię etyki! Rozumiesz? - Nie. Te stare głupie mity o świętości życia ludzkiego, o prawie do - jego ssąco pompy tłoczącej nazywanej sercem, szarych komórek, będących podobno ośrodkiem do tych myślenia i pojęć moralnych. Popatrz na te sfałdowane mózgi, czy może w nich być coś boskiego?! Podać ci skład chemiczny? W ięc ja chcę użyć tego surowca. Musi być świeży i młody, oczywiście. Odmawiają! Byle nie tykać świętości zakazane! Nie tego prowadzić wolno gnoju! W szystko badań transgenicznych. Chcę odkryć Czynnik X, powodujący samoistny wzrost, czyli istotę życia! wolno! Przy okazji odkryłem osmotyczną, Nie wspaniałą metodę regeneracji! To jeszcze nie lek na wszystko, panaceum! Ale wymyślam mimochodem, będę o, większy Czynnik cel! W krótce to po drodze, o tym usłyszysz, i sławny, będę gigantem, ja, Apehuman stanę wielki się największym Więc widząc wszystko! Mam z X ludzi, to ha, ha nie ukoronowanie będąc mych nim badań! wcale. Dlatego potrzebuję ciebie. W ybraliśmy cię z wielu. Podejrzewam, Ale ty i tak katedrach, tego a nie muszę zrozumiesz. się ukrywać Powinienem tu, w że... wykładać starych na olbrzymich magazynach po uniwersytecie. O, niewdzięczna ludzkości. Chodził po sali w wielkim napięciu, nie zwracając uwagi na Bakara. - A co robią oni? zezwala etyka. Handlują To samo, tylko że nieoficjalnie. Na to ludzkimi częściami zamiennym. Jak myślisz, po co toczy się ta wojna? Bo przecież potrzeba źródła. Skąd brać te tony nerek i świeżych serc? A zapewniam cię, im świeższe, tym sfinansować lepsze. moje A jeżeli badania, ja robię nazywają to samo, mnie... aby Wiesz móc jak? - zatrzymał się gwałtownie i utkwił swe ciemne nieludzkie oczy w twarzy Bakara. - Nie - zaprzeczył chłopak. - Mówią na mnie: zwierzę. Zamilkł Bakar również nic i poza tym nie miał nie mówił, gdyż nie śmiał, a nic do powiedzenia. Niewiele zrozumiał z namiętnej przemowy Profesora, głównie przeciwko niemu, przez co mógłby że to, poczuć z świat stanął nim pewien związek, lecz tak się nie stało. Tamten był zbyt obcy i odrębny, mimo wszystko za mało ludzki, lecz chłopiec o tym, oczywiście, nie wiedział. Kierował się instynktem. Za oknami wybuchów, a na w ciemnym niebie rozbłyskiwały pęki białych laboratorium pływały w słojach bezrękie potwory. Było cicho. - W ięc mógłbym mieć dwoje oczu? - zapytał Bakar, bo tylko to miało dla niego znaczenie. - Pomyślę o tym. Jeżeli będziesz mi wiernie służył, to pewnego dnia ... Myśli chłopca płynęły powoli, poruszał nim impuls wybuchającego ognia. Próbował sobie wyobrazić swoją twarz z dwojgiem oczu, ale nie mógł. Profesor się przechadzał szybkim krokiem we wszystkich kierunkach, tłukł się jak zwierzę w klatce, nie mogąc wyjść ze swych myśli. - Co to za osoba? - zapytał Bakar, wskazując na wciąż pojawiającą się i znikającą rzeźbę. - To najwspanialszy na świecie - rzekł Profesor człowiek zatrzymując się przed rzeźbą - mój ojciec. chwilę, Stał patrząc na niego, a się kiedy odwrócił do Bakara, jego twarz nosiła zupełnie inny wyraz. - W ierzę, że mi pomożesz - rzekł spokojnie - i będziesz oddany bez reszty. Zaprowadził go w kąt, do stołu z różnymi urządzeniami i kazał wydmuchnąć strumień powietrze niewielką na białą rurkę, przez kartkę. Po skierowując chwili zaczęła się czekając na pokrywać prążkami różnych kolorów i szerokości. - Czy wiesz, co przedstawiają? one odpowiedź, wyjaśnił. - Chemiczny twojego serca, organizmu. następna i nie paskowy, Ta górna kreska pokazuje odpowiada znajdują oddechu kod - się za dający obraz stan twego płuca i tak dalej. W ludzkim tysiące związków, każdy pochodzi z procesów zachodzących wewnątrz ciała. Jesteś, jak sądziłem, okazem zdrowia. Nie masz pojęcia, co może zrobić ludzki oddech! Bywa najstraszniejszą na świecie trucizną, która... – urwał, zajmując się jakimiś przygotowaniami. Postawił przed nim słój, w przypominająca tkankę mózgową wpatrywać. Bakarowi substancja, powierzchnia białko, a więc patrzył zaczęła Profesor się którym i kazał nie podobała na nią kurczyć spojrzawszy mu pływała mu się ta galareta się w to miazgowata niechęcią. Po chwili jej z jak ścięte na patelni przez ramię, wybuchnął tak zwierzęcym śmiechem. - Oto co się dzieje z siedliskiem uczuć i etyki, ha, ha, ha! się Kiedy położył przed nim ściętą różę, opanował, więdnącą bez wody. Bakarowi eleganckim się przypomniały kwiaty w i zapragnął ten ożywić. I w tej samej chwili sklepie płatki się wyprostowały. Nie wiedział, dlaczego tak się dzieje, sądził, że Profesor nasączył go jakimś środkiem chemicznym. - A teraz zmierzymy wpatrywać w szczelinę, siłę za - rzekł którą umieszczono boku na ekranie zaczęły wyskakiwać wykrzykiwał Potem co kazał chwila wiele Myślał Bakar nie rozumiał. czarne cyferki, a tło. Z Profesor Niezwykłe, niemożliwe! - robić mu kazał mu usiąść i się i innych tylko testów, o tym, których celu że stanie się człowiekiem jak inni, toteż kiedy wychodził do windy, zapytał. - A moje drugie oko? - Jeżeli będziesz mi służył wiernie - rzucił niechętnie Profesor, przeglądając tabele wyników. - Idź już. Następnego ranka Bakar wybuchy, które bardzo stał na Moście Smutku i oglądał mu się podobały. Patrząc na niebo, nie myślał o niczym, ale nie dałby się mu się nagle coś innego: zaskoczyć. Przypomniało wojna oglądana w dzielnicy Riczmen na olbrzymich ekranach, namalowanych na ścianach budynków niewinnie. - tam W tej się prezentowała chwili po się przebiło prostu inne ślicznie i wspomnienie: Apehuman z dzienników satelitarnych! Ów morderca! On i ojciec Profesora to ta sama osoba. Przeciwko niemu toczył się proces. Świat nazywał go zbrodniarzem, Bakar się nad tym nie zastanawiał a i syn... Kto się mylił? nie ciekawiła go prawda. Miał swoją chwilę samotności, stojąc sam na sam wobec miasta, czerpał z tego siłę. Tego dnia nie przydzielono Grubego, który ciągle zadania, więc zostawił mu by pójść do swego mistrza, a po pił, drodze wstąpił na most. Teraz, wczesnym rankiem, szedł przez dzielnicę. Ludzie wokół fontanny spali obejmując jeszcze, swoje nic im do szczęścia nie wyszczerbione kubki. Mieli syte sny, brakowało. Potem deptał po wierszach pisanych węglem na trotuarze, czytając niektóre słowa: mówiły miłości o i tęsknocie, ale to wcale go nie dotyczyło, lecz ludzi z dwojgiem oczu. właśnie Fuchu rolował zasłonę przywiązywał i ją tasiemkami do drążka ponad drzwiami, co oznaczało, że sklepik już otwarto. W ewnątrz płonął ogień, a leżały nudle białym pagórkiem, wcześniej ugotowane, natychmiast zresztą wszedł pierwszy klient. Jego Mistrz spodziewał, a siedział Bakar nieruchomo, się nauczywszy tak wiele, nie milczenia. Potem kazał mu zawiesić wiele glinianych na sznurach u się jakby go przerywał garnków Zawiązał Bakarowi oczy grubym szalem sufitu. i uderzał tyką w garnki. Chłopiec powinien zatrzymać w ruchu bujającą się linę. Usłyszał stuknięcie, skoczył i już miał ją w ręku, potem zabawa była następną. pochwycił łatwa, ale nie miał Robił to odwagi się szybko, śmiać. gdyż Mistrz rozwiązał mu szal. - Tak właśnie przypuszczałem - rzekł - nikt z ludzi nie zdołałby tego dokonać. Bakar nic o pochwały, która sobie mu nie tak wiedział, po prostu ucieszył się z łatwo przyszła. Potem wykonywali inne ćwiczenia i musiał się pocić i upadać na ziemię, zwalany z nóg ciosami potężnego ramienia. Nie myślał wówczas o Grubym, gdyż zabroniono mu żywić nienawiść do przeciwnika, walka musiała być czysta. - Etyka, rozumiesz? - pytał Mistrz. Bakar nie pojmował tego słowa, które się powtarzało, wcale nie chciał go znać, więc postępował tak, jak mu kazał Mistrz, a zachowywał spokój emocjonalny. Potem musiał dni potoczyły się zwyczajnie, mieli znowu pracę i biec, by prześcignąć wyjące samochody i nigdy nie jak zwykle się nie został złapany. A człowiek w białym ubraniu odzywał, gdy odpinał walizkę przegubu Bakara. Ów wyjątkowo czysty odbiorca nielegalnej kontrabandy. Po wykonaniu każdego zadania Gruby systematycznie pił, a on chodził do swego Mistrza i biegał znacznie szybciej, toteż dostawał coraz więcej monet, z którymi nie miał co zrobić, więc trzymał je u Fuchu, a piękna jego córka wkładała je do kieszeni fartucha. Stary śmiał się, że jest niegodna i tak nie uzyska większej ceny, ale ona nigdy nic nie mówiła. Bakar Nie wiedział nawet jak ma na imię, ale i o tym również nie wiedział. wystarczyło mu, że istniała,