milczący tłum - LATARNIA LUBLIN
Transkrypt
milczący tłum - LATARNIA LUBLIN
MILCZĄCY TŁUM Zatrzymuję się przed podstawowym kulturalnym punktem zbornym większości Lublinian – Plazą. Młodzież przed centrum handlowym stoi czekając na swoich przyjaciół, wrogów, lepsze lub gorsze połówki, rodzeństwo, kuzynostwo, stryjenki, wujenki, albo po prostu sobie stoi; samochody przekraczają prędkość; klaksony ryczą na dzieciaki, które śpieszą się za bardzo, by poczekać na zielone; samotni kierowcy krzyczą do innych samotnych kierowców, że ci nie potrafią jeździć, a ci drudzy tego nie słyszą, bo oni sami wrzeszczą, że nie wiedzą, kto dał tym pierwszym prawo jazdy, a przechodnie to widzą, ale również nie słyszą, przez klaksony, i to jest ich wielkie szczęście, że nie słyszą, bo gdyby słyszeli, to z płaczem uciekaliby zatykając uszy przez zdecydowanie za duże stężenie łaciny na linijkę wywrzeszczanego tekstu. Lipowa tętni życiem. Prawie cała. Nikt z mojej rodziny nie leży na cmentarzu przy Lipowej. Chyba. Nikt, o kim wiem, że to mój martwy przodek, nie leży na cmentarzu przy Lipowej, dlatego nie chodziłem tam przez większość swojego, jak dotąd krótkiego, życia. Na cmentarzach bywałem tylko wtedy, kiedy, jako małe dziecko, nie miałem wiele do gadania i musiałem iść z resztą rodziny ze zniczami w pogotowiu na mogiły ludzi, których nie znałem, albo bardzo mgliście pamiętałem, a działo się to raz w roku, wiadomego miesiąca, wiadomego dnia. Teraz jestem dużym dzieckiem i już nie muszę. Nie mogę opisać okoliczności mojego pojawienia się na cmentarzu przy Lipowej, ale po ciągu przypadków i konsekwencji podjętych decyzji znalazłem się pośród tamtejszych mogił. Samotnie. Zwróciłem uwagę na grobową ciszę – może i byłem na cmentarzu, w miejscu, gdzie dyskotek się raczej nie organizuje, ale jednocześnie tkwiłem w centrum miasta, więc ta cisza była niezwykła. Gruby mur i wysokie drzewa o rozłożystych koronach tak dobrze tłumią hałas? A może dźwięki nie ośmielają się przeszkadzać nikomu w procesie zbawiania? Ta cisza jest bardzo przyjemna. Niewiele jest otwartych przestrzeni w mieście, gdzie byłoby tak cicho. Nie znam wszystkich zakazów Katechizmu, więc nie jestem pewny, czy spacerowanie po cmentarzu jest grzechem ciężkim, grzechem lekkim, wykroczeniem, albo niebiańskim przestępstwem federalnym, ale głosik w mojej głowie nie woła wniebogłosy o pomstę do nieba, więc pozostawiam swoje sumienie nienaruszonym. Chodzę sobie, po prostu. Żywych ludzi mijam rzadko, częściej posągi, na których widok można dostać wylewu. Nie wszystkie są straszne, niektóre bywają zwyczajnie brzydkie, ale widziałem kilka, które sprawiały, że ciarki przechodziły mi po plecach. Zwłaszcza, kiedy na mnie spoglądały. Jednak sam cmentarz mnie nie przeraża. Może dlatego, że nie odwiedzałem go nocą. Za dnia światło pada przez liście na groby i chodniki, odbierając miejscu cały upiorny potencjał. Co ludzi tak odrzuca? Pytają, po co tracić czas, przecież w końcu trafią na jakiś cmentarz. Pewnie mają rację, ale podziwiać go będą z zupełnie innej perspektywy. Może to tu jest pies pogrzebany? Stoimy sobie bezpiecznie na powierzchni wyobrażając sobie biologiczne pandemonium rozgrywające się kilka metrów pod nami w co młodszych mogiłach. Można powiedzieć, że wiele problemów ma aspekt, którego lepiej nie analizować. To, co odróżnia cmentarz na Lipowej od innych, to zapewne sąsiedztwo. Nie chodzi mi o hałaśliwą ulicę, każdy cmentarz leży przy jakiejś drodze. Stojąca tuż obok Plaza czyni cmentarz na Lipowej wyjątkowym. Lublin może wydawać się bardzo małym miasteczkiem, skoro miejsce wiecznego spoczynku graniczy ze świątynią komercji. A pamiętajmy, że to cmentarz był tam pierwszy. Robiąc zakupy w Plazie nigdy nie myślałem o tym, że tuż obok mnie znajduje się kawał ziemi, w której zakopano wielu, wielu martwych ludzi. Nigdy mi to nie przyszło do głowy ani w kinie, ani w żadnym sklepie, ani na podziemnym parkingu, gdzie miła pani ostrzega przez głośniki przed zbyt dużym stężeniem dwutlenku węgla. O naturalnych rzeczach jak śmierć nie myśli się w sztucznym wesołym miasteczku, nawet jeśli tuż obok tego lunaparku kwitnie ogród z owocami Żniwiarza. Za to na cmentarzu przy Lipowej, tkwiąc wśród nagrobków ludzi, którzy kiedyś oglądali filmy (o ile za ich czasów były kina), czytali książki, stroili się i mieli problemy ze znalezieniem miejsca parkingowego, zawsze myślałem o tych, którzy stawiali tego rodzaju wyzwaniom czoła w tej chwili, po drugiej stronie ulicy. Czego by nie zrobili, czego nie widzieli i nie czytali, i tak wylądują w pozycji horyzontalnej w takim miejscu jak to tutaj. No, i ja też. A nad nami też ktoś będzie stał. Chyba. Jerzy Skwarzyński III Liceum Ogólnokształcące im. Unii Lubelskiej w Lublinie