Poznawczy Chemik - sitpchemcieszyn.pl

Transkrypt

Poznawczy Chemik - sitpchemcieszyn.pl
Poznawczy Chemik
Polski magnat naftowy
W zasadzie można by powiedzieć, że biografia tego człowieka jest godna dobrego scenariusza.
Może kiedyś powstanie o nim porządny film fabularny. Film o dzieciaku z wielodzietnej rodziny,
który dzięki ambicji i ciężkiej pracy połączonej z umiejętnościami i wyobraźnią był w stanie
dokonać w zacofanej części Polski realnej rewolucji przemysłowej.
W XIX wieku Polska była pod zaborami. Kraj tak naprawdę tkwił w stagnacji, a okolice Rzeszowa należały do
najbiedniejszych. W rodzinie zubożałego szlachcica w 1822 roku urodził się syn. Nadano mu imiona Jan Józef
Ignacy, choć później znany był tylko pod tym trzecim imieniem.
Ignacy Łukasiewicz
Rodzice byli zbyt biedni, aby kształcić syna dalej, więc oddano go na praktykę do aptekarza – najpierw w
Łańcucie, a następnie w Rzeszowie. Nastolatkowi bardzo spodobała się ta praca, choć w owych czasach
17 Maja 2011 JN (6) str. 1/3
aptekarz w zasadzie nie zajmował się, jak to bywa dziś, sprzedażą gotowych leków, tylko zdecydowaną ich
większość przygotowywał na miejscu, w pracowni. Dlatego też tak naprawdę XIX-wieczny aptekarz był nie
tylko farmaceutą, ale przede wszystkim chemikiem.
Jednak Łukasiewicz zajmował się nie tylko pracą, lecz także, wspólnie z innymi, działał na rzecz
niepodległości. Kosztowało go to 2 lata więzienia we Lwowie. Wyszedł stamtąd w roku Wiosny Ludów – 1848.
Dwa lata później zapisał się na kurs farmaceutyczny na Uniwersytecie Jagiellońskim w Krakowie. Tam właśnie
po raz pierwszy zwrócono mu uwagę na „podkarpackie złoto”. W Krakowie zdał prawie wszystkie egzaminy.
Prawie... poza jednym, z farmakognozji. Zgodnie z przepisami nie mógł więc dostać formalnego dyplomu. Nie
dał jednak za wygraną. Przeniósł się do Wiednia gdzie w 1852 roku dokończył studia farmaceutyczne
uzyskując nareszcie pożądany tytuł magistra.
Wódki z tego nie da się zrobić, ale...
Po ukończeniu nauki zatrudnił się w jednej z najbardziej znanych lwowskich aptek, należącej do Mikolascha.
Tam właśnie nastąpiło wydarzenie, które odmieniło losy Ignacego. Pewnego dnia przyszedł do apteki człowiek
prowadzący karczmę w okolicach Borysławia. Przyniósł z sobą pojemnik oleju skalnego, który okoliczni chłopi
stosowali po wygotowaniu do smarowania osi wozów. Karczmarza mniej interesowała kwestia produkcji
środków smarnych, ale nagabywał aptekarza, czy w jakiś sposób dałoby się tę ciecz przerobić na wódkę.
Zauważono bowiem, że podczas wygotowywania oleju skalnego w garnkach przykrytych pokrywką, na jej
spodzie zbierała się jasnożółta ciecz, zdecydowanie różniąca się od gęstej pozostałości.
Proces ten był w istocie prymitywną destylacją, w trakcie której na pokrywce skraplały się lekkie frakcje ropy
naftowej. Destylacja natomiast była już techniką znaną w aptekarstwie od bardzo dawna, wywodziła się
bowiem od starych praktyk alchemicznych.
Łukasiewicz, wspólnie z drugim aptekarzem, Janem Zechem, rozpoczął prace nad rozdziałem ropy naftowej
na frakcje metodą destylacji. Eksperymenty te prowadzili oni zwykle wieczorami, już po zakończeniu zwykłej
pracy aptekarskiej.
Dość szybko udało im się uzyskać dość powtarzalny produkt, którym była nafta. Na tym etapie badań
produkt ten był niedokładnie oczyszczony, ale już można było go stosować praktycznie. Ponieważ nafta była
całkiem dobrze palna (w przeciwieństwie do ropy naftowej), dość oczywistym wydawało się użycie jej jako
paliwa do lamp. Próby użycia nafty w popularnych lampach olejowych (popularnych kagankach) nie dały
spodziewanych rezultatów. Trzeba było więc skonstruować nowy typ lampy.
Lampa naftowa Łukasiewicza
Pierwsze eksperymenty nie były zbyt zachęcające. Nafta dość łatwo paruje, a więc jej podgrzanie powoduje
powstanie par – dość palnych par. Wielokrotnie boleśnie przekonał się o tym pan aptekarz. Kolejne
konstrukcje niestety były niebezpieczne, często wybuchały powodując mniej lub bardziej rozległe pożary i
poparzenia. Problemy te wynikały głównie, jak się wydaje, z obecności w nafcie lekkich frakcji benzynowych.
Ostatecznie lampa Łukasiewicza została wykonana z solidnej blachy. Pojemnik wyposażony był w knot
transportujący paliwo, natomiast górna część w wersji pierwotnej nie była szklana, lecz także wykonana z
blachy, w której znajdował się otwór – okienko z szybką wykonaną z miki, popularnego minerału, który
występuje w formie cienkich płytek, łatwych do rozdzielenia. Obecna konstrukcja lamp różni się w niewielkim
stopniu od tej pierwotnej, zaprojektowanej przez Łukasiewicza. Warto dodać, że bogatą kolekcję lamp
naftowych o różnej konstrukcji posiada Muzeum Podkarpackie w Krośnie. Lampa naftowa jest też elementem
herbu gminy Ropa.
Nafta ratuje życie
Opracowanie konstrukcji lampy było żmudne, ale tak naprawdę dopiero wtedy, gdy wynalazek był gotowy
zaczęły się przysłowiowe schody. Pomimo wielu prób, trudno było znaleźć chętnych do zakupu. Przełom
nastąpił po negocjacjach ze szpitalem powszechnym we Lwowie. Szefostwo tego szpitala zdecydowało się
zakupić sporo nafty uzyskanej w destylarni Łukasiewicza, a 31 lipca 1853 roku w sali operacyjnej zapłonęły
lampy skonstruowane przez lwowskiego aptekarza. Wcześniej operacji nocnych w zasadzie nie
przeprowadzano właśnie ze względu na brak stabilnego, solidnego oświetlenia. Chory musiał czekać na
interwencję chirurga do rana. Dożywał, jeśli miał szczęście. Trudno policzyć ilu ludziom uratowało życie
wprowadzenie oświetlenia naftowego w szpitalach.
17 Maja 2011 JN (6) str. 2/3
Wieść o bezpiecznym i dobrym oświetleniu rozeszła się szybko i w drugiej połowie XIX wieku lampy naftowe
oparte na pomyśle Łukasiewicza stały się w zasadzie najpopularniejszym sposobem oświetlania domów.
Wyparło je dopiero zastosowanie żarówki elektrycznej.
Destylacja
Sprzedaż dużej liczby lamp powodowała oczywiście wzrost zapotrzebowania na dobrą naftę. Łukasiewicz
przeniósł się najpierw do Gorlic, a potem do Jasła, aby być jak najbliżej źródeł ropy naftowej i móc
udoskonalić proces jej destylacji. Pierwotne sposoby pozyskiwania ropy mogą dziś budzić uśmiech
politowania, ale tak naprawdę tam wszystko się zaczęło. Wydobywana przy pomocy prymitywnych pomp
ropa była zwykle silnie zanieczyszczona, składowano więc ją w dużych dołach przez taki czas, aby zdążyła się
oddzielić od niej woda i szlam. Dziś zapewne takie działanie byłoby całkowicie niemożliwe.
Szyby naftowe Łukasiewicza sięgały na mniej więcej 40 metrów w głąb Ziemi. Razem z ropą naftową
wydobywał się z nich gaz ziemny, który w tamtych czasach nie był w ogóle wykorzystywany – to dopiero
nastąpiło w XX wieku.
Sam aparat destylacyjny nie różnił się specjalnie od tych, które wykorzystywali alchemicy. Pozwalał on tylko
na bardzo zgrubne rozdzielenie poszczególnych frakcji ropy naftowej, ponieważ nie zawierał jako istotnego
elementu sprawnej kolumny rektyfikacyjnej. Jednak w tamtych czasach nawet taki zgrubny rozdział zupełnie
wystarczał do uzyskania frakcji lekkich, których głównym składnikiem była nafta.
Otrzymany destylat traktowany był dymiącym kwasem siarkowym, a następnie roztworem sody żrącej
(NaOH) i ten proces w czasach Łukasiewicza nazywano właśnie rafinacją. Praca ta była szalenie
niebezpieczna ze względu na wydzielające się opary trójtlenku siarki SO3.
Gdy w latach 60. XIX wieku w Stanach Zjednoczonych rozpoczynano prace nad destylacją ropy naftowej, na
Podkarpaciu istniały już dziesiątki destylarni dostarczających wysokiej jakości naftę na cały teren Galicji,
włącznie z ówczesną stolicą – Wiedniem.
Magnat naftowy
Od samego początku nafta przynosiła spore pieniądze. Łukasiewicz w krótkim czasie stał się bardzo bogatym
człowiekiem. Nie zachowywał jednak tego majątku tylko dla siebie. Zbudował w okolicy własnym sumptem
drogi, szpitale, szkoły i kościoły. Wspierał okolicznych chłopów. Ba, organizował też coś w rodzaju funduszy
emerytalnych dla górników naftowych i pracowników rafinerii, do których z własnego majątku dokładał spore
pieniądze. Za to wszystko jest kochany na całym Podkarpaciu i nazywany Ojcem Ignacym. Gdy ktoś z jego
znajomych upomniał go, że być może hojne wsparcie może trafić do kogoś, kto pieniądze wyłudza,
powiedział „Wolę dać 99. nie potrzebującym niż ominąć jednego potrzebującego”.
Znane są też inne anegdoty z jego życia. Małżonka pana Ignacego była kobietą światową. Gdy więc pewnego
razu przybył do ich domu pewien szlachcic, powiadomiono Ignacego, który zaraz pojechał do domu i w stroju
roboczym szedł powitać gościa. Żona czując intensywny zapach destylatów stwierdziła „Fe, Ingasiu, jak ty
śmierdzisz”. Na to Łukasiewicz odparował: „Gdybym ja nie śmierdział, Ty byś nie pachniała”. Zaiste, mistrz
ciętej riposty!
Nadchodzi kres życia
Łukasiewicz był bardzo ciężko pracującym człowiekiem. Całe życie w ruchu, w ciągłych podróżach lub na
miejscu w swoich rafineriach. Niespecjalnie dbał o siebie, ubierał się bardzo skromnie, nie miał też zbyt
silnego organizmu. Na początku 1882 roku zachorował na ciężkie zapalenie płuc. Były to czasy, gdy choroba
ta zbierała wielkie żniwo, ze względu na brak antybiotyków. Choroba rozwinęła się bardzo szybko i 7 stycznia
1882 roku Ojciec Ignacy zakończył swoje pracowite życie. Nie dożył 60 lat – zabrakło do tego kilku tygodni.
Pogrzeb w Zręcinie był iście królewski. Przybyło nań ponad 4 tysiące ludzi. Msza Święta odprawiona została w
kościele, którego jednym z fundatorów był właśnie podkarpacki nafciarz, polski Rockefeller. Postać niezwykła,
godna naszej pamięci.
www.onet.pl
17 Maja 2011 JN (6) str. 3/3

Podobne dokumenty