George Whitefield

Transkrypt

George Whitefield
George
Whitefield
Na początku XVIII wieku widzimy w Anglii zupełny upadek ducha religijnego. Panujący kościół
anglikański byt zbyt racjonalistyczny i zeświecczały, by mógł wpłynąć dodatnio na zmianę sytuacji,
tym bardziej, że wśród duchownych było niewielu prawdziwie wierzących, reszta prowadziła życie
bezbożne i światowe. Panowało powszechnie wielkie rozluźnienie obyczajów, arystokracja była
pogrążona w rozpuście, lud oddawał się pijaństwu. W miastach, głównie w Londynie, zdarzały się
częste napady. Większość narodu była nieoświecona i żyła w nędzy. Można więc śmiało powiedzieć,
że na początku XVIII wieku Anglia potrzebowała szybkiej i gruntownej reformy. Potrzebowała Ludzi
gotowych zwalczać nieprawość i zepsucie obyczajów, natchnionych głosicieli Ewangelii.
Tymi Ludźmi byli czołowi reprezentanci przebudzenia zwanego metodyzmem, a wśród nich może na
pierwszym miejscu George Whitefield, z którego nazwiskiem jest związane przebudzenie
ewangeliczne nie tylko w Anglii.
George Whitefield urodził się w 1714 roku w Gloucester, w Anglii, w rodzinie niezamożnej. Także
często tak bywa, że Bóg do wykonywania Swego wielkiego dzieła powołuje mężów nieraz z
najniższych sfer społecznych. Ojciec Whitefielda był właścicielem gospody przy Soutgate Street w
Gloucester. Upodobało się Bogu, by właśnie tam, w tej gospodzie, urodził się "wielki
przebudzeniowiec", jak nazwano Whitefielda, który po swoim nawróceniu miał głosić Tego, dla
którego "nie było miejsca w gospodzie". Chociaż rodzice jego pochodzili z nizin społecznych, to
jednak w żyłach Whitefielda płynęła, jeśli tak wolno powiedzieć, krew pastorska. Jego pradziad,
Samuel Whitefield, był duchownym, proboszczem w Liddiard, a następnie w Rockhampton (hrabstwo
Gloucester).
W okolicznościach towarzyszących swemu urodzeniu i przedwczesnej śmierci ojca rozpoznawał
Whitefield szczególną ingerencję Bożą. "Mój ojciec i matka utrzymywali gospodę. Ojciec umarł, gdy
miałem zaledwie dwa lata. Matka żyje i często opowiada, że po urodzeniu mnie zachorowała na
czternaście tygodni. Opowiadała także, że już wtedy, gdy byłem jeszcze niemowlęciem, oczekiwała
pociechy ode mnie więcej niż od innych swych dzieci".
O dzieciństwie Whitefielda wiemy niewiele z jego własnych zeznań: /pamiętam/ „wczesne zepsucie
mego serca, co doskonale przekonuje mnie, że byłem poczęty i urodziłem się w grzechu, że nie
mieszka we mnie z natury nic dobrego, i że gdyby Bóg nie zachował mnie w Swej łasce, byłbym na
zawsze odrzucony od Jego oblicza". Następnie dodaje: "Mogę naprawdę powiedzieć, że byłem uparty
z żywota matki mojej", podając dalej listę grzechów swojej młodości: nieczystość, złe usposobienie,
kłamstwo, przekleństwo; kradzież, gwałcenie dnia Pańskiego, gra w karty, czytanie nieodpowiedniej
lektury. Niektórzy biografowie Whitefielda powiadają, że jest rzeczą możliwą, iż podobnie jak
Augustyn w WYZNANIACH i John Bunyan w GRACE ABOUNDING, Whitefield również przedstawił
Siebie w gorszym świetle niż było to w rzeczywistości, z błędnego Założenia, że w ten sposób chwała
Boża zostanie powiększona. Z drugiej znów strony inni, a wśród ich Stuart C. Henry przypomina, że
dziecko znajdujące się w tym podatnym na wpływ okresie życia w środowisku osiemnastowiecznej
gospody, mogło zostać rzeczywiście zdeprawowane. Jednakże Bóg już w najwcześniejszych latach
jego życia zaczął prowadzić tego młodzieńca ku Sobie, ponieważ był on Jego wybranym naczyniem.
"Taka była wolna łaska Boża względem mnie" - mówi Whitefield - "że chociaż zepsucie działało
potężnie w mojej duszy i wydało takie wczesne i gorzkie owoce, jednak mogę przypomnieć bardzo
wczesny powiew błogosławionego Ducha na moje serce, powiew pozwalający mi zrozumieć, że Bóg
umiłował mnie miłością wieczna i odłączył mnie z - żywota matki mojej - dla pracy, do której później
upodobało się Mu mnie powołać". Wydaje się, że w niezwykle młodym wieku miał on przeczucie w
sprawie swego przyszłego powołania. „Zawsze lubiłem być duchownym, wyznawał; i często miałem
zwyczaj naśladować pastora w czytaniu modlitw itp. Część pieniędzy, które kradłem rodzicom,
dawałem ubogim, a pewne książki, które zabierałem innym (co w tej chwili jest wynagrodzone w
czwórnasób) były, pamiętam, książkami pobożnymi”.
Dość wcześnie, bo już w piętnastym roku życia był zmuszony przerwać naukę, gdyż matka nie
była w stanie nadal mu Pomagać. Zaczął więc pomagać matce w prowadzeniu gospody. Matka w
końcu wyszła powtórnie za mąż i opuściła gospodę, którą przejął jeden z jej synów, George wkrótce
również wyjechał do Brystolu - skąd po Powrocie do rodzinnego miasta wiódł beztroski i
bezużyteczny tryb życia.
Ale właśnie wtedy, kiedy szatan nad nim tak potężnie panował, Bóg ze Swojej strony zaczął
coraz bardziej stanowczo wieść go w kierunku jego duchowego przeznaczenia. „Bóg ma jakiś zamiar
względem mnie, o którym ja nie wiem” - mówił. Jak doszedł do takiego wniosku pozostaje dla niego
tajemnicą aż do chwili, kiedy w świetle późniejszych wydarzeń zrozumiał Boży plan odnośnie do
swego życia.
Nieoczekiwanie zostały mu na nowo otwarte drzwi do nauki. Pewnego razu znajomy student z
Oxfordu odwiedził matkę Whitefielda, której opowiedział, jak może maturzysta zarobić na pokrycie
kosztów pobytu w szkole. „To będzie właściwe dla mego syna” - zawołała pani Whitefield i zwracając
się do syna rzekła: „Chciałbyś pójść do Oxfordu z tym studentem?”. „Z całego serca” - odpowiedział
Whitefield. W ten sposób sprawa została załatwiona. Po upływie tygodnia Whitefield znowu znalazł
się w szkole, a po roku wstąpił na uniwersytet w Oxfordzie.
W 1732 roku wstąpił więc Whitefield na uniwersytet w Oxfordzie, wybierając Pembroke College.
Spędził tutaj cztery lata. Tu już nie miał wątpliwości, że Bóg Powołuje go do jakiejś szczególnej
służby, ale na czym ona ma polegać na razie nie miał pojęcia. Te wątpliwości miało rozwiać dopiero
jego nawrócenie. Tymczasem widzimy Whitefielda jako szczerego poszukiwacza prawdy.
Dzięki mądremu. zrządzeniu Boga, Whitefield znalazł się w Oxfordzie w tym samym czasie,
kiedy bracia Jan i Karol Wesleyowie wraz z kilkoma swymi przyjaciółmi założyli tzw. „Klub Świętych”
i starali się gorliwie dostosować się do ideału chrześcijańskiego. Wiele o nich mówiono w Oxfordzie i
stąd wkrótce również Whitefield o nich usłyszał. Bronił ich, gdy byli atakowani. Jednakże dopiero po
roku czasu mógł się z nimi skontaktować. To spotkanie miało miejsce w następujących
okolicznościach.
Pewna nieszczęśliwa kobieta z domu pracy (dla ubogich) usiłowała podciąć sobie gardło. Na
szczęście została odratowana, ale oczywiście potrzebowała pomocy i opieki duchowej. Whitefield gdy
usłyszał o tym wypadku, był przekonany, osobami, które mogłyby jej pomóc są Wesleyowie. Dlatego
też przesiał do Karola Wesleya anonimowy list za pośrednictwem pewnej kobiety, która jednak
wydała nazwisko Whitefielda jako autora tego listu. W rezultacie, Wesley zaprosił Whitefielda na
śniadanie w dniu następnym. Tak doszło do spotkania Whitefielda z członkami „Klubu świętych”.
Karol Wesley zajął się rolą doradcy w doborze odpowiedniej lektury pobożnej dla Whiefielda. Dał mu
najpierw - do czytania „Bojaźń człowieka” A.II'. Fruncke, pietysty niemieckiego. Największy wpływ
wywarła jednakże książka Henry Scougala „The Life of God the Soul of Man” (Życie Boże w duszy
człowieka). „Nie wiedziałem czym jest prawdziwa religia” pisał, „dopóki Bóg nie posłał mi tej książki
przez ręce mego niezapomnianego przyjaciela”. Dowiedział się, że prawdziwa religia jest żywą
społecznością duszy z Bogiem Przez Chrystusa ukształtowanego w sercu. W czasie czytania tej
książki, jak powiedział, „promień Bożego światła przedostał się do mej duszy i od tej chwili,
wiedziałem, że muszą stać się nowym stworzeniem”. Jako pierwszy wśród członków „Klubu
Świętych”, Whitefield posiadł wyraźne zrozumienie Ewangelii. Napisał wkrótce kilka listów do swoich
krewnych i przyjaciół zawiadamiając ich, że istnieje taka rzecz, jak narodzenie na nowo. Był więc już
Jerzy Whitefield niedaleko od Królestwa Bożego. Widział potrzebę nawrócenia i uznawał jego
realność. Brakowało mu tylko osobistego przeżycia nawrócenia.
Przeżycie to stało się jego udziałem w 1735 roku, „około siedmiu tygodni po Wielkanocy”. Odtąd
nawet miejsce, gdzie się nawrócił było mu bardzo drogie. „Znam to miejsce. Być może jest to
przesąd, ale zawsze, gdy bywam w Oxfordzie, nie mogę nie pobiec na to miejsce, gdzie Jezus
Chrystus pierwszy raz objawił mi Siebie samego i dał mi nowe narodzenie”.
Na dwie natychmiastowe konsekwencje tego przeżycia Witefielda należy zwrócić uwagę. Po
pierwsze, w jego lekturze czytanie Pisma Świętego zajęło teraz pierwsze miejsce. Biblia stała się dla
niego księgą żywą, codziennym pokarmem jego duszy; czytał ją na kolanach. „Zdobyłem więcej
prawdziwego poznania w wyniku czytania Księgi Bożej w ciągu jednego miesiąca niż w ciągu całego
dotychczasowego życia przez lekturę tego, co ludzie napisali” - twierdził Whitefield. Drugą
konsekwencją jego nawrócenia był fakt, że modlitwa stała się prawdziwym oddechem jego życia.
Na skutek nadzwyczajnych postępów w dziele głoszenia Słowa Bożego został ordynowany na
diakona w wieku lat 21 w katedrze w Gloucestet w 1736 roku. Ordynacja w tak młodym wieku była
wyjątkiem w praktyce stosowanej przez biskupa tej diecezji, który ordynował duchownych dopiero
po ukończeniu przez kandydata 23 roku życia.
Niedługo po ordynacji zaczął Whitefield głosić na temat odrodzenia duchowego, a tym samym
przeciwko doktrynie o regeneracji przy chrzcie (oczywiście niemowląt), przez co wywołał, rzecz
jasna, opozycję w łonie hierarchii kościelnej. Szczególnie po powrocie z Ameryki, dokąd udał się na
prośbę braci Wesleyów, zastał w Anglii całkowicie nieprzychylną dla siebie sytuację. Kazalnice
Londynu i Bristolu okazały się już niedostępne dla tego wybitnego kaznodziei. Nie przeszkodziło to
jednak jeszcze, by Whitefield otrzymał ordynację na prezbitera w styczniu 1739 roku w Oxfordzie.
Gdy świątynie anglikańskie zostały przed nim zamknięte, Whitefield znalazł inne pole pracy
głoszenia Ewangelii łaski. Kiedy nie pozwolono mu przemawiać w żadnej ze świątyń Bristolu, znalazł
wdzięcznych słuchaczy w więźniach Newgate Prison, a gdy i stamtąd musiał odejść, zaczął
przemawiać pod gołym niebem do górników na wzgórzu Kingswood w Bristolu (Kingswood Hill). Jego
praca tutaj została obficie przez Boga pobłogosławiona: W ciągu jednego miesiąca liczba jego
słuchaczy wzrosła od dwunastu do dwudziestu tysięcy, co przekonało go, że ta nowa metoda
dotarcia do mas ludzkich z Ewangelią żywota spotkała się z Bożą aprobatą.
Z nazwiskiem Georga Whitefielda związane jest przebudzenie ewangeliczne nie tylko w Anglii, ale
również w Ameryce (Georgia, Południowa Karolina, a szczególnie Nowa Anglia) i w Szkocji, dokąd
bardzo często przybywał.
W ciągu 36 lat życia po swoim nawróceniu wygłosił Whitefield ponad osiemnaście tysięcy
(18.000) kazań, regularnie przemawiając od czterdziestu do sześćdziesięciu godzin tygodniowo. Był
więc Whitefield; obok Jana Wesleya, głównym narzędziem w powstaniu i rozwoju przebudzenia
ewangelicznego w XVIII wieku. A nawet J.C. Ryle, późniejszy biskup Liverpoolu (połowa XIX w.),
postawił bez zastrzeżeń Whitefielda - jeśli chodzi o zasługi - na pierwszym miejscu (przed
Wesleyem) w gronie mężów Bożych tego okresu. Możemy więc śmiało powiedzieć, że George
Whitefield był pionierem przebudzenia ewangelicznego w XVIII wieku.
Whitefield zmarł w 1770 roku. Kazanie wspomnieniowe wygłosił Jan Wesley. Cieszył się Karol
Wesley, poeta przebudzenia, że mógł ujrzeć po okresie pewnych nieporozumień ze względów
doktrynalnych, te dwa filary przebudzenia, tych dwóch przyjaciół znowu razem, że ci „przyjaciele na
początku, zostali przy końcu przyjaciółmi na nowo”.