Pobierz w pdf - CzytajZaFREE.pl

Transkrypt

Pobierz w pdf - CzytajZaFREE.pl
Grimbald Wspaniały i łyk światowości
Publikacja na extrastory.czytajzafree.pl
Autor:
Cristtimm
Pewnego pogodnego popołudnia Grimbald Wspaniały postanowił odwiedzić nowych sąsiadów.
Właściwie powinien to zrobić wraz z małżonką, ale odkąd poszła w wyżyny politycznej kariery, mało
bywała w domu, a gdy już była, to nie chciało jej się bywać.
Otrzepał Grimbald ubranko, wywrócił czapkę na lewą, bardziej świeżą stronę, przyczesał brodę,
palcem przetarł ząbki, sprawdził chuchając w garść, czy nie czuć zbyt mocno kieliszeczka
podwieczorku i uznał, że jest wystarczająco elegancki by iść z wizytą do dziwaków, to znaczy
zduhaczy.
Zabrał uprzednio przygotowane gościńce: słoiczek smakowitych pikli ogórkowych i butelczynę
nalewki na uspokojenie z melisy, kozłka, dziurawca i krwawnika, według specjalnego przepisu
Hawry.
Nowi sąsiedzi szybko zdobyli popularność we wsi. Jermir okazał się czarującym i niezwykle
elokwentnym jegomościem, a jego żona Matylda delikatną oraz uczynną osóbką. Jedynie czemu nie
mogli się nadziwić mieszkańcy osady, to ich przedziwnemu podejściu do zwierząt. Okazało się, że
prócz malusieńkiego pieska, którego zduhaczowa nosiła w torebuni, mają jeszcze trzy koty, w tym
jednego zupełnie łysego oraz małą, śmieszną, czarną świnkę o imieniu Anabella. Zduhaczowie
wyremontowali chatkę, zagospodarowali działkę i zaprzyjaźnili się z większością sąsiadów. Jedynie
baba leśna Hawra nie dała się do nich przekonać, twierdząc, że "takie mieszczuchy to paraliż i
łuszczyca razem wzięte dla miejscowej zdrowej tkanki społeczności wiejskiej".
W każdym razie Grimbald Wspaniały miał już dosyć popołudniowych osamotnień i postanowił
spędzić wieczór w towarzystwie sąsiadów i ich menażerii.
Gdy zapukał do drzwi przywitał go jazgotliwy szczek jednego z pupilów oraz melodyjny głos
Matyldy.
- Już, już! Otwieraaaaam!
Na progu stanęła gospodyni w odświętnej sukience i perfekcyjnym makijażu.
- Witam sąsiedzie, a w czym to mogę pomóc?
Grimbald przestępował z nogi na nogę, bo poczuł się niezwykle onieśmielony delikatną urodą, a
może dekoltem w odświętnej sukience.
- A tak zaszedłem... w gościnne pobliskie progi... sam jestem i...
- Ależ zapraszam - przerwała jego niezgrabne wyjaśnienia Matylda - wielką radością są dla nas
odwiedziny wszystkich przezacnych osób.
Krasnolud otrzepał buty, przestąpił "gościnne pobliskie progi" i wręczył gospodyni gościńce.
W salonie, przy nakrytym odświętną zastawą, stole siedział gospodarz wraz z wysokim, niezwykle
przystojnym i bardzo eleganckim mężczyzną.
Grimbald patrząc na niego poczuł się niepozorny, wulgarny, nieokrzesany i co tu ukrywać również kurduplowaty.
- Panowie pozwolą, przedstawię; oto Grimbald - krasnolud, mąż wspaniałej, miejscowej działaczki i
Strona: 1/4
Wszelkie prawa zastrzeżone dla CzytajZaFree | Zobacz opowiadanie na extrastory.czytajzafree.pl
aktywistki, nasz przemiły sąsiad. A to Romuald Wilhelm Arkadiusz trojga imion de Lancelot of
Andaluzja, rycerz wdały i gramotny, słynny z bitew wielu oraz potyczek w liczbie nie do ogarnięcia, a
przy tym nasz stary znajomy ze stolicy. Uczynił nam zaszczyt i odwiedził, choć niezupełnie było mu
po drodze, w misji jaką sam król mu wyznaczył.
- Dziękuję Matyldo - rycerz skinął głową - nie trzeba było tyle kurtuazji czynić, nie trzeba... Mówcie
mi, dobry krasnoludzie, zwyczajnie - Romek of Andaluzja, możecie też Wilhelm, byle nie Arkadiusz.
Grimbald w odpowiedzi wymamrotał pod nosem przywitanie mocno niezrozumiałe i zaczął skubać
brodę, czym wzmocnił swój wizerunek plebejusza. Sytuację uratowała pani domu, która zakrzątnęła
się i usadziła przy stole, poczęstowała herbatą oraz wykwintnymi rogalikami z jabłkową marmoladą,
własnego wypieku.
Jermir tymczasem zwrócił się do przystojniaka of Andaluzja.
- Dokończ proszę historię, którą rozpocząłeś, myślę, że nasz przemiły sąsiad równie chętnie jej
wysłucha.
- Zacznę od początku, bowiem skomplikowane perypetie podane od środka mogą czynić
niezrozumiałą intrygę jak też konkluzję tej przezacnej facecji.
- Jak uważasz - uśmiechnął się Jermir.
Jedynie Matylda cichutko westchnęła.
- A było to tak. Dnia onego, gdy zorze jaśniały płomiennie, sosny wysokie a strzeliste szumiały
rozsiewając oszałamiającą woń balsamiczną, ptaki odlatywały ku cieplejszym stronom, oznajmiając
przenikliwym wołaniem swe odejście, a miłościwie panujący nam król Komoran - drugi tego imienia
przemówił na otwarciu jesiennej sesji Rady Wyższych Ponad Stan Wszelaki, otrzymałem telegram
wzywający mnie na pojedynek na śmierć lub życie, lub przynajmniej do pierwszej rany ciętej, czy też
choćby otarcia naskórka. I wtedyż to, po głębokiej zadumie nad lichym, człeczym żywotem i po ośmiu
kanapkach z mielonką z dzika i ogórkiem kiszonym poczułem, że z godnością, honorem oraz
elokwencją, stawię czoła przeznaczeniu w osobie straszliwego rycerza Kajetana Maurycego
Oktawiana de la Corpolies los Remedios. I tu gwoli wyjaśnienia nadmienię, iż owo epistolarne
rzucenie rękawicy było skutkiem wcześniejszych niesnasek, jakie pomiędzy nami wyniknęły w
atmosferze dworskiej etykiety i kurtuazji.
- A o co dokładnie poszło? - zainteresował się Jermir.
- Ciiii, nie przerywaj gościowi - Matylda próbowała wyciszyć nadmierną ekscytację męża ale było już
za późno.
Romuald Wilhelm Arkadiusz trojga imion de Lancelot of Andaluzja usłyszał i odchrząknąwszy
podjął podsunięty wątek.
- Och, to przezabawna choć i wielce moralnie poprawna historyja. A było to tak. Dnia onego, gdy
zorze jaśniały płomiennie, a ptaki wdzięcznym głosami umilały mieszkańcom najlepszego ze światów,
ten jakże niełatwy acz jedyny żywot, stawiłem się na dworze miłościwie panującego nam już
trzydziesty ósmy rok króla Komorana, drugiego tego imienia, by zjeść dobitnie tchnącą
wykwintnością kolacyję w doborowym, ścisłym gronie trzystu przyjaciół. Jako rzekłem, była to okazja
towarzyska na wysokim szczeblu i uznałem za stosowne włożyć dopiero co sprowadzoną na specjalne
zamówienie, wykonaną przez płatnerzy najwyższych kwalifikacji z krajów zamorskich, zbroję
paradną. Oczywiście nie bym się chełpić zamierzał lecz aby zachować klasyczny szyk i zrobić
odpowiednie entrée, które miało być wyrazem szacunku dla króla wraz z jego rodziną i przyjaciółmi.
Potem miałem zamiar dokonać w toalecie dyskretnej zamiany przyciężkiego odzienia na bardziej
swobodną garderobę i mój giermek , odpowiednio poinstruowany i merytorycznie przyuczony niósł w
torbie stosowne szaty. W każdym razie, jako rzekłem, moje wejście było tak wspaniałe, zbroja tak
błyszcząca, że do dziś krążą po dworach i tawernach opowieści o tem. I jeszcze tylko nadmienię
skromnie, że na mój widok dwie damy dworu zemdlały, trzech rycerzy pobladło z zazdrości, jeden
zakrztusił się z tegoż samego powodu, a sama księżniczka i to pierworodna, raczyła rzecz: "o ho ho".
Taaaak... I wtedy, gdy jeszcze delektowałem się tę jakże podniosłą chwilą, imaginujcie sobie,
wkroczył na salony Kajetan Maurycy Oktawian de la Corpolies los Remedios. Pominę milczeniem, iż
krok jego był nierówny, kąt nachylenia przyłbicy również pozostawiał wiele do życzenia. I absolutnie
Strona: 2/4
Wszelkie prawa zastrzeżone dla CzytajZaFree | Zobacz opowiadanie na extrastory.czytajzafree.pl
nie wspomnę ani słowem o tem, jako jego giermek uczynił dyshonor straszliwy nastąpiwszy na stopę
samego Podkomorzego. Jeno nadmienię, iż w tej koszmarnej chwili nie tylko nie zadrżałem ale też
dałem upust swej rycerskości ignorując wszystkie powyższe uchybienia. Już miałem w zamiarach,
skinąć kulturalnie głową na przywitanie, gdy wzrok mój padł na jego, to znaczy Kajetana Maurycego
Oktawiana de la Corpolies los Remedios tarczki opachowe w zbroi. Zawrzała krew. Ludzie stanów
wszelakich, toż to jawny plagiat! Były identyczne z moimi, kunsztownie inkrustowanymi masą
perłowa, zamorskimi. Skąd ta kanalia, tak wtedy pomyślałem, wzięła ten oryginalny, trzymany w
tajemnicy wzór? No pytam, skąd? I tu podejrzenie padło na giermka. Gotów byłem chłopaka zwolnić
ze skutkiem natychmiastowym, jednak pod przysięgą zeznał, że jakoby ani pary z ust... No cóż,
trzeba wierzyć młodym. Ty bardziej, żem rycerz i szlachectwo i wspaniałomyślność mam we krwi, a
chłopak w swej dotychczasowej służbie sprawował się nienagannie. Jeśli pozwolicie, nadmienię kilka
słów o pochodzeniu mojego wiernego giermka i o tem, jakem go zaangażował? A było to tak. Dnia
onego, gdy zorze jaśniały płomiennie...
Jermir westchnął cichutko, Matylda spuściła głowę, a Grimbald czując, że opowieść może popłynąć
przez dłuższy wycinek czasowy, uzbroił się w cierpliwość oraz zapasy w postaci sześciu wykwintnych
rogalików z jabłkową marmoladą, własnego wypieku gospodyni.
I tu nieoczekiwanie z pomocą przyszła świnka Anabella, która co tu ukrywać, zwyczajnie naświniła.
Zerwali się gospodarze, by zbesztać ulubienicę i posprzątać po niej. Jednak w głosie strofującej
Matyldy słychać było dziwną radość.
Krasnoludowi wydało się, iż posłyszał jak gość ze stolicy mruczy: "chlew".
Zaczęło zmierzchać i skończyły się smakołyki na stole więc Grimbald uznał, że pora wracać do
domu. Zaczął żegnać się z towarzystwem. Rycerz Romuald Wilhelm Arkadiusz trojga imion de
Lancelot of Andaluzja również wstał od stołu i podziękował za gościnę.
- Nie, nie czyńcie sobie kłopotu - rzekł, gdy gościnna zduhaczowa przyniosła z kuchni i zaczęła
pakować stos wykwintnych rogalików z jabłkową marmoladą, własnego wypieku i ruchem
stanowczym, by nie rzec drapieżnym schował je do sakwy podróżnej.
- Mój giermek wraz z rumakami czeka w pobliskiej gospodzie.
- A pozdrówcie wszystkich znajomych z stolicy i przekażcie słowa, iż serdecznie zapraszamy - rzekła
gospodyni z uśmiechem.
- Tak, tak, niechybnie przekażę wszystkim... prócz, wybaczcie, Kajetana Maurycego Oktawiana de la
Corpolies los Remedios, gdyż wciąż jeszcze drzemią animozje między nami. - Tu chwilę sie
zastanowił i zawołał. - Och, na Świętego Michała i jego kolekcję gadów smoczokształtnych! Nie
dokończyłem opowieści o naszym pojedynku na śmierć lub życie, lub przynajmniej do pierwszej rany
ciętej, czy też choćby otarcia naskórka. Jeśli...
- A bywaj w pokoju i mirze głębokim - przerwał Jermir i uścisnął rycerza serdecznie - i zajedź do nas
jeszcze, gdy jakie posłannictwo będziesz czynił, lub tak zwyczajnie... bez misji.
Goście wyszli żegnani miłymi słowami zduhaczów oraz jazgotem pieska.
- Uff - wzdychnął Romuald, Wilhelm, Arkadiusz, trojga imion de Lancelot of Andaluzja
rozprostowując ramiona - przemili ale na dłuższą metę uciążliwi, nie uważacie dobry... krasnoludzie?
Ten oniemiał i nie znalazł stosownej odpowiedzi. Rycerz tymczasem wyjął zza pazuchy paczkę
papierosów, wyciągnął jednego, zapalił, zaciągnął się głęboko, raz jeszcze westchnął i znów się
odezwał.
- Bez obrazy mości krasnoludzie, ale musiałem natychmiast zapalić, by zagłuszyć tytoniem ten
wszechobecny tutaj smród prowincji. Czas się oddalić w stronę zachodzącego słońca i stolicy. Gdzie
tych zduhaczów poniosło? Zawszeć uchodzili za dziwaków, ale teraz to przysięgam, że lotem
błyskawicy rozejdzie się wieść po mieście, iż odbiło im do cna i przenieśli się, tam gdzie próżno
szukać podstawowej ogłady. Nie, nie żebym to ja takowe plotki rozpuszczał... Ot, prawdy na dłuższą
metę za nic nie da się skryć.
- Prawda jako żywo - odzyskał głos Grimbald.
- O, widzę, że chociaście krasnal i prowincjusz swój rozumek macie. Chwali się...
- Ano - przytaknął Wspaniały - i chociażem krasnal i prowincjusz, złego słowa nie powiem o tych,
Strona: 3/4
Wszelkie prawa zastrzeżone dla CzytajZaFree | Zobacz opowiadanie na extrastory.czytajzafree.pl
których rogaliki przed chwilą żarłem z apetytem.
- Nie pojęliście niestety, nad czym ubolewam niepomiernie, że przecież ja również jestem pełen
estymy i sentymentu prawdziwego dla zduhaczy, jeno dziwuję się i zachodzę w głowę...
- A wiecie co Romku, Wilhelmie czy też Arkadiuszu, gówno mnie obchodzi twa estyma czy też jej brak!
Tak! Gówno! Wielkie, chamskie gówno! I mogę se tak mówić, bom krasnal i ćwok, a takiemu
spokojnie takie cóś uchodzi, choćby był w towarzystwie rycerza wdałego, gramotnego i słynnego z
bitew wielu oraz potyczek w liczbie nie do ogarnięcia. Żegnam.
Po czym krokiem niespiesznym oddalił się w stronę swej chaty, przesiąkniętej prowincjonalnym
smrodem i brakiem ogłady podstawowej.
Raz jeszcze tylko odwrócił się i zakrzyknął w stronę, ciągle stojącego w tej samej pozie rycerza.
- I jeszcze tylko jedna, mała uwaga, wciąż twierdzę, żem cham ciemny jak sny paskudnej mamuny,
jednak gdy w towarzystwie z paczki kiepa wyjmuję, grzecznie się pytam kamrata, czy ma ochotę
zakurzyć?
Strona: 4/4
Wszelkie prawa zastrzeżone dla CzytajZaFree | Zobacz opowiadanie na extrastory.czytajzafree.pl