Amelia Faroussi Universidad Publica de Navarra 2009

Transkrypt

Amelia Faroussi Universidad Publica de Navarra 2009
Na stypendium Erasmusa do Pamplony wyjechałam w styczniu 2010 roku. Nie był to mój
wybór, gdyż była to jedyna uczelnia w Hiszpanii na której w semestrze letnim były jeszcze miejsca. Od
początku wiedziałam, że chcę pojechać właśnie do Hiszpanii i nie brałam pod uwagę opcji wyboru
innego kraju. Przed wyjazdem miałam mieszane uczucia. W dzieciństwie mieszkałam w Andaluzji i i
tam właśnie chciałam studiować. Słyszałam wiele o sporach i organizacjach terrorystycznych
działających na terenie kraju Basków i tego się właśnie obawiałam. Pierwszym i moim zdaniem
najcięższym etapem tego wyjazdu są sprawy organizacyjne, które trzeba załatwić na uczelni
macierzystej. Podpisanie planu indywidualnej organizacji studiów z każdym wykładowcą i
wcześniejsze zaliczenie sesji zimowej jest bardzo stresujące i czasochłonne. Na szczęście pani Dziekan
jest osobą bardzo wyrozumiałą i wyraziła zgodę na wydłużenie sesji egzaminacyjnej do dnia 30
września. Bezcenna okazała się również pomoc pani koordynator Ewy Bojar.
Na Erasmusa pojechałam z koleżanką z grupy. Pierwszym odczuciem związanym z wyjazdem
po dotarciu na miejsce było rozczarowanie z powodu pogody. Oczywiście było cieplej niż w Polsce,
jednak nie tak ciepło jak by się można było spodziewać. Jak się później okazało wylądowałyśmy w
najzimniejszym i bardzo deszczowym regionie Hiszpanii. Od razu powędrowałyśmy to centrum
handlowego zaopatrzyć się w ubrania zimowe, których nie uwzględniłyśmy w naszym bagażu. Nie
przewidziałyśmy też śniegu, który wkrótce zasypał miasto. Uczelnia zaoferowała nam cztery
darmowe noclegi w akademiku. Tyle miałyśmy czasu na znalezienie mieszkania. Dodatkowo utrudnił
nam to fakt, że przyjechałyśmy później niż pozostali studenci i nie uczestniczyłyśmy w kursie
językowym na którym wszyscy mieli okazję się poznać. Jeszcze w Polsce udało mi się skontaktować z
polską studentką z Warszawy, która w tym kursie uczestniczyła. Zaprosiła nas na fiestę do mieszkania
swoich znajomych i tak zaczęłyśmy poznawać nowych ludzi, nowe kultury. Na początku spotkałyśmy
się z ogromną barierą językową. Czym innym jest uczenie się języka i posługiwanie się nim na
zajęciach, niż używanie go w praktyce bez skrępowania i obawy, że nasz „znajomy Amerykanin”
wyłapie wszystkie nasze błędy. Dużym zaskoczeniem był dla nas również fakt , że nawet z naszymi
rodakami musiałyśmy rozmawiać po angielsku, aby nie być niegrzecznym w stosunku do innych
kolegów. Drugiego dnia naszego pobytu uczelnia zorganizowała spotkanie integracyjne, na którym
podarowano nam torby z praktycznymi prezentami. W każdym pakiecie znajdował się plan miasta
wraz z najważniejszymi zabytkami, plan uczelni, kalendarzyk, książka zawierająca praktyczne
informacje na temat studiowania na Universidad Publica de Navarra oraz chusteczka którą wiąże się
na szyi szóstego lipca i nosi przez dziesięć dni w czasie trwania San Fermin – najważniejszego święta
tego miasta. Przy dobrej hiszpańskiej kawie pani z biura współpracy przekazała nam najważniejsze dla
nas informacje i wskazówki oraz przedstawiła prezentację dotyczącą uczelni. Muszę wspomnieć , że
w biurze współpracy można liczyć na ogromną pomoc i wsparcie i można się zwrócić do nich jego
pracowników z każdym choćby najmniejszym problemem. Na uczelni znajdują się punkty
informacyjne w których można zasięgnąć informacji na temat dostępnych przedmiotów oraz
otrzymać aktualną listę mieszkań do wynajęcia. Tak więc z tą właśnie listą rozpoczęłyśmy
poszukiwania. Lista dostępnych mieszkań była długa, jednak w tak późnym terminie ciężko było
znaleźć coś blisko uczelni i w miarę atrakcyjnej cenie. Po kilku dniach poszukiwań udało nam się
znaleźć piękne pięciopokojowe mieszkanie w odległości pięciu minut piechotą od uniwersytetu za
jedyne 700 euro. Jedynym naszym problemem było to, że było nas dwie. Przypomniałyśmy sobie, że
na jednym ze spotkań organizowanych przez studentów Erasmusa poznałyśmy Francuza, który
również szukał mieszkania. Zdobyłyśmy numer pokoju, w którym mieszkał w akademiku i
zaproponowałyśmy mu wspólne mieszkanie. Okazało się, że ma koleżankę która przyjedzie dopiero
za kilka dni i która również szuka mieszkania. Tak więc następnego dnia rozpoczęliśmy
przeprowadzkę. W międzyczasie uczelnia zorganizowała kolejne spotkanie integracyjne tym razem z
panem Rektorem, który wygłosił krótką przemowę życząc nam wspaniałych przeżyć i nowych
znajomości. Na spotkaniu mieliśmy okazję skosztować lokalnych specjałów – pysznych pinchos z
ośmiornicą czy tortilla de patatas i napić się dobrego wina. Przez kolejne dni poznawałyśmy miasto,
ludzi, uczelnię. Miasto położone jest u podnórza gór, przez co powietrze w zimie jest ostre, często
pada deszcz a czasem nawet śnieg. W odległości 45 minut autokarem znajduje się nadmorski kurort
San Sebastian – ulubione miejsce weekendowych wypadów mieszkańców. Pamplona jest miastem
studenckim. Wszystkie imprezy w mieście organizowane są pod kontem studentów a w szczególności
pod kontem Erasmusów. Jest to spore miasto jednak najważniejsze dla studentów dzielnice i obiekty
usytuowane są w pobliżu uniwersytetu. Tak więc po mieście poruszałyśmy się piechotą. Pierwszą
rzeczą, która zwróciła naszą uwagę była czystość i spokój jakie panują w mieście. Ludzie są bardzo
mili i pomocni a ponoć wśród Hiszpanów Pamplona ma opinię miejsca gdzie społeczność jest zimna i
nieuprzejma. Stare miasto bardziej przypominało nam o tym, że jesteśmy właśnie w Hiszpanii.
Typowe wąskie uliczki, ogromny plac o nazwie Plaza del Castillo otoczony małymi kawiarniami i
knajpkami, punkt widokowy Caballo Blanco, z którego można podziwiać całe miasto - to główne
miejsca spotkań wszystkich mieszkańców zarówno starszych jak i młodszych. Stare miasto każdego
dnia z wyjątkiem Niedzieli tętni życiem. Przez kolejne dni próbowałyśmy lokalnej kuchni, która bardzo
przypadła nam do gustu – w szczególności hiszpańska tortilla de patatas. Chodziłyśmy na fiesty
organizowane przez innych Erasmusów gdzie poznawałyśmy ludzi z całego świata. W rozmowie
zaczęłam posługiwać się zarówno angielskim jak i moim łamanym hiszpańskim. Powoli zaczęłam się
przyzwyczajać do trybu życia Hiszpanów. Na przykład do tego że w godzinach siesty 13.30-16.00,
kiedy to mam w zwyczaju załatwiać ważne sprawy, życie w mieście zamiera. Wszystkie banki i sklepy
są zamknięte, ludzie śpią lub odpoczywają. Także do tego, że głównym posiłkiem jest kolacja czy do
tego, że około 20stej wychodzi się do baru kosztować lokalnych pinchos i wypić lampkę wina czy
piwo. W godzinach 20- 23 ulice tętnią życiem, rozchodzi się gwar rozmów, śmiechów, śpiewów. W
knajpkach nie ma miejsca, żeby usiąść. Wszyscy stoją ale nikomu to nie przeszkadza. Około godziny
2giej zabawa przenosi się do miejscowych dyskotek i ludzie świętują do 8 nad ranem.
Tak poznając miasto, spacerując i zwiedzając ciekawe miejsca spędziłam około dwóch
tygodni. W międzyczasie musiałyśmy ostatecznie zdecydować o przedmiotach jakie wpiszemy w
Transcript of Records. Niestety nie jest to uczelnia techniczna i udało nam się wybrać tylko jeden
przedmiot zgodny z naszym programem. Dużym utrudnieniem okazało się dla mnie spore opóźnienie
w rozpatrzeniu wybranych przeze mnie przedmiotów przez Politechnikę Lubelską. Programy
wybranych przedmiotów przetłumaczyłam z języka hiszpańskiego na polski i zaniosłam do
rozpatrzenia jeszcze przed wyjazdem. Natomiast rozpatrzone zostały około miesiąca później, gdy na
uczelni w Pamplonie zbliżał się już ostateczny termin wyboru. Zajęcia na uczelni odbywały się w
formie wykładów i ćwiczeń jednak niektórzy wykładowcy nie dzielili zajęć na teorię i praktykę i każde
zajęcia zawierały ćwiczenia praktyczne i wprowadzającą do nich teorię. Dużym problemem było dla
mnie to, że uniwersytet posiada niewielką ofertę przedmiotów prowadzonych w języku angielskim a
jedyny przedmiot spośród wybranych przeze mnie, który odbywał się w tym języku okazał się w
połowie prowadzony po hiszpańsku. Jednak moja bariera językowa stopniowo zaczęła znikać i na
dzień dzisiejszy mogę nawet zaryzykować stwierdzenie, że lepiej czuję się komunikując się w języku
hiszpańskim. Zajęcia, które dawały więcej punktów ECTS odbywały się 3 razy w tygodniu natomiast te
z mniejszą ilością punktów 2 razy. Sposób ich prowadzenia niewątpliwie jest o wiele ciekawszy niż w
Polsce. Wykładowcy kładą duży nacisk na zajęcia praktyczne, mniejszy natomiast na teorię.
Organizują prezentacje, wyjazdy do fabryk czy przedsiębiorstw – w zależności od tematyki
przedmiotu. Spora część zajęć odbywa się w salach komputerowych. Pozostałe sale również
wyposażone są w co najmniej jeden komputer, rzutnik i ekran oraz głośniki. Zaliczenia odbywają się
na podstawie egzaminu z całości materiału. Nie ma kolokwiów podczas trwającego semestru. Są
natomiast egzaminy próbne, do których student może podejść dobrowolnie i jeżeli zaliczy nie musi
uczestniczyć już w egzaminie oficjalnym. Sesja poprawkowa trwa mniej więcej do 5 lipca. Niektóre
przedmioty zaliczane są na podstawie projektów przygotowywanych w ciągu całego semestru. Muszę
wspomnieć również o tym, że wbrew powszechnemu przekonaniu studenci Erasmusa nie są
traktowani ulgowo. Wymaga się od nich takiego samego zaangażowania i wiedzy jak od studentów
hiszpańskich bez względu na to czy mówią po hiszpańsku i rozumieją treść wykładów czy nie.
Oczywiście zdarzają się wykładowcy, którzy podchodzą bardziej łagodnie do studentów zagranicznych
ale są to naprawdę sporadyczne przypadki. Inni, w wyjątkowych sytuacjach umożliwiają zaliczenie
przedmiotów w języku angielskim. Ponadto student ma możliwość dopasowania zajęć do swojego
planu, gdyż zawsze istnieją dwie opcje. Uczelnia posiada także szeroką gamę zajęć fakultatywnych i
przedmiotów związanych bardziej z hobby niż poszczególnymi kierunkami studiów takich jak na
przykład fotografia, malarstwo, produkcja wina. Na terenie uczelni znajduje się centrum sportowe z
boiskami do koszykówki, siatkówki, rugby, piłki nożnej, siłownią, basenem. Karnet dla studentów na
cały miesiąc uprawniający do korzystania ze wszystkich obiektów sportowych kosztuje 15 euro. W
pobliżu hali sportowej znajduje się centrum językowe oferujące bezpłatne pięciodniowe kursy
językowe dla Erasmusów. Za kursy długoterminowe należy zapłacić. Uniwersytet posiada również w
swojej ofercie przedmiot na którym studenci zagraniczni mogą nauczyć się języka hiszpańskiego. To
co mi najbardziej przypadło do gustu na uczelni to punkty informacyjne, w których pracują
kompetentne i zawsze pomocne osoby oraz świetna organizacja. Uczelnia posiada stołówkę, w której
za 10 euro można zjeść pyszny obiad oraz duży bar szybkiej obsługi gdzie studenci przychodzą aby i
tanio coś zjeść lub wymienić doświadczenia z innymi kolegami. Nie sposób zapomnieć o ogromnej
bibliotece, która jest najważniejszym budynkiem i punktem charakterystycznym uczelni. Trzypiętrowa
biblioteka posiada punkty komputerowe, wypożyczalnię dvd i płyt. Linia autobusów odjeżdżająca
spod uczelni oferuje dogodne połączenia z każdym punktem miasta.
Ważnym elementem życia Erasmusa są podróże. Mi udało się zwiedzić Barcelonę, Bilbao,
Santander i San Sebastian oraz zabytkowe miasteczka w pobliżu Pamplony. Innym studentom,
głównie spoza Europy, dysponującym większym stypendium udało się zjeździć całą Hiszpanię od
północy aż po Andaluzję. W maju zaczęło robić się ciepło tak więc każdy wolny weekend spędzałam
nad morzem. W Czerwcu rozpoczęła się sesja egzaminacyjna. Uczelnia zorganizowała kolejne
spotkanie tym razem pożegnalne. Otrzymaliśmy pożegnalny upominek –koszulkę z logo uczelni .Część
Erasmusów wyjechała zaraz po zakończeniu egzaminów jednak większość została aby uczestniczyć w
największej fieście roku – jest to święto ku czci świętego Fermina obchodzone każdego roku od 6 do
14 lipca. Słynie głównie z encierro, gonitwy z bykami po ulicach miasta. Szóstego lipca w samo
południe na Plaza de Consistorial pod miejskim ratuszem burmistrz wraz z wystrzeloną rakietą
oznajmia rozpoczęcie tygodniowego święta. Tysiące ludzi zebranych na placu i otaczających go
uliczkach rozpoczyna wielką zabawę. Strzelają szampany, które wylewane są na głowy zebranych i
wszyscy ubrani w białe stroje z czerwoną chustą i przepasani czerwonymi szalikami głośno śpiewają
tańcząc na cześć San Fermin. Zabawa przenosi się na uliczki starego miasta i okoliczne place i trwa do
rana, gdzie o godz 8.00 rozpoczyna się pierwsza gonitwa. Stado składające się z 6 krów i 6 byków
przemierza 825 metrów wąskimi uliczkami kończąc bieg na Plaza de toros. W gonitwie uczestniczą
śmiałkowie z całego świata, których z roku na rok przybywa i trzymając w dłoni zwinięte gazety
prowadzą stado do celu. Wieczorem każdego dnia odbywa się corrida, w której stracone zostają byki
z rannej gonitwy. Początki święta na cześć patrona miasta sięgają XIV wieku. Od 1592 roku odbywają
się regularnie w lipcu. Sanfermines stopniowo zatraciło charakter religijny stając się wydarzeniem
świeckim, jednakże mieszkańcy Pampeluny podchodzą do świąt bardzo poważnie i wszyscy od dzieci
do seniorów czynnie biorą udział w uroczystościach, a nawet część dni jest wolnych od pracy. Z roku
na rok przybywa też turystów, głównie z USA i Wielkiej Brytanii.
Podsumowując, uważam, że stypendium Erasmusa jest ogromną szansą nie tylko na
poszerzenie swojej wiedzy naukowej ale także na otwarcie się na innych ludzi i inne kultury.
Niewątpliwie oferta edukacyjna uniwersytetu, na którym ja miałam szansę studiować jest o wiele
ciekawsza niż w Polsce i daje możliwość rozwijania swoich umiejętności zawodowych w praktyce.
Ogromnym plusem takiego wyjazdu niezależnie od kraju jest możliwość szybkiej nauki obu języków
zarówno angielskiego jak i języka danego kraju. Doświadczenia zdobyte na takim wyjeździe wpływają
na nasze życie, kształtują psychikę a wspaniałe przyjaźnie zawarte pośród tych wszystkich wspólnych
przeżyć pozostają w pamięci na całe życie. Poza walorami edukacyjnymi taki wyjazd przynosi również
inne. Uczymy się odpowiedzialności za swoje czyny, oszczędności, dzielenia się obowiązkami i
lojalności w stosunku do przyjaciół co jest namiastką prawdziwego dorosłego życia jakie każdego z
nas czeka i z jakim przyjdzie każdemu z nas się zmierzyć po ukończeniu tego wspaniałego okresu w
życiu jakim są studia. Dla mnie ten wyjazd był niesamowitym przeżyciem i każdemu kto zastanawia
się nad tym czy pojechać na jeden semestr czy dwa lub czy w ogóle pojechać chcę powiedzieć że
naprawdę warto a wszelkie wątpliwości znikną wraz z pierwszym tygodniem pobytu na stypendium.
Ja bardzo żałuję, że w moim przypadku było to tylko pół roku. Ten kto w okresie studiów nie
zdecyduje się zaryzykować aby wyjechać na stypendium nie wykorzysta w pełni możliwości jakie daje
nasz uniwersytet . Możliwości na poznanie czegoś innego od naszej codzienności i co się z tym wiąże
na zdobycie bezcennej wiedzy.