Rodzina katolicka - Marketing z religią w tle

Transkrypt

Rodzina katolicka - Marketing z religią w tle
Rodzina katolicka - Marketing z religią w tle
czwartek, 16 lipca 2009 15:33
Czy sukcesy komercyjne niektórych filmów z wyraźnie antychrześcijańskim przesłaniem są
wynikiem ich walorów artystycznych, czy zręcznego marketingu i promocji?
Dlaczego niektórych? Bo nie wszystkie, mimo ogromnych środków na reklamę, osiągają
wynik zadowalający producentów. Nakręcenie filmu wymaga ogromnych środków finansowych.
Film jest przemysłem i producent, który musi wyłożyć pieniądze na jego realizację, oczekuje
zysków, a przynajmniej zwrotu poniesionych kosztów. Dlatego już w chwili rozpoczęcia
produkcji filmu rusza kampania promocyjna, czasem na ogromną skalę. A ponieważ tylko
nieliczne filmy stają się hitami, każdy sposób wydaje się dobry, by przyciągnąć uwagę
potencjalnych widzów. Nawet jeżeli powstaje dzieło średniej jakości, to zawsze można zwrócić
na nie uwagę, wprowadzając na ekrany w aurze na przykład obyczajowego skandalu albo
sugerując, że dzieło przełamuje kolejne tabu.
Ewangelia szatana
Przykład „Antychrysta”, najgorszego chyba filmu w dorobku Larsa von Triera, jest znaczący.
Sukces komercyjny w Polsce – bo do tej pory inne jego filmy nie cieszyły się taką frekwencją –
osiągnął dzięki zręcznej promocji, rozpoczętej jeszcze przed realizacją. Zamieszczane w
filmowych portalach internetowych wiadomości o aktorach, którzy odrzucili propozycje zagrania
w filmie, o śmiałych scenach mających szokować widza, o reakcjach widzów po pokazie filmu
na festiwalu w Cannes, o tym, że w Polsce zostanie pokazany bez cenzury, a następnie
przedpremierowe pokazy podsycały atmosferę oczekiwania na, wydawałoby się, nowe filmowe
objawienie. Film reklamowany jako horror, i to przełomowy w swoim gatunku, okazał się nie
horrorem, ale sadomasochistyczną produkcją, jaka nie powinna gościć w normalnych kinach. I
to nie tylko zdaniem prasy chrześcijańskiej. Ale na autora tego dzieła nie posypały się gromy, z
jakimi spotykają się twórcy filmów, w których – często nawet nie bezpośrednio – znajdziemy
odwołania do chrześcijaństwa i wiary, tyle że w sposób nienaruszający dogmatów. Z podobnymi
atakami spotkała się chociażby „Pasja” Mela Gibsona.
Nietolerancyjna Narnia
W znakomitym artykule „Eksplozja antyreligijnej histerii”, opublikowanym jeszcze w 2006 roku,
Frank Furedi dowodzi, że wśród liberalnych elit USA i Wielkiej Brytanii symptomy antyreligijnej
histerii przybierają postać krucjaty. Uczestnicy owej krucjaty uważają, że zagrożeniem dla
1/3
Rodzina katolicka - Marketing z religią w tle
czwartek, 16 lipca 2009 15:33
„tolerancji” są treści religijne pojawiające się w dyskursie publicznym i kulturze popularnej.
Furedi posługuje się przykładem filmowej adaptacji pierwszej części „Opowieści z Narnii” C.S.
Lewisa, którą oskarżano o propagowanie „fundamentalistycznych” treści jako pożywki dla
skrajnej religijnie prawicy. Przytacza opinie pisarza Philipa Pullmana, nazywającego cykl Lewisa
„jedną z najohydniejszych, najbardziej szkodliwych rzeczy, jakie kiedykolwiek czytał”.
Przywołuje też poglądy Polly Toynbee z lewicowego „Guardiana” o tym, że „»Narnia« uosabia
wszystko, co w religii najbardziej znienawidzone”. Zauważa też, że krytyków szczególnie oburza
perspektywa wykorzystania filmu przez organizacje religijne w celu promowania swej wiary.
„Grupa doradcza Media Transparency ostrzega, że film jest oparty na książce zawierającej
»jawnie religijny pierwiastek«, co w domyśle stanowi niebywałe zagrożenie”. „Zdumiewające
jest to, że chrześcijanie promujący chrześcijaństwo ściągają na siebie tak ostre potępienie.
Artystyczne przedstawienia religijnych przekonań są regularnie piętnowane za pomocą
terminów »fundamentalistyczne«, »nietolerancyjne«, »dogmatyczne«, »irracjonalne« czy
»prawicowe«” – dodaje Furedi. Trudno posądzać autora związanego w latach 70. z radykalną
lewicą o stronniczość w tej kwestii, bo sam określa siebie jako „świeckiego humanistę
instynktownie nieufnego wobec wszelkiego moralizowania zatrącającego fanatyzmem”. „Jestem
podejrzliwy w stosunku do pryncypialnego potępiania filmów zawierających religijne przesłanie”
– pisze o sobie. Opublikowany kilka lat temu tekst nie stracił na aktualności, a wręcz przeciwnie.
Rugowanie treści religijnych z każdej dziedziny życia publicznego, w tym z kultury, przybrało na
sile.
Chrześcijan, uważających, że treści, jakie niosą niektóre filmy, obrażają ich uczucia religijne,
wyrażających swój protest na przykład pikietami przed kinem, nazywa się dewotami,
ciemnogrodem czy kołtuństwem. Twórcy obraźliwych treści natomiast zyskują miano
poszukiwaczy prawdy. Zapomina się, że wolność słowa przysługuje jednym i drugim.
Protestować wolno wszystkim, każdy sposób jest dobry, chyba że dochodzi do użycia
przemocy. Taka sytuacja miała miejsce w październiku 1988 roku, kiedy w Paryżu, w kinie
gdzie wyświetlano „Ostatnie kuszenie Chrystusa”, wybuchła bomba.
„Dopraw symbolikę religijną pieprzną erotyką i pokaż ją na plakacie” – tak ma, zdaniem
koreańskiego reżysera Chanwook Parka, wyglądać promocja jego najnowszego filmu. Kiedy
Watykan odmówił zezwolenia na zdjęcia w jego wnętrzach ekipie filmu „Anioły i demony”,
filmowcy się oburzyli. Czy zapomnieli, że wcześniej ten sam zespół nakręcił antykatolicki „Kod
da Vinci”? Nie. Była to świadoma prowokacja, mająca wywołać zainteresowanie nowym filmem.
Czasem jednak nawet takie prowokacje zawodzą i nie przynoszą sukcesu, czego przykładem
jest film Formana „Larry Flynt”. Plakat promujący film, którego bohaterem, jako obrońca prawa
do wolności słowa, został wydawca magazynu erotycznego, wywołał powszechne oburzenie.
Widniał na nim ukrzyżowany mężczyzna na tle nagiego ciała kobiety. Film w kinach przepadł.
2/3
Rodzina katolicka - Marketing z religią w tle
czwartek, 16 lipca 2009 15:33
Wielu czytelników prasy katolickiej, w tym księży, ma wątpliwości, czy w ogóle należy o
podobnych filmach pisać, bo to stanowi dla nich niezasłużoną promocję. Jest w tym trochę racji,
bo ich producenci z utęsknieniem czekają na każdy protest, bo to świetna reklama. Ale
milczenie nie sprawi, że sam temat zniknie. Zmasowana promocja wprowadzająca często w
błąd ewentualnych widzów musi spotkać się z odpowiednią reakcją. Czy na przykład
histeryczne czasami wezwania do bojkotu „Kodu da Vinci” przeszkodziły filmowi w osiągnięciu
ogromnego sukcesu komercyjnego? Zdaniem wielu znawców tematu, wprost przeciwnie. Myślę,
że o wiele więcej dała kampania medialna, w tym poświęcone filmowi strony internetowe
prowadzone przez Opus Dei, wyjaśniająca prezentowane w filmie absurdy.
Edward Kabiesz
Źródło: Gość Niedzielny
3/3

Podobne dokumenty