5. maj
Transkrypt
5. maj
Na DOBRY POCZĄTEK Albert Schweitzer Szczęście to jedyna rzecz, która się mnoży, gdy się ją dzieli. TEMAT MIESIĄCA Być może najstarsza fryzjerka w Polsce Być może pani Janina jest najstarszą stażem fryzjerką w Polsce. Strzyże nieprzerwanie od 1946 roku i jest żywą encyklopedią zmian, jakie zaszły na przestrzeni ostatnich 70 lat. Rozmawiamy w zakładziku, z sąsiedniej salki dobiega szum pracujących suszarek. Na ścianach proporce, medale, puchary zdobyte na zawodach międzynarodowych. Należy dodać, że Janina 1 Tyrcz otrzymała najwyższe polskie rzemieślnicze odznaczenie, Szablę im. Jana Kilińskiego oraz została uhonorowana przez prezydenta Kwaśniewskiego Złotym Krzyżem Zasługi. Jak się czeszą Polacy? Czeszemy się dobrze, sądzę, że nasze społeczeństwo dba o swoje fryzury. Kiedyś było gorzej, ponieważ ludzie byli biedniejsi i bardziej zapracowani, nie mieli tyle czasu, co dzisiaj. Dwa lata temu, na mistrzostwach świata w Mediolanie były modne włosy proste i długie, bez loków. W tej chwili zauważalny jest powrót do trwałych. Zbliżamy się do trendu, gdy będzie moda na kręcone, dłuższe włosy i stonowane kolory. Jak to pani robi, że tak długo jest aktywna zawodowo? Przede wszystkim lubię swój zawód. Nie chcę zrezygnować z fryzjerstwa. Co to za życie siedzieć w domu, oglądać telewizję i zajmować się wnukami. Nie nadaję się do tego, wolę pracować. Nawet jak mam wolne i wyjdę do kawiarni, to przyglądam się ludziom wokół, żeby ich fryzurki sobie pooglądać. Jak się zaczęła pani przygoda ze strzyżeniem? Pochodzę z Wołkowyska spod Białegostoku. Na początku podróżowałam po zrujnowanej Polsce, byłam w Częstochowie, potem w Wieluniu. W 1941 w trakcie łapanki w Wieluniu wywieźli mnie do Berlina. Wyszłam z kina i do domu już nie wróciłam. Dopiero po dwóch latach udało mi się uciec spod Berlina, gdzie na łąkach doiłam krowy. Cóż miałam robić? Poszłam do fryzjera uczyć się fachu. Nauka trwała trzy miesiące, po czym pojechałam do Rozwadowa, gdzie przedstawiłam się jako fryzjerka z kilkuletnim już doświadczeniem. Tak się zaczęła moja przygoda ze strzyżeniem. W czasie wojny zdarzały się takie sytuacje, że w ciągu dnia potrafiłam wykonać nawet do 30 uczesań. Efekt był taki, że pracowałam do nocy i czasami na boso. 2 Karierę zaczyna pani w zniszczonym Wrocławiu. Tak, wówczas to było miasto, do którego ciągnęło sporo młodzieży. W tamtych czasach wszyscy jechali na Zachód i również ja spróbowałam. W trakcie mojego pierwszego pobytu w mieście przesiedziałam z koleżanką i kolegą jedną noc na drzewie i uciekłam. Wiadomo przecież, co Rosjanie wyprawiali z młodymi dziewczynami. Wróciłam pod koniec 1946 i do dzisiaj tak już zostało. Na początku kariery oczywiście nie miałam swojego zakładu i początkowo pracowałam w różnych miejscach. Dopiero w 1957 roku otworzyłam swój pierwszy punkt. Jakie były warunki pracy po wojnie? Było kilka zakładzików, miasto wyglądało okropnie, ale z czasem gruzy znikały. W tym zawodzie wszystko uzależnione jest od zdolności fryzjera. Jak ktoś ma talent, to ładnie uczesze głowę. W tamtych czasach nie mieliśmy żadnych narzędzi ani materiałów, na których można by w miarę komfortowo pracować. Nożyczki były wykonane z prymitywnych elementów przemysłowych, najczęściej z kiepskiej stali. Ręce miałam zniszczone od płynów, ale cieszyłam się, że mam pracę. Dzisiaj pracujemy na świetnych japońskich narzędziach. Wojna „wymiotła” dosłownie cały rynek, nie mieliśmy sprzętu do pracy, nie było katalogów. Kupowaliśmy to, co było na miejscu albo to, co przywieziono z zagranicy czy z innego miasta. To były nasze „przecieki”. Jak przyjechała jakaś elegancka dama z zagranicy i opowiedziała o nowym trendzie, tłumaczyła jak wygląda fryzura, jak się ją układa. To było nasze okno na świat. Przez lata fryzjerstwo diametralnie się zmieniło. Trwałe ondulacje robiło się wtedy elektrycznie, czyli inaczej niż dzisiaj. Na suficie wisiały aparaty elektryczne z bolcami, klientka siadała na fotelu, aparat się opuszczało i uruchamiało całą machinę. Jeżeli o chwilę za długo się przetrzymało, to już po włosach! A wtedy tragedia. Teraz trwałą nazywa się stylingiem. Polega to na tym, że włos odbija się od nasady i 3 bardzo lekko się kręci. Zresztą, w tamtym czasie robiło się bardzo dużo trwałych, również na głowach mężczyzn. Przetrzymania często się zdarzały? Raz mi się zdarzyło, ale na szczęście przypaliłam z tyłu tylko dwa loczki. Ale tragedii było sporo i dobrze, że ta archaiczna technologia się skończyła. Pamiętam jednak, że nie raz kobiety po niefortunnych ondulacjach zostawały z dwoma centymetrami włosów na głowie. To były trudne początki. W latach 50-tych było chyba już lepiej? Na szczęście ta metoda szybko przeminęła. Jednak pierwszą techniką była trwała parowa. Włosy nawijało się na wałeczki, w których były otwory i te wszystkie wałeczki trzeba było połączyć gumkami. Klient miał całą głowę dziwnie przyozdobioną. Pośrodku zakładu stało coś w rodzaju kociołka, skąd rurkami para była rozprowadzana do wszystkich wałków. Pamiętam, że komicznie to wyglądało, jak kilku mężczyzn, z przechylonymi głowami, jednocześnie takimi rurkami połączyłam. Mniej więcej w tym czasie zaczęli się pokazywać prywatni sprzedawcy farb i perhydrolu w baniakach. Nawet nie wiem, gdzie były kupowane. W tej chwili są dodatki z balsamem, a firmy zagraniczne martwią się, jak tu by sprzedać taki asortyment. Moda była na koczki dzienne i wieczorowe. Nie było żadnych prostych włosów, raczej kręcone. Były bardzo rozpowszechnione krótkie loczki u mężczyzn. Autor: Andrzej Ficowski Skopiowała z Internetu Iwona Fedorek 4 URODZINY MIESIĄCA W dniu tak pięknym i wspaniałym życzymy Wam sercem całym zdrowia, szczęścia, pomyślności, stu lat życia i radości. Być może macie i inne życzenia, więc też życzymy ich spełnienia Dyrektor, personel oraz wszyscy mieszkańcy Biniecka Weronika Cais Jerzy Dzięgiel Maria Indyk Jan Iwko Maria Janowicz Anna Jeż Antoni Łaziński Stefan Noworycka Danuta Ostrowska Pięta Skóra Sokołowska Batih Anna Łucja Danuta Lidia Tadeusz Pieczyk Cionaka Kocur Hoffman Magdalena bogumiła Anna Irena PRZEMYŚLENIA Przemyślenia- ciąg dalszy o wychowaniu w rodzinie 5 Kontynuując rozważania o wychowaniu w rodzinie, wracamy do zasygnalizowanego w poprzednim artykule obszernego tematu roli upomnień w procesie wychowawczym. Upominanie powinno być delikatne, przyjacielskie i z pewną dozą pokory osobistej. Wychowawca nie powinien się uważać za lepszego od wychowanka , mimo że jest starszy i życiowo doświadczony. Nie powinien przy tym się krępować i bać się, żeby nie urazić osoby upomnianej, bo można tego uniknąć umiejętnym podejściem do sprawy. Kochający swoje dzieci rodzice nie powinni gromadzić upomnienia i ich eskalować, najlepiej jest je dawkować („w strawnych porcjach”), aby nie było za jednym razem zbyt dużego „uderzenia”, które dotkliwie boli. Upominanie może też być w formie lekkiego strofowania ze zdrowym poczuciem humoru nawet wobec całkiem młodego wychowanka, który może jeszcze na żartach się nie znać. Zapewnić to może pogodną atmosferę w domu, eliminującą karę za jego przewinienia. W odniesieniu zaś do starszych dzieci, które żyją już samodzielnie („na własny rachunek”) nie należy wzdrygać się przed ich upominaniem , które może mieć formę poważnego zwracania uwagi na pewne sprawy czy zagadnienia. Trzeba im uświadamiać wagę krytykowanych postępowań w ich dalszym życiu oraz ich skutków dla rodziny i społeczeństwa. Na przykład trzeba to czynić w przypadku, gdy któreś z dzieci żyje w konkubinacie, tj. nieformalnym związku partnerskim, albo gdy ktoś zrywa swoje małżeństwo i opuszcza swoją rodzinę, wówczas rodzice powinni zareagować upominaniem i uświadamianiem takiej osoby co do następstw trwania w grzechu (człowieka wierzącego) czy nieprawym związku (osób pozostałych). Czynić to należy bez względu na nieraz wątpliwą skuteczność takich działań, czy uchylanie się delikwenta od poważnej dyskusji na takie drażliwe tematy. 6 Chodzi tu nie tyle o spokój własnego sumienia upominającego że się zwróciło uwagę na dziejące się zło, ale przede wszystkim o obiektywne dobro dziecka, które mimo wszystko się po rodzicielsku kocha przez całe swoje życie. Ucieczka od zwracania uwagi na takie czy inne nieprawidłowości nie powinna mieć miejsca, gdyż nie można uchylać się od obowiązku upominaniu bliskich osób, aby ich postępowanie nie było złe, grzeszne czy niezgodne z humanistycznymi zasadami współżycia społecznego. Tak zwana „tolerancja” (uważanie że dziecko jest dorosłe i wie co robi) przynosi szkody moralne zarówno upominanemu, jak i upominającemu. Jest ona niewybaczalnym błędem wychowawczym, jak i kardynalnym „grzechem” współczesnej rzeczywistości. Przymykanie na wszystko oczu w imię kanonów liberalnej ( a właściwie libertyńskiej) „poprawności politycznej” jest wyrazem braku prawdziwej miłości rodzicielskiej i przynosi opłakane skutki w bliższej czy dalszej perspektywie. Odbija się ona poniewczasie „czkawką moralną” wychowawcom oraz osobom, które stale, nadal trzeba wychowywać mimo ich dorosłego wieku i samodzielnego statusu społecznego. Wracając zaś do dzieci jeszcze uczących się, nie należy ich upominać w szkole lub innym miejscu poza domem, gdy przebywają w towarzystwie rówieśników, chyba że popełniają karygodne wybryki wymagające natychmiastowej reakcji. Natomiast starsze i dorosłe potomstwo nie powinno być upominane w miejscu pracy czy w innym zbiorowym środowisku (przy obcych świadkach). Wierzący rodzice, realizujący wskazania ewangeliczne na temat upominania bliźnich powinni najpierw wziąć osobę upominaną „ na stronę” i rozmawiać z nią „w cztery oczy”. 7 Jeśli nie odniesie to skutku, należy sprawę przewinień przedstawić na forum rodzinnym, nazywając je „po imieniu” , by członkowie rodziny byli dobrze poinformowani o meritum udzielanych upomnień. A jeżeli z kolei to nie pomoże, wówczas należałoby się zwrócić o pomoc do katechety, proboszcza czy osoby cieszącej się autorytetem w danym środowisku. Po wyczerpaniu wszystkich dróg i sposobów upominania należy czekać (nieraz bardzo długo) na pozytywną reakcję człowieka, którego chcielibyśmy wychować lub jeszcze wychowywać mimo przeciwności i niechęci wychowanka. Na koniec rozważań o wychowywaniu w rodzinie warto i należy zasugerować osobom wierzącym, aby odnosili się w modlitwie przy swoich poczynaniach do Boga Ojca, Stwórcy człowieka, którym się opiekuje i go wychowuje Ewangelia i przykładem Chrystusa. Stwórca powołując rodziców do uczestnictwa w akcie stwórczym, jednocześnie przekazuje im część swoich funkcji opiekuńczo- wychowawczym. Powierza im bieżące wychowywanie potomstwa od dzieciństwa po wiek dojrzały, a nawet jeszcze w dalszym życiu poza domem rodzinnym. Zważmy, że pociąga to za sobą wielką godność rodziców i ich naturalną odpowiedzialność za zleconą im misję wychowawczą w ramach rodziny i to dotyczącą również osób niewierzących lub wierzących „wybiórczo” (tylko w to, co im się podoba). Jaspis P.S. Na wypadek, gdyby ktoś zapytał, jak autor artykułu ustosunkowuje się do karania dzieci biciem, odpowiadam „jestem przeciw, a nawet za” (trawestując powiedzenie Wałęsy). Generalnie biorąc nie uważam bicia za odpowiednią metodę perswazji i wychowania. Kary cielesne są przeżytkiem minionych epok, kiedy obowiązywały w rodzinach zasady patriarchatu. 8 W żadnym przypadku nie powinno być karania dziecka biciem, a tylko wyjątkowo może być praktykowane karcenie dziecka jakimś symbolicznym klapsem matczynym lub ojcowskim „przetrzepaniem” spodni, ale tylko w odniesieniu do małych dzieci do których nie przemawia ustne upomnienie. Czasem wystarczające jest tylko samo pogrożenie dziecku palcem i zagrożenie mu klapsem. Niedopuszczalne jest natomiast nerwowe bicie tyłka dziecka pasem (lub trzciną czy kijem), jak to się kiedyś mówiło, dawanie 25 razów pasem na „gołą pupę” przez srogiego ojca. Ewentualną (choć w praktyce niewykonalną) karę cielesną można stosować „w zawieszeniu”, egzekwowalną ( w groźbie) w razie recydywy takiego samego ciężkiego przewinienia. Reasumując, nie jestem przeciwny temu, aby matka czasem użyła ręcznej perswazji klapsem w stosunku do małego, krzyczącego bez powodu dziecka, oraz aby ojciec też czasem „przetrzepał spodnie” swemu krnąbrnemu maluchowi, chłopakowi, który nie posłuchał ustnego upomnienia. „Jaspis” CIEKAWOSTKI 9 1. Czy wiesz, że Kurczak o imieniu Mike pomimo utraty głowy żył jeszcze przez 18 miesięcy. Okazało się bowiem ,że po odcięciu głowy w górnej części kręgosłupa została jeszcze część mózgu ptaka. Dzięki temu mógł on kontrolować wszystkie funkcje życiowe. Ta niezwykle ciekawa historia wydarzyła się 10.09.1945 roku w stanie Colorado. Niejakiego Lloyda Olsena, który był farmerem, owego dnia miała odwiedzić teściowa. Żona chciała ugościć mamę pyszną kolacją z kurczaka, poprosiła więc męża o zabicie jednego z tych które hodowali w kurniku. Dalsza część historii wygląda zdecydowanie mniej pospolicie...W momencie kiedy farmer zorientował się że ptak żyje pomimo odcięcia głowy, mężczyźnie zmiękło serce. Kurczak był karmiony przez rodzinę drobnymi ziarnami i płynami wstrzykiwanymi przez strzykawkę. Niedługo czasu było potrzeba aby Mike stał sie atrakcją nie tylko okolicy ale i całego stanu. Olsen zabierał ptaka na różne pokazy - dzięki czemu zarobił naprawdę duże pieniądze. Kurczak umarł podczas tourne w 1947 roku. Od 1999 roku, corocznie w mieście Fruita odbywają się Mike Headless Chicken Day- festyn gdzie można skorzystać z takich atrakcji jak bieg kurczaka bez głowy, rzuty jajkiem itd. 2. Czy wiesz, że Błędne jest powszechne przekonanie że koty zawsze spadają na cztery łapy. To czy faktycznie tak upadnie zależy naprawdę od kilku czynników. Prawda jest taka, że to czy kot spadnie na cztery łapy jest uzależnione od tego z jakiej wysokości spada i z jaką prędkością - ma to bowiem wpływ na czas reakcji błędnika. Udowodniono że koty bezpiecznie lądują na cztery łapy jeśli wysokość nie przekracza okolic czwartego piętra. Po tej wysokości kot ma już małe szanse nawet na przeżycie. Prędkość natomiast ma wpływ na to z jaką siłą kot uderzy o podłoże. W momencie spadania bowiem kot rozluźnia mięśnie – w szczególności nóg. W ten sposób lądowanie jest na miękkich łapach, dzięki czemu uderzenie jest zamortyzowane. Wiadomo jednak że jeśli prędkość z jaką uderza kot o podłoże jest duża to nawet takie zabiegi nie pomogą. W całości skopiowała z portalu Anna RZ. KSIĘGA IMION 10 Znaczenie imienia Julia Pochodzenie i znaczenie imienia Chrakterystyka imienia Odmiany i zdrobnienia Julia jest to imię pochodzenia rzymskiego, imię to stało się popularne od czasów Juliusza Cezara. Protoplastą rzymskiego rodu Juliuszów miał być Julus, syn legendarnego Eneasza. Jako żeńska forma imienia Juliusz oznacza: promienista, młoda. Julia jest uwodzicielską kobietą pełną majestatu i wdzięku. Jest raczej skryta, trochę nieśmiała. Unika kontaktu ze światem i tłumem. Aby nie pokazać po sobie, że dana sytuacja wstrząsa nią lub ją wzrusza, wyhamowuje reakcję do tego stopnia, że może się wydawać nieczuła i obojętna. Posiada dar przewidywania wielkich etapów w swym życiu. Nie wygłasza moralizatorskich mów, nie robi wyrzutów, jej zachowanie cechuje godność, wierność, poszanowanie przyjętych zobowiązań. Przywiązuje dużą wagę do przyjaźni, zarówno z mężczyznami, jak i z kobietami. Ciężko przeżywa zdradę lub porzucenie, gdyż jest wrażliwa na porażki, zwłaszcza uczuciowe. Jula, Julcia, Julisia, Julka Imieniny 16 kwietnia, 22 maja, 27 lipca, 30 lipca, 10 grudnia, 11 grudnia Patron Św. Julia Męczenniczka - ur. w roku 415 w Kartaginie. Sprzedana jako niewolnica kupcowi syryjskiemu Euzebiuszowi. W 450 r., w czasie podróży do Włoch, schwytana, torturowana i zamordowana, gdyż nie chciała uczestniczyć w święcie pogańskim. Św. Julia Billiart - zakonnica francuska, założycielka Zgromadzenia Sióstr NôtreDame. Cudownie uzdrowiona. Kolor i liczba Czerwony, 3 Formy obcojęzyczne Julia (ogólnie przyj. forma), Julie (ang., fr., niem.), Giulia (wł.) 11 Powiedzonka Brak Znaczenie imienia Maciej Pochodzenie i znaczenie imienia Maciej jest to imię pochodzenia hebrajskiego, od słowa Mattijjah (dar Jahwe). Oznacza: ten, który jest darem Boga. Charakterystyka imienia Maciej jest osobą nerwową, pobudliwą i bardzo szybko reagującą. Charakteryzuje się bogatym i uporządkowanym życiem wewnętrznym, ale jest również otwarty na świat i chętnie miesza się do cudzych spraw, jednak nie przez niezdrową ciekawość, ale z chęci niesienia pomocy innym. Jest osobą wrażliwą i przejmującą się losem innych. Zawsze stanie po stronie niesłusznie atakowanych. Czasami brak mu dyplomacji, to co myśli to powie. Odmiany i zdrobnienia Mach, Maciek, Maciuś, Maćko Imieniny 30 stycznia, 24 lutego, 25 lutego, 14 maja, 11 listopada Patron Święty Maciej - wybrany Apostołem na miejsce Judasza, zdrajcy, w następstwie losowania spośród 2 kandydatów. Kolor i liczba Żółty, 6 Formy obcojęzyczne Matthias, Mathias (łac.), Mathias, Mattias (ang.), Matthias (niem.), Mathias (fr.), Matias (hiszp.), Mattia (wł.) Powiedzonka Kiedy Gromniczna zimę traci, to święty Maciej ją wzbogaci. Umarł Maciek, umarł, już leży na desce, żeby mu zagrali, podskoczyłby jeszcze. Znaczenie imienia Justyna Pochodzenie i znaczenie imienia Justyna jest to imię, które pochodzi od męskiego imienia Justyn. Charakterystyka imienia Justyna jest osobą szlachetną i dobrą. Pragnie jednak kierować innymi. W codziennym postępowaniu jest praktyczna i zawsze analizuje sytuacje. Posiada duży zmysł organizatorski. Jest ciągle zajęta. Utrzymuje szerokie kontakty 12 społeczne. Musi wszystko wypowiedzieć i wszystko przeżyć. Nie lubi żyć w cieniu. Jeśli ktoś nie wysłucha jej zwierzeń, zrani ją dogłębnie. W miłości raczej ostrożna i stała. Odmiany i zdrobnienia Justa, Justynka, Justysia, Justyśka Imieniny 14 kwietnia, 16 czerwca, 13 lipca, 5 września, 17 września, 26 września, 7 października, 30 listopada Patron Św. Justyna - męczennica z Padwy (III w.). Ścięta mieczem za panowania cesarza Dioklecjana. Św. Justyna - męczennica, siostra św. Aureusa, biskupa Moguncji. Kolor i liczba Zielony, 3 Formy obcojęzyczne Justina, Iustina (ogólnie przyj. forma), Justine, Jocelyne (ang.), Justine (niem.), Justine (fr.) Powiedzonka Brak Znaczenie imienia Marcin Pochodzenie i znaczenie imienia Marcin jest to imię pochodzenia łacińskiego od imienia Martius, oznacza: ten, który jest związany z bogiem Marsem. Charakterystyka imienia Marcin jest osobą o niespokojnym i płochliwym charakterze. Zawsze pełen lęku, napięty i gotowy do ucieczki. To introwertyk ze skłonnością do zamykania się w sobie. Jest bardzo ciekawy, czasami nawet zbyt ciekawy, co stawia go w trudnej sytuacji. Brak mu pewności siebie. Nie lubi dwuznacznych czy wątpliwych sytuacji. W nic nie uwierzy, póki nie zrozumie dokładnie, czego się po nim oczekuje i co się mu proponuje. Odmiany i zdrobnienia Marcinek, Marcisz Imieniny 30 stycznia, 13 kwietnia, 8 października, 24 października, 3 listopada, 11 listopada, 7 grudnia, 29 grudnia 13 Patron Św. Marcin - biskup Tours. Był żołnierzem rzymskim, a następnie pustelnikiem i apostołem Galów. Jedna z licznych legend o nim mówi, ze podarował żebrakowi pół swojego płaszcza. Patron żołnierzy i młynarzy. Uważany również za patrona chroniącego przed ospą. Św. Marcin I - papież w latach 649–56. Był prześladowany przez cesarza Konstansa II nie uznającego jego wyboru. Został na jego rozkaz pojmany i przewieziony do Konstantynopola, gdzie był więziony i skazany na wygnanie. Zmarł na Krymie. Kolor i liczba Żółty, 7 Formy obcojęzyczne Martinus (łac.), Martin (ogólnie przyj. forma) Powiedzonka Uczył Paweł Marcina, a sam głupi jak trzcina. Skopiowała z Internetu B.Wiechucka 14