4. kwiecień
Transkrypt
4. kwiecień
Numer 4 Kwiecień 2012 NASZ DOM SPIS TREŚCI: NA DOBRY POCZĄTEK TEMAT MIESIACA: Postanowiłem wrócić URODZINY MIESIĄCA PRZEMYŚLENIA ŻYCZENIA CIEKAWOSTKI KSIĘGA IMION Redagują: I. Fedorek M. Pakuła A. Rzodkiewicz B.Wiechucka 1 NA DOBRY POCZĄTEK Augustyn z Hippony Boże, daj mi siłę, abym mógł zrobić wszystko, czego ode mnie żądasz. A potem żądaj ode mnie, czego chcesz. TEMAT MIESIĄCA Postanowiłem wrócić W moim życiu nastał czas dzielenia się nadzieją. Chciałbym, aby ludzie, którzy nie mają takiej silnej woli życia jak ja, takiego końskiego organizmu, też mogli podążać w kierunku, w którym idę. W kierunku życia – mówi aktor Jerzy Stuhr. NEWSWEEK: Gdy zadzwoniłam do pana, prosząc o wywiad, powiedział pan: "Zgoda, ale rozmawiajmy o życiu". Czy to oznacza zmartwychwstanie? JERZY STUHR: Prawie. Dwa tygodnie przed Wielkanocą podano mi ostatnią chemię – profilaktycznie. Lekarze mówią, że jestem czysty, i pomału zaczynają mówić prawdę. Dopiero teraz, gdy choroba wydaje się ujarzmiona, dowiaduję się, jak było ze mną źle. Rozmawiam z panią, bo wracam do życia. Tak przynajmniej myślę. Tak sobie postanowiłem. Co pan postanowił? Postanowiłem być na miarę swoich oczekiwań. Całe moje życie związane było z pracą, więc postanowiłem wrócić do niej. Ten krok trzeba zrobić samemu, bo lekarze zawsze będą mówić: wstrzymajmy się, poczekajmy. Wolą mieć pacjenta w łóżku, a ja zawsze byłem pokornym pacjentem, bo przecież nie pierwszy raz jestem poważnie chory. Pod koniec lat 80. przeszedłem zawał. Zawsze znosiłem ustawianie mnie przez lekarzy, ale teraz uznałem, że nadszedł moment, by powiedzieć: decyzja zależy ode mnie. Parę dni temu napisałem 2 w moim pamiętniku: "Boję się". No, bo się boję. Czy dam radę, czy sił wystarczy, ale podniecenie jest większe od strachu. Zawsze w moim życiu tak było, że podniecenie było większe od strachu, ale muszę robić to, co kocham, co mi sprawia przyjemność. Przed paroma dniami przyjechał do mnie pan z Ministerstwa Kultury, proponując stanowisko dyrektora jednego z najzacniejszych polskich teatrów. A ja pytam: po co? To pana nie podnieca? Nie. Podnieca mnie poznawanie, stawianie czoła wyzwaniom. Sprawdzanie się. Od mojej pierwszej pracy z Krzysztofem Kieślowskim tak było. Liczyło się, w czym robię, a nie co robię. Ważne było, że jestem członkiem grupy moralnego niepokoju, a nie to, że dostałem rolę. Najlepsze role zagrałem jako twórca, a nie tylko wykonawca. U Konrada Swinarskiego w Teatrze Starym każdy aktor słyszał, że jest najważniejszy. Co tam Konrad w "Dziadach", liczy się rola tego, który rozbija jajko w czasie Wielkiej Improwizacji. Musi czuć, że bez niego nie ma spektaklu. Swinarski na tym budował swoje zamki. Mówię teraz o tym, bo po latach właśnie to jest dla mnie najważniejsze. To, w czym robię. W czym pan więc robi, zmartwychwstając z choroby? W dużym, dwuczęściowym filmie realizowanym przez włoską telewizję RAI z okazji 150. rocznicy powstania państwa włoskiego. Warunkiem stworzenia nowych Włoch była likwidacja państwa watykańskiego i film opowiada o ostatnich dniach papieża Piusa IX, de facto króla Włoch. Papież był pod olbrzymim wpływem jezuitów, gram generała zakonu jezuitów. To historyczna postać – Belgo-Holendro-Niemiec Pieter Beckx. W ubiegłym tygodniu poleciałem na jeden dzień do Rzymu, by przymierzyć kostiumy i omówić z reżyserem rolę. Pierwszy raz od początku choroby był pan we Włoszech? Pierwszy. Po latach pracy we włoskich teatrach, szkołach i filmach wracam tam jak do domu. Zawsze mieszkam w Rzymie w tym samym hotelu przy Piazza del Popolo. Idę na spacer do fontanny di Trevii na grappę w okolice Panteonu. Znajomy kelner nigdy nie pyta mnie, czego chcę się napić, tylko woła z uśmiechem: "Maestro, doppia e singola?" (Maestro, podwójna czy pojedyncza?). Zwykle była doppia. Wieczorem obowiązkowo, ale teraz zamiast grappy musi być lżejszy trunek. Najważniejsze jednak jest to, że wróciłem. Że postawiłem nogę w Rzymie. To moje małe zwycięstwo. A może wielkie? Ludzie myślą, że zwycięstwo to dostać ważną rolę, nagrodę. To jest oczywiście ważne, ale 3 prawdziwe zwycięstwo to zwyciężanie samego siebie. Zrobienie czegoś, czego – jak myślałeś – już nie zrobisz. Jak zaczęła się choroba? Byliśmy z żoną na wakacjach na Sycylii. I przestałem jeść. Po prostu nie mogłem niczego przełknąć. Ile może człowieka boleć gardło? Żona coś przeczuwała i postanowiliśmy wracać do domu. Skróciliśmy wyjazd. Jak pan zareagował na diagnozę, że to nowotwór przełyku? Mam taką naturę, że od razu pytam: "Dobra, co trzeba robić?". W sekundę jestem zresetowany, staję w blokach startowych. Traktuję to jako wyzwanie. Strach wyrzucam z siebie. W szpitalu widziałem spanikowanych ludzi. Paraliż woli. Mąż znajomej leży tam, gdzie ja leżałem, odmówił życia. To straszny problem – jak zmusić go, przekonać, że trzeba walczyć. Ze mną tego problemu nie było. Moja filozofia jest prosta: mówcie, co trzeba robić, a ja to zrobię. I nigdy przez te pół roku, od kiedy wie pan o chorobie, nie było załamania? Mam świadomość, że wciąż jestem na etapie dobiegania do mety. Czy dobiegnę, nie wiem, ale taką mam nadzieję. Choroba uczy ostrożności. Strasznej ostrożności. Już nie mówię: na pewno. Wyrażenie "na pewno" wypadło ze słownika? Tak. Podobnie jak: absolutnie, w ogóle nie ma gadania. Takie sformułowania odpadają i zostaje: chciałbym bardzo, raczej tak, będę się starał, jak wszystko się ułoży. Mam nadzieję. Jest pan z tych, co szklankę zawsze widzą do połowy pełną. Robię to bezwiednie. Nieraz w czasie tej choroby różne wyniki i diagnozy próbowały sprowadzić mnie na tory wegetatywne, ale się nie dałem. Jest we mnie siła ogromna, która każe wyrzucać dołujące myśli. Jedyne, z czym sobie nie radzę, to słabość. Gdy jestem od kogoś uzależniony. Słabość mnie upokarza, bo zawsze wszystko musiałem zrobić sam. Ze słabością trudno mi się pogodzić, a wszystko inne załatwia mój pęd do życia. Co nie zmienia faktu, że na stoliku przy moim łóżku stoi czaszka. Czaszka? Kupiłem ją w latach 80. we Włoszech. Normalna czacha – memento mori. Przed snem wieszam na niej łańcuszek. Teraz patrzy pan na nią inaczej? Pęd do życia nie odbiera mi świadomości, że istnieje śmierć. To dychotomia istnienia. Z chorobą borykam się kilka miesięcy, ilu ludzi umarło wokół mnie w tym czasie? Takich, którzy myśleli: "O Jezu! Stuhr jest chory. Bidny chłop, co z nim będzie?". A tu oni nie żyją, a ja żyję. Daleko 4 szukać nie trzeba – choćby nieodżałowany profesor Andrzej Szczeklik. O zdrowiu wiedział chyba wszystko. Kocha pan życie? Czy ja kocham życie? Kocham swoje życie, kiedy je twórczo zaprogramuję. Wyznaczam cele i zaczynam o nie walczyć. Uda się czy się nie uda? Dojdę czy nie dojdę? Najgorszy jest dla mnie stan stagnacji. Niepewność. Choroba jest takim stanem? Bywała. Zwłaszcza ta choroba, w której wszystko toczy się bardzo wolno. Nic ci nie powiedzą. Słyszysz: "Potrzebny jest miesiąc przebywania w szpitalu" i pytasz głupio: "A po miesiącu będzie już dobrze?". A tu nie ma jasnej odpowiedzi, bo wszystko zależy od tego, czy organizm wytrzyma kurację. Czy po dwóch tygodniach nie trzeba będzie przerwać, bo wysiądą nerki albo wątroba? Przecież na tym to polega. Mój przyjaciel Edziu Kłosiński [mąż Krystyny Jandy – przyp. red.] umarł na zapalenie płuc, a nie na raka. Mogę tylko powiedzieć, że mam koński organizm. Żeby to wytrzymać, trzeba wielkiej siły i miłości bliźnich. Po raz pierwszy zobaczyłem, że ten dziwny, niepoważny zawód aktora warto było uprawiać. Przez lata zabawiałem ludzi, rozśmieszałem, szaławiłowałem, nie licząc na to, że ktoś odda mi coś po latach. Bili brawo i odchodzili. A tu się okazało, że tylu ludzi się o mnie martwi. Znajomy pastor zadzwonił do żony i pyta, czy mógłby się z panem Stuhrem pomodlić. Rabin z Jerozolimy, który kiedyś był w Polsce, dzwoni i mówi, że chce się spotkać. Jakaś buddystka dzwoni i zapewnia, że medytuje w mojej intencji. Znalazłem się w centrum ekumenizmu. I to jest wielka siła. Znowu masz to, co miałeś jako aktor – nie możesz zawieść tych ludzi. Mówisz do lekarzy: róbcie coś, bo nie mogę ich zawieść. To było największe odkrycie mojej choroby – że tyle osób mnie lubi. Zwłaszcza w Polsce, gdzie tak trudno być lubianym. Jak pana chorobę znieśli najbliżsi? Żona postanowiła chorować razem ze mną. Całkowicie się poświęciła. Teraz powolutku wraca do swoich zajęć, ale całą zimę byłem tylko ja. Była żoną i pielęgniarką w jednym. Miałem luksus. Dopiero teraz do mnie dociera, jak bardzo się w tej trosce o mnie spalała, ile ta choroba ją psychicznie 5 kosztowała. Znalazłem niedawno w internecie miejscowość, w której byliśmy na Sycylii w ubiegłym roku. Pokazuję jej naszą ulicę, dom, który wynajmowaliśmy. Nie chciała nawet spojrzeć. Podobnie z Wyspami Liparyjskimi, na które mieliśmy wtedy płynąć, ale nie zdążyliśmy. Mówię żonie, że mam wciąż adres hotelu, w którym mieliśmy się zatrzymać, że musimy tam wrócić, a ona milczy. Dla niej te wspomnienia oznaczają tylko początek mojej choroby. A dzieci? Marianna, Maciek – jak to znieśli? Maciek przyjeżdżał często do Krakowa. Dużo nie gadaliśmy, ważne, że był. Mam poczucie, że jeśli będę go potrzebować, będzie przy mnie. I to jest ważniejsze niż sama obecność. Mariannę natomiast staraliśmy się chronić. Tuż przed naszym wyjazdem na Sycylię powiedziała nam, że jest w ciąży. To się niesamowicie zbiegło w czasie – jej dziecko i moja choroba. Napisałem niedawno w pamiętniku, że pamiętam, jak po korytarzach Kliniki Onkologii w Gliwicach, po tym molochu ludzkiej choroby, chodziłem kilka lat temu z Marianną. Miała 24 lata i zdiagnozowaną chorobę onkologiczną. Gdy szła na zabiegi, myślałem sobie: "Boże, żeby ta choroba się na mnie przeniosła, ja już sobie pożyłem, dużo widziałem, nagrody dostałem, a przed nią dopiero wszystko. Jest taka młodziutka". I się sprawdziło. Ona zdrowa, spodziewa się córki, a ja chodzę po tych samych korytarzach ze sobą. Już drugi raz w czasie tej rozmowy powtarza pan "napisałem w pamiętniku". Od dawna go pan pisze? Pomysł pisania dziennika powstał dawno. Wydawnictwo Literackie namawiało mnie na pisanie notatek z otaczającej rzeczywistości, ale dopiero gdy zachorowałem, zacząłem pisać. Córka kupiła mi w prezencie zeszyt oprawiony w reprodukcję gotyckiego psałterza i napisała piękną dedykację, że będzie mnie wspierać tak, jak ja ją wspierałem w trudnych momentach. Początkowo pisałem wyłącznie dla siebie. Aż tu nagle panie z wydawnictwa dzwonią i pytają, co z pomysłem na dziennik. U mnie pół zeszytu zapisane, piórem, odręcznie. I uwiodły mnie. Gdy z pisania dla siebie przeszedłem na pisanie dla czytelników, zacząłem kombinować jak reżyser, myśleć formą, czyli robić to, czego od lat uczę młodych ludzi w szkole teatralnej. W moim dzienniku nie ma poprawek, skreśleń, bo przez trzy dni potrafię myśleć, co chcę napisać. Szlag mnie trafia, gdy w nocy ułożę sobie wszystko w głowie, a rano nie pamiętam. Dlatego tego, co chcę powiedzieć w "Pamiętniku z czasu choroby", uczę się jak aktor roli, prawie na pamięć i potem siadam, by wyrzucić z siebie gotową treść. Następuje bluzg i w godzinę potrafię zapełnić parę stron. 6 Ten pamiętnik to rodzaj terapii własnej, czyli dobre słowo skierowane do ludzi dotkniętych taką chorobą jak pan? Gdy zacząłem chorować, wstydziłem się ludzi. Unikałem ich, nie mówiłem, co mi jest. I nagle pomyślałem sobie: "Kurna w mordę, całe życie do prawdy dążyłem i nagle mam coś przed ludźmi udawać? Perukę nosić? Ufarbować włosy? Nie". Rąbnąłem parę prawdziwych słów, z pełną świadomością, że tabloidy je wymłócą jak zboże, ale powiem tylko tyle, ile będę chciał. "Big Brothera" z mojego życia nie zrobię. Niespodziewanie obok plotek odezwał się drugi nurt. Ludzie, którym to wyznanie pomogło. Przyszedł lekarz i poprosił: "Mamy chłopca. On nie chce żyć. Niech mu pan coś powie!". Gdy dostawałem ostatnią chemię, zapukała do mojego pokoju dziewczyna, 16 lat, leży na tym samym piętrze. Przyszła poprosić o autograf. Podpisując, bezwiednie na nią spojrzałem i nie wiem dlaczego, powiedziałem: "Będziesz zdrowa". To był impuls. Na drugi dzień przychodzi pani doktor i mówi: „My byśmy w życiu tego nie zrobili, co pan dla tej dziewczyny zrobił. Jest taka szczęśliwa". Pamiętnik jest odpowiedzią na takie zapotrzebowanie. Zrozumiałem, że moje gadanie może pomóc ludziom. To nie jest opowieść o chorobie, ale o tym, jak się z niej wraca. W moim życiu nastał czas dzielenia się nadzieją. Chciałbym, aby ludzie, którzy nie mają takiej silnej woli życia jak ja, takiego końskiego organizmu, też mogli podążać w kierunku, w którym idę. W kierunku życia. I wiem już, co napiszę w zakończeniu pamiętnika. Co? Podpowiedziała mi żona. Napiszę o tym, co pozytywnego dała mi choroba. Ot, choćby wolność. Wiem, brzmi to absurdalnie, ale choroba zwróciła mi czas na lekturę. Mam po ojcu pokaźną bibliotekę i zawsze żałowałem, że nigdy w zadowalającym stopniu z niej nie skorzystam. A teraz wchodzę sobie po drabince, powolutku i wyciągam książkę, na którą mam ochotę. Czytam nie to, co muszę, ale to, co chcę. W moim życiu nastał czas odzyskany. I chce pan tego uczyć innych chorych. Gdy po zawale wyszedłem ze szpitala w Rabce, lekarze wysyłali innych pacjentów na pobliski kort tenisowy, na którym grałem. Mówili: „Idź, popatrz, tam pan Stuhr gra, cały spocony biega po korcie, a jeszcze niedawno leżał u nas”. W chorobie sercowej najgorszy jest strach przed tym, że w każdej chwili może być koniec. Każdy wysiłek może być ostatni. Przy raku jest inaczej. To jest bardziej intymna wersja choroby. Nowotwór nie zwala z nóg w jednej sekundzie. Chodzisz, pozornie nic się nie dzieje. Tylko to ukryte zagrożenie i powolne gaśnięcie. W takim stanie każdy promień nadziei się liczy. Dlatego 7 chciałbym dla tej mojej widowni, o której myślę dziś najszerzej, dla ludzi chorych, zrobić coś jeszcze. Chciałbym wystąpić w Teatrze Telewizji na żywo.„32 omdlenia” Czechowa, w których grałem w Teatrze Polonia z Krysią Jandą, miały inaugurować Teatr Telewizji na żywo, ale nie dałem już rady. Krysia zagrała w zastępstwie „Boską”. Napisałem do niej, żeby znalazła kogoś na moje miejsce, bo swoją nieobecnością uciąłem jej żyłę złota, ale ona jak Penelopa odpisała, że będzie czekać. Żadnego zastępstwa sobie nie wyobraża. Chciałbym więc zagrać z nią Czechowa w telewizji, choć granie na żywo to wielki stres i wielki wysiłek. Nie wiem, czy dam radę, ale marzę o tym. Marzę, by wyjść przed półtoramilionową publiczność i pokazać, że wróciłem. Ta myśl mnie strasznie podnieca. Autor: Aleksandra Pawlicka Źródła: Newsweek Polska Z portalu Onet.pl skopiowała w całości Iwona f. URODZINY MIESIĄCA Benisz Elżbieta Rzepka Helena Grotta Jolanta Jurkiewicz Elfryda Łozińska Helena Otto Antoni Szrobarczyk Adela Utko Jan Wardein Wanda Zając Krystyna Kurczab Aleksander 8 W dniu tak pięknym i wspaniałym życzymy Wam sercem całym zdrowia, szczęścia, pomyślności, stu lat życia i radości. Być może macie i inne życzenia, więc też życzymy ich spełnienia Dyrektor, personel oraz wszyscy mieszkańcy PRZEMYŚLENIA Przemyślenia – o wychowywaniu w rodzinie Wychowanie to oddziaływanie człowieka bardziej wyrobionego na drugą osobę wchodząca w życie (w rodzinie), niewyrobioną lub mało wyrobioną. Jest to proces kształtowania osobowości drugiego człowieka, kreowania w nim dojrzałości do pełnego człowieczeństwa w ramach rodziny i całej społeczności. Mówiąc kolokwialnie wychowywanie to dobre „umeblowanie” głowy drugiego człowieka oraz pobudzanie jego serca do doznawania właściwych uczuć i woli do poprawnego działania w życiu codziennym. Dobre wychowywanie można też obrazowo porównać do procesu umuzykalniania adepta życiowego „konserwatorium muzycznego”. Uczy ono osiągania harmonii wewnętrznej i zewnętrznej. W „chórze” życia zły postępek razi tak samo jak fałsz w melodii. Wychowywany w rodzinie człowiek uczy się czysto „harmonijnie śpiewać” w chórze społeczeństwa. 9 Według psycholog Elżbiety Sujak ( książka : „Życie jako zadanie”): „Życie w rodzinie i wychowanie to kontakt człowieka dojrzałego z mniej dojrzałym, podjęty z inicjatywy dojrzalszego”. W tym kontakcie dokonuje się przekazywanie umiejętności, i to nie tylko praktycznych czy intelektualnych. Chodzi tu o kompleksową umiejętność życia w ludzkim otoczeniu. Wychowywanie w ogóle , a w szczególności w rodzinie, nie może być mentorskie, ograniczające się do przekazywania nakazów i zakazów. Nie może być „kaznodziejskim” monologowaniem, a powinno być partnerskim dialogowaniem. Przede wszystkim zaś należy oddziaływać na drugiego człowieka własnym przykładem, który powinien być autentycznie „dobrym” w tradycyjnym , lecz także i współczesnym znaczeniu tego określenia. Świecić dobrym przykładem powinien ojciec, ale także matka. Żeby np. ojciec rodziny był dobrym wychowawcą swojego potomstwa, powinien być, jak to staromodnie się mówiło, „bez skazy”, tj. prowadzić poprawny tryb życia, a ponadto być przyjaznym, cierpliwym, wyrozumiałym względem swoich dzieci. Nie powinien być egoistą , człowiekiem wygodnym, uprawiającym „spychotechniką” najczęściej na żonę - matkę, która i tak dźwiga na sobie ogromne obowiązki wychowawcze. Kobieta posiada chyba wrodzone, spontaniczne zdolności wychowawcze, chociaż na ogół i przede wszystkim działa swoim sercem, wzbudzając w dzieciach odpowiednią uczuciowość i kształtując w nich altruizm. Szkoda, że te walory matki w rodzinie nie są obecnie należycie docenione i uznawane za niezastępowalne i niepowtarzalne. W żadnym homoseksualnym związku partnerskim mężczyzna występujący w roli „matki” nie może zastąpić kobiety, bo nie ma jej natury. Ne ma jej psychiki emocjonalnej, jej altruistycznej miłości, 10 chociaż potrafi (obecnie) zmieniać niemowlęciu pampersy (przedtem pieluszki) , wkładać cumelka do buzi, karmić z butelki, kołysać do snu itp. Również trudne, a raczej wręcz jest niemożliwe zastępowanie w pełni przez kobietę mężczyzny w charakterze „ojca” w damskim związku partnerskim, chociaż może być bardzo mądrą, wykształconą i wymagającą osobą. Brak jej istotnych cech męskich takich jak np. odwaga, dalekowzroczność, hart , przebojowość itd. Są to cechy przypisywane mężczyznom, jeszcze występujące w aktualnej populacji, lecz niestety już zanikające z powodu tendencji do zacierania różnic płci, oraz „feminizacji” mężczyzn i „ maskulinizacji” kobiet (unifikacja nie tylko w strojach, stylu bycia, lecz i w pewnych funkcjach i zawodach). Niektóre z tych cech czysto męskich amortyzuje niekiedy nadmierne wygodnictwo i proste lenistwo, przeciętnych mężczyzn ich udawana niezaradność i obojętność. Nie miejsce tu na dalszą „gloryfikację kobiet” i ich mentalności, ani na większe dowartościowanie mężczyzn w ich swoistych funkcjach wychowawczych w zakresie poszczególnych płci. Wychowywanie potomstwa należy do obojga rodziców stosowanie do ich predyspozycji psychicznych i roli, jaką spełniają z natury od wieków w rodzinach, w określonych dziedzinach ojcostwa i macierzyństwa, w ramach swoich wrodzonych „specjalizacji”. Wśród zadań wychowawczych ważne jest upominanie osób wychowywanych, jeśli one błądzą lub postępują niewłaściwie. Upominać winni oboje rodzice, każdy na swój sposób. Przy upominaniu nie należy nikogo potępiać ani „odsądzać od czci i wiary”. Nie można upominać w zdenerwowaniu, gniewie i złości.. nie należy gderać, bez ustanku zwracać dziecku uwagę i strofować je notorycznie za każde przewinienie. Nie wolno permanentnie narzekać na 11 dziecko i na wszystko co ono robi, bo często jest niegrzeczne czy nieposłuszne lub że ma różne wady, z których nie chce się poprawić. Z drugiej strony nie należy skąpić dziecku pochwał, jeśli na nie swoim postępowaniem zasługuje. Pochwały nie powinny jednak być rutynowe i przesadne, dawane „na wyrost”, tylko winny być udzielane za konkretne osiągnięcia lub zachowania wychowanka. Nie należy przy tym zapominać o podziękowaniach dziecku za wykonanie naszych poleceń czy dostosowanie się do naszych życzeń. W opowieściach sprzed lat występowała postać dobrotliwej, chociaż czasem nudnej i zrzędliwej cioci, która siedziała na kanapie i „miała wszystko za złe”. Ciocia tego typu nie była lubiana, ale była tolerowana, bo na swój sposób spełniała rolę upominająco- wychowawczą. Była użyteczną i spostrzegawczą , gdyż przed jej okiem nie uszła żadna pomyłka czy błąd, żaden nietakt lub niezręczność, nie mówiąc już o „grubszych wpadkach” w zachowaniu dzieci i młodzieży. Strofowała ona w miarę cierpliwie i spokojnie swoje siostrzenice czy siostrzeńców nieraz aż do znudzenia, ale niekiedy aż do skutku. Dziś ciocia przed południem chodzi na zakupy, po południu zajmuje się domem (gotowaniem, praniem, sprzątaniem itd.), albo też od rana do popołudnia pracuje zawodowo i odchodzi jej potem ochota do pouczania kogokolwiek. Tymczasem dzieci większe , a zwłaszcza młodzież często nie wie, jak się zachować w poszczególnych sytuacjach i nie zawsze ma się kogo poradzić w różnych sprawach. Zapracowani rodzice są nieuchwytni i zazwyczaj „ nie mają na nic czasu”. To właśnie m.in. uzasadnia potrzebę wydawnictw dotyczących dobrego wychowania, zasad „savoir vivre’u” i porad właściwego postępowania w różnych sytuacjach. Przydatne tu też mogą być artykuły prasowe, a w tym – mam nadzieję- również moje artykuliki „przemyślenia” w naszej gazetce. 12 Podkreślić jednak należy, że dobre wychowanie nie jest tylko samą wiedzą, chociaż jest ona nieodzowna i przydatna w życiu codziennym. Wynika ono głównie z poglądów na życie, z serdecznego, życzliwego stosunku do ludzi. Stąd pochodzi wielka waga poziomu intelektualnego i emocjonalnego wychowawców oraz dobrej woli wychowanków. c.d.n. (ciąg dalszy nastąpi). „Jaspis” Życzenia Z okazji zbliżających się Świąt Wielkanocnych, składamy najserdeczniejsze życzenia Dla Pana Dyrektora, mieszkańców oraz całego personelu: dużo zdrowia, radości, smacznego jajka, mokrego dyngusa, mnóstwo wiosennego optymizmu oraz samych sukcesów Redakcja gazetki: „Nasz Dom” 13 CIEKAWOSTKI Zbliża się Wielkanoc. Czas wielkiej radości, kolorowych jajek i wielkanocnego króliczka. Czy znacie najbardziej interesujące fakty związane z tym świętem? Angielska nazwa Wielkiej Nocy (Easter) pochodzi od imienia anglosaskiej bogini wiosny – Ēostre. W pierwszą niedzielę, po pierwszej pełni księżyca, następującej po wiosennym przesileniu organizowano niegdyś w pogańskiej Anglii radosne festiwale na jej cześć. Dziś Wielkanoc jest dniem, w którym chrześcijanie z całego świata celebrują Zmartwychwstanie ich zbawcy Jezusa Chrystusa. Najważniejszym symbolem tego święta jest oczywiście krzyż. Jego adoracja odbywa się w Wielki Piątek. W tym dniu zarówno podczas nabożeństwa Drogi krzyżowej, jak i popołudniowej liturgii Męki Pańskiej rozważana jest jego tajemnica. Kolejnym istotnym symbolem tych świąt jest Baranek Boży. Symbolizuje on ofiarę Jezusa na krzyżu, którą złożył dla odkupienia ludzkości. Ogień to ostatni z najważniejszych symboli Wielkiej Nocy. Związany jest z celebracją Wigilii Paschalnej, która odbywa się w nocy z soboty na niedzielę. Zapalona świeca symbolizuje obecność zmartwychwstałego Chrystusa, dlatego też powinno się ją postawić na stole podczas uroczystego wielkanocnego śniadania. Kolorowe jaja 14 Najbardziej popularnym symbolem Wielkiej Nocy jest jajko – w starożytności symbol nowego życia. Zapożyczony od pogan idealnie wpisał się w klimat świąt wielkanocnych, w których chodzi przecież o świętowanie Zmartwychwstania Chrystusa, czyli początek nowego życia Kolorowe pisanki, kraszanki, oklejanki i nalepianki zdobią dziś świąteczne stoły. Czy wiecie że... najstarsze pisanki pochodzą z terenów sumeryjskiej Mezopotamii i liczą ponad 5 tys. lat. Nieco późniejsze pochodzą z Egiptu, Persji, Cesarstwa Rzymskiego i Chin. W Polsce zwyczaj malowania wielkanocnych jajek pojawił się najprawdopodobniej w X w. w średniowiecznej Europie z okazji świąt wielkanocnych w kościołach odbywały się zabawy polegające na podawaniu sobie ugotowanego na twardo jajka. Ksiądz rozpoczynał zabawę rzucając jajko jednemu z chórzystów, ten przekazywał je następnemu i tak dalej – zwycięzcą zabawy zostawał chórzysta, który trzymał jajko w momencie, gdy zegar wybił 12. Nagrodą było trzymane przez niego jajko. w 1878 roku prezydent Stanów Zjednoczonych Rutherford Birchard Heyes i jego żona Lucy zorganizowali wielkanocne przyjęcie dla dzieci, podczas którego brały one udział w konkursie toczenia jajek po trawniku. Tym samym rozpoczęli nową tradycję, którą kontynuowała każda następna para prezydencka. Nawet wybuch pierwszej i drugiej wojny światowej nie przerwał tej tradycji, a jedynie tymczasowo zmienił lokalizację tej imprezy. Doroczny konkurs toczenia jajek odbywał się wtedy m.in. w waszyngtońskim zoo. Historia wielkanocnego króliczka Innym wielkanocnym symbolem odrodzenia jest zając – legendarny towarzysz i święte zwierzę bogini Ēostre, symbol odradzającej się przyrody, wiosny i płodności. Wielkanocny króliczek nie jest więc żadnym współczesnym wynalazkiem. Symbol ten został zaczerpnięty ze starej germańskiej tradycji. W związku z czym najpierw tylko dzieci z kręgu kultury germańskiej w wielkanocny poranek poszukiwały kolorowych jajek, zostawionych im przez wielkanocnego zajączka. Pierwsze jadalne zajączki są pomysłem Niemców. Na rynku pojawiły się w 1800 roku. Do wyboru były zajączki zrobione z ciasta bądź cukru. 15 W 1700 roku do Pensylwani przybyli niemieccy osadnicy, którzy przywieźli ze sobą tradycję wielkanocnego zajączka. Popularność zyskał on jednak dopiero w XIX wieku. Wielkanocnego zajączka przechrzczono na wielkanocnego króliczka. W oczach dzieci stał się drugą, najważniejszą postacią po Świętym Mikołaju, która w wielkanocny poranek przynosi im koszyczki pełnych czekoladowych pyszności. Podobnie jak w przypadku jajka, również i w przypadku króliczka artyści prześcigali się w stworzeniu największej, czekoladowej rzeźby, która trafiłaby do Księgi Rekordów Guinnessa. Rekord padł w tym roku i należy do Harry’ego Johnsona – artysty z Johannesburga. Jego czekoladowy królik mierzy 3,82 metry i waży ponad 3 tony! Warto przy tym dodać, że jest repliką królika, znanego z reklamy baterii Duracell W całości skopiowała z portalu internetowego Anna Rz. KSIĘGA IMION Znaczenie imienia Joanna Pochodzenie i znaczenie imienia Chrakterystyka imienia Odmiany i zdrobnienia Joanna jest to imię, które pochodzi od męskiego imienia Jan. Joanna jest osobą niezwykle energiczną. Posiada zdolności organizatorskie. Zawsze stara się realizować swoje idee. Chodzi wszędzie swoimi ścieżkami. Z natury wrażliwa na ludzką niedolę, ale nie poświęca działalności altruistycznej swojego czasu i sił. Współczuje drugim, bo tak wypada. W miłości chłodna, w rodzinie obojętna na wszystko. Asia, Aśka, Jasia, Joasia, Joaśka Imieniny 2 lutego, 4 lutego, 1 marca, 28 marca, 12 maja, 24 maja, 30 maja, 17 sierpnia, 21 sierpnia, 24 sierpnia, 26 sierpnia, 1 grudnia Patron Joanna d’Arc - święta, bohaterka narodowa 16 Francji. Urodziła się w roku 1411 lub 1412 w Lotaryngii. W czasie wojny stuletniej skłoniła niezdecydowanego Karola, by koronował się na króla Francji. Sama stała na czele oddziałów francuskich i osiągała zwycięstwa w bitwach, a w 1920 roku wyzwoliła oblegany Orlean. W roku 1430 dostała się w ręce Burgundów, którzy odsprzedali ją Anglikom. Trybunał Inkwizycyjny posądził ją o zmowę z diabłem. Po torturach spalono ją na stosie, 30 maja 1431 roku. Jej postawa zakończyła trwającą od stu lat wojnę z Anglią. W roku 1457 zrehabilitowana przez papieża Kaliksta III. Kolor i liczba Żółty, 2 Formy obcojęzyczne Joanna (łac.), Jane, Jean, Joan (ang.), Johanna, Hanne (niem.), Jeanne (fr.), Juana (hiszp.), Gianna, Giovanna (wł.) Powiedzonka Brak Znaczenie imienia Leszek Pochodzenie i znaczenie imienia Leszek jest to imię pochodzenia staropolskiego, prawdopodobnie pierwotna forma imienia Lech. Oznacza: ten, który działa chytrze, podstępnie. Charakterystyka imienia Leszek jest człowiekiem porządnym, statecznym, dokładnym, pracowitym, gospodarnym i zaradnym. Jest słowny. Ceni spokój, porządek i ład społeczny. Gdy czegoś pragnie, uzyskuje to, nieraz siłą. Posiada skłonność do mówienia "nie" i nie jest łatwo nakłonić go do zmiany zdania. Odmiany i zdrobnienia Lesio, Lesiu, Leś Imieniny 3 czerwca Patron Brak Kolor i liczba Niebieski, 7 Formy obcojęzyczne Brak Powiedzonka Powiedział król Leszek: puste wiadra, pusty mieszek. 17 Mawiano za króla Leszka: ten dom zdobi, kto w nim mieszka. Znaczenie imienia Jolanta Pochodzenie i znaczenie imienia Jolanta jest to imię pochodzenia greckiego, od słów ion (fiołek) i anthos (kwiat). Oznacza: skromna i delikatna. Charakterystyka imienia Jolanta jest osobą opanowaną. Cecha ta pozwala jej stawiać czoło trudnym sytuacjom. W niektórych okolicznościach staje się agresywna. To ekstrawertyczka, uzewnętrzniająca swe reakcje i łatwo przystosowująca się do otoczenia. Jest zarazem obiektywna - dzięki logice, i subiektywna - dzięki uczuciowości. Ta dwoistość jej osobowości często zaskakuje innych. Odczuwa silną potrzebę dawania czegoś z siebie bądź to bliźnim, bądź sprawie narodowej czy religijnej. Jolanta jest urodzoną rewolucjonistką. Nie reaguje, ale od razu wybucha. Jeśli chce się ją odwieść od jakiegoś projektu, to nigdy nie siłą, ale przekonując ją, że ten zamiar nie leży w jej interesie. Odmiany i zdrobnienia Jola, Jolancia, Jolcia, Jolka, Jounia, Jolusia, Joluś Imieniny 15 czerwca, 17 grudnia Patron Błogosławiona Jolanta - księżna wielkopolska (1244 - 1305). Była jedną z dworek bł. Kingi, później została małżonką księcia Bolesława Pobożnego. Kolor i liczba Żółty, 4 Formy obcojęzyczne Iolanta, Jolanta (ogólnie przyj. forma), Iolande, Iolanthe, Yolande (ang.), Jolenta, Jolanda, Yolanthe (niem.) Powiedzonka Brak Znaczenie imienia Łukasz Pochodzenie i znaczenie imienia Łukasz jest to imię pochodzenia grecko – łacińskiego, pochodzi od słowa Lucanus – pochodzący z Lukanii w południowej Italii, lub przekształcenia imienia Lucjusz. Charakterystyka imienia Łukasz jest osobą systematyczną, punktualną, pilną i pracowitą. To flegmatyk, spokojny i cierpliwy. Łukasz 18 jest doskonałym obserwatorem. Zanim się wypowie czy podejmie decyzję, waży starannie wszystkie za i przeciw. To altruista. Pragnie oddawać przysługi, pomagać innym. Posiada rozwinięty zmysł rodzinny, potrzebuje wiele zrozumienia i dyskretnie okazywanej czułości. Odmiany i zdrobnienia Łukaszek, Łukaniu Imieniny 17 lutego, 22 kwietnia, 10 września, 18 października, 31 października Patron Brak Kolor i liczba Pomarańczowy, 4 Formy obcojęzyczne Lucas (łac.), Lucas (niem.), Luc (ang.), Luca (wł.) Powiedzonka Brak Skopiowała z internetu Bernadeta Wiechucka 19