4. kwiecień

Transkrypt

4. kwiecień
Numer 4
Kwiecień 2012
NASZ
DOM
SPIS TREŚCI:

NA DOBRY POCZĄTEK

TEMAT MIESIACA: Postanowiłem wrócić

URODZINY MIESIĄCA
PRZEMYŚLENIA
ŻYCZENIA

CIEKAWOSTKI
KSIĘGA IMION
Redagują:
I. Fedorek
M. Pakuła
A. Rzodkiewicz
B.Wiechucka
1
NA DOBRY POCZĄTEK
Augustyn z Hippony
Boże, daj mi siłę, abym mógł zrobić wszystko, czego ode mnie żądasz. A potem
żądaj ode mnie, czego chcesz.
TEMAT MIESIĄCA
Postanowiłem wrócić
W moim życiu nastał czas dzielenia się nadzieją. Chciałbym, aby ludzie, którzy nie mają
takiej silnej woli życia jak ja, takiego końskiego organizmu, też mogli podążać w
kierunku, w którym idę. W kierunku życia – mówi aktor Jerzy Stuhr.
NEWSWEEK: Gdy zadzwoniłam do pana, prosząc o wywiad, powiedział
pan: "Zgoda, ale rozmawiajmy o życiu". Czy to oznacza
zmartwychwstanie?
JERZY STUHR: Prawie. Dwa tygodnie przed Wielkanocą podano mi
ostatnią chemię – profilaktycznie. Lekarze mówią, że jestem czysty, i pomału
zaczynają mówić prawdę. Dopiero teraz, gdy choroba wydaje się ujarzmiona,
dowiaduję się, jak było ze mną źle. Rozmawiam z panią, bo wracam do życia.
Tak przynajmniej myślę. Tak sobie postanowiłem.
Co pan postanowił?
Postanowiłem być na miarę swoich oczekiwań. Całe moje życie związane
było z pracą, więc postanowiłem wrócić do niej. Ten krok trzeba zrobić
samemu, bo lekarze zawsze będą mówić: wstrzymajmy się, poczekajmy. Wolą
mieć pacjenta w łóżku, a ja zawsze byłem pokornym pacjentem, bo przecież nie
pierwszy raz jestem poważnie chory. Pod koniec lat 80. przeszedłem zawał.
Zawsze znosiłem ustawianie mnie przez lekarzy, ale teraz uznałem, że nadszedł
moment, by powiedzieć: decyzja zależy ode mnie. Parę dni temu napisałem
2
w moim pamiętniku: "Boję się". No, bo się boję. Czy dam radę, czy sił
wystarczy, ale podniecenie jest większe od strachu. Zawsze w moim życiu tak
było, że podniecenie było większe od strachu, ale muszę robić to, co kocham, co
mi sprawia przyjemność. Przed paroma dniami przyjechał do mnie pan
z Ministerstwa Kultury, proponując stanowisko dyrektora jednego
z najzacniejszych polskich teatrów. A ja pytam: po co?
To pana nie podnieca?
Nie. Podnieca mnie poznawanie, stawianie czoła wyzwaniom.
Sprawdzanie się. Od mojej pierwszej pracy z Krzysztofem Kieślowskim tak
było. Liczyło się, w czym robię, a nie co robię. Ważne było, że jestem
członkiem grupy moralnego niepokoju, a nie to, że dostałem rolę. Najlepsze role
zagrałem jako twórca, a nie tylko wykonawca. U Konrada Swinarskiego
w Teatrze Starym każdy aktor słyszał, że jest najważniejszy. Co tam Konrad
w "Dziadach", liczy się rola tego, który rozbija jajko w czasie Wielkiej
Improwizacji. Musi czuć, że bez niego nie ma spektaklu. Swinarski na tym
budował swoje zamki. Mówię teraz o tym, bo po latach właśnie to jest dla mnie
najważniejsze. To, w czym robię.
W czym pan więc robi, zmartwychwstając z choroby?
W dużym, dwuczęściowym filmie realizowanym przez włoską
telewizję RAI z okazji 150. rocznicy powstania państwa włoskiego. Warunkiem
stworzenia nowych Włoch była likwidacja państwa watykańskiego i film
opowiada o ostatnich dniach papieża Piusa IX, de facto króla Włoch. Papież był
pod olbrzymim wpływem jezuitów, gram generała zakonu jezuitów. To
historyczna postać – Belgo-Holendro-Niemiec Pieter Beckx. W ubiegłym
tygodniu poleciałem na jeden dzień do Rzymu, by przymierzyć kostiumy
i omówić z reżyserem rolę.
Pierwszy raz od początku choroby był pan we Włoszech?
Pierwszy. Po latach pracy we włoskich teatrach, szkołach i filmach
wracam tam jak do domu. Zawsze mieszkam w Rzymie w tym samym hotelu
przy Piazza del Popolo. Idę na spacer do fontanny di Trevii na grappę w okolice
Panteonu. Znajomy kelner nigdy nie pyta mnie, czego chcę się napić, tylko woła
z uśmiechem: "Maestro, doppia e singola?" (Maestro, podwójna czy
pojedyncza?).
Zwykle była doppia.
Wieczorem obowiązkowo, ale teraz zamiast grappy musi być lżejszy
trunek. Najważniejsze jednak jest to, że wróciłem. Że postawiłem nogę
w Rzymie. To moje małe zwycięstwo. A może wielkie? Ludzie myślą, że
zwycięstwo to dostać ważną rolę, nagrodę. To jest oczywiście ważne, ale
3
prawdziwe zwycięstwo to zwyciężanie samego siebie. Zrobienie czegoś, czego
– jak myślałeś – już nie zrobisz.
Jak zaczęła się choroba?
Byliśmy z żoną na wakacjach na Sycylii. I przestałem jeść. Po prostu nie
mogłem niczego przełknąć. Ile może człowieka boleć gardło? Żona coś
przeczuwała i postanowiliśmy wracać do domu. Skróciliśmy wyjazd.
Jak pan zareagował na diagnozę, że to nowotwór przełyku?
Mam taką naturę, że od razu pytam: "Dobra, co trzeba robić?". W sekundę
jestem zresetowany, staję w blokach startowych. Traktuję to jako wyzwanie.
Strach wyrzucam z siebie. W szpitalu widziałem spanikowanych ludzi. Paraliż
woli. Mąż znajomej leży tam, gdzie ja leżałem, odmówił życia. To straszny
problem – jak zmusić go, przekonać, że trzeba walczyć. Ze mną tego problemu
nie było. Moja filozofia jest prosta: mówcie, co trzeba robić, a ja to zrobię. I
nigdy przez te pół roku, od kiedy wie pan o chorobie, nie było załamania?
Mam świadomość, że wciąż jestem na etapie dobiegania do mety. Czy
dobiegnę, nie wiem, ale taką mam nadzieję. Choroba uczy ostrożności. Strasznej
ostrożności. Już nie mówię: na pewno.
Wyrażenie "na pewno" wypadło ze słownika?
Tak. Podobnie jak: absolutnie, w ogóle nie ma gadania. Takie
sformułowania odpadają i zostaje: chciałbym bardzo, raczej tak, będę się starał,
jak wszystko się ułoży. Mam nadzieję.
Jest pan z tych, co szklankę zawsze widzą do połowy pełną.
Robię to bezwiednie. Nieraz w czasie tej choroby różne wyniki
i diagnozy próbowały sprowadzić mnie na tory wegetatywne, ale się nie dałem.
Jest we mnie siła ogromna, która każe wyrzucać dołujące myśli. Jedyne, z czym
sobie nie radzę, to słabość. Gdy jestem od kogoś uzależniony. Słabość mnie
upokarza, bo zawsze wszystko musiałem zrobić sam. Ze słabością trudno mi się
pogodzić, a wszystko inne załatwia mój pęd do życia. Co nie zmienia faktu,
że na stoliku przy moim łóżku stoi czaszka.
Czaszka?
Kupiłem ją w latach 80. we Włoszech. Normalna czacha – memento mori.
Przed snem wieszam na niej łańcuszek.
Teraz patrzy pan na nią inaczej?
Pęd do życia nie odbiera mi świadomości, że istnieje śmierć.
To dychotomia istnienia. Z chorobą borykam się kilka miesięcy, ilu ludzi
umarło wokół mnie w tym czasie? Takich, którzy myśleli: "O Jezu! Stuhr jest
chory. Bidny chłop, co z nim będzie?". A tu oni nie żyją, a ja żyję. Daleko
4
szukać nie trzeba – choćby nieodżałowany profesor Andrzej Szczeklik.
O zdrowiu wiedział chyba wszystko.
Kocha pan życie?
Czy ja kocham życie? Kocham swoje życie, kiedy je twórczo zaprogramuję.
Wyznaczam cele i zaczynam o nie walczyć. Uda się czy się nie uda? Dojdę czy
nie dojdę? Najgorszy jest dla mnie stan stagnacji. Niepewność.
Choroba jest takim stanem?
Bywała. Zwłaszcza ta choroba, w której wszystko toczy się bardzo wolno. Nic
ci nie powiedzą. Słyszysz: "Potrzebny jest miesiąc przebywania w szpitalu"
i pytasz głupio: "A po miesiącu będzie już dobrze?". A tu nie ma jasnej
odpowiedzi, bo wszystko zależy od tego, czy organizm wytrzyma kurację. Czy
po dwóch tygodniach nie trzeba będzie przerwać, bo wysiądą nerki albo
wątroba? Przecież na tym to polega. Mój przyjaciel Edziu Kłosiński [mąż
Krystyny Jandy – przyp. red.] umarł na zapalenie płuc, a nie na raka. Mogę
tylko powiedzieć, że mam koński organizm. Żeby to wytrzymać, trzeba wielkiej
siły i miłości bliźnich. Po raz pierwszy zobaczyłem, że ten dziwny, niepoważny
zawód aktora warto było uprawiać. Przez lata zabawiałem ludzi, rozśmieszałem,
szaławiłowałem, nie licząc na to, że ktoś odda mi coś po latach. Bili brawo
i odchodzili. A tu się okazało, że tylu ludzi się o mnie martwi. Znajomy pastor
zadzwonił do żony i pyta, czy mógłby się z panem Stuhrem pomodlić. Rabin
z Jerozolimy, który kiedyś był w Polsce, dzwoni i mówi, że chce się spotkać.
Jakaś buddystka dzwoni i zapewnia, że medytuje w mojej intencji. Znalazłem
się w centrum ekumenizmu. I to jest wielka siła. Znowu masz to, co miałeś jako
aktor – nie możesz zawieść tych ludzi. Mówisz do lekarzy: róbcie coś, bo nie
mogę ich zawieść.
To było największe odkrycie mojej choroby – że tyle osób
mnie lubi. Zwłaszcza w Polsce, gdzie tak trudno być lubianym.
Jak pana chorobę znieśli najbliżsi?
Żona postanowiła chorować razem ze mną. Całkowicie się
poświęciła. Teraz powolutku wraca do swoich zajęć, ale całą zimę byłem tylko
ja. Była żoną i pielęgniarką w jednym. Miałem luksus. Dopiero teraz do mnie
dociera, jak bardzo się w tej trosce o mnie spalała, ile ta choroba ją psychicznie
5
kosztowała. Znalazłem niedawno w internecie miejscowość, w której byliśmy
na Sycylii w ubiegłym roku. Pokazuję jej naszą ulicę, dom, który
wynajmowaliśmy. Nie chciała nawet spojrzeć. Podobnie z Wyspami
Liparyjskimi, na które mieliśmy wtedy płynąć, ale nie zdążyliśmy. Mówię
żonie, że mam wciąż adres hotelu, w którym mieliśmy się zatrzymać,
że musimy tam wrócić, a ona milczy. Dla niej te wspomnienia oznaczają tylko
początek mojej choroby.
A dzieci? Marianna, Maciek – jak to znieśli?
Maciek przyjeżdżał często do Krakowa. Dużo nie gadaliśmy, ważne,
że był. Mam poczucie, że jeśli będę go potrzebować, będzie przy mnie. I to jest
ważniejsze niż sama obecność. Mariannę natomiast staraliśmy się chronić. Tuż
przed naszym wyjazdem na Sycylię powiedziała nam, że jest w ciąży. To się
niesamowicie zbiegło w czasie – jej dziecko i moja choroba. Napisałem
niedawno w pamiętniku, że pamiętam, jak po korytarzach Kliniki Onkologii
w Gliwicach, po tym molochu ludzkiej choroby, chodziłem kilka lat temu
z Marianną. Miała 24 lata i zdiagnozowaną chorobę onkologiczną. Gdy szła na
zabiegi, myślałem sobie: "Boże, żeby ta choroba się na mnie przeniosła, ja już
sobie pożyłem, dużo widziałem, nagrody dostałem, a przed nią dopiero
wszystko. Jest taka młodziutka". I się sprawdziło. Ona zdrowa, spodziewa się
córki, a ja chodzę po tych samych korytarzach ze sobą.
Już drugi raz w czasie tej rozmowy powtarza pan "napisałem
w pamiętniku". Od dawna go pan pisze?
Pomysł pisania dziennika powstał dawno. Wydawnictwo Literackie
namawiało mnie na pisanie notatek z otaczającej rzeczywistości, ale dopiero gdy
zachorowałem, zacząłem pisać. Córka kupiła mi w prezencie zeszyt oprawiony
w reprodukcję gotyckiego psałterza i napisała piękną dedykację, że będzie mnie
wspierać tak, jak ja ją wspierałem w trudnych momentach. Początkowo pisałem
wyłącznie dla siebie. Aż tu nagle panie z wydawnictwa dzwonią i pytają,
co z pomysłem na dziennik. U mnie pół zeszytu zapisane, piórem, odręcznie.
I uwiodły mnie. Gdy z pisania dla siebie przeszedłem na pisanie dla
czytelników, zacząłem kombinować jak reżyser, myśleć formą, czyli robić to,
czego od lat uczę młodych ludzi w szkole teatralnej. W moim dzienniku nie ma
poprawek, skreśleń, bo przez trzy dni potrafię myśleć, co chcę napisać. Szlag
mnie trafia, gdy w nocy ułożę sobie wszystko w głowie, a rano nie pamiętam.
Dlatego tego, co chcę powiedzieć w "Pamiętniku z czasu choroby", uczę się jak
aktor roli, prawie na pamięć i potem siadam, by wyrzucić z siebie gotową treść.
Następuje bluzg i w godzinę potrafię zapełnić parę stron.
6
Ten pamiętnik to rodzaj terapii własnej, czyli dobre słowo skierowane do
ludzi dotkniętych taką chorobą jak pan?
Gdy zacząłem chorować, wstydziłem się ludzi. Unikałem ich, nie
mówiłem, co mi jest. I nagle pomyślałem sobie: "Kurna w mordę, całe życie do
prawdy dążyłem i nagle mam coś przed ludźmi udawać? Perukę nosić?
Ufarbować włosy? Nie". Rąbnąłem parę prawdziwych słów, z pełną
świadomością, że tabloidy je wymłócą jak zboże, ale powiem tylko tyle, ile będę
chciał. "Big Brothera" z mojego życia nie zrobię. Niespodziewanie obok plotek
odezwał się drugi nurt. Ludzie, którym to wyznanie pomogło. Przyszedł lekarz
i poprosił: "Mamy chłopca. On nie chce żyć. Niech mu pan coś powie!". Gdy
dostawałem ostatnią chemię, zapukała do mojego pokoju dziewczyna, 16 lat,
leży na tym samym piętrze. Przyszła poprosić o autograf. Podpisując,
bezwiednie na nią spojrzałem i nie wiem dlaczego, powiedziałem: "Będziesz
zdrowa". To był impuls. Na drugi dzień przychodzi pani doktor i mówi:
„My byśmy w życiu tego nie zrobili, co pan dla tej dziewczyny zrobił. Jest taka
szczęśliwa". Pamiętnik jest odpowiedzią na takie zapotrzebowanie.
Zrozumiałem, że moje gadanie może pomóc ludziom. To nie jest opowieść
o chorobie, ale o tym, jak się z niej wraca. W moim życiu nastał czas dzielenia
się nadzieją. Chciałbym, aby ludzie, którzy nie mają takiej silnej woli życia jak
ja, takiego końskiego organizmu, też mogli podążać w kierunku, w którym idę.
W kierunku życia. I wiem już, co napiszę w zakończeniu pamiętnika.
Co? Podpowiedziała mi żona. Napiszę o tym, co pozytywnego dała mi
choroba. Ot, choćby wolność. Wiem, brzmi to absurdalnie, ale choroba zwróciła
mi czas na lekturę. Mam po ojcu pokaźną bibliotekę i zawsze żałowałem, że
nigdy w zadowalającym stopniu z niej nie skorzystam. A teraz wchodzę sobie
po drabince, powolutku i wyciągam książkę, na którą mam ochotę. Czytam nie
to, co muszę, ale to, co chcę. W moim życiu nastał czas odzyskany.
I chce pan tego uczyć innych chorych.
Gdy po zawale wyszedłem ze szpitala w Rabce, lekarze wysyłali innych
pacjentów na pobliski kort tenisowy, na którym grałem. Mówili: „Idź, popatrz,
tam pan Stuhr gra, cały spocony biega po korcie, a jeszcze niedawno leżał
u nas”. W chorobie sercowej najgorszy jest strach przed tym, że w każdej chwili
może być koniec. Każdy wysiłek może być ostatni. Przy raku jest inaczej.
To jest bardziej intymna wersja choroby. Nowotwór nie zwala z nóg w jednej
sekundzie. Chodzisz, pozornie nic się nie dzieje. Tylko to ukryte zagrożenie
i powolne gaśnięcie. W takim stanie każdy promień nadziei się liczy. Dlatego
7
chciałbym dla tej mojej widowni, o której myślę dziś najszerzej, dla ludzi
chorych, zrobić coś jeszcze. Chciałbym wystąpić w Teatrze Telewizji na
żywo.„32 omdlenia” Czechowa, w których grałem w Teatrze Polonia z Krysią
Jandą, miały inaugurować Teatr Telewizji na żywo, ale nie dałem już rady.
Krysia zagrała w zastępstwie „Boską”. Napisałem do niej, żeby znalazła kogoś
na moje miejsce, bo swoją nieobecnością uciąłem jej żyłę złota, ale ona jak
Penelopa odpisała, że będzie czekać. Żadnego zastępstwa sobie nie wyobraża.
Chciałbym więc zagrać z nią Czechowa w telewizji, choć granie na żywo to
wielki stres i wielki wysiłek. Nie wiem, czy dam radę, ale marzę o tym. Marzę,
by wyjść przed półtoramilionową publiczność i pokazać, że wróciłem. Ta myśl
mnie strasznie podnieca.
Autor: Aleksandra Pawlicka Źródła: Newsweek Polska
Z portalu Onet.pl skopiowała w całości Iwona f.
URODZINY MIESIĄCA
Benisz
Elżbieta
Rzepka
Helena
Grotta
Jolanta
Jurkiewicz
Elfryda
Łozińska
Helena
Otto
Antoni
Szrobarczyk
Adela
Utko
Jan
Wardein
Wanda
Zając
Krystyna
Kurczab
Aleksander
8
W dniu tak pięknym i wspaniałym życzymy Wam sercem całym zdrowia,
szczęścia, pomyślności, stu lat życia i radości. Być może macie i inne
życzenia, więc też życzymy ich spełnienia
Dyrektor, personel oraz wszyscy mieszkańcy
PRZEMYŚLENIA
Przemyślenia – o wychowywaniu w rodzinie
Wychowanie to oddziaływanie człowieka bardziej wyrobionego na
drugą osobę wchodząca w życie (w rodzinie), niewyrobioną lub mało
wyrobioną. Jest to proces kształtowania osobowości drugiego człowieka,
kreowania w nim dojrzałości do pełnego człowieczeństwa w ramach
rodziny i całej społeczności.
Mówiąc kolokwialnie wychowywanie to dobre „umeblowanie”
głowy drugiego człowieka oraz pobudzanie jego serca do doznawania
właściwych uczuć i woli do poprawnego działania w życiu codziennym.
Dobre wychowywanie można też obrazowo porównać do procesu
umuzykalniania adepta życiowego „konserwatorium muzycznego”. Uczy
ono osiągania harmonii wewnętrznej i zewnętrznej. W „chórze” życia zły
postępek razi tak samo jak fałsz w melodii. Wychowywany w rodzinie
człowiek uczy się czysto „harmonijnie śpiewać” w chórze społeczeństwa.
9
Według psycholog Elżbiety Sujak ( książka : „Życie jako zadanie”):
„Życie w rodzinie i wychowanie to kontakt człowieka dojrzałego z mniej
dojrzałym, podjęty z inicjatywy dojrzalszego”.
W tym kontakcie dokonuje się przekazywanie umiejętności, i to nie
tylko praktycznych czy intelektualnych.
Chodzi tu o kompleksową umiejętność życia w ludzkim otoczeniu.
Wychowywanie w ogóle , a w szczególności w rodzinie, nie może być
mentorskie, ograniczające się do przekazywania nakazów i zakazów. Nie
może
być
„kaznodziejskim”
monologowaniem,
a
powinno
być
partnerskim dialogowaniem.
Przede wszystkim zaś należy oddziaływać na drugiego człowieka
własnym przykładem, który powinien być autentycznie „dobrym”
w tradycyjnym , lecz także i współczesnym znaczeniu tego określenia.
Świecić dobrym przykładem powinien ojciec, ale także matka.
Żeby np. ojciec rodziny był dobrym wychowawcą swojego
potomstwa, powinien być, jak to staromodnie się mówiło, „bez skazy”, tj.
prowadzić poprawny tryb życia, a ponadto być przyjaznym, cierpliwym,
wyrozumiałym względem swoich dzieci.
Nie powinien być egoistą , człowiekiem wygodnym, uprawiającym
„spychotechniką” najczęściej na żonę - matkę, która i tak dźwiga na
sobie ogromne obowiązki wychowawcze.
Kobieta
posiada
chyba
wrodzone,
spontaniczne
zdolności
wychowawcze, chociaż na ogół i przede wszystkim działa swoim sercem,
wzbudzając w dzieciach odpowiednią uczuciowość i kształtując w nich
altruizm. Szkoda, że te walory matki w rodzinie nie są obecnie należycie
docenione i uznawane za niezastępowalne i niepowtarzalne.
W żadnym homoseksualnym związku partnerskim mężczyzna
występujący w roli „matki” nie może zastąpić kobiety, bo nie ma jej
natury. Ne ma jej psychiki emocjonalnej, jej altruistycznej miłości,
10
chociaż potrafi (obecnie) zmieniać
niemowlęciu pampersy (przedtem
pieluszki) , wkładać cumelka do buzi, karmić z butelki, kołysać do snu
itp.
Również trudne, a raczej wręcz jest niemożliwe zastępowanie
w pełni przez kobietę mężczyzny w charakterze „ojca” w damskim
związku partnerskim, chociaż może być bardzo mądrą, wykształconą
i wymagającą osobą. Brak jej istotnych cech męskich takich jak np.
odwaga, dalekowzroczność, hart , przebojowość itd.
Są to cechy przypisywane mężczyznom, jeszcze występujące
w aktualnej populacji, lecz niestety już zanikające z powodu tendencji do
zacierania różnic płci, oraz „feminizacji” mężczyzn i „ maskulinizacji”
kobiet (unifikacja nie tylko w strojach, stylu bycia, lecz i w pewnych
funkcjach i zawodach). Niektóre z tych cech czysto męskich amortyzuje
niekiedy nadmierne wygodnictwo i proste lenistwo, przeciętnych
mężczyzn ich udawana niezaradność i obojętność.
Nie miejsce tu na dalszą „gloryfikację kobiet” i ich mentalności,
ani na większe dowartościowanie mężczyzn w ich swoistych funkcjach
wychowawczych w zakresie poszczególnych płci.
Wychowywanie potomstwa należy do obojga rodziców stosowanie
do ich predyspozycji psychicznych i roli, jaką spełniają z natury od
wieków
w
rodzinach,
w
określonych
dziedzinach
ojcostwa
i macierzyństwa, w ramach swoich wrodzonych „specjalizacji”.
Wśród zadań wychowawczych ważne jest upominanie osób
wychowywanych, jeśli one błądzą lub postępują niewłaściwie. Upominać
winni oboje rodzice, każdy na swój sposób.
Przy upominaniu nie należy nikogo potępiać ani „odsądzać od czci
i wiary”. Nie można upominać w zdenerwowaniu, gniewie i złości.. nie
należy gderać, bez ustanku zwracać dziecku uwagę i strofować je
notorycznie za każde przewinienie. Nie wolno permanentnie narzekać na
11
dziecko i na wszystko co ono robi, bo często jest niegrzeczne czy
nieposłuszne lub że ma różne wady, z których nie chce się poprawić.
Z drugiej strony nie należy skąpić dziecku pochwał, jeśli na nie
swoim postępowaniem zasługuje. Pochwały nie powinny jednak być
rutynowe i przesadne, dawane „na wyrost”, tylko winny być udzielane za
konkretne osiągnięcia lub zachowania wychowanka.
Nie należy przy tym zapominać o podziękowaniach dziecku za
wykonanie naszych poleceń czy dostosowanie się do naszych życzeń.
W opowieściach sprzed lat występowała postać dobrotliwej,
chociaż czasem nudnej i zrzędliwej cioci, która siedziała na kanapie
i „miała wszystko za złe”. Ciocia tego typu nie była lubiana, ale była
tolerowana,
bo
na
swój
sposób
spełniała
rolę
upominająco-
wychowawczą. Była użyteczną i spostrzegawczą , gdyż przed jej okiem
nie uszła żadna pomyłka czy błąd, żaden nietakt lub niezręczność, nie
mówiąc już o „grubszych wpadkach” w zachowaniu dzieci i młodzieży.
Strofowała ona w miarę cierpliwie i spokojnie swoje siostrzenice
czy siostrzeńców nieraz aż do znudzenia, ale niekiedy aż do skutku.
Dziś ciocia przed południem chodzi na zakupy, po południu
zajmuje się domem (gotowaniem, praniem, sprzątaniem itd.), albo też od
rana do popołudnia pracuje zawodowo i odchodzi jej potem ochota do
pouczania kogokolwiek. Tymczasem dzieci większe , a zwłaszcza
młodzież często nie wie, jak się zachować w poszczególnych sytuacjach i
nie zawsze ma się kogo poradzić w różnych sprawach. Zapracowani
rodzice są nieuchwytni i zazwyczaj „ nie mają na nic czasu”.
To właśnie m.in. uzasadnia potrzebę wydawnictw dotyczących
dobrego wychowania, zasad „savoir vivre’u” i porad właściwego
postępowania w różnych sytuacjach.
Przydatne tu też mogą być artykuły prasowe, a w tym – mam
nadzieję- również moje artykuliki „przemyślenia” w naszej gazetce.
12
Podkreślić jednak należy, że dobre wychowanie nie jest tylko samą
wiedzą, chociaż jest ona nieodzowna i przydatna w życiu codziennym.
Wynika ono głównie z poglądów na życie, z serdecznego, życzliwego
stosunku do ludzi. Stąd pochodzi wielka waga poziomu intelektualnego
i emocjonalnego wychowawców oraz dobrej woli wychowanków.
c.d.n. (ciąg dalszy nastąpi).
„Jaspis”
Życzenia
Z okazji zbliżających się Świąt Wielkanocnych,
składamy najserdeczniejsze życzenia
Dla Pana Dyrektora, mieszkańców oraz całego
personelu:
dużo zdrowia, radości, smacznego jajka,
mokrego dyngusa,
mnóstwo wiosennego optymizmu
oraz samych sukcesów
Redakcja gazetki: „Nasz Dom”
13
CIEKAWOSTKI
Zbliża się Wielkanoc. Czas wielkiej radości, kolorowych jajek i wielkanocnego
króliczka. Czy znacie najbardziej interesujące fakty związane z tym świętem?
Angielska nazwa Wielkiej Nocy (Easter) pochodzi od imienia anglosaskiej
bogini wiosny – Ēostre. W pierwszą niedzielę, po pierwszej pełni księżyca,
następującej po wiosennym przesileniu organizowano niegdyś w pogańskiej
Anglii radosne festiwale na jej cześć.
Dziś Wielkanoc jest dniem, w którym chrześcijanie z całego świata celebrują
Zmartwychwstanie ich zbawcy Jezusa Chrystusa. Najważniejszym symbolem
tego święta jest oczywiście krzyż. Jego adoracja odbywa się w Wielki Piątek. W
tym dniu zarówno podczas nabożeństwa Drogi krzyżowej, jak i popołudniowej
liturgii Męki Pańskiej rozważana jest jego tajemnica. Kolejnym istotnym
symbolem tych świąt jest Baranek Boży. Symbolizuje on ofiarę Jezusa na
krzyżu, którą złożył dla odkupienia ludzkości. Ogień to ostatni z
najważniejszych symboli Wielkiej Nocy. Związany jest z celebracją Wigilii
Paschalnej, która odbywa się w nocy z soboty na niedzielę. Zapalona świeca
symbolizuje obecność zmartwychwstałego Chrystusa, dlatego też powinno się ją
postawić na stole podczas uroczystego wielkanocnego śniadania.
Kolorowe jaja
14
Najbardziej popularnym symbolem Wielkiej Nocy jest jajko – w starożytności
symbol nowego życia. Zapożyczony od pogan idealnie wpisał się w klimat świąt
wielkanocnych, w których chodzi przecież o świętowanie Zmartwychwstania
Chrystusa, czyli początek nowego życia
Kolorowe pisanki, kraszanki, oklejanki i nalepianki zdobią dziś świąteczne
stoły. Czy wiecie że...

najstarsze pisanki pochodzą z terenów sumeryjskiej Mezopotamii i liczą
ponad 5 tys. lat. Nieco późniejsze pochodzą z Egiptu, Persji, Cesarstwa
Rzymskiego i Chin. W Polsce zwyczaj malowania wielkanocnych jajek pojawił
się najprawdopodobniej w X w.

w średniowiecznej Europie z okazji świąt wielkanocnych w kościołach
odbywały się zabawy polegające na podawaniu sobie ugotowanego na twardo
jajka. Ksiądz rozpoczynał zabawę rzucając jajko jednemu z chórzystów, ten
przekazywał je następnemu i tak dalej – zwycięzcą zabawy zostawał chórzysta,
który trzymał jajko w momencie, gdy zegar wybił 12. Nagrodą było trzymane
przez niego jajko.

w 1878 roku prezydent Stanów Zjednoczonych Rutherford Birchard
Heyes i jego żona Lucy zorganizowali wielkanocne przyjęcie dla dzieci,
podczas którego brały one udział w konkursie toczenia jajek po trawniku. Tym
samym rozpoczęli nową tradycję, którą kontynuowała każda następna para
prezydencka. Nawet wybuch pierwszej i drugiej wojny światowej nie przerwał
tej tradycji, a jedynie tymczasowo zmienił lokalizację tej imprezy. Doroczny
konkurs toczenia jajek odbywał się wtedy m.in. w waszyngtońskim zoo.
Historia wielkanocnego króliczka
Innym wielkanocnym symbolem odrodzenia jest zając – legendarny towarzysz i
święte zwierzę bogini Ēostre, symbol odradzającej się przyrody, wiosny i
płodności. Wielkanocny króliczek nie jest więc żadnym współczesnym
wynalazkiem. Symbol ten został zaczerpnięty ze starej germańskiej tradycji. W
związku z czym najpierw tylko dzieci z kręgu kultury germańskiej w
wielkanocny poranek poszukiwały kolorowych jajek, zostawionych im przez
wielkanocnego zajączka. Pierwsze jadalne zajączki są pomysłem Niemców. Na
rynku pojawiły się w 1800 roku. Do wyboru były zajączki zrobione z ciasta
bądź cukru.
15
W 1700 roku do Pensylwani przybyli niemieccy osadnicy, którzy przywieźli ze
sobą tradycję wielkanocnego zajączka. Popularność zyskał on jednak dopiero w
XIX wieku. Wielkanocnego zajączka przechrzczono na wielkanocnego
króliczka. W oczach dzieci stał się drugą, najważniejszą postacią po Świętym
Mikołaju, która w wielkanocny poranek przynosi im koszyczki pełnych
czekoladowych pyszności.
Podobnie jak w przypadku jajka, również i w przypadku króliczka artyści
prześcigali się w stworzeniu największej, czekoladowej rzeźby, która trafiłaby
do Księgi Rekordów Guinnessa. Rekord padł w tym roku i należy do Harry’ego
Johnsona – artysty z Johannesburga. Jego czekoladowy królik mierzy 3,82
metry i waży ponad 3 tony! Warto przy tym dodać, że jest repliką królika,
znanego z reklamy baterii Duracell
W całości skopiowała z portalu internetowego Anna Rz.
KSIĘGA IMION
Znaczenie imienia Joanna
Pochodzenie i
znaczenie imienia
Chrakterystyka
imienia
Odmiany i
zdrobnienia
Joanna jest to imię, które pochodzi od
męskiego imienia Jan.
Joanna jest osobą niezwykle energiczną.
Posiada zdolności organizatorskie. Zawsze
stara się realizować swoje idee. Chodzi
wszędzie swoimi ścieżkami. Z natury
wrażliwa na ludzką niedolę, ale nie poświęca
działalności altruistycznej swojego czasu i sił.
Współczuje drugim, bo tak wypada. W
miłości chłodna, w rodzinie obojętna na
wszystko.
Asia, Aśka, Jasia, Joasia, Joaśka
Imieniny
2 lutego, 4 lutego, 1 marca, 28 marca, 12
maja, 24 maja, 30 maja, 17 sierpnia, 21
sierpnia, 24 sierpnia, 26 sierpnia, 1 grudnia
Patron
Joanna d’Arc - święta, bohaterka narodowa
16
Francji. Urodziła się w roku 1411 lub 1412 w
Lotaryngii. W czasie wojny stuletniej skłoniła
niezdecydowanego Karola, by koronował się
na króla Francji. Sama stała na czele
oddziałów francuskich i osiągała zwycięstwa
w bitwach, a w 1920 roku wyzwoliła
oblegany Orlean. W roku 1430 dostała się w
ręce Burgundów, którzy odsprzedali ją
Anglikom. Trybunał Inkwizycyjny posądził ją
o zmowę z diabłem. Po torturach spalono ją
na stosie, 30 maja 1431 roku. Jej postawa
zakończyła trwającą od stu lat wojnę z
Anglią. W roku 1457 zrehabilitowana przez
papieża Kaliksta III.
Kolor i liczba
Żółty, 2
Formy
obcojęzyczne
Joanna (łac.), Jane, Jean, Joan (ang.),
Johanna, Hanne (niem.), Jeanne (fr.), Juana
(hiszp.), Gianna, Giovanna (wł.)
Powiedzonka
Brak
Znaczenie imienia Leszek
Pochodzenie i
znaczenie imienia
Leszek jest to imię pochodzenia staropolskiego,
prawdopodobnie pierwotna forma imienia Lech.
Oznacza: ten, który działa chytrze, podstępnie.
Charakterystyka
imienia
Leszek jest człowiekiem porządnym,
statecznym, dokładnym, pracowitym,
gospodarnym i zaradnym. Jest słowny. Ceni
spokój, porządek i ład społeczny. Gdy czegoś
pragnie, uzyskuje to, nieraz siłą. Posiada
skłonność do mówienia "nie" i nie jest łatwo
nakłonić go do zmiany zdania.
Odmiany i
zdrobnienia
Lesio, Lesiu, Leś
Imieniny
3 czerwca
Patron
Brak
Kolor i liczba
Niebieski, 7
Formy
obcojęzyczne
Brak
Powiedzonka
Powiedział król Leszek: puste wiadra, pusty
mieszek.
17
Mawiano za króla Leszka: ten dom zdobi, kto w
nim mieszka.
Znaczenie imienia Jolanta
Pochodzenie i
znaczenie imienia
Jolanta jest to imię pochodzenia greckiego, od
słów ion (fiołek) i anthos (kwiat). Oznacza:
skromna i delikatna.
Charakterystyka
imienia
Jolanta jest osobą opanowaną. Cecha ta pozwala
jej stawiać czoło trudnym sytuacjom. W
niektórych okolicznościach staje się agresywna.
To ekstrawertyczka, uzewnętrzniająca swe
reakcje i łatwo przystosowująca się do
otoczenia. Jest zarazem obiektywna - dzięki
logice, i subiektywna - dzięki uczuciowości. Ta
dwoistość jej osobowości często zaskakuje
innych. Odczuwa silną potrzebę dawania czegoś
z siebie bądź to bliźnim, bądź sprawie narodowej
czy religijnej. Jolanta jest urodzoną
rewolucjonistką. Nie reaguje, ale od razu
wybucha. Jeśli chce się ją odwieść od jakiegoś
projektu, to nigdy nie siłą, ale przekonując ją, że
ten zamiar nie leży w jej interesie.
Odmiany i
zdrobnienia
Jola, Jolancia, Jolcia, Jolka, Jounia, Jolusia,
Joluś
Imieniny
15 czerwca, 17 grudnia
Patron
Błogosławiona Jolanta - księżna wielkopolska
(1244 - 1305). Była jedną z dworek bł. Kingi,
później została małżonką księcia Bolesława
Pobożnego.
Kolor i liczba
Żółty, 4
Formy obcojęzyczne
Iolanta, Jolanta (ogólnie przyj. forma), Iolande,
Iolanthe, Yolande (ang.), Jolenta, Jolanda,
Yolanthe (niem.)
Powiedzonka
Brak
Znaczenie imienia Łukasz
Pochodzenie i znaczenie
imienia
Łukasz jest to imię pochodzenia grecko – łacińskiego,
pochodzi od słowa Lucanus – pochodzący z Lukanii w
południowej Italii, lub przekształcenia imienia Lucjusz.
Charakterystyka
imienia
Łukasz jest osobą systematyczną, punktualną, pilną i
pracowitą. To flegmatyk, spokojny i cierpliwy. Łukasz
18
jest doskonałym obserwatorem. Zanim się wypowie
czy podejmie decyzję, waży starannie wszystkie za i
przeciw. To altruista. Pragnie oddawać przysługi,
pomagać innym. Posiada rozwinięty zmysł rodzinny,
potrzebuje wiele zrozumienia i dyskretnie okazywanej
czułości.
Odmiany i
zdrobnienia
Łukaszek, Łukaniu
Imieniny
17 lutego, 22 kwietnia, 10 września, 18 października,
31 października
Patron
Brak
Kolor i liczba
Pomarańczowy, 4
Formy
obcojęzyczne
Lucas (łac.), Lucas (niem.), Luc (ang.), Luca (wł.)
Powiedzonka
Brak
Skopiowała z internetu Bernadeta Wiechucka
19

Podobne dokumenty