Krdynał Bolesław Kominek - List do Biskupów Niemieckich

Transkrypt

Krdynał Bolesław Kominek - List do Biskupów Niemieckich
Ks. inf. Józef Strugarek
KardynałBolesław Kominek, Syn Kościoła, Wielki Patriota i MążStanu, i jego rola w
polsko-niemieckim pojednaniu – refleksja osobistego sekretarza Kardynała Bolesława Kominka
Jakim zapamiętałem Księdza Kardynała Kominka
Uroczy człowiek. Wielki i wierny syn Ziemi Śląskiej. Z krwi i kości Polak. Prawdziwy
Europejczyk. Pamiętam rok 1956 i „ wiosnę”, która tamtego roku zawitała do Polski w
październiku. Jako student jednej z wrocławskich uczelni, które wyległy na ulice by skandować
„uwolnić Prymasa” cieszyłem się, że Wrocław otrzymuje nowego rządcędiecezjąw osobie
Biskupa Bolesława Kominka. Do dziśprzechowujęwycinek z prasy z tamtego czasu obwieszczający
obsadzenie siedzib biskupich na Ziemiach Zachodnich Polski przez prawowiernych ordynariuszy i
zdjęcie Prymasa Polski w otoczeniu tychże ordynariuszy. Prawdęmówiąc, wtedy nic o nowym
ordynariuszu nie wiedziałem, ale osobąbiskupa wrocławskiego zacząłem sięinteresowaćdo tego
stopnia, że 16 grudnia 1956 r. jako człowiek świecki uczestniczyłem we wprowadzaniu nowego
biskupa wrocławskiego do Jego katedry. A kiedy w r. 1958 jesienią przekroczyłem progi
Metropolitalnego Seminarium Duchownego we Wrocławiu osoba arcybiskupa wrocławskiego
stawała mi sięcoraz bliższą. Jakim jednak byłczłowiekiem, poznałem pełniąc funkcjękapelana
od roku 1968 do 1974 tj. ażdo ostatniego tchnienia Kardynała.
Ś
ląsk i piękna tradycja śląska przesiąknięta przywiązaniem do Kościoła, a także konflikty
narodowościowe tej ziemi, a zwłaszcza powstania śląskie wywarły niezatarte ślady w duszy
przyszłego biskupa wrocławskiego i ukształtowały wielkiego patriotę polskiego. Do swoich
korzeni śląskich, do młodości tu przeżytej i do tego wszystkiego czym żyłdorastając do decyzji
podjęcia studiów teologicznych. powracał niejednokrotnie. Zwłaszcza w rozmowach
prowadzonych w aucie, gdy przemierzałdiecezjęz pasterskąposługą. Odżywały wtedy przeżycia
z domu rodzinnego, gdzie matka Katarzyna potrafiła w tych trudnych czasach tworzyćspokojnąi
przyjaznąatmosferę, gdzie ojciec nie tylko zabiegałby nie brakło w domu chleba, ale uważnie i z
rozwagąkierowałwychowaniem swoich dzieci. Z satysfakcjąwspominałarcybiskup, że szkołę
podstawowąi gimnazjum kończyłpo niemiecku, ale maturęzdawałjużpo polsku, bo jak mówił„
na Górnym Śląsku wybuchła już Polska”. Opowiadając o swoich studiach teologicznych, a
zwłaszcza o wstąpieniu do seminarium duchownego w Krakowie też się bardzo ożywiałi
podkreślał wielką rolę ojca w podjęciu studiów właśnie w tym mieście. Mówił, że mógł
rozpocząćstudia we Wrocławiu, ale wybrałKraków i to za radąswojego ojca: „Bolek, miał
powiedziećojciec, jak chcesz zostaćksiędzem, to zostań, ale na studia pójdziesz do Krakowa, bo
tam jest Polska”. I tam w Krakowie alumn Kominek, jak mówił, oddychałPolską, chłonąłjącałą
swojąduszązasłuchany w to co mówiąprofesorowie, co mówi mądry rektor Konstanty Michalski.
Przygotowując się przez dobrą formację do kapłaństwa, a w planach Bożej Opatrzności do
odpowiedzialności za Kościółi to nie tylko na Dolnym Śląsku. Kiedy powracałdo rodzinnych stron,
do Radlina wszyscy znajomi widzieli, że nie podnosi głowy, ale tak jak za lat szkolnych pozostał
ś
lązakiem, który nie wstydzi sięani śląskiej godki, ani prac, które trzeba wykonaćw rodzinnym
domu. Trzeba było słyszećten radosny ton, gdy opowiadałjak w czasie żniw ustawiałw kopy
snopki zboża, albo gdy była mowa o przygotowaniach do Świąt Bożego Narodzenia czy Wielkiej
Nocy, że jego zadaniem było wówczas pilnowanie wędzenia śledzi na wigilię, by sięnie spaliły.
Ż
ywymi pozostały w pamięci Kardynała rozmowy z sąsiadami, powracałdo nich w
swobodnych rozmowach w czasie podróży, pamiętałpytania jakie mu stawiali, widząc go w
kapłańskiej koloratce.
Przyspieszone święcenia kapłańskie i wyjazd na studia do Paryża, zetknięcie z kulturą
francuskąto nowy etap w życiu jużks. Bolesława Kominka. Jak podkreśla ks. Jan Krucina (Szkice
do portretu KardynałBolesław Kominek) świat wyniesiony z domu i świat jaki spotkałwe Francji
„umiałKominek cudownie w sobie scalić”. Do Paryża zaniósłwrodzonąmu i pielęgnowaną
wrażliwośćna ludzkie sprawy i śląskąpobożność. Nie wystarczyło mu zdobywanie wiedzy, po
którątu przyjechał. Chciałbyćjak na Górnym Śląsku wśród górniczej braci. Dlatego soboty i
niedziele spędzałna pracy duszpasterskiej wśród Polonii. Mówił: „ w Paryżu byłem studentem, a
wśród Polonii jednym z nich” Pamiętam spotkanie Kardynała Kominka z kolegąze studenckich
czasów jakie miało miejsce w Instytucie Polskim w Rzymie w r. 1973, z arcybiskupem Sajgonu Mgo
Din Tukiem. Patrząc z boku na ich braterskąrozmowępo wielu, wielu latach, można było
zobaczyćdwóch przyjaciół. Kiedyśzaprzyjaźnionych studentów Instytutu Nauk Społecznych w
Paryżu, teraz roześmianych Pasterzy Kościoła, którzy mają sobie dużo do powiedzenia. I
rzeczywiście wspominali studenckie czasy, ale i pracęwśród emigracji, bo poza Paryżwyjeżdżali
często razem, i o sytuacji w Wietnamie, gdzie Amerykanie próbowali zrobićporządek, a brat
arcybiskupa Mgo Din Tuka, prezydent Wietnamu Mgo Din Diem ostrzegałich: to sięwam nie uda,
bo nie znacie Azji. Nie wprowadzajcie na siłęwaszej demokracji. Azja potrzebuje cesarza, władcę.
Jak odpowiedzialni pasterze Kościoła rozmawiali i o swoich diecezjach.
Człowiek twórczy i odważny w działaniu
Kardynał Kominek nie lękałsiępowierzanych mu zadań. Niedługo po powrocie ze
studiów otrzymuje zadanie zorganizowania w Diecezji śląskiej (jak sięwówczas mówiło) Akcji
Katolickiej. Zadanie, które przed Kościołem postawiłPap. Pius XI. W jej zorganizowanie zanurzył
się zupełnie. Zjazdy, kongresy, konferencje stały sięJego pasją. Opowiadało tym pięknym
angażowaniu sięświeckich w ten nowy katolicki ruch odnowy Kościoła. Ubolewał, że rozpętana
wojna zniszczyła tak pięknie rozwijające siędzieło. Kiedy przyszła okupacja nie zawahałsię
wejśćw kontakt z tymi wszystkimi, którzy w podziemnych strukturach walczyli o wolnąPolskę. Jak
sam mówił, zaglądałna Opolszczyznęi do Wrocławia. Tu w Parku Szczytnickim dowiedziałsięod
jednego ze swoich rozmówców, że Kard. Adolf Bertram na spotkaniu z kanonikami Kapituły
Wrocławskiej powiedział: „moi panowie, tu będzie Polska”. A kiedy tak sięstało Kard August
Hlond jako jednemu z pięciu administratorów zawiązujących siędiecezji na Ziemiach Zachodnich,
powierza tworzenie Diecezji Opolskiej, gdzie jak mówiłtrzeba było mocno zakasaćrękawy i brać
siędo roboty. I sięzabrałpoczyając od pożegnańwyjeżdżających Niemców i organizowania nie
tylko życia kościelnego dla przybywających repatriantów ze Wschodu. Miałczas by jechaćna
granicępolsko niemieckąi tam pobyćjako pasterz z opuszczającymi ze łzami w oczach Niemcami.
A po powrocie do Opola organizowaćadministracjękościelnądiecezji w oparciu o duchownych
zgłaszających siędo diecezji. Do końca życia nosiłw sercu wdzięcznośćdla tych wszystkich, którzy
w tamtym czasie wspierali Jego pasterskie plany i pomagali Mu je realizować. Kiedy biskup Antoni
Adamiuk został ogłoszony biskupem pomocniczym biskupa opolskiego Franciszka Jopa,
powiedział: „ jutro pojedziemy do Opola zawieźćks. biskupowi Nominatowi kupon materiału na
sutannęno i pogratulować. Jestem Mu to winien, bo kiedy byłem w Opolu ks. Adamiuka zrobiłem
dziekanem Dekanatu Głuchołazy, chociażbyłtylko wikarym. Wie ksiądz dlaczego, bo tylko on
miałmotor”. Jakim człowiekiem byłKardynałKominek niech zilustrujądwa obrazy z życia
Metropolity Wrocławskiego: usunięty z Opola z zakazem zamieszkania na Śląsku najpierw
przebywa w klasztorze benedyktyńskim w Lubinie k. Poznania, a następnie w Krakowie, gdzie
Książe Kard. Adam Sapieha powierza Mu WydziałDuszpasterski. Ale i tam nie ma spokoju. UB
nachodzi jego mieszkanie i dokonuje rewizji. O jednej z nich wspominał„szedłem za nimi krok w
krok, jeden z nich odezwałsiędo mnie: co tak chodzi za nami, czy boi się, że cośubędzie. A ja –
nie, ja sięnie obawiam, że cośubędzie, ale że cośmoże przybyć”. I drugi obraz. Jest Boże
Narodzenie 1973 r. Odprawia ostatniąw katedrze wrocławskiej Pasterkę. Grupa młodych ludzi w
charakterystycznych kożuszkach stoi przed głównym wejściem i w czasie kazania wybuchająsalwy
ś
miechu. Kończy się Pasterka, wierni opuszczają katedrę. Kardynał teżwychodzi w asyście
kapłanów do swojego domu, przeszkadzająca w kazaniu grupa wciążstoi przed katedrą. Musi
przejśćobok nich. Idzie prosto na nich. Zatrzymuje sięprzed nimi i mówi stanowczym głosem: „a
teraz marsz” i oni ruszyli, i dodał„bo takich jak wy lepiej miećprzed sobąaniżeli za sobą”.
Kapłan i Pasterz Kościoła.
KardynałKominek byłczłowiekiem o głębokiej wierze, świadomy wielkości i świętości
kapłaństwa, i pokorny wobec powierzonego Mu urzędu biskupiego, który starałsięwiernie
wykonywać. Takimi pragnąłwidziećtych, na których wkładałbiskupie ręce i takim pragnąłmieć
współpracowników w dźwiganiu odpowiedzialności za Kościół. Dlatego ogromnątroskąotaczał
Metropolitalne Seminarium Duchowne we Wrocławiu i radowałsięreaktywowaniem Fakultetu
Teologicznego. Formację intelektualną i duchową przyszłych księży powierzał najlepszym
profesorom i wychowawcom i sam brał w tym udział. Sobotnie spotkania ze studentami
ostatniego roku stały sięregułą, a rozmowy prowadzone ze studentami miały przygotować
młodych ludzi pełnych ideału na zderzenie z rzeczywistością, która na nich czekała zaraz po
ś
więceniach w tamtej polskiej rzeczywistości. „Pamiętajcie”- mówił: „w razie niepowodzeńze
wszystkim przychodźcie do mnie, żebym pierwszy o tym byłpoinformowany, a ja będęwiedział
co z tym zrobić. Nie dajcie sięnikomu zastraszyćani zwieźć, a będziecie wolni i będziecie cieszyć
siękapłaństwem”.
Powracam czasem myślą do początków mojej kapłańskiej pracy u boku Kardynała
Kominka. Rozpoczęła się w sobotnie popołudnie przy kawie, na której, usłyszałem „jutro
odprawimy wspólnie Mszęśw., bo będziemy współpracowaći dlatego rozpoczniemy od ołtarza”
– mówił Ksiądz Kardynał, i dalej „ a przysięgę złoży jegomość w obecności księdza inf.
Marcinowskiego w Kurii”. Odtąd mogłem patrzećno i podziwiaćadministracyjnąmądrośćw
rządzeniu diecezjąi przyglądaćsiętrosce Kardynała o piękno swojego kapłaństwa. O jedno i
drugie dbałbardzo gorliwie. Rozważny w administrowaniu i mądry w podejmowaniu decyzji
personalnych, szeroko i dalekowzrocznie patrzący w przyszłośćKościoła, zaangażowany twórczo
w politykę kościelną stawał się dobrym pasterzem w spotkaniach z kapłanami i wiernymi.
Rezydencja przy ul. Katedralnej była otwarta dla wszystkich pukających do drzwi. Przyjemnością
było uczestniczyćw rozmowach prowadzonych z gośćmi z kraju i zagranicy w pięknym języku
francuskim lub niemieckim. Podobnie w wizytacjach kanonicznych parafii. Jużw aucie kreślił
atmosferę, jaką trzeba stworzyć w czasie wizytacji, by nie sprawić kłopotu miejscowemu
proboszczowi. Znałdobrze sytuacjęparafii, do której sięudawał, jej stronęmaterialnąi religijną,
warunki życia wiernych i miejscowych księży. Na ogółEucharystiępolecałsprawowaćjednemu z
księży, ale homilięczy kazanie głosiłsam. Można było wówczas zobaczyćjak ten wszechstronnie
wykształcony humanista, człowiek o ogromnej wiedzy ogólnej, filozoficznej i teologicznej,
oczytany w literaturze z tzw. podziemia, w którązaopatrywałKardynała jeszcze w czasach
stalinowskich biskup Klepacz, staje się nauczycielem wiary przemawiającym do słuchaczy
zrozumiałym dla nich językiem i rozmawiającym z nimi o ich sprawach w kontekście ich
codziennego życia. Czuło się, że to ojciec pouczający swoje dzieci, rozumiejący ich problemy,
który przybyłdo nich by im powiedziećjak trzeba żyć. Niejednokrotnie po zakończonej Mszy św.
jeszcze raz wchodziłna ambonę, by modlićsięz wiernymi w przeróżnych intencjach. Wydawało
sięwówczas, że jest całkowicie zatopiony w modlitwie, że naprawdęniążyje. Dla Kardynała dzień
zaczynałsiędługo przed rannąMsząśw. także na wizytacji biskupiej. Rozważanie i modlitwa
rano, a w ciągu dnia adorował N. Sakrament. Gdy wracał z posługi duszpasterskiej,
towarzyszących Księdzu Kardynałowi prosił o piętnaście minut odpoczynku. Trochę się
zdrzemnął. A gdy sięocknąłbyłświeży i wypoczęty i zaczynałsięgłośno modlić. Z pamięci
modliłsięlitaniami do Serca Jezusowego, do N, Maryi Panny do św. Józefa. Kardynałlubił
przebywaćz ludźmi, kochałludzi. Człowiek wielkiej kultury intelektualnej i duchowej, człowiek
ś
wiadomy odpowiedzialności pasterskiej za powierzonąsobie diecezjęi wielki Polak. Można
ś
miało powiedzieć, że życie Kardynała Kominka to ofiarna, pełna wiary posługa kapłańska
przeniknięta miłością do Kościoła w jego najmniejszej cząstce i wzbogacana nieustanną
kapłańskąmodlitwą, która rozpoczynała sięwczesnym rankiem, a kończyła późno w nocy. Nie
szedłspaćprzed wysłuchaniem ostatniego serwisu informacyjnego Radia Wolna Europa. Takim
znałem Wrocławskiego Kardynała. Wszystkie sprawy, te wielkie Kościoła i te małe, wszystkie
ludzkie sprawy jakie docierały do Niego, przemodlone były każdego dnia na rannym spacerze w
ogrodzie biskupim, przemodlone były na różańcu, który bardzo kochał.
Sprawa Listu biskupów polskich do biskupów niemieckich
Jeśli chodzi o list biskupów polskich do biskupów niemieckich to muszęzaznaczyć, że jako
kapelan Arcybiskupa Wrocławskiego rozpocząłem pracęw roku 1968, jesienią. W społeczeństwie
polskim toczyła sięjeszcze na ten temat dyskusja, w kręgach kościelnych sprawa listu była żywą.
Ż
ywym było wystąpienie Księdza Arcybiskupa w katedrze wrocławskiej w lutym 1966 r. i mądre
kazanie wyjaśniające rozdyskutowanym słuchaczom powód napisania tegoż listu. Ówczesne
władze zabiegały o to, by tego kazania nie było, ale arcybiskup powtarzał: „ pobrudziliście mnie,
muszę® sięwięc umyć”. Po tym kazaniu autor listu byłbardzo spokojny, a w rozmowach na jego
temat podkreślał, że to braterski list napisany z pobudek ewangelicznych w atmosferze
soborowego ducha otwierającego Kościół na czasy które nadchodzą, w duchu Kościoła
patrzącego w przyszłość, którego najpiękniejszym przymiotem jest umiejętnośćprzebaczania,
jakąobdarowałKościółJezus Chrystus. Do końca swoich dni powtarzał, że uderzenie władz w
ducha listu i w Episkopat Polski, ohydna próba zdyskredytowania Episkopatu Polskiego w oczach
Polaków przez Gomułkęi Kliszko, to uderzenie w polskąracjęstanu. Kiedy w Polsce przetaczała
sięsterowana akcja propagandowa przeciwna ewangelicznemu przesłaniu listu, byłem świadkiem
jak Arcybiskup Wrocławski utrzymywałregularnąkorespondencjęz ówczesnym ambasadorem
Polski w Rzymie, ambasadorem Adamem Wilmannem, z człowiekiem dobrze zorientowanym w
historii powstania listu Polskiego Episkopatu do Biskupów Niemieckich.

Podobne dokumenty