Refleksje o życiu i dziele Ani Pasek

Transkrypt

Refleksje o życiu i dziele Ani Pasek
Refleksje o życiu i dziele Ani Pasek
Wystąpienie Profesora Włodzimierza Wójcika na wernisażu wystawy
fotografii Anny Pasek w Pałacu Mieroszewskich w Będzinie dnia 19 lutego
2010 roku:
Szanowni i Drodzy Rodzice Ani! Panie, Panowie! Vita brevis, ars longa!
Życie jest krótkie, ale sztuka długa. Stwierdzenie to odnosi się do Ani Pasek,
młodej geografki, podróżniczki i artysty-fotografika. Jej życie było bezustannym
poszukiwaniem dobra, prawdy i piękna. Pragnęła tymi wartościami dzielić się ze
swoim otoczeniem, z ludźmi. Żyła jak orzeł i zasnęła pośród orlich skał
alpejskich. Jakże przedwcześnie. Wydawało się pozornie, że dzieło jej życie
zostało zamknięte, dobre myśli i uczucia zabrane do mogiły. Dzisiejsza wystawa
BHUTAN – i inne podobne wystawy - przekonuje nas o tym, że młoda uczona i
artystka bezustannie nas obdarza swoja wiedzą i
pysznymi owocami
oryginalnej twórczości plastycznej. Kiedy spoglądam ze wzruszeniem na jej
fotogramy, czuję, że Ania jest tutaj z nami OBECNA…
Młoda badaczka ziemi, umiłowała muzykę gór, chmur i wiatru, by jej
smak i urok przekazywać wszystkim. Pod tym względem przypomina piękną
postać naszego polskiego kompozytora. O kogo chodzi?
Kompozytor i taternik - Mieczysław Karłowicz
„Najbliższą ojczyzną” Mieczysława Karłowicza była – rzecz ujmując
historycznie - polska Litwa. Ta sama, co Mickiewicza. Autor Ballad i
romansów, rodem z Zułowa, rozpoczynał i formował w literaturze prąd
romantyzmu, Karłowicz natomiast (urodzony zdecydowanie później, w 1876 w
Wiszniewie) stał się reprezentantem już późnego romantyzmu – w muzyce.
Obaj byli symbolami Polski i polskości, ale sercem związali się z gniazdem
rodzinnym, ze swą „najbliższą Ojczyzną”. Mickiewicz w Grażynie, Konradzie
Wallenrodzie, Dziadach, Panu Tadeuszu przenosił się w wyobraźni poetyckiej
w nadniemeńskie równiny, Karłowicz w poemacie symfonicznym Rapsodia
litewska wracał w fazę swego najwcześniejszego, jakże czarownego,
dzieciństwa. Wyznawał: „Starałem się zakląć w nią cały żal, smutek i niewolę
wiekuistą tego ludu, którego pieśni w mym dzieciństwie brzmiały”.
2
W 1882 roku rodzina Mieczysława pozbyła się majątku ziemskiego i
mieszkała kolejno w Heidelbergu, Pradze, Dreźnie, by na stałe w roku 1887
osiąść w Warszawie. Młody chłopiec myślami był ciągle w pejzażu swego
dzieciństwa. W stolicy studiował na uniwersytecie nauki przyrodnicze, potem w
Berlinie filozofię, ale najważniejsze okazały się jego zainteresowania operą,
muzyką symfoniczną, uczenie się gry na skrzypcach oraz studiowanie harmonii.
W tym czasie wypowiadał się jako publicysta muzyczny. Po skończeniu w roku
1901 studiów założył w Warszawie orkiestrę smyczkową.
Zasłynął przede wszystkim jako kompozytor. Żył zaledwie 33 lata, ale
nawet niezbyt rozległym dorobkiem zasłużył sobie na wielkie uznanie.
Mówiono, że jest „najwybitniejszym symfonikiem polskim”.
W latach 1896-1898 Karłowicz skomponował 29 pieśni na głos i
fortepian do słów głównie słynnego piewcy skalnego Podhala, Kazimierza
Przerwy-Tetmajera. Do dzisiaj zachowały się tylko 22. Jego ojciec Józef, znany
etnograf i językoznawca, próbujący po amatorsku komponować, był dumny z
dokonań syna i dziwił się, że ten, wiedziony nadmierną skromnością, ukrywa
przed otoczeniem owe dokonania. A przecież manifestuje się w nich swojskość,
świeżość i urok młodości.
W pieśni Mów do mnie jeszcze (op. 3/1) Karłowicz fascynującą melodią
przywoływał, i tym samym popularyzował, strofy Tetmajera:
Mów do mnie jeszcze… Z oddali, z oddali
głos twój mi płynie na powietrznej fali,
jak kwiatem, każdym słowem twym się pieszczę…
Mów do mnie jeszcze…
Mów do mnie jeszcze… Te płynące ku mnie
słowa są jakby modlitwą przy trumnie
i w sercu śmierci wywołują dreszcze –
Mów do mnie jeszcze…
Maestra Jadwiga Romańska, która po mistrzowsku przez lata
wykonywała wokalnie
pieśni mistrzów tej miary, co Moniuszko i
Szymanowski, z wielkim uznaniem odnosi się do całego dorobku twórcy
symfonii Odrodzenie. W rozmowie telefonicznej – w styczniu 2009 roku - z
3
wielkim ciepłem wyznała, że w swym twórczym życiu dogłębnie „całego
Karłowicza przepracowała”. Dla tej wybitnej primadonny oper polskich ważny
jest ścisły związek muzyki z brzmieniem słowa. Największe walory artystyczne
przynosi śpiew utworów pieśniowych w języku ojczystym wokalistki. W
jednym z wywiadów (Moje woperowstąpienie. Rozmowy z Jadwigą Romańską –
opracowanie Wacława Krupińskiego) wyznawała: „Już w Monachium Ludwik
Schmidt-George namawiał mnie, bym śpiewała pieśni Schuberta i Schumanna
po polsku, bo dopiero wtedy one brzmią… Powtórzę, generalnie jestem zdania,
że najlepiej śpiewa się w języku ojczystym. Jeśli ktoś się urodził w polskiej
rodzinie i najbardziej czuje polski język, to naturalne, że w nim wypowiada się
najlepiej. Bo czuje każde słowo…”
Karłowicz stworzył Koncert
Oprócz wymienionych wyżej dzieł
skrzypcowy A-dur oraz poematy symfoniczne: Powracające fale, Odwieczne
Pieśni, Stanisław i Anna Oświęcimowie, Smutna opowieść i Epizod na
maskaradzie. Ja osobiście najwyżej stawiam jego symfonię e-moll Odrodzenie
(op. 7). Od wielu lat systematycznie słucham płyty z jej nagraniem dokonanym
przez Orkiestrę Symfoniczną Filharmonii Pomorskiej im. Ignacego
Paderewskiego pod dyrekcją Bohdana Wodiczki. Obcując z utworami
Karłowicza nie godzę się z opiniami niegdysiejszych krytyków muzycznych,
którzy zarzucali mu epigonizm i pozostawanie w niewoli Wagnera i Straussa.
Natomiast z entuzjazmem przyjmuję pogląd Stanisława Żelechowskiego, który
na kopercie wspomnianej płyty pisze: „Karłowicz posługiwał się elementami
techniki kompozytorskiej szkoły niemieckiej, jednakże wprowadzał do swoich
partytur własne odkrycia, oryginalnie traktował instrumentację, harmonikę, a
zwłaszcza melodykę, która nie ma odpowiedników w całej ówczesnej muzyce
europejskiej. Oryginalność talentu Karłowicza tkwi w sposobie traktowania
materiału muzycznego w jego >>obróbce twórczej<< oraz w nastroju, w
specyfice wyrazowej, których nie znajdziemy u innych kompozytorów tamtej
epoki. Może wydawać się to dziwne, ale muzyka Karłowicza ma coś z klimatu
twórczości kompozytorów skandynawskich, takich jak Jan Hartmann, Carl
Nielsen i Sibelius, pomimo różnic w posługiwaniu się środkami muzycznymi.
Karłowicz, jak Rilke, jest twórcą jednego dzieła.” Znaczy to, że wszystkie
utwory kompozytora mają „jeden” wspólny mianownik. Są wielkim freskiem
autobiograficznym. Twórczość Karłowicza
już za jego życia cenił i
4
popularyzował młodszy od niego o trzy lata wybijający się dyrygent, Grzegorz
Fitelberg.
Od dziesięcioleci wędrując ścieżkami Podhala, zwłaszcza Zakopanego i
jego okolic, bezustannie trafiam na ślady obecności Karłowicza. Nic dziwnego.
Wielki artysta zaczął poznawać Tatry już od roku 1889, by aktywnie
uczestniczyć w wyprawach od roku 1902. W roku 1907 zamieszkał na stałe w
zimowej stolicy Polski w willi u zbiegu ulicy Kościuszki i Sienkiewicza. To w
tym miejscu bezustannie przystaję z żoną, aby choć przez chwilę, w zamyśleniu,
przypomnieć sobie tony kompozycji Karłowicza, w których zresztą nie ma
motywów góralskich. Pełno jest Karłowicza w Muzeum Tatrzańskim. Jako
zapalony taternik wspinał się to z Klimkiem Bachledą, to sam po górach,
zdobywając najtrudniejsze szczyty. Wspólnie z Mariuszem Zaruskim przyczynił
się do stworzenia Tatrzańskiego Ochotniczego Pogotowia Ratunkowego.
Zostawił nam wiele ciekawych pism oraz przebogatą dokumentację
fotograficzną. 8 lutego 2009 mija równe sto lat od jego śmierci. Kompozytortaternik zginął przysypany lawiną na wschodnich zboczach Małego Kościelca w
czasie wyprawy narciarskiej związanej z robieniem dokumentacji fotograficznej.
Na „Kamieniu Karłowicza” widnieje napis „Non omnis moriar” poświadczający
tę wielką prawdę, że prawdziwa sztuka, odwaga, dzielność nigdy nie umiera. Są
potrzebne człowiekowi jak chleb, jak powietrze.
WŁODZIMIERZ WÓJCIK
Druk: „Wiadomości Zagłębia” 2009, nr 4.