Treść informacji
Transkrypt
Treść informacji
Od kilku dni w kruchcie kościoła parafialnego możemy zauważyć ustawioną przy drzwiach starą tablicę nagrobną. Z jej treści wynika, że określa ona miejsce spoczynku dwóch mężczyzn, których data śmierci przypadła na dzień 22. sierpnia 1873 roku. W jaki sposób tablica ta znalazła się w tym miejscu? Kim były wymienione na niej osoby? Zapraszam do przeniknięcia w kolejny, nieznany dotąd epizod z dziejów Tarnówki. Późna zima AD 2014. Pomimo, iż po świętach Bożego Narodzenia pozostało już tyko wspomnienie, przyroda raczej zdaje się budzić do życia niż zamierać. Leniwe niedzielne popołudnie przyniosło nader słoneczną pogodę – nic tylko spacerować! Kierunek: tym razem cmentarz ewangelicki, a raczej to co z niego pozostało… W świeżo wykarczowanym fragmencie nekropolii dopatrzeć się można jedynie fragmentów niegdysiejszych nagrobków. Uwagę zwrócił jednak wyraźnie przebijający się poza ściółkę porośniętą mchem, narożnik kamiennej tablicy z błyszczącymi w promieniach słonecznych złoceniami wykutych inskrypcji. „Hier ruhen in Gott” – tu spoczywają w Bogu; „der Ackerwirth”(jest to określenie gospodarza, posiadającego własny majątek ziemski sporej powierzchni) – Christoph Gahlow… Jego wiek mógłby wskazywać na śmierć naturalną, lecz ku mojemu zdziwieniu, tkwiąca głęboko w pisaku dalsza część płyty odsłoniła nazwisko znacznie młodszego „wiecznego współlokatora” – Hermann Gahlow. Kres ich ziemskiego pielgrzymowania dokonał się dokładnie tego samego dnia. Oto ich historia. Na terenie zaboru pruskiego rolnictwo rozwijało się najpomyślniej. Wprowadzano wszystkie nowości, gwarantujące wydajność upraw, co w 2 połowie XIX w. doprowadziło do tego, że Pomorze Zachodnie stało się żywnościowym zapleczem Niemiec. Było to konsekwencją świadomej polityki pruskiej, której zależało na transformacji wcielonych ziem w potężne zaplecze ekonomiczne. To właśnie na tych terenach najwcześniej doszło do uwłaszczenia chłopów. Wprowadzane ono było etapami od roku 1823 i dało najlepsze rezultaty ze wszystkich reform uwłaszczeniowych na ziemiach historycznie polskich. W wyniku planowego i kontrolowanego procesu transformacji, efektem uwłaszczenia chłopów stało się powstanie dużych, nastawionych na produkcję gospodarstw. Liczba chłopów małorolnych lub bezrolnych była stosunkowo niewielka, co sprzyjało rozwojowi prowincji. Jednocześnie zaś nadal istniała grupa bogatej szlachty o znacznych posiadłościach ziemskich – tzw. junkrów. Wprawdzie owych w samej Tarnówce było niewielu, ale praca u junkrów z okolicznych miejscowości przyniosła wielu mieszkańcom stateczność finansową oraz z pewnością bezcenne doświadczenie w pracy na roli. W ten sposób wielu rolników uniezależniało się, stopniowo przejmując działki rolne i zakładając własne majątki ziemskie. Do takich gospodarzy należała rodzina Gahlow, która pod koniec XVIIIw. osiedliła się w Tarnówce z racji tego, że miejsce to było wyjątkowo piękne i bogate. W lasach było mnóstwo zwierzyny z ziemia karmiła swymi plonami nielicznych jeszcze wtedy mieszkańców. Krzysztof wraz ze swoimi braćmi pracowali na roli u zamożnego gospodarza o polskich korzeniach, posiadającego jedno z dziesięciu istniejących we wsi gospodarstw „całołanowych”( ok. 20ha). Ów gospodarz potrafił docenić pracę młodych mężczyzn oraz ich wkład w rozwój gospodarstwa i stosownie ich wynagradzał. W 1829r. zniesiono daniny i usługi na rzecz dziedziców a w 1858r. również czynsz. Poza godnymi warunkami mieszkaniowymi, jakie zapewniał Krzysztof swojej rodzinie, potrafił jeszcze odłożyć pewne środki pieniężne. Otrzymał on także od swojego pana ćwierć łana na własność. Z czasem stać go było na kupno kolejnych parceli, w efekcie powiększając swoje gospodarstwo do 3/4 części łana. Inwestował on we wszelkie nowinki techniczne aby podnieść efektywność swojej produkcji; z wielką nadzieją patrzył w przyszłość. Zdawałoby się, że rodzina ta była w pełni szczęśliwa. Coś jednak wciąż frapowało rolnika i wpędzało go w coraz większą depresję. Wprawdzie posiadał on już wówczas potomstwo ale składające się wyłącznie z córek, których miał pięć. Wraz z postępującym wiekiem tracił nadzieję, że urodzi mu się syn – gwarant przedłużenia rodu, pomocnik na roli i prawowity spadkobierca majątku. Przełomowy okazał się 28 kwietnia 1856r, kiedy to okazało się, że dziecko, które przez ostatnie 9 miesięcy nosiła pod sercem , będąc w stanie błogosławionym, żona Krzysztofa, jest właśnie płci męskiej. – Wreszcie mam syna – dumnie powtarzał sobie w głowie świeżo w pełni spełniony ojciec. Niedługo później trzymał swojego upragnionego synka do chrztu w wyznaniu luterańskim, którego udzielił w Tarnówce pastor August G. W. Peterson. Ów synek otrzymał imię Hermann… Hermann od najmłodszych lat wykonuje wszystkie powinności chłopa, pilnie jednak przyglądając się pracy swojego ojca; przede wszystkim obrabia ziemię do niego należącą. To zróżnicowana gleba, często wysokiej klasy bonitacyjnej. Są to nawet grunty I klasy, na których uprawiano przede wszystkim pszenicę, uzyskując sześciokrotne plony. Chłopi, w tym także i Hermann uczą się również płodozmianu, ówczesnej nowości podnoszącej znacząco efekty żniw. Praca w polu, pomimo względnie szybkiemu postępowi technicznemu nie należała jeszcze wtedy do najłatwiejszych. Wszystkie prace polowe wykonywano ręcznie. Mężczyźni kosili kosą z prądkami (dodatkowe usztywnienie do odpowiedniego układania się zboża), kobiety sierpem zbierały i wiązały je w snopy. Dzieci znosiły je i ustawiały w kozły (najczęściej 5-7 snopów). Pracowano już od czwartej rano do dziesiątej i po południu do zachodu słońca, by uniknąć największych upałów. Kiedy zboże wyschło zwożono je do stodoły, a ścierniska grabiono dużymi, drewnianymi grabiami. Następnie dzieci miały za zadanie wyzbieranie każdego niezagrabionego kłóska, który był na wagę złota. W niedziele i święta rodzina udawała się na msze do tutejszej świątyni. Krzysztof, jak i jego potomkowie cenili sobie wiarę o czym świadczy fakt, że wszystkie uroczystości rodzinne odbywały się w kościele a żaden z Gahlowów żyjących w XVIII i XIXw. nie urodził się jako nieślubne dziecko. Mijały lata. Hermann uczęszczał do tutejszej szkoły powszechnej, gdzie nabywał wiedzę a przy pracy na roli – umiejętności praktyczne. Nadszedł rok 1870. Ambicje osobiste, zaborcza polityka, nadmiar pewności siebie i brak poczucia rzeczywistości najwyższych decydentów Prus oraz Francji doprowadziły do konfliktu zbrojnego. Mężny, choć jeszcze bardzo młody Hermann, jak również wielu innych chłopów z Tarnówki otrzymali powołanie do pruskiej armii. Było to wielkim dramatem, szczególnie dla Krzysztofa, który bał się straty ukochanego syna. Obiecał mu, że gdy powróci z wojennej zawieruchy, otrzyma całe gospodarstwo na własność. Niesamowita rozpacz i poczucie wielkiej niewiadomej – tak w kilku słowach można określić moment rozłąki, po której każdy dzień, każda godzina zdawała się trwać wieczność. Hermann długo nie dawał znaku życia a Krzysztof z dnia na dzień znów zaczął tracić nadzieję. Gorliwie modlił się co dnia, by dane mu jeszcze było to szczęście, które nie opuszczało go od momentu narodzin syna. Bóg wysłuchał łaskawie tych modlitw. 20 maja 1871r. Krzysztof ujrzał biegnącą z oddali postać, której oblicze coraz bardziej przypominało znajomą i tak bardzo utęsknioną osobę. - Hermann wrócił! Jest cały i zdrowy! Tego dnia nie brakowało uścisków i serdecznych słów a opowieści z frontu zdawały się nie mieć końca. Rolnicza natura Hermanna sprawiła, że podczas dalekiej podróży z Tarnówki aż do granicy Prusko – Francuskiej ze szczególnym zainteresowaniem przyglądał się agrotechnicznym nowinkom. Szczególnie spodobała mu się młocarnia kieratowa, napędzana końmi, która znacząco mogłaby wpłynąć na wydajność oddzielania ziaren zboża od kłosów. Krzysztof, zgodnie z obietnicą zdecydował się przekazać synowi całe gospodarstwo i jednocześnie prawo do decydowania o wszelakich inwestycjach oraz metodach prowadzenia gospodarstwa. Zaoferował także pomoc przy pracy oraz wsparcie merytoryczne. Ukrył jednak przed synem fakt, że w czasie jego nieobecności został zdominowany przez chorobę, która z każdym miesiącem stawała się dla niego coraz bardziej uciążliwa. Pomimo nadchodzącego falowo złego samopoczucia nie wyobrażał sobie, że przez chorobę, mógłby zostać odsunięty od pracy w gospodarstwie. Nie sądził, że będzie to dla niego oraz jego syna katastrofalne w skutkach… Hermann już na drugi dzień po przybyciu z żołnierskiej przygody powrócił do czekających na niego prac na roli. Podczepił bronę i ruszył za koniem w pole. Brakowało mu tego przez ostatnie miesiące. Wciąż jednak myślał o zakupie młocarni. Przez tysiące lat bowiem ziarno było młócone ręcznie za pomocą cepów. Była to praca bardzo ciężka i wymagająca poświęcenia długiego czasu. Młockę przeprowadzano od żniw czasami aż do wiosny, w miarę wolnego czasu. Mechanizacja tego procesu poważnie zmniejszyłaby nakład ciężkiej pracy ponoszony w gospodarstwie rolnym Gahlowów. Po ocenie swoich możliwości finansowych, zdecydował się na jej zakup. Późnym latem jeszcze tego samego roku, miał już swoje wymarzone urządzenie. Szybko okazało się, że była to trafiona inwestycja. Odtąd młócenie zboża stało się przyjemne dla obsługujących maszynę Krzystofa i Hermanna. Nadszedł nieszczęsny 22. sierpnia AD 1873. Tego dna schorowany Krzysztof nie czuł się najlepiej. Skutki postępującej choroby rysowały się na jego zmęczonej twarzy. Hermann prosił ojca, aby ten pozostał w domu. Chłopak zaproponował, ze poprosi któregoś z rówieśników o pomoc przy obsłudze młocarni. Krzysztof zbagatelizował swoje cierpienie i idąc w zaparte oznajmił, że pomoże synowi. Wszedł na młocarnię i poprosił Hermanna o podawanie zboża. Zaczęli pracować. Słoneczny skwar, pomimo jeszcze przedpołudniowych godzin dawał się obydwu panom we znaki a ukrywany przez Krzysztofa ból stopniowo narastał i potęgował zmęczenie. Stojąc nad wałem młocarni mężczyzna zasłabł i upadł wprost do wnętrza bezlitosnej maszyny. Hermann bez chwili wahania ruszył ojcu na ratunek, chwycił go za bezwładną dłoń nie zdając sobie sprawy z tego, że za chwilę podzieli jego los. Obaj zginęli… O wielkiej tragedii Gahlowów było we wsi głośno. Dwa dni później, w kondukcie pogrzebowym, prowadzonym przez pastora Ludwiga Bernharda Gottfrieda Plähn’a wzięli udział niemal wszyscy mieszkańcy Tarnówki, co było wyraźnym znakiem wielkiego szacunku, jakim darzono tę rodzinę. Karawan ciągnęły te same konie, które napędzały młocarnię feralnego dnia. Mężczyźni spoczęli w jednej mogile, przykrytej tablicą z piaskowca. Po 142 latach tablica z grobu Gahlowów na cmentarzu ewangelickim w Tarnówce, okazała się być stosunkowo dobrze zachowana. Poddano ją pracom renowacyjnym, które polegały na oszlifowaniu powierzchni kamienia, pokryciu go specjalnym impregnatem ochronnym oraz wyzłoceniu napisów. Prace te były zrealizowane przez autora tekstu w ramach akcji ratowania nieczynnych historycznych cmentarzy na terenie Gminy Tarnówka. Równolegle w fazie przygotowania jest projekt wydzielenia i zagospodarowania fragmentu cmentarza dla stworzenia lapidarium, gdzie zgromadzone będą zachowane i odrestaurowane tablice nagrobne. Ta z grobu Gahlowów jest zaledwie przysłowiową „kroplą w morzu”, a potrzeb finansowych na realizację projektu jest wiele. Jednostkowy koszt renowacji takiej tablicy to ok. 300zł. Na cmentarzu w Tarnówce zachowało się ich około 10. Istnieje możliwość „wzięcia w adopcję” wybranej płyty nagrobnej i sfinansowanie jej renowacji, a ja z mojej strony zapewniam publikację historii Zmarłego, którego ona dotyczy. Więcej informacji na temat projektu pod nr. telefonu: 660-219-215 Tomasz Zbylut